
Rozdział 25
Impulsy
TOMEK
– Opowiedz mi o sobie – poprosiłem Filipa, gdy wracaliśmy ze śniadania w śmierdzącej, obskurnej stołówce.
Jak ja nie cierpię tego miejsca i atmosfery tam panującej. Brak higieny, do której jestem przyzwyczajony, to jedno. Jednak właścicielka i to, jak ona odpycha swoją aparycją powodowała, że większość podchodziła do wyżywienia mało entuzjastycznie. Zapach witający nas każdorazowo, przywodził mi na myśl niewietrzoną stołówkę szkolną z podstawówki. Mimo to tam karmiono nas o niebo lepiej i choć kucharki, poza jedną, zdawały się nie lubić dzieci, to nawet one były milsze, niż właścicielka, w której interesie leżało przecież karmienie nas. Najwyraźniej ona miała to gdzieś.
– Co chcesz wiedzieć? – zapytał Filip, spoglądając na mnie z góry.
Ciężko było się przyzwyczaić do tego, że facet, który mi się podoba, jest wyższy ode mnie. W dodatku zawsze patrzył na mnie tak, jakby czytał mi w myślach i jakby widział mnie o wiele intensywniej, niż wszyscy inni ludzie wokół. I jeszcze ten jego uśmiech, unoszący mu jeden kącik ust, każdorazowo rozbudzał głód, by poczuć smak jego warg.
Usta Filipa wykrzywił ten właśnie delikatny grymas, jakby wiedział, że w tym momencie myślę o pocałunku.
– Coś o twoim życiu – odparłem, odwracając wzrok. – Niekoniecznie o tym, jak to było, gdy po raz pierwszy… – I urwałem wiedząc, że wie, co mam na myśli.
– Czyli nie daje ci to spokoju – zaśmiał się cicho, mi znów dreszcz przebiegł od potylicy, po kręgosłupie w dół i umiejscowił się w podbrzuszu.
Cholera, miałem wrażenie, że przy tym facecie mógłbym chodzić z niesłabnącym, ciągłym wzwodem!
– Pobudziłeś moją wyobraźnię. – Po co miałbym kłamać?
Zaśmiał się ponownie, a ja miałem ochotę kazać mu przestać to robić.