Rozdział 19
Raz na wozie, raz pod wozem
Czekałam, by usnął i tak się w końcu stało. Kosztowało mnie to masę wysiłku, bo zapanowanie nad sennością po seksie z Radkiem było bardzo trudne. Byłam jednak bardzo ciekawa tego, gdzie się znajduję i musiałam zaspokoić ciekawość.
Uniosłam powieki i rozejrzałam się po wnętrzu pokoju, do którego mnie przywiózł. Przywiózł, unieruchomił na łóżku i wypieprzył z takim zapałem.
Cholera, to było dobre, bycie zdaną na jego łaskę i musiałam przed sobą przyznać, że podobała mi się ta zabawa. Najważniejsze jednak było to, że włożył w to tyle wysiłku, że odnalazł mnie i powtórzył to, co zrobiłam mu ja.
Zastanawiałam się, czy planował to już wtedy, gdy opowiadałam mu, jak uprowadziłam jego i co mu podałam. Nawet pokazałam mu tabletki i tylko pominęłam kilka faktów, jak na przykład ten, że zakochałam się w nim tyle wcześniej, że snułam się za nim po korytarzach szkolnych i zapaskudziłam samochód sprayem. To wolałam zatrzymać dla siebie na zawsze i podejrzewałam, że nigdy się nie przyznam do tej części zidiocenia. Ani do głuchych telefonów!
Tak naprawdę nie czułam potrzeby, by uświadomić mu, że moje szaleństwo trwało od tak dawna. Po co miałabym mu to mówić? Lepiej, by pozostał w nim cień niepewności.
Bardzo ostrożnie wyplątałam się z kończyn Radka, którymi mnie przygniótł. Był to słodki ciężar i w innych okolicznościach napawałabym się nim i zatonęła w uczuciu radości i obezwładniającego szczęścia. Teraz jednak silniejsza była potrzeba sprawdzenia, gdzie się znajduję, więc cicho wstałam z łóżka, rozglądając się przy tym z ciekawością.
To była sypialnia, z okien której widziałam podwórze pomiędzy kamienicami. Nie podchodziłam, by odgarnąć firanę i przyjrzeć się dokładniej, by nie obudzić Radka. Wolałam na palcach wyjść z sypialni.
Przez głowę przemknęła mi myśl, że istnieje możliwość, że natrafię na kogoś w mieszkaniu, w którym się znajdowałam. Byłam goła i głupio by było się tak komuś pokazać. Dodatkowo poczułam, jak strużka spermy spływa mi po wnętrzu uda.
Cholera! Tabletka! Muszę wziąć pigułkę! Jaki mamy dzisiaj dzień? Ile tutaj tkwiłam? Co z babcią? Przecież wyszłam tylko na jagody! Czy zaalarmowała już mamę? Czy szukają mnie i odchodzą od zmysłów?
Aż przystanęłam w progu sypialni i spanikowana złapałam się za głowę. Musiałam odnaleźć telefon i uspokoić rodziców i babcię. I wziąć tą cholerną pigułkę!
Szukałam wzrokiem plecaka, z którym nie rozstawałam się praktycznie nigdy. Śmieszyłam tym mamę, bo mówiła, że jest prawie jak część mojego ciała. Nie raz pytała mnie, po co biorę garb na rower. Miałam w nim same niezbędne rzeczy, w tym scyzoryk, czołówkę i „kosmetyczkę przetrwania”. Niewielka, skompletowana na wypadek, gdybym znalazła się gdzieś, gdzie nie mam dostępu do swoich rzeczy. Tkwiła w nim zarówno niewielka składana szczoteczka do zębów, jak i pasta, tampon, wkładki higieniczne do majtek. Również stopery do uszu, saszetki z cukrem i solą, kilka tabletek przeciwbólowych, mały grzebień i saszetka kremu. Same potrzebne rzeczy, z których teraz mogłam skorzystać, Najważniejsze teraz było, bym zadzwoniła do domu.
– Jest! – sapnęłam z ulgą, widząc plecak leżący na kanapie i smartfona, a obok niego słuchawki na niskim stoliku kawowym.
Dopadłam do stołu i w ostatnim odruchu powstrzymałam się, by usiąść na kanapie. Zostawiłabym pewnie mokrą plamę na jasnym materiale, a nie chciałam. Tak ze zwykłej przyzwoitości i szacunku do jej właściciela.
Chwyciłam plecak i telefon, po czym rozejrzałam się w poszukiwaniu łazienki.
– Wow – szepnęłam, wchodząc do przestronnego pokoju kąpielowego, na środku którego stała sporych rozmiarów wanna. – Tutaj to można robić seks.
Oczami wyobraźni widziałam siebie i Radka pode mną, gdy wśród piany ujeżdżam go, wychlapując wodę poza wannę.
Otrząsnęłam się z wizji, przywołując do porządku i z telefonem w ręku podeszłam do okna. Odetchnęłam głęboko, odblokowałam smartfon i wybrałam numer do mamy. Nim wcisnęłam zieloną słuchawkę, z ulgą zarejestrowałam datę i godzinę. Wyglądało na to, że wszystko rozegrało się w przeciągu kilku godzin od momentu, gdy widziałam się z babcią. Możliwe więc, że jeszcze nie wpadła w panikę, a rodzice nie wysłali za mną służb specjalnych.
– Cholera! Ale przecież nie dzwonili do mnie!
Ze zmarszczonymi brwiami patrzyłam na brak nieodebranych połączeń. Na wszelki wypadek sprawdziłam też ich historię w rejestrze rozmów, ale tutaj też nie zarejestrowano przychodzących i wychodzących połączeń. Nic, jakby mnie nie porwano, a przecież tym właśnie było to, co zrobił Radek! Nie to, żebym nie chciała i żałowała. O nie! Ale tym postanowiłam cieszyć się później.
Wybrałam numer mamy i obgryzając paznokieć, czekałam z telefonem przy uchu. Jeden sygnał, drugi, w końcu trzeci. Nie odbiera, ale do tego akurat byłam przyzwyczajona. Mama nie nosiła przy sobie telefonu, co mnie denerwowało, ale nie była do niego przyklejona i jak mawiała, nie był jej potrzebny do życia, jak mnie. Używała go w głównej mierze jako telefonu, nie zawracając sobie głowy innymi dostępnymi funkcjami. Nie lubiła aplikacji, z internetem łączyła się przez laptop, a i tam korzystała właściwie wyłącznie z YouTube, gdy szukała filmów o uprawie roślin, albo nowych przepisów na potrawy.
Teraz denerwowałam się tym, bo chciałam z nią porozmawiać i czułam, że coś jest nie tak. W końcu odebrała zasapana, jakby biegła do telefonu, albo… Cholera, a może coś przerwałam jej i tacie? Mogli chcieć skorzystać z posiadania wolnej chaty, skoro córka przebywała poza domem. Przecież wiedziałam, że rodzice uprawiają seks, bo nie kryli się z tym, choć nigdy nie nakryłam ich w takiej sytuacji.
– Cześć, Maja – przywitała się i zamilkła, nie zadając pytań.
Czyli albo nie wie, że nie jestem u babci, albo…
– Cześć mamo – przywitałam się, nie wiedząc od czego zacząć, więc postanowiłam walnąć od razu z grubej rury. – Nie jestem u babci.
– Wiem – odpowiedziała z uśmiechem, który dosłyszałam w jej głosie.
– Wiesz?! – pisnęłam zaskoczona.
– Tak – potwierdziła. – Babcia dzwoniła, że przyjechał po ciebie chłopak. Radek, prawda?
Zatkało mnie i przez dłuższą chwilę trwałam w bezruchu na wdechu.
– Skąd wiesz? – zapytałam słabo. – I skąd wie babcia?
– Radek był u nas i prosił o twój numer telefonu – odpowiedziała spokojnie. – I uprzedził babcię, że cię zabierze i żeby się nie martwiła.
Stałam na sztywnych nogach, wspierając się dłonią o parapet i trawiłam informacje, które mi właśnie zaserwowała. Spiskowiec jeden! Ale i spryciarz z niego! Wszystko na legalu i z błogosławieństwem mamy i babci!
Spiskowcy! – krzyczało mi w głowie. – Krętacze! I to moja rodzina?!
– Wszystko w porządku? – Zaniepokoiła się mama. – Coś się stało? Mamy po ciebie przyjechać?
– Nie trzeba – odparłam słabo. – Jest dobrze. Po prostu nie wiedziałam, że wiecie o tym. Zaskoczył mnie cholernik jeden.
– Uff, bo już się przestraszyłam. – Ulga w głosie mamy uspokoiła i mnie, więc odetchnęłam powoli. – To baw się dobrze i tylko proszę, uważaj na siebie! Przystojny z niego chłopak – dodała konspiracyjnym tonem, a ja się w efekcie uśmiechnęłam.
– I to jak – mruknęłam i westchnęłam rozmarzona. – To będę kończyć. Bawcie się dobrze. Do usłyszenia.
– Ale, że co? – Udała niewiniątko, ale słychać było, że ją rozbawiłam.
Czyli trafiłam celnie i pewnie wyciągnęłam ją z łóżka, czy też z miejsca, w którym bawili się z tatą.
– Dam znać, kiedy wrócę – dodałam, bo na jej miejscu to właśnie chciałabym wiedzieć. – To na razie, mamo. Pozdrów tatę.
– Pa – rzuciła krótko i rozłączyła się.
Przez dłuższą chwilę stałam z telefonem w ręku i osłupieniem, które nie chciało mnie wypuścić ze swoich macek.
To konspiratorzy i kręty chachmęty z nich! Radek im powiedział! Oj, dam ci ja za to popalić, Radeczku! Aż ci jajami pójdzie!
Nie próbowałam podsycać w sobie złości, bo nie czułam jej, może co najwyżej zaskoczenie i podziw. Dla jego determinacji, o którą go nie podejrzewałam, a która świadczyła o tym, że mu na mnie zależy!
I wtedy w głowie zaczął wykwitać plan, na tyle zwariowany, że od razu mi się spodobał. Będę musiała poprosić o pomoc tatę, ale to jeszcze za chwilę, gdy potwierdzi się, że się nie mylę i że Radek czuje choć część tego, co poczułam do niego ja. Nie mógł aż tyle, co ja, bo ciężko przebić moją obsesję na jego punkcie. Jednak to, co opowiedziała mi o mamie babcia i jej pełne smutku stwierdzenie, że sama nie miała dosyć odwagi, by zaryzykować dla miłości, pokrzepiło mnie i dało nadzieję na to, że będzie dobrze.
Pierwszym, co sprawdziłam, było zlokalizowanie swojego położenia na mapach Google. Załączyłam aplikację map w telefonie i kliknęłam ikonkę kompasu.
– Ulica PCK?! – szepnęłam, z niedowierzaniem patrząc na wskazania aplikacji. – Toż to niespełna pół godziny drogi marszem do mojego domu!
Rosła we mnie ciekawość, mocno mieszająca się z radością, czy raczej z dzikim szczęściem, że wszystko układa się tak pięknie.
Teraz już mogłam wziąć prysznic i spokojnie pomyśleć o pobudce, jaką zaserwuję Radkowi.
– A później obejrzę mieszkanie – postanowiłam, wchodząc za szklaną ściankę prysznicową i odkręciłam wodę, której chłodne krople uderzyły z mocą w skórę.
Po chwili zaczęła lecieć ciepła woda, ja przymknęłam oczy i z uśmiechem układałam w głowie zdania, którymi oznajmię rodzicom zmianę decyzji co do wybranej szkoły. Pewnie się zdziwią, ale nie będą próbowali nawrócić mnie na stary tor. Nie oni, bo nie byli nadopiekuńczy, wierzyli we mnie i mój rozsądek. Cóż, prawie mieli rację.
Rozdział 20
Albo rybka, albo pipka
Obudziłem się, by po chwili wystrzelić z łóżka, gdy obok nie zobaczyłem Majki. Trzy oddechy później uspokoiłem się, gdy dotarły do mnie smaczne zapachy i dźwięki dobiegające z salonu z przylegającą do niego otwartą kuchnią.
Wstałem i przez chwilę mrugałem oczami, bo zawróciło mi się w głowie, od zbyt szybkiego poderwania się z łóżka. Przez głowę przemknęła mi myśl, że być może Majka znów podała mi jakiś specyfik, ale szybko odepchnąłem tę teorię. Kiedy, jak i przede wszystkim po co miałaby to zrobić? Nie musiała, ale przecież była nieprzewidywalna i tak naprawdę to nie wiedziałem, co mogłaby wymyślić, na jaki wpaść pomysł.
Sięgnąłem po dżinsy, które wcześniej rzuciłem niedbale na podłogę. Nie zawracałem sobie głowy bielizną, bo chciałem zobaczyć, co robi Majka. W co się ubrała? Zarówno jej spodenki, jak i koszulka, oraz bielizna, wciąż leżały na dywanie obok łóżka.
Stanąłem w drzwiach sypialni i głodnym wzrokiem, chłonąłem jej widok. Mokre, długie włosy luźno zwisały na nagich plecach i zakrywały część pośladków. Poza tym była goła, co zarejestrowałem z zachwytem.
– Cześć – powiedziała z uśmiechem, obracając się do mnie na chwilę i sunąc wzrokiem od twarzy w dół na moją pierś, brzuch i niżej. – Głodny?
I pomyśleć, że to ta sama dziewczyna, która niespełna miesiąc temu wstydziła się stanąć przede mną nago. Miałem wrażenie, że znam ją o wiele dłużej, ale wciąż była zagadką i chciałem, by nią została, bym mógł odkrywać ją po kawałeczku.
– Nawet bardzo, ale jak tak na ciebie patrzę… – zacytowałem samego siebie sprzed kilku tygodni, gdy patrzyłem na nią, gdy w samym ręczniku przyszła do kuchni w swoim domu.
Wtedy widziałem w jej oczach zaskoczenie, strach i nadzieję. Teraz patrzyła na mnie zalotnie, z tajemniczym uśmiechem, mrużąc przy tym oczy i zagryzając dolną wargę.
– Widzę – mruknęła, wyłączając palnik płyty indukcyjnej, po czym oparła się pupą o blat kuchenny i czekała w bezruchu.
Zostawiła mi inicjatywę, czekając na mój ruch, co pobudziło mnie momentalnie.
Dotarło do mnie, że pomimo że znamy się niespełna miesiąc, już tak wiele wspomnień mnie z nią łączy. Cytuję ją, albo siebie, niczym rasowy, sparowany facet. Ale przecież stałem się nim. Czy mnie to przerażało? Coraz mniej, bo chciałem spróbować, jak to jest mieć dziewczynę, mieć Majkę.
– Czy ty znasz się na czarach? – zapytałem, podchodząc do niej, po czym objąłem ją w pasie i posadziłem na blacie między zlewem a piecykiem. – Jesteś czarownicą? Omamiłaś mnie? Albo podałaś jakiś eliksir?
– U nas to rodzinne – mruknęła w odpowiedzi, obejmując udami i sięgając do zapięcia spodni. – Same czarownice. Wiecznie nienasycone i głodne porządnego ruchania.
Ostatnie słowo było niczym smagnięcie batem tyle, że podniecenia, bo chwilę później byłem gotowy na kolejną rundę seksualnych zabaw.
– Chciałbym, żebyś zamiast do babci, to tutaj spędziła resztę wakacji – powiedziałem, gdy w końcu usiedliśmy do stołu.
Obserwowałem przy tym jej twarz, ciekaw, jak zareaguje.
Czy się ucieszy i przystanie na propozycję, czy może wystraszy i za chwilę ewakuuje z mieszkania?
– Chcesz się pobawić w dom? – zapytała, nakładając potrawę na talerze.
– Możemy się też pobawić w lekarza – odpowiedziałem żarcikiem, ale głównie po to, by ukryć zdenerwowanie. – Mam taki przyrząd, którym mogę cię zbadać. Bardzo dokładnie.
– Okej – rzuciła krótko, nie pytając o więcej, ja poczułem ulgę.
– I tylko muszę trochę pracować – dodałem. – Będziesz miała co roić w tym czasie?
Zatrzymała się w pół ruchu i popatrzyła na mnie z politowaniem.
– Radek, czy ja wyglądam na znudzoną panienkę, która nie wie co zrobić z czasem?
– Wyglądasz na kobietę, która dokładnie wie, co zrobić z wolnym czasem – uśmiechnąłem się od ucha do ucha. – Aż za dobrze!
***
Dni mijały mi, niczym w bajce. Dokładnie tak myślałam o czasie, który spędzałam z Radkiem, w jego towarzystwie, lub poza mieszkaniem.
Kochaliśmy się i czułam, że ten piękny facet jest spełnieniem wszystkich moich marzeń. Nie tylko w łóżku i wszędzie tam, gdzie uprawialiśmy seks. Raz dziki i szybki, jakby za chwilę miał się skończyć wspólny czas. Innym razem powolny i stopniujący przyjemność i to wtedy poznawałam siebie najdogłębniej. Nie podejrzewałam, że można się tak przed kimś otworzyć i odsłonić, czerpiąc z tego aż tyle spełnienia. Z miłości fizycznej, która dała przestrzeń na czucie wszystkiego, co zbliża do drugiej osoby.
Dotąd myślałam, że seks jest jedynie cielesną przyjemnością. Nie miałam porównania, ale nie potrzebowałam go, bo nie posiadałam innych pragnień, niż te, by być z Radkiem, by i on się we mnie zakochał. We mnie uczucia się nasiliły, piętrząc się w głowie, w sercu i w każdym zakamarku ciała i umysłu. Co czuł on, tego nie wiedziałam, ale nie zamierzałam pytać. Wymusiłabym tym jego deklaracje, a przecież obiecałam mu, że do niczego go już nie zmuszę. I zamierzałam dotrzymać danego mu słowa. Poczuje chęć, to sam mi to powie. Będzie za mało zdeterminowany, to pomogę mu poczuć więcej. Miałam plan, ale odkładałam jego realizację, czekając na odpowiedni moment.
Czas, gdy Radek pracował, spędzałam beztrosko, jak na bezrobotną prawie-studentkę przystało. Odwiedziłam Galerię Katowicką, kupiłam strój kąpielowy, okulary do pływania i wygodne klapki na pływalnię. W innych sklepach przymierzałam ubrania, starając się znaleźć swój nowy, kobiecy styl. Krótkie, ale niezbyt kuse spódniczki i bluzki z dekoltem, lecz nie za bardzo wydekoltowane, nie odkrywające piersi, których nie zamierzałam już ukrywać. Wiedziałam, że podobam się Radkowi i czułam potrzebę kuszenia go, by chciał mnie więcej i widział to, co dawało mu tyle przyjemności. Ciało, które też ją od niego brało, bo był hojnym kochankiem i miałam wrażenie, że do własnego spełnienia każdorazowo potrzebuje mojej rozkoszy.
Najtrudniejszym zakupem okazała się bielizna. Właściwie biustonosze, bo te kupowane przeze mnie dotąd, miały za zadanie uciśnięcie piersi pod materiałem i utrzymywanie ich, by nie podskakiwały pod ubraniem, przyciągając tym zaciekawione spojrzenia mężczyzn.
Kupiłam kilka staników, które powodowały, że piersi wydawały się większe i były kusząco uniesione. Szerokie paski na ramionach dawały wygodę, choć wcześniej obawiałam się, że ładna bielizna jest mało praktyczna. Jakże się myliłam!
Biedniejsza o ponad tysiąc złotych i bogatsza o dwa biustonosze i pięć majtek do kompletu, opuściłam butik i przystąpiłam do kompletowania reszty odzieży.
Po kilku godzinach opuściłam galerię zmęczona, ale i szczęśliwsza, bo widziałam się w przymierzanych ubraniach i dotarło do mnie, że po raz pierwszy w życiu poczułam na tyle odwagi, by pokazać się światu jako kobieta. Już widziałam zaskoczenie i radość mamy, gdy zobaczy mnie w tych ciuchach. Wiedziałam, że czekała na to i tylko ja po prostu, nie byłam na to dotąd gotowa.
– Mamo, czy mogę wpaść do domu? – zapytałam, gdy, o dziwo, już po dwóch sygnałach odebrała połączenie.
– I co głupio pytasz?! – oburzyła się, ale słyszałam w jej głosie również uśmiech. – Jasne, że możesz! Tak naprawdę to czekałam na twój telefon.
– To co porabiasz? – zapytała mnie, gdy weszłam do rodzinnego domu.
Owionął mnie zapach kwiatów, które stały w ogromnym wazonie na stole w kuchni. Na jednym z krzeseł siedział tata i pił popołudniową kawę.
– Majka! – Podniósł się w powitaniu, cmoknął mnie w policzek i opadł z powrotem, sięgając po filiżankę. – Gdzie byłaś, jak cię nie było?
Zacisnęłam wargi, nie wiedząc, od czego zacząć. Przecież nie od początku, bo na wyjawienie swojego szaleństwa, nie byłam na razie gotowa.
– Zakochałam się – odparłam szczerze, czując potrzebę wypowiedzenia tego na głos. – Na amen!
– W Radku? – zapytała mama, uśmiechając się z czymś tajemniczym w oczach.
Przeniosła spojrzenie na tatę, jakby mówiła mu coś samym spojrzeniem.
– Tak – potwierdziłam. – I w związku z tym chcę cię o coś prosić, tato.
Brwi taty uciekły na czoło, odstawił filiżankę i czekał na to, co powiem.
– Zmieniłam plany co do uczelni – zaczęłam to, co oczywiście ułożyłam sobie wcześniej w głowie. – Nie chcę studiować marketingu i zarządzania, ale tam, gdzie chcę iść, jest już zamknięty nabór. Pomożesz?
– Rozumiem, że mam zadzwonić tu i ówdzie, żeby znalazło się miejsce na liście? – zapytał, domyślając się ciągu dalszego.
– Dokładnie! – potwierdziłam, nie czując nawet cienia wyrzutów sumienia przez to, że wykorzystuję znajomości taty.
– No to mów.
Nie dopytywał o moje motywy, ale widać posiadanie mamy za żonę, przyzwyczaiło go do nie dyskutowania z pragnieniami kobiet z naszej rodziny. Mówiłam, on zapisał parę rzeczy w telefonie, a następnie wybrał jeden z numerów i po krótkim powitaniu z rozmówcą, przeniósł się z kawą i aparatem na taras w ogrodzie.
– Co tam masz? – Podekscytowana mama wskazała siatki z zakupami. – Ubrania?!
– Tak i chciałabym cię poprosić o kilka rad w związku z tym – przytaknęłam, sięgając po kilka papierowych siatek i dwie pękate reklamówki. – Wydałam na to wszystkie oszczędności i to, co przelaliście mi na pobyt u babci.
– Córko! – wykrzyknęła mama. – Ile czasu ja na to czekałam! Chodź do pokoju i działamy!
Tata wychylił się zza drzwi balkonowych i nie przerywając rozmowy telefonicznej, odprowadził nas zaskoczonym i zaciekawionym spojrzeniem.
Kolejne trzy godziny spędziłam na przymierzaniu ubrań i słuchaniu mamy, która udzielała mi rad, czy raczej przeprowadziła przyspieszony kurs modowy. Dowiedziałam się, jak łączyć poszczególne kolory, oraz wzory i faktury tkanin, czego unikać w dobieraniu części odzieży. Jakimi butami niepotrzebnie skrócę wizualnie nogi, co jest najodpowiedniejsze przy moim typie urody, oraz jak odkryć część ciała bez zagrożenia, że będę wyglądała zdzirowato.
Miałam szczęście i czułam to każdą komórką ciała, bo mama była biegła w tej dziedzinie i poczułam podziw dla jej wiedzy i umiejętności. Jak i coraz silniejsze zmęczenie, bo nigdy dotąd nie podejrzewałam, że strojenie się może być aż tak męczące. Mimo to byłam wdzięczna losowi za zamiłowanie mamy do ładnych strojów.
– Możesz brać moje ubrania i tylko uważaj na nie proszę, pierz i prasuj po praniu, ale zawsze sprawdzaj metki, żeby czegoś nie uszkodzić – mówiła, wyjmując kolejny ciuch ze swojej przepastnej szafy, a ja po raz pierwszy w życiu oceniłam jej zbiory. – Albo nie zapytaj, bo tak będzie bezpieczniej.
Miała bardzo bogatą kolekcję strojów na każdą okazję. I butów, czyli czegoś, do kupna czego jeszcze nie dotarłam.
– Buty też możesz brać, ale tutaj muszę ci zrobić osobne przeszkolenie – mówiła dalej, a ja zastanawiałam się, skąd bierze aż tyle energii! – Dobrze, że mamy ten sam rozmiar – dodała, a ja zaśmiałam się w duchu, przypominając sobie co o pożyczaniu ubrań od swojej mamy mówiła mi kiedyś Ewka.
Jej mama nie była tak skora do dzielenia się zasobami własnej szafy. Co innego moja mama, ale przecież szycie i dobieranie ich innym, było jej pasją i miała na tym punkcie hopla.
Po kolejnej godzinie byłam spocona i zmachana o wiele bardziej, niż po stu basenach przepłyniętych kraulem. Mama natomiast tryskała wigorem, a w końcu przeszła do toaletki, z której zaczęła wyciągać kosmetyki.
– Stop! – zaprotestowałam słabo, czując, że za chwilę padnę na twarz i usnę na dywanie w sypialni rodziców. – Mam dosyć i nie przyjmę już więcej twojej mądrości. Nie dzisiaj! Wracam do Radka. A ubrania zostawię, bo chcę zrobić wielkie wejście w odpowiednim momencie. Makijażu nauczysz mnie innym razem, bo nie jestem w stanie ogarnąć tego wszystkiego. Ty się tego pewnie uczyłaś latami?
– Masz rację – przyznała z pełnym poczucia winy uśmiechem. – Wybacz, ale widzę, jaka jesteś śliczna, ale ukrywałaś to tyle czasu. Cieszę się, że wreszcie przestałaś.
– Kocham cię, mamo – szepnęłam, czując cisnące się do oczu łzy.
– Ja ciebie też – odszepnęła, po czym przytuliła mnie i tak zastał nas tata.
– Załatwione! – rzucił od progu wesołym głosem. – A wy co? Dlaczego płaczecie? Majka, jesteś w ciąży?
– Taaaato – sapnęłam z oburzeniem. – No bez przesady!
– Sorry, tak mi się skojarzyło – mruknął, krzywiąc się zabawnie i drapiąc po głowie.
Jego wzrok powędrował ku mamie, ona odpowiedziała pełnym pobłażliwości spojrzeniem. Mnie ukłuła wiedza o tym, co zdradziła mi babcia, a o czym oboje musieli pomyśleć. Kiedyś ich o to zapytam, ale to w przyszłości. Przyjdzie na to odpowiednia pora, bo teraz miałam przed sobą inne, czekające na mnie zadania.
– Jakieś zobowiązania w zamian za przysługę? – zapytała mama, odwieszając równocześnie do ogromnej szafy kolejne wieszaki, których pokaźna sterta pokrywała łóżko rodziców.
– Drobnostka. – Tata machnął lekceważąco ręką. – Mam zaprojektować kemping w lesie. Bez elektryki i kanalizacji, więc pójdzie szybko.
– Dziękuję, tato – szepnęłam wzruszona, obejmując go w pasie i przytulając się teraz do niego. – To dla mnie wiele znaczy.
– Dla ciebie wszystko – odpowiedział i pogładził mnie po głowie. – I tak do końca świata i o dzień dłużej.
Znałam renomę umiejętności taty i wiedziałam, że jego usługi nie należały do tanich. Projekt, o którym wspomniał, kosztowałby pewnie kilkanaście tysięcy złotych. Jeśli nie więcej! Często opowiadał o swojej pracy, również o swoich stawkach i w ogóle o pieniądzach, które były jednym ze zwykłych tematów podczas codziennych rozmów.
Mama szyła skórzane torebki z elementami kryształków Swarovskiego i tworzyła piękną biżuterię ze skóry z błyszczącymi dodatkami. Miała pracownię w domu i sporo punktów odbioru, w prywatnych butikach. Myślała o stronie internetowej, przez którą mogłaby je sprzedawać, ale na razie pozostawało to w sferze marzeń. Wszystko przez nadmiar prac i z braku wiedzy.
A może poproszę o to Radka? – pomyślałam, patrząc na stojak na bransoletki, który stał na blacie kuchennym. – W końcu to jego praca, tworzenie takich sklepów dla swoich klientów.
Obok na trójnogu stał aparat fotograficzny, bo mama wysyłała zdjęcia produktów w mailach ze swoją ofertą. Każdy jej wyrób był istnym dziełem sztuki i stanowił niepowtarzalny egzemplarz. Za to też ją podziwiałam.
Zapytam, ale jeszcze nie teraz. Albo zaproszę go do domu, a wcześniej zaproponuję mamie, by go do tego zatrudniła!
Rozdział 21
Z tej mąki chleba nie będzie
Wróciłam do treningów i raz dziennie chodziłam na Basen Brynów. Budynek znajdował się w połowie drogi pomiędzy domem rodziców i mieszkaniem Radka. Nie ukrywałam tego przed nim, zresztą trudno by było, bo codziennie suszyłam mokry strój w niewielkiej pralni w jego mieszkaniu.
Postanowiłam podszkolić się w pływaniu i nauczyć robić to poprawnie, a także przejść do bardziej zaawansowanych stylów pływackich. Delfin i motylek były czymś, czego dotąd nawet nie próbowałam, a teraz powinnam poznać, bo miało mi się to przydać.
– Widzę potencjał – stwierdził ratownik, u którego wykupiłam prywatne lekcje.
Mężczyzna w wieku około trzydziestki był uprzejmy, ale nie umknęło mi, że i mocno mną zainteresowany. Nie podjęłam tematu, gdy zaczął mnie wypytywać o życie prywatne. Zbyłam go lekkim uśmiechem, dając tym samym znać, że przyszłam na zajęcia nauki pływania i nie chcę wykraczać poza te granice. Nie próbował już i tylko poprawiał ułożenie moich ramion, czy pracę nóg, dając rzeczowe wskazówki, które przyswajałam i pilnie wdrażałam.
Mieszkanie Radka było wygodne, choć wyglądało na to, że sporo w nim jeszcze prac, by zostało wykończone. Sypialnię miał kompletną, a duży salon z kuchnią zastawiony był masą kwiatów, stała w nim wygodna kanapa ze stolikiem przed nim, duży telewizor wisiał na przeciwległej ścianie.
Wieczory, gdy oglądaliśmy razem seriale, były czymś, co mogłabym nazwać czasem słodkiej sielanki. Spleceni kończynami, ja na nim, z głową wspartą na kiego piersi.
To podczas jednego z takich seansów odważyłam się, by spróbować oralnej pieszczoty, jako pobudki. Radek, zmęczony pracą i obowiązkowym treningiem w siłowni, usnął tuż po późnym obiedzie. Mówiłam coś do niego, komentując treść filmu.
Zupełnie, jak mama i tata – przemknęło mi przez myśl, a ciepło zalało serce.
Radek nie odpowiedział, więc się podniosłam i znów mnie zatchnęło, gdy patrzyłam na jego piękną twarz. Jeszcze wilgotne po prysznicu włosy, których lekko skręcone włosy opadły mu na czoło. Podparta na łokciu obserwowałam go i znów przyłapałam się na tym, że dziękuję Najwyższemu za hojność. Za to, że pomógł mi w szalonym planie, ale głównie za nieomylność w mojej ocenie tego człowieka.
Odsunęłam się odrobinę na szerokim siedzisku, a mój wzrok powędrował ku luźnym spodniom dresowym. Drgnęłam, gdy Radek mruknął, jakby zezłościło go moje poruszenie się. Sypialiśmy przytuleni do siebie i zawsze spleceni, zazwyczaj w pozycji na łyżeczkę. To też lubiłam i już bolał mnie brak tej bliskości, gdy pomyślałam, że niedługo wrócę do domu rodziców i będę samotnie spała w swoim łóżku.
Naciągnęłam gumkę luźnych spodni, odkrywając podbrzusze i przyglądając się penisowi w stanie spoczynku. Podobał mi się i taki, ale chciałam dać mu przyjemność i zobaczyć, jak na to zareaguje.
Pochyliłam się i delikatnie ujęłam go w palce. Wzięłam do ust i possałam, rejestrując niespokojne poruszenie ciała Radka i gwałtowniejszy oddech. Nie obudził się jednak, lecz twardniał, coraz bardziej wypełniając mi usta. Poruszałam głową, w takt podszeptywany przez instynkt.
– Co robisz? – jęknął, patrząc na mnie zaspanymi oczami.
– Loda – odparłam szczerze, wypuszczając go spomiędzy warg, nie przestając masować dłonią. – Była obiadokolacja, ale nie było deseru.
Opadłam z powrotem, dobijając główką głęboko do gardła. Wiedziałam, że tak lubi, gdy podczas seksu sam wkładał mi go do ust w ten sposób.
– O kurwa! – jęknął, zaciskając palce dłoni na moim ramieniu, odruchowo unosząc biodra.
– Taki brzydkie słowa – mruknęłam, wypuszczając go spomiędzy warg i cytując jego słowa, które w podobnej sytuacji wypowiedział w lesie. – Ładnie mówisz brzydkie rzeczy.
Po orgazmie patrzył na mnie z czymś nowym w niebieskich, zamglonych przyjemnością oczach. Wyglądało to na miłość, którą czuł, może oswajał się z nią, ale wciąż nie nazwał, więc było tak, jakby wciąż jeszcze nie dał jej dojść do życia. Nie pozwoliłam mu dać mi orgazmu, bo chciałam, by to było tylko dla niego. Długo dociekał, dlaczego się upieram, ale uparłam się i w końcu dał za wygraną.
– Nie jem wieczorem deserów – odparłam przekornie, po czym wstałam, by iść umyć zęby przed snem.
W nocy odwdzięczył mi się oralną pieszczotą, którą jak ja wcześniej jego, tak on obudził mnie, całując między nogami. Ocknęłam się tuż przed orgazmem, ten zaskoczył mnie i wygiął moje ciało, by kilka minut później wrzucić z powrotem w objęcia snu.
I tak upływał dzień, po nim noc, minął pierwszy tydzień, w końcu drugi. Czułam, że zbliżam się do końca pięknego bycia razem w mieszkaniu Radka. Co będzie dalej, tego nie widziałam, ale coraz mniej bałam się przyszłości.
***
Nadszedł dzień, którego się obawiałem. Dzień rozstania, gdy to Majka wróciła do rodzinnego domu. Pożegnanie było długie i wyjątkowo mokre i mokra była głównie ona, choć pot pokrywał i mnie.
Nie było rozmów o tym, jaki będzie ciąg dalszy naszej znajomości. Nie pytała czy się spotkamy i kiedy, a nawet o numer mojego telefonu. To ostatnie było najdziwniejsze, bo ja, gdybym nie miał jej numeru, na pewno zapytałbym o to. Przyznałem przed samym sobą, że to akurat odrobinę mnie zaniepokoiło.
Pierwszy września był dniem, kiedy moja firma wchodziła na wyższe obroty. Ja razem z nią, bo przed początkiem roku akademickiego zamierzałem domknąć kilka rozpoczętych projektów dla większych klientów. Wiedziałem, że od października będę miał na to mniej czasu. Zacznie się nauka i treningi, więc będę pracował głównie w weekendy, czasem wieczorami.
Po wyjściu Majki, długo siedziałem w bezruchu w pustym mieszkaniu. Właśnie, było puste, jakby zniknęło z niego serce i ogień. I to w sercu najmocniej odczuwałem jej brak i dziwną pustkę. Ogień we mnie rozpalał się każdorazowo, gdy spojrzałem na któreś z miejsc w pokoju, w którym uprawialiśmy seks.
Seks! Cholera, z nią ta czynność weszła na wyższy poziom! Nie podejrzewałem siebie dotąd o takie umiejętności. To było zaskakujące, jak bardzo ta sfera życia wypełnia mnie całego. Właściwie to dopełniła, bo dzięki Majce poczułem się kompletny.
Postanowiłem przeczekać ten głód, dając sobie dzień, lub dwa bez jej towarzystwa. Chciałem sprawdzić, co poczuję i czy tęsknota zelżeje, gdy trochę ochłonę. Przed wyjściem Majki, ledwie się powstrzymałem, przed zaproponowaniem jej wspólnego zamieszkania. Obawiałem się tak śmiałego ruchu, bojąc się, że to zbyt wcześnie, że lepiej, byśmy poznali się trochę lepiej.
Udało mi się przepracować dzień i drugi i nie zadzwonić do Majki. Było to trudne, bo byłem ciekaw, co u niej słychać i czy tęskni za mną. Chciałem to usłyszeć i skręcało mnie, jak jasna cholera. Ale zaciąłem się w sobie , chcąc dotrzymać powziętego wcześniej postanowienia. Tylko kilka dni i zadzwonię.
W mojej głowie rozgrywała się nieustanna walka serca i rozumu. To pierwsze krzyczało, że jeśli mam jaja, to powinienem iść w tej chwili do Majki i przytargać ją do mieszkania. Rozum upominał równolegle, żebym się uspokoił, siadł na dupie i nie kombinował. Posłuchałem rozumu, bo ostatnio uległem podszeptowi chwili i pognałem za nią do lasu. Odurzyłem ją i przywiozłem do mieszkania. Skończyło się na trzech tygodniach sielanki, po której musiałem ochłonąć i dojść do ładu z wewnętrznym chaosem.
Tak, ten chaos przerażał mnie najmocniej, bo czułem się tak, jakbym się angażował w życie rodzinne. Nie byłem na to gotowy, choć od niejednej osoby słyszałem, że jestem rozwinięty ponad wiek i poważniejszy, niż większość ludzi w moim wieku. Z jednej strony brzmiało to jak komplement, z drugiej zastanawiało, czy coś mnie nie omija. Bo ponoć powinienem się bawić i używać życia. Tyle, że nie bawiły mnie imprezy i bezproduktywne tracenie czasu na popijawy.
Późnym piątkowym wieczorem, siedziałem samotnie na kanapie. Jeden z kumpli zadzwonił czysto formalnie, by zapytać, czy tym razem przyjdę do knajpy na piwo. Spotkanie starej klasy, prawie samych chłopaków i kilku dziewczyn. W pierwszym odruchu odmówiłem, ale ukłuła mnie myśl, że może właśnie powinienem, bo dawno tego nie robiłem.
– Cześć, stary! – przywitał mnie Antek, gdy wszedłem pod parasole knajpiane na Rynku przy Teatrze Śląskim. – Wyrwałeś się wreszcie z chaty! Patrzcie, pracuś do nas dołączył!
Przywitało mnie kilka głosów, większość już rozweselona alkoholem. Pić nie zamierzałem, bo zwyczajnie nie lubię, więc zamówiłem piwo bezalkoholowe, za co oczywiście zostałem wyśmiany. Nie było w tym na szczęście złośliwości, najwyżej trochę słabo skrywanej zazdrości.
– Ja już swoją cysternę osuszyłem – odparłem, niepotrzebnie się broniąc.
– No tak, Radek sportowiec dba o ciało!
To był Grzesiek, który w tym względzie miał duże braki. Chorobliwa wręcz otyłość, oraz odpalany jeden od drugiego papieros, a do tego salaterka z czipsami stojąca przed nim, potwierdzały, że nie zmienił nawyków. Nie odpowiedziałem nic, puszczając jego kąśliwe uwagi mimo uszu i bez przerwy natrafiałem na spojrzenie Izy, która przyglądała mi się ponad stołem.
W tym momencie złapałem się na tym, że zaczynam pilnować kufel z piwem. Dlaczego? Oczywiście przez Majkę i tabletkę, którą zaczęła naszą szaloną przygodę.
Siedziałem przez dwie godziny przy jednym piwie, przysłuchując się rozmowom znajomych. Mało udzielałem się w konwersacji, tylko zdawkowo odpowiadając na zadane pytania.
O północy miałem dosyć, bo zwyczajnie zmęczył mnie ten spęd i gadki o niczym. Kasa, opowieści o wakacjach, studiach, lub pracy, czyli życie, ale od oczywistej i nudnej strony.
– Będę się zbierał – oznajmiłem, wstając i odstawiając do połowy wypite piwo.
– A co, rano idziesz do pracy, czy żonka czeka?
– Ani jedno, ani drugie – odpowiedziałem bez tłumaczenia się, w ostatnim momencie opanowując ziewnięcie. – Trzymajcie się!
I odszedłem od stołu, odprowadzany śmiechem i mało wybrednymi żartami. Nie zarejestrowałem ich nawet, bo chciałem się znaleźć już w mieszkaniu.
– A co tak szybko? – usłyszałem za plecami kobiecy głos.
W pierwszym odruchu pomyślałem, że to Majka i ucieszyłem się, jak dziecko. To była jednak Iza, która poszła za mną. Miałem nadzieję, że nie zauważyła rozczarowania, które musiało się odmalować na mojej twarzy.
– Chcę iść spać – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Jutro mam pracę i chcę skończyć jeden z projektów.
– Ale noc jeszcze taka młoda – mówiąc to, uśmiechnęła się zalotnie, biorąc mnie pod ramię i czekając, co odpowiem.
Milczałem skonsternowany jej zachowaniem, nie mając ochoty na odpieranie jej umizgów. Denerwowała mnie, choć nie mogłem zauważyć, że wyładniała. Ale nie była Majką, a to ona siedziała mi w głowie.
– Może pojedziemy do mnie? – zagadnęła, nie doczekawszy się mojej odpowiedzi. – Zrobię ci drinka, albo herbatę, jeśli wolisz.
– Sorry, ale naprawdę idę do siebie – sapnąłem, czując się co najmniej głupio. – Sam.
– No tak, ty jak zwykle niedostępny – westchnęła, ale na szczęście nie wyglądała na zasmuconą. – Mam nadzieję, że w końcu jakaś dziewczyna zawróci ci w głowie. To trzymaj się! – rzuciła i odwróciła się na pięcie, by wrócić pod parasole.
Wracałem do domu, bijąc się z myślami. Gdyby ona wiedziała, jak jedna dziewczyna zawróciła mi i to na amen! Tak naprawdę, to dzisiejsze spotkanie, tylko utwierdziło mnie w tym, co tak uporczywie odsuwałem od siebie.
Chciałem Majki i to w dużych ilościach i coraz więcej mentalnych bezpieczników w zaporze w moim umyśle przepalało się, otwierając mnie na to, przed czym się wzbraniałem.
– I wystarczy już – sapnąłem, opadając na kanapę w mieszkaniu, tuż po prysznicu, którym zmyłem z siebie woń fajek, jakim przesiąknąłem, mając dwóch palaczy siedzących po bokach mnie przy stołach pod parasolami. – Pięć dni testów i basta!
***
– Cieszę się, że przyjechałaś – powiedziała babcia, gdy tylko weszłam do jej kuchni i usiadłam przy stole. – Ładny chłopak, z tego twojego Radka.
– Dziękuję, babciu – westchnęłam zgaszonym głosem. – No ładny, znaczy przystojny. I boski.
– Chyba cię mocno zauroczył? – dopytywała, przygotowując pajdy z masłem i solą.
Pieczenie chleba, było kolejną rzeczą, którą babcia opanowała do perfekcji. Nie kupowała pieczywa, ale raz w tygodniu, piekła chleby na swoim zakwasie. Kilka bochenków zawsze przechowywała w spiżarni, owinięte w białe ściereczki i ułożone w specjalnych, wiklinowych koszykach. Ten, który właśnie kroiła, byś świeży, a cały dom wypełniał zapach po niedawnym wypieku. Gdy dostałam piętkę i grubą pajdę obok na talerzu, masło topniało właśnie, wsiąkając w kromki. Wbiłam zęby w piętkę, pewna tego, że nawet nie poczuję smaku. Nie miałam apetytu, bo skręcała mnie tęsknota za Radkiem, ale trzymałam się postanowienia, że nie zadzwonię do niego pierwsza. Poprawka, nie miałam jego numeru i w sumie dobrze, bo istniało zagrożenie tym, że wtedy mogłabym się złamać.
– Boże, jakie to pyszne! – jęknęłam, gdy smaki rozeszły się na języku, a drobiny miękkiej kromki przykleiły się do podniebienia. – Niebo w gębie! Ale dobre.
Przez kolejne minuty milczałyśmy, gdy ja tymczasem rozkoszowałam się smakiem czegoś tak prostego i wykwintnego zarazem.
– To przyniosę coś jeszcze – mruknęła babcia, a mi nie umknął tajemniczy błysk w jej oku.
Żułam skórkę pajdy, gdy tymczasem babcia podreptała do spiżarni. Po chwili wróciła z butelką, wypełnioną jaskrawo czerwoną cieczą.
– Truskawkówka – powiedziała z dumą. – Z własnych truskawek z ogrodu. Na spirytusie.
– Alkohol? – Zaskoczona uniosłam brwi i patrzyłam na nią z niedowierzaniem. – Ty mnie namawiasz do picia?
Nie poznawałam babci. W życiu nie widziałam, żeby piła alkohol.
– To specjalna nalewka i zrozumiesz, jak ją skosztujesz – mówiąc to wyciągnęła ze szklanej szyjki korek, po czym nalała po trochu do dwóch wysokich, chyba kryształowych kieliszków. – Na specjalne okazje.
– To mamy jakąś okazję? – upewniałam się, unosząc szkło do nosa i nieufnie wąchając zawartość. – Nie śmierdzi wódką.
– Bo to wyjątkowy napitek – powiedziała z dumą, upijając łyk. – Ale to nie wszystko – dodała po chwili, wyciągając z kieszeni fartucha niewielką kosmetyczkę.
Szczęka mi opadła, a oczy chyba wyszły z orbit, gdy wyjęła z niej fajkę i woreczek. Nabiła niewielki cybuch suszem, po czym odpaliła długą zapałkę, które zazwyczaj używała do przypalania drewna w kuchennym piecu węglowym. Zaciągnęła się porządnie, wstrzymała dym w płucach, jak rasowy palacz.
– Chcesz? – Podała mi fajkę.
Odruchowo sięgnęłam i wzięłam ją z jej dłoni, nadal nie potrafiąc wydusić ani słowa.
– To jest trawa?! – stęknęłam zszokowana.
– Tak – stęknęła babcia, wypuszczając obłok, który wstrzymywała w płucach. – Z własnej uprawy w lesie.
Siedziałam w bezruchu skamieniała, rewidując wszystko, co dotąd myślałam o babci. To, że jest spokojną, zapyziałą, starszą panią, która hoduje króliki i uprawia ogródek, a także chodzi spać z kurami i na tym kończy się jej życie. Jakże się myliłam!
Zostaw Komentarz