Psychol. Początek rozdział 3

with Brak komentarzy
Getting your Trinity Audio player ready...

Psychol. Początek od Monika Liga

Rozdział 3

Spotkanie

Marta, pospiesz się!

Tadek znów naciskał na tempo. Wiedziała, że mają niewiele czasu do odjazdu. Nie była głupia.

Na akcję wybrali piątkowe popołudnie. To był najlepszy termin, bo wtedy ludzie byli spokojniejsi, mniej się spieszyli, a co za tym idzie – byli mniej spięci, a bardziej otwarci na rozrywkę.

Jestem gotowa. – Wygładziła sukienkę i wyszła z łazienki.

Wyglądasz nieziemsko. – Tadek nie potrafił oderwać od niej zachwyconego wzroku. – Normalnie brałbym cię i demolował! Tak, wiem. – Uniósł ręce w akcie poddaństwa. – Nie cierpisz takich gadek i mam stulić dziób.

Nie odpowiedziała. Zarzuciła płaszcz, założyła wysokie szpilki, poklepała kieszeń. Ulubiona szminka tkwiła tam, gdzie zawsze. Przeciągnięcie czerwienią po wargach aktywowało pewność siebie. Dzięki temu drobnemu detalowi włączała się w niej świetna aktorka. Stawała się pewną siebie, piękną i pozornie rozwiązłą kobietą. Fasady zawsze zdawały egzamin. Mężczyznom wystarczała mapa skojarzeń, prowadząca od wyzywającego stroju do frywolnej i lubiącej seks dziewczyny.

Chodźmy. – Sięgnęła po torebkę i zarzuciła ją sobie na ramię. – Polowanie na frajera czas zacząć. – Uśmiech nie dotarł do oczu.

Tadek nie potrafił pozostać obojętny na urodę Marty. Była zmysłowa, ale z domieszką pierwiastka cierpienia i czegoś, co czyniło ją nieosiągalnym marzeniem. Patrzyło się na nią jak na modelkę z okładki drogiego czasopisma. Była jak marzenie, którego spełnienia się obawiasz. Nie próbujesz nawet, by odrzucenie nie zabolało.

Od kilku lat mieszkali razem, ale nigdy nie odważył się przekroczyć niewidzialnej granicy, która powstrzymywała go przed śmielszym zachowaniem w stosunku do niej. Dzielili wspólne mieszkanie w kamienicy. Mieszkanie należało do Marty, która odziedziczyła je po babci. Łączyła ich jedynie przyjaźń i wspólne interesy. Tadek chciałby więcej, ale wiedział, że nie ma szans na nic ponadto, co stanowiło ich codzienność. Czuł się szczęśliwy, mogąc chociaż w ten sposób uczestniczyć w jej życiu. Praca, mieszkanie z Martą i „wypady na frajerów”, jak nazywali takie akcje, jak dzisiejsza – wszystko to sprawiało, że czuł się szczęśliwy.

Wsiedli do auta. On był kierowcą. Nie rozmawiali, bo nie było o czym. Znali swoje role i wiedzieli, jak mają działać.

Kilka minut jazdy samochodem, zaparkowanie w podziemnym parkingu Galerii Katowickiej i szybki marsz na dworzec kolejowy.

Na peronie Marta sięgnęła po szminkę, uniosła lusterko i przeglądając się w nim, przeciągnęła pomadką po wargach. Stojący obok mężczyzna przyglądał jej się zachłannie. Sunął wzrokiem w dół, oceniając sylwetkę i podziwiając długie nogi. Nie podszedł jednak, nie zagadał. Brakło mu odwagi.

Przekręciła dół obudowy, czerwony sztyft schował się w plastiku, mogła nałożyć skuwkę. Odetchnęła jeszcze raz głęboko, przymykając oczy.

Zapach peronu kojarzył jej się z miejscem pracy, pozwalał przegonić lęki, zamknąć je gdzieś głęboko w duszy i zamalować czerwienią pomadki. Teraz miała zadanie do wykonania, pieniądze do zdobycia. Tak naprawdę kasa była tylko dodatkiem. Dla niej liczyło się poczucie władzy i to, co robiła tym kretynom. Było namiastką zemsty, jaką przygotowywała dla znienawidzonego mężczyzny – Maksa. Treningiem umiejętności i pewności siebie.

Wsiadła do pociągu i przyoblekając twarz w znudzony wyraz, skierowała się do pierwszej klasy.

Od razu przyciągnął jej uwagę. Widziała kątem oka, że i on bacznie jej się przygląda. Usiadła naprzeciw, bo to była najlepsza, sprawdzona taktyka.

Dzień dobry. – Skinęła głową, przemykając wzrokiem po twarzy mężczyzny.

Ten nie odpowiedział, ale nie mogła wiedzieć, że zwyczajnie go zatkało. O podobnej reakcji mówi się, że człowieka zamurowało. Tak naprawdę to było coś o wiele potężniejszego, ale Piotr nie znał uczuć, bo skutecznie tłumił je od dzieciństwa. Wyspecjalizował się w tym dla własnego bezpieczeństwa i poczucia kontroli. Nie wiedział, że oto spłynęła na niego łaska boska w postaci fascynacji od pierwszego wejrzenia. On jednak inaczej zinterpretował to, co się z nim działo. Zapragnął posiąść kobietę, którą spotkał po raz pierwszy w życiu. Chciał ją mieć i skosztować. Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się pragnąć nieznajomej osoby. Od zawsze trzymał się zasad, które sam ustalił. Dzięki nim był bezpieczny i nie narażał się na zdemaskowanie.

Przyglądał się szatynce. Była zarówno zmysłowa, jak i delikatna. W jej ruchach przejawiała się pewność siebie, ale przed bystrym obserwatorem, jakim był on sam, nie była w stanie ukryć lęku. Piotr widział, że dziewczyna stara się zakryć coś chłodem i pozą wyrachowania. Jego jednak nie dało się zwieść. Od razu wiedział, kto siedzi naprzeciwko. Patrzył na nią, a czuł, jakby widział swoje odbicie. Schowana za bezpiecznym murem pewności siebie, kontrolująca mimikę, oszczędna w ruchach.

Denerwowało go, że nie potrafi oderwać od niej oczu. Chłonął każdy detal jej wyglądu. Pociągła twarz w oprawie burzy lśniących włosów. Niezbyt jasnych, więc nie był pewien, czy są w naturalnym kolorze. Miał ochotę dotknąć jej, przeczesać pasma palcami, może nawet polizać skórę. Aż wzdrygnął się na myśl o podobnym zbliżeniu. Może ją przelecieć, ale w prezerwatywie i na pewno nie będzie jej lizał ani całował! Co też mu przyszło do głowy?!

Myśli o tym, jak ją więzi, przerwało spojrzenie wprost w jej miodowe oczy. Spojrzenie miała tak czyste, choć czystym być nie mogło. Przeczyła temu karminowa barwa warg, krótka spódniczka i długie nogi okryte jedynie cienkim nylonem. Piotr zezłościł się na siebie o to, że pozwolił sobie na usprawiedliwiającą tę dziewczynę myśl. Chciał ją widzieć taką, jakiej jej zapragnął. To się nie mogło wydarzyć! One wszystkie były takie same. Identyczne, jak matka.

Czyżby za czymś tęsknił? Na pewno nie za tym, nie za nią. Skrzywił się, ale Marta tego nie dostrzegła. Zajęta była pozorowaniem poszukiwań czegoś w kieszeni. Przyglądał się, jak otwiera szminkę i wyciąga lusterko. Uniosła je i choć rysunek czerwieni na wargach nie wymagał poprawki, przeciągnęła sztyftem po ustach, spoglądając spod rzęs na Piotra. Suka polowała na niego. Ostentacyjnie, bezwstydnie, obrzydliwie. Aż się wzdrygnął, gdy sobie to uświadomił. Zacisnął szczęki. Musiał ją mieć. Wziąć, ukarać, rozpalić i zostawić za sobą jako kolejne wspomnienie.

Marta dokonała pobieżnej oceny. Mężczyzna wyjątkowo jej się podobał i nie rozumiała, co takiego aż tak mocno w nim ją pociąga. Nie czuła tego przy jego poprzednikach. Był przystojny, ale zazwyczaj celowała w przystojniaków. Dzięki temu była bardziej przekonująca, a kuszenie przychodziło bez wysiłku. Ten człowiek był nie dość, że przystojny, to otaczało go coś nienamacalnego i wyjątkowo realnego zarazem. Jakby wyczuwała aurę pragnień, które miała ona sama, które – choć zaspokajała – wciąż ziały przepastnym głodem. Kompatybilną, odzwierciedlającą jej tęsknoty.

Grzebiąc dłonią w torebce, biła się z myślami, czy to właśnie jest ten moment, gdy odnajdujesz przypisaną sobie połówkę jabłka. Połówkę namagnesowaną tak bardzo, że gdyby tylko mogła, przytuliłaby się do mężczyzny. Zezłościła ją ta myśl i postanowiła przegnać bezsensowne rojenia. Mimo głębokiego przeczucia, że powinna wybrać inny cel, pokonała chęć wstania, opuszczenia przedziału i strefy oddziaływania tego faceta. Musiała skupić się na wykonaniu zadania. Po to tutaj przyszła.

Jasne, że mogłaby namierzyć kogoś innego, ale nigdy nie tchórzyła. Nie lubiła przegrywać z lękami.

Rzut oka na ubiór siedzącego przed nią człowieka wystarczył, by oceniła jego majętność. Zegarek na przegubie ręki i świetnie dobrane oprawki okularów potwierdzały wyliczenia. Włosy przycięte i ułożone umiejętną ręką fryzjera dopełniały efektu. Był bogaty, czego nie ukrywał, tym samym czyniąc z siebie idealny cel.

Podsycając w sobie niechęć, pomyślała, że jest taki sam, jak pozostali. Nie różnił się niczym od świni, która zniszczyła Sarę, jej siostrę. Już za samo pogardliwe spojrzenie i niechęć, która przemknęła mu po twarzy, gdy patrzył na Martę, kwalifikował się do grupy nędznych, bogatych sukinsynów. Tacy jak on byli skupieni wyłącznie na sobie, a pojęcia takie jak „wrażliwość” i „empatia” były im zupełnie obce. Miała pełną świadomość, że facet ocenia ją jak rybę na targowisku. Ogląda kształt, waży gabaryty, spogląda na przejrzystość oczu, świadczącą o świeżości. Była bardziej świeża niż mógł podejrzewać. Była czysta, ale nie taka miała mu się teraz jawić. Zgodnie z planem weszła w rolę.

Wraca pan z podróży służbowej? – Musiała zacząć rozmowę, by wciągnąć go w pułapkę.

A pani? – Tajemniczy, więc pójdzie szybciej.

Nudna wizyta u rodziny. – Marta wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się, przewracając oczami. – Zawsze po takich spotkaniach mam ochotę szaleć, byle przegnać senność, jaką wywołują u mnie starsi ludzie.

Nie lubi pani starych ludzi? – Widziała, że będzie unikał podawania jakichkolwiek informacji o sobie.

Obecnie nie lubię. – Beztroskie wzruszenie ramion. – Lubię natomiast to, co niesie chwila. Czerpię z życia pełnymi garściami – przerwała, czekając na reakcję mężczyzny.

Co pani czerpie? – Przyglądał się jej ustom. Wiedziała, że już go upolowała.

To, co najlepsze. – Zagryzła dolną wargę, a mężczyzna nerwowo przełknął ślinę.

Zupełnie jak ja. – Głos mu schrypł. Zacisnął szczęki, co dla Marty było znakiem, że w myślach już ją bierze. Łatwy kretyn.

Zamilkła, bo słowa były już niepotrzebne. Oglądali siebie nawzajem i działo się to tak samo jak zwykle. Samotnie podróżujący pasażer i ona, z pozoru również samotna. Tadek siedział na końcu przedziału i jeśli da mu umówiony wcześniej znak wstając, to zostanie i przeszuka rzeczy mężczyzny. Marta zwabi delikwenta do ubikacji, a ten, wiedziony wizją niezobowiązującego seksu z piękną nieznajomą, nie będzie się spodziewał ataku. Miała przygotowaną strzykawkę ze specyfikiem, który unieruchomi go na kilka do kilkunastu minut w zależności od masy ciała i odporności. Zdejmie skuwkę igły prawą ręką, schowaną w kieszeni. Lewą, dla odwrócenia uwagi, poda towarzyszowi prezerwatywę. Będzie skupiony na sobie, więc nie zauważy, kiedy igła dotknie skóry na szyi, przebije ją, a środek sparaliżuje ciało. Marta z premedytacją chciała wybrać toaletę dla inwalidów, kierując się dwa przedziały dalej. Zawsze tak robiła, na wypadek, gdyby mężczyzna, padając bezwładnie na ziemię, zablokował ciałem drzwi. Byłaby wtedy uwięziona bez możliwości ucieczki.

Wystudiowanym ruchem rozpięła płaszcz, by mężczyzna mógł dojrzeć nogi powyżej kolan. W podpatrzony na filmie sposób rozsunęła odrobinę kolana, by mężczyzna zdołał zauważyć pończochy. To pozbawiało ich resztek oporu i wyłączało rozsądek. Tadkowi dała znak, że ma przeszukać bagaż. Nie mogła wiedzieć, że aktówka, która tkwiła na półce nad głową Piotra, nie należy do niego. Właścicielem był niski, drobny człowiek, siedzący na fotelu plecami do niego. Miał dowiedzieć się o tym Tadek, dostając ochrzan od jegomościa.

Marta wcisnęła przycisk otwierający przesuwne drzwi między przedziałami, zerkając zalotnie przez ramię. Celem było upewnienie się, że mężczyzna idzie za nią. Było tak, jak przewidziała. Nie spodziewała się natomiast czegoś innego.

Piotr powstrzymywał podniecenie, tłumiąc je wspomnieniami. Z niezrozumiałych powodów miał ochotę wcisnąć tę dziewczynę do pierwszej mijanej ubikacji i tam zerżnąć. Idąc za kurewką, sięgnął do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Ten zestaw miał zawsze przy sobie. Wyciągnął z niej etui na pióra, a z niego strzykawkę z „kilkuminutówką”. Tak nazywał zastrzyk obezwładniający na bardzo krótko. Wystarczało to jednak, by mógł podać dziewczynie roztwór tabletki gwałtu.

Zbliżali się do przejścia między przedziałami i widział zielone światełko nad wejściem do ubikacji. W pierwszej klasie było prawie pusto, więc nie musiał obawiać się, że ktoś zauważy atak, który przypuści po przekroczeniu podwójnych, szklanych drzwi. W następnej minucie wykonał kilka czynności równocześnie. Objął dziewczynę w pasie, przyciągając do siebie. Nie zdążyła zareagować, gdy poczuła ukłucie na szyi. To była pierwsza z dwóch dawek miała ją tylko ogłuszyć. Na chwilę, by mógł jej podać tabletkę gwałtu i poprowadzić do auta, niczym marionetkę. Osunęła mu się w ramiona. Po chwili zamykał drzwi WC od wewnątrz. Dla oka kamery mogli wyglądać jak para szukająca miejsca na szybką wzajemną konsumpcję. Jeśli ktoś z obsługi zwróci na nich uwagę, przeciągnie otwarcie toalety na tyle długo, by szatynka była otępiała, ale przytomna. Wytłumaczy, że „narzeczona” źle się poczuła i dlatego wszedł z nią do ubikacji. Nieważne, czy mu uwierzą. Wiedział, że posądzą ich o inne zamiary. Później wyprowadzi ją z pociągu, opuszczą stację, a on ukradnie samochód. Umysł pracował na najwyższych obrotach, gdy planował kolejne posunięcia. Przewidział każdy z możliwych scenariuszy, więc nie obawiał się wpadki. Kilka różnych planów układało mu się równolegle w głowie. Ekscytował się, bo po raz pierwszy odszedł od utartego schematu, zadziałał pod wpływem impulsu i musiał improwizować. Krew z podniecenia szumiała mu w uszach. Posadził dziewczynę na sedesie, wstrzyknął jej do ust roztwór tabletki gwałtu, po czym schował akcesoria do kieszeni płaszcza.

Patrzył na jej piękną twarz i pełne usta. Jej niewinność zwiodłaby go, gdyby nie pokazała prawdziwego oblicza. Wmawiał sobie, że poczuł ulgę, tłamsząc ukłucie czegoś mu nieznanego, co zabolało w piersi. W tym momencie skupiał się na podnieceniu, które gwałtownie zawładnęło umysłem, usztywniając podbrzusze i żądając natychmiastowego rozładowania. Rozpiął spodnie i nie spuszczając wzroku z twarzy dziewczyny, onanizował się krótkimi, szybkimi ruchami. Tuż przed finiszem nakierował się tak, by spuścić się do umywalki. Nawet w stanie podniecenia nie zapominał o ostrożności i usunięciu wszelkich śladów. Za chwilę dziewczyna ocknie się i będzie ją mógł wyprowadzić z pociągu.

Życie jest piękne – mruknął pod nosem, zapinając rozporek. Włączył czujnik ruchu w kranie i polał wodą wnętrze stalowej misy, spłukując spermę. – Żyć, nie umierać. Suka jak wszystkie. Pełna przewidywalność.

Mylił się, ale o tym miał się dopiero przekonać.

 

Znajdziesz ją w moim sklepie

Psychol trójpak książki e-book

W trójpaku taniej

Zestaw trzech tomów serii

Zostaw Komentarz