Getting your Trinity Audio player ready...
|
Rajski czas
Endriu
Miejsce wybrałem doskonałe. Nie wiedziałem, że aż tak, w efekcie komfort i udogodnienia zaskoczyły i mnie. Warto było, bo entuzjazm Magdy i jej reakcje na wszystko, czego doświadczaliśmy razem w tym magicznym miejscu, udzieliły się i mnie. To dzięki niej dotarło do mnie, ile dobra odbierałem sam sobie, przez brak przyzwolenia na spontaniczność i dziecięcą radość, której odmawiałem sobie od dziecka. Magda nie miała z tym problemu i reagowała przepięknie. Na przykład w saunie, która znajdowała się przy wyjściu z zewnętrznej części basenu.
– Boże, jak tu pięknie!- krzyknęła gromko, wychodząc po nierdzewnych schodach.
Miała pewnie na myśli przyrodę, ośnieżone choinki wokoło i słońce, które skrzyło się na pokrywającym je śniegu. Ciężkie od białego puchu gałęzie zwisały nisko i co jakiś czas słychać było głuche pacnięcie, gdy jego nadmiar zsuwał się, uwalniając drzewo od tej zimowej pierzyny.
– Masz rację, jest pięknie – odpowiedziałem z uśmiechem, choć nie miałem na myśli otoczenia. – Najpiękniej!
– Andrzeju – uśmiechnęła się, opierając nagimi pośladkami o lodowatą pewnie poręcz i odginając się kusząco, eksponując w ten sposób nagie ciało. – Czuję się tutaj teraz tak bardzo częścią natury, jak nigdy dotąd.
Zamilkłem, porażony jej pięknem. Mokre końcówki włosów przykleiły się do ramion. Pełne piersi przyciągały wzrok do maleńkich w tej chwili, sterczących sutków. Woda spływała z bioder, a wokoło dziewczyny unosiła się para, którą wytworzyło uciekające ze skóry ciepło.
– I wiesz co? Nigdy wcześniej nie byłam goła w takich okolicznościach przyrody! – Zatoczyła dłonią wokół, ja nadal podziwiałem jej ciało.
Niczym bogini. Pełna mocy, nieubrana i niezważająca na panujący wokoło mróz.
– Idę skorzystać z tego udogodnienia, bo mi zaraz oczy zamarzną! – zaśmiała się, unosząc wysoko stopy i wbijając je w puszysty śnieg.
– Zaraz do ciebie dołączę – mruknąłem pod nosem, czego nie mogła usłyszeć.
Szklane drzwi z przyciemnionego szkła zamknęły się za nią, wypuszczając na zewnątrz obłok pary wodnej. Dobiegł mnie jeszcze jej radosny okrzyk i tego też jej zazdrościłem. Ja nigdy nie wyrażałem tak głośno entuzjazmu.
Sauna okazała się czymś genialnym w okolicznościach przyrody, gdzie po nagrzaniu ciała, można było wskoczyć w zaspę śniegu, wytarzać się w nim, a następnie wbiec do wody w zewnętrznej części basenu.
Kochaliśmy się w saunie i ten seks był leniwy. W wodzie zewnętrznego basenu było rześko i elektryzująco, a w łóżku każdorazowo usypialiśmy po seksie.
Dodatkowo w kuchni zaopatrzono lodówkę i zamrażarkę we wszystko, czego mogliśmy potrzebować, by nie tracić czasu na poszukiwanie restauracji, do których musielibyśmy jechać, by uzupełnić stracone kalorie.
– Jak mi tu dobrze – mruknęła Magda.
Leżeliśmy zakopani w pościeli, było popołudnie, w kominku trzaskało palące się drewno. Ona wtulona we mnie bokiem, z udem zarzuconym na moje, palcami dłoni bawiąc się włosami na mojej klatce piersiowej.
– Tak dobrze, że mogłabym tu spędzić jeszcze tydzień, albo i dwa.
– Ja też – odparłem, żałując, że tego pragnienia nie mogę spełnić.
Nie w tym okresie, bo zwyczajnie nie przygotowałem firmy na swoją nieobecność. Nie pod koniec roku. Postanowiłem równocześnie, że jeszcze w styczniu zabiorę Magdę na dłuższy wypad dokądś. Teraz musieliśmy się zadowolić dwoma dniami, które okazały się wspaniałe i wiedziałem, że będą dla mnie super napędem na najbliższe dni. W sumie, to niewiele miało się zmienić po powrocie do domu. Nadal będę miał przy sobie Magdę i będę się koło niej budził i zasypiał.
– I’ts good to be me – dodałem, naśladując filmową postać Austina Powers’a.
Zamruczałem jak on w momencie, gdy siedząca obok niego Madonna, podrapała go za uchem. Magda zaśmiała się, w lot łapiąc żart. Cóż, wyglądało na to, że w stosunku do niej myliłem się wcześniej tak bardzo, jak tylko można się mylić, gdy nie zna się drugiej osoby i żyje wyłącznie wyobrażeniami o niej.
***
Magda
Trochę smutno było, gdy opuszczaliśmy ten rajski, karpacki zakątek. Willa, którą wynajął Andrzej, była wyposażona we wszystko, co jest potrzebne na kilka dni, w oderwaniu od świata. Mogłabym tu mieszkać z nim i miesiąc, ale i tak cieszyłam się z czasu, który udało nam się spędzić razem.
Z drugiej strony byłam podekscytowana powrotem. Przeprowadzałam się do niego i miałam oto okazję poznać faceta od strony, której trochę się bałam, a zarazem byłam ciekawa. Lęk wynikał głównie z obawy o to, jak usypia się i budzi koło niego i czy wspólne życie nie ostudzi nas i czy nie znudzimy się sobą.
– Co, do cholery? – warknął Andrzej, wyrywając mnie z sennego zamyślenia, gdy dojeżdżaliśmy już do domu.
Skręciliśmy w ulicę prowadzącą do jego posesji, gdy w oczy rzucił się widok radiowozu stojącego przy bramie wjazdowej.
Zaparkowaliśmy, po czym Andrzej wysiadł bez słowa. Wyczułam jego nerwowość, przez co sama również się zestresowałam. Podszedł do radiowozu i zastukał w szybę od strony kierowcy. W efekcie z pojazdu wysiadł umundurowany człowiek, ja czym prędzej wyskoczyłam z miejsca pasażera, ciekawa tego, czego może dotyczyć ich wizyta.
– Dzień dobry, posterunkowy Bartłomiej… – mówił młody chłopak, legitymując się.
Kiwnęłam głową na powitanie, dołączając do nich, przysłuchując się mężczyźnie.
– Otrzymaliśmy informację, że w pana domu znajdują się… zwłoki – dokończył, mi opadła szczęka.
– Co takiego?! – pisnęłam, przyciągając tym spojrzenia obu policjantów.
Policjant nie wyglądał na przejętego, a raczej znudzonego tym, że ktoś zrobił sobie głupi kawał, wzywając policję.
– Nie rozumiem – sapnął Andrzej. – Jakie zwłoki?! O czym pan mówi? I kto to niby zgłaszał? Nie było nas w domu, wyjechaliśmy…
Urwał, mnie od środka zalał miód. Powiedział „NAS! Nie było NAS w domu”! Wow, nie podejrzewałam, że to proste stwierdzenie wywoła na mnie i we mnie tyle emocji!
– Nie możemy powiedzieć kto, bo to było zgłoszenie anonimowe, ale mamy obowiązek je sprawdzić – odparł, zapinając kurtkę pod samą szyję. – Możemy?
Było zimno, zaczynał sypać świeży śnieg i ściemniło się już.
– Czy wpuszczą nas państwo do domu? – zapytał bez entuzjazmu, co świadczyło o tym, jak bardzo poważnie potraktowali zgłoszenie.
– Jasne, zapraszam. – Andrzej zmarszczył brwi, wskazując dom.
Szliśmy podjazdem, gdy mój wciąż jeszcze zamroczony seksem i zrelaksowany umysł zaczął działać i łączyć kropki.
Zgłoszono, że w domu są zwłoki? Dom wyglądał na zamknięty, więc nikt nie wchodził do środka. Jedyne, co przyszło mi do głowy, to podniesione rolety i spojrzenie wścibskiego sąsiada, który zobaczył kuchnię z salonem. I blat kuchenny! Przecież lalka została na nim!
– Andrzej, czy nie wydaje ci się, że może chodzić o lalkę? – mruknęłam do niego, gdy otwierał drzwi wejściowe.
– O kurwa! – mruknął, zamierając z dłonią na klamce wpółotwartych drzwi. – Faktycznie!
– Coś się stało? – zapytał policjant i wyglądało, jakby spiął się cały, a na Andrzeja patrzył z podejrzliwością.
– Nic, panie władzo – westchnął zrezygnowany, wbijając kod do pikającego coraz szybciej programatora alarmu. – Przypuszczam, że chodzi o lalkę, ale to panowie sami zobaczą.
Zaświecił światło, poprowadził mężczyzn w głąb budynku. Podreptałam za nimi, czując ogarniającą mnie wesołość, a równolegle zażenowanie.
– Proszę – westchnął i zaświecił lampy w kuchni.
Światło sufitowe rozbłysło, padając wprost na wdzięcznie rozkraczoną lalkę. Mężczyźni zamarli, dłoń jednego, odruchowo pewnie, powędrowała do kabury z bronią.
– To seks lalka – postanowiłam włączyć się do sprawy, by rozładować napięcie, które z każdą upływającą sekundą dosłownie zagęszczało powietrze. – A ja jestem jej pierwowzorem.
Podeszłam do blatu i stanęłam przy lali tak, by policjanci widzieli zarówno moją, jak i twarz lalki. Patrzyli z rozdziawionymi ustami, przeskakując co chwila z niej, na mnie i z powrotem. Wyglądali przy tym tak zabawnie, że nie powstrzymałam się i parsknęłam. Wesołość wzmogła się, gdy wzrok mężczyzny zaczął badać nagie ciało lalki, a na jego policzki wypłynął krwisty rumieniec.
Zaskoczył mnie drugi policjant. Jego imienia nie poznaliśmy, bo nie zdążył się przedstawić. Wysoki, postawny blondyn, skojarzył mi się z typem facetów, których unikałam. Za przystojny, ale surowy, nie to co mój były, wymuskany i nadmiernie upiększony Dareczek.
– Na przyszłość proszę zadbać, by sąsiedzi nie mieli takich widoków z okien – mruknął milczący dotąd policjant. – Komisarz Marcel Zieliński – mówiąc to, zasalutował oszczędnym ruchem, nieznacznie skłaniając głowę.
– Magda – sapnęłam, odwzajemniając.
Komisarz nie wyglądał na zaskoczonego, czy zszokowanego. Raczej rozbawionego zajściem. Nie zarumienił się i nie speszył, jak jego towarzysz. O nie! Gdy przyglądał się lalce, brew powędrowała mu na czoło. Prawie udało mu się nie przyglądać mi, zapewne porównując oryginał z kopią.
Poczułam się obnażona, bo real doll była tak realna, że zwyczajnie obnażała tym mnie!Objęłam się ramionami i przysunęłam do Andrzeja, w odruchu schowania się za nim.
– Proszę zadbać o to, by podobny incydent nie zdarzył się już – powiedział spokojnym, głębokim głosem, zwracając się do Andrzeja, niczym do winowajcy. – Patrząc na lalkę, trudno się nie pomylić – wskazał rozkraczone na blacie cacko. – Wygląda na żywą, a wścibscy… – urwał, skrzywił się, a następnie uśmiechnął – nader zainteresowani państwem sąsiedzi mogli się przestraszyć, chociaż wątpię, by patrząc na tą zabawkę, ktokolwiek pomyślał, że jest martwa.
– Jasne, zrozumiałem – westchnął Andrzej. – Dziękuję i przepraszam za kłopot.
– Wesołych świąt! – rzucił blondyn, skłonił lekko głowę, po czym skierował się ku drzwiom. – Bartek, idziemy. Musimy uspokoić sąsiadkę. Do widzenia.
***
Endriu
Staliśmy w kuchni, patrząc na lalkę. Policjanci wyszli, my zostaliśmy sami.
– Sąsiadka – westchnąłem, patrząc na okno w salonie.
Teraz roleta była w dole, ale w ciągu dnia centralny programator załączał jej otwarcie w porannych godzinach. Latem wcześniej, w okresie jesienno zimowym później.
– Może warto byłoby zamontować firanę? – spytała cicho Magda. – Żeby sąsiadka nie mogła zaglądać do wnętrza domu.
– Tak, ta znudzona matrona – westchnąłem, kojarząc kobietę.
Leciwa, ze ściągniętymi ustami i wyrazem wiecznej dezaprobaty na twarzy. Mieszkała w domu obok. Sama, jeśli nie liczyć dwóch małych szczekaczy, które ujadały i szamotały się przy ogrodzeniu zawsze, gdy wyszedłem na taras, a one biegały luzem w ogrodzie.
Zawsze zastanawiało mnie, jaką przyjemność można czerpać z towarzystwa takich miniaturek. Ledwie było je widać, bo niknęły w wysokich trawach przy ogrodzeniu. Słychać słyszałem ich jazgot, ale ponieważ nie spędzam za wiele czasu w domu, nie przeszkadzały mi.
Poprawka, nie spędzałem, ale to się pewnie zmieni. Miałem teraz Magdę i dom by miejscem, w którym mogliśmy doświadczać intymności we dwoje. Bez wścibskiego spojrzenia sąsiadów, o których zwyczajnie zapomniałem.
– Wyobraź sobie, co sąsiadka musiała czuć, widząc, jak robisz mi minetę – mówiła cicho Magda, podchodząc do mnie i obejmując ramionami w pasie. – Rozumiem ją i gdybym była na miejscu innej kobiety i zobaczyła, co potrafisz wyczyniać ustami, pewnie pękłabym z zazdrości. Może tego nie wiesz, ale takiej wirtuozerii to ze świeczką szukać.
Szeptała coraz ciszej, wtulając się we mnie, zbliżając wargi do mojego ucha.
– Magda, czy ty mnie chcesz znowu podniecić? – pytałem o coś, co już się działo.
Twardniałem, ale działo się tak każdorazowo, gdy miałem Magdę tak blisko.
– Aha – potwierdziła, całując moją szyję i brodę, w końcu dotarła do ust. – Chyba już się podnieciłeś. – Poczułem dłoń, którą wsunęła między nasze ciała i objęła mnie przez materiał spodni. – Chyba, że to coś innego, niż myślę?
– To jest dokładnie to, o czym myślisz – mruknąłem, po czym pochyliłem się i wziąłem ją w ramiona. – Pani Magdo, chyba będę musiał nabyć jakieś odżywki białkowe, bo zużywam go dużo w kontakcie z pani ciałem.
– Powiem mamie, żeby zamówiła nam dużo jajek od baby ze wsi.
Objęła mnie ramionami, przytulając się, mnie zalało szczęście. Znowu, bo miałem ją w ramiona! Moją Magdę! Prawdziwą, nie lalkę. To znaczy ta sztuczna też była na stanie i z tego, co powiedziała Magda, gdyby nie lalka, nie zainteresowałaby się mną tak mocno. A to dlatego, że wcześniej postrzegała mnie, jako pracusia i poważnego, statecznego gościa. Cóż, dobrze się maskowałem z uczuciami, które do niej żywiłem. Już nie musiałem i mogłem być sobą.
– Zamów, zamów. – Rzuciłem ją na łóżko, blond włosy rozsypały się na kołdrze. – A tymczasem zużyjmy jeszcze trochę zasobów. Co ty na to?
– Jak na lato – odparła, zrzucając z siebie kolejne części odzieży. – I zimę i jesień i każdą porę roku.
Stałem nagi, przyglądając się dziewczynie w milczeniu. Ona również była goła i patrzyła na mnie rozpalonym wzrokiem. Kochałem ją, ale nie spieszno mi było z tym wyznaniem. Poczekam i zdążę powiedzieć jej to jeszcze i tysiąc razy. Kiedyś, gdy wewnętrzny ogień opadnie choć odrobinę.
Na planach się skończyło, bo było to pierwsze, co wyjęczałem, szczytując w niej i na niej. Tego wieczoru, czy właściwie nocy.
– Kocham cię – powtórzyłem, smakując to nieznane mi słowo, gdy spoceni leżeliśmy, wtulając się w siebie.
– No to jest nas dwoje – odparła cicho, we mnie zamarło serce. Z radości i nadziei, że będzie dobrze. Najlepiej! – W tym kochaniu. Też cię kocham, panie Andrzeju.
Zostaw Komentarz