Psychol. Pokuta rozdział 9

with Brak komentarzy

Na końcu tego odcinka czeka na Ciebie link,, po kliknięciu w który poznasz dokładne miejsce, w którym rozegrała się ważna scena z udziałem Zuzki. Możesz je obejrzeć i powiem Ci, że nawet pogoda na mapach google zgadza się z tą, która miała miejsce w książce. I może tylko pora roku nie ta, bo w książce jest lato, a na zdjęciach mapy google widać, ze to budząca się dopiero wiosna :)\Kliknij w czerwoną pinezkę i zobacz to miejsce z bliska. Albo skopiuj link poniżej i pozwiedzaj okolicę, poznaj miejsce.

Psychol. Pokuta od Monika Liga

Rozdział 9

Nadzieja

Zuza stała przed budynkiem w cieniu drzew, uważając, by być niewidoczną z okien swojego mieszkania. Nie podejrzewała, by rodzice zwlekli się z łóżka. Ani oni, ani ich kompani.

– Kompani? Dobre sobie! – warczała pod nosem, starając się wyrzucić z głowy wspomnienie widoku nagiej matki i obcych mężczyzn. – Zboczeńcy i tyle! Obrzydlistwo!

Nie spała dotąd z chłopakiem i nie czuła pociągu do seksu. Jej koleżanki opowiadały o tym, jak potrafi być cudownie. Może i było, ale jej nie pociągało. Nie była na to gotowa, a też żaden chłopak nie spodobał jej się na tyle, by chciała poznać go bliżej.

Wyciągnęła paczkę papierosów z plecaka. Pogniecioną, z ledwie kilkoma papierosami. Nie paliła na co dzień, ale teraz właśnie miała ochotę, by zaciągnąć się dymem. Może i nie popełniła samobójstwa, ale ten rodzaj wyniszczania ciała był bardzo na miejscu. Nim odpaliła papierosa, ponownie spojrzała na okna mieszkania. Wolała nie ryzykować bycia przyłapaną na tym pod własnym domem. Nie dałaby matce satysfakcji do opieprzenia jej, co ta z całą pewnością wykorzystałaby skwapliwie. Niedoczekanie jej! Ździry, szmaty… matki.

– Kurwa mać – szepnęła do siebie, wyrzucając do kosza pierwszy wyciągnięty papieros.

Z nerwów złamała go tuż przy filtrze. Nie nadawał się do zapalenia. Drugi, drugi, cienki papieros wsadziła do ust, pstryknęła zapalniczką i zaciągnęła się miętowym slimem.

Paliła, opierając się o szeroki pień drzewa. Uspokajała się i wiedziała, że to kojące działanie dymu. Ktoś zatrąbił, ale nie zwróciła na to uwagi. Sygnał klaksonu powtórzyła się, po chwili kolejny raz. Spojrzała w kierunku ulicy, od strony której natarczywy dźwięk wdzierał się w uszy.

Stało tam granatowe auto. Koła jego prawej strony znajdowały się na chodniku, lewa tarasowała przejazd innym samochodom. Ktoś zatrąbił również, gdy stojący na światłach tramwaj uniemożliwił wyminięcie parkującego awaryjnie pojazdu.

Niebieskie auto! Tym miał przyjechać!

Zuzka podbiegła do pojazdu od strony pasażera i pochyliła się do otwartego okna.

– Zuza? – Widziała ruch warg osoby mówiącej do niej, ale nie od razu zarejestrowała słowa. – Jesteś Zuza? Rozmawialiśmy przez telefon?

– T…tak – odparła słabo. – To ja.

– Mogłabyś wsiąść? – Poprosił kierowca, wskazując tył auta, za którym zebrało się kilka innych. – Zatarasowałem przejazd i zaraz ktoś się wścieknie. – Uśmiechnął się przepraszająco. – Podjedziemy pod Biedronkę. Chyba że tam przyjdziesz? Wolisz tak?

– Nie, spoko – wyszeptała z ledwością, patrząc na twarz mężczyzny i otwierając mechanicznie drzwi.

Opadła na siedzenie, a po chwili jechała już, choć nie rejestrowała widoków za oknem. Całość jej uwagi skupiła się na aniele, który siedział za kierownicą. Nie widziała dotąd nikogo tak pięknego. Nieziemsko, niczym anioł! Blond włosy otaczały twarz tak idealną, że aż nierealną. Nie próbowała nawet oderwać od niego wzroku. Nie potrafiłaby nie patrzeć. Na delikatnie uniesione w uśmiechu kąciki ust i oczy, które śledziły ruch drogowy. Okolone ciemnymi rzęsami i co jakiś czas spoglądające na nią z wesołością.

Autem zakołysało lekko, w końcu skręciło. Czuła, że jadą po czymś nierównym, przez co opony szumiały głośniej, niż wcześniej. Niewiele ją to obchodziło, bo wciąż patrzyła na kierowcę.

– Przyjechałem w spokojniejsze miejsce – powiedział, na co Zuza rozejrzała się odruchowo.

Stali na ulicy Pośpiecha, w zatoczce za budynkiem z rampami przeładunkowymi. Był poranek, więc słońce nie prażyło jeszcze zbyt mocno. Przez otwarte okna wpływało ciepłe i wciąż rześkie powietrze. Zuzka słyszała świergot ptactwa ukrytego w koronach okolicznych drzew. Jednak to nie słuch, lecz zmysł wzroku zdominował pozostałe. Siedziała i patrzyła na człowieka, który zachwycił ją kompletnie wszystkim. Tembrem głosu i uśmiechem i kolorem oczu.

– To nie twój naturalny kolor włosów?

Nie od razu zrozumiała, o co pyta. Ściągnęła brwi i trawiła jego słowa.

– Wyglądasz na blondynkę – jego piękny uśmiech na chwilę przygasł. – Mylę się?

– Nie, nie mylisz! – Ucieszyła się, że może potwierdzić jego domysły. – Farbuję się na czarno, bo to bardziej pasuje do… – urwała, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa.

– Do zbuntowanego image? – Znów się uśmiechał, przez co Zuzkę zalała ulga.

– W sumie tak. I do nastroju.

Milczeli oboje. Zuzka, bo wciąż analizowała siedzący przed nią ideał. On, bo pił właśnie wodę z niewielkiej butelki, również nie spuszczając z niej pełnego zainteresowania spojrzenia.

Zuza czuła się dziwnie, będąc w centrum zainteresowania mężczyzny, który, gdyby nie przypadkowo wykonany telefon, nie patrzyłby teraz na nią. Gdyby nie cyknęła zdjęcia plakatu z numerem telefonu zaufania i nie zebrała się w sobie, by znaleźć odwagę do zadzwonienia, być może leżałaby teraz martwa na chodniku pod swoim blokiem, a jej popieprzeni, patologiczni rodzice spaliby nadal nieświadomi faktu, że ich jedyna córka nie żyje już, bo popełniła samobójstwo.

– Cieszę się, że nic sobie nie zrobiłaś, tylko zadzwoniłaś – mówiąc to, uśmiechnął się tak, że gdyby Zuzka stała, to właśnie ugięłyby się pod nią kolana.

– A ja, że napisałeś wiadomość w takim momencie – odparła, czując jak się czerwieni. – Minuta później i nie przeczytałabym twojego smsa.

– Nie myśl już o tym. – Spoważniał, sięgając na tylne siedzenie, a po chwili podał jej małą plastikową butelkę z wodą mineralną. Identyczną, z jakiej sam pił również. – Widocznie masz anioła stróża i ten czuwa nad tobą. Proszę, napij się. W takie upały trzeba się nawadniać.

– Dziękuję – szepnęła, biorąc z jego ręki butelkę i podskoczyła, gdy jej palce zetknęły się z ciepłą dłonią mężczyzny. – Przepraszam – bąknęła, nie wiedząc za co właściwie przeprasza.

Odkręciła butelkę, plastikowa objemka szyjki pstryknęła, Zuza przytknęła dzióbek do warg. Piłą, nie rejestrując tej czynności, bijąc się z domysłami, jak powinna wyglądać rozmowa z wybawicielem. Czy ma mu opowiedzieć o tym, czego świadkiem była o poranku? Nie potrafiłaby, bo bądź co bądź, mówiłaby źle o swoich rodzicach!

– Czy chcesz poznać stan umysłu, w którym panuje ład i porządek? – Mężczyzna obrócił się do niej, z uśmiechem przechylając głowę. – Czy chciałabyś żyć we wspólnocie, gdzie znalazłabyś swoje miejsce? Chcesz przestać cierpieć? Mieć cel życia.

Chciała odpowiedzieć, że tak i takiego miejsca szuka od zawsze. Że pragnie przestać czuć ból, który skręca jej wnętrzności od lat. Otworzyła nawet usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Po chwili oczy zamknęły się powoli, a głowa opadła na zagłówek.

Kierowca odpalił silnik, wycofał na pokrytej kurzem nawierzchni, wzbijając chmurę kurzu. Po chwili wjechał na wybrukowaną kocimi łbami jezdnię i skierował się ku ulicy Bocheńskiego.

Ptaki śpiewały nadal, wiatr wiał, letni dzień budził się. Nikt nie zauważył dziewczyny, której ścieżka życia skręciła właśnie wprost do piekła.

***

– Możemy popływać w basenie!

– Taaaak! Bardzo chcemy!

– Prosiiiiimy!

Dziewczynki przekrzykiwały się jedna przez drugą, podskakując, niczym ping pongi. Natasza pochylała się nad blatem kuchennym, układając śniadanie na talerzach i nawet nie próbowała ukryć uśmiechu. Marcel czuł się oszołomiony tym wybuchem dziecięcego entuzjazmu, ale też dotąd nie widział dziewczynek tak pobudzonych. I radosnych, bo tryskały radością i widział, że chcą wyskoczyć ze skór i zrobią i obiecają wszystko, byle zgodził się teraz na ich kąpiel.

– Dobrze… – Chciał dodać więcej, ale zagłuszył go pisk.

Przerażony spojrzał na Nataszę, która zaniosła się śmiechem i ostrzem trzymanego w dłoni noża wskazała drzwi tarasowe, nakazując mu tym samym pójście za dziewczynkami.

– Ale na razie na płytkiej części basenu! – krzyczał, idąc za nimi. – Rozumiemy się?

Nie odpowiedziały mu, lecz w podskokach pomknęły ku błękitnej wodzie i czterem schodom prowadzącym w głąb.

– Macie kwadrans! – zawołała za nimi Natasza. – Stawiam śniadanie na stole, więc żebyście się nie zapomniały!

Poprzednie części znajdziesz w moim sklepie

Szukaj mnie też na Empik i Legimi
Psychol trójpak książki e-book

W trójpaku taniej

Zestaw trzech tomów serii

Zostaw Komentarz