Getting your Trinity Audio player ready...
|
Rozdział 5
Knajpa
Marcel dojechał do pubu, zapłacił taksówkarzowi, po czym wysiadł z samochodu. Zawsze, gdy zbliżał się do lokalu , czuł, że robi się głodny. Jak zwykle zapomniał o jedzeniu przez cały, długi dzień. Wszystko przez sprawę, która wyjątkowo intensywnie zaprzątnęła mu myśli. Odruchowo dotknął tylną kieszeń spodni. Aż się zatrzymał z wrażenia, że zabrał część pracy z sobą. Nigdy tego nie robił, ale tym razem było inaczej. Ciągnęło go do tej sprawy i czuł potrzebę rozwiązania jej. Po części przez kasę, której stały przypływ ucięło mu zamordowanie tego fiuta Maksa. Częściowo dlatego, że intrygował go niezidentyfikowany brunet i ofiara, którą uwolnił.
– Sorry! – Dobiegł go zirytowany głos. – Wchodzisz, czy wychodzisz?
Dopiero teraz zorientował się, że stoi w przejściu i je tarasuje. Za nim stało trzech mężczyzn i po ich minach widział, że chcą wejść do środka, a on im to uniemożliwia. Nie odpowiedział nic, lecz ruszył przed siebie, rozglądając się po wnętrzu, wzrokiem szukając Grześka. Nie było go jeszcze, ale umówili się dopiero na za pół godziny. Nie szkodzi. Zdąży napić się piwa i może zje późny obiad. Właściwie obiadokolację.
Dobrze, że tu mają ciepłe żarcie – pomyślał, biorąc menu w drodze do bufetu.
Właściwie to nie musiał do niego zaglądać. Miał dwa ulubione dania z tutejszej kuchni i praktycznie nigdy nie zamawiał niczego innego.
– Spaghetti carbonara z boczkiem i lanego Guinnessa, poproszę. – Złożył zmówienie przy ladzie, po czym skierował się ku ulubionemu stolikowi przy wejściu.
Wysoki, z wygodną, jednoosobową kanapą i grzejnikiem pod nią. Ponieważ była przy wejściu, to mógł być pewny, że nie przeoczy przyjścia Grześka. Największym plusem umiejscowienia było to, że był najbardziej odseparowanym od innych stolikiem, dzięki czemu mogli rozmawiać o wszystkim. Jak zawsze wypiją po piwie, lub dwa, a później znajdą dziewczyny przez Tindera. Może nawet wbiją na seksimprezę. Pewnie tak, bo tam mogli liczyć na najwięcej silnych wrażeń.
– Cześć, Marcel! – Grzesiek od wejścia od razu zwrócił się do niego. – Zamawiałeś coś?
– Cześć. – Marcel wstał, uścisnął wyciągniętą w geście powitania dłoń. – Piwo i makaron.
Pięć minut później siedzieli nad szklankami, wypełnionymi ciemnym piwem, z gęstą, szklącą się pianą Guinessa.
– Co u ciebie? – Zaczął zwyczajowym pytaniem Marcel.
– Po staremu. – Grzesiek wzruszył ramionami. – Praca, żona i dzieci.
– I nie rozwodzicie się już?
Przez seksimprezy Grzesiek wpadł w tarapaty. Żona znalazła w telefonie aplikację Tinder, a w niej jego umawianie się na randki z panienkami. Postraszyła go rozwodem, w efekcie Grzesiek wykasował aplikację z telefonu i zawiesił konto na Tinderze. Czy skończył z zaliczaniem obcych dziewczyn? Oczywiście, że nie! Zmienił się tylko sposób, w jaki się z nimi umawiał. Teraz każdorazowo spotykał się z Marcelem i to on organizował dziewczynki.
– No co ty! – Upił łyk piwa, przymknął z błogością oczy. – Z samych alimentów nie starczyłoby jej na przyjemności.
– No to chociaż masz zadbaną kobietę – zaśmiał się Marcel.
– I na chuj mi to? – Skrzywił się, pociągając łyk piwa, po czym oblizał kremową pianę z górnej wargi.
– Co, dalej nie ma ochoty na seks?
Marcel nie raz zastanawiał się, czy potrafiłby dochować wierności kobiecie. Możliwe, że tak. Warunkiem byłoby to, że lubiłaby seks i potrafiła się przed nim otworzyć.
Żona Grześka była przypadkiem beznadziejnym. Od momentu urodzenia drugiego dziecka, nie dopuszczała go do siebie, wymawiając się chorobami, złym samopoczuciem, lub spadkiem nastroju. Nazywała go depresją, która jednak nie przeszkadzała mu w nałogowym wydawaniu pieniędzy na zakupy ubrań, salony urody i fryzjerów. Przez pewien czas Grzesiek radził sobie z sytuacją i udawało mu się samodzielnie rozładowywać napięcie. W pewnym momencie nie wytrzymał i zgwałcił kelnerkę. To wtedy Marcel pomógł mu zatuszować sprawę i przekupić poszkodowaną. Zastrzyk gotówki jaki otrzymała w zamian, był tak pokaźny, że nie zastanawiała się długo. Wydarzeń cofnąć nie mogła, a dzięki pieniądzom stać ją było na przeprowadzkę. Sto tysięcy złotych lekko tylko nadwyrężyło budżet Grześka. Od tej pory nie pozwolił napięciu, by skumulowało się aż tak bardzo. Widywali się przynajmniej dwa razy w miesiącu i wtedy w Grześku odpalał się seksualny nałóg. Nie raz wydawało się Marcelowi, że jego mózg odłącza się wtedy od ciała. Zmieniał się w seks maszynę, która skupiała się na tym, by wyrzucić z siebie jak najwięcej porcji spermy. Dziś pewnie też tak będzie. Już teraz widział wzrok, którym odprowadził śliczną, drobną kelnerkę, która przyniosła im jedzenie.
– Moja żona ma zepsutą funkcję popędu seksualnego – westchnął Grzesiek, nakładając na widelec porcję makaronu. – Spierdoliła jej się w momencie zaliczenia roli prokreacyjnej i dobrze jej z tym.
Przez chwilę jedli w ciszy, Marcel czuł ciężar, który zalega w duszy przyjaciela. Nie zamierzał powtórzyć jego błędu. Nie uwikła się w rodzinę. Nie dla niego są dzieci, budowanie domu i wszystkie te bzdety. Wolał niezobowiązujący seks, bo wtedy wiedział, na czym stoi. Bez podchodów, zobowiązań i całej tej niepotrzebnej oprawy.
– A co u ciebie? – Grzesiek ożywiał się każdorazowo, słuchając opowieści o prowadzonych sprawach.
– Tym razem chujowa sprawa. – Marcel odłożył widelec, sięgnął po szklankę z piwem, upił łyk. – Zabójstwo na tle seksualnym. Szajka świadcząca usługi seksu ostatniego tchnienia i wyjaśnienie serii wcześniejszych zabójstw. Do tego facet, który ją rozbił i dziewczyna, której najwyraźniej udało się uciec spod noża.
– O kurwa – szepnął Grzesiek. – Ty to masz pracę. – Pokiwał z podziwem głową. – Nie nudzisz się, co?
– Ale nie zarabiam tyle, co ty. – Wzruszył ramionami, nie zaprzeczając.
Uwielbiał pracę psa myśliwskiego. Tak lubił o sobie myśleć. Emocji, jakich mu dostarczała, nie sposób było znaleźć w innych zawodach. Na chirurga się nie nadawał, a tylko w tym zawodzie by się odnalazł. Tak mu się przynajmniej wydawało.
– Ja za kasę nie kupię emocji, które ty masz w ramach zawodu. – Grzesiek dopił piwo. – Zamawiam łiskacza. – Wskazał puste szkło. – Potrzebuję czegoś mocniejszego. Chcesz też?
– Weź mi setkę.
– Ja stawiam, ty mówisz – mrugnął do Marcela, ten nie powstrzymał uśmiechu.
Przez kolejną godzinę opowiadał o odkryciu w piwnicy, o tajemniczym brunecie i uratowanej dziewczynie. Grzesiek wyglądał na pochłoniętego słuchaniem i tylko regularnie biegł wzrokiem ku drobnej kelnerce.
***
Marta postanowiła działać. Pierwszym, co zrobiła rankiem dnia następnego, było wzięcie urlopu na żądanie. Zdarzyło jej się to po raz pierwszy, więc nikt nie widział w tym powodu do problemu. Postanowiła przejrzeć oferty mieszkań dostępne na rynku wtórnym. Mina jej zrzedła, gdy zobaczyła ceny. Nie znalazła niczego niewielkiego w okolicy. Jeśli już, to wyłącznie do remontu. Zdawała sobie sprawę, że kompletne nie zna się na tego typu sprawach. Nie zaangażowała by się w taki pomysł, wiedząc, że na pewno nie zdoła ocenić, czy nie jest robiona w bambuko przez wykonawców. Tadka nie poprosi o nadzór. Skoro się wyprowadzał, to będzie miał masę spraw na głowie. Piotra… Cóż, jego by chętnie poprosiła, ale zupełnie nie wiedziała, co myśleć o pokręconej relacji między nimi.
Czuła, że zajęcie się sprawą mieszkania jest po części ucieczką od myśli o tym, czego doświadczyła w piwnicy. Nie była jednak gotowa na powrót do tamtych wydarzeń. Nie teraz. Wolała zająć umysł czymś innym, a znalezienie nowego miejsca do życia, wydało jej się wystarczająco zajmujące.
I wtedy na jednej ze stron internetowych wyświetliła jej się reklama mieszkań do sprzedaży na nowo powstałym osiedlu mieszkaniowym.
– O cholera! – Aż pochyliła się ku ekranowi laptopa. – Przecież to rzut beretem stąd! To już sprzedają?
Gdy zaczęła przeczesywać internet w poszukiwaniu informacji na temat osiedla, okazało się, że część jest już oddana do użytku. Zamieszkała przez ludzi, mimo że obok wciąż trwała budowa.
– To co, babciu – mruknęła w przestrzeń, sięgając po telefon. – Przenosimy się tutaj obok?
Wybrała numer i czekała na połączenie z agentem nieruchomości, który obsługiwał dewelopera.
– Damian Kostarzyński. – Po trzech sygnałach usłyszała powitanie.
– Dzień dobry. Dzwonię w sprawie ogłoszenia.
Kwadrans później wciąż siedziała z telefonem w ręku, patrząc na zgaszony już wyświetlacz. Umówiła się na z godzinę, na rozmowę w pobliskiej kawiarni. Podpisze umowę z agencją i zostaną jej przedstawione warunki, dowie się szczegółów o możliwych do zakupu mieszkaniach. Zaskoczyła samą siebie. Prędkością działania i odwagą.
Czyżbym aż tak zmieniła się po tym, czego doświadczyłam w piwnicy u Maksa?
– Cześć! – Od drzwi dobiegło ją powitanie Tadeusza.
Wracał z pracy, więc dochodziła dziewiąta rano. Można było ustawiać zegarek według jego rozkładu dnia.
Będzie mi tego brakowało – pomyślała. – Czymś jednak będę musiała zastąpić te poranne powitania.
Wstała od stołu z postanowieniem przebrania się. Będzie rozmawiała z mężczyzną, więc ubierze się kobieco. Nie zaszkodzi jej to, a może co najwyżej pomóc.
Znajdziesz ją w moim sklepie
W trójpaku taniej
Zestaw trzech tomów serii
Zostaw Komentarz