Getting your Trinity Audio player ready...
|
Rozdział 16
Co z oczu, to z serca
– Przejdę się po lesie – sapnęłam w końcu, czując potrzebę pobycia samej i przetrawienia tego, czego się dowiedziałam.
– To weź koszyk i nazbieraj przy okazji jagód. – Babcia podała mi wiklinowy koszyczek. – Zrobię ci kluski na parze. Na słodko.
Poszłam więc z chaosem w głowie. Odprowadziły mnie dźwięki arii operowej, która popłynęła z odtwarzacza kompaktowego. To był sprzęt, który kupiliśmy babci w prezencie urodzinowym kilka lat temu, na widok którego oczy babci zabłysły i wiedzieliśmy, że świetnie trafiliśmy z podarkiem. Do kompletu dostała plik płyt CD, które razem z mamą kupiłyśmy w Internecie.
Szłam w kierunku lasu, z niewielkim plecaczkiem, który odruchowo zarzuciłam na ramię.
Babcia stwierdziła z pewnością siebie, że mama przerwała zaczarowany krąg nieszczęścia kobiet w naszej rodzinie. Ja byłam potwierdzeniem i jak to babcia ładnie ujęła, gdy usłyszała moją opowieść, głaz spadł jej z serca. Chciałam ją dopytać o dziadka i wiedziałam, że pewnie wkrótce to zrobię, bo miałyśmy przed sobą najbliższe trzy tygodnie. I jak to było z dziadkiem i mężczyzną, o którego nie walczyła, lecz wybrała bezpieczne małżeństwo?
Najpierw jednak musiałam przyswoić informacje, które właśnie zdobyłam. Czułam się, jakbym miała wybuchnąć od nadmiarów, a para chciała mi pójść uszami. Posmarowałam się więc babciną maścią przeciw komarom i z koszykiem przewieszonym na ramieniu, poszam w kierunku pobliskiego lasu, który wskazała mi babcia. To tam miałam znaleźć jagody, a może i jeżyny i borówki. Uwielbiałam ich smak i wiedziałam, że ulegnę i nim pierwszy owoc wyląduje w koszyku, najpierw spora porcja trafi wprost do mojego brzucha.
***
Dojechałem do końca drogi asfaltowej i jechałem dalej w miejsce, wskazane mi przez nawigację. Gdy na ekranie wyskoczyła informacja, że jestem prawie u celu, zaparkowałem i wyłączyłem silnik. Wziąłem z sobą plecak, sprawdzając czy w bocznej kieszeni tkwi mała buteleczka, kupionego w Katowicach soczku i coraz bardziej podekscytowany, poszedłem w kierunku niewielkiej chałupy.
Gdy dochodziłem do zabudowań, dobiegły mnie dźwięki muzyki. Ostatniej, jaką spodziewałbym się tutaj usłyszeć. Aria operowa, której akompaniamował drugi, trochę fałszujący głos kobiety. W końcu dołączyło do nich ujadanie psa, a ten szczekał, z łbem przytkniętym do szczelin w ogrodzeniu.
Podszedłem do furtki i przystanąłem, na darmo szukając dzwonka, by móc zadzwonić, jak miałoby to miejsce w mieście. Z resztą nie musiałem, bo pies dzielnie oznajmiał moją obecność.
– Kogo Bóg prowadzi? – usłyszałem głos, dobiegający mnie od strony schodów prowadzących do domu.
Pies ucichł, nie zaalarmowany niepokojem właścicielki. Przysiadł na zadzie i zamiatał ogonem ziemię, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
– Dzień dobry, jestem Radek i szukam Majki – odparłem z uśmiechem, kłaniając się na powitanie. – Ponoć do pani przyjechała.
Nie dodawałem, że wiem to z nielegalnego źródła, jakim był monitoring jej telefonu.
– Tak, jest tutaj – potwierdziła starsza kobieta, bacznie mi się przyglądając.
Nie wyglądała na podejrzliwą, raczej rozbawioną moim przyjazdem. Obserwowała mnie tak przenikliwym wzrokiem, że gdybym wierzył w gusła, pomyślałbym, że jest czarownicą. Pomyślałem, że to pewnie cecha rodzinna kobiet w rodzinie Majki. Podobnie patrzyła na mnie jej mama. Jakby widziała więcej i nawet nie było sensu, bym kłamał, bo od razu wiedziałyby o tym.
– Poszła na jagody do lasu – mówiła dalej, mnie zalała ulga, że los mi sprzyja i nie muszę wyciągać tych informacji podstępem. – Chcesz do niej iść?
– Bardzo – przyznałem prostolinijnie.
– To idź utwardzoną ścieżką w tamtą stronę – wskazała kierunek, ja odruchowo spojrzałem na pobliski las. – Powinieneś dostrzec ją z łatwością, bo ma na sobie żółtą bluzkę, chociaż radziłam jej, by zmieniła ją na inny kolor. Żółty przyciąga owady, ale Majka to uparciuch i nie chciała się przebrać.
Uparciuch? Coś o tym wiedziałem. Uczucie ekscytacji, czy raczej radości ukłuło mnie po jej ostatnich słowach.
– Dziękuję – skłoniłem się ponownie, powstrzymując się, żeby nie pobiec w tamtym kierunku. – I tylko proszę się nie dziwić, gdyby Majka nie wróciła dzisiaj do pani.
Poczułem się w obowiązku, by to dodać, choć starsza pani mogła się tym co najmniej zaniepokoić. Czekałem na jej pytania, ale ona uśmiechnęła się tylko tajemniczo, mrugnęła do mnie okiem i powiedziała:
– Idź i rób to, po co tu przyjechałeś.
Po tych słowach odwróciła się, a po chwili zniknęła w drzwiach domu.
Przez dłuższą chwilę stałem osłupiały, tak zaskoczyła mnie ta odpowiedź. Stwierdziłem, że pomyślę o tym później. Teraz nadszedł czas, bym zaczął to, po co tu przyjechałem!
***
Szłam powoli pomiędzy drzewami, starając się przyglądać temu, po czym stąpam. Miałam nazbierać jagód, a tymczasem w głowie szalało tornado, odciągając od nich moje myśli.
Sięgnęłam do plecaka, wyjęłam z niego telefon i słuchawki bezprzewodowe. Postanowiłam posłuchać podcastu, by zresetować się choć odrobinę. Czegoś, co pozwoli mi oderwać się na chwilę, nim spróbuję ogarnąć to, co działo mi się w głowie.
Chciałam włączyć podcast Okuniewskiej, bo nikt tak pięknie nie klął, jak ona, w dodatku mówiąc o banałach, z których składa się nasze życie. Lubiłam jej kojący głos i uśmiech, którym był nasiąknięty.
Otworzyłam aplikację Spotify, a w ucho włożyłam jedną ze słuchawek bezprzewodowych, by nie tracić czujności i słyszeć choć na jedno ucho. Nie obawiałam się dzikich zwierząt, bo były na tyle mądre, by unikać człowieka, jako najgroźniejszego drapieżnika. Czas zagrożenia natrafieniem na lochę dzika z małymi już minął, a to przed tym tylko ostrzegała mnie babcia.
Zamiast w podcast, kliknęłam w ostatni odtwarzany utwór i w moim uchu zabrzmiała muzyka. Chciałam ją przełączyć, ale zawisłam z palcem nad ikonką pauzy, gdy do moich uszu doleciał tekst ulubionego wokalisty.
Przemieniła na wskroś
Wydrążyła mnie
Woda ognista z jęczmienia wydobyta pól
Traw meksykańskich garść przyprawiła mnie
O lot bez tchu
O stan na podobieństwo snu
Przystanęłam, spiorunowana celnością tekstu. Słowa wokalisty Piotra Roguckiego trafiały tak celnie, jakby napisał je dla mnie i śpiewał wprost do mojego serca. Włożyłam drugą słuchawkę do ucha, postanawiając nie myśleć o jagodach, mając je teraz w nosie, bo pochwyciła mnie piosenka i musiałam ją słyszeć dokładnie i zdecydowanie głośniej.
Wokalista śpiewał o tamtym momencie, gdy podpite i upalone trawą poszłyśmy z koleżankami oszpecić auto Radka. I tak, ja również czułam, jakbym była w stanie snu i traciłam oddech, a wszystko przez jednego faceta.
Jeszcze więcej znam
Jeszcze więcej ich znam
Zatruwają myśl, odbierają czas
Ale żadna z nich
Ale żadna jak ty
Nie olśniła mnie
Nie ujęła win
Muzyka płynęła, ja zamknęłam oczy, w pierwszym momencie nucąc tylko słowa, po chwili już je śpiewałam, w końcu coraz głośniej akompaniowałam wokaliście. Przez głowę przemknęła mi myśl, że to szalone i pokręcone, ale przecież byłam trochę szalona, a i śpiew w naszej rodzinie był czymś, na co pozwalała sobie i mama, choć nie przebiła w tym względzie babci, samorodnej i niespełnionej w tym względzie wokalistki operowej.
Natarczywa na wskroś
Nieznośna siła
Z jaką płynie
Z jaką ciśnie się przeze mnie mrok
Tak, mrok cisnął się przeze mnie i pozwoliłam mu na to w momencie, gdy porwało mnie uczucie do Radka. Nieznośną siłą była chora miłość do niego i to, do czego mnie popchnęła, a ja poddałam się temu.
Niebezpieczne i ciemne
Moje wędrówki po piekle
Splątane drogi przez noc
Nie wydostanę się stąd
Chyba że ty, chyba że ty
Chyba że podasz mi dłoń
Śpiewałam, wyobrażając sobie, że Radek wyciąga do mnie ręce i czeka, bym wpadła w jego ramiona. Muzyka podsycała wyobraźnię, która podsyłała coraz to nowe obrazy, ja tonęłam w ich pięknie i marzyłam. Jak zwykle i przez wiele ostatnich miesięcy. Teraz znów byłam z dala od niego i jedyne, o czym marzyłam, były jego silne ramiona i to, by mnie objął, a później pocałował.
I wtedy poczułam czyjś dotyk na dłoni, więc odruchowo otworzyłam oczy i nim zdążyłam się wystraszyć, zapowietrzyłam się, widząc twarz Radka. Wpatrzonego we mnie z szeroko otwartymi oczami, w których lśniła masa niewypowiedzianych słów. Wolną ręką sięgnęłam do uszu i wyciągnęłam z nich kolejno słuchawki i zacisnęłam je w dłoni.
– Radek?! – pisnęłam, zastanawiając się, czy widzę go naprawdę, czy może oszalałam już doszczętnie.
– No cześć – mruknął, uśmiechając się przy tym tak, że aż ugięły się pode mną kolana.
Rozdział 17
Im kot starszy, tym ogon twardszy
Szedłem we wskazanym kierunku, rozglądając się uważnie wokoło i szukałem wzrokiem żółtej koszulki. Trochę niepewnie czułem się, idąc przez las, bo dawno nie byłem w takim miejscu. Nie bałem się, choć nie wiem, co bym zrobił, gdyby wyskoczył na mnie na przykład dziki niedźwiedź.
– Niedźwiedź? – sarknąłem, przypominając sobie, że to rzadko występujący w Polsce gatunek. Ponad sto osobników i zdecydowanie nie zamieszkujących płaskich terenów. – Prędzej żmija, albo dzik.
Niestety, na co dzień nie mam kontaktu ze zwierzętami, nigdy nie miałem psa, ani kota i po prostu nie rozumiałem kontaktu człowieka z innymi stworzeniami, więc zwyczajnie obawiałem się ich. Na przykład bezpańskiego psa, wałęsającego się samotnie w okolicy. Nie byłem przygotowany na kontakt z nim.
Myśli o czekających mnie potencjalnych zagrożeniach urwały się, gdy z oddali dobiegł mnie śpiew.
– Co takiego? – przystanąłem, nasłuchując, skąd dobiega głos.
Czyżby to ona śpiewała? Jej babcia też to robiła, gdy przyszedłem pod dom, szukając Majki. Rodzinne zamiłowanie? Tylko dlaczego w lesie? Czym jeszcze zaskoczy mnie ta dziewczyna?
Zmierzałem w kierunku śpiewu, dobiegającego z oddali. Zobaczyłem między drzewami żółtą plamę i doszedłem do wniosku, że to musi być Majka. W brzuchu rosła ekscytacja i podniecenie, bo wiedziałem, że zaraz ją zobaczę i już byłem ciekaw jej reakcji. Nie chciałem jej przestraszyć, ale zaskoczyć. Czy ucieszy się, czy stwierdzi, że jestem szajbnięty, bo za nią przyjechałem?
A może się wkurzy, bo chciała zaznać ciszy i spokoju z dala od ludzi?
Ciszy i spokoju? I dlatego tak pieje? Jasne.
Obawy opadły mnie, niczym stado ptaków, ale postanowiłem je zbagatelizować. Nie będę się tym teraz przejmował i, co przyznałem z podziwem, zrobiłem to pod wpływem Majki. Ona miała gdzieś konsekwencje, gdy uprowadziła mnie, odurzając narkotykiem. Pokazała mi tabletki, których użyła i widziałem wtedy w jej oczach obawę, ale i dumę z tego, że potrafiła się porwać na coś tak szalonego. Dlaczego miałbym być mniej zdeterminowany niż ona? Majka to zaczęła i odpaliła tym samym lont. Teraz moja kolej i wiedziałem, że nie tylko nie cofnę się przed realizacją pomysłu, ale byłem też usprawiedliwiony i mogłem działać śmielej, niż miałoby to miejsce w przypadku każdej innej dziewczyny.
Podchodząc, zacząłem rozróżniać słowa i wersy piosenki. Poczułem zaskoczenie i ukłucie podziwu, bo głos Majki był czysty i pełen… czego? Ognia? Dokładnie!
Śpiewała czysto i głośno, z pasją, która brzmiała w wydostających się z jej ust słowach.
Niebezpieczne i ciemne
Moje wędrówki po piekle
Poznałem ten utwór i znałem piosenkę, bo to był mój ulubiony polski zespół rockowy Coma. Płyta genialna i poznana właściwie na pamięć, rozebrana na czynniki proste i przeanalizowana pod kątem dźwięków i ukrytych w słowach symboli.
Teraz śpiewała je dziewczyna, przed którą stanąłem, zatrzymując się ledwie na metr i chłonąc wibracje, które rozchodziły się w moim ciele. W ciszy lasu, brzmiała donośnie, ale nie to zaskoczyło mnie najmocniej. Najintensywniej odbierałem radość, że mam ją tutaj, blisko i tylko dla siebie.
Stała na lekko rozstawionych nogach, z uniesioną głową i w natchnieniu wyrzucała z siebie kolejne linijki z taką pasją malującą się na twarzy, jakby przeżywała każdy wers piosenki z równą mocą, jaką widziałem na twarzy Piotra Roguckiego, gdy ten śpiewał na koncercie.
Chyba że ty, chyba że ty
Chyba że podasz mi dłoń.
I wtedy nie wytrzymałem i sięgnąłem właśnie po jej dłoń i wydało mi się to bardzo symboliczne. Wokalista śpiewał o miłości, która pomaga mu umknąć z piekła życia, ja zapragnąłem zagarnąć Majkę dla siebie i zrobiłem to, patrząc, jak zastyga w bezruchu.
Otworzyła ogromne oczy, te utkwiła we mnie, usta rozchyliła, wciągając gwałtownie powietrze. Przez dłuższą chwilę stała w bezruchu i miałem wrażenie, że przestała oddychać.
– Cześć – rzuciłem z uśmiechem i czekałem, co powie, lub zrobi.
– Radek? – wyszeptała, a jej wzrok nerwowo błądził po mojej twarzy.
Chyba nie wierzyła w to, co widzi, czym mnie dodatkowo rozbawiła. Sięgnęła do uszu i szybkim ruchem wyciągnęła z nich słuchawki.
– A oczekiwałaś kogoś innego? – zapytałem, kciukiem masując wnętrze jej dłoni.
– Nie oczekiwałam… – zaczęła, ale urwała, a oczy przymknęły się, gdy przesunąłem dłoń wyżej na jej nadgarstek i to na nim kreśliłem kółeczka.
Powtórzyłem gest, który wykonałem w jej kuchni podczas jednego ze wspólnych śniadań. Potem ssałem jej palce i zagłębienia między nimi, w końcu ją do siebie przyciągnąłem i posadziłem sobie na kolanach.
Widziałem, że już ta pieszczota zadziałała na nią i na mnie też, bo ciało przygotowywało się na ciąg dalszy. Wiedziałem jak jest wrażliwa, ale nie poświęciłem dotąd uwagi jej przedramionom, skupiając się na piersiach, cipce i pupie. To je właśnie całowałem podczas wspólnych zabaw, ewentualnie kark, bo ten też miała bardzo wrażliwy. I szyję, szczególnie po lewej stronie. Nawet porównałem ten punkt ponad jej obojczykiem do łechtaczki.
– Nie ucieka się ot tak, zostawiając faceta na głodzie – mówiąc to, przyciągnąłem ją do siebie, wplatając jej przy tym palce we włosy i pochylając się do rozchylonych warg.
Przylgnąłem ustami do ust, przyciskając ją do siebie tak, by poczuła, jak jestem podniecony.
– Ale… – szepnęła, odsuwając na chwilę głowę, jakby chciała o coś zapytać.
– Cicho bądź – mruknąłem, wpijając się w jej usta z mocą i czując zalewający mnie miks doznań.
Podniecenie mieszało się z ulgą, bo dotarło do mnie, jak bardzo za nią tęskniłem. Do tego dołączyła radość, bo wreszcie ją miałem w ramionach i tylko ubrania przeszkadzały i chciałem się ich pozbyć jak najszybciej.
Sięgnąłem do brzegu jej koszulki i pociągnąłem w górę, by zdjąć ją z Majki. Nie opierała się, lecz uniosła ramiona do góry, pozwalając ściągnąć ją sobie przez głowę. Kolejny był stanik i tu miałem problem, gdy nie znalazłem zapięcia na jej plecach. Odsunęła się odrobinę i rozsunęła suwak między piersiami, po chwili zrzuciła i ten łaszek na trawę za sobą.
Oddychała szybko, rumieńce zaczerwieniły jej policzki, a oczy błyszczały podnieceniem. Pochyliłem się i ująłem jeden z sutków w usta, possałem i przygryzłem, dłonią pieszcząc i drugą pierś. Jęknęła, a kolana ugięły się pod nią, w efekcie zachwiała się. Na to czekałem, układając ją na miękkim mchu i trawie, a po chwili leżałem już na niej. Plecak przeszkadzał, więc rzuciłem go na bok, skupiając się ponownie na jej ciele.
– Powinnaś ponieść karę, za zostawienie mnie w mieście po tym, co robiliśmy w piwnicy w twoim domu. I w twoim pokoju i na półpiętrze i w przedpokoju na parterze. – Między słowami całowałem jej usta, zjeżdżając wargami na szyję i pomiędzy piersi, sunąc w dół. – I w kuchni na blacie. I na każdym z krzeseł – mruczałem, między słowami kąsając miękką skórę przy pępku. – I pod prysznicem. Tam też mi się podobało.
Rozpiąłem jej spodenki i obniżyłem je razem z majtkami. Uniosła lekko biodra, więc zdjąłem je z jej nóg wraz z butami i wreszcie mogłem się napawać jej nagością.
Była piękna i fakt ten uderzył we mnie ponownie. Śliczna twarz i niewielkie rozchylone usta, oraz ogromne, wpatrzone we mnie oczy.
Klęczałem między jej udami, patrząc na nią z góry i przyglądałem się jej pobudzeniu. Uśmiechnąłem się, z satysfakcją rejestrując miks uczuć, który przetoczył się po jej twarzy. Znów zachwyt, po chwili błysk smutku, zmarszczenie brwi i radość, jakby właśnie coś ją olśniło. Czy właśnie dotarło do niej, że już mnie ma? Czy mnie to mierziło? Nie! Ani trochę!
Ściągnąłem koszulkę przez głowę, tę rzuciłem na trawę obok i sięgnąłem do zapięcia dżinsów. Rozpinałem je powoli, napawając się skupieniem jej oczu na tej czynności i tym, z jakim wysiłkiem przełknęła ślinę, gdy opuściłem je w dół.
Tak mała, czekałem na to. I na moment, gdy wreszcie wejdę w ciebie i będę ci przy tym patrzył w oczy tak długo, aż te się zacisną od nadmiaru przyjemności.
Widziałem masę niezadanych pytań, które musiały krążyć w jej umyśle, ale nie pozwoliłem, by je wyartykułowała, nie dając jej na to czasu.
– Przyjechałem po więcej – szepnąłem, pochylając się nad nią i naparłem penisem, patrząc jej przy tym w oczy.
– O kurwa – stęknęła, zaciskając powieki i szczęki, a po chwili jęknęła, gdy wbiłem się w nią do końca.
– Taki brzydkie słowa – mruknąłem w jej usta, obejmując dłońmi jej głowę i zacząłem się w niej powoli poruszać. – Ładnie mówisz brzydkie rzeczy.
I to było ostatnie, co zdołałem powiedzieć. Zagarnęła mnie przyjemność i skupienie na ciele, za którym tak tęskniło. Wsłuchiwałem się w jej jęki, którymi przyjmowała każde moje pchnięcie i przeciągły skowyt, gdy doszła pode mną w ekspresowym tempie. Kilka chwil później i ja eksplodowałem, ale nie dziwota, bo uczucie niepewności, radości i podekscytowania towarzyszyło mi od kilku godzin.
Przez dłuższą chwilę leżałem na niej, tkwiąc w jej wnętrzu i uspokajając oddech. Czułem jej dłonie na plecach i uda na biodrach, którymi mnie oplotła. Nadal milczała i trochę się wystraszyłem, że może byłem za gwałtowny. Uległa, bo tak ją zaskoczyłem, ale przecież to też było przyjemne i dało dodatkowy dreszczyk naszemu zbliżeniu.
– Cześć – szepnęła mi do ucha, w efekcie dreszcz rozszedł się po moim ciele i zanurkował w podbrzuszu. – Miło cię widzieć.
Zalała mnie ulga i radość. Głównie przez to, co planowałem, a czego nie była świadoma.
– Masz dosyć? – zapytałem, unosząc się na ramionach, zaglądając jej w oczy i czując, że mam ochotę na ciąg dalszy.
– Ani trochę – odparła, uśmiechając się błogo i przenosząc dłonie na moje pośladki, w które wbiła paznokcie, uszczypnęła mnie, chwilę późnij zanurkowała jedną pomiędzy nimi. – I tylko boję się, że pogryzą nas mrówki, albo inna leśna zwierzyna fruwająca.
– Mam je w dupie – mruknąłem, poruszając się w niej.
– Tutaj? – Potarła odbyt, ja w efekcie stęknąłem, czując piorunującą przyjemność, płynącą z tej pieszczoty.
Nie odpowiedziałem, lecz podźwignąłem się i uklęknąłem, pociągając ją, zarzucając sobie jej uda na ramiona. Było to odrobinę niewygodne, ale rekompensował to widok jej kołyszących się w takt ruchów piersi i wyraz wykrzywiającej twarz rozkoszy. Dociskałem jej uda ramieniem, drugą ręką sięgnąłem do jej podbrzusza i pieściłem palcami do momentu, gdy zaczęła głośno jęczeć.
Przez kolejne minuty słyszałem wyłącznie jęki, mlaskanie naszych podbrzuszy i swój głośny, coraz szybszy oddech.
– Przyjechałeś mnie puknąć? – zapytała sennym głosem, gdy wycieńczony zsunąłem się z niej i położyłem obok.
– Nie, to tak przy okazji – odparłem z uśmiechem, sięgając po plecak. – Przywiozłem ci twój ulubiony soczek, bo pomyślałem, ze na tym zadupiu pewnie go nie mają. Proszę. – Podałem jej małą buteleczkę z gęstym smoothi, odkręcając wcześniej zakrętkę. – Na zdrowie i smacznego.
Zmarszczyła brwi i przez dłuższą chwilę po prostu mnie obserwowała, jakby próbowała zrozumieć, co mną kierowało. W końcu powoli przekręciła się na bok i uniosła na przedramieniu, po czym usiadła i sięgnęła po butelkę.
– Dziękuję – powiedziała pełnym zaskoczenia głosem, po czym przytknęła szyjkę buteleczki do ust. – Pyszne! – sapnęła z rozkoszą, gdy w kilku łykach opróżniła plastik z zawartości. – Mój ulubiony!
– Wiem – odparłem z niewinną miną, wiedząc, że teraz pozostaje mi czekanie na efekt.
Rozdział 18
Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka
Obudziłam się.
Otworzyłam oczy, ale otaczała mnie jedynie ciemność. Nieprzenikniona, bo miałam na oczach opaskę. Nie rozpoznałam, z czego była wykonana. Szczelnie zakrywała czoło i sięgała mi do połowy nosa. Otaczała mnie cisza.
Starałam się poruszyć, lecz nie potrafiłam. Coś krępowało moje ruchy. Ręce miałam przywiązane nad głową po bokach… Do czego? Do łóżka?
Cholera! Jestem skrępowana! Nie kajdankami, bo to było coś miękkiego, nie wpijającego się w nadgarstki. Szarpanie się nie przyniosło żadnego efektu, a tylko zaczęły mnie boleć ramiona.
Krzyknęłam. Głos odbił się od ścian, częściowo niknął w miękkich powierzchniach. To musiał być pokój, może w pobliżu wisiały zasłony i to one wchłonęły część dźwięków? A może tylko mi się wydawało, bo przecież nie widziałam niczego. Zmysły się wyostrzyły, a słuch stał się bardziej wyczulony?
– Radek? – zaryzykowałam ciche pytanie, zawarte w jednym słowie.
To jego widziałam, gdy byłam w lesie. Kochaliśmy się, ale co działo się później?
Odpowiedziała mi cisza i zaczęłam się zastanawiać, się czy to jawa, czy sen. Może śpię, mam koszmar i zaraz się obudzę, a strach minie?
– Radek! – powtórzyłam, czując ogarniający mnie lęk i panikę, pełznącą wzdłuż kręgosłupa, zaciskającą się nerwowym węzełkiem w brzuchu.
Nasłuchiwałam jakichkolwiek odgłosów, ale nie docierały do mnie żadne. Prawie kompletna cisza, z której zaczęłam wyławiać pojedyncze odgłosy. Szum wody w rurach, co świadczyło o tym, że jestem w miejscu, w którym mieszkają ludzie. I przygłuszone głosy, jakby dobiegające zza grubej ściany. Jeśli zacznę krzyczeć, to może ktoś mnie usłyszy? A co, jeśli wtedy ten, kto mnie skrępował, zaknebluje mi usta, by uciszyć? Co wtedy?
I tu poczułam zaskoczenie, ponieważ zastanowił mnie zapach pomieszczenia. Przyjemny, z nutą perfum… Zaraz! Przecież to jego perfumy. Poznałam je.
Usłyszałam cichy odgłos, który zidentyfikowałam, jako ocieranie się materiału o miękki materiał. Chwilę później materac się pode mną ugiął, jakby ktoś usiadł obok, ale niezbyt blisko.
– Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.
Głos Radka zalał mnie powodzią uczuć. Ulgi i radości, bo to on był obok. Chwilę później przerażeniem, bo pomyślałam, że może chce się zemścić i będzie mnie przetrzymywał przywiązaną. Oczami wyobraźni widziałam też jego kolegów, którym mnie oddaje, by odegrać się za to, co zrobiłam mu w piwnicy. Ale przecież ja go nie skrzywdziłam, lecz przyprowadziłam dla siebie, a także szybko uwolniłam!
Zagryzłam wargi i milczałam, nie wiedząc o co zapytać. Inaczej, pytań miałam całą masę, ale nie potrafiłam ich z siebie wydusić, przez zaciśnięte z nerwów gardło.
Czy i on się tak właśnie czuł, tuż po przebudzeniu w piwnicy? Pewnie tak. Może nawet gorzej, bo przecież nie wiedział, kto i po co go porwał i przyprowadził i nawet nie miał podejrzeń.
– I jak ci się podoba, bycie bezwolną i zdaną na moją łaskę? – spytał cichym, niskim głosem i poczułam, że muska moją gołą nogę.
Wiódł palcami w górę, ale zatrzymał się, a ja nie wiedziałam, co właściwie czuję. Bałam się i to bardzo, ale równocześnie zaczęło się coś budzić tuż pod strachem, pod jego powierzchnią. To było podniecenie. Silne i w innym, nowym, nieznanym odcieniu.
Palce delikatnie ugniatały moje udo, po chwili ruszyły dalej w górę, docierając do brzegu spodenek. Nie rozebrał mnie, ale i ja mu tego wtedy nie zrobiłam, chociaż też nie zawiązałam mu przepaski na oczach.
Jęknęłam, gdy wsunął dłoń pod moją bieliznę i dotknął mnie w miejscu, które pulsowało coraz mocniejszym głodem.
– Nic nie powiesz? – szepnął mi do ucha, a po chwili pocałował brzeg małżowiny i niżej, najwrażliwsze miejsce na mojej szyi.
– Gdzie mnie zabrałeś? – jęknęłam, bo wreszcie udało mi się znaleźć w myślach konkretne pytanie. – Gdzie jestem?
– Na łóżku. Przyprowadziłem cię tutaj, by… Jak ty to ładnie ujęłaś? – Zamarł na chwilę, szukając słów. – Chcę się tobą najeść i nasycić – zacytował mnie i słyszałam, że się przy tym uśmiecha. – Chociaż to ty się najpierw najesz, gdy zerżnę cię w usta.
Chciałam powiedzieć, że chcę tego, ale zamknął mi usta pocałunkiem, wpychając w nie mocno język, jakby chciał dać przedsmak tego, co zrobi penisem.
Drżałam na całym ciele, zaciskając uda na jego dłoni i czułam, że jestem blisko orgazmu. Podsyconego strachem, zaskoczeniem i radością, że posunął się do czegoś tak szalonego.
Jęknęłam, wijąc się pod nim, ale przerwał, nie pozwalając mi dojść, po czym się odsunął.
– Co robisz? – zapytałam, choć nie liczyłam na jego odpowiedź.
Poczułam, że spełnia obietnicę i klęka nade mną, z kolanami po bokach mojego ciała. Drżałam na całym ciele w oczekiwaniu, bo takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, a scenariusza na pewno bym nie wymyśliła. Nie tego, że Radek zrobi to samo, co ja jemu i porwie mnie, po czym uwięzi. Zacisnęłam uda w nadziei, że to choć odrobinę zagłuszy głód w podbrzuszu.
Czekałam.
***
W lesie, tuż po seksie obserwowałem Majkę, rejestrując jej zachowanie. Byłem ciekaw, w jaki sposób i jak szybko zadziała tabletka, którą zabrałem z jej domu. Jedna z tych, które mi podała, by później zaprowadzić do swojej piwnicy. Na moją prośbę opisała mi wszystko ze szczegółami i już wtedy cichy głosik w głowie pisnął, że fajnie byłoby zrobić jej to samo. Wtedy go zignorowałem, nie widząc potrzeby, by uciekać się do czegoś tak zwariowanego.
Tymczasem teraz patrzyłem, jak dziewczyna przestaje kontaktować, choć fizycznie nie widziałem objawów działania narkotyku. Może poza spowolnieniem reakcji i zapatrzeniem się w dal przed sobą, jakby się zamyśliła. Nadeszła pora działania i tylko zastanawiałem się, jak ubrać osobę, która ze mną nie współpracuje.
– Załóż majtki – mówiąc to, podałem jej bieliznę, a ona grzecznie wzięła je ode mnie. – I spodenki – dodałem zszokowany tym, że wykonuje polecenia, niczym marionetka.
Czy ja zachowywałem się podobnie i szedłem za nią, niczym potulna owieczka? Przeraziło mnie to, bo w życiu bym nie pomyślał, że jedna tabletka aż tak może zmienić człowieka. W bezwolną istotę, robiącą to, czego się od niej zażąda.
– A teraz chodźmy. – Podałem jej dłoń, gdy ubrała stanik i koszulkę.
Podciągnąłem ją, w ostatnim odruchu podnosząc z trawy jej słuchawki i te schowałem do kieszeni.
Prowadziłem ją do samochodu, nerwowo spoglądając ku oknom w domu jej babci, gdy mijaliśmy go, idąc w kierunku drogi. Nie wyjrzała, choć nie śpiewała i nie zdziwiłbym się, gdyby nas obserwowała zza firanki. Ucieszyłem się, że zdecydowałem się ją uprzedzić o zabraniu Majki.
– Możesz się przespać – powiedziałem, odpalając silnik i pomknąłem w kierunku mojego mieszkania.
Teraz klęczałem ze stopami przy jej biodrach i kutasem, którego rozrywało podniecenie. Opierałem się przy tym o ścianę za zagłówkiem łóżka i analizowałem uczucia, płynące z poczucia władzy, jakie miałem nad tą niesamowitą dziewczyną. Nacisnąłem na penisa, nakierowując go na jej wargi, napierając lekko ciekaw, co zrobi. Uniosła głowę tyle, na ile pozwoliły jej na to rozciągnięte na boki ramiona i zassała go między wargi.
– Kurwa, dziewczyno! – stęknąłem, zaciskając powieki.
Chwilę później było po wszystkim, gdy zbyt silne bodźce i długie oczekiwanie, przeprowadziły mnie o krok za daleko. Zakrztusiła się, ale na szczęście tylko na sekundę. Nie wypuściła mnie z ust, lecz przełknęła spermę i dopiero wtedy opadła głową na poduszkę.
Ospale cofnąłem się i nacisnąłem kolanem na jej zaciśnięte uda. Opadłem z twarzą przy jej cipce, a w nozdrza uderzył zapach naszego seksu i ciepło jej ciała. Polizałem ją ostrożnie, bo nie smakowałem dotąd własnej spermy, a przecież niespełna trzy godziny temu skończyłem w niej, podczas zabawy w lesie. Przestałem myśleć o smaku w momencie, gdy ją polizałem, a Majka zaczęła napierać sobą na moje wargi. I ona musiała być mocno podniecona, bo nie trwało długo, gdy zaczęła coraz głośniej jęczeć, w końcu krzyknęła i tylko ciężko dyszała.
– Dosyć! – jęknęła, uciekając przed moimi ustami, czy raczej próbując, bo nie miała dużego pola manewru. – Bo oszaleję! Za dużo tego!
– Zaraz, zaraz – mruknąłem, podciągając się do góry i ocierając o nią coraz twardszym kutasem. – Słyszałem, że kobieta może mieć nieskończoną ilość orgazmów, więc mi tu nie ściemniaj.
– Może inne tak mają i potrafią, ale dla mnie to było za mocne, żeby mogła od razu…
I urwała, gdy powoli wcisnąłem się w nią, rozchylając jej tym samym usta, gdy brała w płuca haust powietrza.
Po kolejnym kwadransie opadłem na nią, w końcu zsunąłem się z jej spoconego ciała i sięgnąłem do przepaski, zakrywającej jej oczy. Mimo zdjęcia jej chusty, która posłużyła za osłonę widzenia, Majka nie otworzyła oczu i wyglądało, że usnęła. Oddychała powoli, spokojnie i widocznie mówiła prawdę o tym, że nie wytrzyma więcej.
Cóż, na mnie ta zabawa i porwanie jej, zadziałały równie mocno. Nie na tyle jednak, bym zostawił ją z ramionami w górze, bo pamiętałem ból i odrętwienie, które mi towarzyszyły, gdy przypięła mnie tak ona.
Rozwiązałem paski z dwóch moich szlafroków, których użyłem, po czym oplotłem ją udem i ramieniem, by po kolejnej minucie zapaść w sen. Nawet nie próbowałem walczyć z sennością. Z resztą byłem bez szans, bo ten po seksie z Majką prawie każdorazowo praktycznie odłączał mi świadomość. Jakby mi ktoś odcinał dopływ prądu.
Zostaw Komentarz