Getting your Trinity Audio player ready...
|
Rozdział 3
– To będzie twój pokój. – Elegancka właścicielka rezydencji otworzyła przed Marleną drzwi jednego z pokoi. – Mów do mnie Aldona.
Ukłoniła się nieznacznie i z tajemniczym uśmiechem odeszła, kierując się w głąb korytarza, pozostawiwszy zaskoczoną Marlenę samą.
Oszołomił Marlenę widok, który witał ją zza drzwi. Biel, złoto i nadmiar luster, plus woń kadzideł, oraz świeżych kwiatów. Stała w drzwiach z trwożnym wyrazem twarzy, bojąc się przestąpić próg. Jakby to wszystko miało zniknąć i było wyłącznie snem. Bardzo powoli wciągnęła zapach w nozdrza i z rozkoszą przymknęła oczy. Słodycz zalała ją od środka. Pomieszanie nieznanych zapachów upajało.
Weszła do pokoju, czy raczej komnaty, zamknęła za sobą drzwi i usiadła na brzegu ogromnego łóżka. Materac okazał się być tak miękki, że jej pupa ześliznęła się z brzegu i w efekcie Marlena wylądowała na dywaniku, który ścielił się przy łożu. Nie wstawała, a jedynie chłonęła każdy szczegół wystroju, oddychając powoli.
***
– Wiem Aldono, że zajmiesz się nią skutecznie. – Ludwika położyła na kryształowym stole pokaźnych rozmiarów kopertę, wypełnioną banknotami. – Przyjadę po nią za niedługo, a w międzyczasie pozostańmy w kontakcie. Gdybyś chciała mi coś przekazać to dzwoń, ja przyjadę.
– Dobrze, kochana. – Aldona owszem, cieszyła się z gotówki, lecz jeszcze bardziej chciała przyczynić się do uszczęśliwienia przyjaciółki.
Poczuła misję i chciała ją wypełnić. Dostała diament w ręce i musiała go uszlachetnić oprawą, przekształcając w dobrze oszlifowany brylant.
Rozstały się w diametralnie odmiennych nastrojach. Aldona podekscytowana czekającym ją zadaniem i Ludwika przestraszona własną śmiałością i pokładaniem nadziei w tak szalonym planie. Z drugiej strony, była pełna pewności, że postępuje prawidłowo.
Dla rodziny wszystko. Rodzina jest najważniejsza.
***
– Gdy będziesz gotowa, drogie dziecko, to zapraszam cię na dół do salonu. – Aldona wetknęła głowę do pokoju Marleny. – Nie ma co odwlekać tego, co mamy do zrobienia.
I wyszła, zostawiając Marlenę, a ta tkwiła we wciąż niezmienionej pozycji, na podłodze przy łóżku.
***
– Marleno. – Aldona siedziała w nonszalanckiej pozie na kanapie, a naprzeciw w fotelu Marlena przysiadła, niczym zając.
Znów na brzegu siedzenia, złączywszy skromnie kolana i nakrywszy je dłońmi. Nawet wzrok jej był nienachalny i tylko ognia płonącego w oczach nie potrafiła ugasić.
– Wiesz już, na czym polegać ma twa rola i choć może ci się to wydać dziwaczne, perwersyjnie zdrożne i całkowicie nieczyste to uwierz że to, co wymyśliła Ludwika, jest daniem ci szansy na szczęśliwe życie. – Aldona mówiła spokojnie, lecz ekscytacja wyraźnie zmieniła jej twarz. – Dostaniesz wskazówki, jak kobieta winna zachowywać się w stosunku do mężczyzny i nie po to, by zadowolić wyłącznie jego. Otrzymasz wskazówki, jak uczynić mężczyznę swoim wielbicielem, czy wręcz jak stać się jego boginią. Zostanie ci ukazana recepta na szczęśliwość i tylko ważne, byś umiała z tego skorzystać. Postarasz się?
– Tak, pani – szepnęła Marlena, choć tak naprawdę nie rozumiała słów Aldony, czy raczej czuła, że może je co najwyżej zinterpretować, wykorzystując bardzo ograniczony zasób wiedzy, na temat pożycia z mężczyzną.
Właściwie żaden. No bo skąd?
– Dobrze więc. – Zadowolenie biło z twarzy Aldony. – Musimy się wpierw zająć twym ciałem. Zbyt mało cywilizowane ono jest. Naturalne włosy na głowie pozostawimy w prawie niezmienionej formie, lecz resztę należy usunąć!
– Usunąć? – Słabo zapytała Marlena.
Nie spodobało jej się określenie usuwania czegokolwiek z jej delikatnego ciała.
– Tak – przytaknęła Aldona. – W dzisiejszych czasach kobieta owłosiona w okolicach poza głową jest passe. – Skrzywiła się, jakby mówiła o czymś wyjątkowo obrzydliwym. – Kobiece ciało musi być idealnie gładkie i całkowicie łyse. Twoje takim się stanie.
Dla Marleny zabrzmiało to, jak groźba.
Groźba sprawdziła się w realiach, gdy kobieta ubrana w bardzo służbowy, biały kitel kazała jej się rozebrać do naga i oglądała sobie Marlenę, jak wyroby dziewiarskie na targowisku. Zaglądała Marlenie pod pachy, oglądała zęby, jak klaczy i rozszerzała pośladki, by obejrzeć to, co było między nimi. Dla dziewczyny cała sytuacja była poniżająca, ale Aldona uprzedzała ją, że tak się pewnie poczuje na początku.
– Każda z nas przez to przeszła – mówiła uspokajająco. – Na początku faktycznie jest krępująco i nieprzyjemnie, ale czegóż się nie robi dla urody?
– To trzeba wydepilować. – Ubrana w biały kitel asystentka musnęła włoski w intymnym miejscu, w wyniku czego Marlena spąsowiała i zapomniała języka w gębie. – Tutaj musimy przyciąć i z paznokciami trzeba jeszcze coś zrobić. Stan jej dłoni jest taki, jakby na roli to dziewczę pracowało!
Niewiele dalszy był stan prawdy o dotychczasowych zajęciach Marleny. Podczas uprawy warzywniaka klasztornego nikt nie myślał o szczegółach. Na pewno nie o paznokciach. Aby mieć warzywa i owoce, trzeba było pracować. Wyrywanie chwastów, czy przycinanie gałązek i zbieranie owoców pracy, było celem, a dłonie narzędziem. Później należało jeszcze przygotować plony do przerobienia i zamknięcia w słoikach, na zimę. Tak naprawdę, to zakon przypominał samowystarczalny układ zamknięty. Siew, uprawa i opieka nad roślinami, a w końcu zebranie plonu i przerobienie go. Prawie fabryka.
– Zabierajmy się więc do pracy! – Kosmetyczka otworzyła kuferek, który przyciągnęła za sobą z przedpokoju. – Na jedną wizytę to zbyt wiele. Będziemy musiały spotkać się jeszcze ze dwa razy.
– Oczywiście. – Aldona przytaknęła uprzejmie lecz wiedziała, że to sposób na wyciągnięcie od niej większej opłaty, za kosmetykę młodej dziewczyny. – Zaczynajcie więc.
I zaczęła swe zabiegi uskuteczniać żwawa kosmetyczka. Marlena natomiast jęczała z bólu, gdy wyrywano jej włosy z łydek, a nawet zapłakała, gdy depilacja dotarła do pachwin.
Niepotrzebne włosy usuwano, potrzebne przycinano i nacierano pachnącymi specyfikami.
Gdy ból opuchniętego ciała minął, a zabiegi zaczęły dostarczać przyjemność zmysłom, Marlena odprężyła się i zaczęła marzyć. Miała świadomość własnej powłoki, lecz o wiele bardziej wierzyła w duszę i jaźń swą. Ciało miało dopomóc w staniu się częścią rodziny, a przede wszystkim w byciu lepidłem dla poszarpanych stosunków Ignacego, mężczyzny wyznaczonego jej na przyszłego męża i jego rodziców.
Ona, Marlena miała sprowadzić Ignacego na dobrą drogę, uczynić z niego prawego człowieka.
Miała go przede wszystkim rozkochać w sobie i tylko nie wiedziała, jakim sposobem to uczynić.
Matka Ignacego wierzyła w Marlenę, a i Aldona widziała w niej materiał na spełnienie się planu.
Musiała uwierzyć więc i Marlena.
– Będziesz jego aniołem stróżem. – Te słowa Aldony zapadły Marlenie w pamięć i uwzniośliły to, co czekało ją w najbliższym czasie.
***
– Dobrze, Marleno. – Aldona przywołała jej uwagę, widząc znużenie dziewczyny. – Nie będziemy traciły czasu, lecz przejdziemy do wiedzy teoretycznej, dotyczącej zachowania damy na co dzień i w towarzystwie.
Miliony włosów mniej, zmęczenie dziewczyny przeżytym bólem i trwaniem w niewygodnej pozycji, nie było powodem do przerwy w edukacji. Marlena nie, ale Aldona widziała przepaść pomiędzy młodą podopieczną, a społeczeństwem, w które ta pierwsza miała wejść. Musiała ją jakoś uświadomić i nauczyć ukrywania żywiołowych reakcji, by dziewczę nie ośmieszyło się w momencie pierwszych kontaktów ze światem zewnętrznym.
– Do zachowania się przy stole dojdziemy później. – Poprowadziła Marlenę do salonu. – Picia herbaty i zwyczajowych rozmów towarzyskich, nauczymy się w międzyczasie – wyliczała, idąc przodem. – Najpierw opowiem ci jednak, jak wygląda dzisiejszy świat i o tym, jakie wyzwolenie nastało dla kobiet.
Zamówiły dzbanek herbaty, usiadły naprzeciw siebie w fotelach i nim Aldona przeszła do swojej opowieści, korygowała sposób siedzenia Marleny, ułożenie stóp na podłodze, a nawet uniesienie brody i pochylanie twarzy ku filiżance w trakcie picia.
Musiała w duchu przyznać, że dziewczyna była nie tylko piękna, ale i pełna uroku osobistego.
Gdy Marlena piła herbatę, spoglądała w filiżankę, a długie rzęsy przyciągały wzrok równie mocno, co lewa dłoń trzymająca spodeczek pod filiżanką i opierająca się prawie o krągłość biustu. Talia osy, choć gorsetu przecież nie nosiła i krągłe, bardzo kobiece biodra poniżej.
Ignacy nie miał szans, wiedziała to. Jeśli tylko ta mała będzie się stosowała do jej wskazówek i posiada choć trochę sprytu, to za niedługo będzie nosiła pod sercem dziedzica fortuny.
– Dzisiejsze kobiety są wyemancypowane, rozwiązłe i coraz bardziej męskie. – Zaczęła Aldona. – Twoim atutem stanie się więc skromność, czystość ducha i kobiecość. Coś całkowicie odwrotnego do tego, co Ignacy ma na co dzień. Dzisiejsze kobiety palą publicznie, noszą krótkie włosy i obcisłe sukienki, a nawet staników wiele z nich nie nosi…
I snuła swą opowieść o współczesności ciesząc się skupieniem i całkowicie poświęconą jej uwagą. Dziewczyna zapomniała o herbacie i chyba ledwie oddychała, chłonąc coraz bardziej pikantne opowieści o znanych Aldonie paniach z towarzystwa i rumieniąc się coraz bardziej. Nie przerywała, nie zadawała pytań, a ciekawość paliła się ognikami w jej błękitnych oczach.
Ciekawość życia i chęć poznania, dobrze rokowała.
Siedziały tak długo jeszcze i dopiero głód przypomniał im, że nie jadły tego dnia właściwie nic. Lekka kolacja i kieliszek wody na dobranoc oraz obietnica, że z samego rana wrócą do rozmowy.
***
Cały kolejny dzień przegadały, a właściwie to Aldona mówiła, sącząc szokujące treści w uszy Marleny.
Każdy posiłek wykorzystywały do nauki zachowania się przy stole, a wieczorem zwiedzały miasto. Aldona odwiedziła modystkę i z tą umówiły się na dzień następny. Miała ustalony budżet, który należało przeznaczyć na uposażenie dziewczyny i nauczenie jej samoobsługi w tej dziedzinie. Marlena musiała umieć się ubrać, dobierając odzież odpowiednio do sytuacji.
Jedną z nich miała być ta sypialniana i koronki bielizny. Pończochy, oraz staromodny gorset miał być tym, co Aldona chciała wykorzystać jako wabik na Ignacego.
Kolejny dzień i zakup ubiorów dla dziewczyny. Mądrze przekazane wskazówki, jak podkreślić urodę kosmetykami, jak upinać włosy na głowie, oraz jak golić te pod pachami.
Ubieranie bielizny, samodzielne zapinanie pończoch i wiązanie gorsetu rozbawiło Aldonę. Marlena złościła się i parskała, niczym młoda kotka, nim wreszcie opanowała tę sztukę.
– Nie możesz zapinać żabek przy pasku do pończoch, jakbyś plewiła warzywniak! – Aldona ledwie panowała nad sobą. Nie chciała się roześmiać by nie onieśmielić dziewczyny. – Usiądź dziś wieczorem przed lustrem i powtarzaj tę czynność patrząc na siebie, jak na piękny obraz, który wyszedł spod pędzla malarza. Ruchomy obraz, który musi poruszyć to coś w sercu. Ma oczarować i zachwycić. Rozumiesz o co mi chodzi?
– Myślę, że tak – przytaknęła.
Resztę wieczoru zapinała haftki na cienkim ażurze pończoch i odpinała je ponownie. Zdejmowała stanik tylko po to, by założyć go i znów zdjąć.
Złościła się nie widząc różnicy w kolejnych próbach do momentu, gdy odrzuciła włosy, które wcześniej opadły jej na piersi, uniemożliwiając założenie koronek stanika. Ruch głową, lot włosów i opadnięcie długich pasm na plecy. Uchwycenie piękna gestów wykonywanych przez własne ciało i spłynięcie nagłego zrozumienia.
Te chwile przed lustrem były momentem olśnienia i całkowitej jasności co do tego, jak powinna patrzeć na siebie, czego wymagać od ciała.
Usiadła wyprostowana, sięgnęła do tyłu na plecy i odpięła zapięcie stanika. Miseczki rozluźniły się, pozwoliły opaść minimalnie półkulom piersi, a ramiączka ześliznęły się na przedramiona. Jedna dłoń utrzymywała koronki na miejscu, dociskając stanik do piersi, druga zsunęła powoli ramiączko. Subtelny ruch ramion, opuszczenie obu dłoni na kolana i stanik, po chwilowym zatrzymaniu się na stwardniałych sutkach, opadł i zjechał po przedramionach na uda dziewczyny.
Bardzo powoli wyprostowała się, odrzuciła pasmo, które ześliznęło się na pierś i zachwycona obserwowała, jak piersi kołyszą się i unoszą w przyspieszonym oddechu.
Czuła coś nowego w brzuchu i to coś przymrużyło jej oczy, rozchyliło usta.
Dotąd nie patrzyła na siebie w ten sposób. Nie czuła się tak zmysłowo.
W klasztorze nie było luster, a i w wodzie nie wolno im było się przeglądać. Matka przełożona mówiła, że w lustrach czeka na nie Diabeł i że muszą go unikać.
Czy to Diabeł był, w to wątpiła. Raczej zmysły się budziły w niej i to tego chciano uniknąć w klasztorze. Nawet zrozumiałe się to wydawało i logiczne. Po co budzić kobiecość w takim miejscu?
Teraz jednak miała się zmysłowości nauczyć i wykorzystywać ją mądrze i z rozmysłem.
Taki miała zamiar i choć szokowało ją to, co słyszała od Aldony wcześniej, to bardzo zapragnęła poczuć wszystkie te emocje, które targają dwojgiem ludzi. Z tego, co usłyszała, to ludzie potrafili wyczyniać najgorsze głupstwa, byle być z drugą osobą i dzielić z nią łoże. Nie wiedziała nic o dzieleniu łoża i tym, co tak wspaniałego może być we wspólnym spaniu, lecz dyskretny uśmiech, który zawitał na twarzy Aldony w momencie, gdy Marlena wyraziła swe zdziwienie świadczył o tym, że jeszcze wiele tajemnic czeka na odkrycie.
Jutro pochwali się Aldonie swym odkryciem. Pokaże jej pracę malarza, pracę Boga.
Teraz ubierze się, umyje twarz i pomodli. Przeprosi Pana za nieczyste myśli, które miała i za te, których przyjdzie więcej.
Zostaw Komentarz