Ptaszek w klatce odc. 3 w prezencie

with Brak komentarzy
Getting your Trinity Audio player ready...

Rozdział 7

Kto ma w głowie, ten ma w podbrzuszu

No i stało się. Zrobiłam to, straciłam cnotę i to z nim!

Widziałam to dotąd w głowie w tylu scenariuszach, ile tylko potrafiłam wymyślić podczas pełnych tęsknoty nocy. Tęskniłam za chłopakiem, który teraz leżał obok mnie i chyba usnął.

Takiego przebiegu swojego szalonego planu nie wymyśliłabym jednak. Na pewno nie to, że seks będzie aż tak… Jaki? Nieprzewidywalny? Wspaniały i spełniający?

Leżałam ja, już kobieta, obok mężczyzny moich snów. Serce bolało z radości i żalu, że potrwa to zaledwie kilka chwil. Czułam błogie spełnienie i ciężar jego ramienia na sobie. Słodki ciężar.

Postanowiłam nie myśleć o przyszłości. Nie teraz, gdy było mi tak dobrze, mogłam się zaciągać zapachem Radka i utrwalić jego piękną twarz na kliszy w głowie. Użyję jej podczas samotnych nocy, które przyjdą już wkrótce. Będę odtwarzać je wraz z modlitwami, by i on zatęsknił za mną i miał ochotę na więcej.

Wiedziałam, że nie będę napierać na ciąg dalszy naszej znajomości. Wystarczy już to, że go porwałam i zmusiłam do tego, co miało miejsce przed chwilą. Wyglądało na to, że i jemu się podobało. Miał orgazm, więc chyba na pewno. Jeśli zaproponuje kontynuację tej, jakże nietypowej znajomości, to jasne, że się zgodzę! Nawet dla samego seksu. Nawet, gdybym miała później cierpieć i czuć się beznadziejnie.

Obróciłam się na bok i przyjrzałam się spokojnej twarzy Radka. Zamkniętym oczom i długim rzęsom. I ustom. Boże, jak on potrafi całować! W sumie to nie wiedziałam, co podoba mi się w nim najbardziej. Podźwignęłam się na ramieniu i bez skrępowania przyglądałam się jego ciału. Torsowi i delikatnym, brązowym włoskom na nim. I brzuchowi. Odruchowo uniosłam dłoń i zawisłam nią nad jego skórą. Czułam ciepło i widziałam, jak nikną centymetry, gdy brzuch unosi się w powolnym oddechu. Cofnęłam rękę i zacisnęłam palce w pięść, by powstrzymać odruch dotykania go. Spojrzałam niżej i z trudem przełknęłam ślinę.

Nie widziałam dotąd nagiego mężczyzny. Nie z tak bliska i nie bez bielizny. Podobał mi się tak bardzo, że aż mnie to bolało. W brzuchu, w sercu, w całym ciele!

Miałam ochotę by go dotknąć, ale wolałam tego nie robić, by nie ryzykować, że się obudzi i przyłapie mnie na patrzeniu. I tak myślał o mnie pewnie, jak o totalnej świrusce. Nie mógł przecież wiedzieć, że zakochałam się w nim na zabój. I lepiej, by tak pozostało. Tak będzie bezpieczniej. Oczywiście dla mnie! Bo jemu nie zrobiłoby to pewnie różnicy. Może tylko podbudowałabym tym jego ego.

Dopadła mnie kolejna myśl i ta była bardzo smutna. O tym, że pewnie nie zakocham się już nigdy. Na pewno nie tak, jak teraz. Nie na tyle, by ponownie zrobić coś tak szalonego. Z resztą nie dopuszczę już do tego. Tak silne uczucia przynoszą za dużo cierpienia. Jasne, że seks, a nawet sam pocałunek smakował dzięki temu niebiańsko. Co z tego? Cała reszta uczuciowej gmatwaniny przyniosła mi zbyt wiele bólu. Nie chcę powtórki. Nie zakocham się już tak obłąkańczą miłością.

Czułam między nogami, nasze soki. Wypływały ze mnie i spływały z pośladka na tył uda i na materac. Dotknęłam się tam ostrożnie i aż zacisnęłam zęby, czując dreszcz przyjemności.

Dotychczas robiłam sobie dobrze sama. Palcem, czasami prysznicem, zawsze dochodziłam szybko. Byłam gotowa na taką przyjemność, ale nie to, co Radek zrobił mi ustami. To było tak przyjemne, że nie mieściło się na poznanej dotąd przeze mnie skali przyjemności.

Ogarniała mnie senność i rozleniwienie. Nie mogłam jednak usnąć i wiedziałam, że muszę się zmusić do wstania. Nim on się obudzi, nim zada pytania, lub powie coś, co zaboli i co przerwie chwile mojego szczęścia. Musiałam się na to przygotować. W tym celu potrzebowałam chwili samotności z dala od niego. Najchętniej przytuliłabym się i dotykała części ciała, które teraz oglądałam, korzystając z jego snu. Nie mogłam jednak i nie zrobiłam tego.

Opuściłam stopy na betonową podłogę, w końcu powoli zeszłam z łóżka i na palcach wyszłam z pomieszczenia.

Tym, które zaadoptowałam na celę Radka, była piwniczka taty na butelki z winem. Nim zwlekłam na dół materac, a ten ułożyłam na pustych skrzynkach i owiązałam je kilkukrotnie czarną folią streczową, tworząc w ten sposób tymczasową leżankę w więzieniu. Jedną z najniższych półek odkręciłam, a do uchwytów po niej przymocowałam stary zagłówek z mojego łóżka. Kiedyś na moją prośbę tata je zdemontował i wyniósł do jednego z piwnicznych pomieszczeń. Leżało, czekając na czas, kiedy się do czegoś przyda. Nie wiedziałam, że znajdę dla niego takie zastosowanie. Ale stało się.

Pomysł zakwitł mi kiedyś w głowie podczas jednej z bezsennych nocy. Leżałam wtedy w swoim łóżku, nie mogąc spać. Przeglądałam media społecznościowe w nadziei, że zobaczę jakieś zdjęcie Radka. I wtedy trafiłam na jego rozmowę z kolegą, który wstawił post na swoim wallu na Facebooku. Pisał, że jedzie na wakacje na Maltę. Zbierał chętnych i oznaczył Radka, więc łatwo mi było znaleźć tą konwersację. Radek odpisał, że pierwszego lipca wybiera się stopem w podróż po Europie. Nie wiedział dokąd dokładnie, ale nie dał się namówić na zmianę planów. Czytając wtedy jego słowa, pomyślałam, że nie mam szans na widzenie go często, bo coraz bardziej oddala się ode mnie. Wiedziałam, że nigdy nie był blisko, ale fakt, że rusza gdzieś poza Polskę, zabolał mnie jeszcze bardziej.

Oczami wyobraźni widziałam autostopowiczki, które jak on zwiedzają świat. Wyobrażałam sobie, że lądują razem pod jednym namiotem i kochają się do upadłego. Skręciło mnie wtedy ze złości, a raczej z bezsilności, bo co mogłam z tym fantem zrobić? Przecież nie pojadę za nim stopem! To było niewykonalne, bo nie miałabym jak do niego dołączyć. Przecież nie jako osoba towarzysząca.

Wstałam wtedy i zaczęłam krążyć po domu na tyle cicho, by nikogo nie obudzić. W takich momentach żałowałam, że nie mam psa obronnego. Zabrałabym go na spacer i mogłabym jakoś wyrzucić z siebie te skotłowane i zdecydowanie złe emocje.

Padło więc na domową piwnicę, którą zwyczajnie lubiłam. Brakowało mi w niej co prawda okien, ale dzięki temu czułam się w niej bezpiecznie. Nikt nie mógł do niej zajrzeć, w pomieszczeniach panowała prawie absolutna cisza i tylko słyszałam szum wody w rurach, gdy któreś z rodziców wstało, by pewnie skorzystać z toalety. Na szczęście nie zauważyli, że nie śpię, ale też po co mieliby zaglądać do pokoju dorosłej już córki. Zapewne myśleli, że smacznie śpię, gdy tymczasem ja głowiłam się nad sobą i własną poczytalnością.

Nie raz zastanawiałam się, czy jestem normalna. No bo jak to możliwe, że aż tak bardzo pozwoliłam się usidlić uczuciu? I to do kogo! Do chłopaka, o którym nic właściwie nie wiedziałam! Tylko tyle, ile udało mi się znaleźć w mediach społecznościowych, czy wyczytać z jego rozmów ze znajomymi, zazwyczaj na Facebooku.

Każde znalezione zdjęcie z Radkiem, pobierałam na telefon, by mieć chociaż taką jego namiastkę. Niewielkie, rozmyte fotografie, lub zrzuty ekranu, wrzucałam do specjalnego folderu o nazwie „ON”. Przeglądałam je po wielokroć, zaklinając rzeczywistość, bym mogła z nim pobyć choć przez chwilę.

Najbardziej doskwierało mi to, że zapomniałam, jaki ma tembr głosu. Wyprowadził się z rodzinnego domu, więc kontakt, który kiedyś nagminnie wykorzystywałam, był już nieprzydatny. Nie mogłam więc dzwonić na telefon stacjonarny, by usłyszeć choć to jedno słowo: „halo”. Żałowałam, że nie nagrałam go wtedy, gdy był u mnie, gdy przyszedł z wizytą. Nie pomyślałam o tym, ale co się dziwić? I tak cud, że nie udusiłam się tamtego popołudnia z nadmiaru wrażeń.

Często nachodziły mnie myśli, że może jestem przeklęta, albo to karma, która ciągnie się w mojej rodzinie od pokoleń. Co prawda rodzice byli szczęśliwym i zgodnym małżeństwem, ale siostra mamy już nie. Podobnie babcia, rozwiodła się z dziadkiem, gdy córki były nastolatkami. Wytłumaczyłam więc sobie, że kontynuuję tradycje rodzinne i to na mnie padło, bym nie znalazła szczęścia w miłości.

Tej nocy, tuż po przeczytaniu informacji o wyjeździe Radka, snułam się po piwnicy bez większego celu. Nawet rozważałam, czy by nie otworzyć i nie uszczknąć któregoś z win taty, ale zniechęcał mnie do tego fakt, że mam słabą głowę. Poza tym skutki kaca, które dopadłyby mnie dnia następnego, były kolejnym argumentem za tym, bym nie podejmowała próby znieczulenia się w ten mało oryginalny sposób.

I wtedy naszła mnie myśl. Szalona i tak nieprawdopodobna, że momentalnie zawładnęła mną doszczętnie. Najpierw była fantazją, którą codziennie pielęgnowałam, wyobrażając sobie moment, jak przyprowadzam go tu do piwniczki. Schodziłam do niej co noc i w głowie przestawiałam sprzęty, wynosiłam butelki z winem do pomieszczenia obok i tam ustawiałam je, robiąc miejsce na celę dla niego. Myślałam o tym, jak go przywiązuję do łóżka, ale nie miałam łóżka, więc wymyśliłam te właśnie skrzynki. Później i strecz, który miał je utrzymać razem i materac, który zwlekłabym po schodach ze swojego pokoju. W końcu starą ramę łóżka i to ją chciałam przymocować drutami do ściany. Bardzo podobała mi się wizja tego, jak unieruchamiam Radka, gdy jest pod wpływem narkotyku.

Z tym poszłoby mi najłatwiej, bo miałam taki specyfik w szufladzie z bielizną. Tabletki skonfiskowałam koledze, który mocno pijany pochwalił się ich posiadaniem podczas jednej z imprez. Był wstawiony, jak i reszta ludzi. On jednak zaplanował uwiedzenie w ten sposób koleżanki z mojej klasy, która również była na imprezie. Ja dla odmiany byłam jedną z niewielu trzeźwych osób i włączył mi się tryb obrońcy dziewczyny. Nie chciałam, by dureń zrobił jej coś tak nieodpowiedzialnego, więc zabrałam woreczek z tabletkami z kieszeni jego kurtki w momencie, gdy ten dożynał się kolejną porcją ciepłej wódki z sokiem żurawinowym. Podmieniłam tabletki na trzy inne, znalezione w jednej z szafek w tamtejszej łazience. To były tabletki na zgagę i przypominały kolorem i kształtem te, które miały pozbawić Anetę kontaktu ze światem. Nie wiem, co kumpel zrobił z tabletkami i szczerze, to miałam to gdzieś. Tabletki gwałtu czekały grzecznie w mojej szufladzie i tylko nie wiedziałam, dlaczego ich nie zutylizowałam w toalecie jeszcze podczas imprezy. Czyżby przeczucie?

Plan pozostałby fantazją, ale świat chciał, by stało się o inaczej.

Pewnej nocy, jak co roku w połowie czerwca, rodzice oznajmili, że wybierają się na wakacje. Od trzech lat jeździli beze mnie i wszystkim pasował ten układ. Ja pilnowałam domu, ciesząc się możliwością samodzielnego życia. Oni przeżywali drugą młodość, co rok robiąc coś, co nazywali kolejną podróżą poślubną.

Podczas jednej z tych nocy, gdy wyjechali już, zaczęłam realizować plan, wdrażając go w życie. Przemeblowałam piwnicę i zainstalowałam w nim tymczasowe łóżko. Zdemontowałam najniżej zawieszoną półkę i przymocowałam do ściany zagłówek. Kajdanki zamówiłam w internecie i pamiętałam własne podekscytowanie, gdy dnia następnego wyjmowałam przesyłkę z paczkomatu. Podekscytowanie pomieszane z przerażeniem, gdy docierało do mnie, że wdrażam w życie przestępstwo. To, co chciałam zrobić było przestępstwem, ale zagłuszałam tę myśl. Tak długo, jak nie porwałam Radka, pozostawało wciąż tylko fantazją i kto wie, mogło nigdy nie stać się rzeczywistością.

Turystyczną toaletę pożyczyłam od koleżanki. Nie pytała po co mi ona, więc nie musiałam kłamać, choć nie cofnęłabym się i przed tym. Sprawdziłam każdy pozostawiony w piwnicy element pod kątem wyrwania go, przez uwięzionego przeze mnie chłopaka. Podejrzewałam, że jest dużo silniejszy ode mnie, ale postanowiłam o tym nie myśleć i skupić się na planie, który nie miał się prawa powieść.

Pozostała tabletka, którą zamierzałam nosić przy sobie zawsze. Włożyłam ją do niewielkiego woreczka strunowego i umieściłam w kieszonce stanika sportowego. Ulubionego, szarego, dzięki któremu nie podskakiwał mi biust. Nie obnosiłam się z wielkością piersi, bo nie lubiłam, gdy podczas rozmowy zamiast w oczy, mężczyźni patrzyli właśnie na nie.

Najtrudniejsze było wymyślenie, jak doprowadzę do sytuacji, gdy będę mu mogła podać najważniejszy element planu, czyli właśnie pigułkę gwałtu. Wiedziałam, że Radek bywa na siłowni, ale nie miałam odwagi, by iść na nią i ćwiczyć na maszynie obok niego, by wyczekać odpowiedniego momentu. Wiedziałam, że specyfik działa w przeciągu kilkunastu minut od podania. Wypije ją z piciem z noszonego z sobą pewnie bidonu i co dalej? Wyprowadzę go z sali ot tak, jakby nigdy nic? I jak wrzucić mu ją do bidonu? Za duże ryzyko.

W pewnym momencie czułam się już tak zdesperowana, że byłam gotowa to zrobić. Pierwszy dzień wakacji zbliżał się nieubłaganie, ja z dnia na dzień traciłam nadzieję.

Widocznie wszystko to, co wymyśliłam, miało pozostać w strefie mojej chorej wyobraźni. Nie podejrzewałam, że los postanowi mi pomóc i podstawi mi Radka pod nos i to w tak sprzyjających okolicznościach.

Rozdział 8

Lepiej późno niż wcale

Pierwszy lipca był dla mnie dniem żałoby. Miałam ochotę krzyczeć i płakać po straconej nadziei. Poszłam jednak do pracy, którą udało mi się znaleźć na czas wakacji. Była to obsługa sali i zaplecza w bistro, przylegającym do stacji benzynowej przy autostradzie. Na początek miały to być tylko proste czynności, jak zmywanie naczyń, wcześniej pozbieranych z sali konsumpcyjnej.

Gdy Radek wszedł do bistro, pomyślałam, że mam przywidzenia. Stałam, niczym słup soli, patrząc, jak podchodzi do kasy. Złożył zamówienie i ze sporych rozmiarów plecakiem, usiadł w jednej z loży. Zamówił kawę na wynos, którą zrobiła koleżanka, Amelka.

Daj, zaniosę mu ją – powiedziałam do niej tuż przed tym, jak miała go przywołać, wyświetlając na ekranie numer jego zamówienia. – To mój kolega – dodałam spokojniej, bo tak ją zaskoczyłam swoją gwałtowną reakcją, że zamarła z rozdziawionymi ustami i wzrokiem wbitym w moją twarz. – No i co się tak dziwisz? – zaśmiałam się nerwowo, by rozładować sytuację. – Podoba mi się ten koleś, więc wiesz, wykorzystuję sytuację.

Rozumiem – rozluźniła się i mrugnęła do mnie z uśmiechem. – Faktycznie, ładny z niego egzemplarz.

Przeniosła na Radka spojrzenie i przez chwilę przyglądała mu się zza ekspresu. Wykorzystałam ten moment, by przez dekolt wyjąć woreczek z tabletką ze stanika. Zamarudziłam dłuższą chwilę, markując problem z nałożeniem tekturowego wieczka na kubek z kawą. Los mi sprzyjał, bo w tym momencie przyszedł kolejny klient z zamówieniem. Amelka podeszła do ekranu i zaczęła rozmawiać z mężczyzną. Mogłam bezkarnie wrzucić tabletkę i zamieszać napój patyczkiem. Musiałam tylko uważać, by oczko kamery, która była przy kasie, nie złapała tego, że majstruję przy napoju.

Z sercem na ramieniu skierowałam się do chłopaka i postawiłam przed nim kubek na blacie stolika. Podziękował, nie spoglądając nawet na mnie, co w obecnym stanie przyniosło mi jedynie ulgę. Zdjął wieczko i pił kawę małymi łykami. Ja w napięciu obserwowałam go zza ekspresu, udając, że myję maszynę, jej dysze i czyszczę manetki na kawę.

Alina, zadzwonisz po Krzyśka, żeby przyszedł wcześniej? – zwróciłam się do niej, widząc, że Radek siedzi przy stole i od kilku minut po prostu patrzy przed siebie.

Postanowiłam działać i zabrać go stąd, wdrażając tym samym w życie drugi punkt planu.

Coś się stało? – zainteresowała się i widziałam, że jest szczerze zmartwiona.

Tak, umówiłam się z nim – wskazałam Radka, postanawiając trzymać się prawdy tak bardzo, jak to tylko możliwe. – Albo się z nim spotkam, albo umrę – dodałam z całkowitą szczerością, a w jej oczach błysnęło zainteresowanie i wesołe ogniki. – I zrobię to nawet za cenę utraty pracy.

O cholera, to faktycznie gruba sprawa – przyznała z uśmiechem, a ja stwierdziłam, że już ją lubię. – Spoko, idź, a ja powiem, że dostałaś okresu. Ale takiego z krwotokiem i musiałaś jechać do ginekologa. Kierownik jest facetem, więc dam sobie rękę uciąć, że nie będzie zadawał pytań. Leć! – klepnęła mnie w ramię, ja ruszyłam biegiem na zaplecze, gdzie w minutę przebrałam się w bluzę i spodnie, a na stopy nałożyłam buty.

Szłam do stolika, przy którym wciąż siedział Radek. Nadal w tej samej pozie, co mnie odrobinę uspokoiło. Znaczyło to, że tabletka działa tak, jak opisano to na jednej ze stron, które znalazłam w internecie. Podejdę, zagadam do niego i się przekonam. Jeśli okaże się, że jednak jest świadomy, to po prostu wyjdę na idiotkę. W takim przypadku i tak pojadę do domu, tam upiję się jednym z win taty, nawet za cenę kaca.

Usiadłam naprzeciw niego i zajrzałam mu w oczy. Siekło mnie, gdy zobaczyłam jego twarz z tak bliska. Jak on mi się podobał! Wyglądał jeszcze lepiej i bardziej męsko, niż rok temu! Przez nieskończenie długą minutę, która wydała mi się teraz wiecznością, po prostu siedziałam i patrzyłam i chyba nawet nie oddychałam. Rysy twarzy Radka wyostrzyły się, szczęka była cholernie męska i te usta! Teraz delikatnie rozchylone, jakby czekały na pocałunek. Cień zarostu wokół nich dodawał mu tylko uroku. Chciałam go całować! Jeśli wszystko pójdzie w dobrym kierunku, to zrobię to. Zabrnęłam już tak daleko, więc nie było czasu na wątpliwości.

Radek, popatrz na mnie – powiedziałam zachrypniętym z przejęcia głosem.

Ponoć specyfik miał działać tak, że ofiara zmieniała się w marionetkę i była gotowa na wykonanie wszystkich poleceń. Ofiara! Dobre sobie! Ale przecież był nią, a ja jego oprawcą.

Przeniósł wzrok na moją twarz i tyle było jego reakcji. Mimo to, było to tak wiele, że znów się zapowietrzyłam.

Wszystko ok? – zapytałam tylko dla formalności. – Zamówię nam Ubera – mówiąc to, odpaliłam aplikację w telefonie i ponownie poczułam ulgę, widząc, że samochód podjedzie przed stację za pięć minut. – Chodźmy.

Wyciągnęłam do niego rękę, on lekko zdziwionym wzrokiem spojrzał na moją dłoń. Ale ujął ją i wstał i wyglądało na to, że jest gotowy do wyjścia.

Załóż plecak – wskazałam bagaż, który pewnie byłby zostawił na podłodze przy stole.

Zaczekałam, aż zarzuci go na plecy, po czym ujęłam jego dłoń i pociągnęłam ku wyjściu. Rzut oka na bufet i stojącą za nim Alinę, sprawił, że przystanęłam w pół kroku. Patrzyła na nas z uśmiechem, a chwilę później uniosła w górę kciuk, dodając mi tym samym otuchy. Nie mogła wiedzieć, jak potrzebowałam teraz tej odrobiny wsparcia. Nogi mi drżały i miałam wrażenie, że są niczym z waty i ledwie nad nimi panuję.

Po wyjściu z bistro, uderzył w nas podmuch gorąca. Lokal był klimatyzowany, więc było w nim przyjemnie. Tutaj lato grzało słońcem, niczym lampą grzewczą, a ja byłam ubrana w bluzę z długim rękawem. Miałam ją po to, by wracając o dwudziestej drugiej z pracy, nie zmarznąć. Teraz mimo lejącego się z nieba ukropu, było mi zimno i czułam, że dłonie mam lodowate.

Sprawdziłam aplikację Ubera i położenie auta na mapie. W końcu samochód podjechał do nas, kierowca przywitał się i pomógł zapakować plecak do bagażnika. Ja w tym czasie posadziłam na tylnej kanapie Radka, usiadłam obok niego i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na westchnienie ulgi.

Kierowca milczał przez całą drogę. Nie trwała długo, bo też początek wakacji i południowa godzina spowodowały, że ruch na miejskich drogach nie był zbyt intensywny. Dojechaliśmy na osiedle Ptasie, w końcu i pod mój dom. Znów z wdzięcznością przyjęłam pomoc kierowcy w wypakowaniu plecaka Radka, a sama w tym czasie dowodziłam nim samym, by opuścił samochód.

Samochód odjechał, my zostaliśmy sami przed ogrodzeniem. Znów zastygłam, napawając się chwilą i tym, że właśnie urzeczywistniam najbardziej zwariowany plan w moim życiu. Ptaki śpiewały, w oddali pracowała kosiarka do trawy, ktoś robił pewnie porządki w ogrodzie. Ja natomiast miałam w rękach i we władaniu wymarzonego faceta, choć jeszcze kilka godzin temu byłam pewna, że cały ten plan i on sam pozostanie jedynie bajkową mrzonką w mojej wyobraźni. Zaraz sprowadzę go do piwnicy i do komórki na wina. Tam położę go na zmontowanym przez siebie łóżku, przypnę go do niego kajdankami i…

Potrząsnęłam głową, by odegnać wizje tego, o czym myślałam przez ostatnie tygodnie. O rozebraniu go, a potem kochaniu się z nim do upadłego. O szalonym i dzikim seksie, po którym Radek zakocha się we mnie równie nierozsądną miłością, jaką ja zapałałam do niego. Tam, na korytarzu szkolnym, gdy obezwładniło mnie uczucie.

Wzięłam go za rękę i pociągnęłam do furtki. Przed nią puściłam go na chwilę, by w plecaku odnaleźć klucze, otworzyć ją i poprowadzić go dalej, do drzwi wejściowych domu.

Połóż tu plecak – nakazałam w przedpokoju, on wykonał polecenie. – Chodź.

Powoli sprowadziłam go do piwnicy, ostrożnie stąpając po schodach, by w obecnym stanie oszołomionego umysłu nie potknąć się i nie spowodować nieszczęścia. Nie było to trudne, bo wciąż miałam wrażenie, że moje kończyny poruszają się w nieskoordynowany sposób, że nierówno stawiam stopy, a dygot w całym ciele, wzmaga się z sekundy na sekundę coraz bardziej. Podejrzewałam, że to była adrenalina, którą w tej chwili musiałam produkować w nadmiarze. Żołądek skręcił mi się, w uszach szumiało, a dłonie dla odmiany pociły się teraz obficie.

Otworzyłam drzwi komórki i weszliśmy do pomieszczenia. Byłam tutaj! Z nim, mając go obok, urzeczywistniając swoje marzenie!

Dziękuję! – szepnęłam ku sufitowi, przyłapując się na tym, że ślę modlitwę dziękczynną w nieokreślonym kierunku, chyba do Boga.

W tym momencie wierzyłam, że coś mądrzejszego ode mnie i potężnego pozwoliło się ubłagać, wysłuchując wielomiesięczne modlitwy, które co noc powtarzałam w głowie. By dane mi było być z nim, bym mogła go sobą zainteresować i dać sobie szansę na zweryfikowanie własnych wyobrażeń z rzeczywistością.

Połóż się na łóżku – pchnęłam go lekko w stronę materaca, a on znów wykonał moje polecenie i położył się na nim na wznak.

Patrzył na sufit, a mi przez umysł przemknęła natrętna i niechciana myśl, że oto popełniam przestępstwo. Stało się! Podałam mu narkotyk, uprowadziłam go i właśnie więżę wbrew jego woli. Czy gdybym podeszła do niego i zaproponowała mu spotkanie, zgodziłby się na nie? Gdybym umiała zrobić to normalnie, jak zwykła dziewczyna, pewnie jedna z wielu, z którymi się spotykał, a nie jak wariatka, w którą się zmieniłam? Nie wiedziałam i nie chciałam tego sprawdzać kiedyś, a teraz tkwiłam w niecodziennej sytuacji, mając go tutaj na wyłączność. Było dobrze, wszystko działo się zgodnie z planem, więc postanowiłam odegnać ponure myśli.

Usiadłam na materacu obok niego i sięgnęłam w kierunku niewielkiego, okrągłego stolika, który kiedyś za własne pieniądze kupiłam w Ikei. Służył mi za pomocnik w pokoju, który przysuwałam do łóżka, a na nim ustawiałam zazwyczaj laptop, lub picie, gdy czytałam e–booki na czytniku. Teraz na stoliczku leżały kajdanki, a te zamówiłam w internecie na Allegro. Ich chłodny metal ciążył mi w dłoni podwójnie, ale znów odepchnęłam od siebie ponure myśli, gdy zapinałam je kolejno na jego nadgarstkach. Uniosłam każdy nad głowę Radka i przypięłam do ramy, uprzednio przymocowanej do ściany. Nawet, gdyby się szarpał, nie powinien dać rady jej wyrwać, bo włożyłam wiele wysiłku w to, by przymocować ją do niej kilkoma drutami. Chyba przeszło godzinę poświęciłam na to, by przy pomocy obcęgów okręcić metalowe druty wokół złotych rurek, a wcześniej przeciągnąć przez otwory w podpórkach po półkach. Później szarpałam ją, próbując poluzować, ale widać odziedziczony po tacie zmysł techniczny, miał się przydać właśnie teraz.

Wstałam i popatrzyłam na Radka.

Zamknij oczy i prześpij się – powiedziałam zachrypniętym z emocji głosem i sięgnęłam do swojego niewielkiego plecaka.

Wyjęłam z niego telefon i zrobiłam mu kilka zdjęć, a także nakręciłam filmik, by uwiecznić sytuację, głównie, by mieć ujęcie jego przystojnej twarzy. Zrobiłam to z myślą o chwili, gdy będę już sama i obolała z tęsknoty. Podejrzewałam, że za kilka dni, gdy go uwolnię, on ucieknie z krzykiem i tylko wspomnienia i to właśnie nagranie, zostanie mi po nim. Trudno, byłam na to gotowa. Zdecydowałam się na ten nieobliczalny krok i nie zamierzałam się cofnąć. Schowałam telefon do kieszeni, zarzuciłam mały skórzany plecak na ramię i opuściłam piwnicę. Ostatni raz spojrzałam na śpiącego Radka, po czym odetchnęłam głęboko i zgasiłam światło.

No to zaczyna się – szepnęłam do siebie, opuszczając piwnicę i wchodząc po schodach na górę.

Rozdział 9

Lepszy w domu groch, niż na wojnie kura i kapusta tłusta

Po wejściu na parter usiadłam przy stole w kuchni i starałam się uspokoić. Chociaż odrobinę. Na tyle, by zacząć normalnie oddychać. Dusiłam się od nadmiaru emocji, które dopadły mnie, zalewając potężną falą.

Zrobiłam to! Był tu i spał na dole w piwnicy!

Zaczęłam dygotać, gdy po raz kolejny zdałam sobie sprawę z tego, czego się dopuściłam. Adrenalina buzowała mi w żyłach i czułam, jakby chciała je rozsadzić.

Przecież ja jestem pełnoletnia i jako dorosła osoba, kwalifikuję się do poniesienia kary za popełnienie przestępstwa! Bo to, czego się dopuściłam, było przestępstwem! Stalking, odurzenie, w końcu porwanie i przetrzymywanie wbrew woli. Cholera, niezła lista! A wszystko przez chorą miłość, która mnie zaćmiła.

Kurwa mać – stęknęłam, łapiąc się za brzuch.

Następnym, co zrobiłam, było zerwanie się z krzesła i bieg do ubikacji, w której zawisłam nad sedesem. Myślałam, że zwymiotuję, że organizm w ten sposób chce się rozładować. Nie stało się tak i tylko patrzyłam na niebieską, zabarwioną kostką zapachową wodę w kibelku i dyszałam, przyciskając dłonie do deski klozetowej.

I po co mi to było? – szeptałam do siebie, zastanawiając się, czy znajdę dosyć odwagi w sobie, by zrealizować i resztę planu.

Przez piętnaście sekund rozważałam, by zejść do piwnicy, odpiąć mu z nadgarstków kajdanki i wyprowadzić go z domu. Wcześniej kazać mu założyć plecak, następnie zaprowadzić do Parku Kościuszki, a tam posadzić na ławce. Mogłabym stanąć gdzieś z boku za drzewem, poczekać, aż specyfik przestanie działać, a on ocknie się z narkotycznego snu. Wtedy wszystko byłoby tak, jakby nigdy się nie wydarzyło. Oczywiście dla niego, ba ja czułabym się jak tchórz i totalny przegryw, który nie wykorzystał życiowej szansy. Radek byłby pewnie skołowany i przez długi czas zastanawiał się, jak się tam znalazł i dlaczego. Ja wróciłabym do swojego nudnego, szarego życia i do końca swoich dni, plułabym sobie w brodę.

Nie ma mowy!

Z drugiej strony, co tak właściwie miałam do stracenia? Jeśli się zbłaźnię i zrobię z siebie kretynkę, to przynajmniej będę pewna tego, że zrobiłam tyle, ile było w mojej mocy. Postawiłam wszystko na jedną kartę, ale jeśli mnie odrzuci, to spakuję manatki i przeprowadzę się do innego miasta. Miałam studiować w Katowicach, ale ten sam kierunek mogłam wybrać w Krakowie, lub dalej, we Wrocławiu, a nawet w Warszawie.

Czy Radek był tego wart? Przekonam się. Jeśli nie, to mam ponad dwa miesiące na przemodelowanie planów i swojego życia. Jeśli tak, to będę pewniejsza siebie i uwierzę we własną moc sprawczą. Oczywiście wolałam ten drugi scenariusz.

Wstałam, przemyłam twarz zimną wodą i wróciłam do kuchni. Przechodząc obok schodów prowadzących do piwnicy, przystanęłam przy otwartych drzwiach i nasłuchiwałam, czy się obudził i czy dobiegną mnie jakiekolwiek odgłosy. Słyszałam jedynie ciszę, własny oddech i uderzenia serca, pompującego krew i jej szum w uszach.

Postanowiłam coś ugotować. Robiłam tak zawsze, gdy nie wiedziałam, co z sobą począć, czując równocześnie potrzebę ruchu. Najchętniej poszłabym popływać na basen, ale to nie wchodziło w grę, bo bałam się zostawić go w domu samego. Nie obawiałam się, że będzie krzyczał, wzywając pomocy. Jeśli nawet, to i tak nikt go nie usłyszy. Piwnica znajdowała się poniżej poziomu ziemi, dom to budynek wolnostojący, w dodatku okolony całkiem sporym ogrodem. Sporym, jak na tutejszą zabudowę, bo nasze osiedle od dawna uchodziło za elitarne, a ceny domów i działek pod nimi osiągały horrendalne ceny.

Kroiłam warzywa i wrzucałam je do garnka z gorącym olejem. Robiłam to automatycznie, niczym robot, myślami wciąż błądząc na piętrze minus jeden. Obsmażyłam je, zalałam wrzątkiem, dosypałam ciecierzycę, przyprawiłam i przykryłam, by się wszystko dusiło. Chciałam go tu trzymać kilka dni i nie zamierzałam głodzić, więc należało coś przygotować. Sama nie przełknęłabym ani kęsa, tak miałam ściśnięty żołądek i pewnie nie poczułabym nawet smaku.

Poszłam umyć zęby, rozebrałam się i w samej bieliźnie stanęłam przed lustrem w pokoju. Zwykły, szary, sportowy stanik i białe, proste majtki zastanowiły mnie na chwilę. Powinnam założyć coś seksownego, czy zostać w tym, co miałam na sobie? Chciałam go skusić i podniecić, więc powinnam się przebrać i ubrać się w ładniejszą bieliznę. Po chwili namysłu stwierdziłam, że nie zrobię tego. Ta sportowa bielizna bardziej do mnie pasowała. Nigdy nie podkreślałam kształtów, więc gdybym teraz to zrobiła, czułabym się dziwnie, a już i tak za dużo się we mnie działo. Jeśli dołożę i to, to chyba dostanę apopleksji, albo wylewu i padnę martwa, nim zejdę do piwnicy. Wtedy na pewno nie przeżyje, bo rodzice wracają dopiero za trzy tygodnie, a znałam ich i wiedziałam, że w międzyczasie nie będą dzwonili. Nie robili tego nigdy, dając tym samym dowód pełnego zaufania dla mojego rozsądku. Gdyby oni wiedzieli, na jaki pomysł wpadła ich stateczna i dobrze wychowana córka! Nie uwierzyliby w to!

Sięgnęłam po świeżo wypraną bluzę za udo i jedynym, na co sobie pozwoliłam, było pojedyncze psiknięcie perfumami. Na materiał bluzy, choć chyba lepiej byłoby na szyję, może na nadgarstki.

Rozczesałam włosy, po czym skręciłam je w ciasny węzeł z tyłu głowy i oceniłam widok siebie w lustrze. Patrzyła na mnie drobna i zdecydowanie zbyt grzecznie wyglądająca dziewczyna. Na pewno nie porywaczka, stalkerka i osoba, którą można by było zakwalifikować na leczenie psychiatryczne. Czy byłam chora? Czy to był objaw braku zdrowia psychicznego?

Na to pytanie nie zdążyłam sobie odpowiedzieć, bo ciszę domu przerwały stłumione odgłosy. Dobiegały z dołu, co mogło oznaczać jedynie to, że Radek obudził się i pewnie jest przerażony.

Zamknęłam oczy, uniosłam twarz ku sufitowi i poprosiłam Najwyższego, by nie opuszczał mnie teraz. By pomógł mi zrobić to, co planowałam, czego się bałam, ale teraz mnie mogłam się już wycofać. Odgoniłam czarne myśli o tym, że Radek zwyzywa mnie, odrzuci i nie będzie ze mną współpracował. W efekcie zmusi do uwolnienia go z piwnicy, wyjdzie z domu, a później wróci… Z kim? Z kolegami? Z policją? A może…

Dosyć! – warknęłam, zbierając się w sobie i ruszając ku zejściu na dół. W połowie schodów prowadzących do piwnicy przystanęłam i wróciłam, by wyłączyć duszącą się na kuchence potrawę. Powinna być już prawie gotowa, a nie widziałam w końcu, co może wydarzyć się na dole w piwnicy i wolałam nie ryzykować przypalenia garnka, a może i całej kuchni. – Zdecydowanie jestem pojebana! I wiem o tym!

Zakręciłam kurek z gazem pod garnkiem, zamieszałam potrawę i odetchnąwszy głęboko i powoli już chyba po raz setny, skierowałam kroki do piwnicy i czekającego tam na mnie więźnia.

Przed drzwiami znów zastygłam, słysząc, że krzyknął. Nie było to wołanie o pomoc, a raczej okrzyk bezsilności, może złości, lub strachu. Zaraz potem zaczął się szarpać, a ja modliłam się, by nie zrobił sobie krzywdy. Nie myślałam o tym dotąd, a przecież nie wiedziałam, czy nie jest na coś chory.

Ja pierdolę – szepnęłam do siebie, po czym otworzyłam drzwi, po nich kolejne, które musiałam odblokować kluczem i w końcu zaświeciłam światło w piwniczce.

Radek leżał na łóżku, ręce nadal miał unieruchomione nad głową, włosy rozczochrane i zaciskał powieki, gdy oślepił go blask lampy na suficie.

Drżałam, właściwie to dygotałam już na całym ciele, ledwie opanowując odruch ucieczki. Zganiłam siebie za tchórzostwo, bo przecież zabrnęłam już tak daleko, że nie było odwrotu, nie dało się tego cofnąć, wymazać z pamięci tak mojej, jak i jego.

Witaj – szepnęłam przez zaciśnięte strachem gardło. – Jak się czujesz?

Gdzie ja jestem?! – krzyknął, wbijając we mnie rozjuszone spojrzenie.

Przegięłam! A jednak to było głupie! Znów cofnęło mnie o pół kroku w kierunku drzwi, ale nie uległam instynktowi, nakazując sobie spokój.

Jesteś u mnie. – Nadal nie potrafiłam wydusić z siebie nic poza ledwie dosłyszalną odpowiedzią. – Uwięziłam cię.

Milczał, analizując pewnie to, co powiedziałam. Patrzył na mnie, jak na wariatkę, którą de facto byłam.

Że co?! – krzyknął, unosząc brwi. – Co zrobiłaś?

Uwolnię go od razu! Odepnę mu z nadgarstków te durne kajdanki i wypuszczę, nim zabrnę za daleko. Inaczej, ja już tam byłam!

Przestań, durna! – huknęło mi w głowie. – Idź w to! Na całość! Czekałaś na tą chwilę!

Uwięziłam – odpowiedziałam i o dziwo z większą mocą. – Wcześniej odurzyłam i porwałam.

Powiedziałam to! Teraz już wie. Co zrobi? Będzie błagał o litość i uwolnienie? Oby nie. Chciałam, by nie był taki. Jaki? Miękki? Strachliwy? Czego ja właściwie oczekiwałam?

Nie rozumiem – patrzna mnie z czymś tak dziwnym w oczach, że nie wytrzymałam i musiałam odwrócić wzrok, czując rumieńce występujące mi na policzki.

To było upokarzające, ale przecież widziałam, że nie ucieszę go odpowiedzią!

Zbierałam się w sobie, by podnieść spojrzenie i patrzeć odważnie, bo przecież nie jestem tchórzem. Wziąć się w garść i doprowadzić do tego, po co tu przyszłam. Zaproponuję mu seks i zapewnię, że nic mu się nie stanie, bo za kilka dni wypuszczę go na wolność.

Co chcesz ze mną zrobić? – zapytał cicho.

Ton jego głosu bardzo kontrastował z wybuchem sprzed chwili. Nabrałam powietrze w płuca i na jednym oddechu wyrecytowałam zdanie, które przygotowywałam w myślach i wypowiedziałam dziesiątki razy, jeszcze na etapie planowania porwania.

Chcę zabrać tydzień twojego życia. Później cię uwolnię i o mnie zapomnisz.

Co masz na myśli, mówiąc o tygodniu mojego życia? – sapnął, patrząc na mnie z niedowierzaniem.

Mam zamiar przez tydzień cię tu więzić.

Ale po co?

Dobra, to jednak bez sensu. Nie dam rady trzymać go w takim stanie. Nie, przykutego do ramy łóżka. Przecież to nie prowadzi do celu, który chciałam osiągnąć!

Podeszłam do materaca, na którym leżał, usiadłam obok niego i rozkułam kajdanki, uwalniając jego dłonie. Jak mam mu to wyjaśnić? Jak przekonać?

Chcę się tobą nasycić – tłumaczyłam, wciąż nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. Bałam się, że gdy to zrobię, zablokuję się i nie powiem już ani słowa. – Najeść się tobą przez tych parę dni.

I wtedy mnie zaskoczył, zrywając się błyskawicznie z pozycji leżącej do siadu, po czym złapał mnie za ramiona i zagarnął pod siebie, siadając mi na biodrach. Unieruchomił mnie tym samym, więżąc udami i ramiona. Byłam bezbronna, ale i o dziwo poczułam dziwny rodzaj ekscytacji tym, co zrobił. Tego się po nim nie spodziewałam! I jasny gwint, podobało mi się to!

Co teraz powiesz? – zmrużył oczy, patrząc na mnie bez uśmiechu.

Teraz nic – odpowiedziałam ze spokojem, którego nie było we mnie ani krztyny. Mimo to nie spanikowałam, nawet ne drgnęłam, lecz odwzajemniłam jego spojrzenie. – Nie wyjdziesz stąd, jeśli nie zechcę.

A jeśli cię… – urwał, jakby szukał odpowiedniego słowa – podduszę? Co wtedy?

Możesz mnie udusić. – Brnęłam w kłamstwa, nawet nie mrugnęłam przy tym. – Bez kodu nie wyjdziesz stąd.

Blefowałam, bo wchodząc do piwnicy, zapomniałam o tym, by zamknąć ją na klucz od środka. Ale wpadł mi do głowy pomysł, więc skłamałam i o tym, że do opuszczenia celi potrzebuje kodu. Czy da się nabrać? Czy uwierzy? Czy jestem dobrą aktorką?

Na co dzień praktycznie nie kłamałam, bo po pierwsze nie miałam takiej potrzeby. Po drugie za bardzo mnie to stresowało, więc zazwyczaj wolałam milczeć, by uniknąć niewygodnej odpowiedzi, niż ją upiększać i wymyślać jej alternatywne wersje. Teraz było inaczej, ale to pewnie przez strach, który paraliżował mnie całą, więc zapewne i mimikę mojej twarzy.

Poczułam, że schodzi ze mnie, uwalniając od swojego ciężaru. Nie poczułam ulgi, lecz tęsknotę, gdy straciłam kontakt z jego ciałem i ciepłem, które teraz zastąpił chłód piwniczki.

Podciągnęłam się do siadu i czekałam, co powie. Naciągnęłam bluzę na kolana, jak zawsze, gdy zrobiło mi się zimno. Tak, jak teraz, gdy mnie nie dotykał. Zrobiłam to również po to, by zająć czymś ręce, bo nie wiedziałam co począć z dłońmi.

Czy ty jesteś psychopatką? – zapytał cicho, przyglądając mi się badawczo.

Nie wiem czy jestem psychopatką – odparłam szczerze, choć przecież nie raz przemknęła mi przez głowę taka właśnie myśl. – Możliwe, że nią jestem. Ale to przez ciebie.

Chcesz mnie przez tydzień więzić i myślisz, że nikogo to nie zaalarmuje?

Rozbawił mnie tym pytaniem, ale czułam, że bada grunt, sprawdzając, jak jestem niebezpieczna. Nie byłam niebezpieczna, ale przecież tego nie mógł wiedzieć. Dla niego byłam dziwaczką, która go porwała, uwięziła, a teraz siedzi z nim na łóżku w miejscu, którego on nie zna.

Wiem, że nikt się nie zorientuje – przyznałam ze wstydem, bo wstydziłam się tego, co miałam zamiar powiedzieć – Jesteś właśnie na wakacjach autostopem. Pisałeś o tym na Facebooku.

Milczał i pewnie mi się przyglądał, a ja całą siłą woli zbierałam się na odwagę, by wreszcie przestać uciekać spojrzeniem. Patrzyłam w dół, mając w zasięgu wzroku jego udo i cholera, nawet ono było idealne! Zamrugałam oczami, gdy zadał kolejne pytanie. To, po którym miałam odkryć już wszystkie karty. Czy mnie wyśmieje?

I co chcesz przez ten tydzień ze mną robić? – zapytał cicho.

Chcę uprawiać seks – odparowałam, unosząc głowę i tonąc w błękicie oczu Radka.

Milczał i tylko patrzył, pewnie nie wierząc w to, co usłyszał. Też bym nie uwierzyła.

Nie mogłaś mnie o to poprosić? – skrzywił się, ja zacisnęłam usta, bo co mu mogłam powiedzieć?

Że mogłam i nawet o tym myślałam, ale bałam się odrzucenia? Jak wtedy, gdy zaprosiłam go na studniówkę, a on zbył mnie jednym zdaniem? Nie zniosłabym tego ponownie. I jak niby miałam to zrobić? Podejść do niego gdzieś na ulicy i zapytać, czy mnie przeleci? Jasne! Ja i coś takiego?! Wolałam go porwać i zrobić to na moich warunkach.

Milcząc, usiadłam na łóżku, nogi spuściłam na podłogę. Żałowałam, że mam spięte włosy, bo mogłabym się nimi zakryć przed jego natarczywym wzrokiem. Czułam to spojrzenie na policzku, a ten palił mnie żywym ogniem, blokując ponownie mówienie.

Nagle drgnął, po nim ja, bo wystraszyłam się po prostu.

Więc zaczynajmy – rzucił. – Rozbieraj się!

Spojrzałam na niego, gdy tymczasem on zdjął koszulkę przez głowę i rzucił ją na podłogę.

Nie zareagowałam, bo jedynym, na co potrafiłam się teraz zdobyć, było przyglądanie się jego nagiemu torsowi. Boże, to się działo naprawdę! Zaraz będzie goły i zrobi to, po co gu tutaj sprowadziłam!

Milczał i widziałam, że czeka na mój ruch.

Na co czekasz? – pochylił się do mnie i poczułam jego zapach. Męski, ciepły i obezwładniający. Wcześniej go nie zarejestrowałam, ale skupiony na działaniu umysł, widać zablokował mi węch. Teraz docierał do mnie, w efekcie zaciągnęłam się ciepłą wonią jego ciała. – Rozbieraj się!

Po tych słowach wstał i rozpiął rozporek dżinsów. To mnie otrzeźwiło, podrywając z materaca.

Przyniosę ci najpierw coś do jedzenia – stęknęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy i prawie biegiem dopadłam drzwi.

Wyszłam, przekręciłam klucz, dopiero teraz zauważając, że wciąż tkwił w zamku. Całe szczęście, bo dłonie tak mi się trzęsły, że nie potrafiłabym teraz trafić kluczem do dziurki.

Przynieś lubrykant! – dobiegło mnie, nim wyszłam przez kolejne, na chwilę tylko zatrzymując się przy programatorze temperatury na ścianie, by uwiarygodnić wersję o zamku z otwierającym go kodem.

Za drugimi drzwiami, oparłam się ciężko o skrzydło, po czym zsunęłam się po ich powierzchni na podłogę i usiadłam, dysząc, jak po biegu.

Zostaw Komentarz