Laleczka szefa rozdział 5

with Brak komentarzy

Laleczka szefa od Monika Liga

Przygodny seks

Magda

Dzięki za spędzenie ze mną czasu.

Aśka mówiła tak cicho, że ledwie ją słyszałam. Była smutna, czy raczej załamana. Właśnie wylano ją z pracy, przez redukcję zatrudnienia. Taki podano oficjalny powód, a ten prawdziwy był zupełnie inny. Potrzebowano jej stanowiska pracy dla kogoś. Musiało się zwolnić, bo córka koleżanki kierowniczki jej działu szukała zatrudnienia. Padło na Aśkę, bo jako jedyna była bez zobowiązań. Zobowiązaniami określano męża, dzieci i kredyty.

Mam wino, więc może napijesz się kieliszek? – zaproponowałam, chcąc być w jakikolwiek sposób pomocna.

Nie chcę alko – mruknęła. – Po prostu dzięki, że jesteś. Wino nie pomoże mi znaleźć pracy, a bez niej wiesz, jak będzie.

Tak – westchnęłam, znając realia życia Aśki. – Będziesz musiała wrócić do rodziców.

No właśnie.

Czego jak czego, ale przymusu mieszkania w domu rodzinnym, chciała uniknąć nade wszystko. Po pierwsze brała to za punkt honoru, a po drugie jej pokój został zagospodarowany. Już tydzień po wyprowadzce przemalowano go, a w miejscu łóżka tata postawił swoje biurko. Pokój córki przerobiono na gabinet i nie kryto radości z tej roszady.

Słuchaj, zawsze możesz się wprowadzić do mnie! – zaproponowałam, ożywiając się na tę odkrywczą myśl.

Jasne – sarknęła, spoglądając na mnie, krzywiąc się przy tym. – A jak mi się zachce bzykać, to przyprowadzę faceta, a tobie powiem, żebyś poszła do kina.

Ależ ty szukasz problemów! – Podałam jej napełniony kieliszek, z drugim usiadłam na kanapie naprzeciw niej. – Jak się będziesz chciała bzykać, to się bzykniesz w samochodzie. Albo w plenerze! Oczywiście pod warunkiem, że pogoda pozwoli! – dodałam, widząc, że już otwiera usta, przygotowując się do sprzeciwu. – Ale jasne, zawsze możesz po prostu wprowadzić się do gabinetu taty!

Byłam ciut złośliwa, ale nie należę do osób, które lamentują i użalają się nad sobą. Ja od razu szukam wyjścia z sytuacji i takim była moja propozycja, podzielenia się mieszkaniem z przyjaciółką w potrzebie.

Ja zwyczajnie muszę znaleźć pracę – odparła między kolejnymi łykami wina. – I to szybko, bo niestety nie mam oszczędności, ani zaskórniaków.

Ty słuchaj! – Wpadłam na tak genialny pomysł, że odstawiając kieliszek wina z impetem, aż otrzaskałam mu stopkę. Chcąc nie chcąc musiałam je dopić duszkiem, bo nie było innego sposobu na niewylanie go. – Zapytam u nas w firmie! Moje poprzednie stanowisko jest wolne, bo ja zastępuję laskę na macierzyńskim! Co ty na to?

Aśka w odpowiedzi rzuciła się na mnie, jakbym oznajmiła jej, że ma już tę robotę. Efekt był taki, że jej kieliszek spadł z niskiego stolika kawowego i potrzaskał się w drobny mak. Na szczęście był pusty.

W poniedziałek czekała mnie rozmowa z szefem. Dobrze, że byłam po kieliszku wina, bo łatwiej mi było podjąć decyzję o tym teraz. Słowo się rzekło, więc nie mogłam się już z niego wycofać. Zresztą w imię przyjaźni byłam gotowa na wiele. Poza tym teraz Aśka była w potrzebie. Następnym razem to ja mogłam potrzebować jej pomocy.

***

Endriu

Pogoda była jak marzenie. Słonecznie, ale zimno, czyli idealnie.
Co jakiś czas mijałem idących w dół ze zwyczajowym powitaniem, a poza tym otaczała mnie cisza. Choć i to nie do końca, bo słyszałem ptaki, które mimo pokrywającego wszystko śnieżnego puchu, nawoływały się pomiędzy drzewami.

Szedłem prawie niepodeptaną ścieżką, uważnie stawiając kroki. Pod podeszwami słyszałem skrzypienie śniegu, gdy miarowo ugniatałem go, pokonując kolejne metry szlaku. Męczyłem się i uspokajałem. Było mi dobrze, nawet bardzo. Obserwowałem piękno gór, skrzący się w słońcu śnieg i połyskujący odbitym światłem. Czysty i biały, czego nie sposób uświadczyć w mieście.

Późnym popołudniem dotarłem do schroniska. Późnym jak na góry. W mieście niekoniecznie.

Punkt szesnasta wszedłem do górskiej chaty, nad której wejściem, z dachu wzdłuż rynny zwisały sople.

Dzień doby!

Od wejścia przywitała mnie gromko, szczupła dziewczyna. Wyglądała, jakby miała wieczne ADHD. Uśmiechała się, patrząc, jak wchodzę i odkładam na ławę przy wejściu plecak.

Dzień dobry – odparłem, prostując się i rozciągnąłem ramiona.

Po dwóch godzinach marszu przyjemnie było dać im odpocząć. Niestety, chodzenie po górach wiąże się z noszeniem sporej ilości rzeczy na plecach. Ciuchów na zmianę, czy awaryjnego posiłku. Liofilizowane jedzenie zawsze miałem przy sobie. Tak na wszelki wypadek, gdybym miał utknąć gdzieś, gdzie nie ma możliwości zjedzenia czegoś pożywnego.

Widziałem, że dziewczyna czeka, bym podszedł do lady, za którą stała. Miejsce wyglądało jak recepcja hotelowa i punkt wydawania posiłków. W pomieszczeniu stały opasłe drewniane stoły, z ławami ustawionymi wzdłuż nich. Przy jednym siedziała kilkuosobowa rodzina i pałaszowała posiłek, którego zapach rozchodził się wokoło. Przed wejściem widziałem oparte o ścianę narty, więc opodal musiał się znajdować wyciąg narciarski. Czując smakowitą woń, zdałem sobie sprawę, jak głodny jestem. W brzuchu zaburczało mi donośnie, co nie umknęło blondynce.

Stołówka nadal podaje posiłki – mówiąc to, uśmiechała się z sympatią.

I całe szczęście – zaśmiałem się, rozpinając kurtkę, a następnie zdjąłem czapkę.

Jej wzrok powędrował na moją głowę i już widziałem tryby, pracujące w jej umyśle. Jakoś nigdy nie umiałem nie zauważać tego, jak ludzie przyglądają się mojej łysinie. Szczególnie kobiety. Mimo przyznania się już dawno przed sobą do kompleksów nigdy nie rozważałem przeszczepów włosów, a tym bardziej noszenia peruki. Natura nie dała mi owłosionej czupryny i takie zabiegi wydawały mi się zbytnio sztuczne.

Sztuczne! Dobre sobie! Tu poszedłem po całości, bo przecież zamówiłem sztuczną kobietę!

Czy macie państwo wolny pokój? – Odsunąłem od siebie myśli o lalce, która przecież lada dzień miała do mnie przyjechać i skupiłem się na sympatycznej twarzy dziewczyny.

Pół godziny później pałaszowałem drugi talerz żurku i nie potrafiłem się nachwalić zdolności kucharskich kobiety, która podała mi posiłek. Widziałem, że sprawiłem jej tym przyjemność, bo pokraśniała na twarzy, ale jakby i urosła o metr w górę.

A tutaj placek po węgiersku – postawiła przede mną drugie danie, na widok którego aż jęknąłem z zachwytu.

Mrugnęła do mnie, a ja skosztowałem i tego dania.

Ma pani fach w ręku – pochwaliłem tuż po tym, jak przełknąłem pierwszy kęs.

Nie tylko w ręku – zaśmiała się, a po chwili widziałem jej plecy, gdy odchodziła w kierunku kuchni, kręcąc przy tym biodrami.

Trochę mnie zaskoczyła, bo ewidentnie czułem, że to jakiś rodzaj podrywu. Utwierdziła mnie w tym, gdy przystanęła w drzwiach i puściła mi oczko. Uśmiechnąłem się w odpowiedzi i wzniosłem toast. Czym? Widelcem i nabitym na nim kawałkiem placka z sosem. Jedzenie było naprawdę wyśmienite. Podejrzewałem, że nie jedna knajpa dałaby wiele, by mieć w szeregach taką kucharkę.

O dziewiętnastej wykąpany i przyjemnie zmęczony położyłem się do łóżka w niewielkim pokoiku. Czułem ogarniającą mnie senność i mimo zaproszenia właścicieli schroniska, nie zszedłem na koncert gitarowy, który organizowali dzisiejszego wieczoru. Miało przyjść sporo osób, bo był to ponoć tutejszy zwyczaj, dzięki któremu okoliczna społeczność mogła się spotykać raz w miesiącu.

Słyszałem dobiegające mnie z dołu śmiechy i dźwięki gitary. Było mi dobrze i błogo, a otaczający mnie chłód sprawiał, że naciągnąłem kołdrę wraz z kocem pod samą brodę i poddałem się błogości, a po chwili odpłynąłem w sen.

We śnie zaatakowały mnie obrazy postaci Magdy. Znów śniłem, że całuje mnie w usta, a jej pełne piersi ocierają się o mój tors. Mruczy coś do mnie, obiecując rozkosz i obejmując mnie palcami. Oplata mnie dłonią, po czym opuszcza ciało, nabijając się na mnie. Jęknąłem, budząc się z majaków sennych. Mimo to przyjemność nie zelżała, lecz utrzymywała się na wysokim poziomie. To nie był sen, lecz faktycznie otaczało mnie mokre ciepło.

Gorączkowymi ruchami namacałem włącznik lampki, stojącej na nocnej szafce i oślepiony światłem, mrugałem, starając się dojrzeć, co się dzieje. Spojrzałem w dół na kołdrę, a przynajmniej miejsce, w którym być powinna. Zobaczyłem unoszącą się i opadającą głowę i usta obejmujące mojego fiuta.

Co?… – stęknąłem, bo umysł nie znalazł drogi do słów.

Cicho – mruknęła kobieta, wypuszczając penisa z ust. – Przyszłam z podwieczorkiem.

To była kucharka, która wcześniej podała mi przepyszny obiad. Teraz patrzyłem, jak rozgryza opakowanie z prezerwatywą, roztarguje je i wyciąga kondom. Nie spuszczała przy tym rozpalonego spojrzenia ze mnie.

Kurwa – warknąłem, gdy wargami objęła czubek mojego kutasa, by chwilę później usta zastąpić palcami, którymi docisnęła prezerwatywę.

Zamknąłem powieki, gdy rozwijała cienki lateks i stęknąłem, czując, jak pociera mnie dłonią.

Od razu wiedziałam, że w twoich majtkach znajdę skarb, ale że aż taki?!

Z wysiłkiem otworzyłem oczy i spojrzałem w jej roześmiane. Chciałem coś odpowiedzieć i zareagować w jakikolwiek sposób, ale nie byłem w stanie wydusić ani słowa. Tym bardziej że kobieta uniosła się, nakierowując sobą na mojego fiuta. Byłem zbytnio zaskoczony tą szybką akcją, by sklecić choć jedno składne zdanie.

Warknąłem tylko, gdy opuściła ciało i nabiła się na mnie. Nie dała mi czasu na zareagowanie, bo już po chwili ujeżdżała mnie, niczym Amazonka. To było przyjemne i pozbawione oporów i myśli. Nie było na nie miejsca ani czasu.

Słyszałem, że kobieta jęczy coraz głośniej, a jej ruchy stają się bardziej gwałtowne. Bardzo szybko wpadła w galop, by w pewnym momencie krzyknąć i zastygnąć w drżeniu. Czułem, jak jej cipka zaciska się na mnie i to te delikatne skurcze jej wnętrza doprowadziły mnie do orgazmu. Silnego i gwałtownego, ale nie do końca sycącego. To była fizyczna, obezwładniająca rozkosz, która jednak nie dosięga umysłu.

To było miłe – szepnęła tuż po tym, jak opadła na mnie całą sobą.

Jej włosy zakryły mi twarz, zmuszając moje oczy do zamknięcia się. I tak już zostały, gdyż powieki były zbyt ciężkie, jakby je ktoś pokrył ołowiem.

Potwierdzam – szepnąłem resztką sił, po czym zapadłem w obezwładniający sen.

Znajdziesz ją w moim sklepie​

Szukaj mnie też na Empik i Legimi

Zostaw Komentarz