Po lekkiej przerwie, bo życie i obowiązki, lecimy dalej.
A na dole zobacz piękną, choć i trochę straszną Lokomotywnię Katowice.
Gdybyż Zuzka tam właśnie poszła…
Rozdział 7
Krok ku piekłu
Zuzka siedziała w swoim niewielkim pokoju i starała się nie słyszeć odgłosów dobiegających z dużego pokoju. Do taty przyszli koledzy i właśnie pili, hałasując przy tym co niemiara. Wiedziała, że impreza potrwa do rana. Jak również to, że lepiej będzie, jeśli nie opuści swojego kruchego azylu i nie natknie się na któregoś z nich.
Mama usługiwała im. Jak zwykle. I jak zawsze jest dla nich miła, co nie znaczy, że i dla niej musi. Zuzka wolała nie narażać się na kontakt z nią, bo wiedziała, że teraz mama skorzystałaby z okazji i wyżyła się na niej. Wiedziała, że następnego dnia i tak jej się oberwie. Ale to będzie jutro, gdy będzie mogła wyjść z domu i pobiec do Lomokotywni, gdzie spotka przyjaciół. Poprawka, to byli tylko i wyłącznie dobrzy znajomi. Przyjaźń łączyła ją tylko z Iwoną, a jej już nie było, bo zostawiła ją. Bez pożegnania, czy choćby wiadomości, w której wytłumaczyłaby jej, skąd taka nagła decyzja. Tylko czy ona była nagła? Przecież nie raz mówiła, że ma dosyć i chce z tym wszystkim skończyć. To ona, Zuzka nie brała jej słów na poważnie. A powinna była! Skąd jednak mogła wiedzieć, że to na serio, a nie dla utrzymania dekadenckiej pozy?!
Zza ściany dobiegł ją śmiech mężczyzny, po chwili matczyny, wymuszony i udawany, o czym wiedziały pewnie tylko one dwie. Zuzce chciało się sikać, ale wolała tłumić potrzebę, a nawet wysikać się do osłonki kwiatka, byle nie konfrontować się teraz z dorosłymi.
Podeszła do drzwi i przekręciła klucz w zamku. Poczuła się dzięki temu odrobinę bezpieczniej. W sumie to teraz mogłaby popełnić samobójstwo i tylko szkoda, że jedyną opcją byłoby teraz przecięcie sobie żył, a tego akurat się bała.
Zerknęła na telefon, a myśli wróciły do ogłoszenia z przystanku tramwajowego.
Telefon zaufania? Mogę zadzwonić – pomyślała. – W sumie co mi szkodzi?
Była ciekawa, na czym polega taka rozmowa. Czy faktycznie to coś pomoże? Czy chciała pomocy? Przecież byłą zdecydowana, by dołączyć do Iwony! Ale czy na pewno?
Przepisała numer ze zdjęcia w telefonie. Zapisała go ołówkiem na blacie biurka. Później go zmaże.
Wybrała numer w telefonie i czekała. Dwa sygnały, trzeci i „halo”, po usłyszeniu którego rozłączyła się zaskoczona. Odsunęła telefon od siebie i spojrzała na wyświetlacz by sprawdzić, czy na pewno przerwała połączenie. Rzuciła aparat na łóżko, na którym siedziała, po czym obgryzła paznokieć, który zdobiły resztki czarnego lakieru.
– Idiotka ze mnie – mruczała, nie spuszczając wzroku z wygaszonego już aparatu. – Przecież nie oddzwonią i nie będą mnie szukać.
Przez kolejny kwadrans siedziała, wbijając wzrok w aparat i zastanawiając się, czy aby chce tego, czy może jednak lepiej, by od razu zakończyła to tak, jak Iwona. Szybko, dwoma cięciami na skórze i w głąb nadgarstków, ostatecznie. W końcu skapitulowała, dochodząc do wniosku, że na to zawsze jest czas i że może spróbować.
Ponownie wybrała numer.
– Dzień dobry – powiedziała schrypniętym głosem w momencie, gdy odebrano po drugiej stronie.
– Telefon zaufania. Olaf z tej strony. Witaj. – Głos rozmówcy był przyjemny, a wręcz aksamitnie miękki. – Co słychać.
– Dziękuję, dobrze – odparła zdezorientowana.
– Gdyby było dobrze, to byś nie dzwoniła – odparł ze śmiechem, w którym pobrzmiewała wyłącznie sympatia. – Jestem tu dla ciebie. Nie znamy się i pewnie nigdy nie zobaczymy, więc nie krępuj się i mów. Spróbujemy ci poprawić humor. Okej?
– Okej – odpowiedziała ostrożnie. – No więc, moja przyjaciółka popełniła samobójstwo.
– I zastanawiasz się pewnie, czy to nie dobra decyzja? – wszedł jej w słowo, zaskakując trafnym spostrzeżeniem. – I myślisz, czy nie zrobić tego samego?
– Tak – przyznała szeptem.
– Opowiedz proszę, od czego chcesz uciec – poprosił łagodnie. – Co cię tak boli.
– Co mnie boli? – westchnęła. – Nie wiem, od czego zacząć.
– Od pierwszego, co ci przychodzi do głowy.
Zuzka była zaskoczona tym, jaką ulgę przyniosła jej rozmowa z obcym człowiekiem z telefonu zaufania. Na początku zacinała się, czując, że nie powinna źle mówić o rodzicach. Ten człowiek był jednak tak wyrozumiały i otwarty na jej słowa, że te wylewały się z niej w coraz szybszym tempie. Mówiła o Iwonie, ich przyjaźni i tym, że rozważa samobójstwo. Bo nie ma po co żyć w tym popieprzonym świecie, w którym tak naprawdę nikogo nie obchodzi. Ani rodziców, bo są skupieni na sobie, ani znajomych, bo łączy ich z nimi tylko cięcie się. Była sama i powiedziała temu człowiekowi, że wie, iż nikogo nie obeszłaby jej śmierć. Pewnie matka miałaby do niej pretensje o to. A ojciec może co najwyżej wypił za jej wniebowstąpienie i żył dalej tak, jak dotąd.
Mówiła, później płakała i mówiła nadal. Około czwartej nad ranem usnęła wycieńczona, ale spokojna. Jakby oddała temu mężczyźnie wszystkie swoje ciężary.
– Widzę, że już ci lepiej – powiedział na koniec, gdy ze zmęczenia język zaczynał jej się już plątać, ale bardzo, ale to bardzo nie chciała przerywać połączenia.
Po raz pierwszy w życiu czuła, że ktoś ją słucha z uwagą. Wczuwa się w jej nastrój i naprawdę chce pomóc! To było niesamowite i dające nadzieję na to, co przyniesie jutro. I tylko nie wyobrażała sobie, by mogła to zrobić bez nowo poznanego człowieka.
– Lepiej, ale co będzie jutro? – Wiedziała, że brzmi żałośnie, ale nie chciała wypuszczać z rąk czegoś, co dało jej cień słońca w otaczającym ją mroku.
– Podam ci mój prywatny numer – zaproponował miękkim głosem. – Nie powinienem tego robić, ale zależy mi na tym, żebyś żyła. Obiecasz mi coś?
– Oczywiście! – Uczucie ulgi było obezwładniające. Mieszało się z radością, że ma dla kogo żyć. – Co?
– Zadzwonisz do mnie w każdej chwili, gdyby pojawiły się złe myśli – mówił, a Zuza spijała każde słowo. – Niech to zostanie między nami. Fakt, ze dałem ci mój numer. Możesz mi obiecać te dwie rzeczy?
– Jasne!
Usypiała spokojna, mimo bełkotliwych śmiechów dobiegających z sąsiedniego pomieszczenia. Komuś na niej zależało i bardzo chciała, by był już dzień następny.
***
Marcel wstał skoro świt. Był niewyspany, a mimo to nie miał ochoty na sen.
Było tuż po piątej, za oknami wstawało słońce i budził się dzień. Odrzucił kołdrę i przez dłuższą chwilę po prostu siedział na łóżku. Spał nago, ale tylko tak czuł się swobodnie. Teraz naciągnął spodenki, ignorując fakt, że penis stoi, jakby wyśmiewał chęć bycia opanowanym i wstrzemięźliwym. W łazience stał przed lustrem, patrząc odbiciu w oczy i czekał.
– Opadnij, głupi chuju – mruknął w kierunku spodenek. – W takim stanie, to ja mogę co najwyżej wylać się na sufit.
Porzucił myśl o kawie, bo wolał nie narażać się na sytuację, kiedy Natasza zastanie go z namiotem w spodenkach. Wczoraj udało mu się umknąć i nie skompromitować, ale dziś mógł mieć miej szczęścia. Nie chciał jej straszyć własnym napaleniem, a z całą pewnością tak właśnie by odebrała jego poranny wzwód. Niby nic niezwykłego, ale jednak silniejszy, niż zwykle i uporczywie nie chcący opaść.
– Niezła pokuta za lata rozwiązłości – mruczał do siebie, dociskając do brzucha ręcznik i przenosząc się na zewnątrz. – Pokuta? Raczej tortura! A to dopiero początek. Co będzie później?
Po wyjściu z domu uderzyło w niego ciepło poranka i woń rozgrzewających się w słońcu kwiatów. Z zaskoczeniem stwierdził, że ktoś je podlał. Wzrok przyciągnął widok w dali. Piękno morza i drobnych białych fal pokrywających jego błękit. Chciał się nim zachwycać, ale zszedł właśnie na dolny taras i oczom ukazał się basen.
– Tak, to na pewno pomoże – mruknął, odrzucając ręcznik na stojący opodal leżak i wskoczył do wody na główkę.
Przez kwadrans pływał, wściekle młucąc ramionami wodę. Musiał się wyżyć, osłabić napięcie, z którym nie dawał sobie rady. Wszystkie znane i wykorzystywane dotąd metody były obecnie bezużyteczne. Nie zapijał emocji i nie dusił ich dymem papierosów. Najgorszy był jednak brak seksu, którym dotąd stymulował się nagminnie. Teraz miał pokusę na wyciągnięcie ręki, a jako jedyny stymulant mogło mu służyć walenie konia. Cóż, będzie musiał z tego korzystać. I tak czuł się, niczym bohater. I tylko miał nadzieję, że uda mu się wytrwać w zdrowiu i nie doświadczyć na przykład wylewu.
Jasne, chyba spermy do mózgu! – złościł się na siebie, czując, że napięcie odrobinę zelżało.
A tu Lokomotywnia Katowice
mroczna, ale piękna
Poprzednie części znajdziesz ją w moim sklepie

W trójpaku taniej
Zestaw trzech tomów serii
Zostaw Komentarz