Psychol.Spirala zła rozdział 4

with Brak komentarzy
Getting your Trinity Audio player ready...

Rozdział 4

Zmiany

– Powiesz mi wreszcie, co cię gryzie? – Marta nie wytrzymała kolejnego dnia, gdy to Tadeusz próbował się wymknąć z mieszkania, zbywając ją półsłówkami i żegnając się naprędce.

Stał już z ręką na klamce, ale zatrzymał się w połowie ruchu. Opuścił dłonie wzdłuż ciała, odetchnął głęboko i dopiero wtedy obrócił się twarzą do Marty. Widać było, że walczy ze sobą. Marta miała wrażenie, ze z jednej strony chce się z nią podzielić tym, co mu siedzi w głowie. Z drugiej coś go blokowało, zaciskając usta, jakby wciąż układał słowa, w jakie ubierze zdanie.

– No powiedz wreszcie, bo się zaczynam poważnie martwić! – Podeszła do niego, Tadek odruchowo cofnął się w tył.

– No dobrze – sapnął, głośno wypuszczając powietrze z płuc. – Ale nie będziesz zadowolona. Zrób herbatę. – Wskazał kuchnię, chcąc przenieść rozmowę do miejsca, które dla obojga było sercem mieszkania.

Marta bez dodatkowych pytań zaparzyła herbatę i już po kilku minutach siedzieli naprzeciw siebie przy niewielkim, kuchennym stole. Lekko podniszczonym, pamiętającym czasy, gdy pod czujnym okiem babci odrabiała na nim zadania z matematyki.

– Poznałem dziewczynę i od jakiegoś czasu kręcimy ze sobą – zaczął Tadeusz, nie odrywając oczu od papierka na końcu sznureczka, łączącego go z saszetką z ulubioną malinową herbatą. – No i ona… – urwał, wstając. Wyraźnie nie potrafił tkwić w bezruchu. – I ona nie chce, żebym z tobą mieszkał.

Zatrzymał się, spojrzał na Martę wzrokiem nieszczęśliwego, zbitego psa.

– Ale… dlaczego? – Tego się nie spodziewała. Zaskoczył ją, nie wiedziała, co odpowiedzieć.

– Zaproponowała, żebyśmy zamieszkali we dwójkę. – Wbił dłonie w kieszenie i zamilkł, czekając na słowa Marty.

– Mieszkanie jest duże – odparła cicho, nie potrafiąc zinterpretować własnych emocji. – Możecie wziąć jego większą część.

– Ona nie chce. Proponowałem to już.

– Ale dlaczego? – zapytała ponownie mimo, że czuła, że to wścibskie pytanie.

– Bo jesteś za ładna! – sapnął, bezradnie rozkładając ramiona. – Bo Ola czułaby się nieswojo. Bo, jak to powiedziała, nie chce robić czegoś na pół gwizdka, a tym byłoby przyklejenie się tutaj na jakiś czas. No i wczoraj wylicytowałem stawkę czynszową mieszkania na Wojewódzkiej.

– Gratuluję – wyszeptała słabo w odpowiedzi, choć miała ochotę się rozpłakać.

Pół godziny później wciąż siedziała oszołomiona. Tadeusza nie było już w mieszkaniu. Mimo zapadającego zmroku, nie zapaliła światła, nie ruszyła się od stołu, myślała.

Szok mijał, odgoniła uczucie zawodu, które zdominowało wszystkie pozostałe. Była zawiedziona tym, że Tadeusz nie powiedział jej o dziewczynie i planach zamieszkania razem, a tym samym wyprowadzki z tego mieszkania. Po dłuższej chwili doszła jednak do wniosku, że przecież nie musiał się czuć zobowiązany do tego po tym, jak sama nie wróciła do domu na noc, nie informując go, co robi. Nie ważne, że tak naprawdę nie mogła zadzwonić. Z punktu widzenia Tadeusza, musiało to wyglądać tak, że poszła w tango z nowo poznanym facetem. Nie dopytywał po tym, jak porwał ją Piotr. Był dyskretny i lubiła to w Tadku. Nie zastanowiło jej natomiast to, że nie dopytywał, dlaczego zniknęła na dużo dłużej po raz drugi. Widocznie pomogła mu podjąć decyzję, dając swoim zachowaniem powód do wyprowadzki.

Wstała i zapalając jedno tylko światło w przedpokoju, obeszła mieszkanie. Zaglądała do kolejnych pokoi.

Pokój babci, poza cotygodniowym sprzątaniem, pozostał w stanie niezmienionym od dnia, gdy pogotowie zabrało ją do szpitala. Lekarze dali szybką diagnozę – wylew, brak przytomności i mała szansa na odzyskanie w pełni sprawności fizycznej, jeśli się przebudzi. Ocknęła się jedynie na chwilę. Marta miała to szczęście, ze akurat przy tym była. Siedziała przy łóżku, patrząc na spokojną i bladą twarz babci. Powieki uchyliły się powoli, wzrok skoncentrował się na wnuczce. Babcia uniosła ramię i słabym ruchem przywołała Martę. Przytuliła ją i wyszeptała niewyraźnie: „będzie dobrze”. To był ostatni kontakt z babcią i Marta cieszyła się, że miała tyle szczęścia i mogła się pożegnać z najlepszą i najsilniejszą osobą w swoim życiu. Na łożu śmierci, a to ona pocieszała Martę. Silna kobieta, wielka duchem do samego końca. Śmierć zabrała ją po tygodniu pobytu w szpitalu. Umarła o trzynastej dziesięć i to na tej godzinie zatrzymały się wskazówki staromodnego zegarka, który Marta dostała w prezencie od babci na komunię świętą. Nie oddała go do naprawy, zachowując na pamiątkę tego dnia.

Teraz patrzyła na wiekową meblościankę z wysokim lustrem, którego powierzchnię pokrywała pewnie cienka warstwa kurzu. Zapadał zmrok, ukrywając takie szczegóły. Obok proste łóżko z oparciem przykryte było narzutą w ciemne kwiaty, gdzieniegdzie poprzetykaną złotą nitką. Nad wezgłowiem wisiał obraz przedstawiający świętą Marię z dzieciątkiem, obok łóżka stała szafka nocna z lampką, na abażurze której wisiał różaniec.

Marta podeszła do łóżka, opadła na nie i westchnęła ciężko. Sięgnęła po różaniec i jak zwykle, gdy biła się z myślami, przesuwała jego drobne, czarne koraliczki między palcami.

– Wiesz co to znaczy, babciu? – Zapytała cicho w przestrzeń pokoju. – Nie będzie mnie stać na utrzymanie tego mieszkania. Będę je musiała sprzedać i pomyśleć o czymś dużo mniejszym.

Westchnęła, wstając. Odwiesiła różaniec na beżowy klosz, po czym wygładziła łóżko. Babcia miała wysoką rentę po dziadku, a co za tym idzie, mogła sobie pozwolić na opłacenie czynszu. Stuczterdziestometrowe mieszkanie było jednak czymś, co przerastało możliwości dziewczyny ze zwyczajną wypłatą. Miała co prawda oszczędności na koncie i większość z nich nie pochodziła z wypłaty, ale z grabieży na mężczyznach w pociągu. To i tak było zbyt mało, by mogła sobie pozwolić na mieszkanie w tak ogromnym i drogim mieszkaniu.

Plus był taki, że ceny mieszkań w tej, jakby nie było, kiedyś prominenckiej dzielnicy, były wysokie i rosły, nie malały. Kamienice odnowiono dwa lata wcześniej, przeprowadzono termomodernizację, wymianę dachu i wszystkich instalacji. Tym samym podniesiono jej wartość prawie dwukrotnie.

– Trzeba będzie się rozejrzeć za czymś mniejszym – szepnęła, zamykając za sobą drzwi. – Będzie mi brakowało tego miejsca.

Właśnie zaczynała się żegnać z wiekowymi murami i okolicą, z którą łączyło się tyle wspomnień.

Tego wieczora poszła spać z ciężkim sercem. Czuła nadchodzące zmiany i choć wiedziała, że kiedyś nadejdzie taki dzień, to nie przypuszczała, że będzie jej z tym aż tak trudno.

***

Piotr działał według planu, który dotąd był wyznacznikiem jego życia. Po przyjęciu zlecenia, dokładnie sprawdził kartę zdrowia żony klienta i każdy możliwy do odnalezienia cyfrowy zapis tego, co robiła w ciągu dnia.

Każdorazowo zaskakiwało go, jak lekkomyślne są zdradzające kobiety. Płacąc kartą, zostawiały ślady, niczym Jaś i Małgosia okruszki, po których z łatwością można było odtworzyć przebieg każdego dnia. Już samo to, wystarczyłoby do dowiedzenia żonie części winy. Pobyty w restauracjach, czy opłaty za jednonocny pobyt w hotelu w okolicach miejsca zamieszkania, stanowiły niezbite dowody kombinatorstwa i krętactwa w nieudolny sposób. Znał takie kobiety i wiedział, że czuły się bezkarne i sądziły, że kłamstwa nigdy nie wyjdą na jaw. Gdy je szpiegował, to zawsze rzucał mu się w oczy brak ich ostrożności. Nie oddalały się nawet zbytnio od miejsca zamieszkania. Zdarzyło się, że wybierały te same restauracje, w których bywały z rodziną.

Planował, że nim porwie kobietę i zabawi się z nią, najpierw zbierze na nią materiał z codziennego dnia i zwykłych zdrad. Wyjazd z kochankiem, może seks impreza, bo ewidentnie widział, że ma do czynienia z seksoholiczką. Znalazł jej profil na Tinderze, więc wiedział, że lubi się umawiać i na takie zabawy.

Nie był głupi i wiedział, że sporą częścią jego pracy było dostarczanie poczucia satysfakcji mężom tych kobiet. Poniżał je, utrwalał to na cyfrowym zapisie, by mogli napawać się ich upodleniem w chwilach, gdy ego będzie błagało o choć odrobinę pożywki. Tutaj też tak będzie, ją też wypieprzy maszyną. Nagra to i przekaże mężowi brunetki. Jedno go tylko martwiło. Nie był pewien, czy jego samego to jeszcze podnieci. Czy mu stanie i będzie miał ochotę zerżnąć ją i zaspokoić siebie. Nie po tym, co czuł, waląc konia przy śpiącej Marcie.

– Marta – warknął pod nosem, wstając od biurka, kierując się do pokoju ćwiczeń.

Wiedział, ze teraz pomogą mu tylko dwie rzeczy. Morderczy, godzinny trening na maszynach i samogwałt pod prysznicem, by w ogóle usnął.

Oj, zmieniła mi ta mała postrzeganie świata. – zmierzwił włosy, zdejmując przez głowę koszulkę. – Zmieniła i rozpieprzyła ten świat w drobny pył.

Zapalił światło w w domowej siłowni i stanął w progu, zastanawiając się, od czego zacząć. Wybór padł na bieżnię i to ją załączył jako pierwszą.

Znajdziesz ją w moim sklepie

Psychol trójpak książki e-book

W trójpaku taniej

Zestaw trzech tomów serii

Zostaw Komentarz