fbpx

Dama i kochanka rozdział 2

with Brak komentarzy

Dama i kochanka od Monika Liga

Rozdział 2

Takich wnętrz Marlena nie miała okazji dotąd oglądać.
Tak naprawdę, to pierwszy raz widziała coś poza zimnymi i surowymi w swej prostocie, murami klasztoru. Została przywieziona do niego jako dziecko i nie pamiętała nic, sprzed tego momentu. Ani faktu umieszczenia jej w klasztorze. Nic, poza przerażeniem kilkuletniej dziewczynki. Ponoć rodzice umarli, ponoć nie ma nikogo innego z dalszej, czy bliższej rodziny. Same niewiadome. Nic, czego można by się uczepić, by szukać swej rodziny.

Przemknęła przez głowę Marleny myśl, że może oto jej życie ma się odmienić i stanie się możliwym to, by jednak powróciła do przeszłości.

Nie myśleć tak – Nakazała sobie. – Nie będzie marzyła o czymś, co jest aż tak odległe.

Marzenie nie opuściło jednak jej czystego i nie nastawionego na pragnienia umysłu. W tak pięknym miejscu marzenia wykwitały wręcz samoistnie i pączkowały, wywołując uśmiech na młodzieńczej twarzy.

Leżała na wysokim łóżku, napawając się miękkością i zapachem białej pościeli. Dotąd spała tylko na szorstkim prześcieradle, twardym materacu, a nos atakowała woń krochmalu i nic poza nią. Teraz pieściła jej skórę gładź ześlizgująca się z ramion i woń róż.
Jutro dowie się, czego od niej będą wymagać. Że służącą, garkotłukiem w kuchni nie będzie, to było dla niej logiczne i całkowicie jasne. Nie ugaszcza się pomocy kuchennej w miejscu tak eleganckim, jak to.
Może stanie się kimś do towarzystwa, dla jakiejś bogatej dziedziczki. Ktoś z wyższych sfer i ona, Marlena, jako towarzyszka?
Innego pomysłu nie miała, bo też skąd by go miała mieć? W klasztorze brak było dostępu do książek, o prasie nie wspominając już. Jej wiedza dotycząca świata zewnętrznego kończyła się w miejscu, do którego docierał wzrok. Las przy murach klasztoru z trzech stron i opadająca w dół wzniesienia droga, wiodąca do wsi.
We wsi nie była jednak nigdy.
Teraz zadziwiało ją wszystko wokół, każdy detal wystroju pomieszczenia. Wygięcie zdobień żyrandoli i złoty odcień klamek. Obrazy na ścianach i świeże kwiaty w wazonach były czymś, co odbierała jako fanaberię, jednak zachwyciła się tym również.
Usnęła spokojnie, zapominając o głodzie, czy raczej nie odczuwając go przez podekscytowanie, które nakarmiło wszystkie zmysły dziewczyny. Nie obudziła się nawet, gdy pokojowa postawiła posiłek na szafce przy łóżku.
Spała i nie śniła.

Rankiem, pani Ludwika zastała dziewczynę klęczącą przy łóżku i zatopioną w zwyczajowej modlitwie porannej. Przystanęła we wpółotwartych drzwiach zachwycona tym, co widzą jej wiekowe oczy. Modlące się, piękne dziewczę, skupienie i spokój w którym tkwiło, było czymś tak odmiennym i niespotykanym w obecnych czasach.
Panowało wyzwolenie obyczajowe kobiet. Sukienki nosiło się coraz krótsze i bardziej obcisłe. Kobiety paliły publicznie tytoń, a ich fryzury stawały się coraz bardziej męskie.
Dziewczyna przy łóżku była zaprzeczeniem mody, która nastała. Naturalnie piękna i niewinnie świeża. Jakby nietknięta cywilizacją.
I oto ona, Ludwika pojawiła się, by zmienić tej różyczce życie i zbrukać niewinność.
Targały nią sprzeczne uczucia. Z jednej strony brzydziła się tym, co miała zrobić, z drugiej wiedziała, że plan babki – wieszczki jest jedynym, który ma szanse na powodzenie.

Zamknęła za sobą drzwi i usiadła w wygodnym fotelu, w rogu pokoju. Nie przerywała modlitwy Marleny, przyglądała się dziewczynie. Myślała o dziwacznej umowie, którą podpisała z przyjacielem Ignacego, Tadeuszem. Teraz musiała przedstawić ją jeszcze tej dziewczynie i wierzyła, że kobieca intuicja pomoże jej przekazać wszystko w łatwej do przyjęcia, przez Marlenę, formie.

– Witaj, Marleno – powiedziała spokojnym głosem widząc, że dziewczyna przeżegnała się, kończąc tym samym modlitwę i wstając. – Mam nadzieję, że wyspałaś się dzisiejszej nocy.
– Dziękuję pani. – Drgnęła przestraszona, lecz szybko oblekła twarz w spokój. – Takiej wygody w łożu dotąd nie zaznałam.
– Cieszy mnie to. – Uśmiechnęła się Ludwika, myśląc równocześnie o innych rzeczach, których dane jej będzie zaznać w łożu. – Zanim zjesz śniadanie i ruszymy w dalszą podróż, chcę ci dziecko drogie przedstawić plan, którego częścią się staniesz.
– Tak pani. – Marlena stała pokornie, jak zazwyczaj miało to miejsce przy Matce Przełożonej.
– Usiądź więc proszę i nie przerywaj, nim wyjaśnię ci wszystko ze szczegółami. – Odchyliła się wygodnie na miękkie oparcie stylowego fotela. – Pierwszą reakcją będzie szok, lecz zważ na to, że zmieniając ci życie, chcę je zmienić również wielu ludziom. Tylko i wyłącznie na lepsze! – Uniosła palec, niczym symbol wykrzyknika. – Poświęcenie jest tutaj nieodzowne.

Marlena usiadła i pozostała w niezmienionej pozycji przez kolejne trzy kwadranse.
To, co działo się w jej wnętrzu, gdy słuchała słów Ludwiki, wywołało zimny pot na całym ciele, zwinięcie się żołądka w supełek, w końcu odruch wymiotny, który udało jej się jednak pokonać i łzy. Tych ostatnich nie była w stanie powstrzymać.

– Teraz cię zostawię. – Ludwika uniosła się powoli z fotela. – Zjedz coś, dopełnij toalety i zadecyduj, czy jesteś w stanie zaryzykować próbę, czy mam cię odwieźć do klasztoru.

I wyszła z pokoju.
Chwilę później Marlena zawisła nad toaletą, wymiotując kwasem żołądkowym i płacząc z wysiłku.
Przez kolejną godzinę siedziała na zimnych kaflach podłogi i myślała. Łzy nie pojawiły się już, wymioty również. Wiedziała, że stoi przed najtrudniejszym wyborem w życiu. Zdecydowała już jednak. Zaryzykuje, byle nie wracać do zakonu. Tam nie czeka na nią nic porywającego, żadne zmiany nie wniosą przygody i radości w jej życie. Na zakonnicę nie nadawała się. Wiedziała to od zawsze.

Zjadła śniadanie, rozczesała i zaplotła włosy w ciasny warkocz.
Usiadła w fotelu, tym samym w którym Ludwika przedstawiła swoje względem niej plany i czekała.

POCZĄTEK KSZTAŁTOWANIA

– Zaczniemy od wizyty u pewnej mądrej specjalistki – mówiła Ludwika, gdy opuściwszy hotel, skierowały kroki ku limuzynie, z czekającym na nie szoferem. – Więcej szczegółów podam ci, gdy dotrzemy na miejsce.

Ludwika nie chciała rozmów o sprawie przy szoferze. Zauważyła wzrok, którym badał odbicie dziewczyny we wstecznym lusterku i później, gdy ta wysiadła z auta. Lepkie spojrzenie, biegające po okrytym bezkształtnym ubiorem, ciele. Jej sprawa musiała pozostać tajemnicą tak długo, jak było to możliwe, a najlepiej po wsze czasy.
Służba plotkowała, a najchętniej właśnie o swych chlebodawcach. Gdyby jakakolwiek plotka zbyt wcześnie dotarła do męża, lub co gorsze do Ignacego, cały jej plan mógłby spalić na panewce. Znalazłaby się wtedy w niezręcznej sytuacji ona sama, a w jeszcze gorszej dziewczyna. Już i tak zbyt wiele słów padło przy szoferze dzień wcześniej, w drodze do hotelu. Będzie musiała uciszyć go pieniędzmi i wiedzą o tym, z kim ten spotyka się potajemnie. Mężczyzna nie wiedział, że do Ludwiki dotarły plotki na temat jego schadzek z młodą żoną zaprzyjaźnionego właściciela fabryki papierosów. Jego żona zwierzyła się z tego kiedyś Ludwice, podczas jednego z bankietów, a Ludwika zrozumiała ją i dała swe błogosławieństwo temu związkowi. Jak bowiem może sprostać chuci targającej dwudziestoletnim ciałem kobiety, schorowany sześćdziesięciolatek? Młoda żona pragnęła więcej, niż mógł jej dać przeszło trzy razy starszy mąż. On natomiast obnosił się na salonach swą piękną żoną, niczym trofeum z polowania.
Szofer wypełnił lukę w pragnieniach młodej kobiety i jej gorące ciało swą niezłomnością i chucią.
Ludwika postanowiła zakomunikować swoją wiedzę szoferowi wiedząc, że nie zaryzykuje on utraty dostępu do młodej bogaczki, jej gorącego ciała i drogich prezentów, którymi obsypywała go w zamian za zaangażowanie, w bojach miłosnych.
To będzie układ wymienny i kto wie, czy ów szofer nie przyda się jeszcze kiedyś Ludwice.

Dojechali do obrzeży miasta i spokojna, wręcz senna dotąd Marlena wyprostowała się na miękkim siedzeniu i łapczywie pochłaniała wzrokiem obrazy za oknem. Ludzie w eleganckich strojach byli dla niej tak samo egzotyczni, jak ci roboczo ubrani, czy nawet uliczne obdartusy.
Ona chłonęła świat zewnętrzny, którego dotąd nie znała. Szofer natomiast spijał obrazki z lusterka wstecznego. Rumieńce na bladym licu i rozszerzone oczy, a nawet podniecony oddech unoszący szybko pierś dziewczyny. Niewiele brakowało, a potrąciłby rowerzystę, który wjechał nagle na ulicę, zajeżdżając drogę autu. Pisk opon, przerażenie w oczach Ludwiki i Marlena zapierająca się dłońmi o przednie siedzenie pasażera, gdy ostro wyhamował pojazd. Piersi dziewczyny podskoczyły tak kusząco, że mężczyzna nie miał wątpliwości czyj widok będzie mu towarzyszył podczas samotnych zabaw własnym ciałem.

Zajechali przed wysoki budynek w centrum miasta w momencie, gdy zegar dzwonnicy przy rynku wybijał południe. Dla Ludwiki miało to wydźwięk wręcz duchowy.
Północ dla duchów, południe dla aniołów. Jeden z aniołów szedł obok niej i choć starał się statecznie i spokojnie rozglądać wokoło, to jednak żar bijący z oczu Marleny mówił Ludwice, że to dziewczę zostało wybrane przez jej starą przyjaciółkę idealnie.
Z czułością pomyślała o Matce Przełożonej, a w rzeczywistości kobiecie wielce skrzywdzonej przez ojca. Jeśli plan Ludwiki powiedzie się, to dług zakonnicy zostanie spłacony z nawiązką.

Kiedyś Ludwika wyrwała z rąk ojca okrutnika i dzięki własnemu ojcu, umieściła koleżankę w zakonie. Po wielu latach kształcenia Anastazji na zakonnicę, znów przyczyniła się, z pomocą teścia, do jej awansu. Anastazja dzięki inteligencji, powściągliwości i empatii połączonej z żyłką do interesów, przejęła w końcu zarządzanie zakonem i kierowała wianuszkiem dusz, które poznała i oceniła, jak widać, mądrze.

– Chodźmy, dziecko. – Zachęcająco uśmiechnęła się do Marleny. – Poznam cię z kimś ciekawym i mądrym równocześnie. Uwierz proszę, że połączenie tych dwu cech w kobiecie, jest czymś wyjątkowym i rzadko spotykanym. – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Zostaniesz tutaj przez czas jakiś i będziesz uczona mądrości, jakie może przekazać jedynie kobieta innej kobiecie.

Marlena zachowała milczenie i obserwowała wyłącznie. Czuła, że zbliża się ku tajemnicy i z podniecenia nieznanym, jeżyły jej się włoski na karku. Cieszyła się i ekscytowała tym, czego nie była dotąd świadoma.

– Witam was, moje drogie. – Smukła i idealnie piękna, w oczach Marleny kobieta, otworzyła im drzwi eleganckiej willi. – Zapraszam i całuję. – Ucałowała powietrze przy policzku Ludwiki, po czym położyła dłonie na ramionach Marleny i spojrzeniem pełnym roziskrzonej radości, zajrzała w oczy dziewczyny. – To ty jesteś tą wybranką miłosnego szczęścia i fortuny? Nie dziwię się dziecko. – Przyłożyła wypielęgnowaną dłoń do jej policzka. – Światło, jakie w tobie lśni, zdarza się rzadko. Masz wszelkie przymioty, by siec swym urokiem rzeszę mężczyzn. Ja jestem tu wyłącznie po to, by pomóc ci zrozumieć własne piękno. Jestem tu, byś uwierzyła w swoją wyjątkowość.

I ustąpiła kobietom przejścia w drzwiach, zapraszając tym samym do środka.

Marlena weszła w wyjątkową, nasyconą kolorami i zapachami przestrzeń. Nadmiar czerwieni i miękkości aksamitnego materiału wokół i wyciszający dźwięki gruby dywan. Wszystko to działało na zmysły i pobudzało Marlenę. Czuła nakaz ciała i umysłu, by poruszać się ciszej i płynniej. Nie była w zwykłej przestrzeni, lecz w miejscu, gdzie należało czuć bardziej i odbierać głębiej. Nie rozumiała źródła tych odczuć, ale nie obchodziło ją źródło. Zafascynował natomiast zapach kadzideł i ciężka woń perfum, którymi nasiąkły bordowe zasłony w oknach.
Zapach perfum i jeszcze czegoś. To coś, było ulotne i skrobało dziwacznie brzuch Marleny.
To skrobanie odbierała dwojako. Z jednej strony boleśnie i fizycznie0-, z drugiej jednak tak głęboko w trzewiach, jak tylko odbierała dotąd modlitwę.

To, co ssało Marlenie w trzewiach dziwnym głodem, którego dotąd nie znała. Było czymś nieziemsko ulotnym i eterycznym. Połączenie modlitwy i bluzgania, przeciw boskiej czystości. Dwa odczucia w jednym momencie. zachwyt dla samej siebie i pogarda równocześnie. Kontrast w postrzeganiu własnych uczuć. Abstrakcja bez głębszego sensu.
Nic, o czym się dotąd uczyła.

Znajdziesz ją w moim sklepie

Zostaw Komentarz