Rozdział 2
Cicha woda brzegi rwie
Nie raz zastanawiałam się, skąd bierze się to bezpodstawne uczucie, bo przecież nie poznałam go osobiście. Nie znajdowałam wyjaśnienia. Podejrzewałam, że może mam w sobie zbyt dużo pierwiastka męskiego. Jestem zdobywcą i im bardziej ktoś mi się opiera, tym bardziej wzmaga moje pragnienie. On w końcu widział, że go obserwuję. Nie raz przechwytywał moje spojrzenie, ale było mu to obojętne.
Ok, okłamywałam siebie, bo tak naprawdę to wierzyłam w tradycyjny podział ról. Obrzydliwie romantyczny i seksistowski. W to, że to facet powinien wykonać pierwszy ruch. I chyba tylko ja tak myślałam, bo koleżanki nie miały podobnego problemu. Umawiały się z chłopakami i nie kryły się z faktem, że to one zaczynały tę relację. Ja niestety tak nie potrafiłam.
Kilka razy dziennie wykonywałam głuchy telefon na aparat stacjonarny Radka. Wiedziałam, że nie odezwę się, gdy podniesie słuchawkę, a mimo to dzwoniłam. Byle usłyszeć jedno słowo: „Halo”, po czym czekałam do momentu, aż odłoży słuchawkę.
Zdawałam sobie sprawę z tego, jak głupie było moje zachowanie, a mimo to dzwoniłam do niego, milcząc i czekając na cud. Jaki? Pewnie na zrządzenie losu, które przejmie za mnie odpowiedzialność, powodując, że jakimś sposobem Radek zainteresuje się mną i odnajdzie osobę od głuchych telefonów.
Jego numer zdobyłam, włamując się do pokoju nauczycielskiego by spisać dane z dziennika. Wiedziałam, że to chore, ale było też silniejsze ode mnie. I tak trwałam w pełnym tęsknoty szaleństwie.
Pewnego dnia odważyłam się i w końcu się odezwałam. Zaprosiłam go do siebie, on przyjął zaproszenie i umówiliśmy się na spotkanie. Samej rozmowy telefonicznej nie zapamiętałam, a jedynie szum krwi w uszach i walenie serca, które chciało mi przy tym wyskoczyć z piersi. I nic poza tym. Wiem, że podałam mu swój adres domowy, po czym odłożyłam słuchawkę i przez dłuższy czas trwałam w bezruchu i chyba nawet nie mrugałam oczami.
– Wszystko w porządku? – Zainteresowała się mną w końcu mama. – Stało się coś?
Nie mogłam jej się dziwić, bo siedziałam, niczym posąg w muzeum figur woskowych, patrząc na telefon, jakbym czegoś od niego oczekiwała.
– Taka blada jesteś – mówiąc to, pochyliła się do mnie i zajrzała mi w oczy.
– A bo jutro mamy sprawdzian – skłamałam, mówiąc pierwsze, co przyszło mi do głowy. – A nic nie umiem i zastanawiam się, od czego zacząć naukę.
– Jeszcze macie sprawdziany? – zapytała, ja prawie palnęłam się w czoło.
No tak, przecież oceny są już dawno wystawione, a w dodatku nigdy nie miałam problemów z nauką. Tym czasem aż dwie nieścisłości zawarłam w jednym zdaniu. Wzruszyłam tylko ramionami i zbyłam jej pytanie, zaszywając się w swoim pokoju. Na szczęście nie drążyła tematu. I chwała jej za to! Czy wyczuła, że kłamię?
Załączyłam muzykę, po czym padłam na łóżko i złapałam się za głowę, gdy dotarło do mnie, co właśnie zrobiłam.
Zadzwoniłam do chłopaka, w którym zakochałam się jak szalona, bezsensowną i platoniczną miłością. Zadzwoniłam z numeru, z którego wykonałam kilkaset głuchych telefonów! Jeśli sprawdzi billing, to mam przekichane! Co mu odpowiem na pytanie, że dlaczego dzwonię do niego od dwóch miesięcy? To, że dzwonię, to jedno, ale dlaczego zapominam o mówieniu?! Przecież nie powiem prawdy, że od blisko pół roku śledziłam go w szkole, a teraz, gdy go już w niej nie ma, to prawie się duszę z braku widoku jego twarzy! I jego przydługich włosów! Boże, jakże chętnie wplotłabym w nie palce i rozczesała je nimi i przyciągnęła do siebie i…
– Dosyć! – sapnęłam, trąc dłońmi twarz i starając się jakoś przygotować na wizytę Radka.
Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Przemeblowania nie zamierzałam robić, bo i zresztą co bym tu mogła zmienić? Mebli nie poprzestawiam, bo ich ułożenie było optymalne. Łóżko, biurko i stolik, a po jego obu stronach dwie pufy do siedzenia. Trochę zdjęć na ścianach, w większości grafiki, które znalazłam w Internecie i wydrukowałam. Nie było czego zmieniać, pozostawało przygotować samą siebie.
Makijażu nie umiem robić i nie zamierzałam się go teraz uczyć. Włosy po prostu rosną i tylko myję je i przycinam. Przejrzałam szafę z ubraniami i zdecydowałam się na luźną bluzę i getry. Nic, co byłoby seksowne, bo też nie chciałam robić z siebie napalonej laski, która chce zainteresować chłopaka swoim ciałem. Jaka bym nie była zakochana i zdesperowana, to nigdy nie umiałam eksponować swoich wdzięków tak, jak robiły to koleżanki. Żadnych dekoltów, czy krótkich spódniczek, albo ciuchów więcej odsłaniających i pokazujących to, co można zdobyć.
Czasami złościłam się o to na siebie, bo mam i cycki i zgrabny tyłek. Nie może być inaczej, bo pływam, jak porąbana, za dużo pewnie, może i za często, ale przecież, do jasnej cholery, muszę jakoś wyładować buzujące we mnie nadmiary!
Radek przyszedł w umówionym dniu i godzinie, a ja zaprosiłam go do pokoju. Idąc przed nim korytarzem, dusiłam się z emocji i gorączkowo szukałam słów, którymi zaproszę go na studniówkę. Tak naprawdę, to wcale nie chciałam iść na tą imprezę, bo nudzą mnie takie sztuczne spędy ludzi. Cała moja klasa to same dziewczyny i już mi się przewracało w brzuchu od słuchania ich planowania tego, w co się ubiorą, z kim przyjdą i jak przemycą alkohol. Dla mnie to był obcy świat, w którym nie widziałam miejsca dla siebie. Nie miałam jednak innego pomysłu na nasze pierwsze spotkanie, a poza tym w głębi ducha żywiłam nadzieję, że to będzie początek. On stwierdzi, że warto byłoby się przedtem poznać, więc zaprosi mnie na randkę w wakacje. Od tego się zacznie, a później będziemy się widywali, on zakocha się we mnie i… I co? Będziemy żyli długo i szczęśliwie? Idiotyzm!
Weszliśmy do mojego pokoju, zamknęłam drzwi i usiedliśmy po dwóch stronach niewielkiego stolika. Stał na nim czajnik z herbatą, oraz dwie filiżanki i talerzyk z krakersami. Nie piłam, a tylko bawiłam się łyżeczką leżącą na spodku. Bałam się, że z wrażenia zakrztuszę się napojem.
W końcu wydusiłam z siebie zaproszenie i widziałam po jego minie, że nie spodziewał się czegoś takiego. Jego piękne brwi powędrowały w górę na czoło i schowały się na dłuższą chwilę pod opadającymi mu na twarz kosmykami włosów. Mówił coś, a ja byłam w stanie jedynie, by skupić się na jego niebieskich oczach i tych przydługich włosach, które najchętniej odgarnęłabym mu z twarzy.
Odmówił i nie od razu dotarło do mnie, co powiedział i że oto wziął w łeb mój misterny plan. Rozmawialiśmy o głupotkach, a raczej on mówił, a ja patrzyłam na niego, jak na piękny obrazek. W końcu wyszedł, zostawiając pustkę, tęsknotę i swój zapach. Ja umarłam w środku, bo oto ziścił się najgorszy z zakładanych przeze mnie scenariuszy. Zostałam sama, bez pomysłu na to, co dalej, bo przecież nie zaproszę go ponownie!
Snułam się po domu, niczym cień, nie dając się wciągnąć w rozmowę rodzicom. Znali mnie na tyle, by wiedzieć, że i tak się niczego nie dowiedzą. W nocy płakałam, ale następnego dnia i tak poszłam do szkoły. Tam również byłam obecna bardziej ciałem, niż duchem, ale i tutaj znano mnie i nie zagadywano.
– Jesteś chora? – zapytała tylko Ewka, ale nim zdążyłam jej odpowiedzieć, zaczęła mówić o sobie i o Sławku.
Milczałam więc, utykając w odrętwieniu i było mi w nim w miarę dobrze, bo było bezpiecznie. Niczym w bańce z niską ilością tlenu, którego mógł mi dostarczyć tylko Radek.
Kilka dni później zadzwonił dzwonek u drzwi. Zbiegłam po schodach, za drzwiami stał on. Uczepiłam się futryny drzwi, niczym wspornika, bez którego padłabym chyba martwa na ziemię. Zaprosił mnie na imprezę nad jeziorem i w pierwszym momencie ucieszyłam się, jak wariatka. Chwilę później spojrzałam na ulicę przed ogrodzeniem i na auto, które częściowo zaparkowano na chodniku. Z otwartych okien wyglądali jego kumple. Uśmiechnięci i jakby czekający na rozwój wypadków. Komunikat był jasny – przyjechał zaprosić laskę z kategorii „łatwego mięska” na popijawę, na której może wydarzyć się bardzo wiele. Mój anioł stróż kopnął mnie w tył głowy, ostrzegając, żebym absolutnie tego nie robiła. Zapaliła mi się czerwona lampka, a oczami wyobraźni widziałam siebie gdzieś w nieznanym miejscu, z masą obcych ludzi i niebezpieczeństwo, którego się wystraszyłam. Odmówiłam, choć miałam ochotę rzucić mu się na szyję. Odmówiłam, bo wiedziałam, dlaczego mnie zaprosił i jaką dziewczyną mu się wydałam.
Jakiś czas później miała miejsce babska impreza. Zaprosiłam Ewkę i Agnieszkę, która jak ja, też nie miała chłopaka. Moi rodzice odwiedzali znajomych, facet Ewy również musiał jechać w delegację, więc postanowiłyśmy posiedzieć w wąskim gronie i poużalać się nad sobą, bo wszystkie tego właśnie potrzebowałyśmy.
Agnieszka przyniosła trawę, ja skusiłam się na jej zapalenie. Później raczyłyśmy się jednym z win z piwniczki taty i tylko miałam nadzieję, że nie wybrałam zbyt drogiej butelki. Dla mnie każdy z jego trunków smakował, jak skiśnięty kompot i nigdy nie rozumiałam rytuału otwierania butelki i późniejszego delektowania się winem.
To podczas tego spotkania z dziewczynami wymyśliłyśmy z zemstę rodem z filmu o obłąkanych nastolatkach. Zemstę za nieprzystępność i odrzucenie moich pięknych i czystych uczuć przez Radka. Powiedziałam im tylko tyle, że chłopak odmówił mi i nie zgodził się pójść ze mną, jako osoba towarzysząca na studniówkę. To im wystarczyło, a podsycona alkoholem i trawką solidarność jajników, pchnęła nas do popełnienia przestępstwa. Dosłownie!
Zgarnęłyśmy biały spray, który znalazłam w garażu taty. Kupił go, by zamalować nim odprysk lakieru w starej garażowej umywalce. Stwierdziłyśmy, że się nada. W stanie mocno podpitym, plus w oparach trawki, poszłyśmy oszpecić jego samochód. Zielone renault clio. To było szalone!
Otaczała nas noc i cisza, przerywana jedynie stukotem kulki w puszce sprayu. To było głupie, ale był to tylko niewinny początek mojej rozpędzającej się lawinowo fiksacji. Później było już tylko gorzej.
Radek od roku studiuje na Akademii Wychowania Fizycznego. Nadal nie ma dziewczyny, albo po prostu nie dzieli się tym w socialmediach. Obserwuję go na wszystkich kontach, a poza tym codziennie wracam do domu ścieżką, którą wytyczyłam sobie obok jego bloku.
Właśnie zaliczyłam maturę, wybrałam kierunek studiów i z boku wyglądam pewnie, jak typowa nastolatka. Wciąż jednak tkwię w szaleństwie, którego już nie kontroluję i to ono przejęło władzę nade mną.
Każdy dzień bez Radka jest torturą, pełną pustki i bólu złamanego serca. Nie mam czym oddychać i duszę się swoim głodem, bo prawie go nie widuję. Raz w markecie natknęłam się na niego. Szedł z mamą, pewnie robili zakupy. Jakby mnie jasny grom z nieba uderzył! Skamieniałam i tylko wzrok działał mi jak należy. Oczywiście nie zauważył mnie, a we mnie opadła ostatnia nadzieja, że to zadurzenie minie i wszystko wróci do normy. Wyraźnie widziałam, że nie ma na to szans. Byłam bezapelacyjnie zakochana chorą miłością i tylko nie rozumiałam Najwyższego, dlaczego pokarał mnie tą chorobą psychiczną.
Miesiące bez jego widoku były fizyczną torturą, a dni wypełnione bezsensem i oczekiwaniem nocy pełnej snów o nim.
Wyraźnie widziałam, że wariuję.
Poprawka – już zwariowałam!

Zostaw Komentarz