Getting your Trinity Audio player ready...
|
Rozdział 28
Co ma wisieć, nie utonie
Rano szłam na uczelnię, wybierając drogę przez Park Kościuszki. Była dłuższa, ale tak piękna iż wiedziałam już, że stanie się moją ulubioną. Jesień pomalowała liście drzew na czerwono, pomarańczowo i żółto, pod nogami szeleściły te, które spadły na ziemię. Było ciepło, choć czułam już jesień, która osiadła wilgocią na butach, gdy maszerowałam, coraz pewniej czując się na obcasach. Niezbyt wysokich i cienkich, ale podkreślających figurę, o co jak zwykle zadbała moja osobista stylistka – mama. Znów ubrała mnie w białą koszulę, której nie pozwoliła zapiąć pod szyję i tylko zgodziła się, bym szła w spodniach, bo w nich czułam się pewniej.
Dotknęłam prezentu od niej, przesuwając palcami po niewielkich koralikach bransoletki i wiedziałam, że to będzie mój nowy odruch. Opuszki rejestrowały wypukłości, niczym paciorki różańca i odruchowo pomyślałam o babci.
Czy jesień dotarła i do niej? Czy lasy wokół jej domu też mienią się kolorami? Pewnie nie, bo tam pory roku przychodziły z opóźnieniem. Nie widziałam jej ledwie kilka dni, a czułam się, jakby minął miesiąc, ale to dla tego, że od powrotu do domu nie dzwoniłam do niej.
– Cześć babciu – rzuciłam radośnie, gdy po kilku sygnałach odebrała połączenie ode mnie.
– Co tam, Majka? – zapytała z uśmiechem. – Jak Radek? Jak wielkie wejście? Udało się?Rzuciłaś go na kolana?
– Na razie zmienił się w posąg, gdy mnie zobaczył na korytarzu, więc niewiele mogę ci powiedzieć – przyznałam z westchnieniem. – Pewnie zaraz go spotkam, bo właśnie idę do szkoły. A dzwonię, bo chciałam cię po prostu usłyszeć.
Szłam powoli w kierunku kładki nad autostradą, obierając dłuższą drogę, ale mogłam, bo specjalnie wyszłam z domu wcześniej. Rozmawiałyśmy o jesieni, w tle słyszałam szczekanie Ramzesa i gdakanie kur, które pewnie chodziły po podwórku.
W końcu weszłam na teren otaczający uczelnię, co babcia zarejestrowała, bo przestałam odpowiadać na pytania, więc uznała, że porozmawiamy później. Rozłączyłam się, czując rosnący ucisk w żołądku, poniżej w brzuchu tornado, lecz wszystko ustało, by po chwili wybuchnąć ze zdwojoną siłą.
Przy wejściu do budynku głównego stał Radek, opierając się o barierkę i wyglądał, niczym model z okładki. Lekki wiatr poruszał mu włosy, twarz nie wyrażała nic i po prostu patrzył, jakby czekał tu na mnie. Nie podeszłam, choć chciałam, lecz szybkim krokiem pokonałam schody i z ulgą wpadłam do szkoły. Stamtąd korytarzem w lewo i dalej do auli, w której opadłam na stołek i dopiero wtedy wypuściłam wstrzymywane powietrze.
Ja pierdzielę – myślałam oszołomiona. – Jeśli to ma tak wyglądać, to rzucę szkołę i idę do pracy na kasę do Biedronki! Przecież dostanę apopleksji od nadmiaru emocji, a krew pójdzie mi z nosa, bo tego nie da się ogarnąć ot tak na spokojnie!
Zaczął się wykład, z którego nic nie słyszałam i nawet nie miałam pewności, czy weszłam na odpowiedni, ten dla mojego kierunku, czy nawet roku. Senny głos wykładowcy uspokoił mnie odrobinę, więc mogłam zatopić się w myślach.
Kilkadziesiąt minut później wyszłam z auli jako ostatnia i zrobiłam to z pełną premedytacją. Głównie po to, by odwlec w czasie konfrontację, by nie natknąć się na Radka po drodze na ćwiczenia, powtarzając sobie, że najpierw przygotuję się na to.
Na korytarzach mijałam ludzi, ale większość pomknęła na pierwsze zajęcia, by zapoznać się z z innymi pierwszorocznymi, lub zobaczyć znajomych z roku po wakacyjnej przerwie. Postanowiłam skorzystać z ubikacji, choć nie chciało mi się sikać, ale chciałam zamknąć się w ciasnej przestrzeni kabiny. Potrzebowałam tego, by ochłonąć, ciesząc się, że udało mi się nie spotkać Radka i jeszcze chwilę poudawać przed sobą, że przygotowuję się na to.
I wtedy czyjaś dłoń zacisnęła mi się na karku, w efekcie pisnęłam wystraszona, plecak zjechał mi z ramienia i zawisł na dłoni.
– Cicho bądź – dobiegł mnie niski pomruk, usta dotykały ucha, ja zamarłam, niczym przerażona myszka.
Drzwi toalety otworzyły się, zostałam do niej wepchnięta, a po chwili znalazłam się w jednej z kabin.
***
W szkole byłem przed czasem, po czym po przywitaniu się z grupą, zostałem przed wejściem tak, by widzieć, gdy przyjdzie Majka. Jeśli to oczywiście ona, a ja nie oszalałem do reszty i po prostu widzę ją w każdej dziewczynie.
Stałem na schodach, wiedząc, że każdy wchodzący do budynku musi mnie minąć. Było ciepło, jesienne słońce przygrzewało mimo wczesnego poranka i chcąc nie chcąc, relaksowałem się i uspokajałem. Było tak do momentu, gdy zobaczyłem dziewczynę, która z plecakiem na ramieniu żwawym krokiem zmierzała ku schodom. Zatrzymała się na ułamek sekundy, gdy nasze spojrzenia się spotkały, ale trwało to zaledwie chwilę. Następnym, co zrobiła, było przyspieszenie kroku i wbiegnięcie po chodach, po czym zniknęła za drzwiami.
Zaskoczyła mnie jak diabli, bo wyglądała obłędnie w obcisłych dżinsach i białej koszuli, wystającej spod krótkiej kurtki. Do tego stukała obcasami, co tak bardzo kłóciło mi się z obrazem sportowych trampek i jej luźnych bluz, zakrywających ją do połowy uda, w których ją dotąd oglądałem.
Kiedy udało mi się wreszcie ruszyć, mignął mi jeszcze kucyk, który podskakiwał, gdy tymczasem Majka znikała w drzwiach, a te zamknęły się za nią. Poszedłem za Majką, ale piekielnica jedna ulotniła się, bunkrując w którymś z pomieszczeń. I wtedy postanowiłem wykorzystać stronkę z nawigacją, do której Bartek dał mi dostęp. Zrobił to pewnie po to, bym nie budził go ponownie, jak wtedy, gdy dzwoniłem do Majki.
– Tylko daj znać, że się logujesz, bo jak będziemy się logowali z jednego adresu i dwóch miejsc równocześnie, to mogę mieć przejebane!
Wysłałem mu krótką wiadomość: „Loguję się do programu śledzącego. Potwierdź, że teraz mogę!”.
„Spoko, jestem w szkole do piętnastej, więc do tego czasu masz zielone światło”.
Obaj pracowaliśmy online, Bartek wykonywał zlecenia dla firmy, gdy miał chwilę, lub przerwę w zajęciach. Wiedziałem, że nosi z sobą laptop i cieszyłem się, że dziś nie ma okienek w planie lekcji i wykładów.
Usiadłem na ławce opodal wejścia, zalogowałem się do strony i namierzyłem jej numer telefonu. Wstałem i poszedłem za wskazaniami, które określały jej położenie z dokładnością do kilku metrów.
Czyli jesteś na auli. Masz wykład. To dobrze. Ja mam czas i po prostu opuszczę pierwsze zajęcia.
Postanowiłem zaczekać przed drzwiami, siadając na jednym z parapetów tak, by mnie nie dojrzała od razu po wyjściu. Zastanawiałem się, co pcha ją do ucieczki przede mną, zamiast porozmawiać normalnie, jak ludzie. Byłem na nią o to zły, ale i zdeterminowany, żeby wyjaśnić sprawę, bo nie cierpię takich nieomówień. Nawet, jeśli to była tylko wakacyjna przygoda, to chcę to usłyszeć prosto w oczy, a nie być unikany, niczym zaraza.
I na chuj wybrała tą szkołę, skoro teraz udaje, że mnie nie zna i ukrywa się przede mną?!
Wykład dobiegł końca, ludzie zaczęli opuszczać salę, we mnie buzowało oczekiwanie na to, czego się dowiem. Musiałem też przed sobą przyznać, że to, że przede mną ucieka, wyzwoliło we mnie instynkt łowiecki. Dosłownie tak to czułem, musiałem ją dopaść i zmusić do popatrzenia mi w oczy. Chciałem też sprawdzić, czy działa na mnie, jak kiedyś i czy ja wciąż działam na nią.
W końcu wyszła, rozglądając się przedtem na boki, na szczęście nie wpadła na to, by popatrzeć na okna.
Szła szybkim krokiem, w końcu przystanęła przed drzwiami toalet i to tam ją dopadłem, obejmując kark dłonią i wpychając do środka tej przeznaczonej dla facetów.
– Co… – Chciała zapytać o coś, lecz urwała, gdy zamknąłem za sobą drzwi jednej z kabin.
Staliśmy w niewielkiej przestrzeni, okolonej szarymi ściankami, we mnie podskoczył poziom podniecenia, to pomieszało się ze złością.
– Chcesz zapytać, co robię? – Uniosłem brwi, spoglądając na jej rozchylone usta.
Jak ja tęskniłem za jej pocałunkami i zapachem, który mimo idiotycznych okoliczności wypełniał mój nos, przez co przysunąłem się jeszcze bliżej.
Nie odpowiedziała nic, lecz patrzyła na mnie z rozszerzonymi oczami, oddech unosił jej piersi.
– Koronki – mruknąłem, gdy w rozchylonych połach białej koszuli zobaczyłem brzeg stanika. – Dla kogo to?
Sięgnąłem do pierwszego zapiętego guzika i rozpiąłem kolejny, odsłaniając więcej. Rozchyliła usta i nabrała powietrze, jakby chciała odpowiedzieć, ale nadal milczała.
– Powiesz coś? – Uniosłem brwi i czekałem, ale nawet nie drgnęła. – Nie to nie – mruknąłem i pochyliłem się, by ją pocałować.
Nie planowałem tego, bo chciałem zadać pytania i usłyszeć jej odpowiedzi. Ale jej wielkie sarnie oczy spowodowały zmianę decyzji. Właściwie nie było w tym działania umysłu, lecz potrzeba posmakowania jej warg i te wziąłem sobie, wpijając się w nie i przyciągając ją do siebie.
W pierwszym momencie zastygła, jakby nie oczekiwała tego, lecz gdy wsunąłem jej język w usta, przylgnęła do mnie, obejmując w pasie. Z westchnieniem oddała pocałunek, dłońmi błądziła po plecach pod kurtką. W moim ciele odpalił się seks. Sięgnąłem do połów jej koszuli i zacząłem gorączkowo odpinać, po chwili już ściągałem ją z jej ramion. I wtedy dobiegł mnie dźwięk czyjegoś głośnego chrząknięcia, a po chwili ostatnie słowa, jakie chciałbym usłyszeć.
Rozdział 29
Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą
– Sorry, ale moglibyście znaleźć inne miejsce na bzykanie? To jest kibel i nie można się w spokoju wysrać!
Głos dobiegał z kabiny obok, ja wróciłem do rzeczywistości, Majka zamarła również i przez dobre dziesięć sekund trwaliśmy w bezruchu, patrząc na siebie.
– Słyszycie mnie?! – Facet był coraz bardziej wkurzony.
– Spoko, już idziemy – warknąłem przez zęby, sięgając do guzików koszuli Majki, którą po naciągnięciu jej na ramiona, próbowałem zapiąć.
Szło mi opornie, bo guziki były maleńkie, a ręce drżały od podniecenia.
– Idziemy do mnie? – zapytałem, choć tego też nie zamierzałem.
Co z tego, skoro moje myśli w tym momencie były skupione na seksie. Chciałem poczuć ją na sobie i pode mną. Być w niej i patrzeć, gdy będę ją rżnął.
Nadal milczała, ale widać było, że i ona jest mocno podniecona. Świadczyły o tym spuchnięte usta, rumieńce i błyszczące oczy. Kiwnęła lekko głową, nie spuszczając przy tym spojrzenia z mojej twarzy. Nie potrzebowałem więcej, więc pociągnąłem ją za rękę. Zarzuciłem sobie jej plecak na ramię i nie wypuszczając jej dłoni ze swojej, poprowadziłem z ubikacji korytarzem na dwór i w kierunku wyjścia z terenu uczelni.
Szliśmy na skróty przez stację benzynową i ulicą Barbary w kierunku Poniatowskiego, Kilińskiego pokonując praktycznie biegiem. W końcu wpadliśmy do drzwi kamienicy, szybko wbiegliśmy na schody, wreszcie byliśmy za drzwiami mieszkania.
Nie bawiłem się we wstępy, nie miałem na to cierpliwości. Miesiąc bez niej zaowocował twardym, bolesnym wzwodem. Idąc tutaj czułem, jak kutas rozsadza mi spodnie. Marzyłem by być w niej jak najszybciej.
Kilka razy pokonałem chęć wciągnięcia jej do bramy i zaspokojenia nas tam na stojąco bez wstępów. Wyglądało na to, że i ona chce już bardzo tego, po co tutaj przyszliśmy. Nie umiałbym teraz pytać o to, o co zamierzałem, bo nie znalazłbym słów w głowie. Zniknęły za mgłą tego, co spowiło umysł.
Zrzuciłem kurtkę z ramion, później koszulkę, w dwóch ruchach pozbywając się butów i spodni wraz bielizną. Ona również rozbierała się szybko. Nadzy spletliśmy się w mokrym, głębokim pocałunku. Nie widziałem, gdzie dotykać ją najpierw.
Pociągnąłem ją na chodnik na podłodze. Łóżko było teraz tak daleko. Bardzo chciałem ją pieścić i całować, ale wtedy powiedziała dwa słowa.
– Wsadź mi.
Właściwie wywarczała mi to w usta. Z ulgą wbiłem się w jej ciasną cipkę i zamarłem na wdechu.
– Kurwa – jęknąłem, czując, że dochodzę.
Nie chciałem tak szybko kończyć, ale to było silniejsze. Złość, tęsknota i coś o wiele silniejszego pod spodem. Wszystko to spiętrzyło się, przelewając przeze mnie.
Nie wyszedłem z niej, zostałem, chcąc więcej. Mimo silnego i szybkiego orgazmu podniecenie nie słabło, domagając się kolejnego razu. Poruszyłem się w niej powoli, ale widząc bolesny zachwyt malujący się na jej twarzy, musiałem przyspieszyć. Była mokra od swoich soków i mojej spermy. Słyszałem odgłosy, które wydawały nasze podbrzusza. Mlaskanie i coraz głośniejsze uderzenia o siebie, w akompaniamencie jej jęków, w końcu i moich.
Zatrzymałem się, czekając, by na mnie popatrzyła. Uchyliła powieki, przyglądając mi się zamglonym wzrokiem.
– Nie przestawaj – poprosiła płaczliwym głosem.
– To mi wytłumacz, co to wszystko ma znaczyć.
– Teraz?!
Widziałem, ze nie wierzy, że na to czekam. Jakby sprawdzała, czy postradałem rozum.
– Albo nie dam ci dojść i przestanę – mówiąc to, wykonałem w niej kilka mocnych ruchów i ponownie zamarłem.
– Radek! Ty świnio! Nie rób mi tego!
– Chyba ty! – mruknąłem i zacząłem ją pieprzyć. – To jak będzie? – Ponownie przerwałem. – Powiesz mi, czy mam cię tak trzymać do rana?
– Ale o co pytasz?!
Widziałem w jej oczach łzy, usta wykrzywiły się, jakby faktycznie chciała się rozpłakać.
– Dlaczego zniknęłaś i nie oddzwoniłaś?
– Chciałam, żebyś sprawdził, czy tego chcesz – powiedziała szeptem.
– Tego? – zapytałem, znów wykonując w niej kilka ruchów.
– Tego też! – jęknęła, zaciskając powieki.
– Chcę i trudno to ukryć.
Cofnąłem się, usiadłem na tyłku, opierając się plecami o ścianę. Uniosła się na ramionach, patrząc na mnie zaskoczona. Jej wzrok zjechał na mojego fiuta, czym znów tylko podbiła stan mojego podniecenia.
– Mów, ale już! – warknąłem, zmuszając ciało, by mnie posłuchało.
Całą siłą woli powstrzymałem się, by nie wrócić na nią i nie wbić się w jej słodką cipkę.
– Zadawaj mi konkretne pytania, bo teraz nie rozumiem!
Widziałem, że jest wkurzona, ale to tylko mnie ucieszyło.
– Dlaczego nie oddzwoniłaś?
– Bo nie!
– Mów, albo zaraz wyrzucę cię za drzwi!
– Pojebało cię! – sapnęła, przyglądając mi się rozszerzonymi oczami.
– Nie prowokuj mnie!
Sam siebie nie rozumiałem. Chciałem jej wyznać, jak mocno tęskniłem. Że dni bez niej były puste i nudne, a mieszkanie, jakby straciło ogień i serce. Ja je straciłem, bo za brała je z sobą. Ale milczałem, zaciskając wargi i wrząc w środku.
– Radek, doceń to, że nie ubieram się teraz i nie wychodzę – mówiła cicho, choć widziałem, że drży na całym ciele. – Bo powinnam, po tym, co powiedziałeś!
– Mów! – warknąłem coraz bardziej wkurzony.
I tylko nie wiedziałem, czy jestem zły na nią, czy na siebie.
– To ja cię poderwałam, porwałam i ubezwłasnowolniłam – mówiła tak cicho, że aż wstrzymałem oddech, by ją usłyszeć. – Dostałeś mnie na tacy, jak danie w restauracji. Było wspaniale i w moim domu i tutaj w mieszkaniu. Później wyszłam, a ty mnie nie zatrzymywałeś. Nie zadawałeś pytań i wyglądało, że dobrze ci z tym stanem rzeczy. Czego oczekiwałeś?! – Przy tym pytaniu podniosła głos, ja w efekcie drgnąłem zaskoczony. – Że będę o ciebie zabiegać? Że znów to ja to zainicjuję? Że przyjdę do ciebie z kwiatami?
Przerwała, zaciskając wargi. Milczałem i ja, trawiąc jej słowa.
– Wkurwiłaś mnie, bo nie oddzwoniłaś po tym, jak wyśmiałaś mnie przez telefon.
Uderzyłem w oskarżycielskie tony, ale chciałem, by i to mi wyjaśniła.
– Radek, ja tego nawet nie pamiętam!
Ukryła twarz w dłoniach i przez chwilę milczała. Nie wiedziałem, co powiedzieć, jakie pytanie zadać. Nie zdążyłem, bo po chwili podjęła odpowiedź.
– Byłam u babci na wsi, a ona upiła mnie swoją nalewką. I upaliła trawą, w końcu schowała mi telefon.
– Babcia? – upewniałem się, że ją dobrze rozumiem.
– Tak, nie znałam jej z tej strony.
– No a potem? Dlaczego nie dzwoniłaś, albo nie przyszłaś?
Podniosła na mnie spojrzenie i patrzyła zrezygnowanym wzrokiem.
– Palant jesteś, wiesz? – pytając, sięgnęła po stanik. Jej wzrok stwardniał, usta ściągnęła i zmrużyła oczy. – Totalny cymbał i tyle – mruczała wściekle, naciągając na stopy majtki. – Wiesz co? Możesz się pocałować w dupę!
Wstała, sięgając po spodnie i koszulę. Ja siedziałem, nie rozumiejąc, co tu się dzieje.
Palant jestem? No jestem! – krzyknęło mi w głowie.
Z boku musiałem wyglądać groteskowo. Goły, z pełnym wzwodem i wkurwem na twarzy. Miała rację, za bardzo wszystko rozkminiam.
Wstałem z podłogi i nie pytając o więcej, podszedłem do niej, pociągnąłem za rękę do góry i zarzuciłem ją sobie na ramię. Niczym Neandertalczyk, który dorwał samicę. Byłem nim, stałem się przez nią i to, jak zlasowała mi mózg, ale poddałem się, stwierdzając, że tak będzie najlepiej.
– Co robisz?! – krzyknęła, wierzgając nogami. – Postaw mnie w tej chwili!
– Zamknij się – warknąłem, oplatając ją drugą ręką, przytrzymując za tyłek.
Uwielbiałem jej jędrną dupeczkę. Zacisnąłem na niej palce, jeden wsuwając jej przy tym w cipkę. Jęknęła, ale przestała się wyrywać.
Tak dobrze – pomyślałem z satysfakcją.
Stopą pchnąłem drzwi sypialni, tam rzuciłem ją na łóżko. Patrzyła na mnie, w oczach widziałem złość i masę niezadanych pytań. Obserwowała moją twarz, lecz wzrok jej uciekł w dół na kutasa. Oblizała wargę, po czym zagryzła ją, ale wróciła spojrzeniem na moją twarz.
Pochyliłem się nad nią i zawisłem na ramionach, nie spuszczając spojrzenia z jej twarzy. W piersi waliło mi serce, w uszach słyszałem szum krwi, w skroniach czułem pulsowanie.
– Zakochałem się w tobie – wyznałem, patrząc jej w oczy.
Wciągnęła gwałtownie powietrze, twarz jej złagodniała, z trudem przełknęła ślinę.
– No i dobrze – powiedziała cicho, uśmiech powoli rozciągnął jej usta. – To już nie jestem w tym sama. Jest nas dwoje.
– Wiedźma – mruknąłem, opadając na nią.
Wysiliłem się tylko na to, by sięgnąć między nasze ciała i szarpnąć koronkę majtek. Widziałem, ze rozszerzają jej się źrenice. Czyli lubi i takie zabawy. Chwilę później wbiłem się w nią szybko. Ulga zmieszała się z radością i zalała mnie od środka.
Nie było już słów, bo za bardzo jej pragnąłem. Nakręcałem się jej podnieceniem, wchłaniałem ją przez skórę, wdychałem z powietrzem. Było dobrze, bo miałem ją tutaj, więc miałem już wszystko. Zatracałem się w niej, wsłuchując w głośny oddech i jęki, w końcu krzyki.
– Jaskiniowiec – szepnęła, gdy opadliśmy w końcu zmęczeni na łóżko. – Wariat jesteś, wiesz? – znów mnie zacytowała.
Kiedy ja to powiedziałem? No tak, lata świetlne temu.
Oplotłem ją ramieniem i udem, nie mając siły nakryć nas kołdrą. Czułem nadchodzący nokaut senny, więc jedyne, co wymruczałem, to:
– I pamiętaj o tym. Zawsze cię znajdę i odbiorę co moje.
Usnąłem spokojny i syty po raz pierwszy od dawna. Właściwie to od naszego ostatniego spotkania tutaj, bo później byłem na ciągłym głodzie.
Rozdział 30
Apetyt rośnie w miarę pieprzenia
Spoglądałam przez okno samochodu na przesuwający się za szybą krajobraz. Milczałam i było mi dobrze. Przy Radku mogłam nie mówić i po prostu być, bo dużo działo się poza słowami. Nie potrzebowaliśmy ich, a milczenie było przyjemne i pełne nas razem. Jak teraz.
Poczułam jego dłoń na swojej, po chwili zamknął moją rękę, obejmując palcami. Przeniósł wraz ze swoją na drążek biegów, zmienił bieg na niższy, po chwili na wyższy.
– Czy to jakaś aluzja? – zapytałam z uśmiechem, czując czubek drążka, na którym zaciskał moje palce.
Spojrzałam na jego twarz i znów zatchnęło mnie z zachwytu. Nie sądzę, by mi się znudził, by zelżało to, co czuję do niego. A czułam tak wiele, że zwyczajnie skręcało mnie w brzuchu. Zawsze, gdy patrzyłam mu w oczy, czy na usta, ich kąciki uniesione w lekkim uśmiechu.
Teraz też się uśmiechał, nie odrywając spojrzenia od drogi, gdy jechaliśmy usianym dziurami asfaltem, prowadzącym przez lasy. Czy myślał o seksie? Pewnie tak, więc i mi włączył się tryb seksu w ciele i w głowie.
Odpięłam pasy bezpieczeństwa, przysunęłam się do niego, zawisając tak, by całować go po szyi, dłonią masując przez dżinsy. Pod wargami czułam szorstki policzek i linię szczęki, która zacisnęła się, gdy starał się skupić na jeździe. Całowałam go, rozpinając mu rozporek, w końcu wyciągnęłam penisa ze spodni.
– Kurwa – jęknął, gdy obniżyłam głowę i wzięłam go w usta.
Czułam, że auto zwalnia, w końcu zatrzęsło nami, samochód skręcił, w końcu się zatrzymał.
– Przerwa na seks – sapnął, podciągając mnie w górę. – Rozbieraj się! – nakazał, ściągając spodnie z bioder i odsuwając się wraz z fotelem w tył, robiąc mi miejsce.
– Na pewno nie chcesz po prostu lodzika? – upewniałam się, zzuwając przy tym Wansy i ściągając legginsy wraz z majtkami.
Wylądowały na podłodze wraz z bluzą i koszulką, w końcu dorzuciłam też stanik.
– Nie. Chcę żebyś mnie przeleciała – mówił, patrząc mi przy tym w oczy.
Pięknie świntuszył i już same jego słowa były grą wstępną, której ja dopiero się uczyłam. Nie potrafiłam tak jeszcze, zacinając się, gdy chciałam mu powiedzieć coś zbereźnego. Widział to i bawiłam go sobą, gdy pytał, czy chcę, by mnie lizał, czy wolę na ostro.
Mam ci lizać cipkę, czy wolisz, żebym to robił palcem? – pytał podczas seksu, zatrzymując pchnięcia, gdy czuł, że jest bliżej orgazmu ode mnie.
Ani razu nie skończył wcześniej, jakby od tego uzależniał swoje spełnienie.
Lizać cipkę – odpowiadałam wtedy, on uśmiechał się, jak wtedy, gdy po raz pierwszy nade mną zawisł.
Nim uwierzyłam, że może być dobrze, że będziemy razem i mamy szansę na więcej. I wtedy lizał mnie, ja odpływałam, wplatając mu palce we włosy.
Teraz przerzuciłam udo nad jego biodrami, siadając przodem do niego. Zastygłam na chwilę, by na zawsze zapamiętać ten piękny moment. Odgłos naszych oddechów, śpiew ptaków za uchylonym oknem, szum drzew i nic poza tym. Nie potrzebowałam więcej, bo miałam wszystko.
Radek zacisnął dłonie na moich piersiach, w końcu pochylił się, by je pocałować. Ssał mnie i gryzł, kciukiem kreśląc kółeczka na mojej łechtaczce. Nie wytrzymałam czekania, bo w dole brzucha zaczynał mnie uciskać coraz mocniejszy głód, na zaspokojenie którego znałam jeden tylko sposób. Uniosłam się, a po chwili opadłam, czując jak wypełnia mnie sobą. Z zachwytem przyglądałam się jego pięknej twarzy, rozchylającym się ustom i zamkniętym oczom. Nie, nigdy nie będę go miała dosyć. Sama go wybrałam i nie chciałam nikogo innego.
Poruszałam się w rytmie, którego chciało ode mnie ciało. W końcu nie umiałam już na niego patrzeć, czując, że szybuję ku niebu. Pomógł mi w tym, znów masując mnie palcem, z dłonią wciśniętą między nasze ciała. Ocierałam się o nią coraz szybciej, przyspieszając, gdy orgazm liznął mój umysł, choć wypełzł z podbrzusza. Jęczałam, dobijając do niego mocno, na tyle, na ile pozwalała pozycja. Uwielbiałam być na nim, on też tak lubił, gdy to ja nadawałam tempo. Drżałam, jęcząc, gdy orgazm nadszedł falą i zalał mnie całą.
Radek objął mnie w pasie, dłonie wkładając mi pod pośladki. Unosił mnie i opuszczał, nadając rytm, który straciłam. I dobrze, że to robił, bo potrafiłam jedynie drżeć, obejmując go ramionami, wciskając twarz w zagłębienie jego szyi.
Chwilę później mogłam się przestać poruszać, gdy stęknął, jęknął głośno, zaciskając przy tym zęby, na policzku czułam jak pracują mu przy tym szczęki. Palcami dociskał mnie do siebie, unieruchamiając w ten sposób.
– Uwielbiam twoją cipkę – szepnął, po czym dodał. – Żeby nie było, twój umysł też mnie kręci.
Zaśmiałam się cicho, czym znów wydarłam z jego gardła cichy jęk.
– Cicho bądź – warknął. – I przestań się śmiać, albo zostaniemy tu do nocy.
– Mój śmiech też cię podnieca? – zapytałam, odsuwając się od niego, by zajrzeć mu w oczy. – Dziwny jesteś.
– A ty ciasna – odpowiedział, patrząc na mnie z tym czymś w oczach, o czym tyle nocy marzyłam samotnie.
To musiała być miłość. Była nią, bo przecież powiedział to głośno. Ja mu jej jeszcze nie wyznałam. Czy przyszedł właśnie odpowiedni moment?
– Kocham cię – powiedziałam wprost. – Jak szalona.
– Trochę jesteś – uśmiechnął się, mrużąc oczy.
– Trochę? – Gdybyś ty wiedział!
Zaśmiałam się, on znowu warknął, wbijając mi palce w uda.
– Gdy się śmiejesz, a ja jestem w tobie, to tak, jakbyś mi robiła loda cipką – powiedział to cicho, oddychając szybciej, przymykając przy tym oczy.
– A teraz? – zapytałam i zaczęłam kaszleć, a właściwie symulować kaszel.
– No to doigrałaś się – syknął, po czym objął mnie w pasie i docisnął do siebie, zakleszczając ramieniem.
Otworzył drzwi od strony kierowcy i wygramolił się ze mną z wnętrza samochodu.
– Zerżnę cię na masce – mówiąc to, układał mnie na niej, ani na chwilę nie wychodząc z mojego wnętrza. – Kiedyś o tym marzyłem. Seks w środku lasu, na masce samochodu. A ty?
A ja nie umiałam odpowiedzieć, bo czułam tak wiele, że zwyczajnie zacisnęło mi się gardło. Pod plecami miałam ciepły metal, rozgrzany jazdą i pewnie brudny, ale miałam to w nosie. Nade mną zawisł Radek, zaglądając mi w oczy z uśmiechem i szczęściem, którego nie próbował ukryć.
– A ja nie muszę – szepnęłam, przyciągając jego głowę do swojej, by mnie pocałował.
Ale nie zrobił tego, prostując się, po czym zarzucił sobie moje uda na ramiona. Zamknęłam oczy, gdy jego dłoń dotarła do mojego podbrzusza. Masował mnie w rytm pchnięć, ja odpływałam, poddając się temu. Uszy wypełniał śpiew ptaków, które miały gdzieś to, co dzieje się w dole, na ziemi.
Do wsi dojechaliśmy popołudniu, gdy niebo zaczęło już szarzeć. Cóż, dwugodzinne opóźnienie było czymś, czym nie zamierzałam się teraz martwić. Oczy mi się kleiły, powieki opadały, a wszystko przez niego. I przez dwa orgazmy. Jego i moje. Radek również był ospały i nie mam pojęcia, jak udało mu się dowieźć nas tutaj w całości.
Faktem jest, ze po seksie prowadził auto z taką prędkością, że wyprzedzała nas większość pozostałych pojazdów. Ale byliśmy tutaj i tylko zastanawiałam się, czy babcia odgadnie, dlaczego przyjechaliśmy aż tyle po planowanym czasie.
W końcu dała się namówić na zmianę telefonu, który zamówili jej rodzice, a kurier dowiózł do jej domu. Wszystko przez zdjęcia, które jej wysyłałam, ale nie mogła ich obejrzeć na starym aparacie. Któryś z bardziej technicznych sąsiadów zainstalował jej WhatsApp-a, dzięki czemu mogłam być z nią w stałym kontakcie. Codziennie w drodze do szkoły przesyłałam jej filmik, na którym witałam się i pokazywałam ujęcia z Parku Kościuszki. Lubiła to i też przesyłała mi filmiki, choć nad samymi ujęciami musiała jeszcze popracować. Ale cieszył ją nasz kontakt, który miałyśmy dzięki temu.
Dziś, gdy wyjeżdżaliśmy z Katowic, wysłałam jej lokalizację, by mogła widzieć, jak daleko jesteśmy i kiedy dojedziemy. Jeśli obserwowała pokazujący nas punkt na mapie, musiała widzieć nasz przeszło godzinny postój. Wiedziałam, że to zrozumie i pewnie nie zapyta, bo była na to zbyt mądra.
– Cześć, babciu – powiedziałam, podchodząc do niej i przytuliłam się, witając.
– Witaj, Majka – szepnęła cicho i słyszałam, że głos drży jej ze wzruszenia. – I Radek! – dodała, odsuwając się po chwili i patrząc na niego ponad moim ramieniem. – Miło cię widzieć ponownie. Chodźcie, bo obiad stygnie. Jesteście głodni?
– Jak wilki! – odpowiedział i wiedziałam, że mówi szczerze.
– Mam też szarlotkę i pyszną nalewkę, jeśli macie ochotę.
– Nie, babciu! – Zatrzymałam się w pół kroku, patrząc na nią ze zgrozą. – Nie ma mowy! Nie potrzebuję nokautu!
– Widzę, widzę – mówiła, wskazując kuchnię i dając gestem znak, byśmy usiedli przy stole. – Tak się tylko droczę. – Mrugnęła okiem i wiedziałam, że wie, iż jesteśmy po seksie.
No tak, cała babcia. Czyta we mnie, jak w otwartej księdze. Czarownica, czy wróżka? Kim jest? Pewnie wiedźmą, ale to u nas rodzinne.
Epilog
Nie zamierzam się wstydzić tego, że wpadłem w obsesję, a moje myśli skoncentrowały się wokół jednej kobiety. Wokół Majki i doskonale wiem, dlaczego padło akurat na nią. Nie była to ta osławiona strzała Amora, chyba że to Majka się nim stała, celując z łuku we mnie. Nieważny był początek, lecz to co dzieje się teraz.
Faktem jest, że nie potrafię przy tej dziewczynie oddychać. Oczywiście w przenośni, ale tak się właśnie czuję. To ona jest moją obecną rzeczywistością i dobrze mi z tym, jak jasna cholera.
Widząc ją na korytarzu szkolnym, mam wrażenie, że się duszę! Moje serce wpada w szalony galop, wnętrzności się skręcają, a w uszach szumi krew. Wzrok koncentruje się tylko na jej twarzy, jakbym stał w tunelu, na końcu którego jest Majka. Mam szczęście, że padło na mnie. Gdzie bym był, gdyby nie postanowiła, że to mnie upoluje i porwie?
Mam ją na co dzień przy sobie, bo przeprowadziłem ją do swojego mieszkania. Trochę na siłę, bo upierała się, że będzie mieszkała z rodzicami. Ale postawiłem na swoim, przyjeżdżając po jej dom, gdy była w szkole na zajęciach. Wcześniej, rano, ustaliłem z jej mamą, że ją spakuje i przygotuje jej rzeczy.
Gdy wróciła do siebie, ja czekałem w aucie.
– Przeprowadzasz się – oznajmiłem, wysiadając, gdy dochodziła do furtki.
– Radek – westchnęła, gdy oderwała się ode mnie po szybkim pocałunku. – Przecież i tak spędzam u ciebie dużo czasu. Tak jest lepiej. Miejmy trochę prywatności.
Chciałem ją przyciągnąć i pocałować mocniej, ale odsunęła się speszona. Wolała nie poddać się temu, gdy mogli nas widzieć rodzice. Rozumiałem ją, ale chciałem też zmiękczyć, nim wkurzy się na mnie.
– Za późno, bo twoje rzeczy są w aucie. – Ruchem głowy wskazałem samochód. – Więc pozamiatane.
– Ale jak to?! – Odeszła krok do tyłu, podpierając się pod boki i patrząc to na mnie, to na dom.
Jej mama obserwowała nas pewnie z przez okno, ale prosiłem ją, by dała mi czas na przekonanie córki do swojego pomysłu.
– Tak, że albo zrobisz to dobroci, albo dam ci do wypicia soczek. – Z kieszeni kurtki wyciągnąłem smoothie, które tak lubiła, a to stało się już symbolem.
Milczała, patrząc na witaminowy szot o smaku mango, w niewielkiej, plastikowej buteleczce. Zauważyłem zmianę w jej spojrzeniu i oczy, w których powiększały się źrenice.
– Tak, mała – mruknąłem, czując, jak budzi się we mnie radosne oczekiwanie. – Wiesz, co będzie, jak tylko znajdziemy się w mieszkaniu.
Zacisnęła wargi, po czym wyminęła mnie i wsiadła na miejsce pasażera. Uniosłem dłoń, po czym pomachałem w kierunku kuchennych okien jej domu. Nie wiedziałem, czy mama Majki patrzy, ale jeśli tak, chciałem by wiedziała, że wszystko idzie po mojej myśli. Byłem szczęśliwy, jak szczeniak. Cieszyłem się, że uległa i zabieram ją do siebie.
Odpaliłem silnik i wcisnąłem gaz do dechy, ruszając trochę zbyt gwałtownie. Po chwili zwolniłem, bo przecież nie musiałem się spieszyć, bo mieliśmy dla siebie całe popołudnie. I wieczór i dzień następny, kto wie, może całe życie.
Czy byłem na to gotowy?
Teraz już tak. Z nią, moją czarownicą i Amazonką. Z Majką, szaloną dziewczyną.
Koniec
4 Odpowiedzi
Sylwia
Super! Przeczytałam jednym tchem i w jedno popołudnie. A może by tak jeszcze opowiedzieć historię mamy Majki? Pozdrawiam.
Monika Liga
Oj kusisz 😀
Katarzyna
Jak zawsze od pierwszej strony wciąga że czytam jednym tchem do samego końca ❤️ główna bohaterka na początku taka szara myszka, aż pod wpływem impulsu porywa miłość swojego życia Dzięki relacji,jaka tworzy się między Majką a jej ukochanym Radkiem nasza myszka przemienia się w kobietę
z pazurem która wie czego chce a raczej kogo… Cudowna historia ,momentami rozbawi aż do łez
Gorąco polecam
Monika Liga
Dziękuję bardzo :*