Psychol. Pokuta rozdział 2

with Brak komentarzy

Psychol. Pokuta od Monika Liga

Rozdział 2

Powiew zmian

– Chcesz jechać na wakacje? – upewniała się Natasza. – We czwórkę?

– Dokładnie tak – potwierdził z uśmiechem, zdając sobie sprawę z faktu, jak abstrakcyjnie to brzmi. Chyba najbardziej dla niego, bo nigdy nie był na rodzinnym wyjeździe. – Mam urlop z nakazem wykorzystania go po tym, co działo się w ostatnich dniach. Za trzy dni jest pogrzeb i dla wszystkich to będzie trudne – mówiąc ostatnie, ściszył głos, zerkając przy tym na Oliwkę.

Dziewczynka nie wspominała tego, co wydarzyło się w domu porywacza, ani o matce i jej mężu, których ten ponoć uśmiercił. Jakby w ogóle nie chciała dotykać tematu, zakopała go głęboko w sobie i na razie omijała go szerokim łukiem.

Marcel bił się z myślami i zastanawiał, czy wszczynać dochodzenie w sprawie śmierci Eweliny. Porzucił tę myśl i zrobił to głównie przez wzgląd na córkę. Śmierć bliskich, później porwanie i więzienie było wystarczającym bagażem, który z całą pewnością będzie musiała przerabiać latami. Nie miał ochoty dokładać jej więcej bólu. Niech śmierć matki pozostanie wypadkiem, a nie zabójstwem. Poza tym chciał, by ten patałach – porywacz, został zapomniany. Rozgrzebywanie tego, co zrobił, było dla Marcela utrzymywaniem go w pamięci.

– Wyjedźmy gdzieś, gdzie jest ciepło, woda i słońce – mówił lekko, choć gardło zaciskało mu się z emocji.

– Ale ja nigdy nie byłam na wakacjach. – Natasza spąsowiała, mówiąc te słowa.

– Ja też – oznajmił, zdając sobie z tego właśnie sprawę. – Ale mojego przełożonego to nie interesuje. Mam mieć urlop i już. Tutaj w najbliższych dniach wchodzi ekipa remontowa i sądzę, że dla dziewczynek będzie lepiej, jeśli nie będą patrzyły na zgraję facetów, którzy chodzą po domu. Lepiej, gdy w tym czasie będą się opalały. Ty również.

Natasza otworzyła usta, po czym zamknęła je z powrotem. Cóż mogła powiedzieć? Cieszyła się, że Marcel chciał ją w swoim życiu. Ją i Sofię, która przyjmowała jego towarzystwo o wiele lepiej niż córka Oliwka. Mała siadała mu na kolana i pozwoliła brać się na ręce. Gdy Natasza powiedziała jej, że jest policjantem i to on uratował ją z rąk tego złego człowieka, dziewczynka uparła się, że to Marcel ma jej czytać bajkę na dobranoc. Jedną. Tą ulubioną o pociągu Tomku. Natasza widziała, że sprawia mu to trudność i co rusz zacina się przy dialogach, mówionych przez główną postać z bajki. Sofii nie przeszkadzało to ani odrobinę. Nataszy nie umknęło jednak i to, że Marcel stara się i próbuje wlać w te dialogi życie i intonować je, niczym aktor.

Informację o remoncie domu Marcel wymyślił dosyć spontanicznie i pod wpływem impulsu. Przemknęła mu ona przez głowę kilka razy, gdy widział przybrudzone ściany i stare wyposażenie pokoi, w których urzędowały dziewczynki. Pomyślał wtedy, że nareszcie będzie miał okazję, by mądrze wykorzystać gromadzone przez lata pieniądze. Nie na ćpanie, chlanie i ruchanie, ale zapewnienie dobrych warunków życia swoim kobietom.

Moje kobiety – analizował tę myśl. – Mam trzy MOJE kobiety!

– Z przyjemnością pojedziemy z tobą tam, gdzie nas zawieziesz – odpowiedziała Natasza, uśmiechając się pogodnie. – I tylko poprosimy, żebyś nas zabrał tam samochodem.

– Tak właśnie myślałem – mruknął, marszcząc brwi, wyczuwając, że ten wymóg ma swoje podłoże. – Masz jakieś wytyczne? Coś na myśli?

– Gęś – odpowiedziała. – Matrioszka musi jechać z nami.

– Mamy zabrać gęś? – uniósł w zdziwieniu brwi. – Przecież da sobie bez nas radę przez dwa tygodnie.

– Ale dziewczynki nie będą chciały zostawić Matrioszki w domu – odpowiedziała ciut za głośno. – Ani Oliwka, ani Sofia nie będą chciały wyjechać bez gęsi.

– Yyy – odpowiedział inteligentnie Marcel, przenosząc wzrok na dwie pary wbitych w niego ogromnych dziecięcych oczu.

Dziewczynki musiały się przysłuchiwać ich rozmowie i Marcel poczuł się, jak ktoś wpuszczony w maliny. Utwierdził go w tym delikatny uśmiech Nataszy, która nie starała się go nawet ukryć.

– No dobrze, niech będzie z gęsią – mruknął, ściągając brwi, marszcząc czoło. – Czyli trzeba poszukać kwatery, która przyjmuje zwierzęta.

Podrapał się po brodzie, planując, co musi załatwić.

Odszedł w kierunku pokoju, który zaadoptował na gabinet. Stało w nim stare biurko i laptop. Poprzednie miejsce zaadoptowali na pokój dziewczynek i to właśnie ten pokój wymagał szczególnego remontu. Oliwce chciał wynagrodzić utratę dotychczasowego domu, a Sofii zapewnić bezpieczeństwo i wygodę.

– Tylko ja się na tym kurwa nie znam! – sapnął, krzywiąc się. Był w połowie schodów prowadzących na piętro i dotarło do niego, że nie ma pojęcia o remoncie, a przecież właśnie go zapowiedział. – Ja jebie!

I wtedy olśniła go myśl, że wie, jak dołożyć kolejny klocek do szczęścia córki, a przy okazji Nataszy i Sofii. Sięgnął po telefon i wybrał numer. Ostatni, na który by dotąd spojrzał.

Godzinę później parkował przed bramą teściów. Przyjechał tu w głównej mierze dla Oliwki, bo ta dwójka starszych ludzi była obecnie jedynym pomostem łączącym ją z poprzednim życiem. Tym sprzed momentu, gdy psychopata postanowił zabrać jego życie i porwał mu córkę, oraz zabił byłą żonę.

Odetchnął głęboko, uspokajając nerwy. Z domem teściów wiązały się niestety wyłącznie złe wspomnienia, toteż teraz musiał się powstrzymać przed odwróceniem się na pięcie i odjechaniem jak najdalej od nich. Na szczęście nie zdążył się zbyt długo nad tym zastanowić. Drzwi wejściowe do domu otworzyły się i zobaczył w nich twarz teściowej. Uśmiechała się nerwowo, ale dostrzegł w niej również radość i nadzieję. Poza tym, jak również zmęczeniem, dostrzegł podobieństwo do Eweliny i swojej córki. Zza ramienia wyjrzała ponura twarz teścia. Nie uśmiechał się, ale też nie patrzył na niego z nienawiścią.

Miła odmiana – pomyślał Marcel.

– Dzień dobry – powiedział głośno.



– Mam prośbę – powiedział, gdy stali w kuchni przy wysokim blacie, a teściowa podała mu kubek z kawą. – Robię remont domu, a w międzyczasie wyjeżdżamy na urlop.

– A pogrzeb? – Słabo stęknęła teściowa.

– Po pogrzebie oczywiście! – Uspokoił ją. – Chcę, by dzieci i Natasza odpoczęły, a w międzyczasie warto byłoby odświeżyć dom. I tu prośba do was. O przypilnowanie ekipy i rady, jak przystosować go dla dzieci.

Na dłuższą chwilę zapadła cisza. Słychać było jedynie tykanie wiszącego na ścianie zegara i szczekanie psa sąsiadów, dobiegające zza uchylonego okna.

– Nie znam się na tym, a wiem, że u was Oliwka ma swój pokój – mówił dalej głównie po to, by przerwać kłopotliwą ciszę. – Mam na to fundusze, ale brak mi wiedzy o dzieciach. I o remontach. Oliwka chce mieć pokój z Sofią, więc…

I tu głos uwiązł mu w gardle, bo nie wiedział co powiedzieć o tym, co dziewczynki spotkało w ostatnich dniach. Że zbliżyło je porwanie i to, że młodsza omal nie zginęła z rąk psychopaty?

– Z przyjemnością – wyszeptała teściowa. – To będzie dla nas przyjemność.

Gdy spojrzał na nią, zauważył łzy, których nie zdołała ukryć. Nie próbował nawet. Potoczyły się po zarumienionych policzkach i spłynęły za linię brody. Poczuł ulgę i uśmiechnął się z wdzięcznością. Nie był gotów na jej spontaniczny gest, gdy teściowa objęła go i przytuliła.

– Dziękuję – szepnęła. – To dla nas dużo znaczy. Bardzo dużo!

Trwali tak przez dłuższą chwilę. Marcel zesztywniał z kubkiem uniesionym za plecami kobiety i ona, drobna i delikatna, pachnąca szamponem i mydłem. Marcel miał nadzieję, że teściu nie wpadnie na podobny pomysł i nie spróbuje objąć. To byłoby ponad jego siły!

W końcu kobieta odsunęła się i uśmiechając, spojrzała na Marcela. Inaczej niż wcześniej, bo z ciepłem i nadzieją.

***

Zuzka siedziała w ciemnej łazience na brzegu wanny i starała się nie słyszeć dobiegającej zza drzwi kłótni. On znów jest nawalony, a ona jedzie po nim, jak po psie.

Jaki w tym sens – zastanawiała się, trąc dłońmi twarz. – Przecież ten dureń nic z tego nie będzie pamiętał!

Podźwignęła się, odpychając od brzegu wanny, wstała i nacisnęła klamkę. Opuszczając tymczasowy azyl spodziewała się, co zaraz usłyszy.

– A ty dokąd?! – Głos matki wdarł się w jej bębenki, w efekcie skrzywiła się. – Po nocy będziesz łazić?!

– Jest dopiero dwudziesta, mamo – odpowiedziała słabo, schylając się w przedpokoju, zakładając buty. – Wyskoczę tylko do Jolki po zeszyt. Muszę się uczyć w wakacje, bo mam poprawkę.

Kłamała, bo wszystkie przedmioty zdała z wysokimi notami. Jej matki to nie interesowało i nie wiedziała, jakie oceny Zuza miała na świadectwie.

– Teraz ci się przypomniało, że masz lekcje?! – wrzasnęła matka. – Wyrośnie z ciebie taki jełop, jak z twojego ojca! Nie możesz jutro o normalnej godzinie?

– Już się umówiłam – odparła, szybkim ruchem zarzucając plecak na ramię.

Wbiła stopy w buty. Zasznuruje je w windzie, byle jak najszybciej wyjść już z domu. Odruchowo poklepała kieszeń. Miała telefon. Tkwił w gumowej obudowie. Między etui a smartfonem schowała ostrze. Zapakowała je w papierek, by zabezpieczyć cienki metal. Jej kochanek, tak lubiła o nim myśleć. Każdy z jej szkolnej paczki miał swojego. Cienki, ostry kawałek metalu, którym nacinali skórę przedramion, albo ud. Ona cięła przedramiona, uda zostawiając na później. Ból skóry na wewnętrznej stronie rąk na razie wystarczał, by zagłuszyć codzienne cierpienie. Cięcie, chwila bólu, a w końcu kropelki krwi pokrywające skórę. Czasami puszczała się cienka strużka, ale bardzo rzadko. To było wspaniałe przeżycie, bo tylko wtedy czuła, że ma nad czymś kontrolę. Ten moment, gdy przeciągała żyletką po ciele, był tylko jej i miała nad nim władzę.

– Przed dziesiątą masz być w domu! – Dobiegł ją krzyk matki, gdy już wsiadała do windy i wciskała guzik z literką P. – I ani minuty później!

Oparła się o ścianę i przymknęła oczy. Czuła, że wszystko w środku ją boli. Najbardziej pierś, brzuch i głowa. Miała wrażenie, jakby od głowy do brzucha biegł metalowy, rozżarzony pręt. Palił ją, podtrzymując cierpienie. Takie, nad którym nie mogła zapanować. Na szczęście może je na chwilę zagłuszyć, bo od jakiegoś czasu wiedziała, jak to zrobić. Przetnie skórę i da sobie tę odrobinę wyzwalającego cierpienia. Jej cierpienia, samodzielnie wykreowanego.

Wyszła z klatki schodowej, przeskoczyła dziurę w chodniku przy ostatnim schodzie. Nienawidziła tego miasta, osiedla i ludzi. Na szczęście miała swoje ostrze i mogła się nim od tego wszystkiego odcinać.

Owionął ją chłód sierpniowego wieczoru. Nie było upału i dobrze, bo mogła naciągnąć długi rękaw, zakryć ślady po żyletce i nie pocić się przy tym.

Niech już się skończą te jebane wakacje – myślała, sięgając po telefon, by wybrać numer przyjaciółki z paczki.

Nie cierpiała budy i wcale nie tęskniła za bezsensem szkoły, ale przynajmniej nie będzie się musiała tłumaczyć matce z każdego wyjścia z chaty. Wcisnęła numer z ostatniego z wybieranych kontaktów i przystawiła smartfon do ucha.

 

Poprzednie części znajdziesz ją w moim sklepie

Szukaj mnie też na Empik i Legimi
Psychol trójpak książki e-book

W trójpaku taniej

Zestaw trzech tomów serii

Zostaw Komentarz