Getting your Trinity Audio player ready...
|
Wstęp
Drogi Czytelniku
Jakkolwiek dramatyczne mogą Ci się wydać przemyślenia tej młodej istoty, którą tutaj opisałam, to większość tego, co dzieje się w jej głowie, miała miejsce naprawdę. Przeżyłam takie zakochanie dwa razy i w ten sposób się ono objawiało. Pierwszy raz w liceum, jak bohaterka tej historii i do dzisiaj nie wiem, co było powodem. Drugi raz na studiach i wtedy „siekło mnie” jeszcze bardziej.
Do dziś nie zrozumiałam tego błysku, który zmienia myślenie i koncentruje na tym jednym człowieku. Mówią na to „strzała Amora” i faktycznie, jest to bardzo celne porównanie. Trafia Cię i masz pozamiatane. Możesz sobie tłumaczyć bezsens tego uczucia, ale mózg ma to gdzieś, bo wyłącza się zawsze, gdy ten człowiek jest w pobliżu.
Najgorzej jest niestety, gdy druga strona nie odwzajemni tego uczucia. Wtedy umiera się od środka i nic nie łagodzi tego bólu. Zostaje, jak cierń w sercu, czy raczej wrzód na dupie.
Bohaterka tej historii, jest w wieku, w którym w głowie i w ciele dzieje się tak wiele, że otrzymanie strzału romantycznej miłości, potrafi rozwalić jej świat w drobny pył.
Przedstawiam Ci więc bieg wydarzeń, który bardzo mocno inspirowany jest realiami, a więcej o nich opowiem Ci w moim newsletterze. Faktycznie mówię w nim do Ciebie, bo jest w formie audio. Znajdziesz go na mojej stronie monikaliga.pl i na każdej platformie z podcastami (w tym na Spotify i Applepodcast).
Życzę Ci przyjemnie spędzonego czasu podczas czytania (i po) i tylko ostrzegam, że czeka tu na Ciebie duuuużo erotyki 🙂
I dodam również, że w rzeczywistości, nikt nie został potraktowany w sposób, który tutaj przedstawiłam. I nie popieram tego, ale opisuję fantazje, mogąc dać im upust w fikcji literackiej.
Udanej lektury!
„Ptaszek w klatce”
Rozdział 1
Gdyby kózka nie skakała, to by miała święty spokój
Pewnie powinnam się wstydzić tego, że wpadłam w obsesję, a moje myśli skoncentrowały się wokół jednego człowieka. Nie wiem dlaczego padło akurat na niego. Możliwe, że to była ta osławiona strzała Amora. A może po prostu jakiś hormonalny idiotyzm, który dosięga kobietę w okresie dojrzewania? Oczywiście dzieje się to w nieoczekiwany sposób. A jakże!
Faktem jest, że nie potrafię przy tym chłopaku oddychać. Oczywiście w przenośni, ale tak się właśnie czuję. Wiem, to brzmi strasznie melodramatycznie. Co z tego? Jest moją obecną rzeczywistością! Stało się nią w moim przypadku.
Widząc tego chłopaka na korytarzu szkolnym, mam wrażenie, że się duszę! Moje serce wpada w szalony galop, wnętrzności się skręcają, a w uszach szumi krew. Wzrok koncentruje się tylko na jego twarzy, jakbym stała w tunelu, na końcu którego jest Radek.
Oczywiście, że wiem, jakie to głupie i bezpodstawne, a także dramatyczne, niczym wyznania romantycznej, i niestety, histerycznej nastolatki. Jestem nastolatką i możliwe, że en cały miszmasz w ciele i umyśle to wina mojej romantycznej części natury.
Nieważny jest powód! Ważne jest to, że opętały mnie myśli o tym chłopaku.
I naprawdę nie wiem dlaczego padło akurat na niego. Pewnego dnia po prostu przykuł mój wzrok, gdy stał w korytarzu szkolnym i szukał czegoś w plecaku. Przydługie włosy opadły mu na czoło, zakrywając twarz. Przyglądałam mu się z nudów i robiłam to mało dyskretnie, wcale się z tym nie kryjąc. Bo i niby po co miałabym to robić? Podniósł głowę i spojrzał mi w oczy, przesyłając spojrzeniem wirus uzależnienia od siebie. Serio, to było jak podanie mi czegoś drogą wziewną, albo poprzez wstrzyknięcie tego czegoś do krwiobiegu. Pyk i się zaczęło.
On odwrócił wzrok, wracając do tego, co robił. Znalazł to czego szukał, wyprostował się i niedbałym ruchem dłoni zaczesał włosy do tyłu. Ten gest zarejestrowałam, jako coś obłędnie pięknego, czując, że mój umysł nie działa już poprawnie. Głowę wypełniło światło, które zalało mnie całą, nie pozostawiając miejsca na rozsądek i normalne myśli. Przepadłam i utonęłam w tym, wiedząc, że od tej chwili wszystko w moim życiu sfokusuje się na nieznanym mi chłopaku.
Od tamtego momentu czułam, jakbym była chora. Odbieram to fizycznie, choć cały ten zamęt miałam tylko w głowie. Wiedziałam o tym i co z tego?
Dopóki chodziliśmy oboje do jednej szkoły, mogłam obserwować go na przerwach. Wałęsałam się za nim, niczym cień, robiąc to tak, by mnie nie dostrzegł i nie widział mojego zakochanego wzroku, którym za nim wodziłam. Nie miałam śmiałości, by do niego zagadać. Bałam się, że gdybym się odważyła i spróbowała, zapowietrzyłabym się i jedynie patrzyła w niego, niczym przysłowiowy wół w malowane wrota. Toteż przyglądałam się pięknemu profilowi, analizując jego ruchy i postawę ciała, rejestrując w głowie i zapisując w umyśle, by móc później odtwarzać w chwilach samotności.
Przez jakiś czas starałam się podejść do sprawy rozsądnie i przez pierwszy miesiąc czekałam na moment, gdy wreszcie to zidiocenie minie i przestanę czuć to, co czuję. Niestety, nie przeszło.
Później próbowałam dowiedzieć się o nim wszystkiego, co możliwe i w każdy dostępny sposób. Wertowałam internet, głównie media społecznościowe, bo to było najłatwiejsze. Niestety, niewiele znalazłam, ledwie kilka zdjęć, na których został uchwycony przez kogoś. Poznałam wszystkich jego znajomych, oczywiście nie osobiście, bo nie miałam śmiałości, by wkręcić się w towarzystwo Radka. Wiem, że tak byłoby najmądrzej i najrozsądniej, ale nie potrafiłam tego zrobić.
Jestem inna i często myślę, że dziwniejsza niż większość znanych mi osób. Nie nawiązuję zwyczajnych relacji, nie chodzę na imprezy. Głównie dlatego, że nie lubię alkoholu i dragów, a to wokół nich kręcą się spotkania ludzi w moim wieku.
Mam jedną przyjaciółkę, a ta właśnie jest na wczesnym etapie zakochania. Jej relacja to jest dopiero okaz totalnego popaprania!
Ewa, jak ja, ma siedemnaście lat i pozwoliła się poderwać dorosłemu facetowi. On sam jest koło trzydziestki i mam wrażenie, że oszalała na jego punkcie. Spotykają się prawie codziennie. Odbiera ją po szkole swoją wypasioną furą, a później jadą do niego. Opowiada o nim w samych superlatywach, nie szczędząc mi szczegółów o tym, co robią, gdy trafiają do niego, lub do lasu. Tak, to ich miejsca schadzek. Zabiera ją tam i niestety podejrzewam, że spełnia Ewką swoje najbardziej wyuzdane fantazje. Jej się to chyba podoba, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. I tylko nie mam teraz z kim pogadać i zwierzyć się z własnego szaleństwa. Duszę je w sobie.
Gdy nie widzi się ze Sławkiem, to i tak wokół niego krążą jej myśli i tylko o nim potrafi mówić. O tym, jaki jest przystojny i wspaniały. O jego pracy i miejscach, do których ją zabiera.
Mam nadzieję, że nie będzie cierpiała, że ułoży jej się z nim i nie okaże się, że ten starszy od niej o przeszło dziesięć lat facet, nie jest tylko zwykłym, niewyżytym głąbem. Kimś, kto zostawi ją ze złamanym sercem i rozpierdolem w sercu i w życiu, które de facto dopiero się zaczyna.
Faktem było, że zostałam sama z sobą i nie miałam z kim tego przegadać. Jasne, że próbowałam, ale ilekroć zaczynałam temat Radka, Ewka przeskakiwała na Sławka i plany, które robili razem. Czekała na moment, gdy osiągnie pełnoletniość i będą mogli wziąć ślub. Dzięki temu będą razem oficjalnie, w pełnym wymiarze godzin, bez ukrywania swojej miłości przed światem. Trzymałam za nią kciuki, lecz zarazem byłam bardzo samotna.
Po szkole szłam popływać, bo tam myślało mi się najlepiej. Odpierałam zaloty przypadkowo poznanych chłopaków, bo wszyscy mnie wkurzali. Czym? Tym, że nie są Radkiem!
Rano przed szkołą biegłam na samotny trening, który pozwalał mi na względne uspokojenie ciała i myśli. Najbardziej lubiłam słoneczne poranki, gdy pływalnię wypełniała cisza, przerywana jedynie chlupotem zagarnianej ramionami wody. O tej porze przychodzili wyłącznie stali bywalcy. Kilku starszych mężczyzn i dwie kobiety tworzyły stały skład. Do kompletu ja, najmłodsza z nich i równie zacięta i skupiona na sobie. W końcu znałam ich twarze i miałam wrażenie, że podobnie jak dla mnie, był to ich sposób na radzenie sobie z rozbieganiem myśli. Możliwe, że dorabiałam historię do czyjegoś życia, a oni po prostu tylko dbali w ten sposób o kondycję.
Po szkole szłam na basen ponownie i wtedy pływalnia nie była już taką oazą. Znajdowało się na niej o wiele więcej osób, panował hałas i nie myślało się już tak dobrze. Młodzież wariowała, bawiąc się i krzycząc wesoło. Cieszyłam się, że część torów była przeznaczona wyłącznie dla pływających. Mijaliśmy się na wyznaczonym bojkami pasie z drugą osobą, ciała wpadały w zgodny rytm, a w głowie odliczałam kolejne, pokonane długości basenu. Po pięćdziesiątym z kraula przechodziłam w relaksującą żabkę, a po sześćdziesiątym wychodziłam z wody. Taki był mój codzienny system, może rytuał.
Starałam się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z nikim i miałam wrażenie, że większość pływaków miała podobnie. Wpadaliśmy w trans, skupiając się na sobie, bo przyszliśmy tu właśnie po samotność i bycie wyłącznie z sobą i z własnym oddechem.
Tak upływały mi kolejne dni. Trening, później zajęcia w szkole, po nich kolejny trening i pojedynczy, ale dłuższy w weekendy.
Rodzice akceptowali mnie taką, jaka jestem, nie wypytując o wiele. Wiedzieli, że moje odpowiedzi nie wyjaśnią im zbyt wiele.
„Co tam w szkole?”
Odpowiem, że dobrze.
„Co u Ewki, bo dawno tu tu nie spała?”
Odpowiem, że się uczy, czując przy tym, jak wydłuża mi się nos, niczym u bajkowego Pionokia.
Nie mogłam im powiedzieć, że Ewka zakochała się w o kilkanaście lat starszym facecie! Podejrzewam, że od razu skontaktowaliby się z jej rodzicami, a ci urządziliby jej piekło na Ziemi.
Kocham moich rodziców i uważam, że są super ludźmi, ale wiedziałam też, że są też zbyt rozsądni. Po pierwsze staraliby się zrobić jak, ich zdaniem, należy i poinformowali jej rodziców, że Ewka zdecydowała się na tak ryzykownemu związek. Po części też tak uważałam, ale przecież nie poznałam jej faceta, a może faktycznie był wspaniały i mimo dużej różnicy wieku, mieli szanse na wspólną przyszłość.
Nawet nie próbowałam sobie wyobrazić, że przez mój długi jęzor prawda o niej i Sławku dotarłaby do jej staruszków! Na bank obraziłaby się na mnie na amen! I miałaby rację, bo też nie chciałabym, żeby ktoś w ten sposób wtrącał się w moje sprawy.
Po drugie moi rodzice nie zaakceptowaliby tak dziwnego zachowania własnej córki. Ono po prostu nie pasowało do mnie. Pewnie staraliby się wytłumaczyć mi, że bezpodstawne uczucie do obcego chłopaka z czasem przejdzie. Pewnie usłyszałabym, że czas leczy rany i temu podobne mądrości. No i martwiliby się o mnie. Nie chciałam i nie umiałam opowiedzieć o tym, co dzieje się ze mną. I wyjaśnić szaleństwa, które powoli ogarniało mój umysł.
Okłamywałam ich, robiąc coś, czego nigdy nie śmiałam z szacunku do nich i ze zwykłej miłości. Teraz też ich kochałam i szanowałam, ale moje życie weszło w moment, w którym część siebie musiałam przed nimi ukryć. Dla ich i własnego dobra. I spokoju, głównie mojego, bo nie potrzebowałam konfrontacji z rodzicielską mądrością.
W szkole wyczekiwałam momentu, gdy zobaczę Radka, gdy wzrok mój pochwyci widok jego twarzy. I szerokich ramion. Poznawałam je zawsze, ledwie mignął mi i pochwycałam go nawet kątem oka. Był zawsze odrobinę pochylony do przodu i wyglądał, jakby i on tkwił we własnym, tylko sobie znanym świecie.
Miał kolegów i często się z nimi śmiał i to te obrazki zamykałam w głowie. Kolekcjonowałam je, niczym relikwie. Później napawałam się nimi w samotności, marząc o nim i wymyślając różne szalone scenariusze naszych spotkań i tego, co robilibyśmy razem.
Ulubionym był ten, gdy to spotykamy się na basenie, pływając na jednym torze, pokonując w zgodnym rytmie kolejne kilometry w wodzie. Słońce przebija przez duże okna pływalni, ja mogę obserwować pracę jego ramion, w końcu opuszczamy ośrodek MOSIR–u i każde idzie w swoją stronę. Pewnego dnia spotykamy się przy lustrach za kasami, nasze spojrzenia spotykają się w jednym z nich i zaczynamy rozmawiać. On zaprasza mnie na spacer, w końcu zakochuje się we mnie, dostrzegając to, czego nie widzą we mnie inni. Prawdą jest, że sama nie widziałam w sobie niczego, czym mogłabym go oszołomić i zainteresować. To był główny powód tego, że nigdy do niego nie podeszłam.
Jestem tak zwyczajna, jak tylko może być dziewczyna w moim wieku. Nie mam wybitnych zdolności, ani oszałamiającej urody. Od zwykła ja i moja codzienność, wypełniona obowiązkami, nauką i obsesyjnymi myślami o facecie. Szkoła, basen i dom. W nim książki, czasem filmy i zajęcia domowe. Nie czułam, bym mogła go czymś zainteresować i rozkochać w sobie, a tylko taki scenariusz był tym, który dopuszczałam do umysłu.
Tkwiłam więc we własnej obsesyjności, nie mając odwagi na realizację marzeń i działo się tak do pewnego momentu.
Przełom nastąpił, a ja weszłam na kolejny poziom szaleństwa.
Matura Radka zakończyła szczęśliwy czas, gdy to miałam jego widoku pod dostatkiem. Wiedziałam, że w końcu nadejdzie ta chwila, ale zakopywałam ją w umyśle, udając przed samą sobą, że do tej pory coś się wydarzy. Jakieś wielkie BUM, które zderzy nas ze sobą, niczym dwie planety i sprawi, że będziemy razem.
Widząc go zdenerwowanego, ubranego w garnitur przed salą egzaminacyjną, przeżywałam w milczeniu żałobę, żegnając codzienną, stałą dawkę jego widoku. Zdał, ja zarejestrowałam tylko uśmiech triumfu, gdy odczytał wyniki i dzielił się swoją radością z kolegami.
Nie powiem, ogromną ulgę przynosił fakt, że jak dotąd nie miał dziewczyny. Żadna się przy nim nie kręciła i nie raz łapałam się na myśli, że być może nie lubi płci żeńskiej i po prostu jest gejem. Czy wolałabym, by to się właśnie okazało? Być może, bo to zdjęłoby ze mnie wiele spośród fantazji. I usprawiedliwiło moją bezsilność. Nie miałam tego jednak jak sprawdzić.
Umierałam więc od środka, widząc jego piękną twarz, szerokie, okryte marynarką ramiona i z krwawiącym sercem myślałam o tym, że już niedługo nie zobaczę go rano po wejściu do szkoły.
Matura minęła i już nie było Radka w szkole, ja nie miałam kogo odszukiwać wzrokiem. Łapałam się na tym, że rozglądam się w nadziei, że dostrzegę dłoń, którą przeczesuje włosy i spojrzenie, przed którym ucieknę.
Nagle przerwy między lekcjami stały się pełne głodu. Kiedyś chętnie szłam do szkoły, teraz szłam, bo tak trzeba. Czułam się jak narkomanka, której odmawia się działki. Do domu wracałam okrężną drogą, obok jego bloku w nadziei, że go spotkam. Ani razu mi się to nie udało.
Rozdział 2
Cicha woda brzegi rwie
Nie raz zastanawiałam się, skąd bierze się to bezpodstawne uczucie, bo przecież nie poznałam go osobiście. Nie znajdowałam wyjaśnienia. Podejrzewałam, że może mam w sobie zbyt dużo pierwiastka męskiego. Jestem zdobywcą i im bardziej ktoś mi się opiera, tym bardziej wzmaga moje pragnienie. On w końcu widział, że go obserwuję. Nie raz przechwytywał moje spojrzenie, ale było mu to obojętne.
Ok, okłamywałam siebie, bo tak naprawdę to wierzyłam w tradycyjny podział ról. Obrzydliwie romantyczny i seksistowski. W to, że to facet powinien wykonać pierwszy ruch. I chyba tylko ja tak myślałam, bo koleżanki nie miały podobnego problemu. Umawiały się z chłopakami i nie kryły się z faktem, że to one zaczynały tę relację. Ja niestety tak nie potrafiłam.
Kilka razy dziennie wykonywałam głuchy telefon na aparat stacjonarny Radka. Wiedziałam, że nie odezwę się, gdy podniesie słuchawkę, a mimo to dzwoniłam. Byle usłyszeć jedno słowo: „Halo”, po czym czekałam do momentu, aż odłoży słuchawkę.
Zdawałam sobie sprawę z tego, jak głupie było moje zachowanie, a mimo to dzwoniłam do niego, milcząc i czekając na cud. Jaki? Pewnie na zrządzenie losu, które przejmie za mnie odpowiedzialność, powodując, że jakimś sposobem Radek zainteresuje się mną i odnajdzie osobę od głuchych telefonów.
Jego numer zdobyłam, włamując się do pokoju nauczycielskiego by spisać dane z dziennika. Wiedziałam, że to chore, ale było też silniejsze ode mnie. I tak trwałam w pełnym tęsknoty szaleństwie.
Pewnego dnia odważyłam się i w końcu się odezwałam. Zaprosiłam go do siebie, on przyjął zaproszenie i umówiliśmy się na spotkanie. Samej rozmowy telefonicznej nie zapamiętałam, a jedynie szum krwi w uszach i walenie serca, które chciało mi przy tym wyskoczyć z piersi. I nic poza tym. Wiem, że podałam mu swój adres domowy, po czym odłożyłam słuchawkę i przez dłuższy czas trwałam w bezruchu i chyba nawet nie mrugałam oczami.
– Wszystko w porządku? – Zainteresowała się mną w końcu mama. – Stało się coś?
Nie mogłam jej się dziwić, bo siedziałam, niczym posąg w muzeum figur woskowych, patrząc na telefon, jakbym czegoś od niego oczekiwała.
– Taka blada jesteś – mówiąc to, pochyliła się do mnie i zajrzała mi w oczy.
– A bo jutro mamy sprawdzian – skłamałam, mówiąc pierwsze, co przyszło mi do głowy. – A nic nie umiem i zastanawiam się, od czego zacząć naukę.
– Jeszcze macie sprawdziany? – zapytała, ja prawie palnęłam się w czoło.
No tak, przecież oceny są już dawno wystawione, a w dodatku nigdy nie miałam problemów z nauką. Tym czasem aż dwie nieścisłości zawarłam w jednym zdaniu. Wzruszyłam tylko ramionami i zbyłam jej pytanie, zaszywając się w swoim pokoju. Na szczęście nie drążyła tematu. I chwała jej za to! Czy wyczuła, że kłamię?
Załączyłam muzykę, po czym padłam na łóżko i złapałam się za głowę, gdy dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam.
Zadzwoniłam do chłopaka, w którym zakochałam się jak szalona, bezsensowną i platoniczną miłością. Zadzwoniłam z numeru, z którego wykonałam kilkaset głuchych telefonów! Jeśli sprawdzi billing, to mam przekichane! Co mu odpowiem na pytanie, że dlaczego dzwonię do niego od dwóch miesięcy? To, że dzwonię, to jedno, ale dlaczego zapominam o mówieniu?! Przecież nie powiem prawdy, że od blisko pół roku śledziłam go w szkole, a teraz, gdy go już w niej nie ma, to prawie się duszę z braku widoku jego twarzy! I jego przydługich włosów! Boże, jakże chętnie wplotłabym w nie palce i rozczesała je nimi i przyciągnęła do siebie i…
– Dosyć! – sapnęłam, trąc dłońmi twarz i starając się jakoś przygotować na wizytę Radka.
Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Przemeblowania nie zamierzałam robić, bo i zresztą co bym tu mogła zmienić? Mebli nie poprzestawiam, bo ich ułożenie było optymalne. Łóżko, biurko i stolik, a po jego obu stronach dwie pufy do siedzenia. Trochę zdjęć na ścianach, w większości grafiki, które znalazłam w Internecie i wydrukowałam. Nie było czego zmieniać, pozostawało przygotować samą siebie.
Makijażu nie umiem robić i nie zamierzałam się go teraz uczyć. Włosy po prostu rosną i tylko myję je i przycinam. Przejrzałam szafę z ubraniami i zdecydowałam się na luźną bluzę i getry. Nic, co byłoby seksowne, bo też nie chciałam robić z siebie napalonej laski, która chce zainteresować chłopaka swoim ciałem. Jaka bym nie była zakochana i zdesperowana, to nigdy nie umiałam eksponować swoich wdzięków tak, jak robiły to koleżanki. Żadnych dekoltów, czy krótkich spódniczek, albo ciuchów więcej odsłaniających i pokazujących to, co można zdobyć.
Czasami złościłam się o to na siebie, bo mam i cycki i zgrabny tyłek. Nie może być inaczej, bo pływam, jak porąbana, za dużo pewnie, może i za często, ale przecież, do jasnej cholery, muszę jakoś wyładować buzujące we mnie nadmiary!
Radek przyszedł w umówionym dniu i godzinie, a ja zaprosiłam go do pokoju. Idąc przed nim korytarzem, dusiłam się z emocji i gorączkowo szukałam słów, którymi zaproszę go na studniówkę. Tak naprawdę, to wcale nie chciałam iść na tą imprezę, bo nudzą mnie takie sztuczne spędy ludzi. Cała moja klasa to same dziewczyny i już mi się przewracało w brzuchu od słuchania ich planowania tego, w co się ubiorą, z kim przyjdą i jak przemycą alkohol. Dla mnie to był obcy świat, w którym nie widziałam miejsca dla siebie. Nie miałam jednak innego pomysłu na nasze pierwsze spotkanie, a poza tym w głębi ducha żywiłam nadzieję, że to będzie początek. On stwierdzi, że warto byłoby się przedtem poznać, więc zaprosi mnie na randkę w wakacje. Od tego się zacznie, a później będziemy się widywali, on zakocha się we mnie i… I co? Będziemy żyli długo i szczęśliwie? Idiotyzm!
Weszliśmy do mojego pokoju, zamknęłam drzwi i usiedliśmy po dwóch stronach niewielkiego stolika. Stał na nim czajnik z herbatą, oraz dwie filiżanki i talerzyk z krakersami. Nie piłam, a tylko bawiłam się łyżeczką leżącą na spodku. Bałam się, że z wrażenia zakrztuszę się napojem.
W końcu wydusiłam z siebie zaproszenie i widziałam po jego minie, że nie spodziewał się czegoś takiego. Jego piękne brwi powędrowały w górę na czoło i schowały się na dłuższą chwilę pod opadającymi mu na twarz kosmykami włosów. Mówił coś, a ja byłam w stanie jedynie, by skupić się na jego niebieskich oczach i tych przydługich włosach, które najchętniej odgarnęłabym mu z twarzy.
Odmówił i nie od razu dotarło do mnie, co powiedział i że oto wziął w łeb mój misterny plan. Rozmawialiśmy o głupotkach, a raczej on mówił, a ja patrzyłam na niego, jak na piękny obrazek. W końcu wyszedł, zostawiając pustkę, tęsknotę i swój zapach. Ja umarłam w środku, bo oto ziścił się najgorszy z zakładanych przeze mnie scenariuszy. Zostałam sama, bez pomysłu na to, co dalej, bo przecież nie zaproszę go ponownie!
Snułam się po domu, niczym cień, nie dając się wciągnąć w rozmowę rodzicom. Znali mnie na tyle, by wiedzieć, że i tak się niczego nie dowiedzą. W nocy płakałam, ale następnego dnia i tak poszłam do szkoły. Tam również byłam obecna bardziej ciałem, niż duchem, ale i tutaj znano mnie i nie zagadywano.
– Jesteś chora? – zapytała tylko Ewka, ale nim zdążyłam jej odpowiedzieć, zaczęła mówić o sobie i o Sławku.
Milczałam więc, utykając w odrętwieniu i było mi w nim w miarę dobrze, bo było bezpiecznie. Niczym w bańce z niską ilością tlenu, którego mógł mi dostarczyć tylko Radek.
Kilka dni później zadzwonił dzwonek u drzwi. Zbiegłam po schodach, za drzwiami stał on. Uczepiłam się futryny drzwi, niczym wspornika, bez którego padłabym chyba martwa na ziemię. Zaprosił mnie na imprezę nad jeziorem i w pierwszym momencie ucieszyłam się, jak wariatka. Chwilę później spojrzałam na ulicę przed ogrodzeniem i na auto, które częściowo zaparkowano na chodniku. Z otwartych okien wyglądali jego kumple. Uśmiechnięci i jakby czekający na rozwój wypadków. Komunikat był jasny – przyjechał zaprosić laskę z kategorii „łatwego mięska” na popijawę, na której może wydarzyć się bardzo wiele. Mój anioł stróż kopnął mnie w tył głowy, ostrzegając, żebym absolutnie tego nie robiła. Zapaliła mi się czerwona lampka, a oczami wyobraźni widziałam siebie gdzieś w nieznanym miejscu, z masą obcych ludzi i niebezpieczeństwo, którego się wystraszyłam. Odmówiłam, choć miałam ochotę rzucić mu się na szyję. Odmówiłam, bo wiedziałam, dlaczego mnie zaprosił i jaką dziewczyną mu się wydałam.
Jakiś czas później miała miejsce babska impreza. Zaprosiłam Ewkę i Agnieszkę, która jak ja, też nie miała chłopaka. Moi rodzice odwiedzali znajomych, facet Ewy również musiał jechać w delegację, więc postanowiłyśmy posiedzieć w wąskim gronie i poużalać się nad sobą, bo wszystkie tego właśnie potrzebowałyśmy.
Agnieszka przyniosła trawę, ja skusiłam się na jej zapalenie. Później raczyłyśmy się jednym z win z piwniczki taty i tylko miałam nadzieję, że nie wybrałam zbyt drogiej butelki. Dla mnie każdy z jego trunków smakował, jak skiśnięty kompot i nigdy nie rozumiałam rytuału otwierania butelki i późniejszego delektowania się winem.
To podczas tego spotkania z dziewczynami wymyśliłyśmy z zemstę rodem z filmu o obłąkanych nastolatkach. Zemstę za nieprzystępność i odrzucenie moich pięknych i czystych uczuć przez Radka. Powiedziałam im tylko tyle, że chłopak odmówił mi i nie zgodził się pójść ze mną, jako osoba towarzysząca na studniówkę. To im wystarczyło, a podsycona alkoholem i trawką solidarność jajników, pchnęła nas do popełnienia przestępstwa. Dosłownie!
Zgarnęłyśmy biały spray, który znalazłam w garażu taty. Kupił go, by zamalować nim odprysk lakieru w starej garażowej umywalce. Stwierdziłyśmy, że się nada. W stanie mocno podpitym, plus w oparach trawki, poszłyśmy oszpecić jego samochód. Zielone renault clio. To było szalone!
Otaczała nas noc i cisza, przerywana jedynie stukotem kulki w puszce sprayu. To było głupie, ale był to tylko niewinny początek mojej rozpędzającej się lawinowo fiksacji. Później było już tylko gorzej.
Radek od roku studiuje na Akademii Wychowania Fizycznego. Nadal nie ma dziewczyny, albo po prostu nie dzieli się tym w socialmediach. Obserwuję go na wszystkich kontach, a poza tym codziennie wracam do domu ścieżką, którą wytyczyłam sobie obok jego bloku.
Właśnie zaliczyłam maturę, wybrałam kierunek studiów i z boku wyglądam pewnie, jak typowa nastolatka. Wciąż jednak tkwię w szaleństwie, którego już nie kontroluję i to ono przejęło władzę nade mną.
Każdy dzień bez Radka jest torturą, pełną pustki i bólu złamanego serca. Nie mam czym oddychać i duszę się swoim głodem, bo prawie go nie widuję. Raz w markecie natknęłam się na niego. Szedł z mamą, pewnie robili zakupy. Jakby mnie jasny grom z nieba uderzył! Skamieniałam i tylko wzrok działał mi jak należy. Oczywiście nie zauważył mnie, a we mnie opadła ostatnia nadzieja, że to zadurzenie minie i wszystko wróci do normy. Wyraźnie widziałam, że nie ma na to szans. Byłam bezapelacyjnie zakochana chorą miłością i tylko nie rozumiałam Najwyższego, dlaczego pokarał mnie tą chorobą psychiczną.
Miesiące bez jego widoku były fizyczną torturą, a dni wypełnione bezsensem i oczekiwaniem nocy pełnej snów o nim.
Wyraźnie widziałam, że wariuję.
Poprawka – już zwariowałam!
Rozdział 3
Gadał dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu
Obudziłem się.
Otworzyłem oczy, ale otaczała mnie jedynie ciemność. Nieprzenikniona, cicha i obca. Przerażająca! Starałem się poruszyć, lecz nie potrafiłem. Coś krępowało moje ruchy. Ręce miałem czymś przywiązane nad głową po bokach… Do czego? Do łóżka?
Cholera! Jestem skrępowany!
Szarpanie się nie przyniosło żadnego efektu, a tylko zaczęły mnie boleć nadgarstki. Krzyknąłem. Głos odbił się od ścian i ze zwielokrotnioną siłą wrócił do mnie. A może tylko mi się wydawało, bo nie widziałem niczego, więc zmysły się wyostrzyły, a słuch stał się bardziej wyczulony?
Czekałem w ciemności, zastanawiając się czy to jawa, czy sen. Może śpię, mam koszmar, zaraz się obudzę, a strach minie?
Nasłuchiwałem jakichkolwiek odgłosów, ale nie docierały do mnie żadne. Kompletna cisza, jakbym był pod ziemią. Przeraziło mnie to i odruchowo znów zacząłem się szarpać. Ramiona naciągały się, macałem nimi wokół, ale pod palcami czułem jedynie gładkie, chłodne rurki. I chropowatość ściany za nią. Niedobrze, bo to oznaczało, że jestem w odosobnieniu, w którym nie dbano o szczegóły wystroju. Na przykład w piwnicy, bo jest miejscem składowania przedmiotów i nie ważna jest gładź na ścianach, czy wymiana powietrza.
I tu poczułem zaskoczenie, ponieważ zastanowił mnie właśnie zapach. Nie wyczułem żadnej woni. Powietrze miało przyjemną temperaturę i nie było ani za ciepło, ani za zimno. Znaczyło to, że nie znalazłem się w zaniedbanym i zapuszczonym miejscu. To dało odrobinę otuchy, nie za wiele, ale uczepiłem się tej myśli.
Ale zaraz! Może to miejsce, gdzie ludzie, jak ja, są sprowadzani i przetrzymywani i co dalej? Odgoniłem obrazy tortur, gwałtu i nagrywania chorych filmów do sieci. Wiedziałem, że taki proceder ma miejsce i są świry, które bardzo dużo płacą za ich oglądanie.
Macałem nadal i oceniłem, że to, co mnie unieruchamia, może być ramą łóżka. Tylko kto i po co mnie tu przywlekł? I kiedy? Jak to się stało i czemu tego nie pamiętam?!
Jest niedobrze!
Coś zaszurało, dźwięk dobiegł od strony moich nóg. Szczęknął zamek, chyba ktoś przekręcił w zamku klucz. Rozbłysło światło, boleśnie atakując oczy przez skórę powiek. Zaciskałem je, w końcu powoli otworzyłem i mrugałem, by przyzwyczaiły się do jasności. Musiałem zobaczyć kto przyszedł i gdzie jestem. Strach i zdezorientowanie przyspieszyły pracę serca i miałem wrażenie, jakby pompowało krew ze zdwojoną prędkością.
W drzwiach pomieszczenia zobaczyłem drobną postać. Dziewczyna?! Zaraz, ja ją pamiętam! Wróciło wspomnienie, gdy siedziałem z nią przy niewielkim stoliku w jej pokoju? Czy to ona mnie porwała? Jak i po co to zrobiła? Sama, czy ktoś jej pomagał?
Stała z ręką na włączniku światła i nie mówiąc nic, patrzyła na mnie. Wyglądała jakby się bała.
– Witaj – powiedziała prawie szeptem. – Jak się czujesz?
– Gdzie ja jestem?! – To pytanie wyskoczyło z moich ust bez udziału umysłu.
Bałem się i potrzebowałem danych.
– Jesteś u mnie. – Ledwie ją słyszałem. – Uwięziłam cię.
Kontekst jej odpowiedzi docierał do mnie bardzo wolno.
– Że co?! – Nie potrafiłem zrozumieć tego, co usłyszałem. – Co zrobiłaś?
– Uwięziłam – odpowiedziała już z większą mocą. – Wcześniej odurzyłam i porwałam.
W głowie miałem kompletną pustkę. Co to ma znaczyć? Czy to jakiś żart?! Czy ktoś się właśnie bawi moim kosztem, robiąc mi psikusa?
– Nie rozumiem – patrzyłem na tą drobną dziewczynę, ubraną w luźne ciuchy, lekko zgarbioną i unikającą mojego wzroku.
Pamiętałem ją, choć zapomniałem imienia. Zaprosiła mnie na studniówkę, a ja typowy „miłośnik” tego typu imprez, odmówiłem. Gdyby nalegała, pewnie bym poszedł, ale nie zrobiła tego. Zaprosiłem ją później na imprezę nad jeziorem, ale tym razem ona odmówiła. Stwierdziłem, że gra nie warta świeczki. Ani dziewczyna wystrzałowa, ani nie widziałem entuzjazmu w jej zachowaniu. Jakby tłumiła emocje, albo ich wcale nie miała. Nie gustowałem w takiej powściągliwości.
To wydarzyło się jakiś czas temu. Teraz wracało to do mnie z napływem adrenaliny i uczuciem niepewności. I ze strachem, bo w końcu do jasnej cholery! Jestem przykuty do łóżka, nie wiadomo gdzie i jak już długo!
– Co chcesz ze mną zrobić? – głos mi drżał, ale nie dziwota. Bałem się i zapewne każdy na moim miejscu czułby się podobnie.
– Chcę zabrać tydzień twojego życia – odpowiedziała, mnie zatkało, bo nie wiedziałem, jak zinterpretować jej słowa. – Później cię uwolnię i o mnie zapomnisz.
– Co masz na myśli, mówiąc o tygodniu mojego życia? – starałem się zadawać klarowne pytania.
Chuj wie, może jest psychopatką, która chce mnie więzić przez tydzień, a później zabić, bo taki ma właśnie kaprys? Napłynęły scenariusze wszystkich filmów o psychopatycznych porywaczach. Praktycznie nigdy nie kończyły się dobrze, a ofiara cierpiała, lub ginęła na końcu. Czy teraz ja mam być jej zabawką? Takiej kruszyny? I co zamierza? Tydzień życia i wolność? Jakoś mnie to nie uspokoiło i brzmiało abstrakcyjnie.
– Mam zamiar przez tydzień cię tu więzić – oznajmiła zwięźle.
– Ale po co?!
Nie odpowiedziała, tylko podeszła do łóżka, na którym leżałem i usiadła na brzegu posłania. Wyciągnęła coś z kieszeni i sięgnęła do moich nadgarstków, po czym rozkuła kajdanki.
– Chcę się tobą nasycić – odparła. – Najeść się tobą przez tych parę dni.
Zabrzmiało to ja groźba, ale i jak obietnica. Nie poświęciłem jednak analizie zbyt wiele czasu, bo moje ciało zareagowało za mnie. Zerwałem się z łóżka i skoczyłem w jej kierunku. Zagarnąłem jej kruche ciało i uwięziłem pod sobą. Leżała z ramionami, które docisnąłem udami do jej boków, unieruchamiając ją całkowicie. Była bezbronna, ale czy na pewno? Przecież nic o niej nie wiedziałem!
– Co teraz powiesz? – poczułem przypływ satysfakcji, wywołany zamianą miejsc.
Nie broniła się, a to źle rokowało. Czyżby miała asa w rękawie? Zna sztuki walki, czy w bardziej szalony sposób zabezpieczyła się na ewentualność mojego ataku? Bo chyba nie liczy na współpracę i to, że wysłucham ją z potulną miną i zapytam, w czym mogę jej w czymś pomóc!
– Teraz nic – odparła spokojnie, choć jej oczy rozszerzyły się. – Nie wyjdziesz stąd, jeśli nie zechcę.
– A jeśli cię… – zastanawiałem się nad groźbą – podduszę? Co wtedy?
– Możesz mnie udusić. – Jej głos nie zadrżał nawet, co zmroziło mnie, stawiając włoski na przedramionach. Nie bała się mnie! – Bez kodu nie wyjdziesz stąd.
Zszedłem z niej i usiadłem obok. Podciągnęła się na łokciach, a ja całkiem niechcący zarejestrowałem kształt jej piersi. Spore. Wcześniej tego nie zauważyłem.
Przypomniałem sobie ją z dnia, gdy zaprosiła mnie do siebie. Przyszedłem i usiadłem po przeciwnej stronie stołu ciekaw, czego ode mnie chce. Oceniłem ją wtedy jako chłodną i niezwykle opanowaną osobę. Trochę mnie to odstraszyło, bo po prostu nie znam takich ludzi. Szczególnie dziewczyn! Te zawsze śmieją się sporo i są otwarte. Czasami nawet bardzo!
– Czy ty jesteś psychopatką? – patrzyłem teraz na jej prawie dziecięcą twarz.
Włosy spięła w kok na tyle głowy, twarz miała nietkniętą makijażem. To też ją różniło od dziewczyn, z którymi się spotykałem. Przywykłem do tego, że były pachnące, kolorowo ubrane, czy raczej rozebrane. Kobiecym ubiorem podkreślały to, co tak bardzo różniło je od nas, facetów. Różni i pociąga w nich.
Ta dziewczyna miała na sobie luźną bluzę do połowy uda, którą teraz naciągnęła na kolana, przyciągając je pod brodę i obejmując się ramionami. Nie wyglądała na groźną lecz na kruchą i bezbronną. Ale widocznie nie była, bo jakoś mnie tutaj ściągnęła, a co najgorsze, nie pamiętałem tego!
– Nie wiem czy jestem psychopatką – odparła, siadając naprzeciw mnie. – Możliwe, że nią jestem. Ale to przez ciebie.
Podniosła na mnie wzrok, a ja zauważyłem kolejne szczegóły. Ogromne oczy i różowe usta. Dlaczego wtedy tego nie widziałem? Pewnie przez to, że dużo się w tamtym czasie działo. Składałem papiery na studia, ale to nie to mnie tak rozpraszało, lecz imprezy. Codziennie inna biba, każda u kogoś w domu, mieszkaniu, lub na działce. Wszyscy ze starej klasy zapraszaliśmy się nawzajem, by uczcić maturę i koniec nerwówki, jaką były egzaminy końcowe. Później nadeszły wakacje, znalazłem pracę sezonową, w końcu zacząłem studia. Znów imprezy, bo trzeba poznać nowych ludzi. Do tego masa treningów na studiach, w pierwszych miesiącach większość z nich robiona na ciężkim kacu.
– Chcesz mnie przez tydzień więzić i myślisz, że nikogo to nie zaalarmuje?
– Wiem, że nikt się nie zorientuje – spuściła wzrok. – Jesteś właśnie na wakacjach autostopem.
Patrzyłem na nią zaniepokojony. Skąd ona to wie?! Faktycznie zacząłem wakacje. Spakowany do plecaka wyszedłem z domu i miałem iść łapać stopa przy autostradzie. Skąd ona o tym wiedziała? I w którym momencie przestałem pamiętać to, co się działo? Wyszedłem z domu, dojechałem na stację benzynową i tutaj zacierały mi się wspomnienia.
– Pisałeś o tym na Facebooku – uprzedziła moje pytanie.
Czy ja ją mam wśród znajomych na Facebooku? A może podszyła się pod kogoś?
– I co chcesz przez ten tydzień ze mną robić? – Bałem się jej odpowiedzi, ale to było jedyne sensowne pytanie, jakie do mnie przyszło.
Rejestrowałem kocioł emocji w sobie, które kazały mi ją uderzyć, obezwładnić, lub złapać za gardło. Mógłbym to zrobić, tylko czy miałoby to sens? Nie wierzyłem, że nie przygotowała się na taką ewentualność. Musiała brać to pod uwagę. Milczałem więc, czekając na jej wyjaśnienia.
Nabrała powietrze w płuca i wyrzuciła z siebie odpowiedź.
– Chcę uprawiać seks – mówiąc to, śmiało patrzyła mi w oczy.
Zamurowało mnie, więc nadal milczałem, patrząc na nią bezmyślnie.
– Nie mogłaś mnie o to poprosić? – zapytałem zaskoczony, bo takiej jej odpowiedzi nie wymyśliłbym nigdy.
Nic nie odpowiedziała, tylko zagryzła wargi. Opuściła stopy na podłogę, oparła ramiona po bokach bioder i milczała, przyglądając się swoim skarpetkom.
Przedłużające się milczenie doprowadzało mnie do szału.
Co to ma być? I jak mam się zachować w tej sytuacji? Ucieszyć się, że porwała mnie dziewczyna? A może przelecieć ją od razu dla spokoju i zapomnieć o całej tej porąbanej sytuacji?
Po chwili przyszły kolejne pytania.
Dlaczego wybrała akurat mnie? Czy często robi coś takiego? A może to jakiś kawał, który zrobili mi kumple? Raczej nie, bo najbliższy przyjaciel tydzień temu wyjechał do rodziny w Grecji. Nikt inny nie przychodził mi do głowy. Z resztą, kto przy zdrowych zmysłach wymyślił by coś tak pokręconego?!
Doszedłem do wniosku, że to, w czym właśnie biorę udział, dzieje się naprawdę. Mam przed sobą porywaczkę, która zamknęła mnie w tej piwniczce. Chyba nią była, bo nie widziałem okien, a tylko ściany i puste półki na nich.
Stwierdziłem, że najlepiej będzie, jeśli udam, że gram w jej grę.
– Więc zaczynajmy – rzuciłem do dziewczyny, obserwując jej reakcje. – Rozbieraj się – ściągnąłem przez głowę koszulkę i zwiniętą rzuciłem na podłogę.
Nie ruszyła się i w żaden sposób nie zareagowała. Nie mrugała i chyba nawet przestała oddychać. Patrzyła tylko na mój brzuch, po chwili jej wzrok zjechał niżej i coraz bardziej pąsowiała na twarzy. Ja również się nie ruszałem. Co zrobi? Czego się po mnie spodziewała? Że będę z nią negocjował?
Mimo dziwaczności sytuacji, bawiło mnie to i ledwie powstrzymywałem się przed śmiechem. Uśmiechu nie ukrywałem, lecz nie musiałem, bo dziewczyna nie miała odwagi, by spojrzeć mi w oczy.
Nie widziałem opcji, bym stał się jej księciem z bajki. Nie dam jej tej satysfakcji. Jeśli chce seksu, to jeśli jej zapach mnie nie odrzuci, to w sumie z chęcią zrobię to, po co ponoć mnie tutaj przyprowadziła. Zerżnę ją w najmniej czuły sposób. Załatwię to szybko, to może szybciej stąd wyjdę. Właściwie to może być całkiem ciekawe doświadczenie.
– Na co czekasz? – pochyliłem się do przodu, starając się zajrzeć jej w oczy. Coraz bardziej mnie wkurzało jej milczenie i bezruch. Chciała seksu, a nagle gra wstydliwą? – Rozbieraj się! – ponagliłem ją, wstając z materaca.
Stanąłem przy łóżku i nie spuszczając z niej spojrzenia, rozpiąłem rozporek.
– Przyniosę ci najpierw coś do jedzenia – zerwała się równe nogi i biegiem dopadła drzwi.
Pierwsze błyskawicznie otworzyła kluczem i równie szybko zatrzasnęła je za sobą. Nie popatrzyła na mnie, unikając skrzyżowania spojrzeń, ale uciekła z pomieszczenia. Za pierwszymi były drugie drzwi i te faktycznie miały zamek elektroniczny. Niestety nie widziałem kodu, który pewnie wbiła dopiero po zamknięciu tych pierwszych, częściowo przeszklonych.
Nie ruszyłem się, tak zaskoczyła mnie jej szybka reakcja.
– Przynieś lubrykant! – zawołałem za nią, nim zamknęło się drugie skrzydło drzwi.
Zostaw Komentarz