Rozdział 9
Lepszy w domu groch, niż na wojnie kura i kapusta tłusta
Po wejściu na parter usiadłam przy stole w kuchni i starałam się uspokoić. Chociaż odrobinę. Na tyle, by zacząć normalnie oddychać. Dusiłam się od nadmiaru emocji, które dopadły mnie, zalewając potężną falą.
Zrobiłam to! Był tu i spał na dole w piwnicy!
Zaczęłam dygotać, gdy po raz kolejny zdałam sobie sprawę z tego, czego się dopuściłam. Adrenalina buzowała mi w żyłach i czułam, jakby chciała je rozsadzić.
Przecież ja jestem pełnoletnia i jako dorosła osoba, kwalifikuję się do poniesienia kary za popełnienie przestępstwa! Bo to, czego się dopuściłam, było przestępstwem! Stalking, odurzenie, w końcu porwanie i przetrzymywanie wbrew woli. Cholera, niezła lista! A wszystko przez chorą miłość, która mnie zaćmiła.
– Kurwa mać – stęknęłam, łapiąc się za brzuch.
Następnym, co zrobiłam, było zerwanie się z krzesła i bieg do ubikacji, w której zawisłam nad sedesem. Myślałam, że zwymiotuję, że organizm w ten sposób chce się rozładować. Nie stało się tak i tylko patrzyłam na niebieską, zabarwioną kostką zapachową wodę w kibelku i dyszałam, przyciskając dłonie do deski klozetowej.
– I po co mi to było? – szeptałam do siebie, zastanawiając się, czy znajdę dosyć odwagi w sobie, by zrealizować i resztę planu.
Przez piętnaście sekund rozważałam, by zejść do piwnicy, odpiąć mu z nadgarstków kajdanki i wyprowadzić go z domu. Wcześniej kazać mu założyć plecak, następnie zaprowadzić do Parku Kościuszki, a tam posadzić na ławce. Mogłabym stanąć gdzieś z boku za drzewem, poczekać, aż specyfik przestanie działać, a on ocknie się z narkotycznego snu. Wtedy wszystko byłoby tak, jakby nigdy się nie wydarzyło. Oczywiście dla niego, ba ja czułabym się jak tchórz i totalny przegryw, który nie wykorzystał życiowej szansy. Radek byłby pewnie skołowany i przez długi czas zastanawiał się, jak się tam znalazł i dlaczego. Ja wróciłabym do swojego nudnego, szarego życia i do końca swoich dni, plułabym sobie w brodę.
Nie ma mowy!
Z drugiej strony, co tak właściwie miałam do stracenia? Jeśli się zbłaźnię i zrobię z siebie kretynkę, to przynajmniej będę pewna tego, że zrobiłam tyle, ile było w mojej mocy. Postawiłam wszystko na jedną kartę, ale jeśli mnie odrzuci, to spakuję manatki i przeprowadzę się do innego miasta. Miałam studiować w Katowicach, ale ten sam kierunek mogłam wybrać w Krakowie, lub dalej, we Wrocławiu, a nawet w Warszawie.
Czy Radek był tego wart? Przekonam się. Jeśli nie, to mam ponad dwa miesiące na przemodelowanie planów i swojego życia. Jeśli tak, to będę pewniejsza siebie i uwierzę we własną moc sprawczą. Oczywiście wolałam ten drugi scenariusz.
Wstałam, przemyłam twarz zimną wodą i wróciłam do kuchni. Przechodząc obok schodów prowadzących do piwnicy, przystanęłam przy otwartych drzwiach i nasłuchiwałam, czy się obudził i czy dobiegną mnie jakiekolwiek odgłosy. Słyszałam jedynie ciszę, własny oddech i uderzenia serca, pompującego krew i jej szum w uszach.
Postanowiłam coś ugotować. Robiłam tak zawsze, gdy nie wiedziałam, co z sobą począć, czując równocześnie potrzebę ruchu. Najchętniej poszłabym popływać na basen, ale to nie wchodziło w grę, bo bałam się zostawić go w domu samego. Nie obawiałam się, że będzie krzyczał, wzywając pomocy. Jeśli nawet, to i tak nikt go nie usłyszy. Piwnica znajdowała się poniżej poziomu ziemi, dom to budynek wolnostojący, w dodatku okolony całkiem sporym ogrodem. Sporym, jak na tutejszą zabudowę, bo nasze osiedle od dawna uchodziło za elitarne, a ceny domów i działek pod nimi osiągały horrendalne ceny.
Kroiłam warzywa i wrzucałam je do garnka z gorącym olejem. Robiłam to automatycznie, niczym robot, myślami wciąż błądząc na piętrze minus jeden. Obsmażyłam je, zalałam wrzątkiem, dosypałam ciecierzycę, przyprawiłam i przykryłam, by się wszystko dusiło. Chciałam go tu trzymać kilka dni i nie zamierzałam głodzić, więc należało coś przygotować. Sama nie przełknęłabym ani kęsa, tak miałam ściśnięty żołądek i pewnie nie poczułabym nawet smaku.
Poszłam umyć zęby, rozebrałam się i w samej bieliźnie stanęłam przed lustrem w pokoju. Zwykły, szary, sportowy stanik i białe, proste majtki zastanowiły mnie na chwilę. Powinnam założyć coś seksownego, czy zostać w tym, co miałam na sobie? Chciałam go skusić i podniecić, więc powinnam się przebrać i ubrać się w ładniejszą bieliznę. Po chwili namysłu stwierdziłam, że nie zrobię tego. Ta sportowa bielizna bardziej do mnie pasowała. Nigdy nie podkreślałam kształtów, więc gdybym teraz to zrobiła, czułabym się dziwnie, a już i tak za dużo się we mnie działo. Jeśli dołożę i to, to chyba dostanę apopleksji, albo wylewu i padnę martwa, nim zejdę do piwnicy. Wtedy na pewno nie przeżyje, bo rodzice wracają dopiero za trzy tygodnie, a znałam ich i wiedziałam, że w międzyczasie nie będą dzwonili. Nie robili tego nigdy, dając tym samym dowód pełnego zaufania dla mojego rozsądku. Gdyby oni wiedzieli, na jaki pomysł wpadła ich stateczna i dobrze wychowana córka! Nie uwierzyliby w to!
Sięgnęłam po świeżo wypraną bluzę za udo i jedynym, na co sobie pozwoliłam, było pojedyncze psiknięcie perfumami. Na materiał bluzy, choć chyba lepiej byłoby na szyję, może na nadgarstki.
Rozczesałam włosy, po czym skręciłam je w ciasny węzeł z tyłu głowy i oceniłam widok siebie w lustrze. Patrzyła na mnie drobna i zdecydowanie zbyt grzecznie wyglądająca dziewczyna. Na pewno nie porywaczka, stalkerka i osoba, którą można by było zakwalifikować na leczenie psychiatryczne. Czy byłam chora? Czy to był objaw braku zdrowia psychicznego?
Na to pytanie nie zdążyłam sobie odpowiedzieć, bo ciszę domu przerwały stłumione odgłosy. Dobiegały z dołu, co mogło oznaczać jedynie to, że Radek obudził się i pewnie jest przerażony.
Zamknęłam oczy, uniosłam twarz ku sufitowi i poprosiłam Najwyższego, by nie opuszczał mnie teraz. By pomógł mi zrobić to, co planowałam, czego się bałam, ale teraz mnie mogłam się już wycofać. Odgoniłam czarne myśli o tym, że Radek zwyzywa mnie, odrzuci i nie będzie ze mną współpracował. W efekcie zmusi do uwolnienia go z piwnicy, wyjdzie z domu, a później wróci… Z kim? Z kolegami? Z policją? A może…
– Dosyć! – warknęłam, zbierając się w sobie i ruszając ku zejściu na dół. W połowie schodów prowadzących do piwnicy przystanęłam i wróciłam, by wyłączyć duszącą się na kuchence potrawę. Powinna być już prawie gotowa, a nie widziałam w końcu, co może wydarzyć się na dole w piwnicy i wolałam nie ryzykować przypalenia garnka, a może i całej kuchni. – Zdecydowanie jestem pojebana! I wiem o tym!
Zakręciłam kurek z gazem pod garnkiem, zamieszałam potrawę i odetchnąwszy głęboko i powoli już chyba po raz setny, skierowałam kroki do piwnicy i czekającego tam na mnie więźnia.
Przed drzwiami znów zastygłam, słysząc, że krzyknął. Nie było to wołanie o pomoc, a raczej okrzyk bezsilności, może złości, lub strachu. Zaraz potem zaczął się szarpać, a ja modliłam się, by nie zrobił sobie krzywdy. Nie myślałam o tym dotąd, a przecież nie wiedziałam, czy nie jest na coś chory.
– Ja pierdolę – szepnęłam do siebie, po czym otworzyłam drzwi, po nich kolejne, które musiałam odblokować kluczem i w końcu zaświeciłam światło w piwniczce.
Radek leżał na łóżku, ręce nadal miał unieruchomione nad głową, włosy rozczochrane i zaciskał powieki, gdy oślepił go blask lampy na suficie.
Drżałam, właściwie to dygotałam już na całym ciele, ledwie opanowując odruch ucieczki. Zganiłam siebie za tchórzostwo, bo przecież zabrnęłam już tak daleko, że nie było odwrotu, nie dało się tego cofnąć, wymazać z pamięci tak mojej, jak i jego.
– Witaj – szepnęłam przez zaciśnięte strachem gardło. – Jak się czujesz?
– Gdzie ja jestem?! – krzyknął, wbijając we mnie rozjuszone spojrzenie.
Przegięłam! A jednak to było głupie! Znów cofnęło mnie o pół kroku w kierunku drzwi, ale nie uległam instynktowi, nakazując sobie spokój.
– Jesteś u mnie. – Nadal nie potrafiłam wydusić z siebie nic poza ledwie dosłyszalną odpowiedzią. – Uwięziłam cię.
Milczał, analizując pewnie to, co powiedziałam. Patrzył na mnie, jak na wariatkę, którą de facto byłam.
– Że co?! – krzyknął, unosząc brwi. – Co zrobiłaś?
Uwolnię go od razu! Odepnę mu z nadgarstków te durne kajdanki i wypuszczę, nim zabrnę za daleko. Inaczej, ja już tam byłam!
Przestań, durna! – huknęło mi w głowie. – Idź w to! Na całość! Czekałaś na tą chwilę!
– Uwięziłam – odpowiedziałam i o dziwo z większą mocą. – Wcześniej odurzyłam i porwałam.
Powiedziałam to! Teraz już wie. Co zrobi? Będzie błagał o litość i uwolnienie? Oby nie. Chciałam, by nie był taki. Jaki? Miękki? Strachliwy? Czego ja właściwie oczekiwałam?
– Nie rozumiem – patrzył na mnie z czymś tak dziwnym w oczach, że nie wytrzymałam i musiałam odwrócić wzrok, czując rumieńce występujące mi na policzki.
To było upokarzające, ale przecież widziałam, że nie ucieszę go odpowiedzią!
Zbierałam się w sobie, by podnieść spojrzenie i patrzeć odważnie, bo przecież nie jestem tchórzem. Wziąć się w garść i doprowadzić do tego, po co tu przyszłam. Zaproponuję mu seks i zapewnię, że nic mu się nie stanie, bo za kilka dni wypuszczę go na wolność.
– Co chcesz ze mną zrobić? – zapytał cicho.
Ton jego głosu bardzo kontrastował z wybuchem sprzed chwili. Nabrałam powietrze w płuca i na jednym oddechu wyrecytowałam zdanie, które przygotowywałam w myślach i wypowiedziałam dziesiątki razy, jeszcze na etapie planowania porwania.
– Chcę zabrać tydzień twojego życia. Później cię uwolnię i o mnie zapomnisz.
– Co masz na myśli, mówiąc o tygodniu mojego życia? – sapnął, patrząc na mnie z niedowierzaniem.
– Mam zamiar przez tydzień cię tu więzić.
– Ale po co?
Dobra, to jednak bez sensu. Nie dam rady trzymać go w takim stanie. Nie, przykutego do ramy łóżka. Przecież to nie prowadzi do celu, który chciałam osiągnąć!
Podeszłam do materaca, na którym leżał, usiadłam obok niego i rozkułam kajdanki, uwalniając jego dłonie. Jak mam mu to wyjaśnić? Jak przekonać?
– Chcę się tobą nasycić – tłumaczyłam, wciąż nie potrafiąc spojrzeć mu w oczy. Bałam się, że gdy to zrobię, zablokuję się i nie powiem już ani słowa. – Najeść się tobą przez tych parę dni.
I wtedy mnie zaskoczył, zrywając się błyskawicznie z pozycji leżącej do siadu, po czym złapał mnie za ramiona i zagarnął pod siebie, siadając mi na biodrach. Unieruchomił mnie tym samym, więżąc udami i ramiona. Byłam bezbronna, ale i o dziwo poczułam dziwny rodzaj ekscytacji tym, co zrobił. Tego się po nim nie spodziewałam! I jasny gwint, podobało mi się to!
– Co teraz powiesz? – zmrużył oczy, patrząc na mnie bez uśmiechu.
– Teraz nic – odpowiedziałam ze spokojem, którego nie było we mnie ani krztyny. Mimo to nie spanikowałam, nawet ne drgnęłam, lecz odwzajemniłam jego spojrzenie. – Nie wyjdziesz stąd, jeśli nie zechcę.
– A jeśli cię… – urwał, jakby szukał odpowiedniego słowa – podduszę? Co wtedy?
– Możesz mnie udusić. – Brnęłam w kłamstwa, nawet nie mrugnęłam przy tym. – Bez kodu nie wyjdziesz stąd.
Blefowałam, bo wchodząc do piwnicy, zapomniałam o tym, by zamknąć ją na klucz od środka. Ale wpadł mi do głowy pomysł, więc skłamałam i o tym, że do opuszczenia celi potrzebuje kodu. Czy da się nabrać? Czy uwierzy? Czy jestem dobrą aktorką?
Na co dzień praktycznie nie kłamałam, bo po pierwsze nie miałam takiej potrzeby. Po drugie za bardzo mnie to stresowało, więc zazwyczaj wolałam milczeć, by uniknąć niewygodnej odpowiedzi, niż ją upiększać i wymyślać jej alternatywne wersje. Teraz było inaczej, ale to pewnie przez strach, który paraliżował mnie całą, więc zapewne i mimikę mojej twarzy.
Poczułam, że schodzi ze mnie, uwalniając od swojego ciężaru. Nie poczułam ulgi, lecz tęsknotę, gdy straciłam kontakt z jego ciałem i ciepłem, które teraz zastąpił chłód piwniczki.
Podciągnęłam się do siadu i czekałam, co powie. Naciągnęłam bluzę na kolana, jak zawsze, gdy zrobiło mi się zimno. Tak, jak teraz, gdy mnie nie dotykał. Zrobiłam to również po to, by zająć czymś ręce, bo nie wiedziałam co począć z dłońmi.
– Czy ty jesteś psychopatką? – zapytał cicho, przyglądając mi się badawczo.
– Nie wiem czy jestem psychopatką – odparłam szczerze, choć przecież nie raz przemknęła mi przez głowę taka właśnie myśl. – Możliwe, że nią jestem. Ale to przez ciebie.
– Chcesz mnie przez tydzień więzić i myślisz, że nikogo to nie zaalarmuje?
Rozbawił mnie tym pytaniem, ale czułam, że bada grunt, sprawdzając, jak jestem niebezpieczna. Nie byłam niebezpieczna, ale przecież tego nie mógł wiedzieć. Dla niego byłam dziwaczką, która go porwała, uwięziła, a teraz siedzi z nim na łóżku w miejscu, którego on nie zna.
– Wiem, że nikt się nie zorientuje – przyznałam ze wstydem, bo wstydziłam się tego, co miałam zamiar powiedzieć – Jesteś właśnie na wakacjach autostopem. Pisałeś o tym na Facebooku.
Milczał i pewnie mi się przyglądał, a ja całą siłą woli zbierałam się na odwagę, by wreszcie przestać uciekać spojrzeniem. Patrzyłam w dół, mając w zasięgu wzroku jego udo i cholera, nawet ono było idealne! Zamrugałam oczami, gdy zadał kolejne pytanie. To, po którym miałam odkryć już wszystkie karty. Czy mnie wyśmieje?
– I co chcesz przez ten tydzień ze mną robić? – zapytał cicho.
– Chcę uprawiać seks – odparowałam, unosząc głowę i tonąc w błękicie oczu Radka.
Milczał i tylko patrzył, pewnie nie wierząc w to, co usłyszał. Też bym nie uwierzyła.
– Nie mogłaś mnie o to poprosić? – skrzywił się, ja zacisnęłam usta, bo co mu mogłam powiedzieć?
Że mogłam i nawet o tym myślałam, ale bałam się odrzucenia? Jak wtedy, gdy zaprosiłam go na studniówkę, a on zbył mnie jednym zdaniem? Nie zniosłabym tego ponownie. I jak niby miałam to zrobić? Podejść do niego gdzieś na ulicy i zapytać, czy mnie przeleci? Jasne! Ja i coś takiego?! Wolałam go porwać i zrobić to na moich warunkach.
Milcząc, usiadłam na łóżku, nogi spuściłam na podłogę. Żałowałam, że mam spięte włosy, bo mogłabym się nimi zakryć przed jego natarczywym wzrokiem. Czułam to spojrzenie na policzku, a ten palił mnie żywym ogniem, blokując ponownie mówienie.
Nagle drgnął, po nim ja, bo wystraszyłam się po prostu.
– Więc zaczynajmy – rzucił. – Rozbieraj się!
Spojrzałam na niego, gdy tymczasem on zdjął koszulkę przez głowę i rzucił ją na podłogę.
Nie zareagowałam, bo jedynym, na co potrafiłam się teraz zdobyć, było przyglądanie się jego nagiemu torsowi. Boże, to się działo naprawdę! Zaraz będzie goły i zrobi to, po co gu tutaj sprowadziłam!
Milczał i widziałam, że czeka na mój ruch.
– Na co czekasz? – pochylił się do mnie i poczułam jego zapach. Męski, ciepły i obezwładniający. Wcześniej go nie zarejestrowałam, ale skupiony na działaniu umysł, widać zablokował mi węch. Teraz docierał do mnie, w efekcie zaciągnęłam się ciepłą wonią jego ciała. – Rozbieraj się!
Po tych słowach wstał i rozpiął rozporek dżinsów. To mnie otrzeźwiło, podrywając z materaca.
– Przyniosę ci najpierw coś do jedzenia – stęknęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy i prawie biegiem dopadłam drzwi.
Wyszłam, przekręciłam klucz, dopiero teraz zauważając, że wciąż tkwił w zamku. Całe szczęście, bo dłonie tak mi się trzęsły, że nie potrafiłabym teraz trafić kluczem do dziurki.
– Przynieś lubrykant! – dobiegło mnie, nim wyszłam przez kolejne, na chwilę tylko zatrzymując się przy programatorze temperatury na ścianie, by uwiarygodnić wersję o zamku z otwierającym go kodem.
Za drugimi drzwiami, oparłam się ciężko o skrzydło, po czym zsunęłam się po ich powierzchni na podłogę i usiadłam, dysząc, jak po biegu.

Zostaw Komentarz