Zakazana. Kasia rozdział 4

with Brak komentarzy
Getting your Trinity Audio player ready...

Zakazana. Kasia okładka jpg

Rano wystartowałem do pracy. Z rąk Miry odebrałem kubek termiczny z kawą i ruszyłem w drogę. Młodej jeszcze nie było. Zrezygnowała?

A co mnie to właściwie obchodzi?

***

Mam zacząć, ale muszę wpierw pogadać z matką. Wiem niestety, że będą z nią problemy. Nawet, gdyby nie był powodu do nich, ona znajdzie pretekst do spinki, bo taka już jest. Znajdzie powód, by pokazać swoją przewagę, bo to ona wciąż jest opiekunem prawnym. Chłopaków.

– Mamo – zaczęłam łagodnie. – Zaczynam nową pracę.

– No i najwyższy czas! – Jej jazgotliwy głos podniósł mi włoski na przedramionach. – Tyle czasu wisiałaś na moim garnuszku!

Nie oderwała nawet wzroku od lusterka, w którym oceniała efekty postępu czasu i działania destrukcyjnego trybu życia na urodę.

– Dostałam lokum i chcę wziąć z sobą Kacpra, bo wiem że jesteś zbytnio zapracowana, by mieć dla niego czas.

Ten podkop pod jej ego, kosztował mnie mnóstwo energii. Chciałam jej wykrzyczeć, że jest suką której nie obchodzi los własnego dziecka i że muszę jej wydrzeć malucha, by nie płakał w zimnie, głodzie i samotności, gdy tymczasem ona będzie się kurwiła z kolegami. Milczałam jednak, czekając na jej parszywą reakcję i nie zawiodłam się.

– Tylko nie myśl, że oddam ci pieniądze, które na niego dostaję! – Spojrzała na mnie, mrużąc oczy ponad krawędzią lusterka. – Mam jeszcze dwóch darmozjadów na utrzymaniu!

Wredna picz, myślała tylko o własnym tyłku. Obie wiedziałyśmy, że ani grosz z zasiłku nie trafia do brzuchów, czy na grzbiety moich braci. Wszystko szło na jej ciuchy, kosmetyki i zabawę. Sczeźnie w piekle! Cholera, nie chcę takich złych myśli!

– Utrzymam nas za własną pensję – odparłam, zaciskając zęby.

– To pomyśl jeszcze, żeby się dołożyć do pozostałych braci.

Już próbowała mnie doić, chociaż jeszcze nie powąchałam pieniędzy!

– Aż tyle, to raczej nie zarobię za sprzątanie domu – sarknęłam, powstrzymując odruch oplucia jej.

I to był koniec rozmowy. Żadnego: gratuluję ci córko znalezienia pierwszej w życiu pracy. Zeszłam jej ze stanu, więc mogę zmyć się na dobre, a zabranie malucha spod jej „opieki”, jest dodatkowym bonusem.

Widziałam, jak ciężko jest się pogodzić starszym braciom z nowym stanem rzeczy. Siedzieli na łóżku i przyglądali mi się, gdy wpychałam do reklamówki swoje i Kacpra rzeczy. Nie było tego dużo, nie nadźwigam się.

Następnego dnia rano, wyściskałam Arka i Tomka i zaprowadziłam Kacperka do szkoły.

Po ósmej stałam przed bramą, znów starając się zapanować nad nerwowością.
Czy dam radę? Taki wielki dom! Precz czarne myśli! Mam pracę, a dodatkowo miejsce do mieszkania! Takiego bonusa nie brałam pod uwagę. Bóg nade mną czuwa.

– Witaj dziecko. – Pogodna twarz Miry poluzowała węzełek, zaciskający się na moim żołądku. – Czas na nowy rozdział w życiu.

Nowy rozdział zaczął się ostro. Zostałam oprowadzona po domu, czy raczej mega willi, w której pokazano mi składzik ze środkami czystości, tam dowiedziałam się, co czym mam czyścić.

Co chwila musiałam zadawać pytania, dotyczące obsługi niektórych urządzeń. Odkurzacz centralny był dla mnie nowością, podobnie nowoczesna pralka, manekin susząco-prasujący do koszul i jeszcze kilka drobniejszych, lecz równie skomplikowanych. Po pięciu godzinach wystrzeliłam na autobus. Po kolejnej godzinie wróciłam z Kacprem, gotowa do dalszych zadań.

– Na dziś wystarczy Kasiu. – Mira nie potrafiła oderwać oczu od Kacperka. – Chodź, pokażę ci wasze nowe mieszkanie.

Warunki finansowe były dla mnie co najmniej zadowalające, szczególnie w porównaniu z gotówką, którą dotychczas miałam do dyspozycji na przeżycie. To, że mogłam dodatkowo mieszkać w miejscu pracy i to z braciszkiem, cieszyło mnie najbardziej.

Mira nie pytała o nic. Z wczorajszej rozmowy wiedziała, jak dotąd żyłam i dlaczego zabrałam małego z sobą.

Szłyśmy właśnie dróżką, wiodącą z tyłów kuchni do pomieszczeń garażowo – gospodarczych, które same w sobie były pokaźnych rozmiarów budynkiem. Trzy bramy wjazdowe, piętro powyżej zajmowały pomieszczenia dla pracowników.

– Schody są z tyłu budynku. – Wskazała kierunek. – Miałam kiedyś synka – mówiąc to, patrzyła na podskakującego beztrosko Kacpra. – Umarł mniej więcej w tym wieku.

Milczała ona i milczałam ja. Nie mam pojęcia, co się w takich okolicznościach mówi.

Wdrapała się powoli po schodach, sapnęła, wyciągnęła z kieszeni fartucha pęk kluczy i podeszła do ostatnich w ciągu drzwi.

– Tutaj.

Puściła nas przodem, sama zostając za progiem.
– Jak się rozpakujecie, to przyjdźcie do kuchni coś zjeść. Pewnie nie zrobiłaś jeszcze zakupów.

Chciałam odpowiedzieć, że nie zapomniałam o zakupach, tylko nigdy o tej godzinie nic już nie jemy, ale Miry nie było. Zamknęła za sobą drzwi, zostawiając nas samych.

Podziwiałam oto miejsce, które miało się stać naszym prywatnym rajem. Był to mały przedpokój z szafą i drzwiami do łazienki. Drzwi obok prowadziły do ubikacji, kolejne do pokoju. Tu szczęka mi opadła. Jasny pokój miał aneks kuchenny, stół na cztery osoby, obok stała kanapa, a przed nią na ścianie wisiał telewizor.

– Telewizor! – zapiszczał radośnie Kacper i z zachwytem złożył rączki przed sobą, niczym do modlitwy. – Mamy telewizor!

Za kolejnymi drzwiami znajdowała się sypialnia z dużym, wygodnym łóżkiem, na które, po zrzuceniu naprędce butów, Kacper wdrapał się i z piskiem zaczął podskakiwać.
Ja klapnęłam na podłogę i… rozpłakałam się. Beczałam, jak bóbr.

– Co się stało? – Przestraszony maluch przycupnął obok mnie. – Boli cię coś?

– Nie, kochanie. – Otarłam rękawem obsmarkany nos. – Ja się tak po prostu cieszę i smutno mi, że nie ma z nami Arka i Tomka.

– To niech zamieszkają z nami! – powiedział z radością w oczach. – Poprosimy?

– To nie przejdzie, maluchu. – Przyciągnęłam go do siebie, wdychając dziecięcy zapach jego włosków. – Jesteś głodny?

– A mogę? – Spojrzał na mnie, jak na idiotkę, a mnie ścisnęło w gardle ze wzruszenia.

– Od teraz możesz, brzdącu.

Na sporych rozmiarów zapleczu kuchennym, Kacper pochłonął talerz pożywnej zupy i kilka kanapek, które z miodowym wyrazem oczu, podtykała mu Mira.

– Ma apetyt – powiedziała z miną mędrca. – Czyli zdrowy. A ty, nie jesz nic?

Nie potrafiłam jej wyjaśnić, że od tak dawna nie jadam wieczorem, że mój organizm po prostu się do tego przyzwyczaił. Zapachy jedzenia, wypełniające ten dom pobudzały ślinianki, lecz wieloletnie przyzwyczajenie, do tłumienia głodu robiło swoje. Poza tym nie byłam u siebie, głupio się czułam.

– Nie jestem głodna – stwierdziłam z uśmiechem. – Dziękuję.

– Zabierz ten talerz z kanapkami. – Wcisnęła mi w ręce górę kanapek, zgrabnie ułożonych na białej porcelanie. – To na wypadek, gdyby maluch zgłodniał – dodała, uprzedzając tym samym mój protest. – Idźcie się zadomowić, a od jutra zaczynamy na poważnie.

Znów czułam łzy, cisnące się do oczu i gardła, skinęłam więc tylko w podziękowaniu głową i ruszyłam ku nowemu mieszkanku.

Gdy szliśmy ku schodom, pod garaże zajechało auto. Silnik zgasł, drzwi kierowcy wypuściły gospodarza domu, pana Adama.

– Dzień dobry. – Przywitałam się.

Znów było mi głupio. Nie popracowałam jeszcze, a już u niego mieszkałam i jadłam jego jedzenie.

Kacperek, pisnął nieśmiało na powitanie, po czym wtulił się w moje udo. Zawsze tak robił, starając się zniknąć, gdy zachlany ojciec awanturował się w domu.

– Dzień dobry – odpowiedział. – Widzę, że jednak jesteś. – Uśmiechnął się oficjalnie.

– Jestem i chcę podziękować za pracę i lokum. – Czułam potrzebę wypowiedzenia tego na głos.

– Nie ma za co. – Zamknął drzwi auta, to z piknięciem złożyło lusterka, na co Kacperek wychylił się zza mojej nogi i mogłabym przysiąc, że zastrzygł uszami. – Dobrej nocy.

I poszedł.

Powitanie odfajkowane, pierwszy dzień przeżyłam, czas na przyjemności!

W mieszkaniu powiesiłam na wieszakach w szafie nasze ubrania, które ledwie zajęły ułamek jej pojemności.

– Jesteś głodny? – zwróciłam się do małego.

– Ani trochę. – Uśmiech na jego buźce rozkleił mnie doszczętnie.

Musiał się tutaj czuć, jak na wakacjach, na których nigdy nie byliśmy.

– Ale bardzo bym chciał pooglądać telewizję. – Oczy świeciły mu radością, jak dwie latarenki. – Mogę?

– A lekcje? – zapytałam odruchowo.

– Odrobiłem w szkole – odpowiedział jak zwykle.

– Dobrze, bąblu. – Zmierzwiłam mu włosy. – Ty oglądaj telewizję, ja pooglądam kąty.

Rozłożył się na kanapie z pilotem w ręku i zaczął zwiedzanie kanałów. Mnie one nie interesowały, więc zaczęłam szczegółowy rekonesans.

Kuchnia wyglądała, jak nowa. Lodówka cicho mruczała. Otworzyłam ją, by wstawić do środka kanapki na jutro. Na górnej półce leżała cytryna. Symbol moich marzeń, do kompletu którego brakowało jeszcze herbaty i cukru. Te znalazłam w szafce obok. W dwwóch ogromnych kubkach zaparzyłam bursztynowy napar, wsypałam cukier i wrzuciłam po plasterku cytryny. Szczęśliwa i spokojna usiadłam obok braciszka, napawając się bezpieczeństwem i pozytywnie myśląc o jutrze. Ba! O przyszłości!

– Będzie dobrze – szepnęłam pod nosem, zaciągając się cudownym aromatem napoju.

***

Dzisiejszy dzień w firmie nie należał do najcięższych. Wypoczęci po weekendzie pracownicy myśleli jasno i samodzielnie rozwiązywali większość problemów decyzyjnych. Zdarzało się, szczególnie w piątkowe popołudnia, że potrafili robić widły z takich bzdetów, Aż ręce człowiekowi opadały! Dziś dopinaliśmy duży projekt, a ja nie tolerowałem fuszerki. Zresztą było tak i przy tych mniejszych.

O osiemnastej zaparkowałem już przed domem, myśląc wyłącznie o obiedzie, kąpieli i nicnierobieniu. Może jeszcze tylko spojrzę do maili.

Przed garażem, z kopiastym talerzem pożywienia, wciśniętego zapewne przez Mirę, stała mała Kasia, z przyklejoną do jej szczupłej nogi małpiatką. Dzieciak był najwyraźniej wystraszony.

Nie mój dzieciak, nie mój problem.

Tak właściwie, to oboje wyglądali, jak dwoje dzieci. I jak niby to drobne dziewczątko ma podołać czekającym ją obowiązkom? Zwątpiłem we własną decyzję, ale tak naprawdę, ryzyko było niewielkie. Nie sprawdzi się, to szybko zmienimy dziewczynę na kogoś innego. Nigdy ne przywiązywałem się do pracowników. Wyjątkiem była Mira, ale ją traktowałem bardziej, jako członka rodziny. A ta mała, to po prostu kolejna kobieta, która ugnie się pod naporem prac, będzie narzekała na jej nadmiar, może nawet na wysokość płacy, w efekcie zniknie. Jak wiele poprzednich. Ładną buźką tu nie zarobi.

Zakazana tom 1 od Monika Liga jpg

Poprzedni tom SERII ZAKAZANA

OPIS:
arkowi pękło serce, gdy Beata, jego pierwsza miłość porzuciła go, znikając z jego życia. Poukładał sobie świat i był pewien, że nic nie naruszy fundamentów wewnętrznego spokoju. Wygodne życie, kobiety na wyciągnięcie ręki i tylko czasami wspomnienia budziły go ze snu. Zażegnywał się, że nie otworzy już serca przed kobietą. Nie przewidział scenariusza, w którym pewna małolata wkracza w jego poukładane życie i wywraca je do góry nogami. Najgorsze jest jednak to, że uczucia Marka mocno odbiegają od ojcowskich, a właśnie tak powinien traktować Jagodę. Pełna humoru opowieść o spotkaniu dwojga zakazanych sobie ludzi i wybuchu namiętności, której nie powinni czuć, bo jest zakazana.

Zostaw Komentarz