Piątek trzynastego BARDZO CI DZIĘKUJĘ

with Brak komentarzy

OPIS: 

Jedni wierzą, że piątek trzynastego to pech. Inni mają takie wierzenia w nosie. Jeszcze innym los rzuca pod nogi kłody, by móc podarować i coś dobrego.

 

POBIERZ BEZPŁATNIE E-BOOK W TRZECH FORMATACH
lub czytaj bezpłatnie poniżej

Piątek trzynastego od Monika LigaRozdział 1

Nie wierzę w pecha i gdy ktoś mówił mi o pechowym piątku trzynastego, to mam ochotę odwrócić się i zostawić delikwenta z jego zabobonami.

Ten piątek przerósł jednak wszystko, co mógłbym sobie wyobrazić i zaplanować w pechowym scenariuszu.

8:00

Obudziłem się skołowany, jakby mi ktoś garnek na głowę założył. W mieszkaniu było upalnie wręcz, a to za sprawą mojej księżniczki, która jest ciepłolubna i mimo dogasającej za oknem zimy, postanowiła utrzymać w naszych murach letnią temperaturę. Dla mnie dwadzieścia pięć stopni to zbyt wiele, by czuć się dobrze. Dla niej zbyt mało, bo nie może poruszać się w naszej przestrzeni w odpowiednim dla siebie stroju.

Marta wymyśliła sobie kiedyś, że jedynym godnym dla dziewczyny jej pokroju strojem, są spodenki i koszulki. Takie ze strzępka materiału, których prawie nie ma. Nie osłaniają zbyt wiele, ponieważ mają mnie kusić. Kolejną sprawą jest to, że tyle mojej kasy wydaje na pielęgnowanie swego ciała, że karygodnym byłoby nie podziwianie efektów tych zabiegów.

Mój portfel topniał pod wpływem jej fanaberii, bardzo wysokich rachunków za gaz, oraz jedzenia z knajp, które przywoziłem w drodze z pracy. Nie chciała gotować, gdyż jej nienaganny manicure nie przetrzymałby kontaktu z marchewką, czy ziemniakami.

Godziłem się na to dotąd, bo była świetna w łóżku. Nie wiem jednak, czy na dłuższą metę wyrobię finansowo i nerwowo.

Obudziłem się i stwierdziłem, że godzina ósma jest zbyt późną, bym zdążył do pracy na… ósmą. Wyskoczyłem z łóżka, na co moja pani mruknęła ze złością. Ona nie opuszcza pościeli przed południem. Pracować nie musi. Od tego jestem ja.

Szybkie ubranie się przeplecione nerwowym myciem zębów i galop do auta. Ruszyłem z kopyta i pomknąłem do firmy.

8:25

Wykonywałem właśnie skomplikowany manewr slalomu między wlekącymi się przede mną autami, gdy tablica rozdzielcza zaczęła świecić i mrugać, jak choinka bożonarodzeniowa, a spod maski dało się słyszeć dziwne dźwięki. Spanikowany zjechałem na pobocze i wyłączyłem silnik. Przynajmniej próbowałem. Czekałem, słuchając kakofonii wydobywającej się z bebechów samochodu i zasłuchanie to przerwał dym, nieśmiałymi językami wydobywający się spod maski. Za dymem zaczął wypełzać ogień i tak oto siedziałem na fotelu kierowcy z rękami na kierownicy, przyglądając się dziwnemu zjawisku przed przednią szybą. Siedziałem tylko chwilę, bo już po kilkunastu może sekundach, gryzące opary zaczęły się wdzierać do wnętrza. Błyskawicznie odpiąłem pasy, wyskoczyłem na zewnątrz i pognałem do bagażnika po gaśnicę. Odbezpieczyłem ją i wypróżniłem zawartość na maskę samochodu. Nie miałem odwagi otwierać jej. A jak cholerstwo wybuchnie?!

Co tu się dzieje? – Jakiś obcy, przerażony facet podbiegł do mnie, trzymając w ręku gaśnicę.

No pali się! – Wrzasnąłem, bo ognisko w aucie zaczęło wydawać coraz to donośniejsze dźwięki.

Odsuń się pan! – Wrzasnął nowy współtowarzysz i natarł swoją gaśnicą na coraz to większe płomienie.

Nie dał rady ugasić samochodu on, jak i kilku kolejnych domorosłych gaśniczych. Wysłużona Lagunka jarała się już pod niebiosa, otaczając czarnymi kłębami dymu, a ja żałowałem jedynie nowej pary okularów przeciwsłonecznych i kolekcji ulubionych płyt cd, które płonęły wraz z samochodem.

Odsuwaliśmy się od wraku na coraz większą odległość, ponieważ smród jaki wokół siebie roztaczała przy tym akcie samospalenia, atakował coraz agresywniej.

Straż pożarna przyjechała już wyłącznie po to, by dogasić wrak i ponoć w tym pechu miałem szczęście, że nie zatankowałem dzień wcześniej do pełna.

Szkoda mi było Lagunki. Wiele ciepłych wspomnień wiązało się z tym autem i większość umiejscowiona była na tylnym siedzeniu.

10:15

Dotarłem do firmy i już w progu zaliczyłem opierdol. Swoim spóźnieniem zawaliłem ważną prezentację, na którą materiał przygotowywałem od tygodnia. Szef był tak wściekły, że nie dopuścił mnie nawet do głosu, bym mógł wyjaśnić powód zwałki. Że też cholera nie pamiętałem o tym, by zadzwonić z pogorzeliska i powiedzieć, gdzie w komputerze mają szukać. Poinformowano mnie dodatkowo, że premia, na którą pracowałem od dwu miesięcy, już mnie nie dotyczy. I to było na tyle.

Dodatkowym kosztem miało być jeszcze odholowanie i zezłomowanie wraku trupa samochodu. Sam miód dla moich nerwów.



16:50

Powrót do mieszkania i Marty. Do względnego spokoju, jeśli tylko księżniczka nie będzie strzelała fochów. Mam nadzieję, że to nie czas jej okresu. Tuż przed TYMI dniami jest wściekła i upłakana naprzemiennie.

Kupienie obiadu olałem. Nie będę płacił jeszcze za postój taksówki, podczas oczekiwania na zamówienie.

17:30

To nie dla mnie takie życie. Wybacz, ale wolałam wyprowadzić się podczas Twojej nieobecności. Nie dzwoń – Marta”

Nie wiedziałem, co czuć. Z jednej strony złość na nią, że tak tchórzliwie spakowała się i wyniosła. Z drugiej jednak, ulga i poczucie wolności. Nie wiedziałem w sumie, czy bardziej Marty, czy raczej Laguny będzie mi brakowało. Zdecydowanie tego drugiego. Jedynym felerem, zaistniałej sytuacji było to, że zabrała z sobą zbyt wiele sprzętów, nie należących do niej. Kurwa, telewizora jeszcze nie skończyłem spłacać! Nie miałem zamiaru zamartwiać się tym w tym momencie. Musiałem zjeść coś wreszcie i wykąpać się. Jechałem spalenizną, jak etatowy palacz.

18:30

Przypalony obiad, sklecony z jedynych, dostępnych w lodówce składników dopełniał słodkości tego dnia. Zawartość patelni wylądowała w koszu. Pozostało jeszcze odprężenie w wannie. Długa kąpiel powinna pomóc na zszargane nerwy. Może jeszcze jakieś walenie konia przy okazji. W sumie, to dawno nie miałem okazji na takie zabawy. Marta jako koczownik w mieszkaniu, wychodziła wyłącznie wtedy, gdy nie było w nim i mnie. Przyjemnie będzie odświeżyć wspomnienia. Kiedyś byłem prawdziwym ekspertem w dziedzinie samogwałtu!

Tak, jak wszedłem do wypełnionej wodą wanny, tak z niej wyszedłem w tym samym momencie. Zimna woda nie zachęcała do kąpieli, nie wspominając już o trzepaniu gruchy. A ponoć dwufunkcyjny piec gazowy, na który wywaliłem tyle kasy, miał być bezusterkowy. Wyświetlacz wskazywał tymczasem tajemniczo brzmiący napis: ERROR 13.

No chuj z kąpielą i to przez najbliższe trzy dni. Przed poniedziałkiem, żaden z serwisantów nie miał mnie po drodze. Zawsze jeszcze pozostaje wypad z kumplami na piwo.

19:15

Pierwsze piwo piłem w samotności, przy barze w knajpie. Kumple grzali miejsca przy swoich kobietach, bądź oszczędzali kasę przed kolejnym wymysłem dla oszołomów. Jutro Walentynki. Jedyny wolny Tomek, leczył kaca i już na propozycję piwa dzisiaj, dostał cofki i urwał rozmowę. Pewnie w chwilę później straszył kibel.



Pierwszy kufel wypiłem na eksa. Należało mi się po dzisiejszych przeżyciach. Kolejne smakowało już trochę mniej i wchodziło wolniej. Piłem, mieląc swojego pecha do momentu, gdy czyjeś łapsko zbyt szybko opadło na moje ramię. Odwrócono mnie siłą, ponad połowa piwa wylała mi się na dżinsy i pociekła na podłogę. Kolejnym widokiem była pięść, mknąca w stronę twarzy i przerośnięte ramię powyżej pięści. Jeden prosty, poprawiony prawym sierpowym i nicość.

Z nicości wybudziło mnie zimno i czyjeś, plądrujące moją odzież łapska. Leżałem na topniejącym śniegu, przemoczone dżinsy ziębiły dodatkowo, a łeb napierdalał, jakby po nim czołg przejechał. Chciałem sprawdzić godzinę, zadzwonić po pomoc, cokolwiek. Niestety, nie miałem jak. Telefon zniknął, wraz z portfelem. Skurwiały świat.

Szczęśliwością losu, moje mieszkanie znajdowało się kilkanaście minut drogi stąd. Kasy przy sobie nie miałem, kart kredytowych również, a nie sądziłem, by taksiarz zgodził się mnie w tym stanie dowieźć do domu i zaczekać, bym wrócił do niego z zapłatą. Wyglądałem, jak ostatni żul i w dodatku obszczany.

Spokojnie szedłem w kierunku mieszkania, bez obaw o zaczepki. Odstraszałem, nie kusiłem. Widać było, że nie ma mnie na co skroić.

22:45

Po schodach wszedłem resztką sił, wpadłem do mieszkania i zamknąłem za sobą drzwi, zostawiając klucz w zamku. Po dzisiejszych wydarzeniach wolałem nie kusić już losu. Została jeszcze przeszło godzina pechowego piątku, więc na wszelki wypadek powyłączałem urządzenia z prądu i oplułem swoje odbicie w lustrze.

Dobrze, że jutro sobota. Jakoś do poniedziałku zblednie fiolet, który powoli wypełzał już pod okiem.

Piątek trzynastego. Kurwa.

Przez weekend zamarznę w nieogrzewanym mieszkaniu!

Rozdział 2

Rano obudziłem się obolały na twarzy, lecz dziwnie wypoczęty. Rano, nie rano. Była już jedenasta. No tak, temperatura w mieszkaniu spadła znacznie, więc mój organizm regenerował się szybciej. Pierwszy plus bycia singlem.

Po pierwsze musiałem, ale to już absolutnie, musiałem wrzucić coś na ruszt. Wczorajsze piwo wlane na pusty żołądek wykręcało mi głodem bebechy, toteż po umyciu w lodowatej wodzie zębów, pognałem do najbliższej budki z kebabami. Tam, przestępując z nogi na nogę czekałem, aż znudzona do granic możliwości dziewczyna, przygotuje mi bułkę wypełnioną oberżniętym z obrotowego pałąka mięsem i surówkami. Wszytko polała jakąś czosnkową breją, opakowała w papierzyska i aluminium, a w końcu podała mi, wbijając w to wcześniej plastikowy widelec. Ja wbiłem w kebaba zęby i aż jęknąłem z rozkoszy. Pikantne smaki rozlały się na języku, a ciepło potrawy dopieściło twarz, zaparowując gałki oczne. Jadłem i muczałem, unosząc z aprobatą kciuk w górę. Kiwnęła tylko głową ze znudzonym wyrazem twarzy i wróciła do zajmującego zajęcia, jakim było klikanie w swojego smartfona. Widać, nie jedno widziała i reakcje podobne mojej, były czymś naturalnym w jej pracy. Cóż się dziwić? Z obitym, jak śliwka ryjem, musiałem wyglądać czarująco i swojsko. Zupełnie, jak większość klienteli, stołującej się w tym przybytku gastronomii. Trudno, nie moja bajka. Czas zastanowić się nad tym, kto i dlaczego obił mi pysk.

Do żadnych mądrych, czy też odkrywczych wniosków nie doszedłem. Wylizałem trójkątną tytkę z sosu, który wyciekł z bułki i wróciłem do mieszkania.

Co mam dzisiaj robić?

Kumple zajęci, ja w rozsypce. Cóż, pójdę do knajpy, w której zrobiono ze mnie wczoraj tłuczony tatar, to może się czegoś dowiem.

O siedemnastej wymyty, a tym samym zmarznięty samym zabiegiem, wkroczyłem do knajpy i zająłem to samo miejsce, w którym dostałem w pysk. Zamówiłem tym razem piwo bezalkoholowe mając nadzieję, że jeśli znów ktoś zechce obić mi facjatę, to dzięki trzeźwości umysłu usłyszę wcześniej zamiary napastnika i może zdążę w porę zareagować. Nie, nie obronić się. Unik wystarczy.

Cześć. – Dosiadła się do mnie dziwnie wyglądająca dziewczyna. – Przyszedłeś po więcej?

O co ci chodzi?

Przyjrzałem się jej. Niby zwykła, lecz nie na głowie. Krótko przystrzyżone, prawie białe włosy ładnie eksponowały twarz, a bystre spojrzenie taksowało moją, obitą.

O to. – Przycisnęła skórę pod moim okiem, wyciskając ze mnie przy okazji przekleństwo.

Widziałaś, kto to zrobił?

Widziałam. – Przytaknęła. – Lepiej to zostaw. Wzięli cię za kogoś innego, a poza tym to nieciekawi faceci.

W sumie to dobrze, że pomyłkowo mi natrzaskali. Oznaczało, że nie narobiłem sobie wrogów i jakoś fakt ten polepszył mi nastrój.

Co tutaj robisz samotnie, w ten idiotycznie słodki dzień świętego Walentego? – Zmieniłem temat, bo o czym tu dywagować? Śliwa pod okiem i kilka ukradzionych dych.

Przyszłam, by napić się piwa i może kogoś upolować. – Uśmiechnęła się, wzruszając ramieniem.

Upolować? – Odruchowa reakcja męskiego organizmu, na wysyłającą sygnały samicę. – Czy nie powinno być na odwrót?

Nie żyjemy w średniowieczu. – Pobłażliwy wyraz twarzy, dla odmiany.

I tak siedzieliśmy, przekomarzając się i popijając piwo. Ja bezalkoholowe, ona najwyraźniej zwyczajne. Dziwna dziewczyna, naprawdę, ale wyglądało na to, że może jednak te Walentynki nie będą aż tak nieudane, jak wskazywał na to wczorajszy dzień.

Chodźmy stąd. – Zaproponowałem wreszcie, mając nadzieję, że nie zbiorę od niej po pysku.

Dokąd? – Odsunęła szklankę z niedopitym trunkiem.

Chodźmy.

Droga do mieszkania upłynęła w ciszy. Nie znaliśmy się i rozmowa jakoś tak mało się kleiła. Nie wiem, czy to właśnie przez to, czy może dla tego, że oboje szliśmy „do łóżka”. Przypuszczam, że o tym właśnie myślała. Moje myśli tylko wokół tego krążyły. Tak naprawdę, to po raz pierwszy byłem w podobnej sytuacji.

Przepuściłem ją w drzwiach bloku i otworzyłem przed nią te prowadzące do mieszkania. Weszła, rozglądając się z zaciekawieniem, rozpinając równocześnie kurtkę. Miałem widok na jej plecy i to co poniżej. Szerokie biodra, może troszkę zbyt szerokie, ale ich widok pobudził mnie momentalnie. Dostać się pomiędzy pośladki i jeszcze niżej.

Nie padło żadne słowo, nie miałem nawet na to ochoty. Podszedłem do niej i objąłem dłońmi biodra zmuszając ją, by się do mnie odwróciła. Nadstawiła chętne usta, podając je do pocałunku. Pocałunek ostrożny, jakby badający, czy zdecydować się na więcej.

Nie wypuściłbym jej już teraz, gdyby nagle zmieniła zdanie. Zapach rozgrzanego ciała podziałał na mnie, jak płachta na byka. Napierałem na nią sobą, kierując tym samym do sypialni. Chciałem ją mieć pod sobą, być w niej, zobaczyć ją nagą.

Usiadła na łóżku i zapatrzyła się w dowód podniecenia, wybrzuszający mi spodnie. Swoją drogą ciekaw byłem, co sprawiło, że to właśnie do mnie podeszła w knajpie. Taka szybka myśl i powrót do instynktów.

Zdjąłem przez głowę koszulkę, odpiąłem pasek spodni, zdejmując równocześnie skarpetki. Ot pomysłowy sposób na pozbycie się tych dwu ocieplaczy stóp. Stajesz piętą na palce jednej i pociągasz ją w górę. Ona tymczasem obserwowała moje szybkie wyplątywanie się z ciuchów z uśmiechem, lecz była równie podniecona. Świadczył o tym rytm oddechu, unoszący jej niewielkie piersi. Byłem goły, jeśli nie liczyć bielizny. Ona wciąż ubrana i to z ciuchów chciałem ją uwolnić najpierw. Pochyliłem się nad nią, wciąż całując. Wcisnąłem dłonie pod pośladki i przeniosłem na środek łóżka. Wkurzały mnie jej ciuchy. Coraz spieszniejszymi ruchami, ściągnąłem bluzkę, rozpiąłem jej spodnie i te zdjąłem wraz z bielizną, następnie bluzkę. Była bez stanika i jęknęła, gdy przejechałem dłonią po sterczących sutkach, by po chwili zamknąć na nich kolejno usta.

Przy Marcie było inaczej. Znałem jej ciało i choć było ładniejsze, to jednak nie oddawało mi się tak instynktownie. Dziewczyna, której imienia nie znałem, przyciągnęła mnie do siebie, by po chwili nacisnąć na ramiona, zmuszając do zejścia niżej. Podobało mi się to. Wiedziała czego chce, a i ja tego chciałem. Włoski połaskotały mnie po brodzie, a po chwili po nosie. Tutaj też nie bawiła się w pielęgnację pensetą i modelowanie pasa startowego. Zabawne loczki czerniły się dumnie i zapraszały do pieszczot. Każde muśnięcie językiem i wargami, nagradzała dźwiękami, które rozpalały mnie jeszcze bardziej. Zmuszałem się, by nie przerwać i nie wbić się w nią już teraz. Było jej dobrze i chciałem, by było jeszcze lepiej. Palcami przytrzymywała mi głowę, a może po prostu musiała mnie dotykać, coś zrobić z dłońmi. Drugą, zaciskała na sutku, do którego już tęskniłem. Kobiety i ich piersi. Nasza męska fiksacja.

Uciekła mi biodrami i usiadła. Schyliła się po spodnie i z kieszeni wyciągnęła prezerwatywę. Rzuciła nią we mnie i czekała, nie spuszczając wzroku z moich bokserek. Zdjąłem je powoli, napawając się jej rozszerzającymi się źrenicami.

Zakładanie prezerwatywy trwa zbyt długo, ale daje też chwilę, by popatrzeć i zobaczyć. Ja zobaczyłem język, którym zwilżyła wargi i zapragnąłem znaleźć się w nich kutasem. Byłoby to jednak niebezpieczne. Zbyt wiele bodźców na raz.

Chciałem przygnieść ją sobą i wbić się wreszcie, ale miała inny plan. Pchnęła mnie na materac, przeniosła nade mną udo i zawisła tak, nakierowując czubek penisa na spuchniętą podnieceniem cipkę. Droczyła się, obserwując moje reakcje spod rzęs. Złapałem ją w pasie i nabiłem na siebie. To było, jak przerwanie tamy, zmuszające ją do galopu. Z początku powolne, badające ruchy ciała zmieniły się w pęd pulsujących bioder i paznokcie wbijające mi się w pierś. Była coraz bliżej, by po kolejnych kilku ruchach znieruchomieć z rozwartymi w wyrazie rozkoszy ustami i zaciśniętymi oczami. Opadła na mnie bezwładnie, lecz nie pozwoliła przetoczyć mi się na siebie i skończyć. Uniosła się, pozostawiając mnie podnieconego i osłupiałego. Zaczęła się ubierać. Mnie zatkało.

Chcesz to skończyć? – mruknęła zmienionym głosem. – To zapraszam do siebie za godzinę. Zrobię też coś do jedzenia.

Do siebie, czyli gdzie? – Poskromiłem złość, która kazała mi wziąć ją siłą tu i teraz.

Piętro wyżej, bałwanie. – Naciągnęła koszulkę. – Mieszkam nad tobą.



I wyszła.

Leżałem osłupiały ze sterczącym wciąż fiutem. Jesteśmy sąsiadami i nie wiedziałem o tym? A może mnie zrobiła za błazna? I jak tu wytrzymać godzinę? Pierdolić to!

Ubrałem się w pośpiechu i stanąłem przed drzwiami mieszkania nad moim. Wcisnąłem przycisk dzwonka, wpatrując się równocześnie w numer na drzwiach. Oczywiście trzynastka.

Nie wytrzymałeś godzinę? – Otworzyła drzwi w samych majtkach.

Nie miałem nawet zamiaru. Janek. – Wyciągnąłem do niej rękę. – Czas się przedstawić.

Janina. – Odwzajemniła uścisk. – Chodź obrać cebulę, skoro już jesteś.

Jedzenie poczeka. – Pociągnąłem materiał majtek i zatrzasnąłem za sobą drzwi.


KONIEC 🙂

(i początek 😉 )

POBIERZ BEZPŁATNIE E-BOOK W TRZECH FORMATACH
lub czytaj bezpłatnie poniżej

Zostaw Komentarz