Chcesz już teraz przeczytać całość? Możesz, bo na wakacje przygotowałam prezent dla osób zapisujących się na mój newsletter.
Rozdział 15
Jak krawiec kraje, tak mu pałka staje
Doszedłem do połowy drogi, prowadzącej do mieszkania, starając się zrozumieć, co właściwie dzieje mi się w głowie. A działo się tyle, że omal nie wlazłem pod auto, gdy na czerwonym świetle wszedłem na przejście dla pieszych. Oburzony kierowca pojazdu zatrąbił, dając tym samym upust oburzeniu i przywołując mnie do rzeczywistości. Odebrałem to jako znak siły wyższej, że mam się ogarnąć, wyjąć jaja z kieszeni, zrobić w tył zwrot i wrócić do domu Majki.
– Przepraszam najmocniej! – zacząłem, gdy dotarłem pod ogrodzenie budynku, w którym zaczęła się moja niecodzienna przygoda.
Mama Majki wciąż robiła coś w ogrodzie, pochylona nad kwiatami w wielkich donicach, które usytuowane były przy wejściu do domu. Znów uderzyło mnie podobieństwo matki i córki, gdy podnosiła się z klęczek, otrzepując kolorowe rękawiczki, gdy zdejmowała je z dłoni. Odłożyła czerwone ochraniacze na trawę i otrzepała dłonie tym samym gestem, jak Majka, gdy strząsała z nich pestki papryki. Tyle, że ona robiła to ubrana w samą bieliznę, stojąc przy blacie w kuchni, tuż przed tym, jak przerwałem jej czynność gotowania. Później kochaliśmy się szybko, gdy dorwałem ją i posadziłem na blacie, zdjąłem z niej ubranie i lizałem do momentu, gdy doszła mi w ustach.
Na wspomnienie tamtej chwili i ciągu dalszego, które odłożyło w czasie skonsumowanie posiłku, podbrzusze zaczęło pulsować, chcąc powtórki i kontynuacji.
Patrząc, jak uśmiechnięta brunetka podchodzi do ogrodzenia, wiedziałem, że nie zostawię tak sprawy tego, co zaczęła Majka. Skręcało mnie z braku jej widoku. Chciałem i musiałem ją znaleźć i właśnie nastąpił moment, gdy zapadała we mnie ta decyzja.
– Witaj, Radku – zawołała kobieta, ja odruchowo posłałem jej uśmiech.
– Mam prośbę o numer telefonu Majki – poprosiłem, czując się po części jak palant.
Modliłem się przy tym w duchu, by mi nie odmówiła, bo wtedy bardzo utrudniłaby mi zadanie. I by nie zadała podstawowego pytania, dlaczego nie spytałem o numer ją samą.
W umyśle rodził się plan i czułem, że jest co najmniej tak szalony, jak ten, który powstał w głowie dziewczyny, która mnie opętała.
– Dobrze – powiedziała z uśmiechem, mi spadł kamień z serca i miałem wrażenie, że z takim hukiem, że zatrzęsło całą okolicą. – Zapisz sobie.
I podyktowała mi ciąg cyfr, który wbiłem w telefon, po czym podziękowałem i pożegnałem się pospiesznie.
– No mała – mruknąłem do siebie pod nosem, żwawym krokiem zmierzając do mieszkania. – Jak to mówią? Nosili wilk razy kilka, ponieśli i wilka.
Wracałem, bacznie obserwując przejścia dla pieszych. Byłoby głupio, gdybym wpadł teraz pod auto. Miałem plan i przemożną potrzebę, jego szybkiej realizacji.
– To piłeczka po mojej stronie i obiecuję ci, że nie poczujesz się zawiedziona. – Z tymi słowy wszedłem do klatki schodowej kamienicy i aż się wyprostowałem, czując moc i ekscytację tym, co miałem zamiar zrobić.
W mieszkaniu pakowałem rzeczy do niewielkiego plecaka, w międzyczasie wybierając numer kumpla. Pracował w firmie telekomunikacyjnej, ale rozwijał też własną działalność i łączyły nas wspólne interesy.
– Cześć, Bartek – rzuciłem do bezprzewodowej słuchawki, tkwiącej mi w uchu, a równocześnie wyjąłem niewielki sok z lodówki.
Kupiłem go w Żabce z myślą o Majce, nie rozumiejąc wtedy, po co to robię. Niewielki szot witaminowy o smaku mango, słodki i gęsty, jej ulubiony.
– No siema – odpowiedział zwyczajowym powitaniem. – Co tam słychać?
– Wszyscy zdrowi – odpowiedziałem jak zwykle, wkładając butelkę z sokiem do zewnętrznej kieszeni plecaka. – Mam interes do ciebie, ale nie do końca legalny. Muszę namierzyć aparat telefoniczny. Pomożesz?
– No ba! – zaśmiał się w odpowiedzi. – Tylko powiedz, czy nie będę tym samym uczestniczył w przestępstwie.
– Chodzi o dziewczynę – odparłem wymijająco, pomijając fakt, że tak naprawdę, to złamię prawo, ale tylko taki pomysł przyszedł mi właśnie do głowy.
– Ty i dziewczyna? – W jego głosie słyszałem życzliwe rozbawienie, połączone ze zdziwieniem, bo dotąd uważał mnie za zatwardziałego singla. – Nie pytam. Podeślij numer i daj mi pół godziny.
– Dzięki – rzuciłem i przerwałem połączenie.
Jechałem autem w wyznaczonym przez GPS kierunku, w brzuchu czując radosne bulgotanie, a poniżej coraz większe napięcie. Czekało na mnie nieznane i cieszyłem się na to, jak szczeniak.
***
– Mama w twoim wieku była śliczna, jak ty, ale zupełnie niezainteresowana chłopakami – babcia mówiła, patrząc w dal przez okno, a jej wzrok stracił ostrość, gdy odpłynęła we wspomnienia. – Chłopaki ze wsi i okolicznego miasteczka pałętały się tutaj, jak psy koło świeżej szynki. Ale żaden jej się nie podobał, a ona marzyła o tym, żeby wyjechać do miasta i tam studiować. Była zdolna i dobrze się uczyła, więc bez problemu dostała się do katowickiej szkoły wyższej. Otrzymała stypendium i wystarała się o akademik. I zakochała się – westchnęła, z błogim uśmiechem, kręcąc przy tym głową. – Ale o tym dowiedziałam się dużo później.
Babcia przerwała opowieść, po czym wstała i nastawiła czajnik z wodą.
– Napijesz się herbaty? – zapytała, sięgając po kubek z wizerunkiem kota, ja aż sapnęłam, bo chciałam, by mówiła dalej. – A może wolisz wodę z cytryną i miętą? Zrobić ci twoją ulubioną lemoniadę?
– Lemoniadę, poproszę – odparłam szybko, a w gardle poczułam suchość, bo zapomniałam o piciu.
Woda ze studni, zimna i krystalicznie czysta, do tego sok z pigwy, którą babcia hodowała w ogrodzie, stanowiły składniki babcinego, letniego napoju doskonałego. I ten smak pamiętałam z dzieciństwa, gdy po zabawie na dworze, babcia stawiała na stole pękaty dzbanek z napojem, a ja przyklejałam się do pełnej napoju szklanki i osuszałam ją w kilku haustach.
– Mama pracowała jako szwaczka w salonie strojów ślubnych w Katowicach. Od dziecka lubiła modę i dziergała na szydełku, później szyła ręcznie ubrania. – Babcia podjęła opowieść, wsypując do kubka susz ziół, a do dzbanka wlała wodę z kranu i sięgnęła po szklankę stojącą w kredensie. – Gdy udało jej się uzbierać pieniądze na zakup pierwszej, używanej maszyny do szycia, spędzała każdą wolną chwilę na tym zajęciu. Zdolna z niej była dziewucha – przyznała z dumą w głosie. – Szybko znalazła pracę, bo i ładna i miła, a przede wszystkim utalentowana.
Na chwilę straciłam babcię z oczu, gdy szurając kapciami, podreptała do przylegającej do kuchni spiżarni. Zniknęła w niej, a ja słyszałam przesuwanie przedmiotów na półkach, w końcu wróciła ze słoikiem w dłoni.
– Otwórz to, dziecko – podsunęła mi słoik, na którym naklejony był kawałek plastra, a na nim widniało pojedyncze słowo „pigwa”. – Palce mam słabe, tobie pójdzie sprawniej.
Odkręciłam słoik, po czym oblizałam gęste krople syropu z palców, gdy kilka wypłynęło poza jego brzeg. Były kwaskowe i słodkie. Przepyszne.
– No i przyjmowała kobiety i mężczyzn, dopasowywała gorsety i suknie, w końcu przyuczyła się też do robienia poprawek garniturów męskich. – Ciągnęła opowieść, wychylając się przy tym przez okno i urywając kilka listków wysoko rosnącej mięty.
Pomyślałam, że sprytna z niej kobieta i że też chciałabym kiedyś mieszkać poza miastem, uprawiać swoje grządki i mieć zioła za oknem. Jak ona. Ale to kiedyś, bo teraz inne pragnienia zdominowały mój świat i umysł.
– Pamiętam, jaka była dumna, bo to wymagało skończenia ważnego kursu. Mówiła o tym z dumą i cieszyła się, bo dzięki temu stać ją było na raty za mieszkanie. Taka młoda, a taka samodzielna – westchnęła, uśmiechając się z dumą, mi zmiękło serce, bo nie znałam tej historii.
Czyli nie tylko ja jestem taka zawzięta i odziedziczyłam to po niej. Teraz zrozumiałam też jej zamiłowanie do ładnych strojów. Mama nie potrafiła pojąć, że dla mnie ubrania nie są tak ważne, jak dla niej, ale ja nie czułam potrzeby, by się stroić i podkreślać tym swoje kształty. Nie było dla kogo się starać, ale widziałam, że to się zmienia i od kilku dni już myślałam o zmianie garderoby na bardziej kobiecą.
– Mów dalej – poprosiłam babcię cicho, widząc, że zatopiła się we wspomnieniach.
– I pewnego dnia przyszedł do przymiarki garnituru ślubnego pewien chłopak. – Uśmiechnęła się, mrugając oczami, jakby chciała odgonić natłok wspomnień, napływających masą obrazów pod powieki.
Postawiła też przede mną szklankę z lemoniadą. Babcia nie uznawała lodu i nie pamiętam, by kiedykolwiek podała mi w ten sposób zmrożony napój. Nie musiała, bo z kranu leciała lodowata woda wprost ze stuletniej studni. Upiłam łyk i aż przymknęłam z rozkoszy oczy, bo smak babcinej lemoniady bił na głowę wszystkie kupne napoje.
– Mów, babciu, bo mi zaraz para nosem pójdzie – ponagliłam ją, nie wytrzymując już tego dawkowania mi opowieści.
– Twoja mama zakochała się w jednym chłopaku w momencie, gdy ten wszedł na zaplecze do przymiarki – kontynuowała z uśmiechem i miałam wrażenie, że specjalnie odwleka ciąg dalszy. Chciała, żebym skwierczała z ciekawości, a ja oczywiście dałam się podpuścić. – Dodam, że chłopak przyszedł na przymiarkę garnituru ślubnego i to miał być jego ślub.
– I co? – Oczy mi wyszły z orbit, gdy dotarło do mnie, o czym mówi babcia. – Jak to się skończyło?
– Mama uwiodła go, ale nie dziwię się, bo chłopak nie miał szans i przepadł tak samo, jak i twoja mama. Przepadł na amen! – Wzruszyła ramionami z miną mędrca, jakby mówiła o czymś błahym, jak wydarzenia na czyichś urodzinach.
– Ale jak to się skończyło?! – prawie wykrzyknęłam, bo nie mieściło mi się w głowie, że mama udaremniła czyjś ślub.
– Zaraz ci pokażę – mruknęła tajemniczo, po czym wstała i podeszła do kredensu. – Tak się skończyła – mówiąc to, podała mi lusterko i uśmiechnęła się od ucha do ucha.
– To był tata?! – pisnęłam, patrząc na swoje odbicie. – To straszne!
Byłam zszokowana tym, że dotąd nie poznałam tej historii rodzinnej.
– A niby dlaczego straszne? – Babcia zmarszczyła brwi i podparła się pod boki, spoglądając na mnie z góry. – Lepiej, gdyby twój tata wziął ślub bez miłości? Wybacz, ale mam na ten temat inne zdanie.
– Bo to twoja córka – bąknęłam, bo głupio mi było, że mówię coś takiego o mamie.
– Nie dlatego – zaprzeczyła, siadając z powrotem przy stole. – Bo ja nie miałam tyle odwagi, co ona.
– Ale jak to?
– Ano tak, że nie walczyłam o swoją miłość i wyszłam za mąż za dziadka. – Posmutniała, wbijając wzrok w splecione na blacie stołu dłonie. – Unieszczęśliwiłam go tym i dlatego się rozwiedliśmy. Podobnie było z siostrą twojej mamy, bo też wyszła za mąż, bo tak było bezpiecznie. Nie słuchała, gdy mówiłam, że nie ma miłości bez ognia. Dopiero twoja mama miała na tyle odwagi, żeby postawić wszystko na jedną kartę.
– Ale jak?! – Czułam, że mam coraz mocniejsze rumieńce, ale byłam tak zszokowana rewelacjami, które zaserwowała mi babcia, że aż się spociłam. – Co zrobiła?
– Powiedziała twojemu tacie, że ponieważ oddała mu wianek, to on musi się z nią ożenić – teraz babcia śmiała się i ocierała oczy z łez, a te płynęły jej po policzkach. – A jeśli tego nie zrobi, to ponieważ część rodziny ma cygańskie korzenie, to jeśli wymiga się od tego, to jej bracia stłuką go na amen.
– Jak to bracia?! – pisnęłam, bo zgłupiałam słysząc słowa babci. – Mama ma braci?! Mam większą rodzinę? Czego jeszcze nie wiem?!
– Żadnych braci. – Babcia uspokoiła się i teraz już tylko się uśmiechała. – Ale to wystarczyło, żeby odwołać tamten ślub i zaplanować kolejny. Czasami trzeba pomóc szczęściu i wziąć sprawy we własne ręce, ale mam wrażenie, że nie muszę ci tego mówić.
– No nie musisz – przyznałam cicho, spuszczając wzrok na zawartość pustej szklanki, czując, że czerwienię się aż po cebulki włosów.
– To mi opowiedz – poprosiła cicho, unosząc kubek do ust i przyglądając mi się ponad jego krawędzią. – Tylko nie kłam, bo wiesz, że będę wiedziała. I nie myśl, że to, że jestem stara, spowoduje, że cię nie zrozumiem.
– Dobrze, ale to będzie o wiele straszniejsza historia.
– Zaczynaj – uniosła brwi i widziałam, ze nie wierzy, że ją mogę zaskoczyć.
– Jest jeden taki chłopak… – zaczęłam cicho, zastanawiając się, jak powiedzieć, że go odurzyłam narkotykami. – Bardzo mi się spodobał, ale był oporny, więc go postanowiłam porwać.
– No! – Odstawiła z impetem kubek tak mocno, że część naparu ziołowego wylała się na stół. – Czyli kultywujesz tradycje rodzinne! Ciekawe, co wymyśli twoja córka!
Opowiadałam, pomijając pikantne szczegóły i tym razem to twarz babci się wydłużała.
– Mądra z ciebie dziewczyna – podsumowała po kolejnych trzech kwadransach, gdy to ja mówiłam, a babcia tylko czasami przerywała mi, by dopytać o szczegóły. – Mądrzejsza i sprytniejsza, niż twoja mama.
Chcesz już teraz przeczytać całość? Możesz, bo na wakacje przygotowałam prezent dla osób zapisujących się na mój newsletter.
The form you have selected does not exist.

Zostaw Komentarz