Getting your Trinity Audio player ready...
|
Rozdział piąty
Sąsiadka
Złamał postanowienie.
Miał spędzić leniwie dzień, ugotować sobie coś dobrego, do tego obejrzeć jakiś film, ewentualnie kilka odcinków serialu. Wyszło inaczej, bo już o godzinie ósmej był na nogach. Ubrał się w ciuchy do biegania i włączył reset myśli. Resetem był bieg, na tyle szybki i męczący, by skupić się na oddechu, trafianiu stopami w odpowiednie miejsca na podłożu i wsłuchiwanie się w szum krwi w uszach.
Pierwszych piętnaście minut sprawiło średnią frajdę. Jednak po upływie tego czasu coś zaczęło się zmieniać w ciele i umyśle. Oba te zazębiające się na co dzień byty zlewały się w jedno. Umysł stawał się ciałem, a ciało umysłem. Myśli odpływały, mózg skupiał się na funkcjach życiowych. Liczył się oddech, bicie serca, praca mięśni i ich zharmonizowanie. Biegł, nie myśląc. Zmienił się w oddech, w pulsowanie krwi w żyłach.
Nadmiar energii skutkował zwyżką formy fizycznej. Godzina biegu minęła szybko. W drodze do domu zaatakował go głód. Po wysiłku, z pustym żołądkiem planował pożywne śniadanie, jajecznicę, do tego dwie kromki pełnoziarnistego pieczywa, grillowana pierś z indyka i sałatka z pomidorów.
– Do kompletu czarna kawa i kandyzowane płatki mango na deser – mruczał do siebie, przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze windy.
Uwielbiał ten stan. Nadprodukcja endorfin rozjaśniała myślenie i odbiór świata zewnętrznego. Świadomość płuc po biegu była tak dojmująca, że skupiał się na wdychaniu powietrza, zatrzymaniu go i powolnym wydechu. Wszystko po to, by poczuć zakamarki ciała, które wypełniał oczyszczający tlen.
Lepszy był tylko seks.
Wyłącznie w chwilach, gdy rżnął panienki, doznania były silniejsze. Ich minusem był jednak czas, który mijał nieubłaganie, nie przynosząc żadnych zmian w życiu. Nic, poza fizjologiczną przyjemnością pod wpływem orgazmu. Cóż, taki był jego wybór. Nie planował zmian.
Rodzina nie dawała mu zapomnieć o upływie czasu. Pytania w stylu: „Na co ty jeszcze czekasz?” lub „Kiedy znajdziesz sobie narzeczoną?” i inne tego typu ciekawskie niedyskrecje, obrzydziły mu wszystkie rodzinne imprezy. Skutek był taki, że przestał na nich bywać.
Odetchnął, przecierając spoconą twarz, i zmierzwił włosy, by odgonić natrętne myśli. Gdy dojechał na dziewiąte piętro, drzwi windy się otworzyły. Wysiadł z rozświetlonej nadmiarem ledowych punkcików kabiny dźwigu.
– Cóż za cholerstwo – dobiegł go cichy, rozzłoszczony głos i głośne pikanie alarmu. – Że też muszą takie coś wymyślać. Jakby zwykły klucz był niewystarczający.
– Dzień dobry, pani Krysiu – przywitał się z sąsiadką.
– No witaj, serdeńko. Znowu będą dzwonić, czy nic mi nie jest. Bo też co innego ktoś mógłby chcieć jeszcze ode mnie. – Mrugnęła do niego zaczepnie. – Z ofertami kredytu też już przestali wydzwaniać.
Pani Krystyna każdorazowo rozbrajała go uśmiechem, który mrużył jej oczy, okalając je siateczką zmarszczek mimicznych.
Starsza dama kontra zbyt nowoczesne mieszkanie. Jak dla kobiety w jej wieku, było to złe zestawienie. Jej dzieci chciały dobrze. Dbały o wygodę i bezpieczeństwo matki i tylko przeceniły skuteczność luksusów, które stały się dla niej utrudnieniem życia codziennego. Odbezpieczenie alarmu przy pomocy kodu, za każdym razem stopowało seniorkę. Drzwi apartamentu, na całe szczęście, zamykane były tradycyjnym kluczem. Ten nie stanowił problemu. Problemem był alarm, który włączał się i wyłączał na panelu cyfrowym umieszczonym w przedpokoju, a który na prośbę rodziny wspólnota założyła u starszej pani.
– Znowu się zacięło? – Oboje wiedzieli, że to pomyłka palców, które wbiły błędny kod. Wbił odpowiedni, bo znał go na pamięć i zwrócił się do kobiety: – Pani Krysiu, musimy coś z tym zrobić! Pójdę do administracji, bo zdaje się, że wiem, jak ułatwić pani sprawę z alarmem.
– A co to wymyśliłeś, młodzieńcze? – Pani Krystyna zainteresowała się żywo.
– A, nie powiem! – Emil ucieszył się na niespodziankę. Już wcześniej dowiedział się, że wbijanie kodu można zamienić na pilot z jednym przyciskiem. Dołączony do kluczy w prosty sposób uruchamiał i rozbrajał alarm. Dziwił się, że dzieci pani Krysi wcześniej na to nie wpadły. – Jeśli pani zaaprobuje mój wynalazek, to wproszę się na obiad do szanownej pani. – Uniósł kciuki połączone z palcami wskazującymi ku ustom w typowo włoskim geście. – Placki kartoflane to mi się śnią po nocach! A takie z gulaszem wołowym i tartym serem żółtym, to już szczyt marzeń dla mnie.
Kiedyś z takim właśnie przysmakiem sąsiadka przyszła do niego, by podziękować za to, że pomógł jej zamówić lampkę nocną na Allegro. Później odebrał zakup z paczkomatu i przyniósł seniorce. Od tamtej pory regularnie robił jej zakupy w Internecie, a sąsiadka odwdzięczała się za to plackami ziemniaczanymi w różnych wariacjach.
– Ja pomogę pani wygodnie wchodzić do mieszkania, ale w zamian wproszę się na placki. Co pani na to?
Emil wiedział, że kobieta nie chciała mieć zobowiązań. Honor nie pozwalał na to, by była zależna od kogoś. Dług wdzięczności ciążyłby jej za bardzo. Stworzył jej więc okazję po temu, by mogła się odwdzięczyć za przysługę.
– Jeśli to nie będzie kłopot… – zaczęła ostrożnie.
– Nie czarujmy się, pani Krysiu. – Przybrał mentorski ton. – Ja muszę jedynie jechać do wspólnoty i złożyć odpowiedni wniosek. – Uniósł brwi w geście, który miał podkreślić błahość wysiłku, jaki miał do podjęcia. – Pani musi obrać ziemniaki, cebule i je utrzeć. Doprawić, wymieszać i usmażyć. Ja tam nigdy nie zrobiłem placków ziemniaczanych, ale wiem od babci, że to nie łatwa sprawa. Pani Krysiu. – Zatarł dłonie. – Ja zrobię, co trzeba z tym alarmem, a pani mi usmaży placuszki ziemniaczane. Takie jak zawsze. Moje ulubione. Dobrze? – Uniósł brwi. – Ja bardzo proszę. – Zmarszczył czoło. – Mogę jeszcze coś zrobić, jeśli to mało.
To wystarczyło, by kobieta nie czuła się ciężarem, lecz potrzebnym ogniwem społeczności. Widziała, jak bardzo Emilowi zależy na posiłku i pamiętała, jak każdorazowo rozpływał się nad jej kunsztem kulinarnym. Zrezygnowała więc z bycia tak bardzo samodzielną i samowystarczalną. Pozwoliła sobie na przyznanie, że technika ją przerosła, a i dzieci przeceniły zdolności adaptacyjne osoby w jej wieku.
– Emilku, kochanie. – Pani Krystyna uśmiechnęła się promiennie do młodego mężczyzny. – Rozwiąż, proszę, mój głupi problem, a zrobię ci placki ziemniaczane jednego dnia, a na drugi poczęstuję cię plackiem po węgiersku.
Jakkolwiek same placki z ziemniaków nie miały dla Emila wartości odżywczych, a jedynie przynosiły przyjemność podniebieniu, to placek z gulaszem cielęco-wołowym brzmiał nader apetycznie.
– Ależ pani kusi – mówiąc to, groził jej żartobliwie palcem. – Gdyby dziś nie była sobota, to zaraz bym się zabrał za sprawę. Placek po węgiersku – westchnął. – Rozkosz dla podniebienia.
W mieszkaniu zjadł śniadanie, po czym włączył film, z zamiarem spędzenia leniwego przedpołudnia, a później i popołudnia. Przeglądał dostępne na Netflixie filmy w poszukiwaniu czegoś, co zapewniłoby mu rozrywkę.
Szarobury dzień zachęcał do leżenia na kanapie z pilotem w dłoni. Wybór padł na sensację. Emil miał nadzieję, że wartka akcja wciągnie go na tyle mocno, że przestanie myśleć o „prawie” nieznajomej kobiecie.
Sam się, kurwa, nakręcam – pomyślał ze złością. – Im częściej o niej myślę, tym większy apetyt mam na tę suczkę.
Po godzinie trwania filmu, z którego treści nie zarejestrował praktycznie nic, skapitulował.
– To jest chore – warknął pod nosem.
Klnąc pod nosem, przebrał się w strój sportowy. Pod pachę zgarnął skórzaną kurtkę i, wmawiając sobie, że robi to dla własnej tylko przyjemności, spryskał się ulubioną wodą toaletową.
Dojechał do miejsca pracy. Recepcjonistka przywitała go zdziwionym wzrokiem, lecz nie zadawała pytań. Znała Emila i jego zdystansowanie do współpracownic. Wiedziała, że ten flirtuje wyłącznie z klientkami obiektu sportowo-rekreacyjnego. Nie mieszał relacji zawodowych z przyjemnością. Seks owszem, ale tylko poza firmą i na pewno nie ze współpracownicami. Odprowadziła Emila wzrokiem, tęsknie spoglądając na zgrabną pupę rysującą się pod materiałem spodni.
– Schrupałoby się taki tyłeczek – westchnęła pod nosem. – Bez popitki. Albo chociaż polizało.
W szatni Emil zostawił kurtkę. Nie przebierał się. Zamknął metalową szafkę, kluczyk wsunął do kieszeni. Jeśli Magdy nie będzie, to pójdzie do kina. Cokolwiek, byle zająć myśli.
Ze zdumieniem stwierdził, że serce wali mu jak młotem w momencie, w którym przestępował próg szatni i zbliżał się do drzwi prowadzących do sali ćwiczeń.
Nie miał planu. Nie wiedział, co powie, jeśli ją tam zastanie. Miał to gdzieś. Chciał ją po prostu zobaczyć.
Mimo sporej ilości trenujących przyciągnęła jego wzrok niczym magnes. Gdy wszedł, spojrzenie od razu spoczęło na Magdzie.
Miała na sobie biały, obcisły top i równie przylegające do ciała getry. Udeptywała orbitrek. Jego zdaniem jedno z najbardziej idiotycznych urządzeń do ćwiczeń. Nie mógł jednak nie przyznać, że jej dupeczka wyglądała podczas tej aktywności wyjątkowo apetycznie. Unosiła się to na jednym prostowanym udzie, to na drugim. Chętnie by postał minutę, może nawet pięć i tylko podziwiał widok. Wiedział niestety, że sam też jest obserwowany przez kilka osób. Jedna z nich, to jego była kochanka. Niewiele znaczący epizod, niezbyt satysfakcjonujący seks.
– Hej – rzucił krótko, stając z zaplecionymi ramionami za Magdą.
Widział, jak omal nie straciła równowagi. Poczekała, aż maszyna wytraci tempo, po czym odwróciła się do Emila i zeszła z urządzenia. Zauważył wzrok, którym błądziła po jego torsie. Podobało mu się to zainteresowanie i rumieniec, który powoli wylewał się na policzki. Nie dyszała, więc to zarumienienie nie było wywołane wysiłkiem. Czyżby emocje? A może mu się wydawało? Może wmawiał sobie, że jest nim zainteresowana?
– O! Cześć. – Uśmiechnęła się.
Ten uśmiech dotarł do oczu. Źrenice zakryły prawie całe tęczówki. Wargi zadrżały, dolna została przygryziona. Magda przełknęła głośno ślinę. Usłyszał to. Musiała być zdenerwowana.
– Nie spodobało ci się boksowanie? – Nie wiedział, o co mógłby spytać.
Pokraśniała jeszcze bardziej, wzrok wbiła w podłogę. Spojrzała na niego, otworzyła usta, jakby chciała odpowiedzieć. Milczała jednak. Jej wzrok uciekł w bok, gdzieś koło jego ramienia. Zmarszczyła brwi, zamknęła usta. Zaplotła ramiona pod piersiami, w wyniku czego powstał cudownie kuszący przedziałek między półkulami, w wycięciu dekoltu obcisłego topu.
– Wyjdźmy stąd – szepnęła ledwie dosłyszalnie, wymijając go.
Zbaraniał, lecz po chwili odzyskał rezon. Nie był pewien, czy dobrze usłyszał. Odwrócił się na pięcie i ruszył za Magdą. Pochwycił czyjeś zaciekawione spojrzenie, mrugnął zawadiacko do kobiety. Ta zamrugała w odpowiedzi gwałtownie, lecz nie zajęło to uwagi Emila w tym momencie.
Szedł za rozkołysanymi pośladkami, uwięzionymi w błyszczącym opięciu tkaniny. Sfokusował wzrok na tym kuszącym zjawisku, na grze mięśni pod cienkim materiałem.
Wyobraźnia aż huczała od pracy. W myślach już zagłębiał się między kształtnymi półkulami pośladków i dalej, w śliskim kobiecym wnętrzu, już miał Magdę, już ją rżnął.
Drugi tom SERII
OPIS:
Iza postanawia jechać na Mazury, jako wychowawca kolonijny. Robi to z kilku powodów, głównie jednak po to, by odpocząć po mdłym związku.
Tomek ucieka z miasta, by zejść z radaru szalonej stalkerce, która nie daje mu wytchnienia, gnębiąc na każdym kroku. Tych dwoje spotyka się w niewielkiej miejscowości, w której znajduje się obóz młodzieży. Myśleli, że ten wyjazd da im chwilę na nabranie dystansu i zastanowienie się nad sobą. Niestety, Iza chcąc pomóc właścicielce ośrodka, godzi się na bycie modelką i pozowanie bogatemu odludkowi, mieszkającemu opodal obozu. Tomasz natomiast zostanie zmuszony do zrewidowania poglądów o własnej seksualności, gdy na jego drodze stanie nieziemsko przystojny Filip.
Świat obojga dodatkowo zaburzy odkrycie zwłok, które rzucą światło na przeszłość kilku osób z ich otoczenia. Romans, erotyk i kryminał w jednym, a wszystko to dzieje się w pięknych okolicznościach przyrody, w otoczeniu Mazurskich jezior i lasów.
Podniecisz się, wzruszysz, a czasami pośmiejesz. Z całą pewnością nie odłożysz książki, nim jej nie skończysz i nie dowiesz się, kto jest mordercą.
Zostaw Komentarz