Getting your Trinity Audio player ready...
|
Rozdział 10
Strach ma wielkie… jaja
Siedziałam na podłodze do momentu, gdy dotarł do mnie odgłos szarpania drzwi. Pewnie sprawdzał, czy da radę je wyważyć i uciec. Miałam nadzieję, że wytrzymają. Tata niczego nie robił byle jak, więc i piwniczkę na wina przygotował ze starannością. Drzwi zamówił, bo musiało być szczelnie. Były drogie i nie raz to mówił. Wentylacja z klimatyzatorem i wigotnościomierzem zapewniała odpowiednią temperaturę w pomieszczeniu i stałą wymianę powietrza. Na szczęście, bo dzięki temu mogłam mieć pewność, że Radek będzie miał czym oddychać.
Przyłożyłam ucho do drzwi i nasłuchiwałam. Czy będzie wołał, wzywając pomocy? Krzyknęłam, odskakując w tył, gdy dobiegł mnie odgłos wściekłego walenia czymś w drzwi, w ich szybę. Cholera, czy ona jest hartowana? Na pewno gruba i odrobinę nieprzezierna, bo przyciemniona. Nie słyszałam chrzęstu tłuczonego szkła, więc raczej wytrzymała atak. Czym? Chyba miską, bo na to wskazywał dźwięk uderzeń.
Dobrze, dam sobie chwilę na ochłonięcie i wrócę do niego. Dopadła mnie chwila słabości, ale zaraz się wezmę w garść!
Z takim postanowieniem weszłam na górę, do kuchni, z zamiarem przygotowania mu porcji gulaszu. Nałożyłam chochlę aromatycznej potrawy do miski, w kubku zaparzyłam herbatę i stałam, jak słup soli, zbierając w sobie odwagę do powrotu na dół. Po pół godzinie, w czasie której jedynym, co zrobiłam, było przesunięcie się o metr w bok, wzdłuż blatu kuchennego, wlałam gulasz z powrotem do garnka, załączyłam gaz i podgrzałam wszystko ponownie. Nawet nie próbowałam sobie wmówić, że robię to z dbałości o smak i odpowiednią temperaturę jedzenia. Odsuwałam w czasie to, na co czekałam tyle miesięcy, o czym marzyłam, a teraz prawie dostawałam na myśl o tym apopleksji.
Pobiegłam na górę, do sypialni rodziców, a tam z szafki przy łóżku wzięłam czerwoną tubę z lubrykantem. Starałam się nie myśleć o tym, że pewnie go używali podczas zabaw we dwoje, ale wiedziałam, że tak przecież było. W kuchni wyjęłam z szafki czystą miskę, brudną wstawiłam do zmywarki i nie znajdując już pretekstu do zamarudzenia na górze, zeszłam na dół z tacą z jedzeniem i piciem dla Radka.
Weszłam do piwniczki i stopą zamknęłam za sobą drzwi. Nie na klucz, bo nie miałam wolnej ręki, ale też nie chciałam tego robić. Grałam va bank, uznając, że jeśli Radek zechce uciec, to nie będę go zatrzymywała na siłę. Będzie, co ma być, jak zwykła mawiać mama.
– Proszę. – Przysunęłam do niego stolik z tacą. – Zjedz coś.
Usiadłam na krześle, by zachować dystans i dać mu chwilę na posilenie się.
– Zatrute? – zapytał, ja nie powstrzymałam grymasu twarzy.
Cóż, przecież mógł tak właśnie pomyśleć. Nie mogłam mieć do niego o to pretensji. Na jego miejscu pewnie nie tknęłabym podanego mi przez siebie posiłku.
– Nie zamierzam cię truć!
– A jednak jakoś znalazłem się tutaj – stwierdził z przekąsem. – Bez własnego udziału.
– Tabletka gwałtu – przymknęłam oczy, nie chcąc widzieć jego miny. – Wczoraj w kawiarni przy autostradzie.
– Pracujesz tam? – zapytał i skosztował gulasz.
Brwi uciekły mu na czoło, jakby dziwił się, że nie podałam mu czegoś doprawionego Domestosem. Po pierwszej przełknął i drugą łyżkę jedzenia.
– Tak, a może już nie, bo urwałam się z pracy – mruknęłam, z zadowoleniem przyglądając mu się dyskretnie. – Nic więcej ci nie podam bez twojej wiedzy. Obiecuję. Za sześć dni wyjdziesz tymi drzwiami i pójdziesz w swoją stronę. Potraktuj to jako niecodzienną przygodę seksualną.
– No to rozbierz się – odparł zimnym głosem, odstawiając miskę. – Chcę zobaczyć, czego będzie dotyczyć ta… ta przygoda.
Słysząc polecenie, zamarłam na wdechu. Przecież po to przyszłam! Tego chcę! O to mi chodziło od samego początku. No dobrze, marzyłam też o miłości, ale jej raczej nie wymogę jej na nim siłą.
– No dalej – ponaglił mnie. – Tydzień szybko minie. Jeśli ma z tego coś być, to pokaż mi się naga. Chcę cię obejrzeć.
Wstałam, przymykając oczy. Z wrażenia znów kręciło mi się w głowie, w uszach piszczało, ale sięgnęłam do rozporka i zdjęłam spodnie. W końcu udało mi się zdjąć bluzę i stałam już w samej bieliźnie.
Znów błysnęła mi w głowie myśl, że powinnam była założyć koronki, nie zwykłe majtki i sportowy stanik.
– Ładna jesteś – bąknął, ja nie od razu zarejestrowałam te słowa. – Zdejmij bieliznę – dodał, gasząc mnie tym samym. – No dalej!
Zrobiłam, co kazał, ale w tym momencie zadziałał odruch, który włączył wstyd. Zakryłam łono dłońmi, czując się coraz bardziej idiotycznie.
– Rozpuść włosy – mruknął seksownie.
Zarejestrowałam to mimochodem. Chciałam, by mówił tylko w ten sposób.
– Powiedziałem, żebyś rozpuściła włosy! – powtórzył z naciskiem.
Tak bardzo skupiłam się na tym, co robił ze mną sam jego głos, że zawiesiłam się na tym doszczętnie!
Odpięłam spinkę i zgarnęłam włosy do przodu, zakrywając się nimi. Choć trochę, by dodać sobie krztynę odwagi i zmniejszyć dysonans między moją nagością i jego okryciem.
– Nie uprawiałam jeszcze seksu – powiedziałam, nie chcąc mu sprawić zawodu.
Lepiej by wiedział to teraz i nie był zaskoczony w trakcie.
– Żartujesz?! – zapytał z niedowierzaniem, a ja dopuściłam opcję, że będzie się chciał wycofać. – Jesteś dziewicą?
– Kiedy ostatni raz sprawdzałam, to jeszcze nią byłam – zmusiłam się do uśmiechu, nie potrafiąc oderwać spojrzenia od jego spodni.
Matko, za chwilę poczuję, jak to jest być kobietą! Jak się czuje to, gdy mężczyzna jest w środku.
Wstał i podszedł do mnie, ja traciłam oddech. Nie odrywałam spojrzenia od jego palców, gdy jedną dłonią rozpiął guzik dżinsów, drugą rozsunął rozporek. Jednym ruchem pozbył się ich, a po chwili majtek.
Cholera, jest duży! A ja mam problem nawet z zaaplikowaniem sobie tamponu!
– Tego przecież chciałaś – ni to zapytał, ni stwierdził.
– Tak. Ale chyba nie do końca w to wierzyłam.
W odpowiedzi pochylił się i mnie pocałował, a we mnie jakby piorun strzelił.
To się działo naprawdę! Radek całował mnie tak, jak to wymyśliłam!
– Chcesz tego? – upewniał się po raz kolejny. – Chcesz tego, czy mam przerwać? Odpowiedz!
– Tak – potwierdziłam. – Po prostu mam stracha.
– Nie tak to sobie wyobrażałaś?
– W sumie to nie wiem, co myślałam. Chcę tego, ale wiesz, po prostu nie wiem, jak zacząć. – Czułam, że brzmię jak idiotka. – Jak się temu poddać. Jak wyluzować i wyłączyć strach.
Zmarszczył czoło, ściągając brwi, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Połóż się – pociągnął mnie na łóżko.
Położyłam się na plecach i przyglądałam się jemu, on patrzył na mnie z góry. Zastanawiałam się, czy porównuje mnie właśnie do innych dziewczyn. I jak wypadam na ich tle. Czy mu się podobam? Chyba tak, bo był przecież podniecony.
Zrób coś wreszcie! – krzyczałam w myślach, czując liźnięcia podniecenia, kumulujące się w brzuchu.
Równolegle byłam zła na siebie, że nie mam pomysłu na to, jak go zachęcić i zmniejszyć dystans między nami. Fizyczny i brak bliskości, bo przecież nie mógł jej czuć, bo nie było po temu podstaw.
Pochylił się i uklęknął w nogach łóżka, a chwilę później poczułam, że łapie mnie za kostki nóg i rozsuwa je na boki. Zacisnęłam dłonie w pięści i czekałam. I wtedy zobaczyłam grymas na jego twarzy. Zabolało, bo znaczyło, że nie podoba mu się to, co widzi. Zakryłam się dłońmi, gdy policzki podgrzał mi rumieniec wstydu.
Mam za swoje!
– Przestań tak robić – westchnął. – Skrzywiłem się, bo po prostu przypomniał mi się mój pierwszy raz. Nie był sympatyczny.
– Rozumiem. – Boże, co za ulga! – Dlatego ja podeszłam do tego tak planowo. Nie wierzę w te romantyczne pierwsze razy.
Przyglądał się mojej twarzy, jakby szukał na niej oznak kłamstwa. Nie mógł ich znaleźć, bo mówiłam prawdę. Dziewictwo było dla mnie czymś, czym natura niepotrzebnie obarczyła kobiety. Wolałabym, by tworząc nas, pominęła tą durną zaporę w postaci kawałka błony. Ale nie zapomniała o tym. Niestety. Należało przejść więc ten mało przyjemny zabieg.
– Obróć się na brzuch. Jesteś za bardzo spięta. Zajmę się twoimi plecami.
Uniosłam głowę i tym razem ja sprawdzałam, czy mówi poważnie.
– Plecy?! – spytałam. – Chcesz mi masować plecy?
– No już. Obróć się. Tak, najpierw wymasuję ci plecy.
Rozdział 11
Nie czas żałować róż, gdy dupa płonie
– Wygodnie ci? – zapytał, gdy posłusznie obróciłam się na brzuch, jak kazał.
– Tak.
Zacisnął palce na moim karku, ugniótł ramiona i łopatki.
– Pływasz? – zapytał.
– Aha. – Skąd to wie? Czy to aż tak widać? Czy jestem przez to za mało kobieca? Mam za szerokie plecy? – Dużo.
– Widać – ledwie musnął moją skórę, na co przebiegł mi po kręgosłupie dreszcz.
Masował mnie i robił to powoli i z wyczuciem. Słyszałam, że otwiera tubkę z lubrykantem, a ja pomyślałam, że muszę pamiętać, by odkupić ją rodzicom. Ale by było, gdyby zorientowali się, że podprowadziłam im ją z szafki w sypialni! Czy by o to zapytali?
Myśli pierzchły, gdy zmienił pozycję, schodząc ze mnie i zaczął dotykać pośladków.
Cholera, nie wiedziałam, że są takie wrażliwe. Pewnie dlatego, że dotykał ich on i robił to tak delikatnie. Pocierał je dłonią i zaciskał palce na półdupkach, ugniatał je. Podniecałam się i chciałam więcej. Byłam coraz bardziej gotowa na ciąg dalszy.
– Antykoncepcja – usłyszałam zadane w jednym słowie pytanie.
– Nie martw się – uspokoiłam go. – Biorę tabletki i jestem wzorowo zdrowa.
Wrócił do pieszczenia pośladków. Jęknęłam, czując palec, którym dotarł do cipki. Oddychał głośniej i szybciej, więc i on był podniecony. I nie uciekł, ale robił to, o czym marzyłam. Chociaż nie, tego nie wymyśliłam i było lepiej, niż w moich wyobrażeniach. Dotykał mnie między nogami i pośladkami, ja znów drżałam i zaciskałam dłonie w pięści. Gubiłam się w doznaniach, czując równocześnie, jak bardzo skupiony jest na tych czynnościach. Jakby wczuł się we mnie i odczytywał z reakcji mojego ciała to, co sprawia mi największą przyjemność.
Rób to – błagałam w myślach, ale nie odważyłam się powiedzieć na głos. – Rób wszystko i nie przerywaj!
Wsunął we mnie palce i to było jeszcze przyjemniejsze.
– Obróć się i połóż się na plecy.
Znów polecenie, którym wyrwał mnie ze skupienia na tym, co działo się w moim wnętrzu. Wykonałam i to i aż podskoczyłam, gdy wycisnął lubrykant wprost na mój brzuch.
– Spokojnie – uśmiechnął się, a mnie zalała fala szczęścia.
Po raz kolejny dotarło do mnie, że to się dzieje naprawdę. Nie w mojej głowie, ale w łóżku. Prowizorycznym i w piwnicy, ale będącym w tej chwili najważniejszym punktem mojego życia.
Zacisnął dłonie na piersiach, ja jęknęłam, bo nie tylko pośladki zaskoczyły mnie wrażliwością. Nie zdążyłam się tym zachwycić, bo przygniótł mnie sobą i pocałował, a we mnie wybuchł pożar i oddałam pocałunek. Mocno, mokro, lecz wciąż mi było mało.
I wtedy poczułam, że zbliża się chwila, gdy to zrobi. Przygotowywał się do wejścia we mnie, na co moje ciało zareagowało odruchowo, tężejąc.
– Boisz się – mruknął z lekkim uśmiechem.
Oczy mu błyszczały, miał spuchnięte wargi i był tak nierealnie wręcz piękny.
– Tak – szepnęłam, nie widząc powodu, by to ukrywać.
– Nie wejdę w ciebie, dopóki sama mnie o to nie poprosisz. Wierzysz mi?
Kiwnęłam twierdząco głową, ale czułam czubek penisa w sobie i nie potrafiłam się nie bać. Chyba to wyczuł.
I nagle podniósł się i obniżył tak, że miał twarz między moimi nogami. Uniosłam się na łokciach, by zaprotestować, bo nie byłam na to gotowa. Nim znalazłam słowa, on pocałował mnie tam, więc tylko krzyknęłam. Czułam jego język i wargi, w końcu również i palce. Czułam tak dużo naraz, że nim zauważyłam, że podniecenie ciągnie mnie w górę, wciągnęło mnie w przepaść, w którą wpadłam z jękiem, ten zmienił się w krzyk i w walkę o oddech.
– Skłamałem – poczułam jego usta na moich i penisa wewnątrz.
I gdzie ten wielki i straszny moment? Ból i osławione cierpienie? Pieprzenie i tyle.
– To dobrze – mruknęłam, przyciągając go do siebie, by znów mnie pocałował.
Ale nie całował, więc patrzyłam tylko na jego piękną twarz, rozluźnioną, zamknięte oczy i rozchylone usta. I skurcz rozkoszy tuż przed tym, gdy z głuchym stęknięciem wbił się we mnie po raz ostatni i zamarł.
To było piękne – pomyślałam, czując jego szaleńczo walące w piersi serce, gdy na mnie opadł.
Chwilę później zsunął się, poruszył ustami, ale nie usłyszałam słów. A może to sobie wyobraziłam?
Spał, ja nie chciałam usnąć. Leżałam, patrzyłam i zapamiętywałam wszystko z detalami.
W końcu wstałam i cicho wyszłam z piwnicy. Nie zamykałam jej, bo już nie widziałam w tym sensu. Zrobiłam wszystko, co mogłam i umiałam, by dopomóc szczęściu. Teraz oddaję się w ręce losu. Będzie, co ma być… mamo.
Powoli weszłam po schodach i na piętro, w końcu do łazienki. Zamknęłam drzwi kabiny prysznicowej, odkręciłam wodę i aż pisnęłam, gdy zimne igiełki wody uderzyły w skórę. Chwilę później popłynęła już ciepła, ja rozluźniłam się i uniosłam twarz ku jej strumieniowi.
Czułam się inaczej, kobieco, bo już nie byłam tamtą dziewczyną. Byłam z siebie dumna, że nie cofnęłam się przed realizacją planu, choć był tak szalony i zakrawał na przestępstwo. Był przestępstwem, pewnie karalnym i podpadał pod masę paragrafów. Mimo to warto było zaryzykować. Dla tej chwili szczęścia w ramionach faceta, o którym miałam teraz wspomnienia, a nie tylko to, co wymyśliłam i sobie wymarzyłam.
Myłam się powolnymi ruchami, stwierdzając, że miałam dużo szczęścia, bo przecież mogłam na niego nie wpaść na stacji. Wystarczyło, by nie zachciało mu się kawy, bo nie wszedłby do bistro, tylko pojechałby w świat na wakacje. Ja zostałabym w czyś, czego nawet już nie próbowałam nazwać. I tak czekała mnie konfrontacja z rzeczywistością. Ale to później. Teraz wciąż tkwiłam w swojej słodkiej bańce.
Znów dziękowałam Bogu za to, że wszystko tak się potoczyło i że udało mi się nie stchórzyć. Zastanowiło mnie, czy to właśnie jest modlitwa. Nie modliłam się na co dzień, ale to, co działo się od chwili, gdy zakochałam się w Radku, chyba tym właśnie było. Prośbami słanymi do siły wyższej, czegoś większego ode mnie i mądrzejszego.
Umyłam włosy, okręciłam je ręcznikiem, drugim wytarłam skórę. Ręcznik był biały i tylko lekko docisnęłam frotę do podbrzusza, by i tam się osuszyć. Nie było krwi, w wyniku czego kolejny mit o utracie cnoty padł na ryj i kwiczał, okazując się wierutnym kłamstwem. Żadnej lejącej się krwi i właściwie można by uznać, że nie ma we mnie zmian, poza oczywiście tą we mnie, w mojej duszy i umyśle.
Zastanawiałam się, w co się ubrać. W coś ładnego i bardziej kobiecego, jak sukienka, a może w samą bieliznę? Tylko po co? Przecież zaraz pójdę do niego po seks. Po więcej tego, od czego zaczęła się ta znajomość i na czym miała się niestety skończyć.
Rozczesałam włosy i nałożyłam delikatny makijaż. Ledwie muśniecie rzęs tuszem i odrobina błyszczyku na usta. Ta potrzeba zaskoczyła mnie samą, bo dotąd się nie malowałam, ale nowa ja chciała tego, więc się z sobą nie kłóciłam. Była mądrzejsza, niż ta stara.
Korciło mnie, żeby jednak coś ubrać. Wybór padł na pończochy samonośne, bo je lubiłam, choć nie miałam dla kogo zakładać. Podobała mi się czarna koronka, którą teraz naciągnęłam na uda. Okręciłam się przed lustrem, stwierdzając, że wyglądam dobrze. Nawet bardzo! I tak inaczej. Jak kobieta. Tak, właśnie się nią stawałam.
Kiedyś tą parę pończoch dostałam od Ewki na urodziny. Nie przymierzałam ich nawet, nie widząc w tym sensu. Obejrzałam, pomacałam, po czym nawinęłam z powrotem na tekturkę i schowałam do opakowania. Nim wcisnęłam je do szuflady z bielizną, przyjrzałam się pięknej modelce, której zdjęcie ozdabiało opakowanie. Pomyślałam wtedy, że ja nigdy nie będę miała okazji, by pokazać się w nich komuś. Odłożyłam i zapomniałam. Teraz dziękowałam w duchu, że ich nie wyrzuciłam. Podobnie jak tabletki gwałtu, czekały na okazję, by być przydatne. Kto by pomyślał, że tak się to potoczy?
Owinięta w sam ręcznik i w pończochach, zeszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki butelkę soku pomarańczowego. Przed drzwiami piwniczki wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka.
Radek spał nadal. Przystanęłam przy łóżku na chwilę i znów mu się przyglądałam. Jego uroda nie mogłaby mi spowszednieć. Z resztą nie zdąży, nie będzie po temu czasu, więc i okazji.
Postawiłam picie na stoliczku obok łóżka i usiadłam w jego nogach. Serce waliło mi jak oszalałe. Musiałam się uspokoić. Oddychałam miarowo.
Zamknęłam oczy i oddychałam głęboko.
Rozdział 12
Nie taka diablica straszna jak ją malują
Budziłem się powoli.
Nadal znajdowałem się w piwnicy, co stwierdziłem, otwierając oczy. Z wolna wracałem do rzeczywistości.
Zobaczyłem nierówny sufit z betonowymi belkami, wyraźnie odznaczającymi się na jego powierzchni. A więc to nie był tylko erotyczny sen. I dobrze, bo poczułbym zawód. Holender, naprawdę nie chciałem, by to było tylko moją fantazją.
Wspomnienia wracały falami.
Obca dziewczyna, której coś strzeliło do głowy, w efekcie uprowadziła mnie, przywiązała do łóżka i zerżnęła. Chociaż nie do końca, bo choć ona to zainicjowała, to jakby nie było, to ja byłem stroną aktywną.
Ona, dziewczyna, której imienia nie pamiętałem, siedziała w nogach łóżka z zamkniętymi oczami. Była piękna i znów mnie zastanowiło, dlaczego nie zauważyłem tego wcześniej, przy pierwszym spotkaniu. Była naga, miała mokre włosy i… pończochy! Cholera, mój fetysz! Wiedziała o tym? Chyba nie, bo takich rzeczy nie pisałem na Facebooku nawet w rozmowach z kumplami.
Musiałem wydać jakiś dźwięk, bo uniosła powieki i spojrzała na mnie. Poczułem pełznące wzdłuż kręgosłupa ciarki, bo dawno, jeśli w ogóle, żadna z dziewczyn nie patrzyła tak na mnie. Przypomniał mi się tekst z filmu Avatar: „I see You”. Mówiąc, że widzę cię, to chyba mieli na myśli. Widziałem, że teraz i ona mnie widzi. Tak naprawdę i bardzo, jeśli w ogóle można tak powiedzieć.
– Jak się czujesz? – spytała.
– Dobrze – uśmiechnąłem się i znów zauważyłem zmianę w jej oczach.
Czy to możliwe, żebym aż tak jej się podobał? Przyjemne uczucie i z zaskoczeniem stwierdziłem, że i ona podoba mi się coraz bardziej. Coś się w niej zmieniło i zastanowiło mnie, czy to możliwe, by seks aż tak kogoś odmienił. I czy to był jej cel, czy coś jeszcze? Chce więcej? Oczekuje miłości? Chyba nie jest aż tak naiwna.
Dlaczego to zrobiła? I po co? Co chce tym osiągnąć? I czego chcę ja? Cholera, miałem mętlik w głowie!
– Dlaczego to robisz? – zapytałem.
– Chce ci się pić? – odpowiedziała pytaniem.
– Tak – potwierdziłem, czując suchość w ustach.
Podeszła do mnie na czworaka i zawisła nade mną, sięgając, by wziąć coś ze stolika. Jej pierś znalazła się przy mojej twarzy. Uniosłem głowę, ale umknęła mi poza zasięg ust, nim udało mi się ją dosięgnąć wargami. Znów nie mogłem oderwać oczu od jej piersi.
– Usiądź – poprosiła z uśmiechem, zauważywszy reakcję mojego ciała. Podnieciłem się.
Usiadłem, opierając się o twardy zagłówek, a ona na mnie okrakiem, tuż nad kolanami. Trzymała butelkę z sokiem, a ja gładziłem palcami jej uda przez cienki nylon pończoch. Nie myślałem o piciu i przełykałem je po prostu, czekając na to, co zrobi. Podała mi picie do ust, ale odebrałem jej butelkę, chcąc przejść do części dalszej. Rozlało się na łóżko i na mnie. Zniecierpliwiony odstawiłem butelkę na stolik. Chciałem ją przytulić, ale miała inny plan.
Obniżyła się, zlizując ze mnie sok. Z mojej piersi, brzucha i niżej. Czułem wrzenie w jądrach w oczekiwaniu na jej usta. Czy odważy się? Czy jest tak otwarta?
Zacisnęła dłoń u nasady penisa i patrzyła na niego, przedłużając oczekiwanie. Opanowałem odruch, by złapać ją za włosy i ponaglić do wzięcia go w usta. Polizała czubek językiem, a po chwili objęła wargami i possała. Jęknąłem, zaciskając dłonie w pięści. Brała go w usta coraz głębiej i śmielej, ssąc i drażniąc językiem. Jej wypięty tyłeczek, gdy pochyliła się nade mną, majaczył mi przez wpółprzymknięte powieki. Nie chciałem kończyć w jej ustach, chciałem skończyć w jej cipce, jak wcześniej.
– Chodź tutaj – pociągnąłem ją do góry.
– Źle to robię? – spytała, oblizując wargi.
– Nie, głupia – uśmiechnąłem się. – Za dobrze jak na nowicjuszkę.
Przyciągnąłem jej biodra do swoich.
– Mam się nabić? – rozbawiła mnie tym pytaniem.
– Nabij się – mruknąłem, przyglądając się, jak nieporadnie przymierza się do tego.
Złapałem ją za biodra i nakierowałem na siebie. Nie chciałem jej ponaglać, choć chciałem być już w środku. Powoli obniżała się, przyjmując mnie w śliskie, ciasne wnętrze. Patrzyła na moje usta rozszerzonymi oczami, w których wciąż widziałem strach przed bólem, ale bólu nie było. Było coś innego, co rozchyliło jej wargi, gdy nabrała haust powietrza. Nie mogłem opanować uśmiechu, na który odpowiedziała uśmiechem i znajomym mi już smutkiem w oczach. Uniosła się i opadła, najpierw mało płynnie, gwałtownie, ale po chwili już rytmem nadawanym przez ciało i rosnące podniecenie. Zarzuciła mi ramiona na szyję, przylegając do mnie piersiami. Czułem jej włosy na twarzy, oddech na szyi i twarde sutki ocierające się o mnie. Poruszała się coraz gwałtowniej i coraz głośniej jęczała. Słyszałem też swoje jęki, gdy z dłońmi na sprężystych pośladkach przyspieszałem jej ruchy. Krzyknęła i zamarła, drżąc. Ja też byłem blisko.
Złapałem ją w pasie i nie wychodząc z niej, przewróciłem na plecy. Byłem na niej i w niej. Ona znów na mnie patrzyła i ponownie mi to nie przeszkadzało. Objąłem jej głowę dłońmi i całowałem ją mocno, penetrując językiem. Jęczałem, czując zbliżający się orgazm.
Nadszedł, przetoczył się przeze mnie, zaciskając mi powieki. Nieznajoma dziewczyna tak bardzo na mnie działała. Może właśnie dlatego, że nieznajoma? A może to chemia jej ciała idealnie współgrała z moją?
Położyłem się obok, patrząc na nią. Na jej zamknięte oczy, spuchnięte usta i rumieńce na policzkach i dekolcie. Jakim idiotą jestem, że nie dojrzałem tego wtedy, gdy spotkaliśmy się na neutralnym gruncie? Ale gdyby tak się stało, czy byłoby równie intensywnie? I czy chciałem ciągu dalszego?
Po pewnym czasie, stwierdziłem, że coś w otoczeniu się zmieniło. To były drzwi. Były otwarte! Dlaczego?
– Nie zamknęłaś drzwi – stwierdziłem fakt. – Dlaczego?
– Bo nie chcę już tego robić – odparła cicho, nie otwierając oczu.
– Czego?! – Nie rozumiałem. – Seksu?!
Poczułem napływającą złość i rozczarowanie.
– Nie – zaprzeczyła sennie. – Nie chcę cię już więzić. To było głupie z mojej strony. Przepraszam.
– Chodź tu – przygarnąłem ją do siebie.
Nie chciałem jej mówić, że dotąd seks nie smakował mi tak wspaniale, jak tutaj z nią. W tej niewielkiej piwniczce, z całą towarzyszącą mi niepewnością i dreszczem nieznanego.
Przytuliła się ufnie. Leżeliśmy w ciszy, a w mojej głowie szalały myśli.
Co teraz? Mam wyjść, czy zostać? Jeśli wyjdę, to co wtedy? Jechać na tych kilkanaście dni wakacji samemu?
Nie czułem się dobrze z myślą, że wyjdę stąd i już jej nie zobaczę. Ale właściwie dlaczego miałbym jej już nie widzieć? Ona zaczęła i to w nie byle jaki sposób. Przykuła moją uwagę i puszcza wolno. Dała wybór i nie powiedziała, że chce czegoś poza seksem.
Usnęła tym razem ona, ja nie chciałem spać. Wstałem, zgarnąłem swoje ubrania i wyszedłem. Omal nie roześmiałem się na głos, gdy okazało się, że elektryczny zamek nie był zamkiem. Wyglądało, że to zwykły elektroniczny regulator temperatury. Prawie identyczny, jak w moim pokoju w rodzinnym domu. Sprytna z niej dupa! Teraz dodatkowo poczułem podziw.
***
Obudziłam się w pustym łóżku. Sama, samotna i porzucona. Drzwi komórki były uchylone.
Czyli jednak wyszedł, korzystając z możliwości ucieczki. Ale przecież od początku wiedziałam, że tak właśnie będzie. Nie oczekiwałam więcej i przygotowywałam się na tą chwilę. Ale miałam nadzieję, że ona przyjdzie później, a może w ogóle. Czego oczekiwałam?!
Jest przecież jasne jak słońce, że taki facet ma ciekawsze zajęcia, niż rżnięcie się z obcą, natarczywą laską w jakiejś piwnicy. Co ja idiotka sobie myślałam?! Że zakocha się we mnie?
No tak. Tak właśnie marzyłam. Cudowny seks i… żyli długo i kurwa szczęśliwie.
Niestety, takie rzeczy dzieją się wyłącznie w filmach.
Usiadłam na łóżku i próbowałam się pozbierać. Rozczarowanie skręciło mi żołądek, łzy napłynęły do oczu.
Nie rozpłaczę się! Przeżyłam piękne chwile i będę je dopieszczać w głowie. Tak jak sobie obiecałam! Będzie dobrze i tyle wystarczy, nie musi być idealnie.
Wstałam i weszłam po schodach. Jego plecaka przy drzwiach już nie było, więc wyszedł. Resztka nadziei umarła. Gorycz rozczarowania znów zacisnęła mi gardło.
Powlokłam się na górę do łazienki. Popłaczę sobie pod prysznicem.
Otworzyłam drzwi łazienki i zamarłam.
Radek stał przed lustrem z ręcznikiem obwiniętym wokół bioder. Z włosów kapała mu woda i właśnie je czesał moją zieloną szczotką. Zachwycił mnie swoją doskonałością i tym, że tu był. Nie wyszedł jednak bez słowa!
– Wolę udogodnienia cywilizacyjne – uśmiechnął się do mnie, a pode mną ugięły się kolana. – Nie obraź się, ale ta miska i prysznic, który zmontowałaś, to nie dla mnie. Może w plenerze, ale nie wtedy, gdy mogę skorzystać z udogodnień cywilizacji. Prysznic wolny – wskazał ruchem głowy kabinę.
Jakbym się miała ruszyć. Jakbym potrafiła!
Minął mnie w drzwiach i zbiegł po schodach na dół. Dopiero wtedy wypuściłam powietrze z płuc. Nieźle musiałam wyglądać, tak na wdechu.
Wparowałam pod prysznic, zapominając o zdjęciu pończoch. Mokre ściągałam z siebie jedną ręką, drugą się mydląc. Spłukałam pianę i owijając się w drodze ręcznikiem, boso popędziłam na dół. Po drodze zerknęłam jeszcze tylko w lustro, stwierdzając, że makijaż jako tako przetrwał.
Radek stał przy kuchence, mieszając potrawę, pod garnkiem palił się mały płomień.
– Teraz mogę zjeść – mruknął, zakręcając gaz i obracając się do mnie z garnkiem w ręce. – Chociaż, jak tak na ciebie patrzę…
Znów mnie obezwładnił uśmiechem.
Oddychać!
– Podasz talerze? – postawił garnek na ściereczce na blacie stołu.
Drżącymi dłońmi wyjęłam z szafki miseczki, z szuflady sztućce. Usiedliśmy przy stole naprzeciwko siebie. Wiedziałam, że nie przełknę ani kęsa.
– Wariatka jesteś, wiesz? – przyglądał mi się, nabierając nalewką zupę.
Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa, chłonąc wszystkie emocje z wewnątrz siebie i jego obecność tutaj, tak blisko i w normalnej sytuacji. W miarę normalnej, ale przecież został tu z własnej woli.
– Powiesz coś? – domagał się odpowiedzi.
– Tak – stęknęłam zduszonym głosem, ale przynajmniej udało mi się udowodnić, że słyszałam pytanie.
– Ok. To może ja będę mówił. – Uśmiechnął się, podając mi łyżkę.
Znów nie zareagowałam i tylko schowałam dłonie pod blatem. Wolałam trzymać je poza zasięgiem jego oczu, bo tak mi się trzęsły. Trzęsłam się cała i miałam nadzieję, że tego nie widzi.
– Masz jakieś plany na ten tydzień? – odłożył łyżkę i czekał na odpowiedź.
– Nie mam. – Znów niewiele udało mi się wykrztusić, przez zaciśnięte gardło.
– To pojedźmy gdzieś – zaproponował. – Co ty na to? Ja już jestem spakowany. Szkoda by było marnować tak pięknie rozpoczęty tydzień.
– Fajnie. – Tyle było mojej odpowiedzi i teraz już całą mną telepało.
– Zimno ci? – uśmiechnął się.
– Wręcz przeciwnie – zaprzeczyłam, wstając i podeszłam do niego. Odwinęłam brzeg ręcznika i zrzuciłam go na podłogę. – Aż za ciepło.
Odsunął się z krzesłem od stołu, a ja usiadłam na nim okrakiem, wplatając dłoń w jego włosy, zmuszając tym samym, by odchylił głowę. Patrzyłam w niebieskie oczy i na lekko uniesione kąciki ust. Uśmiechał się i nie wyglądało na to, że chce uciec i że się mnie boi.
Dziękuję, Boże – szepnęłam w głowie, pochylając się i całując go.
Nie wydaje mi się, żebym mogła nasycić się tymi ustami, tym ciałem, tym facetem.
– Moja amazonka – wymruczał, odrywając się ode mnie, łapiąc za pośladki i dociskając do siebie. – Musisz mi przypomnieć swoje imię.
– Potem.
W brzuchu czułam motyle, a niżej ogień.
Zalewało mnie szczęście i pewność, że będzie dobrze.
Zostaw Komentarz