Rozdział czwarty
Chciała coś powiedzieć, bo przecież nie mógł jej znać, tak jak i ona widziała go po raz pierwszy w życiu. Nie wydała jednak z siebie ani jednego dźwięku, gdy jej wzrok padł na biały wzór zygzakiem biegnący wzdłuż obrzeża kołnierza kurtki. Pamiętała takie zdjęcia z filmów, te same guziki z orzełkiem i zieleń płótna. Mężczyzna ubrany był w mundur, spod którego wystawał biały kołnierzyk koszuli.
– Tęskniłem. – Wyciągnął dłonie, zagarniając Majkę. – Bardzo.
Przyciągnął ją, docisnął mocno do siebie. Poczuła, że jest podniecony. Twarde podbrzusze napierało na jej brzuch, zaborcza dłoń uniosła podbródek. Była zbytnio zszokowana, by zareagować, gdy ją pocałował. Nie poruszyła się, a jedynie zezowała na jego twarz, chcąc zrozumieć, co się właśnie dzieje. Gdy poczuła, że podciąga jej sukienkę, szarpnęła się do tyłu, chcąc oswobodzić.
– Wyrywaj się, Różyczko. – Zaśmiał się, na chwilę odrywając usta od jej ust. – Wiem, że lubisz, gdy biorę cię siłą. Też mnie to podnieca.
I znów ją pocałował, pogłębiając penetrację, smakując usta językiem. Dłońmi dotarł do bielizny, wsunął palce pod materiał i szarpnął. W odruchu pisnęła i spróbowała się cofnąć. Nie rozumiała, co się tutaj działo. Chciała krzyknąć, lecz głos uwiązł jej w gardle, gdy szorstkie palce wcisnęły się między pośladki, przesunęły niżej.
– Zawsze mokra dla mnie – szepnął wtulony w jej usta, wsuwając w nią palec. – Tak mi tego brakowało. Tyle dni czekałem.
Jęknęła, gdy drugi palec dołączył do pieszczoty. Kolana ugięły się pod nią i byłaby upadła, gdyby nie mężczyzna. Pochylił się, wsunął dłoń pod jej kolana i podźwignął. Niósł ją na rękach, kierując się ku łóżku. Majka chciała zaprotestować, ale podniecenie, które wybuchło w jej wnętrzu, spowodowało, że nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Położył ją na miękkiej pościeli i, nie odrywając rozpalonego wzroku od twarzy Majki, kolejno rozpinał guziki munduru, później koszuli. Zsunął materiał z ramion, rzucił na podłogę. Podziwiała surowość urody mężczyzny. Szerokie ramiona, włosy pokrywające klatkę piersiową, zwężające się ścieżką ku dołowi i niknące za paskiem spodni.
– Chodź do mnie. – Brzmiała zmysłowo, nie poznała swojego głosu. Mówiły jej usta, umysł nie brał w tym udziału. – Teraz.
Opuściła dłonie, podciągając sukienkę, w końcu zdjęła ją przez głowę. Widziała, że mężczyzna jak najszybciej chce pozbyć się reszty ubrań, szarpiąc pasek spodni jedną dłonią, drugą rozpinając guziki rozporka. Zdjął je kilkoma szybkimi ruchami razem z butami. Wyprostował się, więc mogła teraz zobaczyć w pełni jego podniecenie. Przełknęła ślinę i oblizała usta, czując nagłą suchość w gardle.
– Nie każ mi cierpieć bez ciebie, Józefie. Nie, gdy mam cię tak blisko – wyszeptała, wyciągając ku niemu ramiona.
– Nie będziesz cierpieć. – Opadł na nią, opierając dłonie po bokach jej głowy. – Będzie wręcz odwrotnie – dodał z uśmiechem.
Majce przemknęło przez myśl, że to wszystko jest zbyt dziwne, a ona sama reaguje niedorzecznie. Zachowuje się nienormalnie, nie jak ona. Nie pozwoliła się dotąd uwieść obcemu, nie mówiąc już o seksie przy pierwszym spotkaniu. Był przystojny, seksowny i rozpalał ją samym wzrokiem, ale to wszystko było jakieś takie…
Myśli zniknęły, zastąpiła je potrzeba gwałtownego wciągnięcia powietrza w momencie, gdy mężczyzna cofnął biodra, po czym wszedł w jej mokre wnętrze jednym płynnym ruchem. Uda Majki objęły jego biodra, ramiona przyciągały, by poczuć go bardziej. Teraz oddawała pocałunek, a raczej spijała pieszczotę ust, mrucząc przy tym i wychodząc biodrami naprzeciw jego pchnięciom. Czuła, jak szczelnie wypełnia jej wnętrze. Zapach skóry drażnił zmysł powonienia. Było tak, jakby pierwszy raz w życiu poznała woń seksu i podniecenia. Mężczyzna galopował, uderzając zapamiętale biodrami.
– Józef – jęknęła, czując napływające do oczu światło. – Tak!
Ciało opanowało gwałtowne drżenie, powieki zacisnęły się, usta rozchyliły w pełnym zachwytu krzyku.
Majka opadła na kolana, podpierając się ramieniem, drugą ręką łapiąc za brzuch. Drżała, dysząc ciężko. Strużka śliny zwisała jej z ust, oczy piekły łzami. Orgazm słabł, powoli zwracając jej świadomość.
Usiadła pośladkami na pięty, nieprzytomnie rozglądając się wokoło. Nie poznawała pokoju, w którym była, jakby znalazła się w innym miejscu. Ten okazał się tak samo zaniedbany jak pomieszczenie na dole. Poszarzałe ściany, starte, matowe deski podłogi i brak mebli. Okno naprzeciw niej było zamknięte, brudne, ale całe. Nie widziała zasłon i firan, a słońce słabo przebijało się przez zanieczyszczoną powierzchnię szkła. Nie zobaczyła łóżka, na którym przed chwilą uprawiała seks.
– Co to było?
Spojrzała w dół i stwierdziła, że jest w pełni ubrana. Pomacała biodro, wyczuła pasek majtek. Spróbowała wstać, pomagając sobie dłońmi, podtrzymując się futryny drzwi. Kolana miała jak z waty. Uda drżały, jakby przebiegła maraton. Nie czuła przerażenia, choć było to najdziwniejsze wydarzenie w jej życiu.
Dłuższy czas rozglądała się po pokoju, kręcąc przecząco głową. W końcu wycofała się i nie rozglądając na boki, ani za siebie, szła ku schodom. Schodziła po nich powoli, wciąż zaprzeczając ruchem głowy. Przeszła przez salon i na dwór. Podmuch ciepłego wiatru kontrastował z chłodem w salonie. Zamrugała, zmrużyła oczy. Zachodzące słońce nie było już tak ciepłe, jak w momencie gdy wchodziła do budynku. Podeszła do auta, sięgnęła po torebkę i telefon.
– Co takiego? – Z niedowierzaniem patrzyła na wyświetlającą się na ekranie godzinę. – Osiemnasta? Kiedy to minęło? Przecież dopiero było po trzeciej!
Musiała to przemyśleć, ale nieznośne ssanie w żołądku uświadomiło jej, że poza hot dogiem nic tego dnia nie jadła. Zarzuciła torebkę na ramię i rozglądając się za Jajnikiem, skierowała kroki ku drugiemu wjazdowi do majątku, czyli tam, gdzie podreptała wcześniej Kazimiera.
– Miałam być za godzinę, a jej nie zdziwiło, że minęły trzy, a mnie nie ma – gderała pod nosem, maszerując raźno w kierunku niewielkiego domku.
Wzięła go za dom mieszkalny Kazi przede wszystkim przez firanki, które powiewały w niewielkim otwartym okienku. Gdy podeszła do uchylonych drzwi, przywitało ją znajome szczekanie.
– Ty powsinogo niewierny – mruczała, przesuwając podeszwami butów o wycieraczkę. – To ja! – zawołała, by nie wystraszyć gospodyni.
Starsza kobieta mieszkała sama, była pewnie przyzwyczajona do samotności. Zaraz po przestąpieniu progu Maja krzyknęła przestraszona, gdy z wnętrza przedpokoju, gdacząc wniebogłosy, wybiegła kura, a w ślad za nią Jajnik.
– Chodź, chodź. – Kazimiera wychyliła się z drzwi znajdujących się na końcu korytarza. – Długo ci zeszło.
Majka była pewna, że kobieta uśmiechnęła się figlarnie i mrugnęła do niej, po czym wróciła do przerwanego zajęcia, znikając jej z oczu. Dziewczyna weszła do domu, zaciągając się smakowitymi zapachami. Skutek był taki, że ssanie w żołądku nasiliło się jeszcze bardziej.
– Nie wiem, jakim cudem minęło tyle czasu – przyznała, wchodząc do kuchni. – Mam wrażenie, jakby minęły minuty, nie godziny.
– Siadaj przy stole. – Kazia z garnkiem w rękach podeszła do stołu, na którym stały już dwa przygotowane nakrycia. – Tutaj dzieją się różne, nie do końca jasne zjawiska. – Postawiła garnek na metalowej podkładce, zdjęła pokrywkę. – Myślę, że Olek wyjaśni ci więcej. Teraz zajadaj.
Nałożyła Majce solidną porcję gulaszu, po czym klapnęła po drugiej stronie stolika. Przyglądała się z uśmiechem dziewczynie, gdy ta bez słowa pałaszowała jej potrawkę.
– To jak chcesz wyremontować taki duży dom i folwark w trzy lata? – Kazia przysunęła do dziewczyny garnek, zachęcając tym gestem, by dolała sobie jeszcze.
– Nie wiem. – Z pełnym brzuchem spokojniej patrzyła na wydarzenia, które miały miejsce w pałacu. – Tak po prawdzie, to skorzystałam z okazji, żeby zmienić coś w życiu. Wyrzucili mnie z pracy, więc łatwiej było podjąć decyzję.
– A mężczyzna nie będzie tęsknił? – Babulina zmrużyła oczy. – Młodaś i ładna, to się pewnie jakiś koło ciebie kręci.
– Kręcili się, ale się odkręcili. – Wzruszyła ramionami. Miała świadomość, że Kazia ciągnie ją za język. Nie dziwiła się temu, bo przecież dziedzicząc posiadłość, weszła automatycznie w rolę jej pracodawcy. – Chcieli więcej brać, niż z siebie dać.
– A bo miastowi to takie dupy wołowe się zrobili. – Zaśmiała się, machając lekceważąco dłonią. – Widzę po letnikach, co to wynajmują domki w miasteczku. Sprzątam tam dorywczo, to i się naoglądam co niemiara. Kobity biegają wokoło, a ci se siedzą z piwem i tyle ich zajęcia. W sumie to zawsze takie chłopy były, ale te młode, co się teraz widzi, to nie wiadomo, czy to jeszcze chłopaki, czy może dziewczyny. – Zaplotła dłonie pod piersiami, odchylając się na krześle. – Tak się do siebie poupodabniali, że płeć ciężko rozpoznać. Nie to, co kiedyś. Stare chłopy brzydkie, ale ci młodzi, to przynajmniej wyglądali. Jak malowani. Jak sobie przypomnę zdjęcia taty w mundurze… Ech! – westchnęła, wstając. – Prawdziwych chłopów już nie ma.
– Dlatego nie szukam żadnego. – Majka zaśmiała się, widząc, że nawiązała się między nią i starszą panią nić porozumienia. – Do niczego mi mężczyzna nie jest potrzebny. Lepiej mi samej i to się nie zmieni.
W tym momencie dobiegło do jej uszu szuranie czyichś butów. Ktoś przyszedł.
– Olek, dziecko. – Babulina podskoczyła dziarsko, klaszcząc z radością w dłonie. – Dobrze, że przyszedłeś, bo dziedziczka właśnie przyjechała. Chodź najpierw zjeść, a później dziewczynę oprowadzisz po jej włościach.
Majka wstała i z uśmiechem obróciła się do nowoprzybyłego, by się przywitać. Głos uwiązł jej w gardle, gdy zobaczyła jego twarz. Przed nią, z równie osłupiałą miną, stał mężczyzna, którego widziała w domu. Ta sama twarz, oczy i postura, może tylko inne włosy.
Stali oniemiali, wpatrując się w siebie, a zza okna dobiegało szczekanie Jajnika.
Zostaw Komentarz