Dziękuję, że jesteś!

Ostatnio duuuuużo tworzę. Głównie kursy dla piszących (nagrałam ponad setkę filmów!) i e-booki o wydawaniu i promowaniu książek i e-booków. Postanowiłam opublikować powieść, która powstała jakiś czas temu. Poprawiłam ją i kończę i daję Ci w prezencie poniżej 🙂

Od razu chcę Cię uprzedzić, że to, co poniżej przeczytasz, jest tekstem w wersji beta. Przed redakcją i korektą, więc z całą pewnością tekst zmieni się przed wydaniem. Nie mam też okładki, ale to poczeka. Teraz piszę i poprawiam historię. 

„Piekło zmysłów” to obyczaj i drugi tom SERII ZMYSŁY, ale można go czytać bez znajomości tomu pierwszego.

Pierwszym tomem serii jest „Kalejdoskop zmysłów”, który jest bardzo osobisty. Bohaterka i jej przeżycia są mocno inspirowane mną samą. Pracowałam w takiej w firmie jak Marlena i poznałam swojego Norberta 😉 Był też Przemek (jak w 'Kalejdoskop zmysłów”), dla którego postanowiłam napisać kontynuację i to tę kontynuację przeczytasz poniżej.

Od razu Cię uprzedzę, że nie polubisz Przemka. Nie na początku i pewnie będziesz miał/a ochotę nim potrząsnąć, żeby wziął się w garść i zaczął myśleć głową (nie fiutem).

Uprzedzam, ze to będzie duga historia.

Rozdział 1

Słodki początek

Patrzyłem jej w oczy i czułem wszystkie emocje wszechświata. Oszołomienie i permanentny zachwyt. Po raz pierwszy tak intensywny i pomieszany z uwielbieniem drugiej istoty.

Kasia, Katarzyna, cóż za piękne imię! Tak mnie sobą zachwyciła, że mógłbym patrzeć na nią bez przerwy.

Poznaliśmy się, choć lepszym określeniem byłoby, że dojrzeliśmy się w tłumie na jednej ze studenckich imprez. Muzyka huczała wokół, ludzie rozmawiali, śmiali się, dźwięczało opróżniane szkło. W momencie, gdy spojrzałem jej w oczy, zamarł świat. Jakby wszystko wokoło ucichło, a nas połączył magiczny tunel. Dźwięki, zapachy, nic nie miało do niego wstępu. Byłem ja, była ona i nic poza nami.

– Cześć. – Tyle zdołałem wydusić z siebie w momencie, gdy udało mi się do niej przecisnąć.

Hej – odpowiedziała, czego nie usłyszałem, ale odczytałem z ruchu warg.

Usta miała piękne, jak i oczy i uśmiech, którym mnie obdarzyła.

– Przemek – wyciągnąłem dłoń, nie spuszczając wzroku z błękitnych oczu.

– Kaśka. – Uścisnęła moją i tak zamarliśmy ze splecionymi dłońmi.

Milcząc, patrząc sobie w oczy, nie odzywając się. Wodziłem wzrokiem po jej twarzy, pełnych różowych ustach, po których błąkał się lekki uśmiech. Zawisłem na brązowej plamce na tęczówce w lewym oku. Dziwne, że człowiek dostrzega takie drobne detale.

Muzyka zmieniła się, teraz otoczyły nas dźwięki saksofonu. Te kołysały delikatnie, poruszając coś w brzuchu.

– Zatańczysz? – Powinienem powiedzieć coś więcej, zagaić rozmowę, ale potrafiłem myśleć jedynie o głodzie, który poczułem. Chciałem ją przyciągnąć do siebie, przytulić, powąchać, całować. Jakie to pierwotne.

– Chętnie.

Kolejne pół godziny zapamiętałem jako kołysanie dwóch ciał, mój nos w jej włosach i tak nierealne wręcz porozumienie, że gdy teraz o tym myślę, to wydaje się to być bajką, może wytworem umysłu.

Miało to miejsce kilkanaście miesięcy temu, na ostatnim roku studiów. Do dziś się zastanawiam, jakby to było, gdybym wtedy dał się ponieść chwili i zaproponował jej spotkanie.

***

– Uważam, że to świetna dziewczyna. – Ojciec mówi o Ewce, jakby to była inwestycja. – Wykształcona, z dobrej rodziny i z planami na przyszłość. – Dla niego wszystko jest inwestycją. Włącznie z moim życiem.

– No i ewidentnie widać, że jest tobą zauroczona – dodała mama. – A ty Przemku? Co do niej czujesz.

– Co za różnica co czuje?! Jak nie czuje, to poczuje. – Ojciec jak zwykle musiał przejąć dowodzenie. Nawet w rozmowie o moich uczuciach. Z resztą, jego to nigdy nie interesowało. – Mężczyźnie potrzebna jest porządna kobieta, a nie jakieś tam romantyczne uniesienia!

Jak zwykle zgasił matkę. Widziałem to. Pewnie wzięła jego słowa do siebie. Też bym tak zrobił. Porządna kobieta. Dobre sobie! Jakby mówił o samochodzie, albo innym sprzęcie codziennego użytku.

***

Sierpniowy upalny piątek. Ogród rodziców zastawiono stołami, te przykryto eleganckimi obrusami. Niewielki podest, na nim kilkuosobowy jazzowy zespół przygrywający i tworzący eleganckie muzyczne tło imprezy. Feta zorganizowana na cześć nowego wspólnika ojca, czyli mnie. Duże wyróżnienie i wydarzenie w życiu człowieka. W moim na pewno, bo jestem ustawiony na resztę życia. Będę oto uczył się zarządzania jednym z największych w kraju składów budowlanych.

Powinno brzmieć jak praca marzeń. Sęk w tym, że nikt nie pytał mnie o zdanie, czy tego chcę, czy może mam inny pomysł na życie. Zostałem postawiony przed faktem dokonanym.

– Zobacz jaka to ładna dziewczyna. – Ojciec zagarnął mnie pod ramię, pochylił się bliżej tak, że patrzyliśmy w tym samym kierunku. – Widać, że będzie porządną matką. Żadna tam lafirynda. Tylko takie kobiety powinno się brać na żony.

Miałem ochotę odpowiedzieć, że jeśli tak mu się podoba, to niech weźmie ją sobie na kochankę. Sekundę później zganiłem się w duchu, bo to byłoby nielojalnością w stosunku do mamy.

– I wiesz, to że masz żonę nie znaczy, że nie możesz jeść z innych garnuszków – mruknął, ściszając głos do konspiracyjnego szeptu. Prowadził mnie przy tym w kierunku stołu, który zastawiono drogimi alkoholami. – To, że mężczyzna jest żonaty nie czyni z niego monogamisty. To kobieta powinna być wierna. Tak to urządziła natura i nie ma się z nią co spierać.

Miałem ochotę zapytać go o liczbę jego kochanek i zdanie mamy na ten temat. Powstrzymałem się, bo to byłoby bezczelne, złośliwe i szczeniackie.

– A tutaj mały prezent dla ciebie – mówiąc to, sięgnął do kieszeni marynarki, po chwili podał mi niewielkie pudełeczko. – Niech ci się dobrze nosi.

Przyglądał mi się z uśmiechem, ja ważyłem w dłoni pakuneczek. Na pierwszy rzut oka wyglądał na drogą biżuterię w skórzanym etui. Uchyliłem i aż jęknąłem z zachwytu.

– Porsche? – wyszeptałem, patrząc na kluczyk do wymarzonego auta.

– Jakoś trzeba uczcić twoją inaugurację w męskim świecie. – Spojrzałem mu w oczy i to była jedna z niewielu chwil, gdy dojrzałem w nich aprobatę i coś, co mógłbym nazwać odrobiną ojcowskiej miłości. – Poza tym kobiety bardzo lubią mężczyzn w drogich autach.

– Porsche – szepnąłem, gładząc kluczyk.

 

Dla mnie wieczór mógłby zakończyć się teraz. Niestety, musiałem pełnić honory, bo przecież to na moją cześć ojciec wydał to przyjęcie. Jego najwięksi kontrahenci mieli mnie poznać, wpuścić w krąg zaufania facetów z wielką kasą. Zamknąłem dłoń na kluczyku i ruszyłem ramię w ramię z ojcem.

Rozdział 2

Droga donikąd

– Przemciu, mógłbyś mi towarzyszyć?

Ewę przyporządkowano mi niejako z automatu. Nie pytano o zdanie, ale po prostu posadzono nas obok siebie na jednej z imprez i mówiono „per młodzi”. I tak już zostało. Od pierwszego spotkania tytułowano nas „WY”. „Co będziecie robić po szkole?”, „Gdzie jedziecie na wakacje?”, „Gdzie zamieszkacie?”.

Byłem oszołomiony tempem, ale wiedziałem, że taki jest plan, więc poddałem się temu. Ewidentnie zadbano o to, byśmy nie próbowali się przeciwstawiać.

Rodzice Ewy byli bardzo podobni do moich. Jej matka od pierwszego spotkania uśmiechała się nieśmiało i przez większość czasu milczała. Ojcowie, niczym głowy rodziny rodem z sycylijskiej mafii byli głośni, wielcy, wręcz emanujący potęgą i władzą. Kontrastowało z tym zachowanie ich kobiet, naszych matek, które były em w tym związku i obowiązkowym dodatkiem.

Kocham moją matkę, ale nie akceptuję tej całkowitej bierności i podporządkowanej uległości. Wszystko zawsze było po myśli ojca. Chciał czegoś, więc było tak, jak to sobie wymyślił.

– To jak? – Zamrugałem, otrząsając się z zamyślenia spoglądając na uśmiechniętą buzię Ewy i czując smukłe palce jej dłoni, gdy zacisnęła je na moim przedramieniu. – Pojedziesz ze mną?

– Gdzie? – Pytanie było czystą formalnością. Skoro potrzebowała mojego towarzystwa, to nie odmówię.

– Chodzi o niewielki budynek pod klinikę. – Oczy Ewy pojaśniały ekscytacją. – Tatuś mówił, że to dobre miejsce.

No tak, tatuś mówi, więc córunia przyjmuje to, jako prawdę ostateczną.

Dojechaliśmy przed nowo wyremontowany parterowy obiekt. Budynek ewidentnie zaprojektowano pod działalność usługową. Rozejrzałem się po podjeździe i oceniłem wygląd elewacji zewnętrznej. Było gustownie, czysto i ergonomicznie, ale bez polotu. Duży ogrodzony parking przed budynkiem, częściowo wyłożono kostką, a po części wysypano jasnym żwirem. Do tego przeszklona elewacja i trochę zieleni dla podkreślenia chłodnej elegancji.

Gdy zajechaliśmy przed bramę, ta odchyliła się, wpuszczając nas na podjazd. Koła chrzęściły na żwirze, gdy wtoczyliśmy się powoli przed główne wejście.

Na spotkanie nam wyszła elegancko ubrana kobieta. Z uśmiechem czekała byśmy zaparkowali, a w końcu wysiedli. Uścisnęła dłoń Ewy, później moją. To nie mogło być złudzenie, ale miałem wrażenie, że moją przytrzymała zbyt długo. Zajrzała mi w oczy, przesunęła wzrokiem po twarzy, na dłużej zatrzymując się na ustach.

– Zapraszam do środka. – Jej słowa zabrzmiały dwuznacznie i byłem pewien, że tak właśnie miały zabrzmieć. – Budynek jest gotowy do użytku. Wszystkie instalacje nowe, elewacja ocieplona, ale największym atutem jest świetna lokalizacja.

Ewa wymarzyła sobie prywatną klinikę zaburzeń odżywiania. Już teraz miała klientów, których prowadziła w połowie oficjalnie, ustalając im indywidualne plany żywieniowe. Ekscytowała się tym i widać było, że chce to robić w życiu zawodowym. Dla mnie była to fanaberia, bo wiedziałem, że nim zacznie poważnie zarabiać, miną lata, może nigdy do tego nie dojdzie. Nie przy takiej skali wydatków i kosztach prowadzenia tak rozbudowanego interesu. To jednak była sprawa Ewy i jej ojca, a właściwie jego pieniędzy. Kupował ten budynek, więc nie mnie było się wypowiadać. Może i był twardzielem bez serca dla żony, ale córka owinęła go wokół palca. Cóż, widać nie każdy ojciec ma serce z kamienia. Mój miał od zawsze.

Agentka oprowadzała nas po pomieszczeniach, z uśmiechem pokazując przestronny hol recepcji i pokoje po obu stronach korytarzy.

Pomieszczenia spełniają wszystkie wymogi Sanepidu – mówiąc, co rusz spoglądała na mnie spod rzęs, pieściła mnie wzrokiem. Dłuższe zatrzymanie spojrzenia na moich ustach, wędrówka w dół na klatkę piersiową i bezczelne zatrzymanie na kroczu. W co ta kobieta gra?! – Materiały mają atesty, a pokoje zostały zaprojektowane tak, by można je było wynająć nawet na gabinety kosmetyczne.

– Żadnych gabinetów kosmetycznych tu nie będzie! – oburzyła się Ewa, wchodząc agentce w słowo.

– Jak również na gabinety dentystyczne – dokończyła kobieta i przeciwko tej propozycji Ewa nie protestowała.

Widocznie usługi kosmetyczne nie pasowały do jej wizji. W sumie dziwię się, bo akurat medycyna estetyczna jest usługą, która zarobiłaby w tym miejscu na siebie. Nie zamierzałem się jednak wtrącać, bo zwyczajnie nie zależało mi na tym. Traktowałem to jako spełnienie jej marzeń i znalezienie sobie zajęcia. Widocznie nie starczało jej prowadzenie domu i bycie moją żoną. Przyszłą, w nieodległej przyszłości. Czy cieszyłem się na to? Cóż, było mi to dziwnie obojętne, ale rozumiałem konieczność fuzji firm, a więc i rodzin.

Po kolejnym kwadransie, podczas którego niczego nieświadoma Ewa prawie fruwała pomiędzy pomieszczeniami, ja byłem nabuzowany i najchętniej zerżnąłbym tę obcą kobietę, której imienia nie znałem i zrobiłbym to tutaj, przy ścianie, na oczach Ewki.

– Umówię państwa do notariusza – mówiąc to agentka zwróciła całą uwagę na Ewkę. – Jutro zadzwonię i ustalimy dogodny termin.

– Świetnie! – Ewa aż iskrzyła podnieceniem.

Miałem nadzieję na seks Ewą. Oby wizja posiadania budynku wpłynęła na nią choć trochę erotycznie. Dotąd kochaliśmy się kilka razy, ale nie było w tym entuzjazmu, ani fajerwerków. Czułem, że Ewa tego nie lubi, że robi to bardziej z obowiązku, a może z chęci przywiązania mnie do siebie. Obojętne mi to było. Ważne, że zażywała antykoncepcję. Nie nadaję się na ojca i nie chcę nim być. Nie, mając za chujowy przykład ojca, mojego starego.

Gdy wychodziliśmy z budynku, agentka złapała mnie za dłoń. Trwało to chwilę, ale zrozumiałem. Ona też miała ochotę na seks. Jedyną niezainteresowaną rżnięciem osobą była tutaj Ewa. Palce kobiety zacisnęły się na moment na moich. Taki delikatny gest plus spojrzenie spod rzęs. Wrzałem w środka, w głowie układał się plan dzisiejszego seksu z Ewą.

– Dziękujemy za spotkanie. – Ewa szczebiotała i wyglądało na to, że najchętniej uściskałaby agentkę. – Do widzenia.

W drodze powrotnej z ożywieniem opowiadała o tym, na co wykorzysta poszczególne pomieszczenia. Przytakiwałem grzecznie marząc o tym, by być wreszcie w swoim mieszkaniu, wciągnąć Ewkę do sypialni i zerżnąć, byle pozbyć się nadmiaru energii.

– Gdzie ty jedziesz? – W głosie słyszałem oburzenie. – Przecież mówiłam ci, że jedziemy do taty. Chcę się z min podzielić radością.

No tak, on ma pierwszeństwo, bo to najważniejszy mężczyzna w jej życiu. Tatuś, sponsor i opiekun. Ja miałem być dodatkiem.

– To zawiozę cię, bo mam jeszcze coś do załatwienia – odparłem ponuro.

– Ok. – Nie wyglądała na zmartwioną. – Pozdrowię go od ciebie.

Wysadziłem Ewę pod domem i zawróciłem na spotkanie z agentką. Jechałem po seks zły na siebie i to, że wszyscy starali się wmanewrować mnie w małżeństwo, którego w tej chwili nie chciałem. Jeszcze dzisiaj porozmawiam z ojcem i wytłumaczę mu, że nie mam zamiaru żenić się z Ewą. Trudno, tak on, jak i jego najcenniejszy klient – ojciec Ewy, przełkną odmowę. Nie wdziałem siebie w roli kochającego męża. Nie z nią, kobietą, z którą nie łączyło mnie zupełnie nic. Zdecydowanie wybieram samotność. Nie nadaję się do aranżowanego małżeństwa.

Podjechałem przed budynek. Brama była otwarta, drzwi wejściowe uchylone. Czułem rosnące podniecenie, kutas zaczynał mnie uwierać w spodniach. Wszedłem do holu, zaciągnąłem się powietrzem, w którym unosiła się delikatna woń damskich perfum. Kobieta siedziała na kanapie przy recepcji. W pierwszym momencie jej nie dojrzałem. Widać taki miała plan – mieć mnie na widoku, samej będąc niewidoczną. Zdjąłem marynarkę, rzuciłem ją na blat recepcji. Poluzowałem krawat, rozpiąłem górny guzik koszuli. Kobieta wstała, wyciągnęła materiał białej bluzki zza paska spódnicy. Przyglądała mi się przy tym spod rzęs, ja śledziłem jej palce. Odpinała powoli guziczki, w końcu zrzuciła z ramion śliski materiał. Podeszła do mnie powoli. W ciszy prawie pustego pomieszczenia stukot jej obcasów rozchodził się echem, odbijał od ścian. Uśmiechała się wiedząc, jakie robi na mnie wrażenie. Wiedziała, że do niej przyjadę. Pewnie nie po raz pierwszy manipulowała w ten sposób mężczyznami. Poluzowała mi krawat, zdjęła go przez głowę, odrzuciła na bok. Więżąc moje spojrzenie w swoim sięgnęła do paska spodni, rozpięła go. Następnym był rozporek. Nim się spostrzegłem opadła na kolana. Szarpnęła spodnie uwalniając mnie z nich. Objęła mnie u nasady, polizała czubek językiem. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może to zawodowa dziwka udająca tylko agentkę. Została wynajęta przez ojca, by mógł mną manipulować, by wybić mi z głowy układanie sobie życia po swojemu. Myśli zniknęły w momencie, gdy wzięła mnie w usta. Głęboko, szybkim ruchem, zaciskając delikatnie pełne usta. Po trzech ruchach miałem dosyć. Złapałem ją za włosy i zmusiłem, by wstała. Chciała mnie pocałować, ale odwróciłem ją tyłem do siebie, pchnąłem w kierunku blatu recepcji. Oparła się o niego posłusznie, czerwień paznokci odznaczała się na bieli szklanego blatu. Sięgnąłem do marynarki, z portfela wyciągnąłem prezerwatywę. Roztargałem opakowanie, wyjąłem gumkę, naciągnąłem ją na kutasa i zaciskając palce dłoni na pośladku, odciągając go w bok, wbiłem się w cipkę kobiety.

Krzyknęła gardłowo i pochyliła głowę. Jeśli nawet grała, to była świetną aktorką. Każde pchnięcie witała jękiem, wychodziła biodrami naprzeciw. Objąłem ją w pasie i przyspieszyłem, młucąc coraz szybciej. Zacisnąłem powieki czując, że zbliżam się do szczytu. Kolejny ruch w przód, jej uległy jęk i błysk światła w głowie. Zamarłem w ciasnym wnętrzu kobiety, której imienia nie znałem, ale nie interesowało mnie ono. Było mi dobrze, spokój napłynął do umysłu, napięcie opadło.

Wycofując się z niej przytrzymałem brzeg prezerwatywy. Zdjąłem ją, zawiązałem w węzełek, zamierzałem schować do kieszeni. Przez głowę przemknęła mi nauka ojca, by nie zostawiać żywego nasienia do dyspozycji kobiecie. Kiedyś jedna z „dawnych miłości”, Boże, jak to określenie do niego nie pasuje!, próbowała „złapać go” na dziecko. Ponoć przyłapał ją na tym, jak po stosunku wlewała w siebie zawartość prezerwatywy. Swoją drogą dziwna nauka i mądrość rodzinna przekazana synowi.

Schyliłem się, podciągnąłem spodnie, wepchnąłem penisa, zapiąłem rozporek. Prezerwatywa wylądowała w kieszeni. Z blatu recepcji zgarnąłem marynarkę, z podłogi krawat. Rzut oka na kobietę, na jej wciąż nagie uda i długie nogi. Nie chciałem jej patrzeć w oczy. Nie interesowało mnie to, co w nich zobaczę. Odwróciłem się i lżejszy o kilka gram opuściłem budynek. Mogłem wracać do mieszkania. Mogę się nawet spotkać z Ewą. Może nawet zbiorę ją w weekend gdzieś w góry. A może nie.

Odpaliłem silnik, wsłuchałem się w pomruk maszyny, poczułem drgania rozchodzące się po ciele.

 

– Życie, to kurwa – mruknąłem, dociskając pedał gazu.

 

Rozdział 3

Pleć pleciugo

Minęły kolejne trzy miesiące, w czasie których zabierałem się do porozmawiania z ojcem, jak pies do jeża. Widziałem, że jest zachwycony Ewą. Ona również zżyła się z moimi rodzicami i miałem wrażenie, że wypełniła jakiś brak w naszej rodzinie. Ojciec traktował ją jak córkę, której nigdy nie miał. Nie powiem, poczułem zazdrość, bo nie przypominałem sobie, by dla mnie był taki miły. Nie był to jednak wystarczający powód, bym godził się na związanie mojego życia z kobietą, do której niewiele czułem. Ot odrobina sympatii, trochę ciepłych uczuć i nic ponadto.

Niedzielny obiad z potencjalnymi teściami stał się częstym rytuałem. Niepokoiło mnie to i zdecydowałem, że w tym tygodniu nie odpuszczę i porozmawiam z ojcem. Uświadomię go, że nie zamierzam się żenić z Ewą. Jeśli miałoby to wpłynąć na relacje firmowe z jej ojcem, to trudno. Stać go na to, nie musi budować imperium.

Dopijałem kieliszek poobiedniego wina. Mama kręciła się między kuchnią a salonem, donosząc kawę, lody, dolewając wina do opróżnianych kieliszków. Gosposia pomagała jej, starając się być niewidoczną. To mama miała błyszczeć jako gospodyni. Ewa co jakiś czas podchodziła do swojego ojca, który z moim rozmawiał o czymś z ożywieniem. Patrząc na nich wszystkich z boku czułem, że to nie mój świat, że nie pasuję tutaj, że przytłacza mnie cała ta normalność i poukładanie.

Wydawanie pieniędzy przestało przynosić mi radość. Jazda Porsche była przyjemna, ale spowszedniała, podobnie drogie zakupy. Stać mnie było na bardzo wiele, ale brakowało chęci posiadania. Zastanawiałem się, co będzie kolejnym etapem ogarniającego mnie otępienia. Niepokoiło mnie to.

Może jednak wyolbrzymiam sprawę?

– Mam wam coś do powiedzenia! – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Ewy. – Wiem, że może powinnam poczekać, ale w końcu są tu sami swoi. – Potoczyła wzrokiem po wszystkich obecnych, na dłużej zatrzymując się na zapatrzonych w nią starszych mężczyznach. – Jestem w ciąży.

Poczułem, że grunt usuwa mi się spod nóg. Oto diabeł wychynął z piekieł i zaśmiał mi się w twarz, szydząc z mojego niezdecydowania i czekania z rozmową z ojcem na odpowiedni moment. Mogłem działać, gdy był na to czas. Powinienem był, ale tchórzyłem.

Z zaskoczenia wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła. To kieliszek, który wysunął mi się spomiędzy palców, spadł na podłogę, wino rozlało się, mieszając krwawymi cętkami z drobinami szkła.

– Ewuś! – Jej ojciec poderwał się, podbiegł do niej, zamknął ją w ramionach. – Dziecko!

Spojrzałem na mojego ojca, on patrzył na mnie i za cholerę nie potrafiłem odgadnąć jego myśli. Czy cieszył się, że oto realizuję jego plan i idę w wyznaczonym mi kierunku? Pewnie tak, bo stałem się oto kolejnym kamieniem węgielnym w jego interesach. Połączyłem dwie rodziny, dwie fortuny, dwóch silnych mężczyzn. Czy też się taki stanę? Cyniczny, władczy, nieczuły dla najbliższych?

– Będzie dobrze. – Ramiona mamy objęły mnie, obróciła twarzą ku sobie. W jej oczach lśniły łzy – Musi być!

Nic nie musi – diabeł stanął za jej plecami. W jego czarnych oczach widziałem pogardę i pewność tego, że staję się oto własnością piekieł.

***

Przez kolejne dni towarzyszył mi jeden temat. Rodzice i przebywająca u nas Ewa rozprawiali o domu, który dla nas stawiano. Wydzielono działkę przylegającą do naszej i dowiedziałem się, że budowa zakończy się przed narodzinami dziecka. Fundament od dawna tkwił w ziemi, plany budynku były gotowe w momencie, gdy skończyłem czternaście lat. To dobijało, bo utwierdzało w umiejscowieniu mnie samego w rodzinnym planie. Rodzinny plan, dobre sobie. Coraz bardziej czułem się jak pionek przesuwany po planszy życia i ktoś, kto nie ma nic do gadania.

Drugim bolesnym tematem był ten, że Ewa nie uznała za stosowne, bym jako ojciec dowiedział się o dziecku pierwszy. Po prostu wzięła moje w tym stanowisko za pewnik. Zrobiłem dziecko, więc będę jej przyporządkowany i kropka.

Kurwa! Jak ja się w tym wszystkim poubiłem? Przecież mam dopiero dwadzieścia cztery lata! Firma, rodzina, dziecko i co dalej? Wmanewrowałem się w dorosłość na całego!

Stałem w drzwiach salonu i przyglądałem się trójce ludzi pochylonych nad stołem. Oglądali plany domu, na otwartym obok laptopie wizualizacje pomieszczeń. Kompletnie mnie to nie interesowało. Równie dobrze mógłbym mieszkać w rezydencji, co w szopie zaadoptowanej na dom mieszkalny.

Moja matka, Ewa, a pomiędzy nimi głowa tej rodziny, czyli ojciec. We troje tworzyli o wiele bardziej spójny obrazek, niż ja i rodzice. Nie wiedziałem co czuję. Nie chciałem się nad tym zastanawiać. Obawiałem się bólu istnienia w tym schemacie. Musiałem wyjść z domu z dala od szopki, w jaką zmieniło się moje życie.

Wyszedłem cicho z domu, odpaliłem silnik i wyprułem z podjazdu, wsłuchałem się w chrzęst żwiru wypryskującego spod kół. Cieszyłem się, że jest sobotni wieczór i czerpałem przyjemność z dźwięku silnika. Musiałem zresetować umysł, tego teraz potrzebowałem.

– Cześć Endriu – rzuciłem w zestaw głośnomówiący, gdy po drugiej stronie odebrał rozmówca. – Organizujesz dzisiaj jakiś melanż?

– Nie planowałem. – Ziewnął rozdzierająco. – Ale w sumie co szkodzi. Za ile będziesz?

– Jadę do ciebie. – Poczułem ulgę. – Będą dziewczyny?

– No te! – Chyba się oburzył. – Mówisz i masz.

Rozłączyłem się, przestawiając tryb myślenia i odbioru rzeczywistości. Jechałem na picie, pieprzenie i może ściągnięcie kreski.

 

Czas na reset.

Rozdział 4

Reset

– Wiesz co, nie wydajesz się być szczęśliwy. – Z Endriu znamy się jak łyse konie. Przy nim nie umiałem udawać i nie musiałem. Od podstawówki był jedynym facetem, przy którym bez krępacji mogłem mówić o tym, co mi leży na wątrobie. – Wyglądasz, jakby cię wpuszczono w kanał.

Westchnąłem. Co miałem powiedzieć? Andrzej mógł żyć swoim życiem i nikt nie wpierdalał mu się w nie z butami. Pracował w dużej firmie transportowej, nie miał dziewczyny na stałe i nie planował małżeństwa.

– Co się kurwa dziwisz? – mruknąłem, pociągając łyk piwa wprost z butelki. – Mam być ojcem, prowadzić firmę i nawet nie wiem, kim jest moja przyszła żona.

– Ewka? – Andrzej zmarszczył brwi. – No ale skoro zrobiłeś jej dziecko, to chyba coś niecoś o niej wiesz.

– Bardzo kurwa zabawne – mruknąłem, zawieszając wzrok na blondynce, która weszła właśnie do mieszkania Andrzeja. Roześmiana, ładna, momentalnie skupiła się na mnie. – Wyjątkowo płodna z niej kobieta. – Mówiłem o Ewie, patrzyłem na zabawkę, którą miałem do dyspozycji dzisiejszego wieczoru. – Może z pięć razy to robiliśmy i zawsze w gumie. I co?

– I zapyliłeś. – Endriu podążył za moim spojrzeniem. – Chcesz ją zapiąć pierwszy?

Wiedziałem, że dziewczyna jest również w jego typie.

– Tak. – Czułem wzbierającą energię, kumulującą się w lędźwiach.

– To co, na dwa baty? – Nie zdziwił mnie propozycją.

– Na dwa baty – potwierdziłem.

Zabraliśmy Ankę do sypialni Andrzeja. Obaj byliśmy mocno podjarani. Kreska koki ściągnięta na spółkę wyostrzyła zmysły, sfokusowała nas na dziewczynie.

– Na co macie ochotę? – spytała melodyjnym głosem. Zajrzałem jej w oczy. Rozszerzone źrenice nie mogły być wyłącznie reakcją na podniecenie. Widocznie też coś wzięła.

– Ja zerżnąłbym cię chętnie w usta. – Andrzej wodził palcem po jej pełnych wargach, wsunął między nie kciuk i patrzył, ja ta ssie go, niczym fiuta.

– A ja w cipkę. – Wsunąłem dłonie pod bluzkę, objąłem piersi. Dziewczyna nie miała na sobie stanika. – A później w tyłek.

– Macie coś do wciągnięcia? – Przymknęła oczy, oparła głowę na moim ramieniu, odchylając się w tył. Otarła pośladkami o coraz twardszy namiot w moich spodniach.

– Reflektujesz na kokę? – Andrzej podszedł do łóżka, otworzył szufladę szafki nocnej. – Wystarczy?

– Świetnie. – Sięgnęła do włosów, zwinęła je w kulkę na karku.

Uklękła na dywanie przy łóżku, pochyliła się nad szklanym blatem i przez banknot wciągnęła jedną z kresek. Odrzuciła głowę do tyłu, docisnęła palcami płatki nosa i oddychała przez usta. Powtórzyliśmy tą samą czynność. Po kresce do jednej z dziurek nosa i chwila przerwy na wchłanianie.

– Rozbierz się. – Andrzej pozbywał się ubrania, nie odrywając wzroku od dziewczyny. – Pokaż co tam masz.

Blondynka uśmiechnęła się, usiadła na łóżku. Zdjęła przez głowę bluzkę, położyła się na plecach i unosząc biodra ściągnęła spodnie wraz z bielizną. Andrzej ukląkł na łóżku obok niej, po chwili klęczał okrakiem po bokach głowy dziewczyny. Widziałem jej zachłanne spojrzenie, które wbijała we wzwód. Andrzej naparł na jej rozchylone wargi czubkiem i z jękiem zanurzył się w nich. Miałem dosyć czekania. Też chciałem ją poczuć. Błysnęła mi w głowie myśl o prezerwatywie i bezużyteczności nauki ojca. Mimo to uzupełniłem ten element stroju i podszedłem do łóżka. Rozsunąłem kolana dziewczyny, naparłem na jej uda, po czym bezceremonialnie obróciłem na brzuch tak, że kolanami oparła się na dywanie przy łóżku. Endriu warknął, po czym zmienił pozycję tak, by na powrót znaleźć się w ustach dziewczyny. Rzut oka w górę i skrzyżowanie się naszych spojrzeń. Robiliśmy oto coś, co jak nic innego potrafi zbliżyć do siebie dwóch heteroseksualnych facetów. Rżnęliśmy jedną kobietę.

Zagłębiając się w mokre wnętrze przyglądałem się tyłowi jej głowy. Co chwila odskakiwała, tak mocno pompował ją Andrzej. Cholera, to naprawdę stymulujące – być w niej i widzieć, jak innemu obciąga. Czy chciałbym poczuć to samo z Ewą? Czy ona mnie w ogóle pociąga?

Objąłem blondynkę w pasie i pchnąłem. Jęknęła gardłowo, Andrzej stęknął. Patrzył na mnie i pewnie czuł to samo widząc, jak drugi kutas pieprzy tą samą kobietę. Ruch w przód, w tył i mocniejsze pchnięcie w akompaniamencie jęków. Jęczała dziewczyna i widać było, że i na nią mocno działa ta sytuacja. Zamknąłem oczy, bo zbyt wiele impulsów bombardowało świadomość. Narkotyk wyostrzył odbiór i tylko na to byłem teraz nastawiony – odbierać, brać, zapomnieć o wszystkim innym. Z każdym kolejnym pchnięciem odpływałem, zatracając się w przyjemności. Seks był dobry. Seks, jak narkotyk. Seks.

Pieprzyłem ją coraz mocniej słysząc, że dziewczyna nie jęczy już, ale wyje z rozkoszy. Chwilowe uniesienie powiek i widok Andrzeja, który czekał aż skończę. Dziewczyna odlatywała, nie była w stanie mu obciągnąć. Przyspieszyłem ruchy, dźgałem ją krótkimi, mocnymi pchnięciami.

– O kurwa – jęknąłem, spuszczając się w nią, zastygając, wbijając palce w miękką kibić.

 

Opadłem na podłogę przy łóżku, nie byłem w stanie się ruszyć. Andrzej na to czekał i zajął moje miejsce. Ukląkł za dziewczyną i wszedł w nią jednym zdecydowanym ruchem. Miałem dosyć, nie chciało mi się patrzeć. Opadłem na plecy, zapatrzyłem się w sufit. Na białym tle widziałem delikatny zarys krzywego uśmiechu. Wiedziałem na kogo patrzę. To był diabeł i uśmiechał się ironicznie. On wiedział, że chodzę w pobliżu przepaści. Za jej krawędzią mogłem spaść tylko w jedno miejsce – do piekła.

Rozdział 5

Podmuch nieba

Wesele, kolejna oczywistość. Uśmiechnięte twarze rodziców i rumiana buźka Ewki. Wyglądała na szczęśliwą zarówno ona, jak i teść. Słuchałem gratulacji, masy życzeń, pozwalałem się ściskać i całować. Dwie ważne rodziny połączyły się, kolejna gałąź rodów rosła właśnie w brzuchu mojej żony. Uśmiechałem się i przez chwilę nawet czułem radość, że jestem na dobrej drodze do szczęścia, że założenie rodziny sprowadzi mnie na prawidłową drogę. W głębi duszy nie wierzyłem w to. Szczęście i sielanka rodzinna nie jest dla mnie. Nie dla kogoś tak popsutego jak ja.

Przez kolejne miesiące patrzyłem na rosnący brzuch Ewki i atencję, z jaką podchodzili do niej moi rodzice. Matka nadskakiwała jej, karmiła i dogadzała, niczym angielskiej królowej. Ojciec natomiast otoczył ją taką opieką, że byłem zwyczajnie zazdrosny. Nie pamiętam, by w stosunku do mnie wykazał choć odrobinę obecnego zapału. Jakby wnuk miał być po tysiąckroć cenniejszy, niż rodzony syn. Kurwa! Gdzie tu równowaga? Traciłem grunt pod nogami.

Ewa nie wykazywała zainteresowania moją osobą. Żadna nowość, od początku nasze kontakty były naznaczone oziębłością. Trudno, niech tak będzie. Chętnych do seksu było co niemiara. Pieniądze rozgrzewały większość napotkanych cipek. Od agentek nieruchomości, poprzez pracownice biura nadzoru budowlanego, do inwestorek.

Właśnie domawiałem szczegóły sporego zamówienia pod budowę bloków mieszkalnych. Kilka milionów przychodu na końcówkę obecnego roku i obietnica współpracy przy kolejnym zleceniu, była dobrym dealem. Czekałem na osobę odpowiedzialną za dostarczenie mi dokumentów do podpisu. Umówiliśmy się na budowie. Założyłem wożone w bagażniku buty ochronne, a na głowę obowiązkowy kask ochronny. Śmiesznie to wyglądało. Garnitur, drogi płaszcz i te budowlane dodatki. Zestaw zabawny, ale pobyt tutaj groził zniszczeniem obuwia. Kask musiał być, nie było o czym dyskutować, takie przepisy.

Zerknąłem na zegarek. Właśnie minęło południe. Byliśmy umówieni na dwunastą. Nie cierpiałem spóźnialstwa. Mój czas był cenny, ja też szanowałem cudzy czas i nigdy się nie spóźniałem. Gdyby nie fakt, że to mi bardziej zależało na podpisaniu umowy, to wsiadłbym teraz do auta i odjechał stąd.

Zgrzytając zębami przechadzałem się wzdłuż jednej z ław przygotowanych pod zalanie betonem. Współczułem robotnikom – mieć tak słabo płatną pracę i tak harować. Cóż, sami to wybrali.

Kurwa – warknąłem, gdy mało gustowny gomowiec ugrzązł w błocie.

Wyciągnąłem but zadowolony, że to nie moje osobiste skórzane obuwie. Podszedłem do samochodu i wtedy pojechało auto z przyciemnionymi szybami. Zaparkowało przy moim, kierowca wyłączył silnik. Wbiłem dłonie w kieszenie płaszcza i czekałem. Postanowiłem być na tyle miły, na ile pozwoliło mi wkurwienie na spóźnienie, a co za tym idzie, na nadużycie mojej cierpliwości.

Drzwi się otworzyły. Najpierw zobaczyłem stopę obutą w gustowny kobiecy but na płaskim obcasie. No tak, nowicjuszka. Zaraz zapadnie się w błocie. Kiwając zniesmaczony głową ruszyłem ku niej, by powstrzymać przed błędem. Szkoda butów, a jako dżentelmen nie mógłbym zostawić poszkodowanej po kolana w błocie. Chciałem krzyknąć, by uważała, bo stanęła w mętnej kałuży, ale głos uwiązł mi w gardle. Patrzyłem oto na Kasię – kobietę, którą bardzo chciałem wymazać z umysłu. Jej wspomnienie było rozżarzonym prętem, który co jakiś czas dźgał mnie w mózg, przypominając o uczuciach, które na chwilę miały do mnie dostęp. Coś, co mógłbym nawet nazwać miłością, gdybym wierzył w takie uczucia.

Jasne, proste włosy, błękitne oczy i te usta. Jak malina, okrągłe, kuszące, idealne by je całować.

– Dzień dobry – krzyknęła i zamilkła.

Czyżby i na nią spłynęło wspomnienie tamtego wieczoru podczas imprezy? Nasz taniec, przytulenie ciał, wdychanie zapachów, przenikanie wzajemne ciepłem skóry? Stałem i patrzyłem w oczy, które wydawały się być jeszcze piękniejsze, niż wtedy podczas imprezy studenckiej.

– Kasia? – szepnąłem. Nie mogła mnie usłyszeć.

– To ty? – mówiła cicho. Pytanie wyczytałem z ruchu warg.

Staliśmy wpatrzeni w siebie i mógłbym przysiąc, że kula ziemska zatrzymała się w półobrotu. Czułem to! Grawitacja przestała działać. Unosiłem się nad ziemią, lewitując na niewidzialnym obłoku.

– Przepraszam.

Do rzeczywistości przywrócił mnie męski głos, a właściwie ryknięcie. Nie zauważyłem mężczyzny, który pchał przed sobą taczkę. Pustą, więc mógł mnie bez problemu ominąć. Zdecydował inaczej. Oderwałem ociężałe stopy od ziemi, ruszyłem w kierunku Kasi.

Przyjechałam na spotkanie z… – urwała, rozbieganym wzrokiem badała moją twarz. – Nie spodziewałabym się, że spotkam ciebie.

Chciałem powiedzieć coś mądrego, ale nie potrafiłem. Staliśmy naprzeciw siebie oddzieleni drzwiami samochodu, a czas zamarł, przestał płynąć.

– Ojej. – Cofnęła się, spojrzała w dół.

– Lepiej będzie, jak zostaniesz w aucie. – Widok butów, które zalała błotnista breja ocucił mnie z zamyślenia. – Daj je.

Obszedłem drzwi, zmusiłem ją, by usiadła we wnętrzu samochodu. – Nie wiem, czy da się je uratować.

Uwolniłem jej stopy z mokrego obuwia, otrzepałem je z nadmiaru, obszedłem pojazd.

Chyba nic z nich nie będzie. – Wsiadłem na miejsce pasażera, gumiaki zzułem, zostawiłem poza samochodem. – Przemokły.

Odłożyłem zniszczone buty na podłogę za fotelem pasażera.

Kasia nic nie mówiła. Siedziała, patrząc na mnie bez słowa. Coś zatrąbiło. To była niewielka koparka. Kierowca zatrzymał się i czekał, by zamknięto drzwi od strony kierowcy. Te były otwarte na oścież i torowały mu pewnie przejazd, albo obawiał się, że je zahaczy i uszkodzi. Pochyliłem się, sięgnąłem i przyciągnąłem drzwi. Dotknąłem przy tym ramieniem jej piersi, przez co poczułem, jakby przepłynął przeze mnie prąd. Wyprostowałem się i też milczałem. Patrzyłem na senne marzenie, na kobietę o której myślałem, że ją wyidealizowałem. Nic bardziej mylnego. Była tutaj, widziałem jej piękno i tą brązową plamkę na tęczówce oka. Tak dobrze ją zapamiętałem.

– Mam dokumenty do podpisania. – Zamrugała, potrząsnęła głową, oderwała ode mnie wzrok, sięgnęła na tylną kanapę. – Rozumiem, że to z tobą byłam tu umówiona. Materiały na budowę pierwszego etapu. Osiedle mieszkaniowe „Wrzosowisko”?

Zapach jej włosów, który mnie owionął w momencie gdy się pochyliła, spowodował, że nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa. Kiwnąłem w odpowiedzi twierdząco głową, zacisnąłem usta i czekałem.

– Przejrzyj proszę papiery – widziałem, że stara się na mnie nie patrzeć. – Wiem, że już czytałeś umowę, ale przejrzyj ją na spokojnie.

 

Kartkowałem strony nie rozróżniając tekstu. Kątem oka widziałem spódniczkę, w którą była ubrana Kasia i wyłaniające się spod jej dolnego brzegu kolana. Z kieszeni płaszcza wyciągnąłem pióro i szybko parafowałem strony, na ostatniej złożyłem zamaszyście pełen podpis. Oddałem jej dokumenty i czekałem. Na co? By na mnie spojrzała. Zapięła gumkę na teczce, odłożyła ją na tylne siedzenie i z uśmiechem odwzajemniła spojrzenie. Uśmiech zamierał, w końcu zgasł. Zieleń tęczówek ciemniała i widziałem, że ciężej oddycha. Wyciągnąłem dłoń i przygarnąłem ją do siebie. Musiałem posmakować ust mojego młodzieńczego marzenia. Wargi dotknęły warg, wciągnąłem w płuca jej oddech i przepadłem, wpadając w przepaść nieba.

Rozdział 6

Chwila na obłoku

– Przestań! – Wyrwała się, cofając, przywierając plecami do drzwi. – Jesteś żonaty. Nie chcę, żebyś mnie całował!

Złapała mnie za nadgarstek, uniosła dłoń z obrączką, jakby to było oskarżenie i dowód winy w jednym. Patrzyłem na nią osłupiały. Dlaczego to przerwała? Co z tego, że jestem żonaty? Chciałem ją tylko pocałować! Czy aby na pewno tylko to? Byłbym gotów kochać się z nią tutaj.

– Przepraszam – mruknąłem, choć nie czułem ani odrobiny wyrzutów sumienia. – Pójdę już.

Nie wiedziałem, jak zareagować i co powiedzieć, by było dobrze. Otworzyłem drzwi, wysiadłem, zatrzasnąłem je za sobą. Odpaliła silnik, powoli wycofała i zawróciła, by rozchlapując błoto wystrzelić na utwardzoną drogę. Patrzyłem za odjeżdżającym samochodem czując wszystko. Dosłownie! Złość, bo mnie odtrąciła. Radość, że ją zobaczyłem. Zachwyt, bo była piękniejsza niż na studiach. Rozpacz, bo byłem w tak popierdolonym momencie życia.

– Kurwa mać! – krzyknąłem, bo dotarło do mnie, że stoję w brei po kostki w skarpetkach, a doły nogawek namakają burą wodą.

Ktoś parsknął, po czym kaszlnął, by ukryć rozbawienie. Musiałem wyglądać cudownie. Elegancki garnitur, drogi płaszcz i stopy zanurzone w błotku. Schyliłem się po gumowce, i klnąc pod nosem, pomaszerowałem do samochodu. Tam zdjąłem skarpetki, rzuciłem je w błoto. Mokrymi chusteczkami do czyszczenia kokpitu otarłem stopy. Odpaliłem silnik i zły na cały świat wyjechałem z budowy.

Czułem zbyt wiele i potrzebowałem rozładowania tych nadmiarów. Wkurwienie rosło, bo ewidentnie moje życie nie zmierzało w odpowiednim kierunku. Reakcja Kasi była potwierdzeniem zdania o samym sobie. Byłem niewart pocałunku, wolała ode mnie uciec. Rozumiałem ją, bo czymże niby byłem? Gościem, który żyje pod dyktando ojca? Dureń, tchórz i słabeusz. Przez tyle czasu zbierałem się do powiedzenia mu, że mam dosyć wkładania mnie w ustalone ramki. W efekcie stało się na to zbyt późno, bo zrobiłem Ewce dziecko.

Ewka… Żeby chociaż była głupim babskiem, to mógłbym ją znielubić, myśleć o niej źle. Nie, ona nie była głupia, lecz normalna. Zbyt normalna, jak dla kogoś tak popierdolonego, jak ja. Człowiek z usterką, pojebanym mózgiem, ułomny emocjonalnie – tym właśnie jestem.

Docisnąłem gaz, wyjechałem na drogę szybkiego ruchu. Pod gołą stopą czułem wypustki na pedale i zaskoczyło mnie, jak przyjemne może być prowadzenie samochodu na bosaka.

Już z oddali zauważyłem dziewczyny przy drodze. Tego teraz potrzebowałem – szybkiego spuszczenia pary, uspokojenia się. Zmieniłem pas na prawy, zjechałem na pobocze, powoli toczyłem auto. Uchyliłem okno, kobiety uśmiechając się podeszły do samochodu.

– Ty. – Wskazałem blondynkę. – Wskakuj.

Odblokowałem drzwi, patrzyłem jak wsiada do środka. Krótka spódniczka wyglądała równie tandetnie, co rajstopy imitujące zakolanówki. Obcisła czarna bluzka podkreślała obfity biust i trzy wałki na brzuchu poniżej.

– Na co masz ochotę, kowboju? – Obróciła się twarzą do mnie, przechodząc od razu do rzeczy.

Pasowało mi to, za to miałem zamiar jej zapłacić. Szybki seks, skurcz, kilkaset złotych, kilka gramów spermy mniej i do widzenia. Ruszyłem, wypatrując pierwszego zjazdu w las. Zjechałem, zatrzymałem się, nie gasiłem silnika.

– Zrób mi loda. – rozpiąłem rozporek, wyciągnąłem fiuta na wierzch.

– Dwie stówy z góry. – Wyciągnęła rękę, czekała na zapłatę.

– Masz cztery, ale zrób to głęboko. – Odliczyłem kasę, podałem jej. – Chcę się spuścić w gardło.

Patrzyłem, jak odrzuca włosy na prawą stronę tak, by jej nie przeszkadzały. Zakończone krwiście czerwonymi paznokciami palce zacisnęły się na fiucie. Chciałem, żeby wzięła się już do roboty. Powstrzymałem się od dociśnięcia jej głowy i ponaglenia jej. Z ulgą przyjąłem zaciśnięcie warg na czubku, ssanie, w końcu ruch w dół. Zamknąłem oczy, oddałem się przyjemności. Pomruki kobiety wkurzały mnie, przeszkadzając w myśleniu o Kasi, w wyobrażaniu sobie, że to jej wargi pieszczą mnie i robią mi dobrze. Wystarczyła myśl o niej, a już znalazłem się niebezpiecznie blisko krawędzi. Przypomniałem sobie dotyk jej warg, muśnięcie, które udało mi się ukraść, pochwycony oddech, z którym wchłonąłem w siebie jej atomy.

– Kurwa – jęknąłem czując, że zbliżam się do finiszu.

Kobieta przyspieszyła ruchy głowy, mocniej objęła palcami u nasady. Złapałem ją za włosy, docisnąłem i przytrzymałem w momencie szczytowania. Słyszałem zduszony gulgot. Próbowała cofnąć głowę, szarpnąć się, lecz zrezygnowała. Czułem zaciskającą się na czubku kutasa krtań, jej odruch wymiotny. Puściłem ją, cofnęła głowę. Usiadła prosto kaszląc, ocierając łzy. Rozmazany tusz do rzęs wyglądał groteskowo. Załzawione oczy i spuchnięte powieki sprawiły mi satysfakcję. Nie uroniła ani jednego plemnika. Wszystkie wylądowały w jej żołądku. Nie musiałem się martwić o kolejną ciążę. Kurwa! Że też nawet tuż po orgazmie myślę o takich kretynizmach.

– Dzięki. – Odblokowałem drzwi, czekałem by już poszła.

Nie odpowiedziała. Wysiadła, cicho zamknęła je za sobą. Odczekałem chwilę, wepchnąłem fiuta w spodnie, w kocu odpaliłem silnik. Teraz mogłem wrócić do domu, do ciężarnej żony.

Dom, był nim tylko z nazwy. To tylko budynek, w nim rodzice i Ewa. Dla jednych bardzo dużo, dla mnie zbędny balast. Cóż z tego. Ubrałem się w takie życie, więc je mam.

Wycofałem powoli, wjechałem na pas awaryjny, w końcu włączyłem się do ruchu. Marzyłem o szklaneczce dobrej whiskey i ciszy we własnym gabinecie. Odpalę komputer, zaloguję się do Facebooka, poszukam Kasi. Pewnie znajdę zdjęcia jej szczęścia, ułożonego życia, może faceta.

Wcisnąłem gaz, bo chciałem być już przy komputerze, by sprawdzić jak Kasia żyje. Kto wie, może nawet wynajmę detektywa i dowiem się co porabia, jak jej się ułożyło.

 

Dźgnęła mnie myśl, że chciałbym, by okazało się, że jest sama, inie ma rodziny, czy faceta. Jakiś egoistyczna część mnie pragnęła, by było jej źle, bym to ja był dopełnieniem szczęścia Kasi. Katarzyny – poprawiłem się w myślach. Nie pasowało mi do niej zrobienie. Katarzyna – mocna, stanowcza, na tyle silna, by mnie odrzucić.

Rozdział 7

Zaczepka

Patrzyłem na kilka fotek Kasi. Widać, że w sieci nie obnosiła się zbytnio z życiem osobistym, ale też nie zaznaczyła, że jest mężatką. Siedziałem w fotelu w swoim gabinecie i niczym sroka w kość, wbijałem wzrok w ekran komputera. Dochodziła północ, Ewa już dawno spała, ja nie czułem ani krztyny zmęczenia. Byłem nabuzowany mimo płatnego seksu. Ze złością musiałem przyznać, że spotkanie z Katarzyną mną wstrząsnęło. Do mózgu dobijały się myśli o tym, że jestem w super chujowym miejscu w swoim życiu i stan posiadania nijak tego nie zmienia. Jasne, że lepiej cierpieć będąc bogatym niż biednym, ale pieniędzmi nie wyłączysz uczuć.

Tok pikujących w dół myśli przerwało pojawienie się zielonej kropki przy ikonce ze zdjęciem Kasi. Zadziałałem spontanicznie i napisałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.

Co robi kobieta, która nie śpi o tej porze?

Wcisnąłem klawisz Enter i w napięciu czekałem ciekaw, czy odpowie, czy też za chwilę stanie się offline.

Rozmawia z obcymi, żonatymi facetami.

Wyskoczyło w odpowiedzi, ja w efekcie podskoczyłem z wrażenia.

O czym na przykład rozmawiasz? O co Cię pytają?

Zauważyłem, że drżą mi ręce. Normalnie, jak dzieciakowi!

O różne głupoty jak na przykład ta, w co jestem ubrana.

Parsknąłem, ale w myśl zasady „nie myśl o różowym słoniu” wyobraziłem sobie, co Kasia ma na sobie o tej porze.

Zważywszy na dzisiejszą pogodę, to pewnie w pidżamę i grube skarpety?

Postanowiłem nie zastanawiać się zbyt długo nad odpowiedziami.

I tu się bardzo mylisz. Siedzę przy kominku, więc poza majtkami i kusą koszulką nie mam na sobie nic.

Kurwa. – Usiadłem prosto, bo właśnie zaczęła się jakaś dziwna gra.

Nie chciała mnie pocałować, bo jestem żonaty, ale nie ma oporu by ze mną flirtować? Dziwne, ale mi pasowało.

Na miejscu Twojego faceta nie dałbym Ci spokojnie siedzieć tak ubranej. Sorry – miało być „tak rozebranej” 🙂

– Podejmiesz piłeczkę? – mruknąłem, ciekaw ciągu dalszego.

Rozumiem, że w ten mało subtelny sposób chcesz wybadać czy z kimś mieszkam 🙂

– Sprytna bestia z ciebie. – Senność odeszła ode mnie jeszcze dalej. Byłem podekscytowany.

Tak. Chcę się dowiedzieć, czy masz regularny dostęp do seksu 🙂

– Przegiąłem? – Podrapałem zarost na brodzie. – Każesz mi spierdalać?

Jestem dużą dziewczynką i radzę sobie z zaspokajaniem własnych potrzeb seksualnych. Ha ha 🙂

Jak? – Te trzy litery wyskoczyły ze mnie automatycznie.

Działo się oto coś, czego nigdy dotąd nie doświadczyłem. Flirtowałem z kobietą! Rozmawiałem i choć jasne, że chętnie bym ją zerżnął, to o dziwo bardziej ciekawiło mnie, co ma do powiedzenia! Przynajmniej w tym momencie.

Najbardziej lubię robić to pod prysznicem. Ustawiam strumień wody na bicz i dochodzę w kilkadziesiąt sekund. A Ty?

Opadła mi szczęka i właśnie zbierałem zęby z biurka. Przez dobre pół minuty siedziałem pochylony, nie mrugając i wpatrując się ostatnią odpowiedź Kasi. Pierwszy raz kobieta szczerze odpowiedziała mi na pytanie dotyczące seksu! Bez krępacji, krygowania się na kogoś wstrzemięźliwego, prostolinijnie.

Zazwyczaj kończę w czyichś ustach. Lubię korzystać z zawodowo zajmujących się tym kobiet. Znają się na tym.

Wysłałem wiadomość. Byłem szczery, ale nie chciałem udawać kogoś, kim nie jestem. Ona tego nie robiła i czułem, że nie muszę przy niej starać się być kimś lepszym. Nie jestem dobry, nigdy nie byłem.

W sumie dobre podejście i tylko jedno pytanie – co na to Twoja żona?

Moja żona. No tak. Powinienem jak przykładny mąż w moim wieku kochać żonę i mieć z nią udany seks. Cóż, nie wymyśliłbym dla siebie planu, w który włożyło mnie życie, a ojciec temu dopomógł.

Moja żona nie jest zainteresowana TĄ sferą życia. Nie dobraliśmy się pod względem temperamentów, a ja nie zamierzam jej do tego zmuszać.

Zdawałem sobie sprawę, jak żałośnie to brzmi.

To po co było się żenić? Przecież takie rzeczy sprawdza się przed ślubem. Jakby nie było, seks to bardzo ważna część życia.

No tak, pytała o oczywistość i o oczywistości mówiła.

Bo to małżeństwo to ustawka. Dwie bogate rodziny i połączenie interesów.

Znowu dziwnie odpowiedziałem, ale jak to inaczej wyjaśnić?

Przemek! Przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek! Takie praktyki miały miejsce dawno temu!

Chciałem napisać o ciąży, ale coś mnie powstrzymało. Nie będę się tłumaczył.

Zdziwiłabyś się, jak wiele małżeństw jest opartych na pieniądzach. Ale wróćmy do seksu. Kiedy ostatnio robiłaś to sama?

Nie chciałem z nią rozkładać mojego życia na części proste. Wolałem dowiedzieć się czegoś o niej samej.

Praktycznie codziennie. Dzisiaj na pewno też, bo przez Ciebie będę miała problem z uśnięciem.

Podnieciłem ją! Właśnie to przyznała! Cholera, jak mnie kręciła ta rozmowa! Niewiele myśląc otworzyłem teczkę z papierami, które dzisiaj podpisałem i oderwałem wizytówkę przypiętą do jej brzegu.

– No Kasiu, to sobie porozmawiamy – mrucząc wybierałem numer jej telefonu.

– Halo. – W głosie słyszałem zdziwienie.

– Cześć, to ja, Przemek. – I co teraz zrobi?

– Nie dzwoń do mnie!

Krótkie zdanie po którym połączenie zostało przerwane. Patrzyłem osłupiały na telefon, po chwili na ikonkę messengera. Zielona kropka zniknęła, czyli Kasia wyszła z Facebooka.

 

O co w tym wszystkim chodziło?

Rozdział 8

Pogmatwanie

Ok, nie będę dzwonił.

Napisałem mimo że była offline. Trudno, odczyta później. Przyłapałem się na myśli, że zależy mi na pisaniu z nią. Tak bardzo, że gotów jestem zaakceptować fakt, że nie chce rozmawiać przez telefon.

No ja myślę! Chwilę popisaliśmy i już Ci mało? Już wyciągasz łapy po więcej.

Wiadomość wyskoczyła mimo, że nadal wyglądało, że jest offline. Przebiegła bestia.

Bo się podnieciłem tym, że Ty się podnieciłaś.

Nie chciałem przerywać rozmowy i byłem mocno podekscytowany.

To zrób z tym coś.

Znów błyskawiczna odpowiedź.

Czekaj, tylko się rozbiorę.

Blefowałem ciekaw, co odpowie.

Pokaż mi.

No i co teraz? Mam jej wysłać zdjęcie fiuta? Serio? Przecież to…

I tu zatrzymała mnie myśl, że przeżywam właśnie coś nowego, innego i cholernie podniecającego. Trochę jak lizanie lizaka przez szybę, ale pobudzało w głowie zupełnie nowe rejony. Rozpiąłem rozporek czując, że staje mi w ekspresowym tempie.

Co, już skończyłeś? Czy może się wstydzisz?

Podpuszcza mnie, czy to raczej niecierpliwość? Wolałem drugą opcję.

Nie należę do krótkodystansowców. Po prostu zdjęcie spodni z garnituru trwa ciut dłużej.

Musiałem wyglądać komicznie. W fotelu, ze sterczącym fiutem, pochylony do przodu, by mieć wygodę w pisaniu do kobiety. Wstałem, włączyłem aparat fotograficzny w telefonie, cyknąłem kilkanaście zdjęć penisa. Nigdy nie fotografowałem się w ten sposób. Teraz było to podniecające. Nie dotknąć się jeszcze, a już być w pełnej gotowości. Wybrałem jedno ze zdjęć i wysłałem je w wiadomości do Kasi. Po wciśnięciu przycisku wysyłania „wyślij” naszła mnie myśl, że powinienem był wybrać inne zdjęcie. Takie, na którym mój fiut wyglądał na większy.

– Kretyn – podsumowałem siebie. – Może niczym wieża Eiffla.

Opieprzenie siebie nie pomogło. Obawiałem się jej oceny. A co, jeśli jej poprzedni kochankowie mieli większy sprzęt? Usiadłem i czekałem na odpowiedź, gładząc czubek palcami. Przyjemny dreszcz rozchodził się od lędźwi, wirował w brzuchu. Znów z zaskoczeniem stwierdziłem fakt, że czegoś takiego nie robiłem dotąd. Podniecałem się tym, że kobieta patrzy na zdjęcie mojego penisa i wyobrażałem sobie, co z tym zrobi.

Ładny.

Przesłała mi to jedno słowo, ja nie wiedziałem co odpisać. Przecież nie podziękuję. To byłoby idiotyczne.

To może też mi przyślij coś ładnego.

Nie dodałem, że najlepiej zdjęcie cipki, choć to takie najchętniej bym obejrzał.

Żebyś miał coś pod walenie konia?

Aż mnie skręciło w brzuchu od nagłego uderzenia podniecenia. Wulgarne zbereźności podziałały silniej niż dotyk!

Poproszę. Właśnie dokładnie po to.

Zacisnąłem palce na główce, bo czułem, że jestem bliski wytrysku! Cholera, jakim cudem? Wyskoczyła wiadomość, zawierała zdjęcie. Drżącą dłonią kliknąłem w nie, otworzyło się. Zawierało ujęcie części twarzy, głównie usta. To były jej usta, poznałem je. Między wargami trzymała czubek banana. Wyglądało to bardzo sugestywnie.

Może być?

Kolejna wiadomość od niej.

Daj mi chwilę, tylko skończę.

Napisałem i zacząłem się masować.

To mi to nagraj.

Bez zbędnego namysłu, które w tym momencie było zupełnie zbędne, załączyłem telefon, a kamerkę nakierowałem na penisa i masowałem się powoli. Świadomość, że za chwilę jej to wyślę elektryzowała i czułem, że zaraz dojdę. Przyspieszyłem, myśląc o Kasi. Wyobrażałem sobie, że to jej dłoń wali mi konia. Dwa kolejne ruchy i eksplodowałem z jękiem. Sperma trafiła w wyświetlacz, tak chciałem. Wyłączyłem nagrywanie, kliknąłem „wyślij” i czekałem na jej reakcję. Sekundy wlokły się niemiłosiernie, niecierpliwiłem się, co napisze teraz.

Dziękuję za materiał pod zrobienie sobie dobrze 🙂 Dobranoc.

I tyle?! Ja nie chcę kończyć rozmowy!

A czy Ty mi coś nagrasz?

Wkurzyłem się, bo chciałem więcej. Więcej rozmowy, pisania, zdjęć, a najlepiej filmów.

Na widok mojej cipki to Ty sobie musisz zasłużyć. Jeśli w ogóle.

Zgrzytnąłem zębami, ale podobało mi się, że stawia opór, dawkuje mi siebie.

Jak?

Jestem prostolinijny, więc pytanie samo wyskoczyło spod palców.

Czy Ty aby nie jesteś zbytnio leniwy? Wszystko chcesz dostać na tacy?

– Tak mnie wychowano – mruknąłem, ale w duchu musiałem się z nią zgodzić.

Niestety taki właśnie jestem i wiem o tym. Od dziecka słyszałem, że należy mi się wszystko, że nie powinienem godzić się na kompromisy.

Czyli nie powiesz. Dobrze, rozumiem. No to może dasz biedakowi jeszcze z jedno zdjęcie. Tak, żebym miał coś do poduszki?

– No nie daj się prosić – mruczałem, wstając, naciągając spodnie. – Kurwa.

Jak tu ukryć plamy ze spermy? Chociaż w sumie nie ma potrzeby. Raczej nikt się nie zorientuje. Ani matka, ani tym bardziej Ewa nie tykają prania. Nie było się czym przejmować. Piknęło powiadomienie, nadeszła kolejna wiadomość. To było zdjęcie. Poziom ekscytacji znów podskoczył. Otworzyłem zdjęcie i… nie wiedziałem na co właściwie patrzę. Kawałek materiału i ciała. Wyglądało jak…

– O ja pieprzę – pochyliłem się do przodu, bo właśnie mnie olśniło.

To była dłoń i kawałek nadgarstka wsunięta za materiał bielizny! Zwykłe białe majteczki i wypukłość pod nimi.

I jak ja mam teraz usnąć?!

Wyklikałem trzęsącymi się dłońmi.

A to już Twój problem. Dobranoc. Spadam do łóżka.

Wkurzony wyłączyłem komputer. Podniecony opuściłem gabinet, wspiąłem się schodami na piętro. W łazience wszedłem pod prysznic, odkręciłem chłodną wodę.

– No i co ja z tobą pocznę? – Patrzyłem w dół na stojącego kutasa. – Trzeci raz w ciągu doby?

Wyregulowałem wodę, ustawiłem ją na cieplejszą. Bicze wodne, mówiła. Może i u mnie to zadziała. Przełączyłem z deszczownicy na słuchawkę i skierowałem mocny strumień na główkę penisa, równocześnie masując się powoli. Wyobrażałem sobie, jak robi to Kasia. Woda przyjemnie masowała i szokujące, ale dzięki niej odkrywałem właśnie nowy sposób masturbacji. Ustawiłem strumień na bicz i wtedy szarpnęło mną podniecenie.

– O kurwa – jęknąłem czując, że za chwilę dojdę.

Zacisnąłem powieki, przyspieszyłem ruchy dłoni, a po chwili orgazm wstrząsnął ciałem. Oparłem czoło o płytki, uspokajałem oddech.

Jutro opowiem jej o tym, bo na pewno to zrobię. Cieszyłem się, że będę mógł z nią porozmawiać. Poprawka – popisać. Chyba nie zerwie nagle kontaktu. Nie, nie może!

Zakręciłem wodę, owinąłem biodra ręcznikiem i powlokłem się do sypialni. Kładąc się obok Ewy wiedziałem, że nie będę miał problemu z zaśnięciem. Nie dzisiaj. Nie po trzech orgazmach.

Rozdział 9

Kuszenie

Jak Ci się spało?

Wysłanie wiadomości było pierwszym co zrobiłem tuż po przebudzeniu.

Ledwo się obudziłeś i już nie możesz wytrzymać bez napisania do mnie?

Myłem zęby, gdy telefon piknął i wypluł odpowiedź.

Dziwisz się? Doprowadziłaś mnie do takiego stanu, że nie byłem w stanie odmówić sobie jeszcze jednego orgazmu. Inaczej bym nie usnął.

Stałem ze szczoteczką w ustach, wpatrując się w wyświetlacz, wkurwiając się na falujące trzy kropki. To takie przedłużanie oczekiwania na odpowiedź. Właściwie wkurwianie człowieka tym, że widzisz, że ktoś właśnie pisze, a ty się niecierpliwisz. Co napisze?

– Ile można pisać odpowiedź? – warknąłem, opluwając przy okazji ekran pastą do zębów.

– Coś się stało? Z kim piszesz?

Aż podskoczyłem, telefon wysunął mi się spomiędzy palców, wpadł do umywalki.

– Ewa! – Wyciągnąłem aparat, na szczęście nic mu się nie stało. – Zawału przez ciebie dostanę. – Wyplułem pianę z ust, choć zdążyłem upstrzyć białymi kropkami powierzchnię lustra. – Umawiam się na siłownię. – Zełgałem.

– Dlaczego nie korzystasz z domowej?

Czasami trzeba się spotkać z kolegami – mruknąłem, odłożyłem szczoteczkę do kubka. – Jedni idą na piwo, my wolimy siłownię.

Przyglądałem się, jak czesze włosy, spina je na czubku głowy. Patrząc na nią zachodziłem w głowę, na jaką cholerę tak atrakcyjna kobieta wiąże się akurat ze mną. Bogata, ładna, mogłaby mieć każdego, a wybrała mnie. Może też czuje się wmanewrowana w to małżeństwo? Zapytać ją o to, czy to może za trudne pytanie. Niezręczne i nie na miejscu?

– Mam prośbę. – powiedziała, gdy otwierałem właśnie usta, by zadać swoje, ale była pierwsza.

– Tak?

– Chciałabym jechać z tobą do sklepu. – Telefon piknął, wiedziałem że to odpowiedź Kasi.

– Dobrze – zgodziłem się szybko, by odwrócić jej uwagę od aparatu. Muszę go zacząć odkładać wyświetlaczem do dołu i wyciszę powiadomienia. – Do jakiego? Kiedy?

– Po śniadaniu. – Odwróciła się do lustra, sięgnęła po kosmetyk. – Możesz?

– Jasne.

Wypłukałem usta, wróciłem do sypialni z zamiarem schowania się w garderobie. Ciekawiło mnie co napisała Kasia.

Jurny chłop z Ciebie 🙂 Uzupełnij poziom białka przy śniadaniu.

Wyłączyłem dźwięk w telefonie, wygasiłem go, bo do garderoby właśnie weszła Ewa. Na szczęście udało mi się powstrzymać uśmiech. Nie chciałem niewygodnych pytań.

– Chcę kupić ubranka dla dziecka i kilka dla siebie – mówiła, ubierając się.

Teraz, gdy stała w samej bieliźnie, widziałem zaokrąglony brzuch. Odznaczał się delikatnie pod ubraniami, lecz był praktycznie niewidoczny. Będę ojcem, cholera. Fakt ten zaczynał do mnie powoli docierać. Czy jestem na to gotowy? Czy człowiek w wieku dwudziestu czterech lat może być na coś takiego gotowy?

– Co, jestem gruba? – Podążyła za moim wzrokiem.

– Nie, ani trochę – zaprzeczyłem. – Ładne wyglądasz z brzuszkiem.

Nie kłamałem, pasowały jej te zmiany. Była bardzo kobieca, a fakt, że nosi moje dziecko, czynił ją jeszcze atrakcyjniejszą.

– Naprawdę ci się podobam? – Przyłożyła dłonie, nakryła nimi wypukłość. – Mi też. Chcesz dotknąć? – zapytała z uśmiechem, mnie w efekcie zatkało.

– Po co? – Moje baranie pytanie.

– Oj, Przemku. – Podeszła, kiwając głową z politowaniem. – Bo tak robią przyszli rodzice. Witają się z rosnącym dzieckiem i oswajają z byciem rodzicem.

Ujęła moją dłoń, docisnęła do brzucha. Ciepła, miękka skóra była przyjemna w dotyku. Aż żal mi się zrobiło, że Ewa nie czuje do mnie pociągu seksualnego. Takie ciało i nie używanie go zgodnie z pragnieniem. Nie jej oczywiście, ale moim.

Jakby odczytując myśli pociągnęła moją rękę w dół, wsunęła ją pod gumkę majtek. Zaskoczony przenosiłem wzrok to na twarz Ewy, to na moje palce niknące pod materiałem.

– I co się tak dziwisz? – Uśmiechnęła się, przysunęła do mnie bliżej. – Przystojny facet z ciebie, a kobiety w ciąży mają dużo większe potrzeby seksualne.

Zagłębiłem palce pomiędzy płatki cipki, Ewa przymknęła oczy, westchnęła, przylgnęła do mnie. Zaskoczyła mnie, jak jasny gwint! Czyli jednak ma ochotę na seks. Czy to minie wraz z pojawieniem się dziecka? Po co o tym teraz myśleć?! Podniecałem się, luźne spodnie pidżamy nie kryły tego. Nie musiały.

– Czyli chciała pani jechać na zakupy, ale naszła panią inna potrzeba?

Uniosłem jej podbródek, zajrzałem w oczy. Chciałem sprawdzić czy gra, czy to faktycznie podniecenie. Rumieńce i rozszerzone źrenice potwierdzały jej słowa. Wilgoć na palcu, którym badałem między nogami, była kolejnym dowodem.

Czyli chce się pani pieprzyć w garderobie – mruknąłem, odwracając Ewę tyłem do siebie.

Objąłem ją w pasie, pchnąłem sobą tak, by przylgnęła do ściany. Masowałem palcem coraz bardziej wypukły guziczek, Ewa w odpowiedzi jęknęła, wypięła pupę, ocierając się o moje pobudzenie.

– To skoro tego pani chce, to proszę uprzejmie.

Opuściłem materiał fig, te zsunęły się po nogach na miękki dywan. Ugiąłem kolana, rozszerzając je na boki, nakierowując siebie na śliskie wejście. Wszedłem w nią powoli, Ewa przylgnęła policzkiem do ściany, zamknęła oczy. Poruszałem się w niej miarowo, trąc palcem, wywołując tym coraz głośniejsze jęki.

– Ciszej, bo nas usłyszą. – Bawiła mnie jej żywiołowa reakcja i przyznaję, że poczułem odrobinę nadziei.

Może jest dla nas przyszłość? Może los zdecydował za mnie i zrobił to mądrzej, niż ja? Może…

Myśli urwały się w momencie, gdy przyciągnęła mnie dłonią, wbijając mi paznokcie w biodro. Ból pomieszał się z przyjemnością, gdy naparła na mnie biodrami.

– Chcesz mocniej? – szepnąłem jej w ucho, wbijając się szybkim pchnięciem. – To będzie mocniej.

Zamknąłem oczy, odbierałem bodźce. Pieprzyłem swoją żonę, ale czułem się, jakbym uprawiał seks z nieznaną mi kobietą.

– Tak! – zakwiliła, wbijając mi paznokcie w udo, napierając na mnie. – Tak!

Skurcz orgazmu wypełzł z brzucha, mrowił w podbrzuszu i dotarło do mnie, że po raz pierwszy w życiu uprawiam seks bez zabezpieczenia.

Rozdział 10

Ciężka normalność

– Witam państwa. W czym mogę pomóc?

Tuż po wejściu do budynku sklepu, podeszłą do nas słodko uśmiechnięta kobieta z obsługi. Telefon w kieszeni zawibrował i wiedziałem, że to wiadomość od Kasi.

– Dzień dobry. – Ewa ewidentnie była w swoim żywiole. Widziałem, że cieszą ją te zakupy. – Potrzebujemy ubranka dla noworodka, łóżeczko, wózek, fotelik samochodowy, nosidełko i akcesoria do kąpieli.

– To może zacznijmy od łóżeczka. – Kobiecie rozbłysły oczy. Ona wiedziała, że zostawimy tutaj kupę kasy.

Spacerowaliśmy w dziale z łóżeczkami, kobieta bez przerwy opowiadała o różnicach pomiędzy jednymi, a drugimi. Byłem pod wrażeniem bogatego asortymentu. Łóżka stały w czterech równych rzędach, a nad nimi wisiały kolejne. Sprzedawczyni przesuwała te wiszące, rozkładała stojące, usta jej się nie zamykały. Po pół godzinie zacząłem odczuwać senność, ale działo się tak zawsze, gdy otrzymywałem zbyt dużo zbędnych informacji.

– Może napije się pan kawy? – Kobieta zauważyła moje znudzenie. Dobra była w swoim fachu i najwyraźniej nie ja jeden tak miałem. – Mamy tutaj niewielką kawiarenkę. Wiemy, jak męczące potrafią być zakupy.

– Idź się napij kawy. – Ewa uśmiechnęła się, w oczach zaskrzyły się figlarne iskierki. – Musisz być zmęczony po poranku. – Mrugnęła okiem. Wiedziałem co ma na myśli.

– Proszę zejść schodami w dół i tak jakby wrócić do wejścia. – Kobieta przerwała chwilowe porozumienie spojrzeń z Ewą. – Kawiarenka jest po lewej stronie. Nie przeoczy pan.

Zszedłem na dół i odnalazłem kawiarniany kącik. Rozsiadłem się wygodnie w jednym z miękkich foteli. Otaczała mnie masa mebli i sprzętów kojarzących się ewidentnie z rodziną i dziećmi. Pastelowe kolory, miękkie linie, na ścianach symbole zwierząt, misie i pszczoły. Zupełnie nie mój świat, który miał się nim stać. Czy pokocham to dziecko, czy raczej stanę się podobny do własnego ojca? Zimny chów, niewiele bliskości i kasa zamiast czułości. Jakby chciał zapłacić za bycie rodzicem. Może jeśli urodzi się dziewczynka, będzie mi łatwiej. W końcu ojciec Ewy ma ewidentnie pierdolca na jej punkcie. Chciałbym poczuć pierdolca na punkcie kogokolwiek. Takiego pozytywnego, jak w ich przypadku.

– Kawa dla pana. – Dziewczyna z obsługi postawiła przede mną filiżankę.

Wyciągnąłem telefon z zamiarem odpisania Kasi. Nie napiszę jej, że zamiast uzupełnić białko, to jeszcze je utraciłem uprawiając seks z żoną.

Poziom białka w normie. Jestem gotów na kolejną rundę.

Wysłałem, upiłem łyk kawy, który chwilę później wyplułem, wpatrując się odebrane w wiadomości zdjęcie. Pięknie sfotografowany tyłeczek pysznił się wypiętymi pośladkami. Ujęcie wykadrowane tak, by uciąć obraz tuż przed przejściem przedziałka między pośladkami w cipkę. Wyobraźnia wystartowała, już byłem w tym kadrze zastanawiając się, jak też Kasia je robiła. Czy była wypięta pupą w stronę obiektywu? Klęczała, czy może stała? Była całkiem goła, czy tylko opuściła majteczki?

Droczysz się, kobieto. Zaraz nie wytrzymam, przyjadę do Ciebie i zerżnę Cię w przedpokoju na podłodze.

Wysłałem i dopiero pomyślałem, że może przeginam i powinienem przystopować. Nie za bardzo wyszedłem do przodu?

Obiecanki cacanki, a głupiemu radość. Masz żonę pod ręką, to się na niej wyżyj seksualnie.

Rozejrzałem się zaniepokojony wokoło. Nie, to niemożliwe, żeby Kasia była w pobliżu. Droczy się ze mną. Miałem zamiar napisać jej, że już przecież mówiłem, że żona nie jest zainteresowana seksem, ale dzisiejszy poranek zadał kłam tym słowom.

Chcesz się przekonać? Serio nie wierzysz, że mógłbym przyjechać? Sprawdź mnie.

Siedziałem, wpatrując się w wyświetlacz, po pięciu minutach zrezygnowałem. Właśnie wygrałem potyczkę. Zero jeden dla mnie. Pewnie ją wystraszyłem. Niech pomyśli, co odpisać. Niech wyobraża sobie co by było, gdybym jednak przyjechał i wziął ją w przedpokoju.

Trzy godziny później byłem maksymalnie zmęczony bezczynnością, znudzony i ospały, niczym mucha w smole.

– Zamówienie dostarczymy do państwa jutro z samego rana. – Sprzedawczyni podliczyła zamówienie, w efekcie zjeżyły mi się włosy na głowie. Trzydzieści tysięcy wydane na dziecko, którego jeszcze nie ma? – Czy potrzebują państwo coś jeszcze? Mogę w czymś pomóc?

Jechaliśmy w milczeniu do domu. Ewa przysnęła z głową na zagłówku, mnie nosiło z braku produktywności. Na tylnym siedzeniu leżały torby z drobnymi sprawunkami. W domu Ewę przejęła mama.

– Pamiętasz o dzisiejszej kolacji w klubie? – Tymi słowy przywitał mnie ojciec.

– Czyli nici z siłowni z kolegami. – Ewa mrugnęła do mnie, przekazując torby ze sprawunkami mamie.

– Nie ma zmiłuj, jeśli chcesz utrzymać znajomości z wpływowymi ludźmi świata finansów. – Czyżby tłumaczył się mamie i Ewie, czy może usprawiedliwiał mnie przed nimi. Jakby kiedykolwiek zwracano uwagę na moje puste krzesło przy stole podczas wspólnych kolacji.

– Przebiorę się i będę gotów. – Skierowałem się ku schodom. Skoro mam się spotkać ze śmietanką finansjery, to muszę się odpowiednio ubrać.

Droga marynarka, do tego dżinsy. Koszula bez krawatu i kolekcjonerski, unikatowy zegarek. Po pół godzinie siedzieliśmy w aucie ojca, kierowca otrzymał dyspozycje, ruszyliśmy. Milczeliśmy, mnie korciło by napisać do Kasi. Milczała nadal, więc nie odezwę się pierwszy.

– Zachowuj się odpowiednio. – Ojciec przerwał ciszę. – Nie mów za dużo, raczej słuchaj. Ci ludzie ważą każde słowo. Pij niewiele i pamiętaj o głównej zasadzie.

– Jakiej. – Czekał na to pytanie. Po to zrobił wymowną pauzę po ostatnim zdaniu.

– Wszystko, co dzieje się w klubie zostaje w nim. – Nie podobał mi się wyraz jego twarzy. – Rozumiesz?

– Czyli co? – Nie oczekiwałem odpowiedzi, ale zaintrygował mnie.

– Zobaczysz. – Wzrokiem wskazał kierowcę. – Po prostu pamiętaj moje słowa.

– Ok.

Minęliśmy rzeźbioną bramę, przed którą stało dwóch ochroniarzy. Jeden z nich podszedł do auta, zajrzał do wnętrza. Kierowca opuścił szybę, przedstawił nas. Mężczyzna docisnął dłoń do ucha, z którego wystawała sprężynka i powtórzył nasze nazwisko. Po kilku sekundach rzucił:

– Witamy panów i zapraszamy.

Wyprostował się, wskazał otwierającą się bramę. Auto potoczyło się na żwirowy podjazd, drobne kamyczki chrzęściły pod kołami. Zza szpaleru wysokich krzewów wyłoniła się rezydencja. Posiadłość o trzech piętrach, odrestaurowany pałac. Robił wrażenie majestatycznym wyglądem i masą pieniędzy, które musiano weń zainwestować. Wieżyczki, ogromne wejście i szerokie schody prowadzące do dwuskrzydłowych, wysokich drzwi. Czułem, że ojciec mnie obserwuje, czeka na moje reakcje. Po chwili wiedziałem dlaczego. Przy drzwiach, witając przyjezdnych stały dziewczyny. Ich ubiór, jak i uroda zaskoczyły mnie. Zaczynałem rozumieć, co miał na myśli mówiąc, że wszystko ma zostać w klubie.

Rozdział 11

Piekło zmysłów

– Tutaj prosimy zostawić telefony na przechowanie – posągowa brunetka wyciągnęła w naszym kierunku srebrną tacę. – Jak również wszystkie urządzenia nagrywające.

Druga dziewczyna podeszła z czymś, co dotąd widziałem tylko na filmach. Przesuwała wykrywaczem metalu wzdłuż moich ramion, sprawdziła przód tułowia, po czym tył i nogi.

– Może pan wejść – tą samą czynność powtórzyła przy ojcu.

Chciałem zapytać, skąd taka ostrożność, ale po przekroczeniu drzwi nie musiałem tego robić. Wystarczył rzut oka na na twarz mijającego mnie mężczyzny, by w mojej głowie pojawił się neon z wykrzyknikiem. Przecież to dyrektor banku z którym negocjowaliśmy kredyt pod ostatnią budowę! A ja się dziwiłem, że dostaliśmy go tak szybko i na tak dobrych warunkach.

– Chodź, poznam cię z kimś. – Ojciec ujął mnie za łokieć, poprowadził ku schodom wiodącym na piętro.

Milczałem, ale wywołane to było zaskoczeniem. Znajome twarze, ludzie polityki, finansów, a nawet biskup! Ten ostatni prowadził dziewczynę na smyczy. Nie powstrzymałem się, obejrzałem się, gdy nas minęli. Spomiędzy pośladków blondynki wystawał koński ogon w odcieniu jej włosów. To musiał być korek analny, bo nie miała na sobie nic poza paskiem na szyi i wysokimi szpilkami.

Chcę wam przedstawić mojego syna. – Z tymi słowy ojciec wprowadził mnie do większej sali.

Stół zajmował większość pomieszczenia. Na blacie leżały nagie dziewczyny, na nich ułożono jedzenie. Wędliny pokrywały brzuch jednej z nich, na piersiach również ułożono misterną kompozycję z mięsiw. Druga służyła jako taca z przekąskami w formie koreczków, trzecia na sushi, czwarta na cząstki owoców. Musiałem mieć minę, jak baran. Ktoś się zaśmiał i życzył mi smacznego. Naga kobieta podeszła z tacą, proponując kieliszek szampana. Wypiłem jeden duszkiem, odstawiłem puste szkło, sięgnąłem po kolejną porcję.

– Nareszcie poznamy twoją latorośl. – Elegancki, starszy mężczyzna z uśmiechem wyciągnął dłoń w geście powitania. – Damian Zagrobny.

Nie powstrzymałem wędrówki brwi w górę. Witałem się oto z prokuratorem okręgowym. W głowie zaczynały mi się łączyć różne wydarzenia z rozwoju firmy ojca. Przypuszczam, ba! – jestem prawie pewny, że wiele z robionych przez niego interesów nie wyszłoby tak dobrze, gdyby nie znajomości z tymi mężczyznami.

– Bardzo mi miło. – Uścisnąłem wyciągniętą dłoń. – Przemysław…

– Wiem, kim jesteś – przerwał mi, uśmiechając się i mrugając do mnie okiem. – Częstuj się, baw się i witaj w gronie mężczyzn.

Pchnął mnie w kierunku stołu i nie umknął mi gest, gdy łokciem szturchnął ojca.

– Ma pan ochotę? – Kolejna, krążąca kobieta z obsługi wskazała dziewczynę rozciągniętą na stole, na którą wcześniej nie zwróciłem uwagi.

Była piękna i wątpiłem, by osiągnęła pełnoletniość. Na jej brzuchu leżało niewielkie, kwadratowe lustro, szklana rurka, obok srebrny prostokąt na kształt karty kredytowej i równiuteńkie paski…

– Kokaina? – wskazałem palcem, zaglądając w ubawione oczy dziewczyny.

Dla niej musiałem być młokosem, którego wpuszczono w męski świat. Cóż, kimś takim właśnie byłem i tak się czułem. Mieszanina ekscytacji, zniesmaczenia i podniecenia tym, że czuję coś intensywnego. Bardziej i mocniej, w dodatku co rusz mnie coś zaskakiwało. Nareszcie! Tak bardzo tęskniłem za tym uczuciem!

Pochyliłem się nad leżącą dziewczyną, ta nie spojrzała mi nawet w oczy. Była nader spokojna, jakby faktycznie zmieniła się w przedmiot. Ściągnąłem pół kreski, po niej resztę do drugiej dziurki nosa. Roztarłem płatki, oddychałem przez usta. Kokaina była mocna, czysta i wystrzeliła mi w mózg jasnym promieniem mocy.

– Chodź. – Znów dłoń ojca na moim łokciu. Prowadził mnie ku drzwiom.

Dokąd idziemy? – Nie chciałem nikogo poznawać, miałem ochotę na seks.

– Prywatny pokój zabaw. – Odpowiedź brzmiała tajemniczo.

– Ok.

Schodami w górę i wprost wąskim korytarzem. Mijaliśmy drzwi, zza których dobiegał śmiech, jęki, krzyki i wszystko, co kojarzyło się z seksem. Poprowadził mnie do ostatnich drzwi, otworzył i czekał, bym wszedł.

– To Tatiana i Olga – wskazał dwie ubrane w czarny lateks kobiety. Stały przy drewnianych belkach biegnących od sufitu do podłogi, z których zwisały łańcuchy. – Są specjalistkami w swoim fachu. Uwierz, że tego właśnie potrzebujesz. Natasza jest moja.

Podążyłem za jego drapieżnym spojrzeniem. W rogu pomieszczenia, na ogromnym fotelu siedziała odziana w czerwoną sukienkę brunetka. Wysoko upięte włosy odsłaniały smukłą szyję. Ściśnięte materiałem piersi rozsadzały dekolt. Niebotycznie długie nogi obute w czarne szpilki dopełniały jej drapieżny obraz.

Drogie panie, przyprowadziłem wam mojego jedynego syna.

Dla mnie zabrzmiało to idiotycznie, ale zachęciło je do działania. Jedna z nich wzięła mnie za rękę, poprowadziła do koleżanki. Ta zdjęła mi z ramion marynarkę, zsunęła koszulę, rozpięła spodnie. Rzut oka na ojca upewnił mnie, że zamierza zostać w tym samym pomieszczeniu. Rozsiadł się w fotelu, kobieta w czerwonej sukience stanęła za nim i masowała mu ramiona.

Bądź grzecznym chłopcem – dobiegło bardziej wymruczane, niż wypowiedziane. Jedna z kobiet muskała przy tym ustami moje ucho. – Daj rączkę.

Uniosła moje ramię, zapięła je w klamrę na końcu łańcucha, przymocowanego do jednej z belek. Po chwili to samo zrobiła z drugim. Jej koleżanka w tym czasie pozbawiła mnie spodni, odrzuciła je na bok i uklękła.

– Szerzej stopy! – warknęła, uderzając w wewnętrzną część łydki. – Jeszcze trochę. – Zmusiła mnie do rozkroku, uwięziła kostki nóg w klamrach.

Nie wiedziałem, co czuję. Obecność ojca deprymowała, ale o dziwo dodawała otuchy. Byłem oto bezbronny, opór mogłem wyrażać jedynie słowami.

Dobrze – pochwaliła uprzejmie, po czym, jakby w nagrodę, wzięła mnie w usta, possała, pracując nad moim podnieceniem.

Gdy byłem sztywny, wypuściła kutasa z ust i obeszła, stając z tyłu. Druga z nich przejęła mnie ustami, jej poprzedniczka gładziła plecy, drażniła paznokciami pośladki, mruczała do ucha.

– Taki męski, taki twardy.

Zacząłem odpływać, zaciskałem palce na łańcuchach, czułem, że coraz bardziej drżą mi mięśnie. Z oczekiwania na orgazm, z unieruchomienia. I nagle przerwały. Ta przede nią wstała i z tajemniczym uśmiechem odebrała coś, co dała jej koleżanka. To była świeca. Biała, gruba, zapalona. Przechyliła ją tuż przy mojej twarzy, gorące krople polały się w dół na moją pierś i pociekły niżej bolesnymi strumykami.

– Kurwa – syknąłem, zaciskając szczęki.

W tym samym czasie dłoń drugiej głaskała jądra, poczułem jej język między pośladkami. Zamknąłem oczy, bo nadmiar bodźców oszałamiał zbyt mocno. Bólu nie spiąłem dotąd z przyjemnością. Tym razem tak się właśnie działo – ból i rozkosz zlały się w jedno. Znów gorące krople parzyły skórę, tym razem na barkach, ramionach i płynęły w dół na plecy. Jęknąłem, gdy ssąca mnie kobieta zacisnęła palce na sutkach. Przejechała paznokciami po skórze, raniąc tors, dostarczając więcej doznań.

– Kurwa – jęknąłem czując, że sekundy mnie dzielą od orgazmu. – Tak.

Odgiąłem głowę w tył i eksplodowałem w ustach kobiety, z językiem tej drugiej między pośladkami i zastygającym woskiem na skórze.

Mam cię – zaśmiał się diabeł.

Stał za plecami ojca i uśmiechał się w krwawym grymasie.

Rozdział 12

Huśtawka

Droga powrotna upłynęła w milczeniu. Ojciec o nic nie pytał, ja też się nie paliłem do rozmowy. Dziwnie było widzieć go w akcji, z dziewczyną klęczącą między kolanami, obciągającą mu fiuta. Zastanawiałem się, jak zachować się przy matce. Czy to zmieni moje podejście do niej, czy będzie, jak zawsze?

Ewa przywitała mnie cichym „cześć, idę do biblioteki”. Lubiła się tam zamykać, czytać i pewnie uciekać od rzeczywistości. Cóż się dziwić. Ja miałem alkohol, kokę i dziwki. Ona co? Była w ciąży. Pozostawał jej nałóg czytania.

Choć bardzo chciałem, to nie byłem w stanie załączyć telefonu. Co miałbym teraz napisać Kasi? Że byłem w ekskluzywnym burdelu? Że poznałem najmożniejszych i najbardziej wpływowych tego świata i mam podkład do robienia z nimi interesów? Żenujące.

Pod prysznicem szorowałem się zawzięcie ostrą gąbką. Jakbym próbował zmyć grzech. Dobre sobie! Gdyby to było takie łatwe. Z ręcznikiem owiniętym wokół bioder stanąłem przed lustrem, dłonią starłem parę z jego tafli. Patrzyłem w oczy kogoś, kim się stawałem. Było mi z tym dobrze i źle zarazem. Dwóch ja walczyło o pierwszeństwo w umyśle. Ten zły chciał się nurzać w rozpuście, dawać ujście nadmiarom. Ten dobry krzyczał, że tak się nie da żyć, że muszę coś zmienić. Umilkli obaj, gdy wzrok mój padł na odbicie klatki piersiowej. Czerwone pręgi po paznokciach ciągnęły się od piersi poprzez brzuch. Odrobinę bledsze ślady zdobiły miejsca, które podrażnił gorący wosk.

– Cóż, będę spał w pidżamie – mruknąłem, sięgając po szlafrok, opatuliłem się nim.

Wsunąłem się pod kołdrę, zamknąłem oczy. Pod powiekami majaczyły mi postaci odzianych w lateks kobiet, w głowie pulsował wciąż ból, towarzyszący spełnieniu. Dotąd nie miałem pojęcia, że rozkosz może boleć i że te dwa odczucia potrafią się tak mocno spleść ze sobą. Tuż przed północą Ewa cichutko weszła do pokoju, przemknęła się do łazienki. Prawie bezszelestnie zajęła swoją stronę w łóżku. Ewidentnie wolała, bym spał i jej nie niepokoił. Czyżby wyczuwała, że ta kolacja nie była zwykłym spotkaniem biznesowym? Cóż, nie mogłem na to nic poradzić. Nie mogłem? Poprawka, nie chciałem, bo było mi wygodnie.

Rankiem obudził mnie głos Ewy.

– Przemciu, śpisz?

– Już nie – ziewnąłem, przeciągnąłem się. – Co tam?

– Czy mógłbyś towarzyszyć mi przy USG?

– Jasne – odpowiedziałem, a w myślach zakląłem.

Mam ją trzymać za rękę? Przypomniały mi się te wszystkie przesłodzone sceny z filmów, gdy kochający mąż stoi przy łóżku, na którym badają żonę, a na monitorze widać zarys dziecka.

– To już dzwonię do pani doktor. – Wyskoczyła z łóżka. Ją to najwyraźniej cieszyło. – Czy może być dzisiaj do południa?

– Pewnie. – Miałem plany na rano, ale przełożę je. Dla mojego ojca komfort matki przyszłego wnuka stał się priorytetem, więc ta wizyta była najważniejsza.

– Super.

I jak ja mogłem czuć do Ewy niechęć? Taka normalna jest. Najbardziej normalna w tym domu.

Zapraszam państwa. – Drzwi gabinetu otworzyły się, sympatycznie wyglądająca doktor zaprosiła nas gestem do środka. – Proszę usiąść. – Dłonią wskazała dwa krzesła przed biurkiem. Sama usiadła po drugiej stronie. – Najpierw kilka spraw formalnych.

Zadawała pytania, Ewa odpowiadała, niczym automat. O porannych nudnościach, apetycie, zaparciach. Chryste. Po dwóch minutach wyłączyłem się. Jak zwykle w takich sytuacjach zaczęła mnie ogarniać senność.

– To teraz badanie. – Kobieta wstała, wskazała leżankę. – Proszę się położyć. Pana zapraszam z drugiej strony.

Czyli jednak będzie jak w tandetnym filmie. Zobaczę zarys dziecka, może uda mi się wzruszyć. Patrzyłem, jak doktor siada przed monitorem, sięga po butelkę z jakimś specyfikiem.

– Była pani już badana głowicą dopochwową? – zwróciła się do Ewy, odpakowując… prezerwatywę?!

– Tak. – Ewa nie wyglądała na zdenerwowaną.

– To dobrze. – Nałożyła kondom na podłużny przedmiot, przedtem wycisnęła przezroczystą, gęstą substancję na czubek. – Proszę się rozluźnić.

Przerażony patrzyłem, jak celuje przedmiotem między nogi Ewy, po czym wsuwa go powoli w jej wnętrze. Zrobiło mi się niedobrze. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, czym przyciągnąłem spojrzenie obu kobiet.

– Jest pan bardzo blady. – Starsza kobieta uśmiechnęła się pobłażliwie. Chyba nie ja pierwszy tak reagowałem na badanie. – Może lepiej będzie, jak poczeka pan przed gabinetem? Jeszcze nam pan tu zemdleje.

– Usiądź w poczekalni. – Ewa uścisnęła moją dłoń.

– Za kwadrans poprosimy pana z powrotem.

Opuściłem gabinet na chwiejnych nogach. Czułem się, jak kompletny idiota. Obraz metalowo plastikowego pałąka podłączonego do aparatury zbytnio podziałał mi na wyobraźnię. Wiedziałem, że to nie szkodzi dziecku, ale bałem się o nie.

– Cholera – mruknąłem, siadając na wygodnej kanapie w pobliżu recepcji.

Chyba zaczynałem się wkręcać w ojcostwo. Telefon w kieszeni zawibrował, odruchowo po niego sięgnąłem.

Nie chcę żebyś przyjeżdżał. Dobrze mi się z Tobą pisze, ale nie jestem gotowa na konfrontację.

Odkleiłem myśli od badania, uśmiechnąłem się do wyświetlacza telefonu.

A będziesz kiedyś gotowa?

W końcu! Nie wytrzymała i odpisała.

Nie wiem. Czy jesteś w stanie zaryzykować?

A co ja niby ryzykuję? Tak naprawdę nic.

Jestem i cieszę się na to.

W odpowiedzi dostałem wiadomość z kilkoma emotikonkami uśmiechniętych buziek. Ciepło zalało mi serce i mógłbym przysiąc, że to dziwne uczucie dźgnęło mnie w żołądek gorącym paluchem radości.

To jakie masz plany na tydzień? I czy możesz obiecać, że w wolnych chwilach będziesz o mnie myślała?

Kolejny kwadrans spędziłem uśmiechając się do telefonu. Kasia opowiadała, jak dużo ma pracy, spotkań i biegania po budowach. Śmialiśmy się z mojego utopienia stóp w błotku przy naszym spotkaniu i przyznała się, że i ona zapomniała o zmianie butów na robocze. Podobnie jak ja, woziła za tylnym siedzeniem pasażera wyściełane filcem gumowce. Tamtego dnia widząc mnie, zwyczajnie o nich zapomniała, tak zaskoczył ją mój widok.

Wymianę zdań przerwała pani doktor. Ponownie siedziałem przy biurku i słuchałem, jak to nazwała – dobrych wieści: „Żona zdrowa, dziecko rozwija się prawidłowo. Wszytko będzie dobrze”.

Diabeł znów ukazał się ze swoim parszywym uśmiechem. Stał w rogu gabinetu nonszalancko oparty o ścianę i wyglądał, jakby czekał na coś.

Rozdział 13

Dwa do przodu

Wracaliśmy do domu. W milczeniu, żadne z nas nie zagajało rozmowy. Zachodziłem w głowę, o czym rozmawiają świeżo poślubione pary. Pewnie o kredytach, urządzaniu domu, wózkach dla dziecka i takich tam. Czy to możliwe, że innych łączą podobne sprawy? U nas to wszystko działo się trochę obok. Wyprawka dziecka czekała już na nie. Kredytów nie mieliśmy w planach, a urządzanie mieszkania… Cóż, to planowano poza mną. Jak to zgrabnie określono „nie ma sensu zawracać mi głowy takimi pierdołami”.

– Oj. – Ewa zgięła się w pół, pochyliła wprzód.

– Co się dzieje? – Zwolniłem, zjechałem na prawy pas.

– Nie wiem. – miauknęła. – Zrobiło mi się strasznie niedobrze. Chyba…

Po czym bluznęła na przednią tapicerkę wymiocinami.

– Przepraszam!

Zjechałem na pobocze, zatrzymałem się na pasie awaryjnym.

– Tak mi przykro! – Ocierała łzy wierzchem dłoni, zasłoniła usta. – Tak nagle mnie zemdliło. Nie zdążyłam…

– Przestań, Ewa. – Wysiadłem, obszedłem auto, otworzyłem drzwi pasażera. – Chcesz wyjść, pooddychać?

Co ja mogłem wiedzieć o ciąży i związanych z nią stanach. Jedyne rzyganie jakie znałem, miało miejsce po zbyt mocnym przepiciu. Nim poznałem uroki kokainy. Na myśl o narkotyku ścisnęło mnie w gardle, do ust napłynęła ślina.

– Nie. – Zaprzeczyła ruchem głowy, szukała czegoś w torebce. – Muszę to sprzątnąć.

Patrzyłem, jak wyciąga chusteczki higieniczne i próbuje nimi zebrać ściekające z przedniej tapicerki resztki tego, co z taką siłą z niej wystrzeliło. Płakała przy tym, ja czułem jedynie bezradność.

– Przestań, Ewa! – Złapałem ją za nadgarstek. Zemdliło mnie, gdy do nosa dotarł kwaśny odór soków żołądkowych. – Wyczyszczą to na myjni. Zawiozę cię do domu. Napijesz się czegoś, to ci się polepszy. Wyrzuć to.

Wskazałem trzymaną przez nią serwetkę. Namokniętą, mało skuteczną w robieniu porządków. Posłusznie rzuciła kawałek ligniny, przedramieniem otarła łzy. Zrobiło mi się jej szkoda. Wyglądało na to, że i ona nie do końca odnajdowała się w naszym małżeństwie. Zamknąłem drzwi od strony pasażera, obszedłem auto, wsiadłem za kierownicę. Zakłopotanie nie opuszczało mnie do samego domu. Ewa czuła pewnie to samo. Czy na tak dziwnych relacjach można budować małżeństwo? Nie wydaje mi się. Zatęskniłem za Kaśką, za pisaniem z nią. To było o wiele bardziej normalne.

Odstawiłem Ewę pod same drzwi domu. Wysiadając z samochodu znów przepraszała, mnie to zwyczajnie zniecierpliwiło. Czekałem, by zamknęła za sobą drzwi. Ruszając z podjazdu, otworzyłem na oścież okna, by wpuścić świeże powietrze. W międzyczasie wybrałem numer telefonu do myjni.

– Czy przyjmiecie mnie do czyszczenia tapicerki?

– Jasne, zapraszamy.

Na szczęście nie pytano, kto mi tak urządził auto. Profesjonaliści. Nikomu nie drgnęła powieka, nie zauważyłem głupiego uśmiechu. Usiadłem w kąciku dla klienta, z ulgą przyjąłem filiżankę kawy i herbatniki. Wydało mi się to takie domowe, że ktoś podaje ci pod nos coś dobrego. Znów pomyślałem o Kasi. Odruchowo sięgnąłem po telefon. Nie było wiadomości od niej.

Jestem na myjni i nie mogę przestać o Tobie myśleć. Wyobrażam sobie, że to Ty myjesz mi auto.

Upiłem łyk kawy, za szybko przełknąłem parząc przełyk.

Jaaaaasne 😉 Faceci i pornograficzne banały. Pewnie jeszcze miałabym cyckami jeździć po szybie?

Parsknąłem, kobieta za kontuarem w pomieszczeniu, łączącym funkcję poczekalni i biura, spojrzała na mnie. Dla niej pewnie zachowywałem się dziwnie.

No nie powiem, chętnie bym to zobaczył. Dziękuję za ciekawy obrazek dla mojej wyobraźni.

Cholera, już tylko obrazek w głowie przedstawiający Kasię w samych stringach, polewającą się wodą i nanoszącą pianę na maskę auta działał na mnie, pobudzając krążenie krwi. Wyjrzałem przez szybę oddzielającą mnie od części roboczej, w której pucowano samochód. Dwóch facetów uwijających się przy pojeździe, mocno odbiegało od wyobrażenia.

Rozumiem, że jesteś na myjni i zaczynasz się podniecać. I co zrobisz ze swoim podnieceniem? Wyjdziesz do ubikacji i zwalisz sobie konia?

Jej słowa smagały podnieceniem, niczym biczem. Nie rozmawiałem w ten sposób z kobietami. To było dziwnie inne i inaczej elektryzujące.

Wolałbym przyjechać do Ciebie i przelecieć Cię przy ścianie.

Stawał mi i z jednej strony było to śmieszne, bo przecież siedziałem w poczekalni. Z drugiej wchodziłem z Kasią w kontakt, a poziom intymności był wyższy, niż kiedykolwiek z którąś z kobiet.

Ale tak bez wstępów? Przyjść, wejść i wypieprzyć?

O kurwa. Ależ słowa potrafią pobudzić!

A czego jaśnie pani by sobie życzyła? Kawa, wino, kolacja przed?

Romantyczka się w niej odezwała? Rycerz na białym koniu ma przyjechać, dać kwiaty i koronę przed seksem?

Aj tam wino i kolacja. Wolę pocałunki, później porządną minetę. Umiesz całować?

I tu mnie wbiło w kanapę, na której siedziałem. Cholera, przecież ja się nie całuję z kobietami. Nie pamiętam, kiedy ostatnio całowałem którąś w usta. Mineta? To nie ja schodziłem dotąd do parteru, ale kochanki. Cholera! Czy ja umiem zrobić porządną minetę?!

– Pana auto jest gotowe do odbioru. – Dziewczyna zza kontuaru zwracała się do mnie. – Fakturę prześlemy na maila.

Słuchaj, bardzo chcę Cię zobaczyć. Spotkajmy się przy kawie.

Wpisałem szybko i wysłałem, wstając. Wcisnąłem „wyślij”, nim stchórzyłem. Nim rozsądek doszedł do głosu i wykrzyczał, że przecież miałem nie naciskać na spotkanie.

– Dziękuję. – Odebrałem kluczyki, skierowałem się do auta.

Po co Ci to spotkanie? Czego w nim będzie więcej, niż w naszym pisaniu do siebie?

Wsiadłem za kierownicę, wyjechałem z myjni. Celowo odwlekałem napisanie odpowiedzi czując, że od tego zależy, czy się zgodzi, czy odmówi.

Słuchaj, jestem słaby we flirtowaniu. Nigdy tego nie robiłem. Czytam co piszesz, ale nie mam pojęcia co w tym momencie myślisz. Chciałbym zobaczyć mimikę Twojej twarzy, mowę ciała. Nie chcę napierać, ale fascynujesz mnie. Proponuję po prostu spotkanie przy kawie.

Wpisałem szybko podczas postoju na czerwonym świetle. Wysłałem, ruszyłem i czekałem na odpowiedź.

Miejsce publiczne? Żadnego nagabywania na odwiezienie mnie i tym podobnych pierdół?

Prawie podskoczyłem w fotelu. Właśnie kapitulowała. Czyli chciała mnie widzieć!

Obiecuję.

Ok. Kawiarnia przy wejściu do centrum handlowego. Od strony ulicy Krasińskiego. Za godzinę. Pasuje Ci?

Ktoś za mną zatrąbił. Zagapiłem się w wyświetlacz, nie zauważyłem zmiany światła, w efekcie torowałem lewy pas ruchu.

Pasuje!

Wpisałem, wysłałem i ruszyłem w kierunku centrum handlowego.

Rozdział 14

Audiopalni

Kawiarnię znałem, byłem tu nie raz. Zająłem najbardziej oddalony stolik od wejścia tak, by mieć widok na wchodzącą Kasię. Miałem pół godziny do jej przyjścia. Zamówiłem kawę i lody, choć nie czułem na nie ochoty.

Co powiem? O czym będziemy rozmawiać? Przecież nie o moim małżeństwie! Chociaż, kto wie, pewnie to jest coś, co ją trapi. W sumie jakby na to spojrzeć z boku, to możliwe że spotyka się ze mną z ciekawości. Wie, że jestem zajęty, a mimo to pisze do mnie i reaguje na zaczepki. Teraz zgodziła się na spotkanie.

Dłubałem łyżeczką w pucharze z lodami i o dziwo denerwowałem się coraz bardziej. Tym, że na żywo nie będziemy mieli o czym rozmawiać. Jestem dysfunkcyjnym facetem, który nie rozkłada życia na czynniki proste i ma problem z mówieniem o swoich myślach. Nie nazywam uczuć, bo nigdy nie było mi to potrzebne. Ojciec uznawał to od zawsze za słabość. Nie jestem ślepy. Widzę, że powoli staję się taki, jak on.

– Cześć.

Nie zauważyłem, kiedy weszła do kawiarni. Stała przy stoliku i z uśmiechem patrzyła na mnie z góry.

– Witaj. – Zerwałem się od stołu, ale nie zdążyłem jej odsunąć krzesła. – Zastanawiałem się, czy nie stchórzysz.

Po co ja to powiedziałem? Przecież to głupie stwierdzenie!

– Ale w sensie, że co? – zapytała, siadając. Jej mina świadczyła, że rozbawiłem ją tym, co właśnie palnąłem. – Że mam się ciebie bać? Jestem już dużą dziewczynką i radzę sobie z mężczyznami.

Chciałem zapytać, ilu takich jak ja poznała, ale nie zdążyłem. I całe szczęście. Chyba muszę się przy niej bardziej pilnować. Dać myśli kilka sekund, nim wypuszczę ją z głowy i wypowiem.

Czekaliśmy, aż kelnerka przyjmie zamówienie i odejdzie od stolika. Zdawałem sobie sprawę, że przyglądam jej się zbyt zachłannie. Piękna, zmysłowa nawet w zwykłym ubraniu. Włosy spięła w kok, spod którego wymykały się kosmyki włosów. Miałem ochotę sięgnąć i założyć pasmo za ucho, dotknąć przy okazji skóry policzka. Jakie to dziwne – siedzieć z nią wiedząc, że to spotkanie nie prowadzi do seksu. Może nie bezpośrednio.

– To o czym chcesz rozmawiać na żywo, a co nie wystarczało ci w pisaniu w wiadomościach?

Oparła się wygodnie, uśmiechała łagodnie, jakby bawiła ją cała ta sytuacja. Nie wyglądała na spiętą. Ja wręcz odwrotnie.

– Pytałaś, czy umiem całować – wypaliłem, nim pomyślałem. Patrzyłem przy tym na jej usta. Boże, jak bardzo pragnąłem pocałunku. Teraz, tutaj.

– No i? – Pochyliła się do przodu, oparła brodę na zaplecionych dłoniach. – Umiesz?

– Nie całuję się, więc pewnie nie umiem – odparłem szczerze. Trochę mnie degustował, a trochę dziwił fakt, że dobrze się czuję, będąc z nią szczerym. Nie kłamałem. – I przyznam, że zaskoczyłaś mnie tym pytaniem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem.

– Nad tym, czy umiesz całować? – Uśmiech zniknął, zastąpiło go skupienie na mnie, na tym co mówię.

Cholera! Znów zdałem sobie sprawę z faktu, że to pierwsza rozmowa z kobietą, w której ta jest zainteresowana tym, co mam do powiedzenia. Tak szczerze, od serca, prawdziwie.

– Tak.

– To jak uprawiasz seks? – Ściągnęła brwi, nie widziałem kpiny w jej spojrzeniu.

– Zazwyczaj nim przystąpię do rżnięcia, kobieta jest już tak nagrzana, że poza dotykiem niewiele jej potrzeba. – Ściszyłem głos, by moje słowa nie dotarły do sąsiedniego stolika i siedzących przy nim dziewczyn. – Zazwyczaj rżnę się mocno, długo i nie ukrywam, lubię to robić po kokainie.

– Nie robiłam tego po kokainie. – Też mówiła cicho. – Jak to jest?

Pochyliła się jeszcze bardziej, zmniejszyła między nami dystans. Dzieliło nas teraz ledwie pól metra powietrza. Widziałem plamki w błękicie tęczówki oka i poszczególne rzęsy, oraz włoski brwi. Musieliśmy odsunąć się od siebie, gdy kelnerka przyniosła zamówienie. Postawiła je i odeszła. Zezłościła mnie tym. Kasia znów siedziała zbyt daleko.

– Chcesz wiedzieć, jaki jest seks po koce?

Patrzyłem, jak unoszona do ust filiżanka zastyga w pół ruchu, po trzech sekundach ląduje z powrotem na spodku. Nietknięta.

– Chcę – szepnęła, mnie momentalnie pobudził ten cichy dźwięk.

Dobrze, pani Kasiu. – Odsunąłem swoją kawę, pochyliłem się, by zmniejszyć między nami dystans. Kasia powtórzyła mój ruch. – Gdy wciągasz kreskę, zmysły wyostrzają się. Wszystko dociera do ciebie mocniej i intensywniej. W nosie czujesz zapach ciała partnera i nie dzieje się tak, jak zwykle. Drobinki potu uderzają we wnętrze śluzówki nosa z taką intensywnością, że odbierasz każdą z cząsteczek z osobna i każdej robisz dokładną analizę. Na języku te cząsteczki rozlewają się i wnikają w ślinianki. Znów czujesz każdą z nich. Dotyk, to jest w ogóle coś niesamowitego. – Urwałem, zrobiłem pauzę, upiłem łyk zimnej już kawy.

– To znaczy? – Zmrużyła oczy, przyglądając mi się w oczekiwaniu.

– Skóra zmienia chropowatość. – Zaryzykowałem, opuściłem dłoń, dotknąłem palców, którymi obejmowała filiżankę. Patrzyła na to co robię, ale nie cofnęła dłoni. – Jakby powierzchnia twojej zaczepiała się o moją. Impulsy pod jej powierzchnią są o wiele intensywniejsze i szybciej się rozchodzą w ciele. Właściwie zmieniasz się w impulsy. Są bardzo intensywne.

Wyolbrzymiłem to, czego doświadczyłem w seksie po koce. Tak naprawdę to tylko część była elementem tego, co odczuwałem dotychczas przy rżnięciu. Byłem jednak stuprocentowo pewny, że gdybym to z Kasią uprawiał seks podkręcony kokainą, to właśnie takie doznania miałyby miejsce.

– A penetracja?

Pyta pani, co czuję się, gdy wchodzę w kobietę? – mówiłem już prawie szeptem. – Zachłanny wzrok Kasi skupił się na moich ustach. Boże, jak bardzo zapragnąłem ją pocałować! – Po kokainie mój kutas jest jednym wielkim odbiornikiem bodźców. – Stawał mi, gdy to mówiłem. – Czuję ślizg, tarcie i nacisk. Wszystko się splata i pędzi strumieniem do mózgu.

Zamilkłem, nie ruszałem się. Widziałem rumieniec wypływający na policzki Kasi, jej rozchylone usta i błyszczące oczy. To było dziwne. Pobudziłem ją, nie dotykając nawet. Rozsadzało mi spodnie mimo że jedyny kontakt, jaki z nią przed chwilą miałem, to było muśnięcie opuszkami palców jej dłoni.

Co to było? Czego ja właśnie doświadczam?

Rozdział 15

Drzazga

Mijały sekundy, my trwaliśmy w bezruchu. Jakby żadne nie chciało się ruszyć, by nie przerwać magii chwili. Tak właśnie myślałem o tym, co się między nami działo – to było magiczne. Nowe, inne i oszałamiające. Z jednej strony czułem potrzebę, by dotknąć Kasi, z drugiej nie chciałem tego robić. Było tak idealnie, że obawiałem się, iż jeden niepotrzebny wyraz mógłby zniszczyć czarodziejską bańkę wokół nas.

Zawibrował telefon, Kasia zamrugała, jakby tego potrzebowała do odzyskania połączenia zmysłów z rzeczywistością. Spojrzałem na wyświetlacz – nieodebrane połączenie od Ewy, plus wiadomość głosowa na poczcie. Zakląłem w duchu. Właśnie przerwano najpiękniejsze zdarzenie w moim życiu. Może tuż po tym, jak lata temu tańczyłem z Kasią na imprezie. Kurwa mać!

– Ciekawe. – Sięgnęła po filiżankę, uniosła ją do ust, upiła łyk. – Ale nie na tyle, żebym miała ochotę spróbować.

– A czego byś chciała spróbować? – Wymykała mi się. Moment porozumienia mijał, znów była opanowana.

– Z tobą? – Zmarszczyła brwi, mnie skręciło w żołądku.

– Jasne, że ze mną. – Po co się droczy?!

– Jesteś żonaty, a to stawia mnie w przegranej pozycji. – Jej spojrzenie stężało.

Cholera, a myślałem, że ją usidliłem.

– W jakim sensie?

Mojej moralności. – Spuściła wzrok na filiżankę. Ewidentnie unikała patrzenia mi w oczy. – Ciągnie mnie do ciebie, ale ulegając temu, rozbijam małżeństwo. Jakie by ono nie było!

Uniosła dłoń w momencie, gdy nabierałem powietrze w płuca. Po co? By powiedzieć, że moje małżeństwo to… fikcja. Cholera! Jakby czytała mi w myślach.

– Dziękuję za kawę. – Odsunęła od siebie w połowie pełną filiżankę. – Pozostańmy na dotychczasowej stopie. Jeśli ci to wystarczy.

Co miałem odpowiedzieć? To ona tutaj rozdawała karty, ja byłem totalnie rozjebany.

– Nie wystarczy, ale ok. Niech będzie, jak mówisz.

Przez chwilę nic nie mówiła, a tylko patrzyła mi w oczy. Bezradnie przyglądałem się, jak wstaje od stołu, zarzuca na ramię torebkę i bez słowa opuszcza kawiarnię. Siedziałem niczym baran i zaklinałem rzeczywistość, by Kasia się obróciła i wróciła do stolika i do mnie. By powiedziała, że nie może beze mnie żyć. Wiedziałem, że to idiotyczne. Nie obróciła się, odeszła.

***

Nadciągał wieczór. Wracałem do domu. Walczyłem z oporem przed wejściem do niego, przed rozmową z Ewą. Cieszyłem się, że mama i ojciec zajęli się sobą, że nie będę musiał wymieniać z nimi grzeczności. Było cicho i tylko szum telewizora dobiegł mnie z salonu.

W sypialni nie zastałem Ewy. I dobrze, zaszyję się w gabinecie. Przejrzę maile, może coś poczytam. Spróbuję nie pisać do Kasi. Poczekam, niech ona odezwie się pierwsza. I tak już wyszedłem na leszcza. Zostać spławionym przez kobietę, to boli.

Ze szklaneczką koniaku usiadłem w fotelu, załączyłem komputer. Nie odpalę messengera, nie będę sprawdzał, czy Kasia jest on-line. Łyknąłem trunku, zapiekło w gardle, spłynęło ogniem w dół przełyku. Za chwilę poczuję ulgę, gdy alkohol stępi trochę zmysły.

– Czyli jesteś nareszcie! – Drzwi z impetem otworzyły się i stanęła w nich Ewa.

– Cześć. – Zaskoczyła mnie. Usiadłem wyprostowany nie wiedząc, czego oczekiwać po takim wejściu. – Co tam?

– Hipopotam! – krzyknęła.

– Ale o co ci chodzi? – Skąd ta zmiana?

– Nie było cię pół dnia! – Wycelowała we mnie oskarżająco palec.

– Przecież byłem na myjni, bo… – próbowałem wyjaśnić.

– Tyle czasu? – Wyrzuciła ramiona w górę, ja totalnie zgłupiałem. – Przecież ci tam nie wybuchłam, tylko zwymiotowałam! Na co potrzebowałeś tyle czasu?!

No ale jestem! – Zaczynałem się wkurzać. – Co takiego mnie ominęło?

– Co? Jajco! – Podparła się pod boki. – Jakbyś nie zauważył, to jesteś ojcem!

– Wiem o tym

– A dzisiaj było pierwsze USG! – przerwała mi. – Może to dla ciebie niewiele, ale dla mnie to ważny moment w życiu! Oglądałam nasze dziecko! Ty też, a przynajmniej miałam nadzieję, że jesteś tym zainteresowany. Chciałam to z tobą obgadać! Chciałam mieć cię przy sobie!

– No przecież jestem! – Podniosłem głos. Odchrząknąłem, było mi głupio. – Jestem – powtórzyłem ciszej.

I co mi z tego?! – Zacisnęła usta, czekała na odpowiedź. Milczałem, bo co tu odpowiedzieć. – Przychodzisz i dokujesz się w gabinecie. Gdybym tu nie przyszła, to pewnie byś siedział tutaj do nocy. Mylę się?

– Chcesz rozmawiać, to rozmawiajmy. – Starałem się przybrać ugodowy ton. W duchu przyznałem, że miała rację. Czekałbym, aż uśnie.

– A teraz to się pocałuj w dupę! – krzyknęła, zaciskając dłonie w pięści. – Łaskawca jeden!

– Co tu się dzieje? – Zza pleców Ewy wychyliła się głowa mamy. – Co to za krzyki?

Zamknąłem oczy, starałem się uspokoić. Tego brakowało, by mama wplątała się w naszą pierwszą awanturę.

– Przemek, dlaczego się kłócicie? – Sarnie oczy mamy skierowały się na mnie.

Westchnąłem, poczochrałem włosy, to mnie trochę uspokajało. Mieszkanie z rodzicami, no tak, musiało do tego dojść. Udział starszego pokolenia w życiu młodszego. Myślałem, że w tak dużym domu tego unikniemy.

– Takie tam – mruknąłem.

– Jakie, takie?! – Ewa wchodziła na coraz wyższe tony.

– Ewa, uspokój się. – Do przedstawienia dołączył ojciec. – Zaszkodzisz dziecku. – Położył jej dłoń na ramieniu.

– To zaszkodzę! – Krzyknęła Ewa. – Sobie może też! Przemek będzie miał spokój! Prawda, mężu?

Ostatnie słowo przeliterowała. Nie spuszczała przy tym ze mnie wzroku. Pozostali domownicy również.

– Przemek, powiedzże coś. – Głos mamy zaczął brzmieć płaczliwie.

– Zachowaj się jak mężczyzna. – Ojciec dorzucił swoje trzy grosze.

Krew uderzyła mi do głowy. Dosłownie tak to poczułem. Jakby żyły rozszerzyły się i przepłynęła przez nie porcja gęstej lawy. Powoli wstałem z fotela. Zaciskałem zęby, by nie powiedzieć czegoś głupiego. Trzy pary skupionych na mnie oczu wkurwiały jeszcze bardziej. Sięgnąłem po marynarkę, z biurka zabrałem telefon i kluczyki. Wyminąłem ich bez słowa. Zbiegłem po schodach i wyszedłem z domu.

Rozdział 16

Nowy kierunek

Wyprysnąłem autem spod domu, skierowałem się na drogę szybkiego ruchu. Pęd samochodu, ryk silnika i rozchodzące się po ciele drgania uspokoiły mnie odrobinę. Nie na tyle, bym był w stanie trzeźwo myśleć, abym wrócił do domu. Starałem się pozbyć z siatkówek oczu obraz wściekłości Ewy, sarniej bezsilności matki i wzgardliwego spojrzenia ojca. Czym zasłużyłem sobie na to wszystko? Pewnie biernością i przyjmowaniem tego, co dostawałem od życia. Dużo tego było od zawsze, ale do kurwy nędzy!, gdy rodzice powtarzają ci od małego, że wszystko ci się należy, to wierzysz w to. W końcu komu, jak nie im, masz ufać? Są twoimi pierwszymi nauczycielami, przekazującymi prawdę o życiu. Moją winą było to, że tak długo i bezkrytycznie to przyjmowałem. Teraz przyszła refleksja i stało się to za sprawą Kasi.

Po wyjściu z domu w pierwszym odruchu chciałem jechać na dziwki. Jakiekolwiek, nawet te przydrożne, byle spuścić z krzyża i obniżyć napięcie. W końcu to najskuteczniejszy spośród znanych mi metod stymulowania napięć.

Druga myśl zabolała, gdy zdałem sobie sprawę, że po stokroć wolałbym teraz porozmawiać z Kasią. Nie pisać, bo w pisaniu nie jestem biegły. Chciałbym usłyszeć jej głos, móc się wyżalić, może nawet wykrzyczeć. Czy byłbym w stanie powiedzieć całą prawdę o swoim życiu? Tego nie wiem. Jak przyznać się, że jest się przegrywem w moim wieku? Nie da się tego wytłumaczyć bez przyznania się do bycia ojcem w wyniku wpadki. Na to nie byłem gotowy. Nie chciałem wyjawiać aż tak wiele.

Niebo zasnuły pociemniałe szarością i granatem chmury. Zupełnie, jakby pogoda zgrała się z moim nastrojem. Oślepiła mnie błyskawica. Prawie w tym samym momencie piorun uderzył gdzieś blisko, huk przetoczył się, zagłuszając muzykę silnika. Mijałem miejsca przy drodze, gdzie zazwyczaj stały dziewczynki. Dzisiaj nie widziałem żadnej. Poczułem ulgę, bo nie było pokusy. Poczułem ją również dlatego, że coraz więcej wskazywało na to, że wszystkim steruje siła wyższa, która wskazuje, że mam zadzwonić do Kasi.

Wahałem się kolejne dziesięć minut. Dochodził wieczór, a nie znałem jej rozkładu dnia. Złościło mnie, że aż tak przejmuję się czymś tak banalnym, jak wykonanie telefonu do kobiety. Zakląłem pod nosem, wybrałem jej numer i czekałem prując przed siebie. Dwa, trzy, w końcu pięć sygnałów i nic. Załączyła się poczta, przerwałem połączenie, po czym wybrałem numer ponownie.

– Halo? – Z zestawu głośnomówiącego popłynął jej melodyjny głos. – Kto tam?

Momentalnie podskoczyło mi ciśnienie. Jak to „kto tam”?! Nie spojrzała na wyświetlacz? A może nie ma wpisanego mojego numeru?

– Cześć, tu Przemek – warknąłem zły, że… No właśnie – że co? Że nie czeka na mój telefon? Że nie dobija się do mnie sama?

– No co tam? – W tle słyszałem muzykę, śmiechy i gwar rozmów.

Po jej pytaniu naszła mnie myśl, że może powinienem był jednak napisać. No bo co teraz? Jak mam zagaić rozmowę?

– Chciałem cię usłyszeć – mruknąłem. – Pogadać.

– To mów – zaśmiała się. – Dawaj.

I zapadła cisza. Oczywiście jeśli nie liczyć gwaru w tle i dudniącej muzyki.

– Czekaj, tylko wyjdę z imprezy, bo ludzie zaczynają się robić hałaśliwi. – Lekko sapała, jakby przeciskała się gdzieś. – Przepraszam… sorry. – To nie było do mnie.

– Przeszkadzam ci? – W myślach błagałem, by zaprzeczyła.

– Nie, nie przeszkadzasz. – Usłyszałem skrzypnięcie drzwi, a później ciszę. – Towarzystwo wstawiło się trochę za bardzo i ktoś już wyciągnął fajkę wodną, więc zaczyna się robić groźnie. No to co u ciebie? – Jej głos odbijał się echem od ścian. Pewnie stała w na klatce schodowej.

– Chciałbym cię zobaczyć i przytulić – wypaliłem, nim rozsądek zastopował słowa.

– To w końcu zobaczyć i przytulić, czy pogadać? – Słyszałem, że odrobinę plącze jej się język. – Bo to dwa różne zamówienia.

– Jedno i drugie – westchnąłem. – Dotarło do mnie, że gdy coś się wydarzy, to z tobą chcę to obgadać i ciebie zobaczyć.

– A co się wydarzyło?

W sumie to moja beznadziejność. – Czułem, że brzmię beznadziejnie. – To znaczy, pogmatwałem się we własnym życiu i o wiele bardziej zależy mi na tobie, niż na rodzinie.

– Ojoj – mruknęła. – To chyba niezbyt dobrze, co?

– No niby tak, ale wiesz – urwałem, szukałem odpowiednich słów. – Od czasu gdy zaczęliśmy rozmawiać, czuję, że to właśnie tak powinny wyglądać relacje między mężczyzną a kobietą.

– Mądre wnioski – mówiła spokojnie. – Co jeszcze?

Nie do żony chcę wracać, ale do ciebie – ciągnąłem dalej, porzucając wstyd, bo mówiłem od serca. – Widzę, w jakiej farsie tkwię.

– Zrób z tym coś.

– Zamierzam. – Wierzyłem w to, co mówię. – Taki mam zamiar.

Nie pytała, co mam na myśli, nie ciągnęła mnie za język. Zapadła cisza i o dziwo, nie było to krępujące milczenie. Jechałem przed siebie, opony szumiały na mokrym asfalcie, krople rozmywały się poziomymi kreskami na szybie.

– Chcesz mnie przytulić? – przerwała ciszę.

– Najbardziej na świecie – przyznałem. – Bardziej, niż cokolwiek.

– Ok – rzuciła ze śmiechem. – To wpadnij tutaj. Wyślę ci adres.

I rozłączyła się, mnie wbiło w fotel. Zwolniłem, a że wciąż znajdowałem się na lewym, najszybszym pasie autostrady ktoś za mną zamrugał długimi światłami, zmuszając mnie tym do reakcji. Zjechałem na prawy pas i pełen rosnącej nadziei czekałem na wiadomość od Kasi. Nie ryzykowałem przyspieszenia tempa jazdy, za bardzo ekscytowałem się kolejnym etapem naszej znajomości. Telefon piknął, wypluł link namierzania pozycji Kasi. Kliknąłem weń, przerzuciłem namiar na nawigację samochodu. To było coś nowego. Jechałem oto do niej. Za chwilę ją zobaczę.

Oby pozwoliła mi siebie przytulić. Oby nie odtrąciła mnie, bo odkryłem przed nią część miękkiego, delikatnego podbrzusza. Oby… Dużo tych OBY.

Nawigacja melodyjnym głosem nakazała: Zjedź w prawo w najbliższy zjazd. Kieruj się na południowy wschód”.

Włączyłem kierunkowskaz. Każde mrugnięcie lampki sygnalizującej nowy kierunek jazdy dźgał mnie radosnym błyskiem. Czy to możliwe, by zaczynało się coś nowego i lepszego? Czy zasługuję na coś takiego?

Rozdział 17

Przegryw

Jechałem, a równocześnie bardzo świadomie analizowałem własne odczucia. Radość, to je zdominowało. Rozsadzała mnie od środka, napawała czymś podobnym do nadziei. Zaraz zobaczę Kasię, porozmawiam z nią, może przytulę, zostanę zrozumiany. Nagle coś tak prostego stało się dla mnie powietrzem – móc porozmawiać z przychylnym mi człowiekiem. Nigdy nie czułem takiej potrzeby, nigdy też nie miałem tak bliskiej mi osoby.

Zjechałem z autostrady, wjechałem na obrzeża miasta. Deszcz rozmywał obraz, światła rozlewały się barwnymi plamami na szybie. Mimo ciepła dmuchającego z klimatyzacji czułem chłód, który wdzierał się zimnymi mackami pod skórę, docierał głębiej, aż do żołądka.

Nawigacja prowadziła mnie w starszą część miasta, w kamieniczne dzielnice. Zaparkowałem przed jedną z nich, wyłączyłem silnik i wysiadłem.

Jestem – wpisałem w messenger, wysłałem i czekałem na reakcję.

Nie wiedziałem czego się spodziewać po tym spotkaniu. Nienaturalne jest, bym oczekiwał przyjęcia mnie z otwartymi ramionami. Przecież nie rzuci mi się przy powitaniu na szyję. Czy chciałbym tego? Tak, do cholery! Jasne, że bym chciał.

Chodź na górę.

Odczytałem, po czym zabrzęczał domofon, więc podbiegłem do drzwi, pchnąłem je, wszedłem do klatki schodowej. Otaczała mnie ciemność, rozjaśniona jedynie mdłym światłem przebijającym przez podłużną szybkę w drzwiach wejściowych. Rozstawiłem ręce na boki, by dotknąć którejś ze ścian. Zaraz, włączniki powinny być gdzieś po prawej. Sunąłem dłońmi po ścianie, gdy nagle rozbłysnęło światło.

– Idziesz wreszcie? – dobiegło mnie z góry, od strony schodów.

Nie odpowiedziałem, wbiegłem na pierwsze piętro, później na drugie, przy trzecim wpadłem w lekką zadyszkę.

– No, już blisko – śmiech Kasi zalał mój mózg radosnym potokiem.

– Cześć – sapnąłem zdyszany, stając przed nią. – Ostatnie piętro? Wyżej się nie dało?

Nie potrafiłem powstrzymać się przed obejrzeniem sobie zjawiska, jakie sobą przedstawiała. Sukienka nad kolano, buty na obcasie, włosy upięte w kok i tylko pojedyncze pasma spływające na ramiona, zwisające wzdłuż twarzy. Usta pociągnęła krwistą szminką, oczy mocno umalowała.

Drzwi za jej plecami uchyliły się, minęło nas dwóch chłopaków z papierosami w ręce. Skierowali się schodami w górę.

– Wyglądasz nieziemsko. – Podsumowałem oględziny.

– No myślę – zaśmiała się, głos poniósł się echem w ciszy klatki schodowej. – Dawno nikt mi takiej obcinki nie zaserwował.

– To co się stało? – Kasia spoważniała. – Brzmiałeś smutno.

– Bo tak się czuję – przyznałem. – Jak przegryw.

– Zaraz zaraz. – Zaplotła ramiona pod piersiami, objęła brodę palcami prawej dłoni, przybrała zabawną minę. – Przystojny, bogaty, odnoszący sukcesy. Gdzie tu przegrana?

– Uważasz, że jestem przystojny? – Momentalnie poprawił mi się humor.

– Typowy facet – westchnęła z udawanym zniecierpliwieniem. W oczach migotały iskierki, policzki pokryły rumieńce. – Ja tu mówię na poważnie, a ten zwraca uwagę na jedno słowo. Dżizas!

Milczałem, czekając na odpowiedź.

– Tak, jesteś przystojny – westchnęła. – Ale głąb.

Wyszczerzyłem się po jej słowach, ona odpowiedziała śmiechem. Przez kolejną minutę milczeliśmy, zaglądając sobie w oczy. To było dziwne, ale nie czułem skrępowania ciszą. Bardziej rosnące napięcie, które pęczniało niewypowiedzianymi myślami.

Kasia zagryzła dolną wargę, koncentrując całą moją uwagę na swoich ustach.

– Chcesz zapalić? – przerwała ciszę, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu.

– Nie palę. – Zmarszczyłem brwi, bo wydawało mi się, że i ona nie pali.

– Marychę, głąbie. – Pochyliła się do mnie, wyciągnęła zza dekoltu skręta.

– Tutaj? – Spojrzałem zaniepokojony na drzwi mieszkania za sobą.

– Nie, idioto. – Popukała się w czoło. – Palarnia jest na strychu.

Mężczyźni, którzy kilka minut wcześniej szli na górę, schodzili właśnie. Ledwie zwrócili na nas uwagę, tak zajęci byli dyskusją. Zniknęli za drzwiami, których zamknięcie odcięło nas od gwaru rozmów, czy właściwie śmiechu i przekrzykiwania się, oraz dudniącej muzyki. Pozostał po nich zapach dymu papierosów.

Idziesz? – zapytała i nie czekając na odpowiedź, wyminęła mnie i trzymając się poręczy, szybkim krokiem weszła po schodach.

Co miałem zrobić? Poszedłem za jej krągłym tyłeczkiem, mając go na wysokości oczu. Patrzyłem, jak kołysze biodrami i zachodziłem w głowę, czy mnie prowokuje i robi to specjalnie.

Patrz pod nogi – szepnęła, popychając drzwi na strych.

Mdłe światło pojedynczej słabej żarówki niewiele rozjaśniało. Potknąłem się, zakląłem. Nie zauważyłem trzech schodków przed sobą. Nie dziwota, musiałbym być kotem, by widzieć w ciemności. Kasia zaśmiała się, ja miałem ochotę klepnąć ją za to w tyłek.

Chodź tutaj.

Kierowałem się wiedziony jej głosem. W sumie, to wskoczyłbym za nią teraz w przepaść. Pstryknęła zapalniczka, w żarowym płomyku widziałem skupienie na jej twarzy, gdy przystawiła płomień do skręta, zaciągnęła się nim.

– Teraz ty – powiedziała na wdechu podając mi go. – Ja ci odpalę.

Zaciągnąłem się posłusznie, zamarliśmy na wdechu.

– Dobre – wypuściła obłok dymu, zaśmiała się. – Daj.

Zabrała mi skręta, odpaliła go, zaciągnęła się ponownie. Wydmuchnąłem dym. Patrzyłem na nikły płomyk i żarzącą się końcówkę zajmującego się ogniem tytoniu. Nim zorientowałem się, co się dzieje, Kasia przyciągnęła mnie do siebie.

– A tak paliłeś kiedyś? – Przylgnęła rozchylonymi wargami do moich i wdmuchnęła mi w usta dym.

Zaskoczony wciągnąłem obłok, obejmując ją odruchowo ramionami. Usłyszałem upadającą na deski podłogi zapalniczkę i poczułem jej dłonie na ramionach. Nie wyrywała się, nie zrobiła nic. Trwaliśmy przez kilkanaście nieskończenie długich sekund w bezruchu, po upływie których wplotłem palce w jej włosy, burząc przy tym pewnie misterną fryzurę. Przyciągnąłem , by móc wreszcie pocałować. Dotyk warg, ciepło ust i miękkość przylegającego do mnie ciała oszałamiały. Nie tak jak zwykle, po stokroć bardziej, bo trzymałem w ramionach Kasię. Chciałem coś powiedzieć, by wiedziała, jak wiele to dla mnie znaczy, ale wtedy zamruczała cicho, a we mnie pękła tama.

– Kasia – westchnąłem w jej usta.

Podciągnąłem sukienkę, objąłem pośladki dłońmi, zacisnąłem na nich palce. Jęknęła, to mnie ośmieliło. Sięgnąłem pod koronkę majtek. Była tam mokra, śliska i nie oporowała. Szarpnąłem delikatny materiał, Kasia pisnęła. Obróciłem ją tyłem do siebie, naparłem sobą tak, że musiała iść do przodu. Przemieszczaliśmy się w ten sposób do momentu, aż trafiła na opór. Docisnąłem ją sobą do ściany, drżącymi palcami sięgnąłem do rozporka. Jedną dłonią objąłem kutasa, otarłem się o gorącą skórę pośladków. Drugą odnalazłem wrażliwe miejsce między jej nogami, potarłem. Jęknęła, ja naparłem, po sekundzie byłem w niej. Gardłowy pomruk, który uciekł z ust Kasi podziałał na mnie, jak ostroga na rumaka. Zacisnąłem palce na biodrach, pchnąłem raz, drugi, wpadłem w galop. Nadmiar przyjemności obezwładnił mnie nadmiarem bodźców. Czułem spiralę, w którą wpadam, która blokuje świadomość. Gdyby teraz miało miejsce trzęsienie ziemi, pewnie bym go nie zauważył.

– Kasia! – krzyknąłem, zakleszczając ją w ramionach.

Dyszałem w pachnące kwiatami włosy, drżałem niczym w febrze. Powoli wysunąłem się z niej, ale nie puszczałem jej z obawy, że się przewrócę. Oddech się uspokajał, w końcu mogłem stanąć o własnych siłach, podciągnąć spodnie.

– I już? – dobiegł mnie jej zdumiony głos. – Co to było?

– Masz na myśli seks? – Nie rozumiałem pytania.

– To miał być seks? – Odsunęła się ode mnie. Ewidentnie była zła! – Zrobiłeś sobie mną dobrze i ty to nazywasz seksem? Dobre sobie!

Rozdział 18

Dysonans

Zbaraniałem i zwyczajnie mnie zatkało. Stałem z ręką w spodniach, którą wcześniej wpychałem mięknącego fiuta. Teraz zamarłem, bo zwyczajnie nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Kobieta mówi mi, że jestem do niczego? Ja? Jak to się stało?!

– Powiem ci jedno. – Schyliła się, zdjęła z kostki nogi strzęp majtek. – Gdybym miała dni płodne, to bym cię zajebała pierwszym, co mam pod ręką! – Była wściekła, słyszałem to w jej głosie. – Coś ty sobie kurwa wyobrażał? Że jestem jakimś kurwiszonkiem do zabawy?!

Było prawie ciemno i całe szczęście. Inaczej zapadłbym się pod ziemię. Serio, było mi źle i głupio, bo wiedziałem, że ma rację.

– Za bardzo się napaliłem…

– I chuj z tym! – Rzuciła we mnie resztką bielizny. – Czy ty masz piętnaście lat, żeby się tak zachowywać? Ja nie mogę! Idę się umyć. I bez zabezpieczenia! Dorosły facet!

Minęła mnie i bez słowa już opuściła strych. Zostałem sam, jak baran. Osłupiały, wrośnięty w stare dechy podłogi, oniemiały z wrażenia i zdruzgotany. Usłyszałem stukot obcasów, gdy schodziła po schodach. Po chwili dudnienie muzyki nasiliło się i znów ucichło.

– Kurwa – zakląłem, schyliłem się po strzęp majtek.

Wymacałem je palcami na podłodze, po czym wcisnąłem do kieszeni i wybiegłem ze strychu. Minutę później wypadłem z drzwi kamienicy. Stanąłem z twarzą uniesioną ku niebu, pozwalając, by drobne krople ochłodziły skórę twarzy. Policzki mi płonęły. Ze wstydu i upokorzenia. Oddychałem głęboko, starając się uspokoić. Podsumowanie mojego życia wyglądało coraz gorzej.

Schroniłem się w aucie, ale nie odpalałem silnika. Nie odważyłbym się teraz prowadzić. Rozpieprzyłbym się na pierwszym lepszym drzewie, może latarni. Zamiast tego chwyciłem telefon.

Proszę, wybacz mi to. Zachowałem się, jak totalny idiota. Straciłem panowanie nad sobą. Czy mogę to jakoś naprawić?

Napisałem i, nie zastanawiając się dłużej, wysłałem do Kasi. Najchętniej wywlekłbym ją z tej imprezy i zabrał gdzieś, gdzie bylibyśmy sami, by móc ją przeprosić. Albo chociaż przepraszać w nadziei, że mi wybaczy i da drugą szansę.

Co chcesz naprawiać? Majtek nie zszyjesz, a honor macho już legł w gruzach.

Szybko odpisała i oczywiście dowaliła mi, aż miło.

Mam w dupie honor macho! Zależy mi na Tobie. Nie chcę, żebyś mnie odrzuciła.

Wolałem się nie zastanawiać zbyt długo na tym, co do niej napisać. Szczerość przy Kasi wychodziła mi na lepsze.

Nie uderzaj mi tu w takie łzawe tony! Za twarda na to jestem. W przeciwieństwie do Ciebie mnie nauczono, jak przede wszystkim dawać, a dopiero później brać. Ty nie masz o tym zielonego pojęcia.

Znów dowaliła celnie. Mniej zabolałby celny kopniak w jaja.

To prawda. Nikt nigdy nie oczekiwał ode mnie niczego, więc tego nie umiem.

Tłumaczę się. Wiem, ale czuję potrzebę.

Człowieku! Kobiety zazwyczaj nie mówią, czego oczekują i tu Twoja rola, żeby się tego dowiedzieć. Tak nas wychowano. Mamy milczeć i czekać na waszą łaskawość. Ależ się wkurwiam pisząc to! Nawet nie wiesz!

Kobiety nie mówią czego oczekują? Od kiedy? Dlaczego tego nie wiem?

Ty tak nie masz. – Zaintrygowała mnie. Wolę by się wkurwiała, niż była obojętna. – Umiesz powiedzieć, czego chcesz.

Miałam szczęście. Trafiłam na super empatycznego mężczyznę, który mnie nauczył.

Ukłuła mnie igła zazdrości. Kurwa!

Czego?

Nie byłem pewien, czy chcę znać odpowiedź. Kłamstwo – byłem pewien, że nie chcę tego usłyszeć, ale nie potrafiłem nie zapytać.

Mnie samej! Tego, czego chcę. Jak o tym mówić i jak to dla siebie brać. Jak się nie wstydzić tego, że się napalam i jestem gorąca.

Ostatnie słowa trafiły w mózg i spłynęły do podbrzusza. Podnieciła mnie jednym wyrazem. Cholera, co ta kobieta ze mną robi?

Zazdroszczę Ci. Mój nauczyciel pokazał mi tylko to, jak w życiu brać i być twardym.

Pomyślałem o ojcu, o kasie i tym, co powtarzał mi od dziecka. „Facet ma być twardy! To baba jest miękka i niech tak zostanie. Taki jest podział sił.”

Zawieziesz mnie do domu. To nie jest prośba. Nie chcę złapać czegoś w taksówce.

Osłupiałem. Faktycznie prostolinijna kobieta z niej.

Czekam na dole.

Pięć minut później wsiadła do auta. Bez słowa, bez uśmiechu. Zacięta mina mówiła wyraźnie, że jest na mnie wściekła.

– Przepraszam, ale…

– Daruj mi te głodne kawałki. – Uniosła dłoń, stopując mnie w pół słowa. – Po prostu mnie zawieź do domu. Być może będziesz miał upaćkane siedzenie. To twoje wydzieliny.

No dobra. Celnie dała mi słowem w pysk. Odpaliłem silnik, ruszyłem.

– Dasz się jakoś przeprosić? – Wbiłem w nawigację podane przez nią dane ciesząc się, że dowiem się gdzie mieszka. – Nie chcę, żeby to się tak skończyło.

To? – Obróciła się do mnie twarzą. – Nie wiem. Wkurwiłeś mnie, jak jasna cholera! Po co mielibyśmy TO ciągnąć? – Słowo „TO” wycedziła tak, że zabrzmiało, niczym obelga.

– Bo czuję, że to, co się między nami dzieje jest najprawdziwsze w całym moim życiu – wybuchnąłem. Właściwie wybuchła we mnie ta prawda. – Bo jeśli mnie odrzucisz… to trafię do piekła – zakończyłem szeptem.

Zapadła cisza. Czułem na sobie jej wzrok, ale nie miałem śmiałości spojrzeć w oczy. Znów odkryłem miękkie podbrzusze, wystawiłem się na cios. Wystarczyłoby jedno słowo, by zdmuchnęła mnie teraz z powierzchni ziemi. Złapałem się na tym, że spinam mięśnie karku tak mocno, że poczułem ból w ramionach.

– Jeśli chcesz prawdy i jesteś na nią gotowy, to mam propozycję – podjęła cicho, we mnie zawrzała radość. Spiąłem się tym razem w oczekiwaniu. – Skoro to, że jesteś żonaty nie jest dla ciebie problemem, to dla mnie też nie będzie. Twoja sprawa, twoje sumienie. Zaryzykuję, ale kompletnie na moich warunkach. Wchodzisz w to?

– Tak.

Rozdział 19

Nowe

Jechaliśmy w ciszy i choć rozpierała mnie ciekawość, nie pytałem, jaką propozycję ma na myśli. Nie miałem pojęcia, co myśleć o całej tej sytuacji. No dobrze, podnieciłem się przy Kasi jak szczeniak i seks był co najmniej szybki. Ego zabolało mnie, gdy słowami waliła celniej, niż kopniakami. Że zrobiłem sobie nią dobrze… no cóż, trochę racji w tym było.

– Ten weekend – przerwała ciszę, w efekcie podskoczyłem zaskoczony. – Jesteś w stanie wyjechać w ten weekend?

– Dokąd? – Zwolniłem, nawigacja wskazywała ledwie cztery minuty drogi. Mało pozostałego wspólnego czasu.

– Nieważne. – Nie wyglądała na skorą do wyjaśnień. W dodatku już wyciągała klucze z torebki. – Odpowiedz mi, czy jesteś w stanie wyjechać w piątek rano i wrócić w niedzielę późnym wieczorem. Czy dasz radę zorganizować sobie ten czas bez pracy, telefonów, tylko ze mną.

Zatrzymałem auto, ktoś za mną wcisnął wściekle klakson. Mało mnie to w tej chwili obeszło. Powoli ruszyłem, nie mając odwagi spojrzeć na Kasię.

– Tak, jasne że tak. – W mózgu już uruchamiała się maszyna następstw. Wiedziałem, jak to załatwię.

– Dobrze więc. – Zero emocji w głosie Kasi, ja nad swoim ledwie panowałem. Gardło zaciskało się z radości i dreszczu oczekiwania. Z trudem powstrzymałem się przed zadawaniem pytań. – Weź ciepłe ubrania.

To było ostatnie, co powiedziała. Dojechaliśmy przed bramę osiedla, Kasia już miała dłoń na klamce.

– To do piątku – rzuciła, wysiadła, zatrzymała się pochylając do wnętrza samochodu. – Potwierdź mi wiadomością, czy dasz radę o dziesiątej do południa w piątek. Odjazd stąd, tu się umawiamy.

Drzwi zamknęły się, Kasia odeszła w stronę bramy. Wbiła kod przy witaczu furtki, po chwili była po drugiej stronie. Skręciła, zniknęła za jednym z żywopłotów. Nie miałem szans, by zobaczyć dokąd idzie. Dobrze chociaż, że znam osiedle. Niewielka pociecha, ale zawsze jakaś.

Do domu wracałem, planując. Pierwsze kroki skierowałem do gabinetu ojca. Wiedziałem, że to nie będzie przyjemna rozmowa. Miałem to w tej chwili w dupie. Liczyła się Kasia i to, co czeka na mnie w nadchodzący weekend.

– Ojcze – zacząłem bez zbędnych wstępów. – Potrzebuję wolny weekend. Muszę gdzieś wyjechać.

Patrzyłem na jego spokojną, pozbawioną wyrazu twarz. Siedział przy masywnym biurku i czytał coś w komputerze. Przy prawej dłoni stał pękaty kieliszek z bursztynowym płynem. Nieodłączny element i fetysz bogactwa. Znów ukłuło mnie, że muszę wyglądać podobnie. Jedyną różnicą jest wiek i to, że od koniaku wolę whiskey w szklance z grubo ciosanego szkła.

– Masz jakiś określony cel? – Zmarszczył brwi, sięgnął po kieliszek. – Jedziesz sam, czy z żoną?

– Sam. Chcę wyjechać w piątek rano. – Nie zamierzałem wdawać się w szczegóły. – Chciałbym, żebyś mi dał alibi. Wyjazd służbowy, na który mnie wysyłasz. Powrót w niedzielę wieczorem.

Przez dłuższą chwilę milczał. Niczym na twarzy pokerzysty nie drgnął mu żaden mięsień. Okłamywałem siebie, że nie zależy mi na jego opinii. Nieprawda. Nie chciałbym być przez niego wykpiony, czy skrytykowany. W ciemnych oczach błysnął cień zrozumienia. Czyżby wiedział po co jadę? Po co mi alibi? Pewnie tak. Zapewne przerobił podobne wyjazdy. Pewnie nie coś tak wyjątkowego, bo czułem, że czeka mnie coś bardzo ważnego.

W takim razie lecisz w piątek na targi do Paryża – mówił cicho, ze spokojem, jakby faktycznie oznajmiał mi polecenie służbowe. Mimowolnie ukłuła mnie zazdrość. Czy też będę tak dobrym aktorem? – Wylot rano w piątek. Oficjalnie spotkasz tam śmietankę naszego świata branżowego. Lecimy razem.

– Ok – wykrztusiłem, bo wyglądało na to, że ojciec też wyjeżdża.

Nie pytałem, czy naprawdę jedzie na targi, czy podobnie jak ja robi sobie urlop od życia rodzinnego. Urlop od rodziny? Jak to okropnie brzmi. Rodzina? Dla mnie puste słowo.

***

Dni wlekły się niemiłosiernie. Napisałem do Kasi, potwierdziłem wyjazd. Zagadywałem ją jeszcze kilkakrotnie, ale odpisała jedynie: „Do piątku o 10:00. BEZ ODBIORU”. No i co ja mogłem więcej? Nie chce pisać, chce mnie nakręcić? Udaje jej się to koncertowo.

Ewa dała się przeprosić. Sama też mnie przepraszała i widziałem, że jest jej głupio. Mówiła o tym, że grają jej hormony, że właściwie to nie wie co czuje.

– W jednej chwili jestem wesoła, a sekundę później mam ochotę płakać – mówiła cicho, gdy leżeliśmy już w łóżku. – Najdziwniejsze, że nie czuję jeszcze dziecka, a już tyle się dzieje z moim organizmem.

– A ja przepraszam, że nie było mnie w gabinecie podczas badania. – Czułem, że to chce usłyszeć, że mówię to, czego potrzebuje kobieta w ciąży. – Widok tego plastikowego pałąka w prezerwatywie był jak… – szukałem odpowiedniego słowa – jakby cię ktoś na rożen nabijał!

– Oj, Przemek – zaśmiała się, obróciła twarzą do mnie. – To tylko aparat USG dopochwowego.

– Ale na filmach to wygląda inaczej.

– Tak, wiem – westchnęła. Zapach miętowego oddechu doleciał do moich nozdrzy. – Drugie badanie już tak będzie wyglądało. Pierwsze robią przez pochwę dla większej dokładności.

Zamilkliśmy i to było ostatnie, o czym rozmawialiśmy przed snem. Kolejny dzień i następne przed piątkiem były wymianą oczywistości. Ustalenia dotyczące domu, zapowiedź dyskusji o przyszłej kuchni, czy pokoju dzieci. Cholera, nie urodziło się pierwsze, a ja mam już ustalać sprawy dotyczące kolejnych?!

Rozmyślałem nad nadchodzącym piątkiem, wyjazdem i tym, co czeka mnie podczas weekendu. Dysonans pomiędzy radością przed wyjazdem i znudzeniem codziennością był tak ogromny, że mimowolnie zastanawiałem się, co będzie po powrocie.

Nareszcie nadszedł piątek. Spakowałem się w jedną walizkę w rozmiarach dopuszczalnych w samolocie, plus bagaż podręczny. Żegnałem się z Ewą. Całus w czoło, życzenia spokojnego weekendu i wyjście z domu ramię w ramię z ojcem.

– Zawieź mnie na lotnisko i powodzenia – wydał dyspozycję bez zbędnych pytań, czy żądania wyjaśnień. – Lot powrotny mam o dwudziestej trzeciej dziesięć w niedzielę.

– Będę.

Minimum rozmów, każdy z nas był w swoim świecie. Mimowolnie zastanowiło mnie, czy ojciec faktycznie leci do Paryża na targi, czy może na spotkanie innego rodzaju. Wolałem nie wiedzieć. Nie chciałem myśleć o nim podczas swojego wyjazdu.

O wpół do dziesiątej zaparkowałem przed wjazdem do strzeżonego osiedla gdzie mieszkała Kasia. Byłem zbyt wcześnie, ale może to i dobrze. Posiedzę i dzięki temu uspokoję się trochę. Kwadrans przed dziesiątą wysłałem wiadomość: „Jestem przed bramą”. Minęło pięć minut, Kasia nie odpisała, ja w efekcie zacząłem się denerwować. Po dziesięciu minutach, w czasie których co chwila spoglądałem na zegarek podskoczyłem w fotelu, gdy od strony kierowcy ktoś zastukał w szybę. Opuściłem ją, po chwili odpowiedziałem uśmiechem na uśmiech Kasi. Pochyliła się, do moich nozdrzy doleciał kwiatowy zapach jej perfum.

– Wjedź na parking dla gości – poleciła wskazując bramę. – Pojedziemy moim autem. Twoje by tego nie przeżyło.

Odpaliłem silnik, zaciekawiony potoczyłem Porsche za nią. Zaparkowałem, gdzie nakazała, odetchnąłem głęboko, wysiadłem.

Co mnie czeka? Czego zaznam przez te trzy dni? Czy to mnie zmieni?

Tknięty niepokojem rozejrzałem się wokoło. Odetchnąłem z ulgą. Na szczęście nigdzie nie dostrzegłem diabła.

Rozdział 20

Nibylandia

Aleś się wystroił – zaśmiała się, mierząc mnie od stóp do głów. Tak, właśnie w tym kierunku. Wędrówkę wzroku rozpoczęła od butów, kończąc na czubku głowy. – Masz w bagażniku inne obuwie?

Filcowe gumowce na budowę. – Trochę zaniepokoiło mnie jej pytanie. – I buty sportowe.

– Weź jedne i drugie. – Podeszła do największego samochodu na parkingu, mi w efekcie opadła szczęka. – Wrzuć do tyłu i jedziemy.

To było auto terenowe. Mitsubishi Pajero. Całe w błocie, jakby przejechało przez bagna. Stałem i pewnie bym się nie ruszył z miejsca, gdyby nie podeszła do mnie, nie zabrała mi spomiędzy palców rączki walizki na kółkach.

– To gdzie my jedziemy? – stęknąłem słabo, idąc za nią. – Bo chyba nie mam odpowiednich ciuchów.

– Bez obaw, nie jedziemy na off road – zaśmiała się otwierając tylne drzwi, wrzucając walizkę. – Jestem po takim wyjeździe i stąd ozdoby na moim autku. – Poskrobała szybę od strony pasażera, błoto odpadło rozsypując się na chodniku. – Jak znajdziemy chwilę, to umyjemy je na miejscu. Wskakuj.

Obeszła czarnego potwora, wsiadła i odpaliła silnik. Ten ryknął, w efekcie odpadła kolejna porcja zaschniętego błota. Wrzuciłem buty za siedzenie pasażera, wsiadłem z przodu coraz bardziej zaintrygowany Kasią. Wycofała, otworzyła pilotem bramę, wyjechała na drogę zewnętrzną. Nie pytałem o cel jazdy, bo już poznałem ją na tyle, by wiedzieć, że i tak mi nie powie.

Prowadziła pewnie, spokojnie i widać było, że czuje się za kierownicą, niczym ryba w wodzie. Przyznałem przed sobą, że miałbym problem z kierowaniem tym potworem na czterech kołach. Auto wydawało się być toporne, było głośne i jakieś takie… twarde. Zupełnie inny komfort jazdy, niż w moim Porszaku.

Po godzinie jazdy zaczęła mnie ogarniać senność. Na początku drogi próbowałem zagadać, ale Kasia nie była skora do rozmowy. „Porozmawiamy na miejscu” – rzuciła tylko i znów skupiła się na drodze. Niech będzie. W końcu zgodziłem się na jej warunki.

Z drogi szybkiego ruchu zjechała w jednopasmówkę. Prowadziła lasem pośród starych, wysokich drzew. Ich korony zamykały się kilka metrów ponad asfaltem, tworząc tunel wśród zieleni.

– Kocham to miejsce. – Cichy głos ledwie przebił się przez szum silnika. – Gdy tu dojeżdżam, czuję się, jakbym znalazła się w innym świecie, w Nibylandii.

Rozumiałem ją bo faktycznie, było tak bardzo inaczej. Od momentu zjazdu z drogi szybkiego ruchu nie minęło nas ani jedno auto. Plamy słońca przedzierające się pomiędzy liśćmi oślepiały, światło tańczyło na czerni lakieru na masce samochodu.

Nim zjechaliśmy z asfaltu w leśną drogę, prawie całe błoto z szyby i przodu auta odpadło, zostawiając brudne ślady na szkle. Chciałem się zachwycić na głos otaczającą nas przyrodą, ale nie miałem na to szans. Impet, z jakim wjechała w wyboistą drogę spowodował, że wczepiłem się dłońmi w oparcie siedzenia i uchwyt na drzwiach. Autem szarpnęło, mną huśnęło i omal nie uderzyłem głową w szybę po stronie pasażera.

– Będzie kołysało – rzuciła z uśmiechem, jakby mówiła o tym, że wiaterek może mi ewentualnie rozwiać grzywkę.

Starałem się trzymać w miarę prosto, by nie uderzyć w coś głową. Równocześnie nie mogłem wyjść z podziwu, że Kasia potrafi tak operować ciałem, jakby była przyrośnięta do siedziska. Owszem, kiwała się na boki, ale działo się to naturalnie. Ot trochę nią bujało, gdy mną tymczasem rzucało na boki, niczym w wirówce pralki. Musiałem przyznać z podziwem, że skojarzyła mi się z Amazonką. Piękna, pełna mocy i samoświadomości.

– Dojeżdżamy! – krzyknęła, gdy żołądek miałem już prawie w gardle. Szczęście, że nie zjadłem śniadania, by byłoby ono pewnie na przedniej szybie.

Zatrzymała auto, otworzyła drzwi, wyskoczyła z kokpitu. Do środka wtargnęło ciepłe powietrze. Mdłości odrobinę ustąpiły. Patrzyłem, jak podchodzi do grubego łańcucha rozpostartego pomiędzy dwoma drzewami. Na środku wisiała ogromna kłódka i metalowa tabliczka z napisem „ZAKAZ WJAZDU”. Jak ona che odpiąć ten kawał żelastwa? Sięgnąłem do sprzączki pasów bezpieczeństwa, by wysiąść i jej pomóc, przydać się na coś. Jakież było moje zdziwienie, gdy zamiast do kłódki, Kasia podeszła do drzewa. Po kilku sekundach łańcuch opadł na trawę. Czyli to nie kłódka była zamkiem, ale penie hak na drzewie. Dobre, nie wpadłbym na to. Pewnie nie ja jeden i taki był cel tego zabiegu.

Wsiadając do samochodu uśmiechała się od ucha do ucha. Przyjemnie patrzyło się na jej radość. Złapałem się na tym, że zamiast myśleć o seksie cieszyłem się na to, czego dowiem się o tej zaskakującej kobiecie.

Zaskoczony? – krzyknęła, gdy silnik ryknął, pokonując spore wzniesienie.

– Jak jasny gwint – przyznałem szczerze.

Trochę obawiałem się tego, dokąd mnie wiezie. Tylko trochę. Dominowało zaciekawienie, czy właściwie zafascynowanie tym, co czeka mnie na wzgórzu.

– Witaj na Siedlisku – powiedziała to takim tonem, jakbyśmy zajechali przed pałac angielskiej królowej.

Zaparkowała, ale nie wyłączyła silnika, chodził na jałowym biegu. Patrzyłem na chałupę z gankiem. Ani ładna, ani ciekawa architektonicznie. Masywne okiennice osłaniały okna, przez co bryła budynku wydawała się toporna. Zieleń wokoło wdrapywała się na dach, a i ganek porośnięty był bluszczem. Rzut oka w kierunku Kasi upewnił mnie, że jesteśmy na miejscu. Ona patrzyła na chałupę z zachwytem. Cóż miałem robić? Wysiadłem, sięgnąłem za siedzenie pasażera i od razu zmieniłem buty na drelichowe gumiaki.

Wyskoczyła z auta, ze schowka w drzwiach wyjęła pęk kluczy. Na tyle, na ile pozwalały jej wysokie trawy przed nami, szybkim krokiem przemierzyła dzielące nas od chałupy metry i pochyliła się przy drzwiach. Poszedłem za nią. Zdjęła kłódkę i najdłuższym kluczem z pęku zanurkowała w otworze zamka. Metal szczęknął, klamka opadła, drzwi ustąpiły.

Szedłem za nią ciekaw wnętrza. Nie zadawałem pytań, choć masa ich cisnęła mi się na język. Co to za miejsce? Dlaczego wzięła mnie tutaj? Skąd takie auto? Kogo tu przywozi?

Chodziła od okna do okna otwierając je, rozsuwając okiennice, wpuszczając rześkie powietrze do środka. Rozejrzałem się, stojąc pośrodku izby i zwyczajnie nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć. To było jedno duże pomieszczenie. Piec kaflowy w jednym kącie, obok blaty, nad nimi rurki prowadzone po ścianie. W drugim rogu izby stała biała wanna na lwich łapach. Przy niej stała ława, na której ułożono ręczniki. Na przeciwległej ścianie było kolejne okno, a przy nim opasłe łóżko. To było masywne, ogromne, a na suficie nad nim… O cholera! Czy to kącik do seksu? Czy przywozi tutaj wszystkich facetów? Ukłuła mnie zazdrość, szczęka zabolała, tak ją zacisnąłem.

– Jesteś drugim mężczyzną, z jakim tu jestem – wyjaśniła, jakby czytając mi w myślach.

Przełknąłem pytanie o pierwszego, ona sama ne drążyła tematu.

– Wiem, że warunki są tu surowe, ale za to kocham to miejsce. Nic nie przeszkadza w odbiorze świata i tego, na czym chcesz się skupić.

Ostatnie słowa sfokusowały mnie na tym, na czym tak naprawdę chciałem się skupić – na Kasi. Na jej ciele i umyśle. Na tym, po co tutaj przyjechaliśmy.

– Pewnie chcesz wiedzieć, czemu cię tu przywiozłam. – Czekała, aż się do niej obrócę. Wcisnąłem dłonie do kieszeni czując, że zaczynają mi się pocić. – Chcę cię poznać. – Podeszła o krok bliżej. Śmiało zaglądała mi w oczy. – Chcę zbadać, czy to przyciąganie jest realne i jak mocne. Czegoś takiego nie wolno zbagatelizować. Coś tak intensywnego trafia się zbyt rzadko.

Rozdział 21

Wstęp

Najpierw nagrzejemy tutaj. – Zmieniła temat odwracając się do kuchni. – Wolisz napalić w piecu, czy przynieść rzeczy z auta.

– Przyniosę rzeczy – stęknąłem, kierując ku wejściu.

Przecież nie powiem jej, że w życiu nie paliłem w piecu. A może właśnie powinienem? Przecież mieliśmy być w stosunku do siebie szczerzy.

Kwadrans później pompowałem czymś, co wyglądało na staromodną wajchę od pompy wody.

– Teraz napełniasz bojler – tłumaczyła, wskazując rurki prowadzące do kadzi umieszczonej nad piecem. – Później załączę agregat, to będzie już dobierał wodę samoczynnie. Dzięki temu będzie możliwość kąpieli.

Wskazała wannę, ja omal nie wybiłem sobie zębów dźwignią pompy, zezując na opasły mebel. Wyobraziłem sobie w nim nas oboje. Czy zmieścimy się tam? Czy ona tego chce?

– Narąbiesz drewna? – zadała mi kolejne zadanie.

– Nigdy tego nie robiłem – mówiąc te słowa, czułem się jak pajac.

Nauczę cię. – Uśmiechała się ale nie odebrałem tego jako zabawy moim kosztem.

Poszedłem za nią pamiętając, że działamy na jej zasadach. Już i tak wyszedłem na fujarę. Co mogłem jeszcze stracić w oczach Kasi? Niewiele.

Pół godziny później spocony i o dziwo zadowolony z własnej skuteczności nakładałem drewno do pieca i dorzucałem cienkie szczapy do ognia. Kucałem przed żeliwnymi drzwiczkami, obok mnie kucała Kasia. Udo dotykało uda, ona tłumaczyła z przejęciem sposób działania staroświeckiego pieca. Zadziwiająca kobieta – jeździ terenowym autem, umie narąbać drewna i napalić w piecu. Mnie tego nie nauczono, a przecież to moja płeć powinna robić takie rzeczy. Cóż, inne światy. Który lepszy? Chyba nie działa tu żadna klasyfikacja.

– Zdolny chłopiec z ciebie. – Wstając szepnęła mi do ucha. – Jesteś zręczny manualnie, a to dobrze rokuje. Chodź do łóżka.

Zaskoczyła mnie. Ponownie. Chyba powinienem się na to przygotować.

– Umyłbym się. – Czułem, że koszulę mam mokrą, materiał klei się do pleców. Nic w tym dziwnego. Kto w koszuli rąbie drewno?

– Po co? – Wyglądało na to, że pyta poważnie.

– Bo pewnie zaczynam śmierdzieć. – Czy ja naprawdę to powiedziałem?

– Pachniesz. – Pochyliła się w moim kierunku, zaciągnęła powietrzem między nami. – Facetem, potem, wysiłkiem. Pewnie będziesz miał słoną skórę.

Mówiąc to obniżyła głos, prawie to wymruczała. W głowie wyświetlił mi się obrazek, jak smakuje moją skórę, dotyka ją językiem. Dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa, umiejscowił się w szyi. Odruchowo potarłem ją dłonią.

– Mam cię prosić, czy wziąć siłą? – Znowu niby zwyczajne pytanie, mnie spięło ostrogą podniecenia. – Chodź.

Podeszła do łóżka i nie spuszczając ze mnie wzroku rozpięła flanelową koszulę, rzuciła ją na fotel obok. Nie mówiła nic, po prostu mnie obserwowała. To była bardzo nietypowa sytuacja. Przynajmniej dla mnie. Zainicjowana przez kobietę i przecież po to tutaj przyjechaliśmy. Po seks, ale inaczej, bo bez rzucenia się na siebie. Ok, rzucenie się już przerobiłem na strychu. Skonsumowałem ją, teraz miało być inaczej.

– Jak na faceta to dużo myślisz. – Ściągnęła koszulkę przez głowę, rozpięła spodnie. Nie miała stanika i to znów podszepnęło mi, że nietypowa z niej dziewczyna. – Pewnie nie zdajesz sobie sprawy z tego, że większość myśli widać na twojej twarzy.

Opuściła spodnie wraz z bielizną, wysupłała stopy z nogawek i po prostu stała. Delikatny uśmiech błąkał się po pełnych wargach. Wyrazu oczu nie widziałem. Zmrużyła je.

– Jesteś piękna. – Ruszyłem w kierunku łóżka. – Bardzo.

– To pokaż mi, jak bardzo ci się podobam. – Odrzuciła narzutę z pościeli. Zwinęła ją w kulkę, cisnęła na fotel. – Ustami, ale bez słów.

Położyła się na pościeli, rozsunęła uda. Pod głowę wcisnęła poduszkę.

Rozebrałem się, było mi gorąco. Niewielka izba nagrzała się i było w niej upalnie. Choć nie mogłem być tego pewien, bo może czułem się tak z nadmiaru emocji? Wzrok Kasi spoczął na moim podbrzuszu. Oblizała usta, w efekcie miałem ochotę zerżnąć ją w gardło.

– Pocałuj mnie tam. – Wzrokiem wskazała rejon brzucha.

Cholera! Właśnie dotarło do mnie, że ja nigdy w życiu…

– Nie całowałem tak kobiety. – Gorąc wypełzł mi na policzki. Czułem to, było mi wstyd.

– Powiem ci jak. – Nie wyśmiewała mnie. Chyba tego oczekiwała, domyślała się, że nie miałem okazji, czy raczej chęci. – Na brzuch, chłopcze.

Powiedziała to tonem nieznoszącym sprzeciwu, nie uśmiechała się. Ułożyłem się między jej kolanami, wsparłem na łokciach z głową przy łonie.

– Poliż. – Docisnęła moją głowę tak, jak dotąd ja robiłem to kochankom. – Delikatniej! To nie prace budowlane! – Odciągnęła mnie za ucho. – I possij. O tak – pochwaliła, mrucząc. – I teraz rób językiem kółeczka. Dobrze to robisz. Wiedziałam, że jesteś zdolny.

Zachęcony pochwałą starałem się czytać z reakcji jej ciała. Zbyt mocne natarcie ustami kończyło się jej ucieczką w tył. Gdy robiłem to za delikatnie działo się coś cudownego – napierała na mnie cipką, jakby chciała dogonić moje usta. Wsunąłem dłoń pod pośladki Kasi, palcami drugiej drażniłem śliskie już wnętrze. Kutas uwierał mnie coraz bardziej, najchętniej wszedłbym w nią teraz bez pytania o zgodę.

– Tak! – Przez jej ciało przepłynęło drżenie, dreszcz nasilił się, palce dłoni zacisnęła mi na ramieniu.

Wzmagałem pieszczotę ust, to znów drażniłem delikatniej. Docisnęła moją głowę do cipki, napierając równocześnie biodrami w górę. Czułem, że się zbliża. Poznałem to po sztywności pośladków, które napięła, jakby w oczekiwaniu. Po brodzie ciekła mi ślina, pomieszana z jej sokami. Posuwałem ją palcem, ssąc równocześnie. Drżenie ciała przeszło w dygot, głośny oddech zmienił się w jęk.

– O tak! – krzyknęła, wyginając się w łuk, nie przestając dociskać mojej głowy do cipki.

Posłusznie ssałem, trąc zaciskające się na palcach wnętrze. Trwało to długo, o wiele dłużej niż moje orgazmy. Po pół minucie cofnęła się, jakby chciała uciec od pieszczoty. Zasłoniła cipkę dłonią, zrozumiałem że mam przestać.

– No i teraz jesteśmy kwita – mruknęła rozleniwionym głosem, nie otwierając oczu. – Możemy zacząć zabawę.

Rozdział 22

Zaskoczenie

Na to właśnie czekałem. Podobały mi się jej reakcje i podnieciła świadomość, że była tak rozgrzana. Jaki normalny facet mając przy sobie tak seksowne stworzenie, umiałby spokojnie czekać do finiszu kobiety? Ja nie. Nie dotychczas. Teraz to się zmieniło. Byłem z siebie dumny, ale podniecenie rozsadzało mi jądra. Podźwignąłem się na ramionach, zawisłem nad nią i jednym pchnięciem wszedłem w słodką cipkę. Jęknęła przeciągle tak seksownie, że poczułem to w każdym kręgu kręgosłupa. Ledwie w nią wszedłem, a już byłem na skraju. Kolejny ruch był ostatnim. Stęknąłem zaciskając usta, powieki i szczękę. Orgazm wstrząsnął moim ciałem i czułem, jakby rozkosz szarpnęła trzewia, przemknęła potężną falą przez podbrzusze do jąder i na zewnątrz. Cóż za ulga! Emocje odrobinę osłabły, ja opadłem ciężko na Kasię. Nie byłem w stanie przetoczyć się na bok, zejść z niej mimo, że przecież moja rola w tym seksie była tak statyczna.

– Masz szczęście, że mam dni niepłodne. – Leniwe słowa Kasi pomrukiem docierały do mojego ucha. Jej usta muskały małżowinę. – Znowu zrobiłeś sobie mną dobrze, byle skończyć.

– A co, miałem nie kończyć? – Ciężko zsunąłem się na bok, rejestrując, że o wiele przyjemniej byłoby pozostać we wcześniejszej pozie. Tęsknota ciała wyraziła się czymś na kształt bólu w momencie, gdy z niej wyszedłem. – Leżeć obok ze sterczącym chujem i czekać na zgodę na orgazm?

– A dlaczego nie? – Obróciła się do mnie twarzą i aż mnie zatchnęło z zachwytu. Była odmieniona, zarumieniona, wargi spuchły jej tak… pięknie! Dokładnie to słowo pasowało w tym momencie. Była piękna, tak emanowała przeżytym seksem. – Przecież nie zawsze trzeba mieć orgazm, żeby przeżyć satysfakcjonujący seks.

– Muszę ci uwierzyć na słowo – mruknąłem, czując napływającą senność.

Więcej ni powiedziałem. Ten wyczekiwany dzień wyjazdu, podróż tutaj i niepewność nieznanego zmęczyły mnie i napięły, niczym postronek. Seks rozluźnił to wszystko, pozwolił się odprężyć. Nie walczyłem z sennością, pozwoliłem jej odłączyć słuch, po chwili wizję i odpłynąłem w drzemkę.

Powoli wracałem do rzeczywistości. Umysł podsuwał obrazy tego, co działo się chwilę temu. W sumie nie wiedziałem, ile minęło czasu. Spojrzałem w bok na miejsce, w którym spodziewałem się zobaczyć śpiącą Kasię. Łóżko było puste. W izbie było cicho, do uszu docierało jedynie trzaskanie ognia w piecu. Podźwignąłem się do siadu, by oprzytomnieć trochę, rozejrzeć po pomieszczeniu. Przedtem skupiłem się na Kasi, nie zwracałem uwagi na szczegóły otoczenia. Uniosłem głowę z zamiarem podźwignięcia się do siadu i tu napotkało mnie zaskoczenie. Nie mogłem się ruszyć, nie mówiąc o siadzie. Ramiona miałem rozpostarte nad głową. Szybki rzut oka i zaskoczenie, gdy zauważyłem, że zostały przypięte do zagłówka po bokach łóżka. Spojrzałem w górę, w lustro na suficie. Kasia unieruchomiła mi ramiona, przykryła mnie kołdrą i zniknęła. Byłem w domku sam. Przypomniał mi się koszmarny film, w którym coś bardzo podobnego przytrafiło się bohaterce. Odludzie, ona z przypięta do ramy łóżka i kochanek, który pada na zawał tuż obok jej ciała. Finał był koszmarny. Odgoniłem natrętną myśl. Wolałbym nie widzieć tego filmu. A może to była książka?

Narastającą panikę wyłączył dźwięk dobiegający od drzwi. Otworzyły się, do pomieszczenia weszła Kasia. Zdyszana, uśmiechnięta i zarumieniona.

– Obudziłeś się. – Z uszu wyjęła słuchawki, odłożyła je na bufet kuchenny, obok położyła wyciągnięty z kieszeni telefon. Była ubrana w sportową bluzę i leginsy, włosy spięła w ciasny węzeł. – Jak się spało?

– Dobrze, gdyby nie zaskakująca pobudka. – Wzrokiem wskazałem więzy na nadgarstkach. – Przywiązałaś mnie, żebym ci nie uciekł?

– Po co miałbyś uciekać? – Zdjęła bluzę przez głowę, zzuła buty, ściągnęła leginsy wraz ze skarpetkami. Wszystkie części ubioru zostały na podłodze w miejscu, w którym upadły. – Przywiązałam cię, żebyś trochę skruszał i przygotował się.

– Na co? – Mówiła zagadkami, ale w końcu to najbardziej nieoczywista kobieta, jaką w życiu spotkałem.

– Na prawdziwy seks. – Rozpuściła włosy, podeszła do łóżka. Ciało błyszczało od potu, oczy rozświetlał blask. Wyglądała jak bogini. – Na coś, co nie jest szybkim lodem, krótkim bzykankiem zakończonym skurczem orgazmu. Gotowy?

– Zawsze. – Starałem się brzmieć wesoło, ale zupełnie inna, nowa emocja wpełzała do umysłu. Lęk i ekscytacja przed nieznanym. Przed byciem branym w niekontrolowany przeze mnie sposób. Wspomnienie dwóch płatnych kochanek napłynęło i momentalnie odeszło. Teraz było inaczej, bo działo się to z nią – pierwszą kobietą, na której mi zależało. – Chyba – dodałem wiedząc, że będzie inaczej, niż przedtem.

Pochyliła się, pociągnęła kołdrę, zdjęła ją ze mnie. Wzrokiem pieściła moje podbrzusze, brzuch i klatkę piersiową.

– Smakowity facet z ciebie – mruknęła uśmiechając się. Złożyła kołdrę, odłożyła ją na fotel obok. – Masz pięknego kutasa i z przyjemnością patrzy się na tak męskie ciało.

Oglądała mnie i robiła to tak seksownie, że czułem, jak krew napływa do podbrzusza, dreszcz oczekiwania umiejscawia się w jądrach. Pochyliła się, dotknęła mojej stopy, powiodła palcami w górę uda. Oblizała usta, spojrzała mi oczy, zmrużyła swoje. Szarpnęła moją stopę w bok, a po chwili poczułem, że zapina wokół kostki pas. Odbicie w lustrze na suficie potwierdziło, że to miękki pas przyczepiony do czegoś metalowego, chyba łańcucha. Ukłucie niepewności wyzwoliło odruch bezwarunkowy – szarpnąłem nogą, Kasia zatrzymała się w pół ruchu. Wyraz pobłażania, a nawet kpiny na jej twarzy zastopował mnie. Czyżbym się bał? Czy ona wiedziała o tym przede mną?

Rozluźniłem się, pozwoliłem zapiąć również drugą kostkę. Leżałem rozkrzyżowany, bezwolny i coraz bardziej podniecony. Kasia stanęła w nogach łóżka i przyglądała mi się z tajemniczym uśmiechem.

Zobaczymy, ile rozkoszy pan zniesie, panie Przemku – mruknęła, zdejmując przez głowę sportowy stanik. Piersi zakołysały się, sutki momentalnie stwardniały. – Miałam na to ochotę od momentu, gdy spotkaliśmy się przed tamtą budową i stanąłeś w błocie wysiadając z samochodu. Już wtedy wiedziałam, że nie jesteś tak opanowany, na jakiego chciałbyś wyglądać, za jakiego siebie masz. – Opadła na ramiona, zawisła nade mną, z głową na wysokości sterczącego już fiuta. Patrzyłem na jej pełne wargi i twarz, gdy pochylała się, by wziąć go w usta. Nie zrobiła tego jednak. – Zdejmiemy z ciebie tą maskę. Poznamy prawdziwego Przemka. – Dmuchnęła ciepłem oddechu w żołądź, mnie aż spięło, mięśnie pośladków napięły się, biodra uniosły odruchowo w górę ku jej ustom. – Przemka, który nie reguluje emocji seksem, a dla którego seks będzie źródłem emocji. – Pochyliła się niżej, poczułem ciepło języka na czubku, po chwili wargi objęły go. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, spojrzałem w górę, na odbicie w lustrze. Wypięty tyłeczek odziany jedynie w sportowe majteczki i długie włosy przyklejone do spoconej skóry pleców.

Objęła mnie dłonią, nakierowała na wargi i jednym głębokim ruchem opuściła głowę. Syknąłem, zacisnąłem palce na łańcuchach, zamknąłem oczy. Już teraz czułem więcej, niż kiedykolwiek dotąd. Co czekało na mnie dalej?

Rozdział 23

Przełamanie

Pieściła mnie ustami i robiła to bardzo powoli. Lizała wzdłuż, jak lizaka, ledwie muskała żołądź. Przez umysł przemknęła myśl, że robi to świetnie. Ilu kochanków miała dotąd? Co mnie to obchodzi? No właśnie obchodziło i złościło równocześnie. Byłem zazdrosny o tych, których pieprzyła wcześniej. Zazdrościłem im i zawstydzał mnie fakt, że pewnie byłem gorszy od nich. Cholera, od kiedy mam takie myśli?!

Uniosła się, zawisła na przedramionach. Nie pytałem, co planuje, widziałem tajemnicę w jej oczach. Podeszła na czworaka wyżej, miałem cudowną i kuszącą pierś nad wargami. Uniosłem głowę, zamknąłem sutek w ustach. Jęknęła gardłowo, docisnęła pierś do moich warg i nosa, blokując oddech, po chwili odsunęła się. Smak soli na gładkiej skórze był czymś nowym. Nigdy ne kochałem się ze spoconą kobietą.

– Poliż mnie.

Nim zapytałem gdzie mam polizać, nie zdążyłem. Przerzuciła nade mną udo, ramieniem wsparła się na zagłówku, drugą dłonią odchyliła bieliznę. Obniżyła biodra tak, bym miał dostęp do cipki. Niesamowita perspektywa z poziomu łóżka i ona, Kasia, taka inna i otwarta.

Dotarło do mnie, że zaczynam czuć coś, czego nigdy nie poczułem do kobiety. Coraz bardziej mi na niej zależało. Inaczej, niż na którejkolwiek z kobiet dotąd. Zachwycała mnie swoją naturalnością, otwartością i… co tu ukrywać, braniem mnie takim, jakim jestem. Nie zadawała banalnych pytań, nie planowała, tylko była ze mną tu i teraz. To było coś całkiem nowego i innego, niż w kontaktach z poprzednimi kochankami.

– Dobrze. – Cichy szept oderwał mnie od myśli.

Chciałem skupić się na całowaniu Kasi, ale odsunęła się. Szybko pozbyła się bielizny, po czym zmieniła pozycję. Przerzuciła nade mną udo, zawisając nad moimi biodrami. Objęła kutasa palcami, nakierowała go na cipkę i powoli obniżyła się, nabijając na mnie. Odchyliła się i oparła dłonie przy moich kolanach. Zacisnąłem powieki od nadmiaru przyjemności ale myśl, że mogę widzieć ją w odbiciu w lustrze na suficie, kazała patrzeć, więc z nadludzkim wysiłkiem otworzyłem oczy. Widziałem jej piękną twarz, rozchylone przyjemnością usta i zamknięte oczy. Siedziała i nie poruszała ciałem. Delikatnie naparła biodrami, cofnęła je i znów powtórzyła ruch w przód. Minimalnie kołysała miednicą, ja chciałem więcej i mocniej.

– Nie dokazuj! – skarciła mnie, pochylając w przód, dociskając dłoń do piersi, gdy próbowałem unieść biodra, by wbić się szybciej. – Ja teraz żądzę.

Podejrzewałem, że chce to przeciągnąć, rozwlec w czasie. Myliłem się. Nie tracąc kontaktu z moim ciałem obróciła się tyłem do mnie tak, że miałem teraz piękny widok na jej tyłeczek. Pochyliła się do przodu, odginając fiuta w taki sposób, że każdy delikatny ruch dawał mocny nacisk w jej wnętrzu i tarcie o nie. To było bardzo intensywne mimo powolności. Zacisnąłem wargi, czując zbyt wiele. Bałem się, że za szybko skończę. Wystarczyło unieść głowę, by widzieć cipkę i mnie w niej. To, jak wsuwam się w nią i wysuwam. Wolałem nie patrzeć, bo to zbyt mocno stymulowało. I bezbronność i to, że ma całkowitą władzę nad moim ciałem. Ja nie mogłem nic, jak tylko brać i robić to, co mi karze.

Poczułem, że zmienia pozycję. Znów nie przerywając kontaktu z moim ciałem, wciąż tkwiłem w jej mokrym wnętrzu. Ułożyła się na mnie, wilgotne od potu blond włosy opadły mi na twarz. Spojrzałem przez nie w lustro. Leżała na mnie plecami do dołu. Nogi miała rozszerzone, dłonie zaciśnięte na prześcieradle po bokach naszych ciał. Zamknęła oczy, rozchyliła usta i ponownie delikatnie ruszała biodrami, jakby chciała rozciągnąć przyjemność w czasie. Byłem świadkiem robienia sobie mną dobrze. Bez skupiania się na mojej przyjemności i pytania o to, czego pragnę. To było tak kompletnie inne i nowe. Kobieta rozumiejąca przyjemność. Co tu ukrywać, robiąca to o wiele bardziej świadomie niż ja.

I wtedy zatoczyła biodrami kółko, z jej gardła wyrwał się jęk. Byłem tak zachwycony widokiem i połączonym z nim dźwiękiem, że skupiłem się wyłącznie na tym. Przyspieszała ruchy, mocniej rozszerzyła uda, zgięła nogi w kolanach. Nabijała się teraz na mnie posuwistymi ruchami, ja walczyłem z przyjemnością i odruchem zamknięcia oczu. Nie chciałem stracić takich widoków. Najchętniej wyłączyłbym własną rozkosz. Przeszkadzała mi w tym momencie.

I nagle zamarła, uniosła się do siadu, po czym przechyliła w bok, schodząc ze mnie. Zaskoczony patrzyłem, jak klęczy, siadając na piętach na materacu obok mnie.

– Lubisz, gdy jęczę? – Jak zahipnotyzowany patrzyłem na spuchnięte usta. Sens słów dotarł do mnie z opóźnieniem. – Lubisz, gdy wydaję dźwięki podczas seksu?

– Tak – stęknąłem.

Poczułem ból w dłoniach i z zaskoczeniem zdałem sobie sprawę z faktu, że bardzo mocno zaciskałem je na łańcuchach. Chciałem, by wróciła do tego, co przerwała.

– Ja też lubię słuchać, jak przeżywasz seks. – Palcem kreśliła wzory na mojej piersi. – A słyszę jedynie stłumiony oddech przez zaciśnięte usta.

– Bo ja… – urwałem, nie wiedząc co powiedzieć. Ja nie wiedziałem! Niemożliwe!

– To zapamiętaj, że tak jak na ciebie działają moje jęki, tak na mnie działają twoje. – Sunęła palcami w dół mojego ciała, zamknęła dłoń na kutasie. Mocno, po prostu oplotła trzon. – Jeśli nie zaczniesz jęczeć, to nie pozwolę ci dojść. Rozumiesz?

Że co? Mam robić coś na siłę? Nie ma mowy!

– Rozumiesz? – Puściła kutasa, splotła dłonie na udach. – Albo zostawię cię w ty stanie na dłużej. Wiesz, że to zrobię. Będziesz leżał rozpięty na łóżku do chwili, gdy będziesz gotowy. Zrozumiałeś?

– Tak… – stęknąłem zaskoczony.

Zszokowała mnie jej stanowczość i odruchowa reakcja organizmu i umysłu na to. Byłem zachwycony, a krzywa podniecenia błyskawicznie podskoczyła w górę. Nie myślałem, że to możliwe, że podniecę się jeszcze bardziej.

– Pamiętaj o tym – mruknęła, ponownie zmieniając pozycję. Przyglądała mi się uważnie, gdy znów przyjmowała go w siebie. Wyglądało, jakby wyłączyła branie przyjemności i tylko mnie obserwowała. – Chcę cię słyszeć.

Poruszyła biodrami w przód, w efekcie syknąłem, palcami miażdżąc łańcuchy.

– Chcę cię słyszeć! – Znów ruch bioder i przerwa. – Albo zaraz z ciebie zejdę i zostawię cię w tym stanie na kilka godzin.

– Co?! – stęknąłem, widząc, że zamierza wstać. – Nie!

– To współpracuj! Albo to zrobię!

Czy zrobiłaby to? Tak, byłaby w stanie. Jakby dla potwierdzenia słów uniosła się i wyglądało, że szykuje się do wstania z łóżka.

– Dobrze! – krzyknąłem. Uczucia zdominowała złość na nią i pomieszany z tym dziwny rodzaj przyjemności.

– Co, dobrze? – Zamarła w pół ruchu.

Uniosłem głowę, ledwie czubek tkwił w cipce, a ja już czułem głód, jakby Kasia stała na drugim końcu pomieszczenia.

– Będę głośny! – mówiłem to przez zaciśnięte zęby. – Gdybyś mnie tera rozwiązała, to wyjebałbym cię tak, że przez tydzień nie usiadłabyś na tyłku! – warczałem, a podniecenie gotowało mi jądra.

– Ale cię nie rozwiążę i to ja jestem górą. – Opuściła ciało, nabijając się na mnie z impetem.

Krzyknąłem, napinając całe ciało, wbijając tył głowy w poduszkę.

– Dokładnie tak. – Poczułem jej usta przy swoich, wargami musnęła moje. – I jeszcze raz.

Znów się poruszyła, po sekundzie kolejny raz. Jęknąłem, haustem wciągnąłem powietrze. Czułem tlen wdzierający się w płuca i śliskość skóry, gdy ocierała się piersiami o moją klatkę piersiową. Włosy łaskotały twarz, opadały na rozpięte w uwięzi ramiona i pachy. Każdy jej ruch wydzierał mi z gardła jęk i o dziwo czułem się z tym wspaniale. Uwolniony oddech uwalniał emocje. Silniejsze dzięki temu, że dałem im wyraz.

– Krzycz – mruknęła przygryzając mi płatek ucha. – Chcę cię słyszeć.

Jak mam krzyczeć? Czy to, na co zdobyłem się dotąd to mało?

– To mało! – Podniosła się, dosiadając mnie w pozycji na jeźdźca.

Czy ja to powiedziałem na głos? I znów ruch bioder wbijający mnie w słodkie wnętrze i kolejny i dołączająca do kakofonii doznań dziwna pieszczota. Kasia badała mnie palcem między pośladkami. Zaskoczony poderwałem głowę, wzrokiem zadając nieme pytanie. Co ona chce zrobić?! Nacisnęła palcem na odbyt, ja napiąłem się w odpowiedzi. Zakręciła biodrami, znów pchnęła, zaciskając się na mnie cipką, prąc równocześnie palcem.

– Kasia! – krzyknąłem czując, że pokonuje opór. – Nie!

Nie słuchała, ujeżdżała mnie, wciskając we mnie palec. Nie chciałem czuć takiej przyjemności, zamierzałem krzyknąć, by przestała. Krzyknąłem, lecz było to bezkształtne słowo. Coś nieokreślonego w formie, przesycone czymś bardziej zwierzęcym, niż ludzkim.

Kasia! – Pokonała opór, pieściła mnie w szokujący sposób.

– Krzycz!

– Nie! – Przecież chcę! – Tak!!!

Rozkosz wezbrała silnym szarpnięciem i wciąż narastała, napinając ciało niczym postronek. Musiałem zacisnąć palce, najchętniej przerwałbym łańcuchy i zastopował ten strumień bezsilnego brania przyjemności. Czy na pewno? Kurwa, nie!

– Kasia!!!

To było ostatnie, co krzyknąłem tuż przed trzęsieniem ziemi, które objęło wszystko wokoło mnie i we mnie samym. Drżenie tak silne, że czułem je w każdym ścięgnie. Krzyknąłem. Poprawka, ja wrzasnąłem z nadmiaru. To był jedyny sposób, by pozbyć się choć odrobiny energii, której nie potrafiłem utrzymać w ciele. Umysł buntował się przeciwko ciągłej przyjemności. Kasia nie przestała mnie ujeżdżać. Chciałem prosić, by ze mnie zeszła, ale znów wydałem nieokreślony dźwięk. Słyszałem, że dochodzi. Opadła na mnie ciężko, dysząc mi w zagięciu szyi. Nawet to było zbyt przyjemne. Zsunęła się na bok, miałem kontakt już tylko z jej udem i ramieniem. To przyniosło ulgę.

Po dłuższej chwili delikatne palce odpięły mi sprzączkę paska unieruchamiającego nadgarstek. Materac zakołysał się. Druga sprzączka puściła, bardzo powoli przyciągnąłem ramiona wzdłuż ciała. Czułem, że to samo robi ze stopami. Nie miałem siły ruszyć kolejnej części ciała. Odpływałem w nicość. Zmęczony, czy raczej obezwładniony umysł, potrzebował resetu. Jaźń wyłączała się powoli. Ostatkiem świadomości zarejestrowałem, że Kasia kładzie się obok mnie i naciąga na nas kołdrę.

Rozdział 24

Piękna nienormalność

Budziłem się powoli. Po podniesieniu powiek w kadrze oczu zarejestrowałem sufit i lustro na nim. W odbiciu zobaczyłem odbicie siebie i przytulonej do mnie Kasi. W sercu zakuło szczęście, że tu jestem, że ona obok mnie, że mam szansę na przeżycie czegoś tak pięknego. Przeniosłem wzrok w kąt pomieszczenia. Jakby coś przyciągnęło mój wzrok. W rogu stał diabeł. Milczący, z założonymi pod piersiami ramionami patrzył na mnie zmrużonymi oczami. Na co czekał? Czego chciał? Czemu nie mógł dać mi czasu, bym nacieszył się tym, czego właśnie doświadczałem.

Wiesz czemu. – Podszedł do łóżka, nie uśmiechał się, wargi ledwie poruszały się, gdy to mówił. – To nie twoje życie. Utargałeś sobie kawałek szczęścia, kradniesz je. Pamiętaj jednak, że to jeden z grzechów głównych.

Nie kradnę! krzyknąłem w myślach. – Ona mi je daje, a ja daję jej siebie.

Mnie nie okłamiesz. – Wykrzywił twarz w sarkastycznym uśmiechu. – Pamiętaj o tym.

Po tych słowach zniknął, zostawiając mnie z czymś na kształt drzazgi wbitej w serce. Nie zamierzałem myśleć o jego słowach w tym momencie. Byłem w raju, obok mnie spał anioł.

Obróciłem się twarzą do Kasi, by móc na nią popatrzeć. Pierwszy raz widziałem ją tak spokojną. Łagodne rysy twarzy, lekkie rumieńce i włosy w nieładzie rozrzucone na poduszce między nami. Uniosłem dłoń, odgarnąłem pasmo, które opadło na policzek i usta, wcisnęło się między wargi. Czułość i coś nieznanego ścisnęło mi trzewia i gardło. Jakby to było, móc budzić się przy niej codziennie? Istniała jedna odpowiedź – byłoby wspaniale. A gdyby postawić wszystko na jedną kartę i pierdolnąć dotychczasowym życiem? Rozwieść się z Ewą, łożyć na dziecko, ale ułożyć sobie życie z Kasią. Czy ona by chciała? Czy zapytać ją o to? Czy mam prawo? Poprawka – odwagę.

– Cześć – mruknęła, otwierając oczy. – I jak tam twoja męska duma?

– Chodzi ci o palec w tyłku? – Uśmiechnąłem się odruchowo.

– Dokładnie. – Przysunęła się bliżej, przylgnęła biodrami, dłonią zawędrowała między moje pośladki. – Było przyjemnie?

– Było przekurewnie przyjemnie – oddychałem zapachem miękkich włosów, wtulając w nie twarz. – Jak nigdy dotąd.

– A to dopiero początek. – Odsunęła się na tyle, by zajrzeć mi w oczy. – Możesz poznać taką część siebie, o której nie miałeś pojęcia.

Skąd ty to wszystko wiesz? – Słowa wyskoczyły ze mnie, nim pomyślałem, o co pytam. To było wścibskie i niestosowne. – Przepraszam. Nie chciałem… – Obróciłem się na plecy, by uniknąć patrzenia jej w oczy.

– Chciałeś, ale oczywiście włączasz hamulce. – Znów się przytuliła. Policzkiem przylgnęła do mojego przedramienia. – Miałam wspaniałego nauczyciela. Spotkałam go mając ledwie siedemnaście lat. On był sporo starszy.

– Ile? – Dobrze było móc zaspokoić ciekawość.

Dwanaście lat. – Ukłucie zazdrości zezłościło mnie. Szybko je stłumiłem. – Był klientem ojca. Wpadłam mu w oko, gdy odwiedził tatę u nas w domu. Byłam nieopierzonym podlotkiem, on opanowany, emanował siłą. Trwało to dwa lata, w czasie których dużo mnie nauczył.

Umilkła, ja nie miałem śmiałości, by zapytać, czy go kochała.

– W jakimś sensie go kochałam. – Znów jakby czytała mi w myślach. Zaskakujące! Chciałem więcej Kasi w moim życiu. Już to wiedziałem, miałem pewność. – Więcej w tym było jednak szacunku i ciekawości. To on nauczył mnie, że takiego ognia jak ten, który wybuch między tobą i mną, nie wolno bagatelizować. Coś podobnego zdarza się ponoć tylko raz w życiu.

Zamilkła, ja milczałem również. Nie wiedziałem co powiedzieć. Jakie słowa są odpowiednie w tak intymnym momencie. Objąłem ją, przytuliłem i tak trwaliśmy.

– Wykąpałabym się – mruknęła mi w obojczyk, wargami łaskocząc skórę. – Bieganie, później seks. Spociłam się. Chętnie się odświeżę. Ty mi umyjesz włosy.

Wysupłała się spomiędzy moich ramion, usiadła na brzegu łóżka.

– O mój boże! Co ja mam na głowie. – Próbowała rozczesać włosy palcami. – Będziesz miał przy nich sporo pracy. – Obróciła się, spojrzała na mnie przez ramię tak seksownie, że aż mi skręciło bebechy.

Czułem permanentne szczęście. Tak, jakbym złapał boga za nogi.

– Czas napalić w piecu. – Mrugnęła okiem, wstała. Miałem cudny widok na kształtny tyłeczek. Krew momentalnie napłynęła do podbrzusza, czułem że mi staje. – Twoja kolej.

Nie ruszyłem się. Założyłem ramiona pod plecami i obserwowałem, jak krząta się po izbie. Z jednej z toreb wyjęła gruby sweter, założyła go. Był luźny, sięgał jej przed kolana. Wyglądała w nim cholernie seksownie. Bose stopy wydawały stłumione klapnięcia na dechach podłogi.

Przez głowę przemknęła mi myśl, że mógłbym tak właśnie spędzić resztę życia. W tej chacie, kochając się z Kasią, wykonując zwykłe czynności.

Wstałem i nie zawracając sobie głowy ubiorem, podszedłem do pieca. Otworzyłem drzwiczki, zajrzałem do środka. Przypomniałem sobie instrukcje Kasi, jak należy układać drewno.

– Trochę bardziej pionowo. – Pochyliła się nade mną, jedno z jej pasem włosów opadło mi na ramię, łaskocząc i pieszcząc skórę. – I dorzuć trochę tych drobnych szczapek. Szybciej się rozpali.

Zrobiłem co kazała, podpaliłem stosik. Ten szybko zajął się płomieniami, ogień zaskwierczał wesoło. Kucałem w rozkroku z łokciami wspartymi na kolanach przed niewielkimi żeliwnymi drzwiczkami, patrząc na coś tak zwyczajnego i pierwotnego zarazem.

– W takiej pozie twoja dupka aż się prosi, żeby ci w nią coś zapakować. – Zza pleców dobiegł mnie śmiech Kasi.

– Może nie traćmy czasu na mycie. – Wstałem, obracając się do niej. – Wróćmy do łóżka i uprawiajmy seks. Teraz ja zapakuję coś do twojej dupki. Co ty na to?

– Co się odwlecze, to nie uciecze. – Umknęła za bufet kuchenny, otworzyła lodówkę. – Nie wiem jak ty, ale dzisiaj nie jadłam nic. Jestem głodna i chcę żebyś mnie umył. Sprawdź, czy z kranu poleci gorąca woda. – Wskazała wannę.

Co było robić. Miałem dwa dni wyrwane z życia i mogłem je spędzić z Kasią. Chce żebym ją umył? Zrobię to tak, że będzie chciała więcej. Jedzenie? Niech będzie. Ja nastawiłem się przede wszystkim na seks i to ten głód zdominował wszystkie pozostałe. Podobało mi się to, co ta dziewczyna budziła we mnie. Coś, o czego istnieniu nie miałem pojęcia.

Gorąca. – Uciekłem dłonią spod strumienia. – Aż za bardzo.

– To zatkaj wannę i napuść wody. – Otworzyła pojemnik, zawartość wytrząsnęła do garnka, ten postawiła na piecu. – A później otwórz wino. – Przesunęła po blacie butelkę i korkociąg. – Wypijmy za nasz weekend.

Najchętniej wypiłbym za całe życie. Nie ośmieliłem się powiedzieć tego na głos. We wnętrzu, w umyśle i sercu zapadała decyzja. Czas zrobić coś z moim życiem. Po raz pierwszy miałem dla kogo podjąć tak odważne kroki. Potrzebuję kilku dni na przemyślenie, jak to wszystko poukładać. Nie w tym momencie. Teraz miałem godziny pełne szczęścia z Kasią i zamierzałem czerpać z każdej nadchodzącej minuty. Teraz celebrowałem radość. Nad ciągiem dalszym popracuję później.

Znów mignęła mi postać diabła. Ledwie przez ułamek sekundy, ale wiedziałem, że to on. Było tak, jakby chował się w cieniu. Nie umknął mi wyraz jego twarzy. Był zły, usta zacisnął w wyrazie tłumionej wściekłości. Ucieszyło mnie to i dało nadzieję.

Rozdział 25

Słodycz

Odkorkowując wino stałem w pewnej odległości od bufetu kuchennego. Mając Kasię tak blisko, tak dostępną i ledwie ubraną nie panowałem nad podnieceniem. Stał mi tym bardziej, że jej spojrzenie co rusz uciekało do wzwodu. Nie ubierałem się, wciąż byłem nagi.

W piecu huczał ogień, podgrzewając powietrze w izbie. Parująca woda napełniająca wannę również podnosiła temperaturę.

Korciło mnie, żeby zapytać, czy ta chata służy jej do seksu, czy to jej główna funkcja. Łóżko i lustro nad nim pobudzały wyobraźnię. Na pewno z kimś tu przyjeżdżała. Nie zadałem pytania, to byłoby wścibskie i szczeniackie. Znów wyglądała, jakby wiedziała, jakie myśli chodzą mi po głowie.

Podałem jej kieliszek, upiłem łyk ze swojego. Po części po to, by zakryć się szkłem, by nie mogła mnie aż tak łatwo odgadnąć. Przy tej kobiecie czułem się przezierny. Tak, jakby we mnie czytała bez problemu i może właśnie przez to nie miałem ochoty, by ją okłamywać.

– Smacznego. – Z uśmiechem przysunęła do mnie miskę z parującą potrawą. – Zjedz coś, bo przyda ci się trochę energii.

– Brzmi obiecująco. – Nabrałem łyżkę gulaszu, wsadziłem do ust. – Obłędne! To twoje dzieło?

– Jestem człowiekiem wielu talentów. – Uśmiechnęła się, nabierając potrawę. – A ty, jakie masz talenty?

– Nie mam żadnych. – Przełknąłem potrawę, tracąc apetyt. – Przyszłość ustalona przez rodziców nie pozostawiała zbyt wiele swobody do poszukiwań samego siebie.

– Ej, no nie bądź taki. – Odstawiła miskę z jedzeniem, obeszła bufet, stanęła blisko mnie. Ne patrzyła w dół i wyglądało, że faktycznie chce rozmawiać, a mnie o dziwo to ucieszyło. – Szybko się uczysz i jakby nie było, prowadzisz firmę z ojcem. Nie każdy tak może i ma taką szansę. Nie każdy się do tego nadaje.

– Niby tak, ale powiem ci, że nie raz chciałbym tym jebnąć i poszukać czegoś dla siebie. Nie narzucone przez ojca, nie odziedziczone, bo tak trzeba, tylko moje własne. – Cholera, mówię o takich sprawach! Przy Ewie nie przemknęłoby mi to nawet przez głowę. – Gdy rodzisz się w takiej rodzinie, to nie bardzo masz wybór. Stary stworzył wielką firmę, a ja jako jedynak jestem zobligowany do kontynuowania jej rozwoju.

– Tak się tworzą rodzinne, wielopokoleniowe fortuny. – Oparła pośladki o bufet. Jednym ramieniem oplotła się w pasie, w dłoni drugiej ręki trzymała kieliszek, z którego sączyła wino, popijając małymi łykami. – Przyznaj, że fajnie jest korzystać z profitów. Inni latami pracują, by stać ich było na mieszkanie, czy raty samochodu. Ciebie to ominęło.

– I może dlatego nie doceniam tego, a dobra materialne bawią mnie jedynie przez chwilę. – Wniosek był olśniewający. Tak właśnie było. Nie doszedłem do tego sam, więc nie było w użytkowanych pieniądzach nic nadzwyczajnego. Porszak ucieszył, ale bardziej na zasadzie otrzymanej zabawki.

Zamyśliłem się, Kasia nie mówiła już nic. Jadła, zaglądając mi co chwila w oczy. Czyżby zdawała sobie sprawę z tego, jak pobudza mój umysł do pracy?

Zjadła, odstawiła pustą miskę i patrząc mi w oczy, zdjęła sweter przez głowę.

– Wisisz mi mycie włosów. – Podeszła do wanny, uniosła stopę, zawisła nią nad unoszącą się na powierzchni wody pianą. – Zjedz i zapraszam.

Odstawiłem jedzenie. Nie przełknąłbym już ani kęsa.

Zanurzyła palce stopy w wodzie i syknęła.

– Gorąca. – Powoli opuszczała ją, zanurzając w pianę. – Taką lubię najbardziej. Tam jest szampon. – Wskazała półkę na pobliskiej ścianie. – Ten w różowej butelce.

To było dziwne, ale z drugiej strony, cóż trudnego może być w myciu komuś włosów. Rzesze fryzjerów robią to codziennie Ja sam też myję swoje. Różnica taka, że ne tak długie.

Z butelką w dłoni kucnąłem w miejscu, gdzie miała głowę. Wylałem odrobinę szamponu na czubek głowy Kasi i zacząłem kreślić palcami kółka w jasnych włosach. To było przyjemnie uspokajające, a zarazem pobudzające zajęcie. Zamknięte oczy i rozchylone usta przywodziły na myśl inną sytuację, bardziej erotyczną, mocno seksualną. Zarazem piersi ledwie okryte pianą i twardniejące sutki Kasi, przyciągały wzrok. To było mocno seksualne i kuszące. Wystarczyłoby, żebym sięgnął i zamknął dłoń na półkuli. Zjechałbym dłonią po brzuchu, nurkując między jej uda.

Zapamiętałem się w myciu, robiąc to automatycznie, tymczasem myślami uprawiałem z nią seks i cholera! Ile czasu można mieć niesłabnący wzwód?!

– Jakie to przyjemne – mruknęła, nie otwierając oczu. – Masz bardzo zwinne palce.

Po czym obniżyła się, zanurzając całkowicie pod wodę. Jasne włosy unosiły się na powierzchni, ja jak palant tkwiłem przykucnięty, z wciąż stojącym fiutem czekając na… No właśnie, na seks? Myję kobietę, chociaż najchętniej zerżnąłbym ją tutaj zaraz.

Wynurzyła się, otarła twarz z piany.

– Opłucz – rzuciła krótką komendę, podając mi słuchawkę prysznicowa. – Nie za gorącą wodą.

Wstałem, biorąc od niej słuchawkę stwierdzając równocześnie, że zabawnie wyglądam. Odkręciłem wodę, wyregulowałem ją i pochylając się nad Kasią, spłukiwałem pianę, chroniąc dłonią czoło, by woda nie spłynęła do oczu.

– Kasia! – stęknąłem, czując palce sunące po udzie w górę, po chwili obejmujące penisa. – Widzisz mimo zamkniętych oczu?

Odsunąłem słuchawkę z wodą niepewny własnych odruchów.

– Tak, po omacku. – Zacisnęła palce, ja w odpowiedzi szczęki. – Zakręć wodę.

Drżącą dłonią przekręciłem kurek, podałem jej ramię widząc, że unosi się i wstaje. Okręciła się ręcznikiem i na bosaka podeszła do łóżka, znacząc deski podłogi mokrymi śladami. Podążyłem za nią gotów na to, co wymyśli. O dziwo nie nudziłem się z nią mimo, że jak do tej pory nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Czułem, że większość słów jest zbędna. Również dlatego, że byłem na niej maksymalnie skupiony. Nie na sobie o dziwo, lecz na Kasi i tym, czego pragnie. Cóż za odmiana!

Przy łóżku pochyliła się, po czym okręciła głowę ręcznikiem i wygniatała je, wciąż się pochylając. Stała w pozycji, w której aż się prosiła, bym podszedł i wszedł w nią od tyłu. Miałem na to ochotę, lecz powstrzymało mnie wspomnienie wydarzeń sprzed kilku dni. Plamy, jaką dałem na strychu kamienicy. Nie chciałem powtórki tamtego szybkiego numerka. Nie przy tej kobiecie. Z nią było tak inaczej.

– Masz jeszcze ochotę na seks? – Odrzuciła włosy na plecy, wyprostowała się. – Chcesz więcej zabawy?

– A na co ci to wygląda? – Wskazałem w dół, na wciąż sztywnego fiuta.

– Wygląda dobrze.

Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, mrużąc oczy. Zrobiła to tak seksownie i uwodzicielsko, że wystarczało mi za grę wstępną.

– No to chodź i bawmy się. – Usiadła na łóżku, podciągnęła na ramionach w tył, układając się na plecach. – Teraz znowu pobawisz się mną i zrobisz to tak, jak ci powiem.

– Czyli jak zwykle – zaśmiałem się, idąc w kierunku łóżka, z oskarżycielsko wycelowanym w Kasię fiutem.

– Jakieś reklamacje?! – Udała oburzoną, słabo jej to wyszło.

– Raczej apetyt na więcej.

Nie udław się od nadmiaru. – Te sarkastyczne słowa dobiegły do moich uszu z mrocznego kąta pokoju.

Nie patrzyłem w tamtym kierunku. Wiedziałem kogo ujrzę. Diabeł był cierpliwy. Skurwiel…

Rozdział 26

Deser

– Skoro uczyłam cię całowania kobiety, to pewnie i robienie jej dobrze ręką też będzie dla ciebie czymś nowym. – Położyła się na łóżku, ja obok niej. – Mam rację?

– Masz. – Co będę ściemniał. Znam obsługę seksu w głównej mierze przez penetrację.

– To teraz pokażę ci, jak mnie przeprowadzić przez rozkosz przy pomocy jednego palca. – Wzięła mnie za rękę, położyła ją sobie na brzuchu. – Tylko delikatnie proszę.

Badałem palcami ciało pomiędzy jej udami, zagłębiłem je między wargi. Niby tak dobrze mi znany szczegół ciała kobiety, a jednak nie w ten sposób i inną częścią ciała.

– Pośliń palec – szepnęła, zamykając oczy.

Wykonałem polecenie, dotknąłem ją ponownie. Rozszerzyła uda, rozchyliła usta, odbierała bodźce, ja z ciekawością wraz z nią.

– Delikatnie i powoli – szeptała, pozwalając się pieścić. – Kreśl kółeczka.

Czułem, jak przy każdym kolejnym ruchu groszek łechtaczki powiększa się, rośnie. Twardniał on, twardniałem i ja coraz bardziej. Rzut oka na sufit i zamarłem. Widziałem nasze odbicie i poraził mnie ten obraz. Pasowaliśmy do siebie idealnie. Jak dwa puzzle, dwie przysłowiowe połówki jabłka. Miałem niezachwianą pewność, że to z nią powinienem być, żyć i uczyć się siebie. Siebie i jej, takiej normalności. Bez tej całej finansowej oprawy, która scaliła życie moje i Ewki.

– Nie przerywaj.

Cichy szept przywołał mnie do rzeczywistości. To nie był dobry czas na podsumowania. Ba! Nawet na myślenie.

Przysunąłem się do jej boku, penisem otarłem się o udo. Kasia sięgnęła dłonią między nas, zamknęła palce na penisie, unieruchomiła mnie.

– Skup się na mnie. – Znów przywołała mnie do porządku.

Leżałem, przyglądając się naszemu odbiciu i kreśliłem kółka, penetrowałem ją palcem. Widziałem, że się napina, pręży ciało, słyszałem przyspieszony oddech.

– Tak. – Wygięła się w łuk, po chwili opadła z powrotem – Szybciej.

Zafascynowany jej reakcjami i własną sprawczością robiłem to, co widziałem, że sprawia jej największą przyjemność. To było jak gra na najwrażliwszym instrumencie. Trącałem struny, Kasia reagowała. Przyspieszałem ruchy palców, w odpowiedzi jej ciało wpadało w drgania. W pewnym momencie przerwała mi, przekręcając się na pok pupą do mnie i jednym ruchem nadziała się na mnie. Krzyknąłem zaskoczony. Nie spodziewałem się tego.

– A teraz mnie rżnij. – Jej rozkaz był zarazem najsłodszą prośbą. – Mocno!

Nie musiała mnie drugi raz prosić. Objąłem ją, dociskając do siebie ramionami, oplatając nimi. Krótkie ruchy biodrami dawały zbyt wiele doznań i obawiałem się, że jakakolwiek jej pieszczota zbyt szybko doprowadzi mnie do finiszu. Chciałem czuć ją od środka, napawać się seksem, byciem w niej i kontaktem skóry przy skórze.

– Nie ruszaj się – warknąłem czując, że porusza biodrami. – Spieszy ci się?

Nie odpowiedziała, ale zamarła posłusznie. Krótkie ruchy bioder i tarcie w śliskim wnętrzu i tak dawały zbyt wiele bodźców. Obróciłem ją sobą na brzuch tak, że leżała pupą do góry, ja w niej wciąż tkwiłem.

– Najchętniej nie dochodziłbym w ogóle – szepnąłem jej do ucha, poruszając się powoli. – Mógłbym cię tak pierdolić całymi dniami i nocami.

Widziałem jej profil. Gdy mówiłem do niej, rozchyliła usta, wciągając gwałtownie powietrze. Czyżby i słowa działały na nią erotycznie?

– Dałbym ci odpocząć, wykąpał cię, wytarł ręcznikiem tylko po to, żebyś spociła się pode mną – kontynuowałem, przyglądając się z zachwytem zaciskającym się powiekom i rozchylającym ustom. – Nawet sobie nie wyobrażasz, jakie to uczucie, gdy mogę być w tobie. – Znów powolny ruch i towarzyszący temu jęk Kasi. – Jesteś taka ciasna i gorąca – mówiłem i pogłębiałem ruchy. – I cała moja.

Paznokcie, które wbijała mi w biodra, przyciągając do siebie były kolejnym bodźcem. Nigdy aż tak mocno nie odbierałem seksu. To, jak spocone plecy i pośladki przylegały do mojego brzucha i torsu, podniecało. Śliskie tarcie skóry o skórę dawało kolejne bodźce i o dziwo były mocniejsze, niż jakakolwiek pieszczota dotychczasowych kochanek.

– Tak doskonale psujemy do siebie – szeptałem, dociskając biodra do jej pośladków, obserwując równocześnie grymas rozkoszy na jej twarzy, wsłuchując się w przeciągły jęk. – Czujesz?

I uderzyłem biodrami cofając je i z impetem wbijając się w śliskie wnętrze.

– Tak! – krzyknęła, orząc mi skórę bioder paznokciami.

Czułem, że drży i to, jak jej wnętrze zaciska się na kutasie. Jęczała, oddychając coraz szybciej. Dochodziła, ja chciałem dojść razem z nią. Wsparłem się na wyprostowanych ramionach i przyspieszyłem ruchy bioder, obserwując z góry błyszczącego od jej soków kutasa i pośladki, o które obijałem się podbrzuszem. To było jak taniec i śpiew równocześnie. Moje pchnięcie, jej krzyk, odgłos skóry uderzającej o skórę i mój krzyk w odpowiedzi. Unosiła pośladki, wychodząc pchnięciom naprzeciw. Pchnięcie i wzbierająca fala rozkoszy. Kolejne i rozpęd zbliżania się ku przepaści. Jeszcze jeden i błysk orgazmu, który przywitałem krzykiem. Słodki ból rozkoszy i cichnący jęk Kasi.

Opadłem na nią, przykrywając drobne ciało swoim, zatapiając twarz we wciąż wilgotnych blond włosach rozrzuconych na poduszce. Zsunąłem się na bok, choć najchętniej nie wychodziłbym z niej wcale i tak bym usnął.

– No dobrze – mruknęła sennie, ledwie poruszając wargami, nie otwierając oczu. – Użyłeś więcej, niż jednego palca.

To źle? – Chciałem utrwalić widok jej rozluźnionej twarzy i włosów przyklejonych do zaróżowionego policzka.

– To bardzo dobrze. – Minimalnie uchyliła powieki, te po sekundzie znów opadły. – Uczeń przerasta mistrza.

Nie odpowiedziałem. Jej słowa sprawiły mi ogromną radość. Przyciągnąłem ją do siebie, objąłem ramieniem, zagarnąłem udem, naciągnąłem na nas kołdrę i pocałowałem w czoło. Teraz mogłem umrzeć, mógł nastąpić koniec świata.

Usnąłem.

Budziłem się z wolna, wracałem do rzeczywistości. Słońce za oknem było już wysoko i wyglądało na to, że przespaliśmy nie tylko noc, ale i kawał dnia. Wciąż rozleniwione, ale i rozluźnione ciało protestowało przeciwko jakiemukolwiek ruchowi. Najchętniej usnąłbym, ponownie wrócił w objęcia Morfeusza. Przygarnąłbym do siebie Kasię i został w tej chatce na zawsze.

Kasia. Na dźwięk jej imienia wypowiedzianego w myślach, serce zabiło mi mocniej. Obróciłem się do niej i napotkałem wpatrzone we mnie oczy. To była magiczna chwila, której żadne z nas nie chciało przerwać. W bezruchu, w milczeniu, po prostu miliony niewypowiedzianych słów przepływało między nami. Nie było potrzeby artykułować ich. Mgnienie chwili minęło, Kasia obróciła się na plecy, po chwili usiadła na łóżku.

– Idę pobiegać – rzuciła, wstała, zaczęła się ubierać. – Zrobisz w tym czasie coś do jedzenia?

– Ok. – Nie przyznałem się, że od zawsze to ktoś je za mnie robi.

Pięć minut później zostałem sam w chacie. Szybki prysznic, ubranie się w niepasujące do chaty ciuchy i mogłem kombinować, co by tu sklecić ze składników z lodówki. Pół godziny później przyglądałem się efektowi mojej pracy. Może nie było to danie restauracyjne, ale wyglądało dobrze.

Drzwi skrzypnęły, do izby weszła Kasia. Znów zarumieniona, uśmiechnięta, wyglądała na szczęśliwą. A może to ja tak chciałem ją widzieć?

– Mistrz kanapek? – Spojrzała na stos który starałem się artystycznie ułożyć w piramidkę na talerzu. – Wygląda smacznie.

Patrzyłem, jak się rozbiera, po czym siada w pustej wannie i spłukuje ciało wodą. Trzy minuty później wyciera się ręcznikiem i ubiera w luźny sweter i getry. Przyglądałem się temu i znów niechciana refleksja napłynęła do głowy. Przecież dzień Ewy wypełniały podobne czynności, a nie zainteresowały mnie one. Przy Kasi mógłbym obserwować takie banały i czerpać z tego przyjemność. Czybym się zakochał? Po raz pierwszy w życiu?

– Dziękuję ci za ten weekend. – Usiadła na wysokim krześle przy bufecie, nałożyła kanapkę na talerz, ten przysunęła do siebie. – Nie jesteś zbyt rozmowny, co? – Wgryzła się w kanapkę i obserwowała mnie spod rzęs.

– Prosty facet ze mnie. – Wgryzłem się w kromkę czując, jak bardzo zgłodniałem. Od doby niewiele zjadłem. – Z resztą, innego języka mnie tu uczyłaś.

– Języka ciała? – Znów ten cholernie seksowny uśmieszek i mrużenie oczu.

Nie odpowiedziałem, lecz wepchnąłem całą kanapkę do ust. Nie język ciała, ale mowę miłości miałem na myśli. Może powinienem to powiedzieć, ale nie potrafiłem.

– Za niedługo wyjeżdżamy. – Przerwała mój potok myśli.

Te trzy słowa odebrały mi apetyt. Niby zdawałem sobie z tego sprawę, ale gdzieś w umyśle tliła się nadzieja, że zamieszkam w tej bajce. Z Kasią, w bezpiecznej chacie, bez kontaktu ze światem rzeczywistym.

Spojrzałem ponad jej ramieniem. Stał tam diabeł i patrzył na mnie z politowaniem. Dobrze, że chociaż milczał, skubaniec.

Rozdział 27

Powrót

Smutno było opuszczać chatę. Flaki wywijały mi się na drugą stronę, gdy zamykała okiennice, w końcu drzwi, gdy odwieszała na haku na drzewie łańcuch udający bramę. Na usta cisnęła mi się masa niewyartykułowanych uczuć, rozsadzająca mnie od środka. Było mi bardzo źle z tym, że nie umiem im pozwolić na bycie wypowiedzianymi.

Kasia milczała również i miałem wrażenie, że unika patrzenia na mnie. Cholera, dlaczego w moim domu nie rozmawiało się o uczuciach? Dlaczego jedynym tematem były bieżące banały i nikt nie nauczył mnie jak to robić.

– Jesteś na mnie o coś zła? – Nie wytrzymałem w końcu.

– Nie, nie jestem.

I znów cisza. Samochodem rzucało na boki, gdy terenówka pokonywała nierówności nieutwardzonej leśnej drogi. Podziwiałem profil Kasi, patrzyłem na drobny nosek i pełne usta, luźne kosmyki włosów kołyszące się wokół twarzy, gdy bujało autem. Wyglądała delikatnie i krucho, a zarazem władczo i pewnie, za kółkiem tak bardzo niekobiecego auta.

– Przecież widzę, że coś jest nie tak. – Zaryzykowałem, pociągnąłem temat.

– Nie jestem na ciebie ani zła, ani nic w tym sensie. – Ledwie słyszałam jej słowa. Rozróżniałem je, patrząc na ruchy warg. – Po prostu znam życie i wiem jak będzie.

– Jak będzie? – Bałem się odpowiedzi. Brzmiała tak, jakby ze mną zrywała.

– Ano tak, że ty masz swoje życie, a ja swoje – mówiąc to spojrzała mi w oczy. W jej widziałem chłód i brak emocji. – Wrócisz do żony, firmy ojca, do codzienności. Tam w chacie było cudownie i daliśmy się ponieść chwili. Ja nie mam zobowiązań, mnie nic nie trzyma tak, jak ciebie. Masz żonę i firmę, a ja nie chcę być seksownym dodatkiem o nazwie „kochanka”.

– A czego chcesz? – Czyżby to był wstęp do rozmowy o rozwodzie?

– Niczego. – Wzruszyła ramionami, zamilkła.

– Mam rozumieć, że to koniec? – Miałem ochotę złapać ją w ramiona, potrząsnąć, bo przecież nie można bagatelizować takiej więzi i dopasowania.

– Nie wiem, Przemku. – Nie odrywała wzroku od jezdni, nie chcąc już pewnie wchodzić w kontakt wzrokowy. – Sama nie wiem, co z tym zrobić. Nie nadaję się na tą drugą i nie chcę rozbijać czyjegoś małżeństwa.

– Moje małżeństwo to…

– Wiem, to pomyłka – przerwała mi, wchodząc w słowo. – Ale to twoja pomyłka i nic mi do niej.

– Nie chcę tego przerywać! – Starałem się mówić spokojnie, ale trudno było zapanować nad emocjami. – Tego co jest między nami!

– A czego chcesz?! – Wreszcie na mnie spojrzała, policzki zaczerwienił jej rumieniec.

– Chcę ciebie!

– Ja też chcę ciebie! – krzyknęła, po czym znów odwróciła wzrok ku drodze. – Ale nie jako kochanka z utęsknieniem wyczekująca ukradzionych chwil. Widziałeś tam – kiwnęła głową w tył, mając pewnie na myśli chatę i nasz weekend – jak to może wyglądać. Może być świetnie, a nawet lepiej. Ale nie z tobą kursującym pomiędzy mną i swoją rodziną.

– To co mam zrobić?

– O to mnie nie pytaj. – Głos miała z pozoru beztroski. Przeczyło temu napięcie ramion i palce zaciśnięte na kierownicy. – Sama nie wiem co z tym dalej począć. Muszę to wszystko przemyśleć w samotności. Seks był nieziemski, ale to za mało, by na tym budować.

Seks to za mało? Wiem to. Seks to jedyne, czego od zawsze miałem w nadmiarze. Za pieniądze, lub bez płacenia, choć nie za darmo. Mimo tych nadmiarów czułem się niczym puste naczynie, na którego dnie właśnie pojawiło się coś sensownego. Dzięki kobiecie, która siedziała obok. Dzięki bliskości, której doświadczyłem.

– A więc wracamy do rzeczywistości – mruknąłem, pocierając dwudniowy zarost. – Każde do siebie i zapomnimy o tym, co było?

– A czego ty byś chciał?! – Szarpnęła kierownicą, zjeżdżając na pobocze.

Zaskoczony złapałem dłońmi siedzenie, gdy zahuśtało mną na boki, po chwili w przód, bo gwałtownie zahamowała. Silnik zgasł, zapadła cisza.

– Tak się umówiliśmy! – Patrzyłem na jej piękną, pełną emocji twarz i te płonące oczy. Wiedziałem, że ten moment wryje się w moją pamięć każdym najdrobniejszym szczegółem. – Wyjechaliśmy na weekend, by zobaczyć, jak nam jest w łóżku.

– Jest za dobrze, by poprzestać na tym weekendzie – mówiąc to czułem rozszalałe emocje, kłębiące się w brzuchu, sercu i w głowie.

– Przemku. – Przycichła, splotła dłonie zasupłując palce i zaciskając je między kolanami, jakby chciała je uwięzić, nie wiedząc co z nimi począć. – Ja wiem, co będzie dalej. Widziałam to u mojej przyjaciółki. Najpierw będą piękne spotkania, wybuch namiętności i ciągła chęć na więcej. Później życie i rodzina zacznie się o ciebie upominać, a ja nie najem się tym, co mi po nich zostanie. Nie będę tą drugą, która niczym pies czeka na to, co spadnie z pańskiego stołu. Nie nadaję się na tęskniącą kobietę, która czeka na uwagę, wiadomość tekstową, czy szybki telefon, który wykonasz z ubikacji, bo tylko tam cię nikt nie podsłucha. To nie dla mnie! Zostawmy to na razie. Muszę wszystko przemyśleć i zobaczyć co czuję z dala od ciebie.

Zamilkła, milczałem i ja, bo co mogłem jej teraz powiedzieć? Że się rozwiodę, że zerwę z rodzinnym interesem i zacznę dla niej samodzielne życie? Tak, właśnie na to miałem ochotę. Jebnąć dotychczasowym życiem, zamieszkać z Kasią i zacząć wszystko od nowa i na moich zasadach. To właśnie chciałem jej obiecać, ale w tym samym momencie przyszła myśl, że przecież będę ojcem, mam przejąć firmę i że liczą na mnie trzy osoby, plus czwarta w drodze, w brzuchu Ewy.

Zacisnąłem usta, by żadne pochopne słowa z nich nie wyskoczyły, by nie składać nieprzemyślanych deklaracji. Miała rację, potrzeba czasu w samotności i chwili, by móc to sobie ułożyć. Że coś muszę zmienić, tego byłem pewien. Jeszcze nie wiedziałem jak, ale nie mogłem tkwić w obecnym stanie. Nie po weekendzie, nieziemskim seksie i wszystkich uczuciach, których doświadczyłem w ramionach Kasi. Nie z dziwnym uczuciem, które przyszło do mnie, zagnieździło się w sercu i w brzuchu i przybierało na sile z każdym oddechem.

Kasia odwróciła się ode mnie, przekręciła kluczyk w stacyjce, silnik zaskoczył. Włączyła kierunkowskaz, zjechała na drogę i powoli ruszyła. Wracaliśmy do rzeczywistości, pozostawiając za sobą obłoki beztroski. Żadne z nas nie podjęło już rozmowy i tylko kilometry niknęły zagarniane kołami samochodu.

***

– Dziękuję ci za ten wyjazd. – Kasia zaparkowała obok mojego Porszaka. Nadeszła pora pożegnania. – To była magia.

Siedzieliśmy dłuższą chwilę w milczeniu, patrząc sobie w oczy. Pochyliłem się, ona zrobiła to samo. Usta dotknęły ust i mógłbym przysiąc, że poczułem w tym pocałunku wszystko. Od miłości, przez tęsknotę, która miała się zaraz stać naszym udziałem i podziękowanie, że dane nam było doświadczyć czegoś takiego.

Nie wyłączyła silnika. Chcąc nie chcąc musiałem wysiąść z samochodu.

– To ja dziękuję. – Starałem się uspokoić i nie czuć bólu, który mną zawładnął w momencie, gdy zamykałem drzwi pasażera.

Zaczekała, bym zabrał walizkę, po czym odjechała, zostawiając wilgoć pocałunku na wargach i pustkę w sercu i głowie.

– I co ja mam teraz zrobić?

Zadałem to pytanie w przestrzeń. Słowa zawisły w powietrzu, w końcu rozpłynęły się, pozostawiając jedno wyjście – musiałem wrócić do domu.

Zostaw Komentarz