Dziękuję, że jesteś!

Bardzo, bo dzięki Tobie i Twoim komentarzom (czytam wszystkie, więc komentuj!) zmobilizuję się do pisania i nieprzerywania tworzenia kontynuacji tej powieści.

Ostatnio duuuuużo tworzę. Głównie kursy dla piszących (nagrałam ponad setkę filmów!) i e-booki o wydawaniu i promowaniu książek i e-booków. 

Od razu chcę Cię uprzedzić, że to, co poniżej przeczytasz, jest tekstem w wersji beta. Przed redakcją i korektą, więc z całą pewnością tekst zmieni się przed wydaniem. Nie mam też okładki, ale to poczeka. Teraz piszę i poprawiam historię. 

„Piekło zmysłów” to obyczaj i drugi tom SERII ZMYSŁY

Pierwszym tomem serii jest „Kalejdoskop zmysłów”, który jest bardzo osobisty. Bohaterka i jej przeżycia są mocno inspirowane mną samą. Pracowałam w takiej w firmie jak Marlena i poznałam swojego Norberta 😉 Był też Przemek (jak w 'Kalejdoskop zmysłów”), dla którego postanowiłam napisać kontynuację i to tę kontynuację przeczytasz poniżej.

Od razu Cię uprzedzę, że nie polubisz Przemka. Nie na początku i pewnie będziesz miał/a ochotę nim potrząsnąć, żeby wziął się w garść i zaczął myśleć głową (nie fiutem).

Uprzedzam, ze to będzie duga historia, ale postaram się dodawać odcinki jak najczęściej.

Jeszcze raz dziękuję i życzę udanej lektury

Rozdział 1

Słodki początek

Patrzyłem jej w oczy i czułem wszystkie emocje wszechświata. Oszołomienie i permanentny zachwyt. Po raz pierwszy tak intensywny i pomieszany z uwielbieniem drugiej istoty.

Kasia, Katarzyna, cóż za piękne imię! Tak mnie sobą zachwyciła, że mógłbym patrzeć na nią bez przerwy.

Poznaliśmy się, choć lepszym określeniem byłoby, że dojrzeliśmy się w tłumie na jednej ze studenckich imprez. Muzyka huczała wokół, ludzie rozmawiali, śmiali się, dźwięczało opróżniane szkło. W momencie, gdy spojrzałem jej w oczy, zamarł świat. Jakby wszystko wokoło ucichło, a nas połączył magiczny tunel. Dźwięki, zapachy, nic nie miało do niego wstępu. Byłem ja, była ona i nic poza nami.

– Cześć. – Tyle zdołałem wydusić z siebie w momencie, gdy udało mi się do niej przecisnąć.

Hej – odpowiedziała, czego nie usłyszałem, ale odczytałem z ruchu warg.

Usta miała piękne, jak i oczy i uśmiech, którym mnie obdarzyła.

– Przemek – wyciągnąłem dłoń, nie spuszczając wzroku z błękitnych oczu.

– Kaśka. – Uścisnęła moją i tak zamarliśmy ze splecionymi dłońmi.

Milcząc, patrząc sobie w oczy, nie odzywając się. Wodziłem wzrokiem po jej twarzy, pełnych różowych ustach, po których błąkał się lekki uśmiech. Zawisłem na brązowej plamce na tęczówce w lewym oku. Dziwne, że człowiek dostrzega takie drobne detale.

Muzyka zmieniła się, teraz otoczyły nas dźwięki saksofonu. Te kołysały delikatnie, poruszając coś w brzuchu.

– Zatańczysz? – Powinienem powiedzieć coś więcej, zagaić rozmowę, ale potrafiłem myśleć jedynie o głodzie, który poczułem. Chciałem ją przyciągnąć do siebie, przytulić, powąchać, całować. Jakie to pierwotne.

– Chętnie.

Kolejne pół godziny zapamiętałem jako kołysanie dwóch ciał, mój nos w jej włosach i tak nierealne wręcz porozumienie, że gdy teraz o tym myślę, to wydaje się to być bajką, może wytworem umysłu.

Miało to miejsce kilkanaście miesięcy temu, na ostatnim roku studiów. Do dziś się zastanawiam, jakby to było, gdybym wtedy dał się ponieść chwili i zaproponował jej spotkanie.

***

– Uważam, że to świetna dziewczyna. – Ojciec mówi o Ewce, jakby to była inwestycja. – Wykształcona, z dobrej rodziny i z planami na przyszłość. – Dla niego wszystko jest inwestycją. Włącznie z moim życiem.

– No i ewidentnie widać, że jest tobą zauroczona – dodała mama. – A ty Przemku? Co do niej czujesz.

– Co za różnica co czuje?! Jak nie czuje, to poczuje. – Ojciec jak zwykle musiał przejąć dowodzenie. Nawet w rozmowie o moich uczuciach. Z resztą, jego to nigdy nie interesowało. – Mężczyźnie potrzebna jest porządna kobieta, a nie jakieś tam romantyczne uniesienia!

Jak zwykle zgasił matkę. Widziałem to. Pewnie wzięła jego słowa do siebie. Też bym tak zrobił. Porządna kobieta. Dobre sobie! Jakby mówił o samochodzie, albo innym sprzęcie codziennego użytku.

***

Sierpniowy upalny piątek. Ogród rodziców zastawiono stołami, te przykryto eleganckimi obrusami. Niewielki podest, na nim kilkuosobowy jazzowy zespół przygrywający i tworzący eleganckie muzyczne tło imprezy. Feta zorganizowana na cześć nowego wspólnika ojca, czyli mnie. Duże wyróżnienie i wydarzenie w życiu człowieka. W moim na pewno, bo jestem ustawiony na resztę życia. Będę oto uczył się zarządzania jednym z największych w kraju składów budowlanych.

Powinno brzmieć jak praca marzeń. Sęk w tym, że nikt nie pytał mnie o zdanie, czy tego chcę, czy może mam inny pomysł na życie. Zostałem postawiony przed faktem dokonanym.

– Zobacz jaka to ładna dziewczyna. – Ojciec zagarnął mnie pod ramię, pochylił się bliżej tak, że patrzyliśmy w tym samym kierunku. – Widać, że będzie porządną matką. Żadna tam lafirynda. Tylko takie kobiety powinno się brać na żony.

Miałem ochotę odpowiedzieć, że jeśli tak mu się podoba, to niech weźmie ją sobie na kochankę. Sekundę później zganiłem się w duchu, bo to byłoby nielojalnością w stosunku do mamy.

– I wiesz, to że masz żonę nie znaczy, że nie możesz jeść z innych garnuszków – mruknął, ściszając głos do konspiracyjnego szeptu. Prowadził mnie przy tym w kierunku stołu, który zastawiono drogimi alkoholami. – To, że mężczyzna jest żonaty nie czyni z niego monogamisty. To kobieta powinna być wierna. Tak to urządziła natura i nie ma się z nią co spierać.

Miałem ochotę zapytać go o liczbę jego kochanek i zdanie mamy na ten temat. Powstrzymałem się, bo to byłoby bezczelne, złośliwe i szczeniackie.

– A tutaj mały prezent dla ciebie – mówiąc to, sięgnął do kieszeni marynarki, po chwili podał mi niewielkie pudełeczko. – Niech ci się dobrze nosi.

Przyglądał mi się z uśmiechem, ja ważyłem w dłoni pakuneczek. Na pierwszy rzut oka wyglądał na drogą biżuterię w skórzanym etui. Uchyliłem i aż jęknąłem z zachwytu.

– Porsche? – wyszeptałem, patrząc na kluczyk do wymarzonego auta.

– Jakoś trzeba uczcić twoją inaugurację w męskim świecie. – Spojrzałem mu w oczy i to była jedna z niewielu chwil, gdy dojrzałem w nich aprobatę i coś, co mógłbym nazwać odrobiną ojcowskiej miłości. – Poza tym kobiety bardzo lubią mężczyzn w drogich autach.

– Porsche – szepnąłem, gładząc kluczyk.

 

Dla mnie wieczór mógłby zakończyć się teraz. Niestety, musiałem pełnić honory, bo przecież to na moją cześć ojciec wydał to przyjęcie. Jego najwięksi kontrahenci mieli mnie poznać, wpuścić w krąg zaufania facetów z wielką kasą. Zamknąłem dłoń na kluczyku i ruszyłem ramię w ramię z ojcem.

Rozdział 2

Droga donikąd

– Przemciu, mógłbyś mi towarzyszyć?

Ewę przyporządkowano mi niejako z automatu. Nie pytano o zdanie, ale po prostu posadzono nas obok siebie na jednej z imprez i mówiono „per młodzi”. I tak już zostało. Od pierwszego spotkania tytułowano nas „WY”. „Co będziecie robić po szkole?”, „Gdzie jedziecie na wakacje?”, „Gdzie zamieszkacie?”.

Byłem oszołomiony tempem, ale wiedziałem, że taki jest plan, więc poddałem się temu. Ewidentnie zadbano o to, byśmy nie próbowali się przeciwstawiać.

Rodzice Ewy byli bardzo podobni do moich. Jej matka od pierwszego spotkania uśmiechała się nieśmiało i przez większość czasu milczała. Ojcowie, niczym głowy rodziny rodem z sycylijskiej mafii byli głośni, wielcy, wręcz emanujący potęgą i władzą. Kontrastowało z tym zachowanie ich kobiet, naszych matek, które były em w tym związku i obowiązkowym dodatkiem.

Kocham moją matkę, ale nie akceptuję tej całkowitej bierności i podporządkowanej uległości. Wszystko zawsze było po myśli ojca. Chciał czegoś, więc było tak, jak to sobie wymyślił.

– To jak? – Zamrugałem, otrząsając się z zamyślenia spoglądając na uśmiechniętą buzię Ewy i czując smukłe palce jej dłoni, gdy zacisnęła je na moim przedramieniu. – Pojedziesz ze mną?

– Gdzie? – Pytanie było czystą formalnością. Skoro potrzebowała mojego towarzystwa, to nie odmówię.

– Chodzi o niewielki budynek pod klinikę. – Oczy Ewy pojaśniały ekscytacją. – Tatuś mówił, że to dobre miejsce.

No tak, tatuś mówi, więc córunia przyjmuje to, jako prawdę ostateczną.

Dojechaliśmy przed nowo wyremontowany parterowy obiekt. Budynek ewidentnie zaprojektowano pod działalność usługową. Rozejrzałem się po podjeździe i oceniłem wygląd elewacji zewnętrznej. Było gustownie, czysto i ergonomicznie, ale bez polotu. Duży ogrodzony parking przed budynkiem, częściowo wyłożono kostką, a po części wysypano jasnym żwirem. Do tego przeszklona elewacja i trochę zieleni dla podkreślenia chłodnej elegancji.

Gdy zajechaliśmy przed bramę, ta odchyliła się, wpuszczając nas na podjazd. Koła chrzęściły na żwirze, gdy wtoczyliśmy się powoli przed główne wejście.

Na spotkanie nam wyszła elegancko ubrana kobieta. Z uśmiechem czekała byśmy zaparkowali, a w końcu wysiedli. Uścisnęła dłoń Ewy, później moją. To nie mogło być złudzenie, ale miałem wrażenie, że moją przytrzymała zbyt długo. Zajrzała mi w oczy, przesunęła wzrokiem po twarzy, na dłużej zatrzymując się na ustach.

– Zapraszam do środka. – Jej słowa zabrzmiały dwuznacznie i byłem pewien, że tak właśnie miały zabrzmieć. – Budynek jest gotowy do użytku. Wszystkie instalacje nowe, elewacja ocieplona, ale największym atutem jest świetna lokalizacja.

Ewa wymarzyła sobie prywatną klinikę zaburzeń odżywiania. Już teraz miała klientów, których prowadziła w połowie oficjalnie, ustalając im indywidualne plany żywieniowe. Ekscytowała się tym i widać było, że chce to robić w życiu zawodowym. Dla mnie była to fanaberia, bo wiedziałem, że nim zacznie poważnie zarabiać, miną lata, może nigdy do tego nie dojdzie. Nie przy takiej skali wydatków i kosztach prowadzenia tak rozbudowanego interesu. To jednak była sprawa Ewy i jej ojca, a właściwie jego pieniędzy. Kupował ten budynek, więc nie mnie było się wypowiadać. Może i był twardzielem bez serca dla żony, ale córka owinęła go wokół palca. Cóż, widać nie każdy ojciec ma serce z kamienia. Mój miał od zawsze.

Agentka oprowadzała nas po pomieszczeniach, z uśmiechem pokazując przestronny hol recepcji i pokoje po obu stronach korytarzy.

Pomieszczenia spełniają wszystkie wymogi Sanepidu – mówiąc, co rusz spoglądała na mnie spod rzęs, pieściła mnie wzrokiem. Dłuższe zatrzymanie spojrzenia na moich ustach, wędrówka w dół na klatkę piersiową i bezczelne zatrzymanie na kroczu. W co ta kobieta gra?! – Materiały mają atesty, a pokoje zostały zaprojektowane tak, by można je było wynająć nawet na gabinety kosmetyczne.

– Żadnych gabinetów kosmetycznych tu nie będzie! – oburzyła się Ewa, wchodząc agentce w słowo.

– Jak również na gabinety dentystyczne – dokończyła kobieta i przeciwko tej propozycji Ewa nie protestowała.

Widocznie usługi kosmetyczne nie pasowały do jej wizji. W sumie dziwię się, bo akurat medycyna estetyczna jest usługą, która zarobiłaby w tym miejscu na siebie. Nie zamierzałem się jednak wtrącać, bo zwyczajnie nie zależało mi na tym. Traktowałem to jako spełnienie jej marzeń i znalezienie sobie zajęcia. Widocznie nie starczało jej prowadzenie domu i bycie moją żoną. Przyszłą, w nieodległej przyszłości. Czy cieszyłem się na to? Cóż, było mi to dziwnie obojętne, ale rozumiałem konieczność fuzji firm, a więc i rodzin.

Po kolejnym kwadransie, podczas którego niczego nieświadoma Ewa prawie fruwała pomiędzy pomieszczeniami, ja byłem nabuzowany i najchętniej zerżnąłbym tę obcą kobietę, której imienia nie znałem i zrobiłbym to tutaj, przy ścianie, na oczach Ewki.

– Umówię państwa do notariusza – mówiąc to agentka zwróciła całą uwagę na Ewkę. – Jutro zadzwonię i ustalimy dogodny termin.

– Świetnie! – Ewa aż iskrzyła podnieceniem.

Miałem nadzieję na seks Ewą. Oby wizja posiadania budynku wpłynęła na nią choć trochę erotycznie. Dotąd kochaliśmy się kilka razy, ale nie było w tym entuzjazmu, ani fajerwerków. Czułem, że Ewa tego nie lubi, że robi to bardziej z obowiązku, a może z chęci przywiązania mnie do siebie. Obojętne mi to było. Ważne, że zażywała antykoncepcję. Nie nadaję się na ojca i nie chcę nim być. Nie, mając za chujowy przykład ojca, mojego starego.

Gdy wychodziliśmy z budynku, agentka złapała mnie za dłoń. Trwało to chwilę, ale zrozumiałem. Ona też miała ochotę na seks. Jedyną niezainteresowaną rżnięciem osobą była tutaj Ewa. Palce kobiety zacisnęły się na moment na moich. Taki delikatny gest plus spojrzenie spod rzęs. Wrzałem w środka, w głowie układał się plan dzisiejszego seksu z Ewą.

– Dziękujemy za spotkanie. – Ewa szczebiotała i wyglądało na to, że najchętniej uściskałaby agentkę. – Do widzenia.

W drodze powrotnej z ożywieniem opowiadała o tym, na co wykorzysta poszczególne pomieszczenia. Przytakiwałem grzecznie marząc o tym, by być wreszcie w swoim mieszkaniu, wciągnąć Ewkę do sypialni i zerżnąć, byle pozbyć się nadmiaru energii.

– Gdzie ty jedziesz? – W głosie słyszałem oburzenie. – Przecież mówiłam ci, że jedziemy do taty. Chcę się z min podzielić radością.

No tak, on ma pierwszeństwo, bo to najważniejszy mężczyzna w jej życiu. Tatuś, sponsor i opiekun. Ja miałem być dodatkiem.

– To zawiozę cię, bo mam jeszcze coś do załatwienia – odparłem ponuro.

– Ok. – Nie wyglądała na zmartwioną. – Pozdrowię go od ciebie.

Wysadziłem Ewę pod domem i zawróciłem na spotkanie z agentką. Jechałem po seks zły na siebie i to, że wszyscy starali się wmanewrować mnie w małżeństwo, którego w tej chwili nie chciałem. Jeszcze dzisiaj porozmawiam z ojcem i wytłumaczę mu, że nie mam zamiaru żenić się z Ewą. Trudno, tak on, jak i jego najcenniejszy klient – ojciec Ewy, przełkną odmowę. Nie wdziałem siebie w roli kochającego męża. Nie z nią, kobietą, z którą nie łączyło mnie zupełnie nic. Zdecydowanie wybieram samotność. Nie nadaję się do aranżowanego małżeństwa.

Podjechałem przed budynek. Brama była otwarta, drzwi wejściowe uchylone. Czułem rosnące podniecenie, kutas zaczynał mnie uwierać w spodniach. Wszedłem do holu, zaciągnąłem się powietrzem, w którym unosiła się delikatna woń damskich perfum. Kobieta siedziała na kanapie przy recepcji. W pierwszym momencie jej nie dojrzałem. Widać taki miała plan – mieć mnie na widoku, samej będąc niewidoczną. Zdjąłem marynarkę, rzuciłem ją na blat recepcji. Poluzowałem krawat, rozpiąłem górny guzik koszuli. Kobieta wstała, wyciągnęła materiał białej bluzki zza paska spódnicy. Przyglądała mi się przy tym spod rzęs, ja śledziłem jej palce. Odpinała powoli guziczki, w końcu zrzuciła z ramion śliski materiał. Podeszła do mnie powoli. W ciszy prawie pustego pomieszczenia stukot jej obcasów rozchodził się echem, odbijał od ścian. Uśmiechała się wiedząc, jakie robi na mnie wrażenie. Wiedziała, że do niej przyjadę. Pewnie nie po raz pierwszy manipulowała w ten sposób mężczyznami. Poluzowała mi krawat, zdjęła go przez głowę, odrzuciła na bok. Więżąc moje spojrzenie w swoim sięgnęła do paska spodni, rozpięła go. Następnym był rozporek. Nim się spostrzegłem opadła na kolana. Szarpnęła spodnie uwalniając mnie z nich. Objęła mnie u nasady, polizała czubek językiem. Przez głowę przemknęła mi myśl, że może to zawodowa dziwka udająca tylko agentkę. Została wynajęta przez ojca, by mógł mną manipulować, by wybić mi z głowy układanie sobie życia po swojemu. Myśli zniknęły w momencie, gdy wzięła mnie w usta. Głęboko, szybkim ruchem, zaciskając delikatnie pełne usta. Po trzech ruchach miałem dosyć. Złapałem ją za włosy i zmusiłem, by wstała. Chciała mnie pocałować, ale odwróciłem ją tyłem do siebie, pchnąłem w kierunku blatu recepcji. Oparła się o niego posłusznie, czerwień paznokci odznaczała się na bieli szklanego blatu. Sięgnąłem do marynarki, z portfela wyciągnąłem prezerwatywę. Roztargałem opakowanie, wyjąłem gumkę, naciągnąłem ją na kutasa i zaciskając palce dłoni na pośladku, odciągając go w bok, wbiłem się w cipkę kobiety.

Krzyknęła gardłowo i pochyliła głowę. Jeśli nawet grała, to była świetną aktorką. Każde pchnięcie witała jękiem, wychodziła biodrami naprzeciw. Objąłem ją w pasie i przyspieszyłem, młucąc coraz szybciej. Zacisnąłem powieki czując, że zbliżam się do szczytu. Kolejny ruch w przód, jej uległy jęk i błysk światła w głowie. Zamarłem w ciasnym wnętrzu kobiety, której imienia nie znałem, ale nie interesowało mnie ono. Było mi dobrze, spokój napłynął do umysłu, napięcie opadło.

Wycofując się z niej przytrzymałem brzeg prezerwatywy. Zdjąłem ją, zawiązałem w węzełek, zamierzałem schować do kieszeni. Przez głowę przemknęła mi nauka ojca, by nie zostawiać żywego nasienia do dyspozycji kobiecie. Kiedyś jedna z „dawnych miłości”, Boże, jak to określenie do niego nie pasuje!, próbowała „złapać go” na dziecko. Ponoć przyłapał ją na tym, jak po stosunku wlewała w siebie zawartość prezerwatywy. Swoją drogą dziwna nauka i mądrość rodzinna przekazana synowi.

Schyliłem się, podciągnąłem spodnie, wepchnąłem penisa, zapiąłem rozporek. Prezerwatywa wylądowała w kieszeni. Z blatu recepcji zgarnąłem marynarkę, z podłogi krawat. Rzut oka na kobietę, na jej wciąż nagie uda i długie nogi. Nie chciałem jej patrzeć w oczy. Nie interesowało mnie to, co w nich zobaczę. Odwróciłem się i lżejszy o kilka gram opuściłem budynek. Mogłem wracać do mieszkania. Mogę się nawet spotkać z Ewą. Może nawet zbiorę ją w weekend gdzieś w góry. A może nie.

Odpaliłem silnik, wsłuchałem się w pomruk maszyny, poczułem drgania rozchodzące się po ciele.

 

– Życie, to kurwa – mruknąłem, dociskając pedał gazu.

 

Rozdział 3

Pleć pleciugo

Minęły kolejne trzy miesiące, w czasie których zabierałem się do porozmawiania z ojcem, jak pies do jeża. Widziałem, że jest zachwycony Ewą. Ona również zżyła się z moimi rodzicami i miałem wrażenie, że wypełniła jakiś brak w naszej rodzinie. Ojciec traktował ją jak córkę, której nigdy nie miał. Nie powiem, poczułem zazdrość, bo nie przypominałem sobie, by dla mnie był taki miły. Nie był to jednak wystarczający powód, bym godził się na związanie mojego życia z kobietą, do której niewiele czułem. Ot odrobina sympatii, trochę ciepłych uczuć i nic ponadto.

Niedzielny obiad z potencjalnymi teściami stał się częstym rytuałem. Niepokoiło mnie to i zdecydowałem, że w tym tygodniu nie odpuszczę i porozmawiam z ojcem. Uświadomię go, że nie zamierzam się żenić z Ewą. Jeśli miałoby to wpłynąć na relacje firmowe z jej ojcem, to trudno. Stać go na to, nie musi budować imperium.

Dopijałem kieliszek poobiedniego wina. Mama kręciła się między kuchnią a salonem, donosząc kawę, lody, dolewając wina do opróżnianych kieliszków. Gosposia pomagała jej, starając się być niewidoczną. To mama miała błyszczeć jako gospodyni. Ewa co jakiś czas podchodziła do swojego ojca, który z moim rozmawiał o czymś z ożywieniem. Patrząc na nich wszystkich z boku czułem, że to nie mój świat, że nie pasuję tutaj, że przytłacza mnie cała ta normalność i poukładanie.

Wydawanie pieniędzy przestało przynosić mi radość. Jazda Porsche była przyjemna, ale spowszedniała, podobnie drogie zakupy. Stać mnie było na bardzo wiele, ale brakowało chęci posiadania. Zastanawiałem się, co będzie kolejnym etapem ogarniającego mnie otępienia. Niepokoiło mnie to.

Może jednak wyolbrzymiam sprawę?

– Mam wam coś do powiedzenia! – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Ewy. – Wiem, że może powinnam poczekać, ale w końcu są tu sami swoi. – Potoczyła wzrokiem po wszystkich obecnych, na dłużej zatrzymując się na zapatrzonych w nią starszych mężczyznach. – Jestem w ciąży.

Poczułem, że grunt usuwa mi się spod nóg. Oto diabeł wychynął z piekieł i zaśmiał mi się w twarz, szydząc z mojego niezdecydowania i czekania z rozmową z ojcem na odpowiedni moment. Mogłem działać, gdy był na to czas. Powinienem był, ale tchórzyłem.

Z zaskoczenia wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła. To kieliszek, który wysunął mi się spomiędzy palców, spadł na podłogę, wino rozlało się, mieszając krwawymi cętkami z drobinami szkła.

– Ewuś! – Jej ojciec poderwał się, podbiegł do niej, zamknął ją w ramionach. – Dziecko!

Spojrzałem na mojego ojca, on patrzył na mnie i za cholerę nie potrafiłem odgadnąć jego myśli. Czy cieszył się, że oto realizuję jego plan i idę w wyznaczonym mi kierunku? Pewnie tak, bo stałem się oto kolejnym kamieniem węgielnym w jego interesach. Połączyłem dwie rodziny, dwie fortuny, dwóch silnych mężczyzn. Czy też się taki stanę? Cyniczny, władczy, nieczuły dla najbliższych?

– Będzie dobrze. – Ramiona mamy objęły mnie, obróciła twarzą ku sobie. W jej oczach lśniły łzy – Musi być!

Nic nie musi – diabeł stanął za jej plecami. W jego czarnych oczach widziałem pogardę i pewność tego, że staję się oto własnością piekieł.

***

Przez kolejne dni towarzyszył mi jeden temat. Rodzice i przebywająca u nas Ewa rozprawiali o domu, który dla nas stawiano. Wydzielono działkę przylegającą do naszej i dowiedziałem się, że budowa zakończy się przed narodzinami dziecka. Fundament od dawna tkwił w ziemi, plany budynku były gotowe w momencie, gdy skończyłem czternaście lat. To dobijało, bo utwierdzało w umiejscowieniu mnie samego w rodzinnym planie. Rodzinny plan, dobre sobie. Coraz bardziej czułem się jak pionek przesuwany po planszy życia i ktoś, kto nie ma nic do gadania.

Drugim bolesnym tematem był ten, że Ewa nie uznała za stosowne, bym jako ojciec dowiedział się o dziecku pierwszy. Po prostu wzięła moje w tym stanowisko za pewnik. Zrobiłem dziecko, więc będę jej przyporządkowany i kropka.

Kurwa! Jak ja się w tym wszystkim poubiłem? Przecież mam dopiero dwadzieścia cztery lata! Firma, rodzina, dziecko i co dalej? Wmanewrowałem się w dorosłość na całego!

Stałem w drzwiach salonu i przyglądałem się trójce ludzi pochylonych nad stołem. Oglądali plany domu, na otwartym obok laptopie wizualizacje pomieszczeń. Kompletnie mnie to nie interesowało. Równie dobrze mógłbym mieszkać w rezydencji, co w szopie zaadoptowanej na dom mieszkalny.

Moja matka, Ewa, a pomiędzy nimi głowa tej rodziny, czyli ojciec. We troje tworzyli o wiele bardziej spójny obrazek, niż ja i rodzice. Nie wiedziałem co czuję. Nie chciałem się nad tym zastanawiać. Obawiałem się bólu istnienia w tym schemacie. Musiałem wyjść z domu z dala od szopki, w jaką zmieniło się moje życie.

Wyszedłem cicho z domu, odpaliłem silnik i wyprułem z podjazdu, wsłuchałem się w chrzęst żwiru wypryskującego spod kół. Cieszyłem się, że jest sobotni wieczór i czerpałem przyjemność z dźwięku silnika. Musiałem zresetować umysł, tego teraz potrzebowałem.

– Cześć Endriu – rzuciłem w zestaw głośnomówiący, gdy po drugiej stronie odebrał rozmówca. – Organizujesz dzisiaj jakiś melanż?

– Nie planowałem. – Ziewnął rozdzierająco. – Ale w sumie co szkodzi. Za ile będziesz?

– Jadę do ciebie. – Poczułem ulgę. – Będą dziewczyny?

– No te! – Chyba się oburzył. – Mówisz i masz.

Rozłączyłem się, przestawiając tryb myślenia i odbioru rzeczywistości. Jechałem na picie, pieprzenie i może ściągnięcie kreski.

 

Czas na reset.

Rozdział 4

Reset

– Wiesz co, nie wydajesz się być szczęśliwy. – Z Endriu znamy się jak łyse konie. Przy nim nie umiałem udawać i nie musiałem. Od podstawówki był jedynym facetem, przy którym bez krępacji mogłem mówić o tym, co mi leży na wątrobie. – Wyglądasz, jakby cię wpuszczono w kanał.

Westchnąłem. Co miałem powiedzieć? Andrzej mógł żyć swoim życiem i nikt nie wpierdalał mu się w nie z butami. Pracował w dużej firmie transportowej, nie miał dziewczyny na stałe i nie planował małżeństwa.

– Co się kurwa dziwisz? – mruknąłem, pociągając łyk piwa wprost z butelki. – Mam być ojcem, prowadzić firmę i nawet nie wiem, kim jest moja przyszła żona.

– Ewka? – Andrzej zmarszczył brwi. – No ale skoro zrobiłeś jej dziecko, to chyba coś niecoś o niej wiesz.

– Bardzo kurwa zabawne – mruknąłem, zawieszając wzrok na blondynce, która weszła właśnie do mieszkania Andrzeja. Roześmiana, ładna, momentalnie skupiła się na mnie. – Wyjątkowo płodna z niej kobieta. – Mówiłem o Ewie, patrzyłem na zabawkę, którą miałem do dyspozycji dzisiejszego wieczoru. – Może z pięć razy to robiliśmy i zawsze w gumie. I co?

– I zapyliłeś. – Endriu podążył za moim spojrzeniem. – Chcesz ją zapiąć pierwszy?

Wiedziałem, że dziewczyna jest również w jego typie.

– Tak. – Czułem wzbierającą energię, kumulującą się w lędźwiach.

– To co, na dwa baty? – Nie zdziwił mnie propozycją.

– Na dwa baty – potwierdziłem.

Zabraliśmy Ankę do sypialni Andrzeja. Obaj byliśmy mocno podjarani. Kreska koki ściągnięta na spółkę wyostrzyła zmysły, sfokusowała nas na dziewczynie.

– Na co macie ochotę? – spytała melodyjnym głosem. Zajrzałem jej w oczy. Rozszerzone źrenice nie mogły być wyłącznie reakcją na podniecenie. Widocznie też coś wzięła.

– Ja zerżnąłbym cię chętnie w usta. – Andrzej wodził palcem po jej pełnych wargach, wsunął między nie kciuk i patrzył, ja ta ssie go, niczym fiuta.

– A ja w cipkę. – Wsunąłem dłonie pod bluzkę, objąłem piersi. Dziewczyna nie miała na sobie stanika. – A później w tyłek.

– Macie coś do wciągnięcia? – Przymknęła oczy, oparła głowę na moim ramieniu, odchylając się w tył. Otarła pośladkami o coraz twardszy namiot w moich spodniach.

– Reflektujesz na kokę? – Andrzej podszedł do łóżka, otworzył szufladę szafki nocnej. – Wystarczy?

– Świetnie. – Sięgnęła do włosów, zwinęła je w kulkę na karku.

Uklękła na dywanie przy łóżku, pochyliła się nad szklanym blatem i przez banknot wciągnęła jedną z kresek. Odrzuciła głowę do tyłu, docisnęła palcami płatki nosa i oddychała przez usta. Powtórzyliśmy tą samą czynność. Po kresce do jednej z dziurek nosa i chwila przerwy na wchłanianie.

– Rozbierz się. – Andrzej pozbywał się ubrania, nie odrywając wzroku od dziewczyny. – Pokaż co tam masz.

Blondynka uśmiechnęła się, usiadła na łóżku. Zdjęła przez głowę bluzkę, położyła się na plecach i unosząc biodra ściągnęła spodnie wraz z bielizną. Andrzej ukląkł na łóżku obok niej, po chwili klęczał okrakiem po bokach głowy dziewczyny. Widziałem jej zachłanne spojrzenie, które wbijała we wzwód. Andrzej naparł na jej rozchylone wargi czubkiem i z jękiem zanurzył się w nich. Miałem dosyć czekania. Też chciałem ją poczuć. Błysnęła mi w głowie myśl o prezerwatywie i bezużyteczności nauki ojca. Mimo to uzupełniłem ten element stroju i podszedłem do łóżka. Rozsunąłem kolana dziewczyny, naparłem na jej uda, po czym bezceremonialnie obróciłem na brzuch tak, że kolanami oparła się na dywanie przy łóżku. Endriu warknął, po czym zmienił pozycję tak, by na powrót znaleźć się w ustach dziewczyny. Rzut oka w górę i skrzyżowanie się naszych spojrzeń. Robiliśmy oto coś, co jak nic innego potrafi zbliżyć do siebie dwóch heteroseksualnych facetów. Rżnęliśmy jedną kobietę.

Zagłębiając się w mokre wnętrze przyglądałem się tyłowi jej głowy. Co chwila odskakiwała, tak mocno pompował ją Andrzej. Cholera, to naprawdę stymulujące – być w niej i widzieć, jak innemu obciąga. Czy chciałbym poczuć to samo z Ewą? Czy ona mnie w ogóle pociąga?

Objąłem blondynkę w pasie i pchnąłem. Jęknęła gardłowo, Andrzej stęknął. Patrzył na mnie i pewnie czuł to samo widząc, jak drugi kutas pieprzy tą samą kobietę. Ruch w przód, w tył i mocniejsze pchnięcie w akompaniamencie jęków. Jęczała dziewczyna i widać było, że i na nią mocno działa ta sytuacja. Zamknąłem oczy, bo zbyt wiele impulsów bombardowało świadomość. Narkotyk wyostrzył odbiór i tylko na to byłem teraz nastawiony – odbierać, brać, zapomnieć o wszystkim innym. Z każdym kolejnym pchnięciem odpływałem, zatracając się w przyjemności. Seks był dobry. Seks, jak narkotyk. Seks.

Pieprzyłem ją coraz mocniej słysząc, że dziewczyna nie jęczy już, ale wyje z rozkoszy. Chwilowe uniesienie powiek i widok Andrzeja, który czekał aż skończę. Dziewczyna odlatywała, nie była w stanie mu obciągnąć. Przyspieszyłem ruchy, dźgałem ją krótkimi, mocnymi pchnięciami.

– O kurwa – jęknąłem, spuszczając się w nią, zastygając, wbijając palce w miękką kibić.

 

Opadłem na podłogę przy łóżku, nie byłem w stanie się ruszyć. Andrzej na to czekał i zajął moje miejsce. Ukląkł za dziewczyną i wszedł w nią jednym zdecydowanym ruchem. Miałem dosyć, nie chciało mi się patrzeć. Opadłem na plecy, zapatrzyłem się w sufit. Na białym tle widziałem delikatny zarys krzywego uśmiechu. Wiedziałem na kogo patrzę. To był diabeł i uśmiechał się ironicznie. On wiedział, że chodzę w pobliżu przepaści. Za jej krawędzią mogłem spaść tylko w jedno miejsce – do piekła.

Rozdział 5

Podmuch nieba

Wesele, kolejna oczywistość. Uśmiechnięte twarze rodziców i rumiana buźka Ewki. Wyglądała na szczęśliwą zarówno ona, jak i teść. Słuchałem gratulacji, masy życzeń, pozwalałem się ściskać i całować. Dwie ważne rodziny połączyły się, kolejna gałąź rodów rosła właśnie w brzuchu mojej żony. Uśmiechałem się i przez chwilę nawet czułem radość, że jestem na dobrej drodze do szczęścia, że założenie rodziny sprowadzi mnie na prawidłową drogę. W głębi duszy nie wierzyłem w to. Szczęście i sielanka rodzinna nie jest dla mnie. Nie dla kogoś tak popsutego jak ja.

Przez kolejne miesiące patrzyłem na rosnący brzuch Ewki i atencję, z jaką podchodzili do niej moi rodzice. Matka nadskakiwała jej, karmiła i dogadzała, niczym angielskiej królowej. Ojciec natomiast otoczył ją taką opieką, że byłem zwyczajnie zazdrosny. Nie pamiętam, by w stosunku do mnie wykazał choć odrobinę obecnego zapału. Jakby wnuk miał być po tysiąckroć cenniejszy, niż rodzony syn. Kurwa! Gdzie tu równowaga? Traciłem grunt pod nogami.

Ewa nie wykazywała zainteresowania moją osobą. Żadna nowość, od początku nasze kontakty były naznaczone oziębłością. Trudno, niech tak będzie. Chętnych do seksu było co niemiara. Pieniądze rozgrzewały większość napotkanych cipek. Od agentek nieruchomości, poprzez pracownice biura nadzoru budowlanego, do inwestorek.

Właśnie domawiałem szczegóły sporego zamówienia pod budowę bloków mieszkalnych. Kilka milionów przychodu na końcówkę obecnego roku i obietnica współpracy przy kolejnym zleceniu, była dobrym dealem. Czekałem na osobę odpowiedzialną za dostarczenie mi dokumentów do podpisu. Umówiliśmy się na budowie. Założyłem wożone w bagażniku buty ochronne, a na głowę obowiązkowy kask ochronny. Śmiesznie to wyglądało. Garnitur, drogi płaszcz i te budowlane dodatki. Zestaw zabawny, ale pobyt tutaj groził zniszczeniem obuwia. Kask musiał być, nie było o czym dyskutować, takie przepisy.

Zerknąłem na zegarek. Właśnie minęło południe. Byliśmy umówieni na dwunastą. Nie cierpiałem spóźnialstwa. Mój czas był cenny, ja też szanowałem cudzy czas i nigdy się nie spóźniałem. Gdyby nie fakt, że to mi bardziej zależało na podpisaniu umowy, to wsiadłbym teraz do auta i odjechał stąd.

Zgrzytając zębami przechadzałem się wzdłuż jednej z ław przygotowanych pod zalanie betonem. Współczułem robotnikom – mieć tak słabo płatną pracę i tak harować. Cóż, sami to wybrali.

Kurwa – warknąłem, gdy mało gustowny gomowiec ugrzązł w błocie.

Wyciągnąłem but zadowolony, że to nie moje osobiste skórzane obuwie. Podszedłem do samochodu i wtedy pojechało auto z przyciemnionymi szybami. Zaparkowało przy moim, kierowca wyłączył silnik. Wbiłem dłonie w kieszenie płaszcza i czekałem. Postanowiłem być na tyle miły, na ile pozwoliło mi wkurwienie na spóźnienie, a co za tym idzie, na nadużycie mojej cierpliwości.

Drzwi się otworzyły. Najpierw zobaczyłem stopę obutą w gustowny kobiecy but na płaskim obcasie. No tak, nowicjuszka. Zaraz zapadnie się w błocie. Kiwając zniesmaczony głową ruszyłem ku niej, by powstrzymać przed błędem. Szkoda butów, a jako dżentelmen nie mógłbym zostawić poszkodowanej po kolana w błocie. Chciałem krzyknąć, by uważała, bo stanęła w mętnej kałuży, ale głos uwiązł mi w gardle. Patrzyłem oto na Kasię – kobietę, którą bardzo chciałem wymazać z umysłu. Jej wspomnienie było rozżarzonym prętem, który co jakiś czas dźgał mnie w mózg, przypominając o uczuciach, które na chwilę miały do mnie dostęp. Coś, co mógłbym nawet nazwać miłością, gdybym wierzył w takie uczucia.

Jasne, proste włosy, błękitne oczy i te usta. Jak malina, okrągłe, kuszące, idealne by je całować.

– Dzień dobry – krzyknęła i zamilkła.

Czyżby i na nią spłynęło wspomnienie tamtego wieczoru podczas imprezy? Nasz taniec, przytulenie ciał, wdychanie zapachów, przenikanie wzajemne ciepłem skóry? Stałem i patrzyłem w oczy, które wydawały się być jeszcze piękniejsze, niż wtedy podczas imprezy studenckiej.

– Kasia? – szepnąłem. Nie mogła mnie usłyszeć.

– To ty? – mówiła cicho. Pytanie wyczytałem z ruchu warg.

Staliśmy wpatrzeni w siebie i mógłbym przysiąc, że kula ziemska zatrzymała się w półobrotu. Czułem to! Grawitacja przestała działać. Unosiłem się nad ziemią, lewitując na niewidzialnym obłoku.

– Przepraszam.

Do rzeczywistości przywrócił mnie męski głos, a właściwie ryknięcie. Nie zauważyłem mężczyzny, który pchał przed sobą taczkę. Pustą, więc mógł mnie bez problemu ominąć. Zdecydował inaczej. Oderwałem ociężałe stopy od ziemi, ruszyłem w kierunku Kasi.

Przyjechałam na spotkanie z… – urwała, rozbieganym wzrokiem badała moją twarz. – Nie spodziewałabym się, że spotkam ciebie.

Chciałem powiedzieć coś mądrego, ale nie potrafiłem. Staliśmy naprzeciw siebie oddzieleni drzwiami samochodu, a czas zamarł, przestał płynąć.

– Ojej. – Cofnęła się, spojrzała w dół.

– Lepiej będzie, jak zostaniesz w aucie. – Widok butów, które zalała błotnista breja ocucił mnie z zamyślenia. – Daj je.

Obszedłem drzwi, zmusiłem ją, by usiadła we wnętrzu samochodu. – Nie wiem, czy da się je uratować.

Uwolniłem jej stopy z mokrego obuwia, otrzepałem je z nadmiaru, obszedłem pojazd.

Chyba nic z nich nie będzie. – Wsiadłem na miejsce pasażera, gumiaki zzułem, zostawiłem poza samochodem. – Przemokły.

Odłożyłem zniszczone buty na podłogę za fotelem pasażera.

Kasia nic nie mówiła. Siedziała, patrząc na mnie bez słowa. Coś zatrąbiło. To była niewielka koparka. Kierowca zatrzymał się i czekał, by zamknięto drzwi od strony kierowcy. Te były otwarte na oścież i torowały mu pewnie przejazd, albo obawiał się, że je zahaczy i uszkodzi. Pochyliłem się, sięgnąłem i przyciągnąłem drzwi. Dotknąłem przy tym ramieniem jej piersi, przez co poczułem, jakby przepłynął przeze mnie prąd. Wyprostowałem się i też milczałem. Patrzyłem na senne marzenie, na kobietę o której myślałem, że ją wyidealizowałem. Nic bardziej mylnego. Była tutaj, widziałem jej piękno i tą brązową plamkę na tęczówce oka. Tak dobrze ją zapamiętałem.

– Mam dokumenty do podpisania. – Zamrugała, potrząsnęła głową, oderwała ode mnie wzrok, sięgnęła na tylną kanapę. – Rozumiem, że to z tobą byłam tu umówiona. Materiały na budowę pierwszego etapu. Osiedle mieszkaniowe „Wrzosowisko”?

Zapach jej włosów, który mnie owionął w momencie gdy się pochyliła, spowodował, że nie potrafiłem wydusić z siebie ani słowa. Kiwnąłem w odpowiedzi twierdząco głową, zacisnąłem usta i czekałem.

– Przejrzyj proszę papiery – widziałem, że stara się na mnie nie patrzeć. – Wiem, że już czytałeś umowę, ale przejrzyj ją na spokojnie.

 

Kartkowałem strony nie rozróżniając tekstu. Kątem oka widziałem spódniczkę, w którą była ubrana Kasia i wyłaniające się spod jej dolnego brzegu kolana. Z kieszeni płaszcza wyciągnąłem pióro i szybko parafowałem strony, na ostatniej złożyłem zamaszyście pełen podpis. Oddałem jej dokumenty i czekałem. Na co? By na mnie spojrzała. Zapięła gumkę na teczce, odłożyła ją na tylne siedzenie i z uśmiechem odwzajemniła spojrzenie. Uśmiech zamierał, w końcu zgasł. Zieleń tęczówek ciemniała i widziałem, że ciężej oddycha. Wyciągnąłem dłoń i przygarnąłem ją do siebie. Musiałem posmakować ust mojego młodzieńczego marzenia. Wargi dotknęły warg, wciągnąłem w płuca jej oddech i przepadłem, wpadając w przepaść nieba.

Rozdział 6

Chwila na obłoku

– Przestań! – Wyrwała się, cofając, przywierając plecami do drzwi. – Jesteś żonaty. Nie chcę, żebyś mnie całował!

Złapała mnie za nadgarstek, uniosła dłoń z obrączką, jakby to było oskarżenie i dowód winy w jednym. Patrzyłem na nią osłupiały. Dlaczego to przerwała? Co z tego, że jestem żonaty? Chciałem ją tylko pocałować! Czy aby na pewno tylko to? Byłbym gotów kochać się z nią tutaj.

– Przepraszam – mruknąłem, choć nie czułem ani odrobiny wyrzutów sumienia. – Pójdę już.

Nie wiedziałem, jak zareagować i co powiedzieć, by było dobrze. Otworzyłem drzwi, wysiadłem, zatrzasnąłem je za sobą. Odpaliła silnik, powoli wycofała i zawróciła, by rozchlapując błoto wystrzelić na utwardzoną drogę. Patrzyłem za odjeżdżającym samochodem czując wszystko. Dosłownie! Złość, bo mnie odtrąciła. Radość, że ją zobaczyłem. Zachwyt, bo była piękniejsza niż na studiach. Rozpacz, bo byłem w tak popierdolonym momencie życia.

– Kurwa mać! – krzyknąłem, bo dotarło do mnie, że stoję w brei po kostki w skarpetkach, a doły nogawek namakają burą wodą.

Ktoś parsknął, po czym kaszlnął, by ukryć rozbawienie. Musiałem wyglądać cudownie. Elegancki garnitur, drogi płaszcz i stopy zanurzone w błotku. Schyliłem się po gumowce, i klnąc pod nosem, pomaszerowałem do samochodu. Tam zdjąłem skarpetki, rzuciłem je w błoto. Mokrymi chusteczkami do czyszczenia kokpitu otarłem stopy. Odpaliłem silnik i zły na cały świat wyjechałem z budowy.

Czułem zbyt wiele i potrzebowałem rozładowania tych nadmiarów. Wkurwienie rosło, bo ewidentnie moje życie nie zmierzało w odpowiednim kierunku. Reakcja Kasi była potwierdzeniem zdania o samym sobie. Byłem niewart pocałunku, wolała ode mnie uciec. Rozumiałem ją, bo czymże niby byłem? Gościem, który żyje pod dyktando ojca? Dureń, tchórz i słabeusz. Przez tyle czasu zbierałem się do powiedzenia mu, że mam dosyć wkładania mnie w ustalone ramki. W efekcie stało się na to zbyt późno, bo zrobiłem Ewce dziecko.

Ewka… Żeby chociaż była głupim babskiem, to mógłbym ją znielubić, myśleć o niej źle. Nie, ona nie była głupia, lecz normalna. Zbyt normalna, jak dla kogoś tak popierdolonego, jak ja. Człowiek z usterką, pojebanym mózgiem, ułomny emocjonalnie – tym właśnie jestem.

Docisnąłem gaz, wyjechałem na drogę szybkiego ruchu. Pod gołą stopą czułem wypustki na pedale i zaskoczyło mnie, jak przyjemne może być prowadzenie samochodu na bosaka.

Już z oddali zauważyłem dziewczyny przy drodze. Tego teraz potrzebowałem – szybkiego spuszczenia pary, uspokojenia się. Zmieniłem pas na prawy, zjechałem na pobocze, powoli toczyłem auto. Uchyliłem okno, kobiety uśmiechając się podeszły do samochodu.

– Ty. – Wskazałem blondynkę. – Wskakuj.

Odblokowałem drzwi, patrzyłem jak wsiada do środka. Krótka spódniczka wyglądała równie tandetnie, co rajstopy imitujące zakolanówki. Obcisła czarna bluzka podkreślała obfity biust i trzy wałki na brzuchu poniżej.

– Na co masz ochotę, kowboju? – Obróciła się twarzą do mnie, przechodząc od razu do rzeczy.

Pasowało mi to, za to miałem zamiar jej zapłacić. Szybki seks, skurcz, kilkaset złotych, kilka gramów spermy mniej i do widzenia. Ruszyłem, wypatrując pierwszego zjazdu w las. Zjechałem, zatrzymałem się, nie gasiłem silnika.

– Zrób mi loda. – rozpiąłem rozporek, wyciągnąłem fiuta na wierzch.

– Dwie stówy z góry. – Wyciągnęła rękę, czekała na zapłatę.

– Masz cztery, ale zrób to głęboko. – Odliczyłem kasę, podałem jej. – Chcę się spuścić w gardło.

Patrzyłem, jak odrzuca włosy na prawą stronę tak, by jej nie przeszkadzały. Zakończone krwiście czerwonymi paznokciami palce zacisnęły się na fiucie. Chciałem, żeby wzięła się już do roboty. Powstrzymałem się od dociśnięcia jej głowy i ponaglenia jej. Z ulgą przyjąłem zaciśnięcie warg na czubku, ssanie, w końcu ruch w dół. Zamknąłem oczy, oddałem się przyjemności. Pomruki kobiety wkurzały mnie, przeszkadzając w myśleniu o Kasi, w wyobrażaniu sobie, że to jej wargi pieszczą mnie i robią mi dobrze. Wystarczyła myśl o niej, a już znalazłem się niebezpiecznie blisko krawędzi. Przypomniałem sobie dotyk jej warg, muśnięcie, które udało mi się ukraść, pochwycony oddech, z którym wchłonąłem w siebie jej atomy.

– Kurwa – jęknąłem czując, że zbliżam się do finiszu.

Kobieta przyspieszyła ruchy głowy, mocniej objęła palcami u nasady. Złapałem ją za włosy, docisnąłem i przytrzymałem w momencie szczytowania. Słyszałem zduszony gulgot. Próbowała cofnąć głowę, szarpnąć się, lecz zrezygnowała. Czułem zaciskającą się na czubku kutasa krtań, jej odruch wymiotny. Puściłem ją, cofnęła głowę. Usiadła prosto kaszląc, ocierając łzy. Rozmazany tusz do rzęs wyglądał groteskowo. Załzawione oczy i spuchnięte powieki sprawiły mi satysfakcję. Nie uroniła ani jednego plemnika. Wszystkie wylądowały w jej żołądku. Nie musiałem się martwić o kolejną ciążę. Kurwa! Że też nawet tuż po orgazmie myślę o takich kretynizmach.

– Dzięki. – Odblokowałem drzwi, czekałem by już poszła.

Nie odpowiedziała. Wysiadła, cicho zamknęła je za sobą. Odczekałem chwilę, wepchnąłem fiuta w spodnie, w kocu odpaliłem silnik. Teraz mogłem wrócić do domu, do ciężarnej żony.

Dom, był nim tylko z nazwy. To tylko budynek, w nim rodzice i Ewa. Dla jednych bardzo dużo, dla mnie zbędny balast. Cóż z tego. Ubrałem się w takie życie, więc je mam.

Wycofałem powoli, wjechałem na pas awaryjny, w końcu włączyłem się do ruchu. Marzyłem o szklaneczce dobrej whiskey i ciszy we własnym gabinecie. Odpalę komputer, zaloguję się do Facebooka, poszukam Kasi. Pewnie znajdę zdjęcia jej szczęścia, ułożonego życia, może faceta.

Wcisnąłem gaz, bo chciałem być już przy komputerze, by sprawdzić jak Kasia żyje. Kto wie, może nawet wynajmę detektywa i dowiem się co porabia, jak jej się ułożyło.

 

Dźgnęła mnie myśl, że chciałbym, by okazało się, że jest sama, inie ma rodziny, czy faceta. Jakiś egoistyczna część mnie pragnęła, by było jej źle, bym to ja był dopełnieniem szczęścia Kasi. Katarzyny – poprawiłem się w myślach. Nie pasowało mi do niej zrobienie. Katarzyna – mocna, stanowcza, na tyle silna, by mnie odrzucić.

Rozdział 7

Zaczepka

Patrzyłem na kilka fotek Kasi. Widać, że w sieci nie obnosiła się zbytnio z życiem osobistym, ale też nie zaznaczyła, że jest mężatką. Siedziałem w fotelu w swoim gabinecie i niczym sroka w kość, wbijałem wzrok w ekran komputera. Dochodziła północ, Ewa już dawno spała, ja nie czułem ani krztyny zmęczenia. Byłem nabuzowany mimo płatnego seksu. Ze złością musiałem przyznać, że spotkanie z Katarzyną mną wstrząsnęło. Do mózgu dobijały się myśli o tym, że jestem w super chujowym miejscu w swoim życiu i stan posiadania nijak tego nie zmienia. Jasne, że lepiej cierpieć będąc bogatym niż biednym, ale pieniędzmi nie wyłączysz uczuć.

Tok pikujących w dół myśli przerwało pojawienie się zielonej kropki przy ikonce ze zdjęciem Kasi. Zadziałałem spontanicznie i napisałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.

Co robi kobieta, która nie śpi o tej porze?

Wcisnąłem klawisz Enter i w napięciu czekałem ciekaw, czy odpowie, czy też za chwilę stanie się offline.

Rozmawia z obcymi, żonatymi facetami.

Wyskoczyło w odpowiedzi, ja w efekcie podskoczyłem z wrażenia.

O czym na przykład rozmawiasz? O co Cię pytają?

Zauważyłem, że drżą mi ręce. Normalnie, jak dzieciakowi!

O różne głupoty jak na przykład ta, w co jestem ubrana.

Parsknąłem, ale w myśl zasady „nie myśl o różowym słoniu” wyobraziłem sobie, co Kasia ma na sobie o tej porze.

Zważywszy na dzisiejszą pogodę, to pewnie w pidżamę i grube skarpety?

Postanowiłem nie zastanawiać się zbyt długo nad odpowiedziami.

I tu się bardzo mylisz. Siedzę przy kominku, więc poza majtkami i kusą koszulką nie mam na sobie nic.

Kurwa. – Usiadłem prosto, bo właśnie zaczęła się jakaś dziwna gra.

Nie chciała mnie pocałować, bo jestem żonaty, ale nie ma oporu by ze mną flirtować? Dziwne, ale mi pasowało.

Na miejscu Twojego faceta nie dałbym Ci spokojnie siedzieć tak ubranej. Sorry – miało być „tak rozebranej” 🙂

– Podejmiesz piłeczkę? – mruknąłem, ciekaw ciągu dalszego.

Rozumiem, że w ten mało subtelny sposób chcesz wybadać czy z kimś mieszkam 🙂

– Sprytna bestia z ciebie. – Senność odeszła ode mnie jeszcze dalej. Byłem podekscytowany.

Tak. Chcę się dowiedzieć, czy masz regularny dostęp do seksu 🙂

– Przegiąłem? – Podrapałem zarost na brodzie. – Każesz mi spierdalać?

Jestem dużą dziewczynką i radzę sobie z zaspokajaniem własnych potrzeb seksualnych. Ha ha 🙂

Jak? – Te trzy litery wyskoczyły ze mnie automatycznie.

Działo się oto coś, czego nigdy dotąd nie doświadczyłem. Flirtowałem z kobietą! Rozmawiałem i choć jasne, że chętnie bym ją zerżnął, to o dziwo bardziej ciekawiło mnie, co ma do powiedzenia! Przynajmniej w tym momencie.

Najbardziej lubię robić to pod prysznicem. Ustawiam strumień wody na bicz i dochodzę w kilkadziesiąt sekund. A Ty?

Opadła mi szczęka i właśnie zbierałem zęby z biurka. Przez dobre pół minuty siedziałem pochylony, nie mrugając i wpatrując się ostatnią odpowiedź Kasi. Pierwszy raz kobieta szczerze odpowiedziała mi na pytanie dotyczące seksu! Bez krępacji, krygowania się na kogoś wstrzemięźliwego, prostolinijnie.

Zazwyczaj kończę w czyichś ustach. Lubię korzystać z zawodowo zajmujących się tym kobiet. Znają się na tym.

Wysłałem wiadomość. Byłem szczery, ale nie chciałem udawać kogoś, kim nie jestem. Ona tego nie robiła i czułem, że nie muszę przy niej starać się być kimś lepszym. Nie jestem dobry, nigdy nie byłem.

W sumie dobre podejście i tylko jedno pytanie – co na to Twoja żona?

Moja żona. No tak. Powinienem jak przykładny mąż w moim wieku kochać żonę i mieć z nią udany seks. Cóż, nie wymyśliłbym dla siebie planu, w który włożyło mnie życie, a ojciec temu dopomógł.

Moja żona nie jest zainteresowana TĄ sferą życia. Nie dobraliśmy się pod względem temperamentów, a ja nie zamierzam jej do tego zmuszać.

Zdawałem sobie sprawę, jak żałośnie to brzmi.

To po co było się żenić? Przecież takie rzeczy sprawdza się przed ślubem. Jakby nie było, seks to bardzo ważna część życia.

No tak, pytała o oczywistość i o oczywistości mówiła.

Bo to małżeństwo to ustawka. Dwie bogate rodziny i połączenie interesów.

Znowu dziwnie odpowiedziałem, ale jak to inaczej wyjaśnić?

Przemek! Przecież mamy dwudziesty pierwszy wiek! Takie praktyki miały miejsce dawno temu!

Chciałem napisać o ciąży, ale coś mnie powstrzymało. Nie będę się tłumaczył.

Zdziwiłabyś się, jak wiele małżeństw jest opartych na pieniądzach. Ale wróćmy do seksu. Kiedy ostatnio robiłaś to sama?

Nie chciałem z nią rozkładać mojego życia na części proste. Wolałem dowiedzieć się czegoś o niej samej.

Praktycznie codziennie. Dzisiaj na pewno też, bo przez Ciebie będę miała problem z uśnięciem.

Podnieciłem ją! Właśnie to przyznała! Cholera, jak mnie kręciła ta rozmowa! Niewiele myśląc otworzyłem teczkę z papierami, które dzisiaj podpisałem i oderwałem wizytówkę przypiętą do jej brzegu.

– No Kasiu, to sobie porozmawiamy – mrucząc wybierałem numer jej telefonu.

– Halo. – W głosie słyszałem zdziwienie.

– Cześć, to ja, Przemek. – I co teraz zrobi?

– Nie dzwoń do mnie!

Krótkie zdanie po którym połączenie zostało przerwane. Patrzyłem osłupiały na telefon, po chwili na ikonkę messengera. Zielona kropka zniknęła, czyli Kasia wyszła z Facebooka.

 

O co w tym wszystkim chodziło?

Rozdział 8

Pogmatwanie

Ok, nie będę dzwonił.

Napisałem mimo że była offline. Trudno, odczyta później. Przyłapałem się na myśli, że zależy mi na pisaniu z nią. Tak bardzo, że gotów jestem zaakceptować fakt, że nie chce rozmawiać przez telefon.

No ja myślę! Chwilę popisaliśmy i już Ci mało? Już wyciągasz łapy po więcej.

Wiadomość wyskoczyła mimo, że nadal wyglądało, że jest offline. Przebiegła bestia.

Bo się podnieciłem tym, że Ty się podnieciłaś.

Nie chciałem przerywać rozmowy i byłem mocno podekscytowany.

To zrób z tym coś.

Znów błyskawiczna odpowiedź.

Czekaj, tylko się rozbiorę.

Blefowałem ciekaw, co odpowie.

Pokaż mi.

No i co teraz? Mam jej wysłać zdjęcie fiuta? Serio? Przecież to…

I tu zatrzymała mnie myśl, że przeżywam właśnie coś nowego, innego i cholernie podniecającego. Trochę jak lizanie lizaka przez szybę, ale pobudzało w głowie zupełnie nowe rejony. Rozpiąłem rozporek czując, że staje mi w ekspresowym tempie.

Co, już skończyłeś? Czy może się wstydzisz?

Podpuszcza mnie, czy to raczej niecierpliwość? Wolałem drugą opcję.

Nie należę do krótkodystansowców. Po prostu zdjęcie spodni z garnituru trwa ciut dłużej.

Musiałem wyglądać komicznie. W fotelu, ze sterczącym fiutem, pochylony do przodu, by mieć wygodę w pisaniu do kobiety. Wstałem, włączyłem aparat fotograficzny w telefonie, cyknąłem kilkanaście zdjęć penisa. Nigdy nie fotografowałem się w ten sposób. Teraz było to podniecające. Nie dotknąć się jeszcze, a już być w pełnej gotowości. Wybrałem jedno ze zdjęć i wysłałem je w wiadomości do Kasi. Po wciśnięciu przycisku wysyłania „wyślij” naszła mnie myśl, że powinienem był wybrać inne zdjęcie. Takie, na którym mój fiut wyglądał na większy.

– Kretyn – podsumowałem siebie. – Może niczym wieża Eiffla.

Opieprzenie siebie nie pomogło. Obawiałem się jej oceny. A co, jeśli jej poprzedni kochankowie mieli większy sprzęt? Usiadłem i czekałem na odpowiedź, gładząc czubek palcami. Przyjemny dreszcz rozchodził się od lędźwi, wirował w brzuchu. Znów z zaskoczeniem stwierdziłem fakt, że czegoś takiego nie robiłem dotąd. Podniecałem się tym, że kobieta patrzy na zdjęcie mojego penisa i wyobrażałem sobie, co z tym zrobi.

Ładny.

Przesłała mi to jedno słowo, ja nie wiedziałem co odpisać. Przecież nie podziękuję. To byłoby idiotyczne.

To może też mi przyślij coś ładnego.

Nie dodałem, że najlepiej zdjęcie cipki, choć to takie najchętniej bym obejrzał.

Żebyś miał coś pod walenie konia?

Aż mnie skręciło w brzuchu od nagłego uderzenia podniecenia. Wulgarne zbereźności podziałały silniej niż dotyk!

Poproszę. Właśnie dokładnie po to.

Zacisnąłem palce na główce, bo czułem, że jestem bliski wytrysku! Cholera, jakim cudem? Wyskoczyła wiadomość, zawierała zdjęcie. Drżącą dłonią kliknąłem w nie, otworzyło się. Zawierało ujęcie części twarzy, głównie usta. To były jej usta, poznałem je. Między wargami trzymała czubek banana. Wyglądało to bardzo sugestywnie.

Może być?

Kolejna wiadomość od niej.

Daj mi chwilę, tylko skończę.

Napisałem i zacząłem się masować.

To mi to nagraj.

Bez zbędnego namysłu, które w tym momencie było zupełnie zbędne, załączyłem telefon, a kamerkę nakierowałem na penisa i masowałem się powoli. Świadomość, że za chwilę jej to wyślę elektryzowała i czułem, że zaraz dojdę. Przyspieszyłem, myśląc o Kasi. Wyobrażałem sobie, że to jej dłoń wali mi konia. Dwa kolejne ruchy i eksplodowałem z jękiem. Sperma trafiła w wyświetlacz, tak chciałem. Wyłączyłem nagrywanie, kliknąłem „wyślij” i czekałem na jej reakcję. Sekundy wlokły się niemiłosiernie, niecierpliwiłem się, co napisze teraz.

Dziękuję za materiał pod zrobienie sobie dobrze 🙂 Dobranoc.

I tyle?! Ja nie chcę kończyć rozmowy!

A czy Ty mi coś nagrasz?

Wkurzyłem się, bo chciałem więcej. Więcej rozmowy, pisania, zdjęć, a najlepiej filmów.

Na widok mojej cipki to Ty sobie musisz zasłużyć. Jeśli w ogóle.

Zgrzytnąłem zębami, ale podobało mi się, że stawia opór, dawkuje mi siebie.

Jak?

Jestem prostolinijny, więc pytanie samo wyskoczyło spod palców.

Czy Ty aby nie jesteś zbytnio leniwy? Wszystko chcesz dostać na tacy?

– Tak mnie wychowano – mruknąłem, ale w duchu musiałem się z nią zgodzić.

Niestety taki właśnie jestem i wiem o tym. Od dziecka słyszałem, że należy mi się wszystko, że nie powinienem godzić się na kompromisy.

Czyli nie powiesz. Dobrze, rozumiem. No to może dasz biedakowi jeszcze z jedno zdjęcie. Tak, żebym miał coś do poduszki?

– No nie daj się prosić – mruczałem, wstając, naciągając spodnie. – Kurwa.

Jak tu ukryć plamy ze spermy? Chociaż w sumie nie ma potrzeby. Raczej nikt się nie zorientuje. Ani matka, ani tym bardziej Ewa nie tykają prania. Nie było się czym przejmować. Piknęło powiadomienie, nadeszła kolejna wiadomość. To było zdjęcie. Poziom ekscytacji znów podskoczył. Otworzyłem zdjęcie i… nie wiedziałem na co właściwie patrzę. Kawałek materiału i ciała. Wyglądało jak…

– O ja pieprzę – pochyliłem się do przodu, bo właśnie mnie olśniło.

To była dłoń i kawałek nadgarstka wsunięta za materiał bielizny! Zwykłe białe majteczki i wypukłość pod nimi.

I jak ja mam teraz usnąć?!

Wyklikałem trzęsącymi się dłońmi.

A to już Twój problem. Dobranoc. Spadam do łóżka.

Wkurzony wyłączyłem komputer. Podniecony opuściłem gabinet, wspiąłem się schodami na piętro. W łazience wszedłem pod prysznic, odkręciłem chłodną wodę.

– No i co ja z tobą pocznę? – Patrzyłem w dół na stojącego kutasa. – Trzeci raz w ciągu doby?

Wyregulowałem wodę, ustawiłem ją na cieplejszą. Bicze wodne, mówiła. Może i u mnie to zadziała. Przełączyłem z deszczownicy na słuchawkę i skierowałem mocny strumień na główkę penisa, równocześnie masując się powoli. Wyobrażałem sobie, jak robi to Kasia. Woda przyjemnie masowała i szokujące, ale dzięki niej odkrywałem właśnie nowy sposób masturbacji. Ustawiłem strumień na bicz i wtedy szarpnęło mną podniecenie.

– O kurwa – jęknąłem czując, że za chwilę dojdę.

Zacisnąłem powieki, przyspieszyłem ruchy dłoni, a po chwili orgazm wstrząsnął ciałem. Oparłem czoło o płytki, uspokajałem oddech.

Jutro opowiem jej o tym, bo na pewno to zrobię. Cieszyłem się, że będę mógł z nią porozmawiać. Poprawka – popisać. Chyba nie zerwie nagle kontaktu. Nie, nie może!

Zakręciłem wodę, owinąłem biodra ręcznikiem i powlokłem się do sypialni. Kładąc się obok Ewy wiedziałem, że nie będę miał problemu z zaśnięciem. Nie dzisiaj. Nie po trzech orgazmach.

Rozdział 9

Kuszenie

Jak Ci się spało?

Wysłanie wiadomości było pierwszym co zrobiłem tuż po przebudzeniu.

Ledwo się obudziłeś i już nie możesz wytrzymać bez napisania do mnie?

Myłem zęby, gdy telefon piknął i wypluł odpowiedź.

Dziwisz się? Doprowadziłaś mnie do takiego stanu, że nie byłem w stanie odmówić sobie jeszcze jednego orgazmu. Inaczej bym nie usnął.

Stałem ze szczoteczką w ustach, wpatrując się w wyświetlacz, wkurwiając się na falujące trzy kropki. To takie przedłużanie oczekiwania na odpowiedź. Właściwie wkurwianie człowieka tym, że widzisz, że ktoś właśnie pisze, a ty się niecierpliwisz. Co napisze?

– Ile można pisać odpowiedź? – warknąłem, opluwając przy okazji ekran pastą do zębów.

– Coś się stało? Z kim piszesz?

Aż podskoczyłem, telefon wysunął mi się spomiędzy palców, wpadł do umywalki.

– Ewa! – Wyciągnąłem aparat, na szczęście nic mu się nie stało. – Zawału przez ciebie dostanę. – Wyplułem pianę z ust, choć zdążyłem upstrzyć białymi kropkami powierzchnię lustra. – Umawiam się na siłownię. – Zełgałem.

– Dlaczego nie korzystasz z domowej?

Czasami trzeba się spotkać z kolegami – mruknąłem, odłożyłem szczoteczkę do kubka. – Jedni idą na piwo, my wolimy siłownię.

Przyglądałem się, jak czesze włosy, spina je na czubku głowy. Patrząc na nią zachodziłem w głowę, na jaką cholerę tak atrakcyjna kobieta wiąże się akurat ze mną. Bogata, ładna, mogłaby mieć każdego, a wybrała mnie. Może też czuje się wmanewrowana w to małżeństwo? Zapytać ją o to, czy to może za trudne pytanie. Niezręczne i nie na miejscu?

– Mam prośbę. – powiedziała, gdy otwierałem właśnie usta, by zadać swoje, ale była pierwsza.

– Tak?

– Chciałabym jechać z tobą do sklepu. – Telefon piknął, wiedziałem że to odpowiedź Kasi.

– Dobrze – zgodziłem się szybko, by odwrócić jej uwagę od aparatu. Muszę go zacząć odkładać wyświetlaczem do dołu i wyciszę powiadomienia. – Do jakiego? Kiedy?

– Po śniadaniu. – Odwróciła się do lustra, sięgnęła po kosmetyk. – Możesz?

– Jasne.

Wypłukałem usta, wróciłem do sypialni z zamiarem schowania się w garderobie. Ciekawiło mnie co napisała Kasia.

Jurny chłop z Ciebie 🙂 Uzupełnij poziom białka przy śniadaniu.

Wyłączyłem dźwięk w telefonie, wygasiłem go, bo do garderoby właśnie weszła Ewa. Na szczęście udało mi się powstrzymać uśmiech. Nie chciałem niewygodnych pytań.

– Chcę kupić ubranka dla dziecka i kilka dla siebie – mówiła, ubierając się.

Teraz, gdy stała w samej bieliźnie, widziałem zaokrąglony brzuch. Odznaczał się delikatnie pod ubraniami, lecz był praktycznie niewidoczny. Będę ojcem, cholera. Fakt ten zaczynał do mnie powoli docierać. Czy jestem na to gotowy? Czy człowiek w wieku dwudziestu czterech lat może być na coś takiego gotowy?

– Co, jestem gruba? – Podążyła za moim wzrokiem.

– Nie, ani trochę – zaprzeczyłem. – Ładne wyglądasz z brzuszkiem.

Nie kłamałem, pasowały jej te zmiany. Była bardzo kobieca, a fakt, że nosi moje dziecko, czynił ją jeszcze atrakcyjniejszą.

– Naprawdę ci się podobam? – Przyłożyła dłonie, nakryła nimi wypukłość. – Mi też. Chcesz dotknąć? – zapytała z uśmiechem, mnie w efekcie zatkało.

– Po co? – Moje baranie pytanie.

– Oj, Przemku. – Podeszła, kiwając głową z politowaniem. – Bo tak robią przyszli rodzice. Witają się z rosnącym dzieckiem i oswajają z byciem rodzicem.

Ujęła moją dłoń, docisnęła do brzucha. Ciepła, miękka skóra była przyjemna w dotyku. Aż żal mi się zrobiło, że Ewa nie czuje do mnie pociągu seksualnego. Takie ciało i nie używanie go zgodnie z pragnieniem. Nie jej oczywiście, ale moim.

Jakby odczytując myśli pociągnęła moją rękę w dół, wsunęła ją pod gumkę majtek. Zaskoczony przenosiłem wzrok to na twarz Ewy, to na moje palce niknące pod materiałem.

– I co się tak dziwisz? – Uśmiechnęła się, przysunęła do mnie bliżej. – Przystojny facet z ciebie, a kobiety w ciąży mają dużo większe potrzeby seksualne.

Zagłębiłem palce pomiędzy płatki cipki, Ewa przymknęła oczy, westchnęła, przylgnęła do mnie. Zaskoczyła mnie, jak jasny gwint! Czyli jednak ma ochotę na seks. Czy to minie wraz z pojawieniem się dziecka? Po co o tym teraz myśleć?! Podniecałem się, luźne spodnie pidżamy nie kryły tego. Nie musiały.

– Czyli chciała pani jechać na zakupy, ale naszła panią inna potrzeba?

Uniosłem jej podbródek, zajrzałem w oczy. Chciałem sprawdzić czy gra, czy to faktycznie podniecenie. Rumieńce i rozszerzone źrenice potwierdzały jej słowa. Wilgoć na palcu, którym badałem między nogami, była kolejnym dowodem.

Czyli chce się pani pieprzyć w garderobie – mruknąłem, odwracając Ewę tyłem do siebie.

Objąłem ją w pasie, pchnąłem sobą tak, by przylgnęła do ściany. Masowałem palcem coraz bardziej wypukły guziczek, Ewa w odpowiedzi jęknęła, wypięła pupę, ocierając się o moje pobudzenie.

– To skoro tego pani chce, to proszę uprzejmie.

Opuściłem materiał fig, te zsunęły się po nogach na miękki dywan. Ugiąłem kolana, rozszerzając je na boki, nakierowując siebie na śliskie wejście. Wszedłem w nią powoli, Ewa przylgnęła policzkiem do ściany, zamknęła oczy. Poruszałem się w niej miarowo, trąc palcem, wywołując tym coraz głośniejsze jęki.

– Ciszej, bo nas usłyszą. – Bawiła mnie jej żywiołowa reakcja i przyznaję, że poczułem odrobinę nadziei.

Może jest dla nas przyszłość? Może los zdecydował za mnie i zrobił to mądrzej, niż ja? Może…

Myśli urwały się w momencie, gdy przyciągnęła mnie dłonią, wbijając mi paznokcie w biodro. Ból pomieszał się z przyjemnością, gdy naparła na mnie biodrami.

– Chcesz mocniej? – szepnąłem jej w ucho, wbijając się szybkim pchnięciem. – To będzie mocniej.

Zamknąłem oczy, odbierałem bodźce. Pieprzyłem swoją żonę, ale czułem się, jakbym uprawiał seks z nieznaną mi kobietą.

– Tak! – zakwiliła, wbijając mi paznokcie w udo, napierając na mnie. – Tak!

Skurcz orgazmu wypełzł z brzucha, mrowił w podbrzuszu i dotarło do mnie, że po raz pierwszy w życiu uprawiam seks bez zabezpieczenia.

Rozdział 10

Ciężka normalność

– Witam państwa. W czym mogę pomóc?

Tuż po wejściu do budynku sklepu, podeszłą do nas słodko uśmiechnięta kobieta z obsługi. Telefon w kieszeni zawibrował i wiedziałem, że to wiadomość od Kasi.

– Dzień dobry. – Ewa ewidentnie była w swoim żywiole. Widziałem, że cieszą ją te zakupy. – Potrzebujemy ubranka dla noworodka, łóżeczko, wózek, fotelik samochodowy, nosidełko i akcesoria do kąpieli.

– To może zacznijmy od łóżeczka. – Kobiecie rozbłysły oczy. Ona wiedziała, że zostawimy tutaj kupę kasy.

Spacerowaliśmy w dziale z łóżeczkami, kobieta bez przerwy opowiadała o różnicach pomiędzy jednymi, a drugimi. Byłem pod wrażeniem bogatego asortymentu. Łóżka stały w czterech równych rzędach, a nad nimi wisiały kolejne. Sprzedawczyni przesuwała te wiszące, rozkładała stojące, usta jej się nie zamykały. Po pół godzinie zacząłem odczuwać senność, ale działo się tak zawsze, gdy otrzymywałem zbyt dużo zbędnych informacji.

– Może napije się pan kawy? – Kobieta zauważyła moje znudzenie. Dobra była w swoim fachu i najwyraźniej nie ja jeden tak miałem. – Mamy tutaj niewielką kawiarenkę. Wiemy, jak męczące potrafią być zakupy.

– Idź się napij kawy. – Ewa uśmiechnęła się, w oczach zaskrzyły się figlarne iskierki. – Musisz być zmęczony po poranku. – Mrugnęła okiem. Wiedziałem co ma na myśli.

– Proszę zejść schodami w dół i tak jakby wrócić do wejścia. – Kobieta przerwała chwilowe porozumienie spojrzeń z Ewą. – Kawiarenka jest po lewej stronie. Nie przeoczy pan.

Zszedłem na dół i odnalazłem kawiarniany kącik. Rozsiadłem się wygodnie w jednym z miękkich foteli. Otaczała mnie masa mebli i sprzętów kojarzących się ewidentnie z rodziną i dziećmi. Pastelowe kolory, miękkie linie, na ścianach symbole zwierząt, misie i pszczoły. Zupełnie nie mój świat, który miał się nim stać. Czy pokocham to dziecko, czy raczej stanę się podobny do własnego ojca? Zimny chów, niewiele bliskości i kasa zamiast czułości. Jakby chciał zapłacić za bycie rodzicem. Może jeśli urodzi się dziewczynka, będzie mi łatwiej. W końcu ojciec Ewy ma ewidentnie pierdolca na jej punkcie. Chciałbym poczuć pierdolca na punkcie kogokolwiek. Takiego pozytywnego, jak w ich przypadku.

– Kawa dla pana. – Dziewczyna z obsługi postawiła przede mną filiżankę.

Wyciągnąłem telefon z zamiarem odpisania Kasi. Nie napiszę jej, że zamiast uzupełnić białko, to jeszcze je utraciłem uprawiając seks z żoną.

Poziom białka w normie. Jestem gotów na kolejną rundę.

Wysłałem, upiłem łyk kawy, który chwilę później wyplułem, wpatrując się odebrane w wiadomości zdjęcie. Pięknie sfotografowany tyłeczek pysznił się wypiętymi pośladkami. Ujęcie wykadrowane tak, by uciąć obraz tuż przed przejściem przedziałka między pośladkami w cipkę. Wyobraźnia wystartowała, już byłem w tym kadrze zastanawiając się, jak też Kasia je robiła. Czy była wypięta pupą w stronę obiektywu? Klęczała, czy może stała? Była całkiem goła, czy tylko opuściła majteczki?

Droczysz się, kobieto. Zaraz nie wytrzymam, przyjadę do Ciebie i zerżnę Cię w przedpokoju na podłodze.

Wysłałem i dopiero pomyślałem, że może przeginam i powinienem przystopować. Nie za bardzo wyszedłem do przodu?

Obiecanki cacanki, a głupiemu radość. Masz żonę pod ręką, to się na niej wyżyj seksualnie.

Rozejrzałem się zaniepokojony wokoło. Nie, to niemożliwe, żeby Kasia była w pobliżu. Droczy się ze mną. Miałem zamiar napisać jej, że już przecież mówiłem, że żona nie jest zainteresowana seksem, ale dzisiejszy poranek zadał kłam tym słowom.

Chcesz się przekonać? Serio nie wierzysz, że mógłbym przyjechać? Sprawdź mnie.

Siedziałem, wpatrując się w wyświetlacz, po pięciu minutach zrezygnowałem. Właśnie wygrałem potyczkę. Zero jeden dla mnie. Pewnie ją wystraszyłem. Niech pomyśli, co odpisać. Niech wyobraża sobie co by było, gdybym jednak przyjechał i wziął ją w przedpokoju.

Trzy godziny później byłem maksymalnie zmęczony bezczynnością, znudzony i ospały, niczym mucha w smole.

– Zamówienie dostarczymy do państwa jutro z samego rana. – Sprzedawczyni podliczyła zamówienie, w efekcie zjeżyły mi się włosy na głowie. Trzydzieści tysięcy wydane na dziecko, którego jeszcze nie ma? – Czy potrzebują państwo coś jeszcze? Mogę w czymś pomóc?

Jechaliśmy w milczeniu do domu. Ewa przysnęła z głową na zagłówku, mnie nosiło z braku produktywności. Na tylnym siedzeniu leżały torby z drobnymi sprawunkami. W domu Ewę przejęła mama.

– Pamiętasz o dzisiejszej kolacji w klubie? – Tymi słowy przywitał mnie ojciec.

– Czyli nici z siłowni z kolegami. – Ewa mrugnęła do mnie, przekazując torby ze sprawunkami mamie.

– Nie ma zmiłuj, jeśli chcesz utrzymać znajomości z wpływowymi ludźmi świata finansów. – Czyżby tłumaczył się mamie i Ewie, czy może usprawiedliwiał mnie przed nimi. Jakby kiedykolwiek zwracano uwagę na moje puste krzesło przy stole podczas wspólnych kolacji.

– Przebiorę się i będę gotów. – Skierowałem się ku schodom. Skoro mam się spotkać ze śmietanką finansjery, to muszę się odpowiednio ubrać.

Droga marynarka, do tego dżinsy. Koszula bez krawatu i kolekcjonerski, unikatowy zegarek. Po pół godzinie siedzieliśmy w aucie ojca, kierowca otrzymał dyspozycje, ruszyliśmy. Milczeliśmy, mnie korciło by napisać do Kasi. Milczała nadal, więc nie odezwę się pierwszy.

– Zachowuj się odpowiednio. – Ojciec przerwał ciszę. – Nie mów za dużo, raczej słuchaj. Ci ludzie ważą każde słowo. Pij niewiele i pamiętaj o głównej zasadzie.

– Jakiej. – Czekał na to pytanie. Po to zrobił wymowną pauzę po ostatnim zdaniu.

– Wszystko, co dzieje się w klubie zostaje w nim. – Nie podobał mi się wyraz jego twarzy. – Rozumiesz?

– Czyli co? – Nie oczekiwałem odpowiedzi, ale zaintrygował mnie.

– Zobaczysz. – Wzrokiem wskazał kierowcę. – Po prostu pamiętaj moje słowa.

– Ok.

Minęliśmy rzeźbioną bramę, przed którą stało dwóch ochroniarzy. Jeden z nich podszedł do auta, zajrzał do wnętrza. Kierowca opuścił szybę, przedstawił nas. Mężczyzna docisnął dłoń do ucha, z którego wystawała sprężynka i powtórzył nasze nazwisko. Po kilku sekundach rzucił:

– Witamy panów i zapraszamy.

Wyprostował się, wskazał otwierającą się bramę. Auto potoczyło się na żwirowy podjazd, drobne kamyczki chrzęściły pod kołami. Zza szpaleru wysokich krzewów wyłoniła się rezydencja. Posiadłość o trzech piętrach, odrestaurowany pałac. Robił wrażenie majestatycznym wyglądem i masą pieniędzy, które musiano weń zainwestować. Wieżyczki, ogromne wejście i szerokie schody prowadzące do dwuskrzydłowych, wysokich drzwi. Czułem, że ojciec mnie obserwuje, czeka na moje reakcje. Po chwili wiedziałem dlaczego. Przy drzwiach, witając przyjezdnych stały dziewczyny. Ich ubiór, jak i uroda zaskoczyły mnie. Zaczynałem rozumieć, co miał na myśli mówiąc, że wszystko ma zostać w klubie.

Rozdział 11

Piekło zmysłów

– Tutaj prosimy zostawić telefony na przechowanie – posągowa brunetka wyciągnęła w naszym kierunku srebrną tacę. – Jak również wszystkie urządzenia nagrywające.

Druga dziewczyna podeszła z czymś, co dotąd widziałem tylko na filmach. Przesuwała wykrywaczem metalu wzdłuż moich ramion, sprawdziła przód tułowia, po czym tył i nogi.

– Może pan wejść – tą samą czynność powtórzyła przy ojcu.

Chciałem zapytać, skąd taka ostrożność, ale po przekroczeniu drzwi nie musiałem tego robić. Wystarczył rzut oka na na twarz mijającego mnie mężczyzny, by w mojej głowie pojawił się neon z wykrzyknikiem. Przecież to dyrektor banku z którym negocjowaliśmy kredyt pod ostatnią budowę! A ja się dziwiłem, że dostaliśmy go tak szybko i na tak dobrych warunkach.

– Chodź, poznam cię z kimś. – Ojciec ujął mnie za łokieć, poprowadził ku schodom wiodącym na piętro.

Milczałem, ale wywołane to było zaskoczeniem. Znajome twarze, ludzie polityki, finansów, a nawet biskup! Ten ostatni prowadził dziewczynę na smyczy. Nie powstrzymałem się, obejrzałem się, gdy nas minęli. Spomiędzy pośladków blondynki wystawał koński ogon w odcieniu jej włosów. To musiał być korek analny, bo nie miała na sobie nic poza paskiem na szyi i wysokimi szpilkami.

Chcę wam przedstawić mojego syna. – Z tymi słowy ojciec wprowadził mnie do większej sali.

Stół zajmował większość pomieszczenia. Na blacie leżały nagie dziewczyny, na nich ułożono jedzenie. Wędliny pokrywały brzuch jednej z nich, na piersiach również ułożono misterną kompozycję z mięsiw. Druga służyła jako taca z przekąskami w formie koreczków, trzecia na sushi, czwarta na cząstki owoców. Musiałem mieć minę, jak baran. Ktoś się zaśmiał i życzył mi smacznego. Naga kobieta podeszła z tacą, proponując kieliszek szampana. Wypiłem jeden duszkiem, odstawiłem puste szkło, sięgnąłem po kolejną porcję.

– Nareszcie poznamy twoją latorośl. – Elegancki, starszy mężczyzna z uśmiechem wyciągnął dłoń w geście powitania. – Damian Zagrobny.

Nie powstrzymałem wędrówki brwi w górę. Witałem się oto z prokuratorem okręgowym. W głowie zaczynały mi się łączyć różne wydarzenia z rozwoju firmy ojca. Przypuszczam, ba! – jestem prawie pewny, że wiele z robionych przez niego interesów nie wyszłoby tak dobrze, gdyby nie znajomości z tymi mężczyznami.

– Bardzo mi miło. – Uścisnąłem wyciągniętą dłoń. – Przemysław…

– Wiem, kim jesteś – przerwał mi, uśmiechając się i mrugając do mnie okiem. – Częstuj się, baw się i witaj w gronie mężczyzn.

Pchnął mnie w kierunku stołu i nie umknął mi gest, gdy łokciem szturchnął ojca.

– Ma pan ochotę? – Kolejna, krążąca kobieta z obsługi wskazała dziewczynę rozciągniętą na stole, na którą wcześniej nie zwróciłem uwagi.

Była piękna i wątpiłem, by osiągnęła pełnoletniość. Na jej brzuchu leżało niewielkie, kwadratowe lustro, szklana rurka, obok srebrny prostokąt na kształt karty kredytowej i równiuteńkie paski…

– Kokaina? – wskazałem palcem, zaglądając w ubawione oczy dziewczyny.

Dla niej musiałem być młokosem, którego wpuszczono w męski świat. Cóż, kimś takim właśnie byłem i tak się czułem. Mieszanina ekscytacji, zniesmaczenia i podniecenia tym, że czuję coś intensywnego. Bardziej i mocniej, w dodatku co rusz mnie coś zaskakiwało. Nareszcie! Tak bardzo tęskniłem za tym uczuciem!

Pochyliłem się nad leżącą dziewczyną, ta nie spojrzała mi nawet w oczy. Była nader spokojna, jakby faktycznie zmieniła się w przedmiot. Ściągnąłem pół kreski, po niej resztę do drugiej dziurki nosa. Roztarłem płatki, oddychałem przez usta. Kokaina była mocna, czysta i wystrzeliła mi w mózg jasnym promieniem mocy.

– Chodź. – Znów dłoń ojca na moim łokciu. Prowadził mnie ku drzwiom.

Dokąd idziemy? – Nie chciałem nikogo poznawać, miałem ochotę na seks.

– Prywatny pokój zabaw. – Odpowiedź brzmiała tajemniczo.

– Ok.

Schodami w górę i wprost wąskim korytarzem. Mijaliśmy drzwi, zza których dobiegał śmiech, jęki, krzyki i wszystko, co kojarzyło się z seksem. Poprowadził mnie do ostatnich drzwi, otworzył i czekał, bym wszedł.

– To Tatiana i Olga – wskazał dwie ubrane w czarny lateks kobiety. Stały przy drewnianych belkach biegnących od sufitu do podłogi, z których zwisały łańcuchy. – Są specjalistkami w swoim fachu. Uwierz, że tego właśnie potrzebujesz. Natasza jest moja.

Podążyłem za jego drapieżnym spojrzeniem. W rogu pomieszczenia, na ogromnym fotelu siedziała odziana w czerwoną sukienkę brunetka. Wysoko upięte włosy odsłaniały smukłą szyję. Ściśnięte materiałem piersi rozsadzały dekolt. Niebotycznie długie nogi obute w czarne szpilki dopełniały jej drapieżny obraz.

Drogie panie, przyprowadziłem wam mojego jedynego syna.

Dla mnie zabrzmiało to idiotycznie, ale zachęciło je do działania. Jedna z nich wzięła mnie za rękę, poprowadziła do koleżanki. Ta zdjęła mi z ramion marynarkę, zsunęła koszulę, rozpięła spodnie. Rzut oka na ojca upewnił mnie, że zamierza zostać w tym samym pomieszczeniu. Rozsiadł się w fotelu, kobieta w czerwonej sukience stanęła za nim i masowała mu ramiona.

Bądź grzecznym chłopcem – dobiegło bardziej wymruczane, niż wypowiedziane. Jedna z kobiet muskała przy tym ustami moje ucho. – Daj rączkę.

Uniosła moje ramię, zapięła je w klamrę na końcu łańcucha, przymocowanego do jednej z belek. Po chwili to samo zrobiła z drugim. Jej koleżanka w tym czasie pozbawiła mnie spodni, odrzuciła je na bok i uklękła.

– Szerzej stopy! – warknęła, uderzając w wewnętrzną część łydki. – Jeszcze trochę. – Zmusiła mnie do rozkroku, uwięziła kostki nóg w klamrach.

Nie wiedziałem, co czuję. Obecność ojca deprymowała, ale o dziwo dodawała otuchy. Byłem oto bezbronny, opór mogłem wyrażać jedynie słowami.

Dobrze – pochwaliła uprzejmie, po czym, jakby w nagrodę, wzięła mnie w usta, possała, pracując nad moim podnieceniem.

Gdy byłem sztywny, wypuściła kutasa z ust i obeszła, stając z tyłu. Druga z nich przejęła mnie ustami, jej poprzedniczka gładziła plecy, drażniła paznokciami pośladki, mruczała do ucha.

– Taki męski, taki twardy.

Zacząłem odpływać, zaciskałem palce na łańcuchach, czułem, że coraz bardziej drżą mi mięśnie. Z oczekiwania na orgazm, z unieruchomienia. I nagle przerwały. Ta przede nią wstała i z tajemniczym uśmiechem odebrała coś, co dała jej koleżanka. To była świeca. Biała, gruba, zapalona. Przechyliła ją tuż przy mojej twarzy, gorące krople polały się w dół na moją pierś i pociekły niżej bolesnymi strumykami.

– Kurwa – syknąłem, zaciskając szczęki.

W tym samym czasie dłoń drugiej głaskała jądra, poczułem jej język między pośladkami. Zamknąłem oczy, bo nadmiar bodźców oszałamiał zbyt mocno. Bólu nie spiąłem dotąd z przyjemnością. Tym razem tak się właśnie działo – ból i rozkosz zlały się w jedno. Znów gorące krople parzyły skórę, tym razem na barkach, ramionach i płynęły w dół na plecy. Jęknąłem, gdy ssąca mnie kobieta zacisnęła palce na sutkach. Przejechała paznokciami po skórze, raniąc tors, dostarczając więcej doznań.

– Kurwa – jęknąłem czując, że sekundy mnie dzielą od orgazmu. – Tak.

Odgiąłem głowę w tył i eksplodowałem w ustach kobiety, z językiem tej drugiej między pośladkami i zastygającym woskiem na skórze.

Mam cię – zaśmiał się diabeł.

Stał za plecami ojca i uśmiechał się w krwawym grymasie.

Zostaw Komentarz