W tym rozdziale pokażę Ci miejsca, o których czytasz.
Na końcu tekstu znajdziesz odnośniki do miejsc, które zaznaczyłam Ci w tekście (w nawiasie).
Rozdział 5
Koniec i początek
Zuzka, wraz z kilkorgiem koleżanek i kolegów siedziała w milczeniu. Wciąż nie potrafiła myśleć, bo umysł zablokował się na wieść o zniknięciu przyjaciółki. Uciekła z domu, wysyłając jedynie wiadomość tekstową, że ma dosyć, nie wróci i mogą ją uznać za zmarłą.
– Chujnia i tyle – mruknął Sławek, jeden z kolegów. – Chuj z tym.
Jego słowa poniosły się echem po nieczynnej hali Lokomotywni Wachlarzowej Katowice (na końcu obejrzysz to miejsce). Spotykali się tutaj od wiosny do jesieni, bo tylko w tym miejscu mieli spokój i ciszę, a dekadencka atmosfera sprzyjała dołowaniu się i rozmowom o beznadziejności życia.
Nadchodził wieczór i czas było wracać do domu. Nielubianego i pełnego tego, od czego codziennie uciekała. Gdzieś jednak musiała spać i coś jeść. Niestety.
Iwona popełniła samobójstwo. Poinformowała o tym w pożegnalnym… smsie! To było takie filmowe! Ona, Zuzka, nigdy by się na to nie zdecydowała! Jeśli miałaby się zabić, to prędzej postarałaby się o tabletki i to niby pomogłaby sobie umrzeć. Albo skoczyłaby z mostu biegnącego nad autostradą! Chociaż nie, bo wtedy mogłaby kogoś przy okazji zabić. Tego zrobić nie chciała, bo wierzyła w Boga, a zabójstwo skierowałoby jej duszę wprost do piekła. Ponoć samobójstwo też tak działało, ale w to akurat nie do końca wierzyła. Dlaczego miano by ją karać za ból egzystencjonalny? Nie, to nie zdyskwalifikowałoby jej jako zbawionej duszy!
– Cześć – mówiąc to przez zaciśnięte gardło wstała i powlokła się ku ciężkim, metalowym drzwiom prowadzącym na dwór.
Nikt jej nie zatrzymywał, a jedynie kilka par oczu odprowadziło ją do wyjścia. Wszyscy wiedzieli, że Zuzka i Iwona lubiły się bardzo. Były przyjaciółkami, choć czy prawdziwa przyjaciółka zrobiłaby coś takiego, zostawiając swoją bratnią duszę bez słowa pożegnania?
Gorąc uderzył Zuzkę w twarz i szyję, słońce momentalnie zaczęło nagrzewać czarny materiał okrywający ramiona i blizny na nich. Szła wzdłuż torów kolejowych, w końcu wydeptaną ścieżką między drzewami aż do ulicy Narutowicza. Szła chodnikiem przy ulicy Gliwickiej, kopiąc przed sobą niewielki kamyk. Było jej ciężko na sercu i czuła, że wszystko już straciło sens i nie ma się czego uchwycić.
Na co mam czekać? Na koniec wakacji i powrót do szkoły? Przecież to bez sensu! I co dalej? Skończę liceum i pójdę do pracy? Znajdę mężczyznę, ten zrobi mi dziecko i będę żyła jak matka? Nie chcę tak! Wolę dołączyć do Iwony!
Zapadała w niej decyzja i z każdym zbliżającym ją do bloku rodzinnego metrem, była jej bardziej pewna. Musiała tylko wymyślić sposób na szybką i w miarę bezbolesną śmierć. Na tę myśl uśmiechnęła się do siebie, czując, że nareszcie przestanie ją boleć umysł, a wraz z nim ciało i życie. Iwona pokazała jej drogę i teraz pozostało dołączyć do niej po drugiej stronie.
Spojrzała w ciemniejące niebo. Zaciągnęło się burymi chmurami.
Zupełnie, jak mój umysł! – pomyślała. – Zasnuty szarością i bez perspektyw na przejaśnienie, bo za moment zasnuje je noc.
Spadły pierwsze krople deszczu, gęstniały z każdą chwilą, zmieniając się w gwałtowną, letnią ulewę. Zuzka podbiegła, postanawiając ukryć się przed zmoknięciem pod pobliską wiatą przystanku tramwajowego. Wolała przeczekać i uniknąć zrzędzenia matki, że wygląda jak zmokła kura. Poza tym nie lubiła swojego domu i każdorazowo wybierała pobyt poza nim, opóźniając powrót w rodzinne pielesze.
Nie raz w złości myślała, że wolałaby się urodzić jako mężczyzna. Mogłaby się wtedy zaciągnąć do wojska, później wyjechać w świat jako zawodowy żołnierz. Nikt nie uważałaby tego za coś nieodpowiedniego, a znając mamę, to właśnie tym mogłaby się chwalić rodzinie i sąsiadkom. Nie w przypadku, gdyby taką drogę wybrała dziewczyna.
– Niesprawiedliwe – mruknęła pod nosem.
I wtedy wzrok jej padł na plakat, który ktoś zawiesił na jednej z przeziernych ścianek przystanku.
Telefon zaufania? – Zmrużyła oczy, czytając to, co napisano pod spodem.
„Masz problemy, które cię przerastają? Nie widzisz sensu w życiu i nie wiesz, jak sobie z tym poradzić? Masz myśli samobójcze? Zadzwoń. Pomożemy ci. Znajdziemy Twoją drogę.”
Co za idiotyzm! – obruszyła się, wydymając z pogardą usta.
Mimo to sięgnęła po telefon i cyknęła zdjęcie z podanymi na dole plakatu numerami telefonu.
***
Zapadł zmrok, w końcu ciemność. Gdy zajechali przed bramę, światła rozjaśniły dojazd, który tworzyła wybrukowana kamieniami droga, a ta wiodła pomiędzy gęsto rosnącymi wzdłuż niej drzewami. Do ostatniego momentu osłaniały dom, przez co Marcel był zarówno ciekawy, jak i pełen obaw, czy zdjęcia willi, które widział w internecie, pokazywały prawdę, czy jej upiększoną wersję. Nie chciał się zawieść i zależało mu, by te wakacje były wyjątkowe i niezapomniane. By choć odrobinę przyćmiły zło, którego doświadczyli w nadmiarze.
– O mój Boże – westchnęła Natasza, która jako pierwsza zobaczyła willę (na końcu obejrzysz to miejsce).
Marcel milczał, ale głównie dla tego, że zwyczajnie go zatkało, gdy jego oczom ukazał się budynek. Dom był zbudowany z kamienia i tworzyła go okrągłą bryła przyklejona do prostokątnej, mocno przeszklonej, z której drzwi i okna prowadziły na taras i oświetlony basen. Ciepły blask wydobywał się spod jej powierzchni, połyskując wraz z poruszającą się wodą delikatnie od pod podmuchów ciepłego wiatru i pracy pomp filtrujących ją.
Dziewczynki również milczały. I na nich zrobiło to wrażenie.
– Obejrzyjmy dom.
Marcel jako pierwszy odzyskał głos, a rosnąca ekscytacja pchała go ku miejscu, które miało stać się ich na dwa tygodnie.
Budynek był jasno oświetlony i Marcel podejrzewał, że światła załączyły się w momencie, w którym wpisał kod otwierający bramę. Poczuł ukłucie podziwu i zazdrości, oraz cień żalu, że sam nie wymyślił sobie takiego miejsca do życia, że było to dla niego nieważne. Skupiał się dotąd na ciele, czy raczej na sposobach spuszczania napięcia przy pomocy zabaw cielesnych.
Zacisnął wargi w wąską linię, gdy myśl ta zaatakowała mu, szepcząc z tyłu głowy, że stracił masę czasu i kawał życia na coś nieistotnego.
Natasza zaczekała, aż dziewczynki wysiądą z samochodu. Robiły to powoli, ale podejrzewała, że nie z powodu odrętwienia wielogodzinną jazdą, ale z zaskoczenia. Nie mówiły nic, ale z rozdziawionymi buziami rozglądały się wokoło, chłonąc widoki.
– Chodźcie do do domu – ponagliła je wreszcie z uśmiechem. – Zobaczymy, jakie będziemy mieli pokoje.
– My mamy wspólny! – zaznaczyła Oliwka, Sofia przytaknęła szybko na potwierdzenie tego samego pragnienia.
– Macie, macie – Natasza poszła przodem, milknąc i wsłuchując się odgłos dobiegających zewsząd cykad.
Czuła zapach nagrzanych słońcem roślin i szum morza z oddali. Było tam, bo widziała rozblaski świateł w oddali. Wyglądały, jakby odbijały się w wodzie i już się cieszyła na poranek, gdy będzie mogła odkryć piękno widoków w oddali. Tych, które teraz ciemność przykryła zazdrośnie i utuliła do snu.
– Mamo, mamo! – zawołała Sofia, drobiąc nogami, biegnąc w głąb domu. – Patrz!
Natasza błogosławiła zdolności adaptacyjne małej, które z dnia na dzień ustawiały język polski jako używany przez córkę. Coraz rzadziej zapominała się, mówiąc w języku ojczystym i szybko poprawiała się, powtarzając to samo po polsku. Tak, by Oliwka, czy Marcel zrozumieli, co do nich mówi. Nie zawsze poprawnie używając słów zamiennych, często myląc je, ale i to coraz mniej.
– Co takiego? – zaśmiała się, gdy równie podekscytowana Oliwa pobiegła za Sofią, wbiegając do przestronnego salonu.
– Czy możemy spać tutaj?! – Sofia wskoczyła na niewysoką pufę, czy raczej niską, okrągłą leżankę, stojącą na środku salonu.
Z sufitu zwieszono biały materiał baldachimu, który okalał leżankę.
– To jakby taki namiot w domu! – zawołała równie podekscytowana Oliwka. – Mamo!…
I urwała, nieruchomiejąc i przystając kilka kroków przed kanapą, na której Sofia układała się właśnie. Natasza rozejrzała się, w poszukiwaniu Marcela. Nie było go, pewnie zwiedzał resztę budynku. Bolesne paluchy zacisnęły się na żołądku Nataszy. Doskonale rozumiała uczucia, które musiały targnąć Oliwką. Podeszła do niej, położyła jej dłoń na ramieniu. Dziewczynka drgnęła i skuliła się, jakby otrzymała cios w brzuch.
– Oliwka. – Starała się mówić cicho, spokojnie i aby zrównać poziom oczu ze wzrokiem dziewczynki, usiadła na pufie, ujęła dłonie małej w swoje i delikatnie pociągnęła ku sobie tak, by dziecko obróciło się ku niej. – Oliwka – powtórzyła, na co ta odetchnęła głęboko, prostując się i patrząc jej ze złością w oczy. – Możesz mi mówić mamo, lub Natasza, jeśli tak właśnie wolisz. Wiem, jak bardzo musi cię boleć utrata i nie obawiaj się, nie będę próbowała jej zastąpić. Nikt nie może zająć jej miejsca. Wiem o tym, bo moja mama też właśnie umarła. Ale jest tutaj ze mną i zawsze będzie, jak i twoja z tobą. Taka była wola Boga, ale najważniejsze jest to, że dane mi było mieć ją dla siebie przez tyle lat.
– Nie lubię Boga – mruknęła, spuszczając oczy i Natasza podejrzewała, że chciała w ten sposób ukryć łzy.
– Złościsz się na niego i to jest normalne. – Cieszyła się, że dziecko nie wyrwało dłoni, więc chciało słyszeć to, co Natasza miała do powiedzenia. – To nie jest niedobre i masz do tego prawo. Bóg jest miłosierny i nie ma ci tego za złe. Poczeka na nas razem z naszymi mamami.
– Ty też się złościsz? – zapytała, ostrożnie spoglądając na Nataszę spod byka.
– Tak, bo też nie zdążyłam się pożegnać i powiedzieć mamie, że ją kocham. – Nie zamierzała ukrywać łez, które teraz zaszkliły się w jej oczach. – Ale wiesz co? Wieczorami modlę się i mówię jej to i wiem, że mnie słyszy. Czuję to!
– Nie umiem się modlić wieczorami – szepnęła Oliwka. – W kościele mówimy modlitwy, ale w domu nie. Nie umiem…
I urwała, głos jej się załamał, zaciskając gardło.
– Jeśli pozwolisz, to pokarzę ci, jak się modlić – zaproponowała Natasza. – Przyjdę do was wieczorem i pomodlimy się we trzy. Zgoda?
– Ok – szepnęła ostrożnie dziewczynka, po czym cofnęła się tylko po to, by chwilę później skoczyć na miękkie poduchy obok Sofii. – Ale fajne! I okrągłe! Dlaczego nie możemy tu spać?!
– No właśnie! – poparła ją buńczucznie Sofia. – Dlaczego?!
– Chcecie mieć okrągłe łóżko do spania?
Dobiegł Nataszę głos zza jej pleców. Marcel od kilku chwil stał opodal i przysłuchiwał się rozmowie córki z kobietą, którą, czego coraz bardziej pewny, zesłał mu właśnie Bóg.
– Taaaak – odpowiedziało mu dziecięcy dwugłos.
– No to chodźcie – odparł z uśmiechem. – Jest sypiania z takim łóżkiem.
Po jego słowach dziewczynki pisnęły, po czym podskoczyły na kanapie i pobiegły we wskazanym przez Marcela kierunku.
Lokomotywnia Wachlarzowa Katowice – tutaj jeździmy z rodziną na rowerach. Już od pierwszej wizyty w tym miejscu wiedziałam, że ją opiszę, umieszczę w którymś z tekstów. Tutaj wspomniałam o niej, ale pewnie wrócę jeszcze do tego mrocznego, zabytkowego miejsca.
Na jednym ze zdjęć pod poniższym linkiem znajdziesz przejście podziemne. Było zamknięte (zabite deskami), a mimo to wiedziałam, że ktoś tam żyje i mieszka. Może bezdomni, może uciekinierzy z domu. Nie wiem, ale czułam czyjąś obecność.

Kliknij w link i zobacz to magiczne industrialne miejsce >>> TUTAJ
Pochodź i pozwiedzaj, bo warto!
Tą willę widziałam zza muru. Zachwyciłam się nią, choć cena po tym, jak sprawdziłam ją na bookingu trochę mnie siekła. Tak czy siak, będę opisywała miejsca i plaże, które widziałam i na których parzyłam stopy 🙂




Kliknij w link i zobacz wszystkie zdjęcia. Mi pomogły w umiejscowieniu akcji. >>> TUTAJ
Poprzednie części znajdziesz ją w moim sklepie

W trójpaku taniej
Zestaw trzech tomów serii
Zostaw Komentarz