Rozdział 7
Kto ma w głowie, ten ma w podbrzuszu
No i stało się. Zrobiłam to, straciłam cnotę i to z nim!
Widziałam to dotąd w głowie w tylu scenariuszach, ile tylko potrafiłam wymyślić podczas pełnych tęsknoty nocy. Tęskniłam za chłopakiem, który teraz leżał obok mnie i chyba usnął.
Takiego przebiegu swojego szalonego planu nie wymyśliłabym jednak. Na pewno nie to, że seks będzie aż tak… Jaki? Nieprzewidywalny? Wspaniały i spełniający?
Leżałam ja, już kobieta, obok mężczyzny moich snów. Serce bolało z radości i żalu, że potrwa to zaledwie kilka chwil. Czułam błogie spełnienie i ciężar jego ramienia na sobie. Słodki ciężar.
Postanowiłam nie myśleć o przyszłości. Nie teraz, gdy było mi tak dobrze, mogłam się zaciągać zapachem Radka i utrwalić jego piękną twarz na kliszy w głowie. Użyję jej podczas samotnych nocy, które przyjdą już wkrótce. Będę odtwarzać je wraz z modlitwami, by i on zatęsknił za mną i miał ochotę na więcej.
Wiedziałam, że nie będę napierać na ciąg dalszy naszej znajomości. Wystarczy już to, że go porwałam i zmusiłam do tego, co miało miejsce przed chwilą. Wyglądało na to, że i jemu się podobało. Miał orgazm, więc chyba na pewno. Jeśli zaproponuje kontynuację tej, jakże nietypowej znajomości, to jasne, że się zgodzę! Nawet dla samego seksu. Nawet, gdybym miała później cierpieć i czuć się beznadziejnie.
Obróciłam się na bok i przyjrzałam się spokojnej twarzy Radka. Zamkniętym oczom i długim rzęsom. I ustom. Boże, jak on potrafi całować! W sumie to nie wiedziałam, co podoba mi się w nim najbardziej. Podźwignęłam się na ramieniu i bez skrępowania przyglądałam się jego ciału. Torsowi i delikatnym, brązowym włoskom na nim. I brzuchowi. Odruchowo uniosłam dłoń i zawisłam nią nad jego skórą. Czułam ciepło i widziałam, jak nikną centymetry, gdy brzuch unosi się w powolnym oddechu. Cofnęłam rękę i zacisnęłam palce w pięść, by powstrzymać odruch dotykania go. Spojrzałam niżej i z trudem przełknęłam ślinę.
Nie widziałam dotąd nagiego mężczyzny. Nie z tak bliska i nie bez bielizny. Podobał mi się tak bardzo, że aż mnie to bolało. W brzuchu, w sercu, w całym ciele!
Miałam ochotę by go dotknąć, ale wolałam tego nie robić, by nie ryzykować, że się obudzi i przyłapie mnie na patrzeniu. I tak myślał o mnie pewnie, jak o totalnej świrusce. Nie mógł przecież wiedzieć, że zakochałam się w nim na zabój. I lepiej, by tak pozostało. Tak będzie bezpieczniej. Oczywiście dla mnie! Bo jemu nie zrobiłoby to pewnie różnicy. Może tylko podbudowałabym tym jego ego.
Dopadła mnie kolejna myśl i ta była bardzo smutna. O tym, że pewnie nie zakocham się już nigdy. Na pewno nie tak, jak teraz. Nie na tyle, by ponownie zrobić coś tak szalonego. Z resztą nie dopuszczę już do tego. Tak silne uczucia przynoszą za dużo cierpienia. Jasne, że seks, a nawet sam pocałunek smakował dzięki temu niebiańsko. Co z tego? Cała reszta uczuciowej gmatwaniny przyniosła mi zbyt wiele bólu. Nie chcę powtórki. Nie zakocham się już tak obłąkańczą miłością.
Czułam między nogami, nasze soki. Wypływały ze mnie i spływały z pośladka na tył uda i na materac. Dotknęłam się tam ostrożnie i aż zacisnęłam zęby, czując dreszcz przyjemności.
Dotychczas robiłam sobie dobrze sama. Palcem, czasami prysznicem, zawsze dochodziłam szybko. Byłam gotowa na taką przyjemność, ale nie to, co Radek zrobił mi ustami. To było tak przyjemne, że nie mieściło się na poznanej dotąd przeze mnie skali przyjemności.
Ogarniała mnie senność i rozleniwienie. Nie mogłam jednak usnąć i wiedziałam, że muszę się zmusić do wstania. Nim on się obudzi, nim zada pytania, lub powie coś, co zaboli i co przerwie chwile mojego szczęścia. Musiałam się na to przygotować. W tym celu potrzebowałam chwili samotności z dala od niego. Najchętniej przytuliłabym się i dotykała części ciała, które teraz oglądałam, korzystając z jego snu. Nie mogłam jednak i nie zrobiłam tego.
Opuściłam stopy na betonową podłogę, w końcu powoli zeszłam z łóżka i na palcach wyszłam z pomieszczenia.
Tym, które zaadoptowałam na celę Radka, była piwniczka taty na butelki z winem. Nim zwlekłam na dół materac, a ten ułożyłam na pustych skrzynkach i owiązałam je kilkukrotnie czarną folią streczową, tworząc w ten sposób tymczasową leżankę w więzieniu. Jedną z najniższych półek odkręciłam, a do uchwytów po niej przymocowałam stary zagłówek z mojego łóżka. Kiedyś na moją prośbę tata je zdemontował i wyniósł do jednego z piwnicznych pomieszczeń. Leżało, czekając na czas, kiedy się do czegoś przyda. Nie wiedziałam, że znajdę dla niego takie zastosowanie. Ale stało się.
Pomysł zakwitł mi kiedyś w głowie podczas jednej z bezsennych nocy. Leżałam wtedy w swoim łóżku, nie mogąc spać. Przeglądałam media społecznościowe w nadziei, że zobaczę jakieś zdjęcie Radka. I wtedy trafiłam na jego rozmowę z kolegą, który wstawił post na swoim wallu na Facebooku. Pisał, że jedzie na wakacje na Maltę. Zbierał chętnych i oznaczył Radka, więc łatwo mi było znaleźć tą konwersację. Radek odpisał, że pierwszego lipca wybiera się stopem w podróż po Europie. Nie wiedział dokąd dokładnie, ale nie dał się namówić na zmianę planów. Czytając wtedy jego słowa, pomyślałam, że nie mam szans na widzenie go często, bo coraz bardziej oddala się ode mnie. Wiedziałam, że nigdy nie był blisko, ale fakt, że rusza gdzieś poza Polskę, zabolał mnie jeszcze bardziej.
Oczami wyobraźni widziałam autostopowiczki, które jak on zwiedzają świat. Wyobrażałam sobie, że lądują razem pod jednym namiotem i kochają się do upadłego. Skręciło mnie wtedy ze złości, a raczej z bezsilności, bo co mogłam z tym fantem zrobić? Przecież nie pojadę za nim stopem! To było niewykonalne, bo nie miałabym jak do niego dołączyć. Przecież nie jako osoba towarzysząca.
Wstałam wtedy i zaczęłam krążyć po domu na tyle cicho, by nikogo nie obudzić. W takich momentach żałowałam, że nie mam psa obronnego. Zabrałabym go na spacer i mogłabym jakoś wyrzucić z siebie te skotłowane i zdecydowanie złe emocje.
Padło więc na domową piwnicę, którą zwyczajnie lubiłam. Brakowało mi w niej co prawda okien, ale dzięki temu czułam się w niej bezpiecznie. Nikt nie mógł do niej zajrzeć, w pomieszczeniach panowała prawie absolutna cisza i tylko słyszałam szum wody w rurach, gdy któreś z rodziców wstało, by pewnie skorzystać z toalety. Na szczęście nie zauważyli, że nie śpię, ale też po co mieliby zaglądać do pokoju dorosłej już córki. Zapewne myśleli, że smacznie śpię, gdy tymczasem ja głowiłam się nad sobą i własną poczytalnością.
Nie raz zastanawiałam się, czy jestem normalna. No bo jak to możliwe, że aż tak bardzo pozwoliłam się usidlić uczuciu? I to do kogo! Do chłopaka, o którym nic właściwie nie wiedziałam! Tylko tyle, ile udało mi się znaleźć w mediach społecznościowych, czy wyczytać z jego rozmów ze znajomymi, zazwyczaj na Facebooku.
Każde znalezione zdjęcie z Radkiem, pobierałam na telefon, by mieć chociaż taką jego namiastkę. Niewielkie, rozmyte fotografie, lub zrzuty ekranu, wrzucałam do specjalnego folderu o nazwie „ON”. Przeglądałam je po wielokroć, zaklinając rzeczywistość, bym mogła z nim pobyć choć przez chwilę.
Najbardziej doskwierało mi to, że zapomniałam, jaki ma tembr głosu. Wyprowadził się z rodzinnego domu, więc kontakt, który kiedyś nagminnie wykorzystywałam, był już nieprzydatny. Nie mogłam więc dzwonić na telefon stacjonarny, by usłyszeć choć to jedno słowo: „halo”. Żałowałam, że nie nagrałam go wtedy, gdy był u mnie, gdy przyszedł z wizytą. Nie pomyślałam o tym, ale co się dziwić? I tak cud, że nie udusiłam się tamtego popołudnia z nadmiaru wrażeń.
Często nachodziły mnie myśli, że może jestem przeklęta, albo to karma, która ciągnie się w mojej rodzinie od pokoleń. Co prawda rodzice byli szczęśliwym i zgodnym małżeństwem, ale siostra mamy już nie. Podobnie babcia, rozwiodła się z dziadkiem, gdy córki były nastolatkami. Wytłumaczyłam więc sobie, że kontynuuję tradycje rodzinne i to na mnie padło, bym nie znalazła szczęścia w miłości.
Tej nocy, tuż po przeczytaniu informacji o wyjeździe Radka, snułam się po piwnicy bez większego celu. Nawet rozważałam, czy by nie otworzyć i nie uszczknąć któregoś z win taty, ale zniechęcał mnie do tego fakt, że mam słabą głowę. Poza tym skutki kaca, które dopadłyby mnie dnia następnego, były kolejnym argumentem za tym, bym nie podejmowała próby znieczulenia się w ten mało oryginalny sposób.
I wtedy naszła mnie myśl. Szalona i tak nieprawdopodobna, że momentalnie zawładnęła mną doszczętnie. Najpierw była fantazją, którą codziennie pielęgnowałam, wyobrażając sobie moment, jak przyprowadzam go tu do piwniczki. Schodziłam do niej co noc i w głowie przestawiałam sprzęty, wynosiłam butelki z winem do pomieszczenia obok i tam ustawiałam je, robiąc miejsce na celę dla niego. Myślałam o tym, jak go przywiązuję do łóżka, ale nie miałam łóżka, więc wymyśliłam te właśnie skrzynki. Później i strecz, który miał je utrzymać razem i materac, który zwlekłabym po schodach ze swojego pokoju. W końcu starą ramę łóżka i to ją chciałam przymocować drutami do ściany. Bardzo podobała mi się wizja tego, jak unieruchamiam Radka, gdy jest pod wpływem narkotyku.
Z tym poszłoby mi najłatwiej, bo miałam taki specyfik w szufladzie z bielizną. Tabletki skonfiskowałam koledze, który mocno pijany pochwalił się ich posiadaniem podczas jednej z imprez. Był wstawiony, jak i reszta ludzi. On jednak zaplanował uwiedzenie w ten sposób koleżanki z mojej klasy, która również była na imprezie. Ja dla odmiany byłam jedną z niewielu trzeźwych osób i włączył mi się tryb obrońcy dziewczyny. Nie chciałam, by dureń zrobił jej coś tak nieodpowiedzialnego, więc zabrałam woreczek z tabletkami z kieszeni jego kurtki w momencie, gdy ten dożynał się kolejną porcją ciepłej wódki z sokiem żurawinowym. Podmieniłam tabletki na trzy inne, znalezione w jednej z szafek w tamtejszej łazience. To były tabletki na zgagę i przypominały kolorem i kształtem te, które miały pozbawić Anetę kontaktu ze światem. Nie wiem, co kumpel zrobił z tabletkami i szczerze, to miałam to gdzieś. Tabletki gwałtu czekały grzecznie w mojej szufladzie i tylko nie wiedziałam, dlaczego ich nie zutylizowałam w toalecie jeszcze podczas imprezy. Czyżby przeczucie?
Plan pozostałby fantazją, ale świat chciał, by stało się o inaczej.
Pewnej nocy, jak co roku w połowie czerwca, rodzice oznajmili, że wybierają się na wakacje. Od trzech lat jeździli beze mnie i wszystkim pasował ten układ. Ja pilnowałam domu, ciesząc się możliwością samodzielnego życia. Oni przeżywali drugą młodość, co rok robiąc coś, co nazywali kolejną podróżą poślubną.
Podczas jednej z tych nocy, gdy wyjechali już, zaczęłam realizować plan, wdrażając go w życie. Przemeblowałam piwnicę i zainstalowałam w nim tymczasowe łóżko. Zdemontowałam najniżej zawieszoną półkę i przymocowałam do ściany zagłówek. Kajdanki zamówiłam w internecie i pamiętałam własne podekscytowanie, gdy dnia następnego wyjmowałam przesyłkę z paczkomatu. Podekscytowanie pomieszane z przerażeniem, gdy docierało do mnie, że wdrażam w życie przestępstwo. To, co chciałam zrobić było przestępstwem, ale zagłuszałam tę myśl. Tak długo, jak nie porwałam Radka, pozostawało wciąż tylko fantazją i kto wie, mogło nigdy nie stać się rzeczywistością.
Turystyczną toaletę pożyczyłam od koleżanki. Nie pytała po co mi ona, więc nie musiałam kłamać, choć nie cofnęłabym się i przed tym. Sprawdziłam każdy pozostawiony w piwnicy element pod kątem wyrwania go, przez uwięzionego przeze mnie chłopaka. Podejrzewałam, że jest dużo silniejszy ode mnie, ale postanowiłam o tym nie myśleć i skupić się na planie, który nie miał się prawa powieść.
Pozostała tabletka, którą zamierzałam nosić przy sobie zawsze. Włożyłam ją do niewielkiego woreczka strunowego i umieściłam w kieszonce stanika sportowego. Ulubionego, szarego, dzięki któremu nie podskakiwał mi biust. Nie obnosiłam się z wielkością piersi, bo nie lubiłam, gdy podczas rozmowy zamiast w oczy, mężczyźni patrzyli właśnie na nie.
Najtrudniejsze było wymyślenie, jak doprowadzę do sytuacji, gdy będę mu mogła podać najważniejszy element planu, czyli właśnie pigułkę gwałtu. Wiedziałam, że Radek bywa na siłowni, ale nie miałam odwagi, by iść na nią i ćwiczyć na maszynie obok niego, by wyczekać odpowiedniego momentu. Wiedziałam, że specyfik działa w przeciągu kilkunastu minut od podania. Wypije ją z piciem z noszonego z sobą pewnie bidonu i co dalej? Wyprowadzę go z sali ot tak, jakby nigdy nic? I jak wrzucić mu ją do bidonu? Za duże ryzyko.
W pewnym momencie czułam się już tak zdesperowana, że byłam gotowa to zrobić. Pierwszy dzień wakacji zbliżał się nieubłaganie, ja z dnia na dzień traciłam nadzieję.
Widocznie wszystko to, co wymyśliłam, miało pozostać w strefie mojej chorej wyobraźni. Nie podejrzewałam, że los postanowi mi pomóc i podstawi mi Radka pod nos i to w tak sprzyjających okolicznościach.

Zostaw Komentarz