Kalejdoskop zmysłów rozdział 3

with Brak komentarzy
Getting your Trinity Audio player ready...

Kalejdoskop zmysłów od Monika Liga

Rozdział trzeci

Wpadka

Taniec i oganianie się od wszędobylskich łap. Przywoływanie do pionu gościa, któremu wydawało się, że może więcej, niż ustawa przewiduje. Wkurwienie na zwyczaje, które obowiązywały najwyraźniej w tej firmie. Łapska lądujące mi na pośladkach i ocierające się mimochodem o piersi.

To nie dla mnie!

– Sorry, ale spasuję – sarknęłam wścieklizną, w wyniku czego delegat Warszawy odseparował się od mojej niechętnej powłoki cielesnej, namierzając nowy cel.

Żeby takie zezwierzęcenie panowało między normalnymi ludźmi!

Jak można na coś takiego sobie pozwolić?! Macać ostentacyjnie, jak świeżą rybę, z której chce się wyciągnąć ości?!

Nie wytrzymałam tempa. Nie chciałam brać w tym udziału tym bardziej, że Agnes gdzieś zniknęła, współpracownicy potworzyli lepkie parki, a ja pałętałam się między nimi jak wolny elektron. Musiałam znaleźć odosobnienie i w tym celu wyszłam z zadymionej sali, szukając azylu dla siebie. Nikt tego nawet nie zauważył.

Najwygodniejszym miejscem odosobnienia wydał mi się parapet, pod ogromnym oknem, naprzeciw wejścia do sali tortur. Tortur dla mnie, szans na zdobycie awansu, dla większości współpracownic.

W jakie gówno wdepnęłam?! Chciałam się wyrwać spod rządów szefa – froterysty, a trafiłam do jaskini rozpusty i zepsucia? Co za zasady tutaj panowały?! Widziałam parki opuszczające salę taneczną, odziane w perlisty śmiech samice i mrukliwe odgłosy samców, zapuszczające się w korytarze, wiodące do pokoi. Szli na seks, a ja tkwiłam za firanką. Siedziałam na parapecie i było mi przyjemnie w tyłek. Wolałam ciepło marmurowego parapetu z kaloryferem pod nim, niż udostępnianie tegoż tyłka samcom z władzą. Mnie takie gówno nie podniecało. Nie chciałam „dawać” w zamian za podwyżkę czy awans.

Siedziałam w bezruchu, bojąc się głośniej odetchnąć, by nie zdradzić kryjówki. Siedząc, zobaczyłam Przemka, który z telefonem przy uchu wyszedł z sali i dla odmiany skierował swoje kroki do recepcji, nie do pokoju.

Nie szedł, jak inni na rżnięcie?

Dziwne…

Wypity podczas imprezy alkohol postanowił popsuć mi plany i wykurzył zza mało gustownej firany. Na co dzień nie piję, więc ilość wlana towarzysko w gardło, nie chciała się przyjąć w organizmie, a ten ostatni wołał o wyrzucenie nadmiaru gdziekolwiek, poza obręby własnej tkanki. Nie miałam zamiaru „rzucać pawiem” gdziekolwiek, więc w miarę szybko ewakuowałam się do ubikacji. Kilka minut później, ocierając twarz i spoglądając w przekrwione wysiłkiem, czerwone oczy w lustrze, postanowiłam zakopać się w pościeli, w przydzielonym mi łóżku. I tutaj zonk. Wchodząc do pokoju poczułam, że coś jest nie tak, jak powinno. Tym „nie tak”, okazały się być dwie osoby, gżące się w nim w najlepsze. Cholera! To moje łóżko!

Wycofałam się zniesmaczona takim potraktowaniem czyjegoś legowiska i obrzydzona smakiem, który atakował mą jamę ustną. Musiałam poszukać czegoś bezalkoholowego do picia i czegoś płaskiego do spania. Płaskiego i odosobnionego, czyli bezpiecznego. Chodziłam od drzwi do drzwi, lecz gdy nie były zamknięte na klucz, to w każdym prawie pokoju witał mnie ten sam obrazek. Seks. Jeśli nawet nie było tego widać, to odgłosy, czy też zapach potwierdzały sytuację w czterech ścianach. W jedynym, w którym nie było parek damsko–męskich, siedzieli faceci i popijali ekskluzywny alkohol, nieprzeznaczony dla pospołu. W powietrzu czuć było zapach trawki, a ich oczy zamgliło otępienie, które jednak nie przeszkodziło w rzuceniu mi sprośnego zaproszenia, bym przyłączyła się do nich. Nie odpowiedziałam nic, zamknęłam drzwi i stwierdziłam, że przyjdzie mi oto spać na korytarzu. Kanapa przy popielniczce nie wyglądała na wygodną, ale jeśli wykręcę żarówki z lamp w jej sąsiedztwie, to może nikt mnie nie zauważy…

Leżałam na przykrótkim meblu, z nogami wystającymi poza podłokietnik i próbowałam usnąć. Gdybym chociaż zdobyła kołdrę. Zimno było i niewygodnie, a w dodatku suszyło mnie, przez co zbawienny sen nie nadchodził. Niosące się po korytarzach dudnienie muzyki drażniło uszy, śmiechy i trzaskanie drzwiami wkurzało. Nie miałam szans na sen. Rano będę nieprzytomna i wkurwiona. Poprawka! Wkurwiona to ja już byłam! Zwlekłam swe zwłoki z kanapy i poszłam do łazienki. Napiję się chociaż wody z kranu. Kusił powrót na salę tańców–miziańców, by tam poszukać soku i czegoś do zagryzienia resztek kwasów żołądkowych na języku, lecz od kłującego dymu i nadmiaru decybeli, mogłaby mi w tym momencie eksplodować czaszka. Nie chciałam ryzykować, wybrałam napój z wodociągów miejskich. O szczoteczce do zębów i miętowej paście nie marzyłam nawet. Zeszłam na parter w nadziei, że może wtedy nie natknę się na nikogo z załogi. Nie miałam ochoty nawet na wymianę uśmiechów, nie mówiąc już o rozmowie. Przypięłam się ustami do kranu, odkręciłam zimną wodę i piłam. Smakowało cudownie i uspokajało przełyk. Nie wiedziałam, co dalej. Weszłam do kabiny, zasunęłam zasuwkę i klapnęłam smutno na zamkniętą klapę sedesu. Może tutaj przeczekam noc? Eh…

Skrzypnięcie drzwi wejściowych wyrwało mnie z użalania się nad własnym, skacowanym losem. Nie chciałam, by odkryto moją obecność, więc postanowiłam przeczekać w swojej kabinie załatwianie potrzeb fizjologicznych przez tego kogoś. Nie wiedziałam jednak, że tymi potrzebami będzie coś innego.

– Stówa z góry. – Damski głos.

– Proszę. – To mężczyzna.

Tutaj skończył się dialog. Drzwi obok zamknęły się, zgrzytnął rozpinany rozporek i nastało mlaskanie.

Nie! To się nie działo naprawdę! Czy nawet w klopie ktoś musi się grzać?! Nie może, jak reszta, w pokoju?!

Czy to jakieś zboczenie jest może?

W ściance odgradzającej nas, była dziurka wielkości palca. Wyglądała na pozostałość po starym uchwycie na papier toaletowy. Ja naprawdę nie chciałam tego zrobić, ale… zajrzałam. Pochyliłam się do przodu i zbliżyłam oko do prowizorycznego wizjera. To co przezeń zobaczyłam, podgrzało mi policzki, zatrzymało oddychanie i zacisnęło kolana. Widziałam niewiele, lecz wystarczyło do oceny sytuacji, która miała miejsce za cienką przegrodą drewnopodobną. Kobieta siedziała na sedesie, klęczała, lub kucała. Nie zamierzałam tego sprawdzać, musiałabym uklęknąć i zajrzeć pod przegrodą. Aż tak ciekawa nie byłam. To ta kobieta mlaskała, wydając śliskie odgłosy, które mieszały się z głośnym oddechem mężczyzny. Ssała mu penisa. Obejmowała dłonią i ustami. Co jakiś czas jej głowa znikała mi z kadru, gdy cofała ją w tył, lecz wtedy widziałam…

Nie jestem zbytnio doświadczona seksualnie. „Przydarzył” mi się jeden facet tylko. Tak, określenie „przydarzył się” idealnie pasuje do opisania tego czegoś, co związkiem nie było. Spędziłam z nim trzy lata swojego życia, lecz w sprawach łóżkowych traktowana byłam raczej jak gumowa lalka. Nic ekscytującego, czy choćby prowadzącego do orgazmu. Orgazmy owszem, przeżyłam, ale wyłącznie we własnym towarzystwie. Trzy lata skończyły się mało boleśnie i bez płaczu. On się znudził moją oziębłością i niemożnością doprowadzenia mnie do orgazmu. Pewnie obniżało to poziom jego męskości. Ja natomiast zastanawiałam się po wszystkim, po kiego grzyba tak długo z gościem wytrzymywałam. Z głupoty chyba.

Teraz widziałam akcję, do jakiej ja sama nigdy się nie zmusiłam. Wziąć facetowi do ust?! Obrzydliwe! W dodatku obcemu! Skoro za pieniądze, to musiała to być prostytutka. Komu z pracowników zachciało się płatnych rozrywek cielesnych? Zabrakło samic do pary, bo ja urwałam się z imprezy? Nie, przecież ktoś tam poległ i usnął pod stołem z alkoholami, no i jeszcze ekipa w oparach trawy. Czyżby inne układy niż parki, ktoś uskuteczniał?!

Nie oddychałam prawie, nie ruszałam się wcale, by nie zdradzić swojej kryjówki. Skończą, ubiorą się i pójdą sobie. Ja tutaj popłaczę może i usnę w końcu na kiblu.

Gdy człowiek chce być niezauważony, niewidzialny prawie i przezroczysty, coś zawsze musi się wydarzyć, by namieszać w jego planach. Nie wiem, czy to w wyniku pozycji, jaką przybrałam i tkwiłam w niej, czy może smrodu chloru, środków dezynfekcyjnych, może z nerwów po prostu, ale najzwyczajniej w świecie kichnęłam. Nic głośnego, żadnej trąby jerychońskiej, po prostu „a psik”. Istniała szansa, że nie dosłyszeli. Byli w końcu zajęci, pochłonięci sobą. Mężczyzna przyjemnością w ustach prostytutki, kobieta wykonaniem usługi, za którą pobrała opłatę. Zastawiłam nos dłonią i czekałam cierpliwie.

Skończyli.

Znów dźwięk rozporka, tym razem zapinanego. Cichy trzask stawów, pewnie kolan kobiety, gdy wstawała. Otwarcie drzwi, stukot obcasów na kafelkach podłogi i zamykane drzwi wyjściowe. Odetchnęłam z ulgą i wyprostowałam się na „wucecie”. Plecy mi ścierpły od przeczekiwania usługi, w gardle znów odezwała się suchość i dopadła mnie ponownie świadomość, że gdzieś muszę umieścić swoje zmęczone ciało tej nocy. Cóż, zrobię rekonesans po pokojach. Może ktoś już skończył i zwolni się jakieś spanie.

Z zadumy wyrwało mnie stukanie do drzwi kabiny, w której się dołowałam właśnie. Stukanie ponowiło się po kilkunastu sekundach, w czasie których starałam się zdematerializować.

– Zajęte – pisnęłam w nadziei, że stukający szuka tylko wolnej kabiny.

Po co jednak miałby ktoś tutaj przychodzić, skoro cała impreza odbywała się piętro wyżej, a obok są wolne jeszcze dwie kabiny?

Cholera, więc jednak za głośno kichnęłam.

– Wiem, że zajęte. – Męski głos w odpowiedzi. – Zorientowałem się jakiś czas temu.

– To idź sobie. – Kolejna, marna próba.

– Otwórz.

Nie jestem tchórzem i wiedziałam, że to nie ja mam się tutaj czego wstydzić. Wstałam, odgarnęłam włosy, które w wyniku dziwnej, wcześniej przybranej pozycji, wciąż wisiały mi na czole. Odryglowałam klamkę i stanęłam oko w oko z szefem.

Znajdziesz ją w moim sklepie

Zostaw Komentarz