Trzydzieści plus rozdział 2

with Brak komentarzy

Trzydzieści plus od Monika Liga

Rozdział drugi

Szybko się zjawiłaś. Jak nie ty.

Majka dałaby się pociąć za to, że jej rodzicielka czuła satysfakcję, wypowiadając powyższe słowa. Od kiedy pamiętała, matka manipulowała wszystkimi członkami rodziny i robiła to perfekcyjnie. To przez nią Maja zapisała się na psychoterapię i od pół roku potrafiła już przeciwstawić się tyranii matki. Siostry nadal pozostawały w jej mocy, ale tym nie zamierzała się przejmować.

Ciekawskie ze mnie stworzenie. – Cieszyła się, że w drodze tutaj łyknęła dwie tabletki przeciwbólowe. One wespół z wodą z ogórków przynosił ciału ukojenie. – Nie chciałaś powiedzieć przez telefon, w czym rzecz, to jestem. Słucham cię.

Opadła na wiklinowy fotel na tarasie. Miejsce to matka obdarzyła szczególnym staraniem. Zapędy ogrodnicze Maja odziedziczyła właśnie po niej. Wokół kipiała majowa zieleń poprzetykana kolorami kwiatów. Nawet gdyby chciała, nie mogłaby nie docenić talentów rodzicielki w tym zakresie. Taras mógł z powodzeniem startować w konkursie na najpiękniej przystrojone miejsce tego rodzaju. Każdy detal roślinności, stylizowane meble i sprytnie umiejscowione oświetlenie tworzyły kompletną, wygodną i zachwycającą całość. Efektu dopełniały bezgłośnie fruwające motyle i bzyczące bąki i pszczoły.

Stała się rzecz zaskakująca i doprawdy nie potrafię pojąć, jak dochodzi do takich zdarzeń. – Zaczęła zawile, a Majka zyskała pewność, że matka cierpi obecnie na nadmiar czasu i zamierza go wypełnić popisem talentów aktorskich. – Wczoraj po południu odebrałam połączenie i powiem ci, że w pierwszym momencie pomyślałam, że ktoś sobie ze mnie żarty stroi! – Wyrzuciła ramiona w górę, potrząsając włosami niczym lew, a przynajmniej w jej mniemaniu zapewne miało to tak wyglądać, ale Mai ten gest skojarzył się z gulgoczącym indykiem, w dodatku z przerzedzonym na głowie upierzeniem. – Zadzwoniłam do taty, on mnie uspokajał, ale i tak trzęsłam się z nerwów niczym w febrze!

By podkreślić wzburzenie, rozcapierzyła palce, potrząsając dłońmi nad głową. Majka wiedziała, że matka robi to po to, by zabrzęczeć nadmiarem pierścionków i cienkimi kółkami bransoletek.

Do rzeczy, mamo. – Nie dała się wciągnąć w przedstawienie. Tabletki przestawały działać, skronie zaczęły dudnić rytmem pompowanej przez serce krwi. – Kto i w jakim celu dzwonił, a najważniejsze – jaki to ma związek ze mną? Jakiś ma, bo byś mnie nie wzywała.

Anna, matka Majki, spiorunowała ją wzrokiem, ściągając przy tym usta w wyrazie dezaprobaty. Obróciła się bokiem, odwracając obrażoną twarz i przerywając kontakt wzrokowy. Majka powstrzymała westchnienie. Rozbawiła ją stałość w wykorzystywaniu starych, przebrzmiałych już trików. Ciekawa była, kiedy matka zauważy w końcu, że powinna zmienić repertuar. Przynajmniej dla niej – reszta rodziny wciąż pozostawała pod jej władzą.

Dzwonił adwokat rodziny. – Cienkie, narysowane kredką brwi uniosły się imponująco wysoko. – Skończyłaś właśnie trzydziesty rok życia, więc zapis testamentu sprzed kilkudziesięciu lat nabiera mocy prawnej. – Wyglądało na to, że postanowiła przejść wreszcie do konkretów. – Twoja prababka zostawiła spadek – i tu zaskoczenie. – Odwróciła się gwałtownie do córki. – W całości przypada on tobie i to pod warunkiem, że zamieszkasz tam sama i wyremontujesz domek. – Podała jej wysoką szklankę z lemoniadą i za ten gest Majka poczuła wdzięczność. – Nie czarujmy się jednak, nie stać cię na to. Gdybyś chociaż miała narzeczonego, mogłabyś udźwignąć taki ciężar. Twoje siostry o wiele lepiej wykorzystałyby potencjał tego domu. Nadmorska wioska, cisza, w sam raz dla rodzin z dziećmi, nie samotnej kobiety.

Majka zacisnęła zęby, powstrzymując się przed wyjściem. Po wdzięczności nie pozostał nawet ślad. Wiedziała, że każdą jej reakcję matka wykorzysta na jej niekorzyść, z siebie samej robiąc ofiarę.

Daj mi więc, proszę, namiary na naszego adwokata. – Z naciskiem wypowiedziała słowo „naszego”. – Poznam szczegóły i zastanowię się, co z tym fantem zrobić.

Tylko pamiętaj, że nie mamy sił i czasu, by się w to angażować. – Anna uniosła podbródek. – Ojciec ma już swoje lata, więc nie wymagaj od niego, by brał udział w twoich fanaberiach.

Nie zamierzam was prosić o pomoc. – Majka była na skraju wytrzymałości, tym bardziej że ból w skroniach dawał o sobie znać. – Daj mi tylko numer i to wystarczy. Nigdy nie prosiłam was o nic i nawet studiując, sama remontowałam mieszkanie, które SAMA wychodziłam w urzędzie miasta. Dawno temu zrozumiałam, że to młodsze rozpłodowe rodzeństwo może liczyć na pełne wsparcie, nie ja. Numer poproszę. – Wyciągnęła z kieszeni telefon i zamarła z nim w ręku w geście oczekiwania.

Nie patrzyła już na rodzicielkę, by nie zabijać jej wzrokiem. Najchętniej wykrzyczałaby jej całą swoją złość, ale z terapii wiedziała, że nie przyniesie to nic dobrego. Od zawsze dochodziło między nimi wyłącznie do spięć. Nie chciała o tym teraz myśleć, zbytnio dokuczał jej kac. Zapisała numer telefonu pod hasłem „trzydzieści plus”, po czym uśmiechając się krzywo, pożegnała z matką i z ulgą opuściła rodzinne pielesze.

Wieczorem z kieliszkiem w ręku siedziała w wannie, napawając się spokojem, słodyczą wina i zapachem lawendowej soli do kąpieli. Odbyła już spotkanie z miłą, starszą panią adwokat, która przekazała jej zapisy testamentu. Majka miała stać się właścicielką ziemi w pobliżu rezerwatu przyrody. Posiadłość warta dwa miliony złotych obejmowała dworek okolony parkiem o powierzchni ponad sześciu hektarów oraz pięć hektarów folwarku i dziesięć ziemi ornej. Poza tym do dyspozycji Majki było konto w banku i szesnaście milionów euro na nim. Przeznaczone mogły być na remont, utrzymanie posiadłości i życie spadkobiercy pod warunkiem przestrzegania przez niego zasad zapisanych w testamencie. Zasadnicza była taka, że Maja miała zamieszkać w dworku i ukończyć renowację w przeciągu trzech lat. Zdjęcia dołączone do testamentu przedstawiały coś tak egzotycznego architektonicznie, że Maja zaniemówiła, patrząc na nie, nie potrafiąc nazwać swoich uczuć. Wydawało jej się to zbyt piękne i niemożliwe, by ona, zwykła kobieta, mogła stać się częścią czegoś tak bajkowego.

Jeśli się pani zdecyduje i przeprowadzi do Bobolina, nie musi się pani martwić o opłaty związane ze spadkiem, bo te, na życzenie świętej pamięci Róży Niesieckiej, zostaną w całości uregulowane z osobnego funduszu. – Adwokat widziała stan, w którym znalazła się Majka. Nie dziwiła się dziewczynie i podobną reakcję miała okazję oglądać po raz trzeci w kilkudziesięcioletniej karierze adwokackiej. Po raz pierwszy jednak ktoś nieświadomy posiadania bogatej rodziny odziedziczył majątek o takiej wartości. – Warunki wykonania testamentu narzucają jedno – musi się pani przeprowadzić, porzucić pracę i rozstać z rodziną. Co pani na to?

Co Majka na to?

Po pierwsze utrata pracy stała się nikłym problemem, a właściwie w ogóle przestała nim być. Trwał okres jej wypowiedzenia, który w całości pokrywał urlop. Nie interesowało ją ubezpieczenie, nie musiała myśleć o szukaniu pracy.

Wiedziała, że rodzina będzie na nią zła, w szczególności matka. Przypadł oto Majce bonus od życia, o jakim marzy każdy. Nie jej siostrom, ale jej, najstarszej córce, w dodatku singielce. Postanowiła cieszyć się zrządzeniem losu i, nie konsultując decyzji z nikim, przyjąć wyzwanie wyremontowania dworku, choć o budowlance nie miała zielonego pojęcia.

Najlepsze jest to, że przeprowadzę się od was w chuj daleko! – krzyknęła w eter, wiedząc, jak bezsensownie się zachowuje. – Dziękuję ci, prababciu. Ratujesz mi życie. – Uniosła kieliszek ku sufitowi. – Za dobre decyzje i zmiany! Za ciebie!

Kieliszek pękł, kilkucentymetrowy kawałek szkła odprysnął i cicho spadł na pianę pokrywającą wodę. Zatrzymał się na jej powierzchni, więc Majka bez trudu chwyciła go ostrożnie w palce. Odłożyła pusty kieliszek na półkę przy wannie, a okruch szkła wrzuciła do środka. Wina nie udało się uratować. Biała dotąd piana zabarwiła się szkarłatem, bąbelki pstrykały, unosząc woń lawendy pomieszanej z zapachem wina.
U kogoś innego ten mały wypadek wywołałby może niepokój, ale nie u Majki. Ona planowała już, co spakuje, co wyrzuci, jak zabezpieczy mieszkanie. Poczuła delikatne ukłucie smutku na myśl, że nie za rodziną będzie tęsknić, ale za przyjaciółką, Zośką. Patrząc na wszystko z drugiej strony, musiała przyznać, że to za sprawą rodziny właśnie miała skoczyć na głęboką wodę, zmieniając w swoim życiu praktycznie wszystko. Nieznana prababka, o której istnieniu dziś się dowiedziała, zapisała posiadłość najstarszej z córek kolejnego po sobie pokolenia. Matka Majki, a wcześniej jej babka, nie mogły jednak odziedziczyć spadku, bo po wojnie posiadłość przejęło państwo. Domostwo i przynależne mu zabudowania niszczały, nikt ich nie zamieszkiwał i dbano o nie, konserwując na tyle, by budynki się nie rozsypały, a wnętrza zachowały w stanie, który pozwalał na odrestaurowanie. W latach dziewięćdziesiątych oddano go rodzinie i Majka musiała ukończyć określony testamentem wiek, aby przejąć nad nim opiekę. Skąd takie ustalenia u nieboszczki, tego pani adwokat nie potrafiła wyjaśnić. Majątek mogła przejąć wyłącznie córka w momencie ukończenia trzydziestego roku życia. Gdyby Maja odrzuciła warunki, za trzy lata podobne warunki musiałaby spełnić młodsza siostra, Patrycja. Majka czuła się jednak, jakby złapała Pana Boga za nogi, i nie zamierzała go puścić.

Przerzuciła udo nad brzegiem wanny i – zachlapując łazienkę oraz przedpokój – na golasa powędrowała do kuchni. Wyjęła z szafki kieliszek, nalała doń wina do pełna i z uśmiechem na ustach wróciła do wanny. Po drodze wcisnęła jeszcze tylko odtwarzanie ulubionej płyty i otulona dźwiękami jazzu wsunęła się z powrotem pod lawendowo-winną pianę.

Znajdziesz ją w moim sklepie

Szukaj mnie też na Empik i Legimi

Zostaw Komentarz