Laleczka szefa rozdział 1

with Brak komentarzy
Getting your Trinity Audio player ready...

Laleczka szefa od Monika Liga

Endriu

Uwielbienie

Mógłbym tak stać do jutra i po prostu patrzeć, jak zmaga się z szufladą, zmieniając papier w kopiarce. Byle mieć widok na jej nogi i mini opinającą zgrabny tyłeczek. Kurwa! Zwariuję przez nią!

Mógłbym oczywiście podejść i jej pomóc, ale tego nie zrobię. Dlaczego?

Po pierwsze straciłbym piękne widoki, a tych byłoby szkoda. Po drugie jestem jej szefem i na pewno inna pracownica poczułaby się z tego powodu pominięta, bo może kiedyś też mogłem jej pomóc w podobnie banalnym problemie. Po trzecie…

No dobrze, nie ma sensu się oszukiwać. Magda nie zauważyłaby nawet, kto jej pomógł. Jaśniej – nie zauważyłaby MNIE.

Niestety, nie jestem typem przystojnego mięśniaka, na których spoglądają kobiety. Nawet nie jestem postawny, a natura poskąpiła mi uroku osobistego, tak mocno działającego na płeć piękną. Nie mam blond grzywy, czy dwóch metrów wzrostu. Bozia dała jedyne sto siedemdziesiąt centymetrów i zero włosów na głowie. Tylko na głowie! Resztę ciała obsypała nimi w nadmiarze. Jakby to było potrzebne albo seksowne.

Te! – Głos Krzyśka przerwał wędrówkę mojego wzroku od zgrabnych łydek w górę. – Bo se gały wypatrzysz!

Miałem ochotę mu lutnąć! Byłem właśnie oczami wyobraźni pod spódniczką, a ten cham zbolały mi to przerwał. Dobrze, że powiedział to szeptem i adresatka mojego napalonego spojrzenia nie usłyszała go.

Weź się odwal – warknąłem, kierując kroki w stronę swojego gabinetu.

Oczywiście nie odwalił się, lecz szedł za mną. Za mało mu było, teraz mi będzie przysrywał. Ech, zachciało mi się zatrudniać kumpla. To nie było dobre połączenie, bo przez naszą wieloletnią znajomość jeszcze z czasów szkolnych, granice pomiędzy przełożonym a pracownikiem zacierały się. I fakt, że pracował w mojej firmie. Nie jego! Niby to nie przeszkadzało w przyjaźni, ale drzazga zawsze tkwiła. Olać to!

Jak zwykle pozwolę mu przegiąć pałę i jak zwykle Krzychu wróci do swojej pracy z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Zadowolony, bo pokaże innym, że może wejść mi na głowę.

Czy mu na to pozwolę? Ano pozwolę. Jeszcze ten jedn raz. Ostatni!

Co ty, Endrju, nie wiesz, jakich ona facetów lubi? – Krzysiek przyodział twarz w pozornie zdziwioną minę. – Po pierwsze wysokich – wyliczał, wyłamując palce, a ja zgrzytałem zębami. Trafił celnie w mój największy kompleks. Zabolało, ale oczywiście przemilczałem to. – Po drugie przystojnych – mówił dalej, na szczęście na tyle cicho, że nikt poza nami tego nie słyszał. – Po trzecie blondasów, z tego, co wiem. – Uśmiechnął się perfidnie. – A u ciebie raczej koloru włosów nie widać. Ba! Włosów nie widać!

Był strasznie, swoimi słowami, rozbawiony, a po mnie jak zwykle one spływały. Prawie. A może jednak nie? No dobra, byłem wkurzony, więc chyba jednak moja odporność na jego toporne żarty i grubiańskie poczucie humoru się zmniejszyła.

Dobra, dobra – przerwałem przemowę Krzyśka w obawie, że rozpędzi się zbytnio i w końcu przegnie przysłowiową pałę. – Mam inne atuty…

No tak! Pan Wielki Pyton! – Klasnął w dłonie. – Tylko co ci po tym atucie, skoro nie możesz go… wyeksponować?

Okej. – Nie chciało mi się tego przeciągać. – Mam pracę, więc wybacz i stleń się. Bo jakby nie było, to ja cię z niej będę rozliczał.

Skrzywił się, po czym odwrócił się na pięcie i wrócił do swojego boksu. Na szczęście bez kontynuowania tej słownej utarczki. I dobrze, bo załogę często dziwiły nasze relacje i granica, którą Krzychu lubił naciągać.

Ech ta Magda, a właściwie Magdzine zjawisko. Piękność wyśniona w mokrych snach erotomańskich, które męczyły mnie od miesięcy. Jej nogi, włosy, oczy, biust i gracja ruchów, śniły mi się często. No i jeszcze wspomnienie jej zmysłowego zapachu, który pochwycałem aparatem powonienia, gdy udało mi się zabrnąć wystarczająco blisko w jej rejony.

Magda…

Piękna…

Kurwa mać!

Ile czasu można tak marzyć?! Przecież to strata czasu i energii!

Co z tego? Nie umiałem jej wyrzucić z myśli.

Dobra, czas popracować – mruknąłem do siebie pod nosem i zamknąłem drzwi gabinetu, wybudzając komputer z trybu uśpienia.

Po raz ostatni spojrzałem w kierunku pokoju kadr, w którym od kilku dni pracowała śliczna blond dziewczyna, po czym otworzyłem skrzynkę pocztową i zabrałem się za bieżączki. Może chociaż na chwilę uda mi się o niej zapomnieć.

Po pracy wróciłem do domu, a w nim odpaliłem komputer i ze skleconym naprędce posiłkiem, zasiadłem przed ekranem.

Dlaczego, gdy pichcę tylko dla siebie, to niespecjalnie chce mi się to robić?! Może tylko ja tak mam? Czy to jeden z elementów rzeczywistości singla? Co za różnica? Ech, tylko przygnębiają mnie takie rozmyślania.

Zjadłem ryż z cebulą i brokułami, posypany tartym parmezanem. Żaden kulinarny odlot, ale wystarczyło, bym był syty.

Na wieczór planowałem trening biegowy. Wyrzucę w ten sposób nadmiar energii z siebie i może szybciej zasnę.

Na planowaniu się skończyło.

Jak urzeczywistnić swoją wyśnioną kobietę? – westchnąłem, wpatrując się w okienko wyszukiwarki Google. – Sprawdźmy to.

Spontanicznie wpisałem te właśnie słowa, czując, jak głupie jest to, co robię. Bez przekonania kliknąłem przycisk Enter na klawiaturze. To był impuls, choć z perspektywy czasu można by go nazwać palcem bożym. Może bardziej pięścią.

Kup sobie swoją kobietę na święta!

Siedziałem przed ekranem laptopa i nad talerzem z coraz chłodniejszymi resztkami posiłku, patrząc na tajemniczo brzmiące wyniki wyszukiwania. Zaciekawiła mnie miniatura półnagiej kobiety, wyświetlająca się przy krzykliwym nagłówku. Uległem, kliknąłem, wszedłem na stronę i… oniemiałem.

Patrzyłem na zjawiskowe piękności. Prawie nagie. Pełne kształty, ogromne oczy, długie, gęste włosy i soczyste usta. Wszystkie idealne i w każdym możliwym typie urody oraz odcieniu skóry. Zaniepokoiło mnie to i dało jednoznaczne skojarzenie z porno stroną.

Nie jestem święty i nieraz korzystałem ze znanych serwisów z bezpłatną pornografią w stylu YouPorn czy PornHub. Jednak tutaj jakość zdjęć była tak dobra, że to w pierwszej kolejności wzbudziło mój niepokój.

O co tu, kurwa, chodzi?! – Aż się pochyliłem do przodu, zbliżając twarz do ekranu.

Przyglądałem się nagromadzonym w jednym, fotografowanym miejscu, kobietom. Były skąpo odziane, a niektóre wyglądały, jak zbytnio rozwinięte fizycznie dzieci. To ostatnie zaniepokoiło mnie, bo za żadną cenę nie chciałem wchodzić na strony z treściami pedofilskimi. Już miałem wyjść z witryny, gdy wzrok mój padł na słowo „lalka”. Zacząłem więc wczytywać się w treść.

Co takiego?! – szepnąłem, odsuwając talerz na bok.

Odechciało mi się jeść, a podekscytowanie rosło we mnie z każdą chwilą. Widelec spadł na podłogę, ale byłem zbytnio zaaferowany odkryciem, by chciało mi się po niego schylać.

Z treści tajemniczo – ale i profesjonalnie – wyglądającej witryny internetowej wynikało, że mogę mieć ideał kobiety u siebie na kanapie. Każdą kobietę, tylko… sztuczną.

Producent reklamował produkt pod nazwą REAL DOLL. Silikonowe odwzorowanie ideału kobiety, powleczone cyberskórą. Faktycznie wyglądały jak prawdziwe! Chociaż może to kwestia fotografii i oświetlenia? Czytałem dalej.

Nie, no bez przesady! – Drżącą dłonią scrollowałem stronę. Przyglądałem się ofercie z rozdziawioną paszczą. – Ja pierdolę! Niemożliwe! – szeptałem zaskoczony, widząc wybór dostępnych opcji. – Nie wierzę!

Patrzyłem na VIP–owską wersję, dla najbardziej wymagających klientów. Były to lalki wyposażone w komputer, dzięki któremu reagowały określoną sekwencją zachowań w zależności od sytuacji. Wcześniej zaskoczyły mnie modele zupełnie niezautomatyzowane, czyli odpowiedniki gumi lali, tyle że w wydaniu exclusive. Wszystko przebiły, komputerowo sterowane cacka z mnóstwem czujników. Producent pisał, że to egzemplarze, które jęczą, dostosowując się do zachowań użytkownika.

W sensie, że ja ją posuwam, a ona jęczy w takt pchnięć?! Nie, to już przechodzi ludzkie pojęcie! Co będzie następne? Cyborg?

Miałem ochotę wyłączyć komputer, czując, że to miejsce dla dewiantów. No bo kto przy zdrowych zmysłach kupuje sztuczne kobiety? Przecież lepiej zwalić sobie konia, a nie pieprzyć jej namiastkę! Już nawet sięgnąłem do ekranu i pchnąłem go w dół, by zamknąć laptop, gdy dotarłem do TEJ grupy „produktów”.

Hasło reklamowe mówiło: „Przyślij nam jej zdjęcia, a my zrobimy dla Ciebie jej kopię! Chcesz pieprzyć swoją sąsiadkę lub koleżankę z pracy? Teraz to możliwe! Pomożemy Ci w tym!”.

Dłoń opadła, a nos prawie zetknął się z kranem. Reklama mówiła, że muszę tylko wysłać dokładny opis, plus zdjęcia, a najlepiej również filmy z kobietą, o której marzę i którą chcę mieć, a zrobią ja dla mnie.

Zrobią mi Magdę!!!

Z impetem zamknąłem laptop i poszedłem nalać sobie wina. Musiałem jakoś zagłuszyć nadmiar emocji, który z każdą sekundą rósł we mnie i mnie pobudzał. Oczami wyobraźni widziałem tę namiastkę Magdy na swojej kanapie. Nagą i nieprawdziwą, ale jednak!

Pierdolę! – stwierdziłem na głos, po czym po upiciu połowy kieliszka jednym haustem, uzupełniłem szkło prawie po sam brzeg. Wypiłem i tę porcję, a następnie odstawiłem pusty kieliszek do zmywarki z takim impetem, że pękł, a jego części wpadły pod kosz na naczynia.

Idę spać!

Zamknąłem zmywarkę kopniakiem, stwierdzając, że kieliszek, czy raczej jego resztki wyjmę następnego dnia.

Zrezygnowałem z biegania. Byłem zbytnio wzburzony. Zresztą, pijąc wino, wiedziałem już, że nici z tej formy ruchu dzisiaj. Miałem ochotę na zupełnie inną aktywność!

W końcu umyłem zęby i władowałem się do łóżka.

Spać, nie myśleć! Na pewno nie o takich idiotyzmach!

Leżałem tak godzinę, co chwila, przewracając się z boku na bok. Próbowałem usnąć, ale wszystko mnie swędziało i miałem wrażenie, że pod skórą szaleje mi całe stado mrówek. Ciekawość wygrała ze snem. Odrzuciłem wściekle kołdrę i wróciłem do cholernego laptopa.

Siedziałem, patrząc na ofertę producenta. Mogę mieć swój ideał kobiety, obleczony w cyber skórę. Ciepłą jak człowiek, jęczącą i mruczącą do mnie świństewka. Będzie obok mnie w łóżku. Codziennie, niezmiennie piękna, gotowa i tylko moja. Jedyne co muszę zrobić, to dostarczyć materiały na jej temat i pokaźną kwotę.

I tu był problem, bo za poradą doradcy finansowego zainwestowałem wszystkie fundusze w działki. Pewnie, że mógłbym jedną z nich sprzedać, ale to wymagało czasu. Byłem niecierpliwy i podekscytowany, bo chciałem mieć swoją Magdę już! Poza tym oferta świąteczna, a dodatkowo rabat dla nowego klienta, czyli mnie, wygasał za cztery dni! W tym celu jednak musiałbym wziąć pożyczkę.

Poprawka – wezmę pożyczkę! Chcę mieć swoją Magdę!

Znajdziesz ją w moim sklepie​

Zostaw Komentarz