Getting your Trinity Audio player ready...
|
Rozdział piąty
Niedowierzanie
Wściekła, jak jasna cholera i fizjologicznie podniecona stałam, zasłaniając się kołdrą i mając widok na wybrzuszenie w spodenkach Przemka. On sam był całą sytuacją rozbawiony i przyglądał mi się, jak małpie na wybiegu.
– No co? – Zadał durne pytanie.
– No jajco! – Prawie wrzasnęłam. – Nie rozmawiam z tobą i śpij sobie sam, ze swoim zrobaczywieniem! Ode mnie ręce wara! Może dziurę w materacu sobie zrób, albo zadzwoń po płatną panienkę, skoro znowu cię naszła potrzeba?
– Nie naszło mnie. – Mina niewiniątka.
– No widzę właśnie! – Wskazałam na namiot w gatkach. – Sikać ci się tylko chciało, co?
– Ty zawsze taka sztywna jesteś? – Najwyraźniej nie był przyzwyczajony do podobnych zachowań u kobiet. – Taka cnotka niewydymka?
– Nie, Przemku. – Podeszłam i zabrałam z łóżka jedną z poduszek. – Seks traktuję trochę inaczej niż wysranie się!
– Czyli co? – Usiadł na łóżku, opierając się o jego wezgłowie. – Królewicz na białym koniu, żyli długo i szczęśliwie, a podniecenie przed ślubem będziesz tłumić, zamiast sobie zrobić dobrze?
– Nie wiem, jak człowiek na twoim stanowisku może być takim ułomem w tym temacie – syknęłam, zdając sobie po raz kolejny sprawę, że mówię do przełożonego. – Nie będę ci wyjaśniać mojego podejścia do tego, bo to ci powinni byli przekazać w domu rodzinnym. Takie sprawy wpaja się od dziecka i robią to rodzice.
Nie wiem, co takiego palnęłam w ostatnich zdaniach, ale na twarzy Przemka nastąpiła zmiana. Rysy stężały, zbladł, szczęki zacisnęły się. Wyglądało na to, że rozmowa została zakończona.
Rzuciłam kołdrę na podłogę przy kaloryferze, na nią poduszkę i opatuliłam się, zawijając w nią, jak w kokon. Nie było wygodnie, ale było ciepło. Bardzo chciałam usnąć i tylko gonitwa myśli przeszkadzała w odpłynięciu w niebyt. Czy straciłam właśnie pracę? Że nie awansowałam wyzywając szefa, tego byłam pewna. Nie wiedziałam, co czuć. Z jednej strony dosyć miałam tej sodomy i gomory, ale z drugiej… Kurczę, gdzie ja znajdę tak dobrze płatną fuchę?
W końcu usnęłam i zbudził mnie Przemek, krzątając się po pokoju. Wyglądał świeżo, jakby wczoraj poszedł spać o dwudziestej. Miałam wrażenie, że kilka minut temu zamknęłam oczy, a już pora wstawać.
– Dzień dobry – rzucił tylko oschle i wrócił do pakowania swoich rzeczy do torby podróżnej.
Ja musiałam przypominać obraz nędzy i rozpaczy po wczorajszym wieczorze i nocy na podłodze, ale miałam to szczerze w dupie. Nie kandydowałam na miss poranka, nie chciałam mu się podobać i marzyłam jedynie o kawie i czymś, co zajęłoby na jakiś czas żołądek. Powlekłam się do łazienki, mając w nosie własne nieubranie. Lustro potwierdziło przypuszczenia. Blada twarz, podkrążone oczy i włosy w stanie chaosu. Muszę się ubrać, a później najgorsze. Wyjdę w objęcia oczu ludzi z pracy, a ci będą mnie oceniać, układać sobie w głowie scenariusze wczorajszego wieczoru. Nie byłam nigdy w podobnej sytuacji i choć miałam ochotę nakrzyczeć im wszystkim, że ich rojenia nie są prawdą, to wiedziałam, że to bez sensu.
– Dzięki za udostępnienie miejsca do spania. – Skłoniłam głowę, jak na dobrze wychowaną jednostkę przystało.
– Nie ma za co.
Brak uśmiechu, minimalny kontakt wzrokowy i to by było na tyle z jego strony. Chyba jednak miałam przechlapane.
Wyjście z pokoju i pierwszy strzał zaciekawionego wzroku, coś na kształt uśmiechu błąkającego się po ustach i pozdrowienie.
– Cześć Marlena. – To kierownik magazynu. – Mam nadzieję, że dobrze się spało.
– Cześć – bąknęłam, choć miałam ochotę kazać mu spadać. – Cudownie wręcz.
Znalazłam pokój, a w nim Agnes. Siedziała na łóżku, malując paznokcie.
– A jednak poszłaś w tango. – Rzuciła wesoło. – Z kim?
– Z nikim – warknęłam – Nie miałam gdzie spać, bo wszędzie się dupczyli.
– Normalka. Mówiłam ci. – Wzruszyła ramionami. – To gdzie spałaś?
– U Przemka.
Nie musiałam długo czekać na reakcję. Brwi, jak zwykle, zniknęły pod grzywką, oczy powiększyły się, a pędzelek z lakierem do paznokci zawisł nad palcem. Kropla lakieru niegrzecznie pacnęła w płytkę paznokcia i spłynęła z niego na szafkę.
– Chcesz mi powiedzieć, że wyście się…
– Nie! – Przerwałam jej. – Mówię ci właśnie, że do niczego nie doszło! – Trochę jednak kłamałam. – Wałęsałam się po korytarzach, trafiłam na niego i zaproponował mi spanie u siebie.
– W sensie, że nocleg? – Nie dowierzała moim słowom.
– W sensie, że tak. – Potwierdziłam.
– I chcesz mi powiedzieć, że wy tak w jednym łóżku i… nic?!
– Spałam na podłodze, on na łóżku.
Pędzelek opadł na blat szafki, paćkając go na czerwono. Agnes wpatrywała się we mnie równie zdziwionym wzrokiem, co wcześniej Przemek.
– No to fajnie było cię poznać – mruknęła i wróciła do malowania paznokci.
– Wyjaśnij. – Oj, źle to zabrzmiało.
– Ostatnia laska, którą przyjęto tak, jak ciebie, poleciała z pracy po miesiącu. Nie pasowała tutaj, więc się pożegnano.
– Przyjęto, jak mnie? – Nie podobało mi się to określenie.
– Dziewczyno. – Zakręciła buteleczkę płynnej czerwieni. – Ciebie przyjęli za wygląd, a w szczególności za cycki.
– A ciebie? – Usiadłam obok niej.
– Jak i ciebie, i każdą z pracujących tutaj kobiet – oznajmiła ze spokojem. – Sprawdzianem przydatności jest zachowanie na imprezach. Albo się z innymi pukasz, albo lecisz.
– Mówiłaś, że ty się nie pukasz. – Przypomniałam, jej własne słowa.
– Znalazłam sposób na niepukanie się z załogą. – Czyściła wacikiem plamę lakieru na szafce. – Wykreowałam się na zabawową dziewczynę, niemieszającą przyjemności z pracą. Na imprezach tańczyłam, jak na kogoś po nauce tańca przystało i chyba to mnie ocaliło. Taką małpiatką do podziwiania się stałam. Później zdobyłam swoich klientów, oni przywiązali się do mnie. Teraz już jestem bezpieczna, lecz przez pierwszy rok drżałam, czy dostanę przedłużenie umowy.
– To co mam robić, żeby nie musieć się kurwić, a mieć tą pracę? Tańczyć nie umiem. – Wiedziałam, jak to głupio brzmi.
– Nie wiem, laska.
Nie kłamała. Nie wiedziała.
Na śniadaniu część załogi była śnięta i ledwo żywa. Inni tryskali humorem i energią, dzieląc się na głos wrażeniami z imprezy. Nikt nie przytaczał szczegółów, nie było mowy o tym, co działo się w pokojach. Nie było ogólnie tematu, a jedynie dobre humory! Nic z tego wszystkiego nie rozumiałam…
Powrót autokarem pod siedzibę firmy i znów impreza w drodze powrotnej. Znów kubeczek z alkoholem krążył między siedzeniami, ale na szczęście nie wszyscy pili. Mogłam więc nie pić i ja. Po prawdzie, to gdybym wlała w siebie choć kroplę wódy, rzygałabym jak pewien gość restauracji, w filmie Monty Pythona. Co to go na wymioty pociągnęło? A! Listek miętowej czekolady!
Dojechaliśmy do celu, część załogi spiła się w czasie drogi, jak świnie. Ja marzyłam o kąpieli z pianką i tylko wystrój łazienki mi do tej wizji nijako pasował. Warto było mieć pracę i płacę. Marzyła mi się wanna, białe kafelki i ledowe oświetlenie. Do kompletu jeszcze brakowało świec, aromatycznych soli i… A pierniczę! Wstąpię po drodze do Rossmanna i kupię świece oraz sole aromatyczne. W ich blasku ta klita, niby łazienka, będzie może ciut lepiej wyglądała. Na coś ładniejszego zarobię i to w TEJ waśnie firmie. Nie wiem skąd ta pewność we mnie powstała, ale wysiadając z autokaru, tak właśnie sądziłam. Widziałam czułe powitania ze współmałżonkami, którzy przyjechali odebrać swoje „połowy” po wyjeździe szkoleniowym. Te połowy odbywały kilkanaście godzin wcześniej kontakty z innymi połowami, lecz oni o tym nie wiedzieli. Ciekawe, czy się domyślali.
Przemek z nami nie wracał, bo jako naczelny, nie bratał się z pospołem. Nie dla niego był autokar. On woził się wyłącznie wypasioną furą. Firmową oczywiście.
Na Agnes nikt nie czekał, lecz nie wydawała się być tym faktem zmartwiona. Wsiadła w taksówkę, pomachała mi na pożegnanie i zostałam sama, skołowana i wciąż skacowana.
Zapach mieszkania powitałam z ulgą. Wyjazd kosztował mnie wiele nerwów i teraz pragnęłam wyłącznie spokoju i jedzenia. Z kubkiem kakao i talerzem kanapek zasiadłam na kanapie. Musiałam obmyślić jakiś plan. Powoli, bardzo powoli rodził się on w mojej głowie i po wchłonięciu odpowiedniej ilości słodkiego, gorącego napoju stwierdziłam, że może się udać. Potrzebowałam jedynie kilku rekwizytów i mogłam je znaleźć w ciuchlandii. Musiałam się odrobinę odmienić, by było widać odmianę. Kobieta zmienną jest, więc tak właśnie będzie ze mną.
Rozparłam się wygodnie na miękkich poduchach, włączyłam nastrojową muzykę i zaczęłam snuć plany.
Zostaw Komentarz