Piątek trzynastego – audiobook

5,00 

I pozwól się rozweselić historią o pechowcu, któremu wszystko, co mogło, poszło nie tak, jak powinno 🙂

Są tacy, którzy wierzą, że piątek trzynastego jest dniem pechowym.
Są i ci bagatelizujący zabobony. Jest pechowy dzień, który może dopaść niedowiarka i zmienić całe jego przyszłe życie.

Poniżej znajdziesz bezpłatny fragment w formie e-booka, lub posłuchania jako audiobook.

Ilość stron: 30 (dostępny jako e-book, audiobook)

 

Kategoria: Tagi: ,

Opis

The form you have selected does not exist.

Szukaj mnie też na Empik i Legimi

Tutaj poczytasz fragment e-booka i posłuchasz audiobook.

Nie wierzę w pecha i gdy ktoś mówił mi o pechowym piątku trzynastego, to mam ochotę odwrócić się i zostawić delikwenta z jego zabobonami.

Ten piątek przerósł jednak wszystko, co mógłbym sobie wyobrazić i zaplanować w pechowym scenariuszu.

8:00

Obudziłem się skołowany, jakbym miał kaca. A nie miałem!

Mamy zimę, a w mieszkaniu jest upalnie, jak w tropikach, a to za sprawą mojej księżniczki. Moja kobieta jest ciepłolubna i mimo siąpiącego za oknem marznącego deszczu, ona postanowiła utrzymać w naszych murach letnią temperaturę. Dla mnie dwadzieścia pięć stopni to zbyt wiele, by czuć się dobrze. Dla niej za mało, bo nie może poruszać się w naszej przestrzeni w odpowiednim dla siebie stroju.

Marta wymyśliła sobie kiedyś, że jedynym godnym dla dziewczyny jej pokroju strojem, są spodenki i koszulki. Takie, do uszycia których użyto kilka strzępków materiału. Oczywiście w cenie nieadekwatnej do ilości włożonej w projekt pracy. Z drugiej strony średnio znam się na damskiej modzie, a może tak to właśnie działa? Celowo te łaszki nie osłaniają zbyt wiele, ponieważ mają mnie kusić? Hm…

Kolejną sprawą jest to, że Marta wydaje tyle mojej kasy na pielęgnowanie swojego boskiego ciała, że karygodnym byłoby nie podziwianie efektów tych zabiegów.

Mój portfel topniał pod wpływem jej fanaberii, bardzo wysokich rachunków za gaz, oraz jedzenia z knajp, które przywoziłem w drodze z pracy. Nie chciała gotować, gdyż jej nienaganny manicure nie przetrzymałby kontaktu z marchewką, czy ziemniakami.

Godzę się na to, bo jest świetna w łóżku. Nie wiem jednak, czy na dłuższą metę wyrobię finansowo i nerwowo. Szczególnie to drugie!

Dziś obudziłem się i stwierdziłem, że jest ósma godzina. Trochę za późno, bym zdążył do pracy na… ósmą.

– Kurwa! – warknąłem, zrywając się gwałtownie. – Przejebane!

Wyskoczyłem z łóżka, na co moja pani mruknęła ze złością. Ona nie opuszcza pościeli przed południem. Pracować nie musi. Od tego jestem ja.

Szybkie ubranie się przeplecione nerwowym myciem zębów i galop do auta. Ruszyłem z kopyta i pomknąłem do firmy.

8:25

Wykonywałem właśnie skomplikowany manewr slalomu między wlekącymi się przede mną autami, gdy tablica rozdzielcza zaczęła świecić i mrugać, jak choinka bożonarodzeniowa. Do tego spod maski dało się słyszeć dziwne dźwięki. Spanikowany zjechałem na pobocze i wyłączyłem silnik. Przynajmniej próbowałem. Czekałem, słuchając kakofonii wydobywającej się z bebechów samochodu. Zasłuchanie to przerwał dym, nieśmiałymi językami wydobywający się spod maski. Za dymem zaczął wypełzać ogień i tak oto siedziałem na fotelu kierowcy z rękami na kierownicy, przyglądając się dziwnemu zjawisku przed przednią szybą. Siedziałem tylko chwilę, bo już po kilkunastu sekundach, gryzące opary zaczęły się wdzierać do wnętrza.

Błyskawicznie odpiąłem pasy, wyskoczyłem na zewnątrz i pognałem do bagażnika po gaśnicę. Odbezpieczyłem ją i wypróżniłem zawartość na maskę samochodu. Nie miałem odwagi otwierać jej. A jak cholerstwo wybuchnie?!

– Co tu się dzieje? – Jakiś obcy, przerażony facet podbiegł do mnie, również trzymając w ręku gaśnicę.

– No pali się! – wrzasnąłem, bo ognisko w aucie zaczęło wydawać coraz to donośniejsze dźwięki.

– Odsuń się pan! – wrzasnął również i mój nowy współtowarzysz i natarł swoją gaśnicą na coraz to większe płomienie.

Nie dał rady ugasić samochodu on, jak i kilku kolejnych domorosłych gaśniczych. Wysłużona Lagunka jarała się już pod niebiosa, otaczając czarnymi kłębami dymu, a ja żałowałem jedynie nowej pary okularów przeciwsłonecznych i kolekcji ulubionych płyt cd, które płonęły wraz z samochodem. Że też nie wpadłem na pomysł, by wyciągnąć je, nim było za późno.

Odsuwaliśmy się od wraku na coraz większą odległość, ponieważ smród jaki wokół siebie roztaczała przy tym akcie samospalenia, atakował nas coraz agresywniej.

Straż pożarna przyjechała już wyłącznie po to, by dogasić wrak i ponoć w tym pechu miałem szczęście, że nie zatankowałem dzień wcześniej do pełna.

Szkoda mi było Lagunki. Wiele ciepłych wspomnień wiązało się z tym autem i większość umiejscowiona była na tylnym siedzeniu.

The form you have selected does not exist.

Szukaj mnie też na Empik i Legimi

Informacje dodatkowe

ISBN

PDF 978-83-66680-63-0