Chcesz już teraz przeczytać całość? Możesz, bo na wakacje przygotowałam prezent dla osób zapisujących się na mój newsletter.
Rozdział 16
Co z oczu, to z serca
– Przejdę się po lesie – sapnęłam w końcu, czując potrzebę pobycia samej i przetrawienia tego, czego się dowiedziałam.
– To weź koszyk i nazbieraj przy okazji jagód. – Babcia podała mi wiklinowy koszyczek. – Zrobię ci kluski na parze. Na słodko.
Poszłam więc z chaosem w głowie. Odprowadziły mnie dźwięki arii operowej, która popłynęła z odtwarzacza kompaktowego. To był sprzęt, który kupiliśmy babci w prezencie urodzinowym kilka lat temu, na widok którego oczy babci zabłysły i wiedzieliśmy, że świetnie trafiliśmy z podarkiem. Do kompletu dostała plik płyt CD, które razem z mamą kupiłyśmy w Internecie.
Szłam w kierunku lasu, z niewielkim plecaczkiem, który odruchowo zarzuciłam na ramię.
Babcia stwierdziła z pewnością siebie, że mama przerwała zaczarowany krąg nieszczęścia kobiet w naszej rodzinie. Ja byłam potwierdzeniem i jak to babcia ładnie ujęła, gdy usłyszała moją opowieść, głaz spadł jej z serca. Chciałam ją dopytać o dziadka i wiedziałam, że pewnie wkrótce to zrobię, bo miałyśmy przed sobą najbliższe trzy tygodnie. I jak to było z dziadkiem i mężczyzną, o którego nie walczyła, lecz wybrała bezpieczne małżeństwo?
Najpierw jednak musiałam przyswoić informacje, które właśnie zdobyłam. Czułam się, jakbym miała wybuchnąć od nadmiarów, a para chciała mi pójść uszami. Posmarowałam się więc babciną maścią przeciw komarom i z koszykiem przewieszonym na ramieniu, poszam w kierunku pobliskiego lasu, który wskazała mi babcia. To tam miałam znaleźć jagody, a może i jeżyny i borówki. Uwielbiałam ich smak i wiedziałam, że ulegnę i nim pierwszy owoc wyląduje w koszyku, najpierw spora porcja trafi wprost do mojego brzucha.
***
Dojechałem do końca drogi asfaltowej i jechałem dalej w miejsce, wskazane mi przez nawigację. Gdy na ekranie wyskoczyła informacja, że jestem prawie u celu, zaparkowałem i wyłączyłem silnik. Wziąłem z sobą plecak, sprawdzając czy w bocznej kieszeni tkwi mała buteleczka, kupionego w Katowicach soczku i coraz bardziej podekscytowany, poszedłem w kierunku niewielkiej chałupy.
Gdy dochodziłem do zabudowań, dobiegły mnie dźwięki muzyki. Ostatniej, jaką spodziewałbym się tutaj usłyszeć. Aria operowa, której akompaniamował drugi, trochę fałszujący głos kobiety. W końcu dołączyło do nich ujadanie psa, a ten szczekał, z łbem przytkniętym do szczelin w ogrodzeniu.
Podszedłem do furtki i przystanąłem, na darmo szukając dzwonka, by móc zadzwonić, jak miałoby to miejsce w mieście. Z resztą nie musiałem, bo pies dzielnie oznajmiał moją obecność.
– Kogo Bóg prowadzi? – usłyszałem głos, dobiegający mnie od strony schodów prowadzących do domu.
Pies ucichł, nie zaalarmowany niepokojem właścicielki. Przysiadł na zadzie i zamiatał ogonem ziemię, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
– Dzień dobry, jestem Radek i szukam Majki – odparłem z uśmiechem, kłaniając się na powitanie. – Ponoć do pani przyjechała.
Nie dodawałem, że wiem to z nielegalnego źródła, jakim był monitoring jej telefonu.
– Tak, jest tutaj – potwierdziła starsza kobieta, bacznie mi się przyglądając.
Nie wyglądała na podejrzliwą, raczej rozbawioną moim przyjazdem. Obserwowała mnie tak przenikliwym wzrokiem, że gdybym wierzył w gusła, pomyślałbym, że jest czarownicą. Pomyślałem, że to pewnie cecha rodzinna kobiet w rodzinie Majki. Podobnie patrzyła na mnie jej mama. Jakby widziała więcej i nawet nie było sensu, bym kłamał, bo od razu wiedziałyby o tym.
– Poszła na jagody do lasu – mówiła dalej, mnie zalała ulga, że los mi sprzyja i nie muszę wyciągać tych informacji podstępem. – Chcesz do niej iść?
– Bardzo – przyznałem prostolinijnie.
– To idź utwardzoną ścieżką w tamtą stronę – wskazała kierunek, ja odruchowo spojrzałem na pobliski las. – Powinieneś dostrzec ją z łatwością, bo ma na sobie żółtą bluzkę, chociaż radziłam jej, by zmieniła ją na inny kolor. Żółty przyciąga owady, ale Majka to uparciuch i nie chciała się przebrać.
Uparciuch? Coś o tym wiedziałem. Uczucie ekscytacji, czy raczej radości ukłuło mnie po jej ostatnich słowach.
– Dziękuję – skłoniłem się ponownie, powstrzymując się, żeby nie pobiec w tamtym kierunku. – I tylko proszę się nie dziwić, gdyby Majka nie wróciła dzisiaj do pani.
Poczułem się w obowiązku, by to dodać, choć starsza pani mogła się tym co najmniej zaniepokoić. Czekałem na jej pytania, ale ona uśmiechnęła się tylko tajemniczo, mrugnęła do mnie okiem i powiedziała:
– Idź i rób to, po co tu przyjechałeś.
Po tych słowach odwróciła się, a po chwili zniknęła w drzwiach domu.
Przez dłuższą chwilę stałem osłupiały, tak zaskoczyła mnie ta odpowiedź. Stwierdziłem, że pomyślę o tym później. Teraz nadszedł czas, bym zaczął to, po co tu przyjechałem!
***
Szłam powoli pomiędzy drzewami, starając się przyglądać temu, po czym stąpam. Miałam nazbierać jagód, a tymczasem w głowie szalało tornado, odciągając od nich moje myśli.
Sięgnęłam do plecaka, wyjęłam z niego telefon i słuchawki bezprzewodowe. Postanowiłam posłuchać podcastu, by zresetować się choć odrobinę. Czegoś, co pozwoli mi oderwać się na chwilę, nim spróbuję ogarnąć to, co działo mi się w głowie.
Chciałam włączyć podcast Okuniewskiej, bo nikt tak pięknie nie klął, jak ona, w dodatku mówiąc o banałach, z których składa się nasze życie. Lubiłam jej kojący głos i uśmiech, którym był nasiąknięty.
Otworzyłam aplikację Spotify, a w ucho włożyłam jedną ze słuchawek bezprzewodowych, by nie tracić czujności i słyszeć choć na jedno ucho. Nie obawiałam się dzikich zwierząt, bo były na tyle mądre, by unikać człowieka, jako najgroźniejszego drapieżnika. Czas zagrożenia natrafieniem na lochę dzika z małymi już minął, a to przed tym tylko ostrzegała mnie babcia.
Zamiast w podcast, kliknęłam w ostatni odtwarzany utwór i w moim uchu zabrzmiała muzyka. Chciałam ją przełączyć, ale zawisłam z palcem nad ikonką pauzy, gdy do moich uszu doleciał tekst ulubionego wokalisty.
Przemieniła na wskroś
Wydrążyła mnie
Woda ognista z jęczmienia wydobyta pól
Traw meksykańskich garść przyprawiła mnie
O lot bez tchu
O stan na podobieństwo snu
Przystanęłam, spiorunowana celnością tekstu. Słowa wokalisty Piotra Roguckiego trafiały tak celnie, jakby napisał je dla mnie i śpiewał wprost do mojego serca. Włożyłam drugą słuchawkę do ucha, postanawiając nie myśleć o jagodach, mając je teraz w nosie, bo pochwyciła mnie piosenka i musiałam ją słyszeć dokładnie i zdecydowanie głośniej.
Wokalista śpiewał o tamtym momencie, gdy podpite i upalone trawą poszłyśmy z koleżankami oszpecić auto Radka. I tak, ja również czułam, jakbym była w stanie snu i traciłam oddech, a wszystko przez jednego faceta.
Jeszcze więcej znam
Jeszcze więcej ich znam
Zatruwają myśl, odbierają czas
Ale żadna z nich
Ale żadna jak ty
Nie olśniła mnie
Nie ujęła win
Muzyka płynęła, ja zamknęłam oczy, w pierwszym momencie nucąc tylko słowa, po chwili już je śpiewałam, w końcu coraz głośniej akompaniowałam wokaliście. Przez głowę przemknęła mi myśl, że to szalone i pokręcone, ale przecież byłam trochę szalona, a i śpiew w naszej rodzinie był czymś, na co pozwalała sobie i mama, choć nie przebiła w tym względzie babci, samorodnej i niespełnionej w tym względzie wokalistki operowej.
Natarczywa na wskroś
Nieznośna siła
Z jaką płynie
Z jaką ciśnie się przeze mnie mrok
Tak, mrok cisnął się przeze mnie i pozwoliłam mu na to w momencie, gdy porwało mnie uczucie do Radka. Nieznośną siłą była chora miłość do niego i to, do czego mnie popchnęła, a ja poddałam się temu.
Niebezpieczne i ciemne
Moje wędrówki po piekle
Splątane drogi przez noc
Nie wydostanę się stąd
Chyba że ty, chyba że ty
Chyba że podasz mi dłoń
Śpiewałam, wyobrażając sobie, że Radek wyciąga do mnie ręce i czeka, bym wpadła w jego ramiona. Muzyka podsycała wyobraźnię, która podsyłała coraz to nowe obrazy, ja tonęłam w ich pięknie i marzyłam. Jak zwykle i przez wiele ostatnich miesięcy. Teraz znów byłam z dala od niego i jedyne, o czym marzyłam, były jego silne ramiona i to, by mnie objął, a później pocałował.
I wtedy poczułam czyjś dotyk na dłoni, więc odruchowo otworzyłam oczy i nim zdążyłam się wystraszyć, zapowietrzyłam się, widząc twarz Radka. Wpatrzonego we mnie z szeroko otwartymi oczami, w których lśniła masa niewypowiedzianych słów. Wolną ręką sięgnęłam do uszu i wyciągnęłam z nich kolejno słuchawki i zacisnęłam je w dłoni.
– Radek?! – pisnęłam, zastanawiając się, czy widzę go naprawdę, czy może oszalałam już doszczętnie.
– No cześć – mruknął, uśmiechając się przy tym tak, że aż ugięły się pode mną kolana.
Chcesz już teraz przeczytać całość? Możesz, bo na wakacje przygotowałam prezent dla osób zapisujących się na mój newsletter.
The form you have selected does not exist.

Zostaw Komentarz