W sumie, to dlaczego nie?
Facet przystojny, jak jasny gwint. Ewidentnie mu się podobam, chyba że udaje wzwód. Pewnie w życiu go już nie spotkam tym bardziej, że jutro wracam do domu.
Same plusy.
Idę na całość!
Nie uśmiechałam się, bo zdenerwowanie i radosne podekscytowanie zablokowały te mięśnie twarzy. W tym momencie liczyło się bolesne wręcz pulsowanie w podbrzuszu i widok mężczyzny, który mnie pragnie i czeka na mój ruch. Przysunęłam się do niego uważając, by pośladek nie dotknął rozgrzanej deski. Byliśmy w niewielkiej saunie, oświetlenie ledwo rozjaśniało mrok. W każdej chwili ktoś mógł wejść, ale było mi to w tym momencie obojętne. Jeśli tak się stanie, to każę temu komuś wypierdalać. Chciałam tego mężczyzny. Raz, porządnie, dogłębnie.
Nic nie mówił, patrzył. Roztapiałam się pod jego świdrującym spojrzeniem. Z bliska mogłam podziwiać detale urody. Pełne usta, kilkudniowy zarost na brodzie i pod nosem, ciemne jak noc oczy. Nie widziałam tęczówek, więc nie mogłam stwierdzić czy źrenice ma rozszerzone. Moje musiały być ogromne. Nie wierzyłam w to, co robię. Pierwszy raz rozsądek przegrał z pragnieniem.
Uniosłam się, przerzuciłam udo nad jego nogami, usiadłam, przyciskając podbrzusze do sterczącego penisa. Ruch w górę, dłoń między naszymi ciałami i kolejny ruch w dół. Jęknęłam, czując powolne wypełnianie mnie od środka. Mężczyzna warknął, docisnął mnie do siebie, unieruchomił. Przylgnęłam do niego, włoski gęsto pokrywające jego klatkę piersiową łaskotały mnie w sutki.
Nie chciałam, by mnie utrzymywał w bezruchu. Potrzebowałam czuć go w sobie, pragnęłam tego. Poruszyłam biodrami, niekontrolowany jęk wyrwał mi się z gardła. To było jak ruszenie lawiny. Wpadłam w galop, myśli odpłynęły, został mokry, gorący, zdyszany szał.
Wcześniej
Miałam dosyć tej pracy.
Może nie pracy, jako pracy, ale przełożonych.
Ukończyłam studia o kierunku „turystyka i hotelarstwo”. W międzyczasie nauczyłam się kilku języków, przychodziło mi to z łatwością. Wysoka średnia ocen i magisterka obroniona na piątkę otworzyły mi drzwi do poważnych agencji turystycznych, więc mogłam spełniać marzenia.
Przez pierwsze trzy lata poznawałam świat, pełniąc funkcję rezydenta wycieczek w kilkunastu krajach. W wieku dwudziestu paru lat taka praca jest niczym złapanie Pana Boga za nogi. Spędzasz miesiąc w egzotycznym kraju, masz wikt i opierunek, rozwiązujesz błahe zazwyczaj problemy turystów i jeszcze ci za to płacą. Pewnie, że zdarzały się i te mniej przyjemne momenty, ale nie było ich aż tak wiele, bym nie cieszyła się z wykonywanego zajęcia. Byłam szczęściarą.
W pewnym momencie przyszła do mnie potrzeba stabilizacji, uwicia gniazda, posiadania czegoś własnego. Jako człowiek wychowany w rodzinie wielodzietnej, uczony oszczędności od najmłodszych lat, posiadałam oszczędności i stać mnie było na zakup mieszkania. Trochę wkładu własnego, reszta kredytu i miałam swoje dwupokojowe lokum z balkonem, widokiem na park i miejscem parkingowym w podziemnym garażu.
Zaproponowano mi dobrze płatne zajęcie, tj. funkcję zastępcy menadżera hotelu. Miałam szczęście, główny menadżer również była kobietą. Zajętą kobietą. Powiedziała wprost, że chce na mnie „przerzucić” jak najwięcej obowiązków, by założyć rodzinę, bo wreszcie ma z kim. Mi taki układ odpowiadał i cieszyłam się, że przełożony nie jest mężczyzną. Układ był zdrowy, nauki i pracy multum, było mi dobrze.
Okazało się, że jestem bardzo zdolnym człowiekiem i zostało to dostrzeżone. Po dwóch latach, na które podpisano ze mną kontrakt, zgłosiło się do mnie kilkanaście hoteli. Mogłam przebierać w ofertach pracy i wybrałam, moim zdaniem, najkorzystniejszą. Po kolejnych trzech latach znów zmieniłam pracodawcę, a po wygaśnięciu kontraktu, kolejny raz.
Mam trzydzieści sześć lat. Nie posiadam męża ani dzieci. Małżeństwo groziło mi raz, ale w porę się otrząsnęłam. Chciałam podpisać intercyzę przedmałżeńską, przyszły mąż nie chciał. Taka była sugestia moich rodziców, więc ich posłuchałam. Od lat prowadzili kancelarię prawną, znali wiele przypadków z życia wziętych. Mój przyszły mąż obraził się na mnie, że żądam czegoś podobnego, a w efekcie ochłódł i wycofał się z propozycji. To chyba nie była „taka miłość”.
Wtedy bolało mnie serce, czułam się wrakiem, nie kobietą. Kosztowna terapia u porządnej psycholożki pomogła i po trzymiesięcznym urlopie wróciłam do świata hotelarstwa. Niestety, niezbyt szczęśliwie. Musiał mi się popsuć wewnętrzny radar ludzkiego skurwysyństwa, bo zgodziłam się podpisać pięcioletni kontrakt i niestety źle wybrałam.
Spory, nowoczesny hotel, którego właścicielami było małżeństwo. Mieli kasy, jak lodu i brakowało im zajęć. Mężczyzna kurwił się na potęgę, próbował zaliczyć i mnie. Jego żona skupiła się na mnie, jakbym była przyczyną wszystkich problemów w jej związku. Z miesiąca na miesiąc stawała się coraz bardziej opryskliwa, upierdliwa, utrudniała mi życie, jak tylko potrafiła.
Chciałam rozwiązać kontrakt, ale mąż – kurwiarz temu przeciwdziałał. Gdybym zgodziła się na wypad na weekend z nim, wtedy odprawiłby mnie i jeszcze zapłacił półroczną pensję. Nie dałam dupy, więc byłam na ich smyczy. Nie udźwignęłabym kary, którą przewidywała umowa, w przypadku zerwania kontraktu przeze mnie. Odliczałam miesiące, które pozostały mi do jego końca. Gdy od upragnionej daty dzieliło mnie już niespełna pół roku, pozwoliłam sobie na krótki wyjazd.
Był początek lata, ja od zawsze kochałam góry. Nieważne czy pokrywał je śnieg, czy mieniły się kolorami jesieni, czy rozkwitały zielenią wiosny bądź lata. Kochałam je zawsze, miłością namiętną i to w górach miałam zamiar osiedlić się na starość. Jeszcze nie teraz, kiedyś, na pewno w niewielkiej miejscowości.
Oferta nowopowstałego hotelu wpadła mi w ręce sama. Niewielki, na uboczu, ale w miarę blisko miałam termy, a na tym mi zależało. Nie zastanawiałam się długo. Pokój ze śniadaniem, widokiem na góry kosztował sporo, ale uważałam, że należy mi się wypoczynek w luksusie.
Nie miałam pojęcia, że ten dzień skończy się tak niesamowicie. Rano, przed śniadaniem odwiedziłam siłownię, skorzystałam z bieżni, na której „nabiłam” kilka kilometrów. Prysznic, lekki posiłek i byłam gotowa do wspinaczki szlakiem górskim.
Czułam się wspaniale, mogąc z sobą walczyć. Czułam każdy nadprogramowy kilogram, który mimo dobrej kondycji fizycznej, ciężko wnosiło się na sobie na Kasprowy Wierch. W drodze złapała mnie ulewa i gradobicie. Przemakałam do suchej nitki, kucając pod krzewem, który nie przynosił specjalnej ochrony, może co najwyżej dla psychiki. Patrzyłam na ludzi, którzy zawracali, schodzili z powrotem w dół, bojąc się warunków klimatycznych. Pół godziny później byłam sucha i spocona, bo znów świeciło słońce. Na górze kupiłam herbatę i w tym momencie byłam absolutnie pewna, że był to najwspanialszy napój pod słońcem.
– Cześć, dziewczyno. – Opalony i upalony mężczyzna zaczepił mnie, gdy schodziłam już na dół. – Co taka piękna kobieta robi samotnie na szlaku?
– Szukam kopalni pomarańczy – odparłam rozbawiona, on nie wyglądał na obrażonego odpowiedzią.
– Zapalisz? – Wyciągnął w moim kierunku skręta, od początku nie krył się z tym, co robi.
W pierwszym odruchu chciałam odmówić. Już nawet otworzyłam usta, by podziękować, ale zmieniłam zdanie. Czułam się wspaniale po tej górskiej wyprawie. Odrobina dodatkowego luzu wydała mi się kusząca, a i dawno nie paliłam trawki, więc przysiadłam się do człowieka i przyjęłam od niego skręta.
– To co tu porabiasz? – Źrenice miał rozszerzone, uśmiechał się z sympatią, szczerze.
– Krótki urlop, przed powrotem do pracy, która przypomina dom wariatów – odparłam zgodnie z prawdą. – A ty?
– A ja sobie lubię zajarać zielsko na szlaku górskim, czasem uda mi spotkać urocze towarzystwo, jak dziś. – Wziął ode mnie bibułkę z żarzącym się tytoniem, zaciągnął się, wstrzymał powietrze i dym w płucach. – Później powrót do fabryki małp, czyli codzienności. Pal.
– Dzięki.
I tak sobie paliliśmy, minęło nas w międzyczasie kilkanaście osób, kilka rozpoznało charakterystyczny zapach marihuany, w efekcie oglądało się z zaciekawieniem za nami.
– Może wyskoczymy gdzieś na piwo. – Zaproponował, ja wiedziałam, że musi dojść do takiej propozycji.
– Może innym razem. – Nie miałam wyrzutów sumienia, że odmawiam. – Endorfin i używek miałam na dzisiaj dosyć.
– To może sam seks? – Rozbawił mnie prostolinijnością. Jestem dobry w te klocki, a po trawie mogę cię rżnąć przez całą noc. Wyglądasz na kobietę, która lubi seks.
– Dziękuję ci bardzo. – Wstałam, pochyliłam się, dałam mu buziaka w policzek. – Trawka była pyszna, propozycja mi schlebia, ale muszę podziękować i zmykać. Może kiedyś, a teraz pa.
Mrugnęłam, pomachałam mu ręką, a chwilę później szybkim krokiem schodziłam w dół.
Dobra, musiałam przed sobą przyznać, że mocne było to cholerstwo, dało mi w głowę. Prawie unosiłam się nad ziemią i czułam się naładowana.
W hotelu nie przebierałam się nawet. Do plecaka wrzuciłam czyste ubrania, strój kąpielowy, kosmetyki i pobiegłam do basenów termalnych, odprężyć mięśnie biczami wodnymi.
Zaczęłam od basenu, w którym na komendę głośnego brzęczyka należało się przesuwać zgodnie ze wskazówkami zegara. Trochę mechanicznie to wyglądało, ale dzięki temu silne strumienie wody stopniowo podwyższały się, rozluźniając kolejne partie ciała. Może poza jednym, który masował mnie między nogami.
Może przez to, co zrobiła ze mną trawa, a może przez długą abstynencję seksualną, ale podziałało to tak, że przy kolejnym biczu stanęłam na palcach, by woda uderzała we wrażliwe, pobudzone miejsce i trzymając się brzegu basenu, zafundowałam sobie samotny, cichy orgazm.
Zaliczyłam ten dzień do wyjątkowo udanych. Może jeszcze kupię sobie butelkę wina i rozsiądę się na balkonie, z którego z kieliszkiem w ręku będę podziwiała nadciągającą noc w Tatrach.
Nie miałam pojęcia, że czeka mnie jeszcze jedna przygoda, a właściwie gwóźdź programu. Zachciało mi się odwiedzić saunę.
Znajdziesz ją w moim sklepie
OTRZYMAŁA III NAGRODĘ w 2. edycji Nagrody BEST AUDIO Empik Go Audiobook w kategorii Namiętne historie!
Drugi tom SERII ŻYWIOŁY
OPIS:
Jola zamknęła właśnie pewien rozdział w swoim życiu. Rozwód zostawił w jej sercu nie mniejszą ranę, niż porzucenie w dzieciństwie przez ojca. Przenosi się do domku w środku lasu. Liczy na ciszę i spokój. Nie spodziewa się spotkać tam człowieka, który przypomina jej Neandertalczyka. Najbardziej jednak zaskakuje ją fakt, że przy nim znika jej opanowanie. Chłodna i opanowana Jola zmienia się w ogień. Okazuje się też, że zwykły dom, w którym miała mieszkać, ukrywa wiele tajemnic. To nie jedyne, co ją zaskoczy. Dane jej będzie przeżyć przygodę życia i zrozumieć, że miłość potrafi nadejść w najmniej spodziewanym momencie.
Zostaw Komentarz